Rozdział 11

Dane usiadł, opuścił nogi i szybko wstał z sofy. Koc, którym był przykryty, osunął się na podłogę.

– Czyli co się dzieje? – Spodnie od dresu, które miał na sobie, zjechały poniżej poziomu brzucha. Szybko podciągnął je do góry. Złapał ją za ręce. – Co takiego, Nick? Coś wiesz?

– Tak. Wczoraj zasnął pan jak dziecko. Obudziłam się, nie mogłam znowu zasnąć, więc włączyłam telewizor. Jest taki program, na pierwszym kanale, zupełnie nowy, zaczęli go nadawać prawdopodobnie kilka tygodni temu. Leci o jedenastej, ma tytuł „Superagent”. Mowa była o tych morderstwach w Chicago i o tym, jak agent federalny je rozwiązał. To było coś w rodzaju „Z archiwum X”, takie historie, od których człowiek dostaje gęsiej skórki i później boi się nocą wyjrzeć przez okno. Program nie przykuwał zbytnio mojej uwagi do momentu, aż pojawił się przerażający gość w konfesjonale. Mówił księdzu o tym, co zrobił i drwił z niego, opowiadając o ludziach, których zabił. Gdy ksiądz prosił go, by przestał, facet roześmiał się i strzelił mu prosto w czoło. I wtedy mnie olśniło. To nie było o morderstwach popełnionych w Chicago, to było zupełnie jak morderstwa popełnione tu, w San Francisco.

Dane zmarszczył czoło i zanurzył palce we włosach, w końcu powiedział:

– Próbuje mi pani powiedzieć, że jakiś dupek zamordował mojego brata, bo postępował tak, jak w scenariuszu jakiegoś idiotycznego programu telewizyjnego?

– Tak. Kiedy program się skończył, przeczytałam wszystkie napisy końcowe i zapisałam, co tylko się dało.

Dane ponownie schwycił się za włosy, wziął głęboki oddech i powiedział:

– Teraz zamówię kawę, a później opowie mi pani wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami. Jasna cholera! Zadzwonię do Deliona. Jest pani pewna tego, co mówi, Nick?

– Absolutnie. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Chciałam nawet pana obudzić, ale doszłam do wniosku, że w środku nocy niewiele może pan zrobić. Do tego był pan bardzo zmęczony.

– Rzeczywiście.


LOS ANGELES


O dziewiątej rano wylądowali w Los Angeles. Nick została przepuszczona przez bramki, mimo braku dokumentu potwierdzającego tożsamość po tym, jak Delion wypełnił w trzech egzemplarzach dokumenty i rozmawiał z dwoma zwierzchnikami. Po pół godzinie inspektor Delion, agent specjalny Carver i kobieta nieposługująca się żadnym tytułem, przedstawiana przez współtowarzyszy jako panna Nick Jones, weszli do biura producenta Franka Pauleya. Narożne okno jego gabinetu wychodziło na Pico, jedną z najbiedniejszych dzielnic w Los Angeles, zamieszkaną głównie przez emigrantów, w głębi widać było ocean. Był ledwie widoczny, bo nad miastem zawisł ciężki, szary smog, ale widać było pole golfowe. Pan Pauley był wysokim, szczupłym mężczyzną, o przyjaznym wyglądzie. Był też bardzo blady. Coś tu jest nie tak, pomyślała Nick.

Czy nie każdy w Los Angeles powinien być opalony od stóp do głów? Wyglądał na czterdzieści parę lat. Kiedy ich zobaczył, uśmiechnął się miło, choć nieco nerwowo. Nie mogła mieć o to do niego pretensji.

Podał im po kolei dłoń na powitanie, zaproponował kawę i wskazał szarą sofę, długą na sześć metrów. Naprzeciwko sofy stały krzesła, wszystkie szare i trzy stoliki do kawy dzielące przestrzeń.

Frank Pauley powiedział, machając ręką w kierunku sofy:

– Jestem tu nowy. Odziedziczyłem to biuro i wszystkie te szarości po poprzednim producencie. Mówił, że duża kanapa jest mu potrzebna do castingów. – Szeroko uśmiechnął się do Nick, która nie odwzajemniła jego uśmiechu, i powiedział:

– Zadzwonił pan do mnie, inspektorze Delion, bo uważa pan, że morderstwa, pokazywane ostatniej nocy w programie „Superagent”, przypominają morderstwa popełnione w San Francisco w ciągu ostatnich dziesięciu dni.

– Zgadza się – potwierdził Delion. – Zanim zaczniemy omawiać problem, chcielibyśmy zobaczyć ten program, porównać okoliczności, podjąć decyzje. Jak na razie, tylko panna Jones go widziała.

– To rzeczywiście bardzo niepokojące. Proszę chwilę poczekać.

Frank Pauley odwrócił się do szarego telefonu i wystukał numer.

– Dzięki Bogu, zostały wyemitowane tylko dwa odcinki programu – skomentowała Nick.

– Obejrzymy oba odcinki, panie Pauley – powiedział Dane.

– Jeśli chcemy je porównać do wydarzeń z San Francisco, musimy sprawdzić, czy były popełnione zbrodnie wzorowane na pierwszym odcinku. Nie mamy sposobu, by dowiedzieć się, czy morderca będzie dalej zabijał, jeśli przestaniecie emitować kolejne odcinki programu. Ale przypuszczam, że studio ogłosi zakończenie emisji programu?

Frank Pauley odchrząknął.

– Powiem wprost: nasi prawnicy zdecydowali, że natychmiast przerywamy program i przystajemy na współpracę z wami. Oczywiście jesteśmy wstrząśnięci tym, że jakiś szaleniec rzeczywiście mógł to zrobić pod wpływem programu. Sprawdzimy, czy ten odcinek odpowiada morderstwom w San Francisco.

– Doceniamy to. Oczywiście, może pan mieć wątpliwości dotyczące kwestii prawnych – powiedział Dane.

– Zawsze je mamy – odparł Frank Pauley. – Czekają na nas w pokoju pięćdziesiąt jeden.

– Pięćdziesiąt jeden? – zapytała Nick.

– To dowcip, panno Jones, mały filmowy dowcip. To jest nasze własne, prywatne kino. Jeśli państwo chcą, to zaraz możemy obejrzeć pierwszy i drugi odcinek.

– Później przydałoby się zobaczyć trzeci odcinek – wtrącił Delion.

– Nie ma sprawy – powiedział Pauley, machając lewą dłonią ozdobioną czterema diamentowymi pierścieniami.

Dane czuł się zdegustowany. Może dały mu je cztery żony, tutaj, w Los Angeles, nigdy nic nie wiadomo.

Usiedli w małym, zaciemnionym kinie i oglądali drugi odcinek programu „Superagent”.

Miasto Chicago, kościół świętego Jana, ksiądz Paul. Dane patrzył, jak ksiądz Paul słucha człowieka opowiadającego mu o morderstwie, które właśnie popełnił – zatłukł na śmierć pałką pewną starą kobietę. I nie obnosił się z tym. Ale zaraz, ona była kolejną straconą duszą z parafii księdza Paula, czyż nie? Dwie noce później, czarny aktywista został uduszony garotą przed wejściem do klubu, tak, kolejna stracona dusza z parafii księdza Paula. Co z tym zrobi ksiądz? Morderca drwi z przekonań księdza, ma pretensję do Kościoła, że jest doskonałym schronieniem dla ludzi, którzy nie są w stanie stawić czoła prawdziwemu życiu, że ksiądz jest tylko tchórzem, który musi trzymać język za zębami, ponieważ obowiązują go jakieś zupełnie bezsensowne zasady. Czy tak nie jest? Podczas czwartego i ostatniego spotkania, po dwóch morderstwach, ksiądz załamuje się. Szlocha, wstawia się za mordercą, wściekły na Boga, że pozwala, by taki potwór istniał, wściekły na swoją własną głęboką wiarę, nienawidząc swojej bezsilności.

Morderca, śmiejąc się szyderczo, mówi mu: żyjesz jak tchórz i umrzesz jak tchórz i strzela księdzu w czoło.

Dane pochylił się i wyłączył projektor. Zwrócił się do Pauleya:

– Pana scenarzyści popełnili tu błąd. Ksiądz jest zobowiązany zachować tajemnicę pod warunkiem, że jest to prawdziwa spowiedź, czyli wtedy, kiedy przystępujący do spowiedzi czuje prawdziwą skruchę. W sytuacji takiej jak tu, gdzie facet kpi z sakramentu, ksiądz nie jest zobowiązany dotrzymać tajemnicy spowiedzi.

– Ale ja myślałem… – zaczął Pauley.

– Wiem – powiedział Dane. – Wszyscy tak myślą, ale Kościół czyni tu wyjątek. A teraz, proszę mi wybaczyć, będę na korytarzu.

Tak naprawdę nie zniósłby kolejnej minuty programu. Oparł się o ścianę, zamknął oczy, próbował wziąć się w garść. Ale wciąż widział faceta strzelającego księdzu w czoło.

Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu. Długo stali w bezruchu, nic nie mówiąc. W końcu Dane wziął kilka głębokich oddechów i podniósł głowę.

– Dziękuję – powiedział.

W odpowiedzi skinęła głową. Delion wyszedł z sali kinowej.

– Wiele pan nie stracił. Mamy jeszcze superagenta, nadętego ważniaka z jakiejś fikcyjnej agencji w Waszyngtonie. Przyjeżdża do miasta – facet jest naprawdę wrażliwy, rozumie cierpienie ludzi i cały ten syf; zrobi tu porządek, bo lokalni gliniarze są głupi, mało bystrzy i brak im intuicji. Wszystko skończyło się dobrze, z wyjątkiem tych pięciu trupów.

– To znaczy, że w programie zabił dwie osoby więcej niż później w San Francisco – zauważył Dane.

– Tak. A to może oznaczać, że pański brat nie pasował do scenariusza i dlatego facet zastrzelił go po tych dwóch morderstwach. Pamięta pan, pański brat mówił księdzu Binneyowi, że musi podjąć decyzję, która na zawsze zmieni jego życie. Jest tylko jeden powód, dla którego ten facet mógł zastrzelić pańskiego brata.

– Tak – powiedział Dane. – Michael powiedział zabójcy, że opowie o wszystkim policji.

– I facet nie miał innego wyjścia, jak tylko zastrzelić go. Ksiądz Michael Joseph zepsuł mu scenariusz. Powstrzymał go – powiedziała Nick.

– Pański brat musiał mu powiedzieć w tę niedzielną noc, co zamierza zrobić, a facet nie miał innego wyboru, jak tylko go zabić. Pozostałych dwoje ludzi w programie, to był właściciel piekarni i ważny biznesmen. Oprócz księdza Michaela Josepha, mogą być jeszcze dwie ofiary w San Francisco.

– Facet twierdził, że ksiądz Paul stracił kolejną duszę ze swojej parafii – powiedział Dane.

– Wiemy, czy te dwie ofiary w San Francisco należały do parafii Świętego Bartłomieja?

– Nie było ich na liście parafian – odparł Delion. – Ale jeśli facet postępował według scenariusza, są spore szanse, że czasami przychodzili do kościoła. Wtedy mieliby ze sobą coś wspólnego, prawda?

– Prawda – potwierdził Dane – ale to dla nas żadne ułatwienie.

Delion potrząsnął głową.

– To nie do wiary. Cholerny scenariusz. Facet jest seryjnym mordercą wzorującym się na scenariuszu programu telewizyjnego.

– Nie mógł wzorować się na tym programie – powiedział Dane. – Przecież morderstwa miały miejsce, zanim program został wyemitowany. Pewne jest przynajmniej to, że facet musiał być jakoś zaangażowany w ten program, w jakiś sposób w nim uczestniczyć. Byle kto nie znałby tak dobrze scenariusza.

Savich pisał na ekranie MAX – a: Odcinek pierwszy „Superagenta”; miejsce akcji: Boston; trzy morderstwa: sekretarka, bukmacher, agent ubezpieczeniowy; czas akcji: dwa – trzy tygodnie temu.

– Dane, sprawdzę to. Zaraz, zaraz, poczekaj chwilę. Sherlock, która zagląda mi przez ramię, właśnie powiedziała, że morderstwa nie były popełnione w Bostonie, a w Pasadenie, w Kalifornii, dwa i pół tygodnia temu.

– Bingo! – powiedział Dane. – Powiem Delionowi, że może powiadomić kolegów w Pasadenie. Miło i blisko do Los Angeles.

– No to do roboty, Dane. Formalnie zajmujesz się tą sprawą z ramienia FBI. Jeśli potrzebujesz biura w San Francisco, zadzwoń do Berta Cartwrighta i uzgodnij to z nim. Pamiętaj, że zajmujesz się częścią śledztwa, która leży w kompetencji federalnych. W porządku?

– Tak, jasne. Rzecz w tym, Savich, że zabójca musi być tutaj, w Los Angeles, to ktoś pracujący dla studia, przy tym właśnie programie lub ktoś, kto ma do niego dostęp.

– Tak, oczywiście, masz rację. Zawiadomię Gila Raineya, szefa biura FBI w Los Angeles. Z nim wszystko uzgodnisz, ale pamiętaj: to ty dyktujesz warunki. Dopilnuję, żeby dla wszystkich było to jasne.

– Dzięki, Savich.

Na chwilę zapadła cisza. Po niej dało się słyszeć zdławiony śmiech.

– To oznacza, że masz do dyspozycji MAX – a.

– To znaczy, że przyślesz mi go tutaj? – W głosie Dane'a słychać było niedowierzanie.

– Opanuj się, Dane. Zejdź na ziemię. Nie, po prostu powiedz mi, czego potrzebujesz, a ja osobiście dopilnuję, żebyś to dostał.

– A więc nie udało mi się wykorzystać twojej chwili słabości.

Nie bywam aż tak słaby – przerwał na chwilę, po czym dodał: – Trzymasz się, Dane?

– Pogrzeb Michaela jest w piątek po południu.

Te słowa brzmiały ostatecznie i stały się wyjątkowo zimnym podsumowaniem rozmowy.

– Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebował – powiedział po chwili Savich.

– Dziękuję, Savich. – Dane schował telefon komórkowy i wszedł do komisariatu w zachodnim Los Angeles na Butler Avenue. To był wielki betonowy kloc z jasnym punktem w postaci jaskrawopomarańczowego napisu nad wejściem – najwyraźniej ktoś miał taki pomysł, by ożywić to miejsce. Prawdę powiedziawszy, budynek był stary i brzydki, ale ogromny, prawie jak wieżowiec z pokaźnym parkingiem na policyjne samochody.

Po drugiej stronie ulicy znajdował się kolejny plac i stacja obsługi samochodów. To była stara część miasta, wokół było mnóstwo chwastów, starych domów i zieleni.

Dane pokazał odznakę funkcjonariuszom stojącym przy recepcji, skinął głową do jednego z nich i poszedł w kierunku schodów. Zanim zobaczył ludzi, usłyszał głośny gwar ich głosów.

Poznał Patty, miłą starszą panią, recepcjonistkę wolontariuszkę, która na wielkim talerzu trzymała ciastka czekoladowe i wskazywała drogę detektywom. Powiedziała im, że w wydziale zabójstw pracuje trzech detektywów, a detektyw Flynn jest u siebie z dwojgiem gliniarzy z San Francisco.

Dane zakładał, że byli tam Delion i Nick.

Wszedł do dużego pomieszczenia, o wiele większego niż biuro wydziału zabójstw w San Francisco. Wszyscy detektywi pracujący w tym pomieszczeniu byli wyposażeni w szumiące komputery i jaskrawopomarańczowe szafki stojące naprzeciw wejścia.

Patty powiedziała mu, że biurko detektywa Flynna stoi w trzecim rzędzie. Przeszedł obok faceta, któremu ze spodni wystawała koszula, kobiety krzyczącej do detektywa: zamknij się, kurwa, aż dotarł do detektywa Flynna – powiedziano mu, że nie sposób przeoczyć Flynna, i to była prawda. Dostrzegł też Nick siedzącą cicho w kącie, czytającą gazetę. W zasadzie jej nie czytała, tylko trzymała. O czym myślała?

Dane podszedł do Deliona i powiedział:

– Morderstwa z pierwszego odcinka „Superagenta” zostały popełnione w Pasadenie. Dwa, dwa i pół tygodnia temu.

Detektyw Mark Flynn, nie czekając, aż ktoś go przedstawi, podniósł słuchawkę i zaczął wybierać numer. Dziesięć minut później odłożył słuchawkę. Miał około pięćdziesiątki, był czarnoskóry i wyglądał, jakby jakiś tydzień temu porzucił karierę zawodowego koszykarza.

– Pan to pewnie agent Carver – powiedział.

Podali sobie dłonie. Flynn ruchem głowy przywołał Nick, która podeszła do jego biurka, gdy pojawił się Dane.

– Morderstwa w Pasadenie miały miejsce przed, podczas i zaraz po wyemitowaniu programu. Bardzo przypominają morderstwa z pierwszego odcinka – powiedział Flynn.

– To może oznaczać – powiedział Delion – że nasz podejrzany podróżował do San Francisco i z powrotem, może nawet latał w tę i z powrotem kilka razy. Lub jechał samochodem, żeby uniknąć kolejek na lotniskach. Musimy porównać dokładne czasy morderstw w obu miastach.

– A później sprawdzimy linie lotnicze – powiedział Flynn. – Wygląda na to, że ugrzęźliśmy w naprawdę paskudnej sprawie. Proponuję, żebyśmy wrócili do studia i zgarnęli wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego ze scenariuszem. Założę się, że szefowie studia srają ze strachu w gacie, bojąc się wytoczenia im procesów przez rodziny ofiar.

– Zapewnili nas, że będą z nami współpracować – powiedział Delion.

– To już coś – odparł Flynn. – Swoją drogą, dobrze mieć za sobą federalnego. Da się nam pan bardzo we znaki?

– Nie, raczej nie.

– Świetnie, bo ja nie pozostanę dłużny – rzekł Flynn.

– Będę koordynował naszą współpracę z miejscowymi funkcjonariuszami. Panna Jones jest świadkiem, dlatego też jest tu z nami. Chcemy, by przyjrzała się każdemu, kto miał cokolwiek wspólnego z tym programem. Może po prostu będziemy mieli szczęście – powiedział Dane.

– Ja twierdzę, że to scenarzysta. – powiedział Delion. – On to wszystko wymyślił. Kto inny mógłby to zrobić?

Detektyw Flynn spojrzał ponuro na Deliona.

– Przepraszam synu, ale scenarzysta, biedny palant – on mógł stworzyć koncepcję programu, mieć kilka pomysłów, nawet napisać roboczy scenariusz pierwszego odcinka, ale czy on jest naszym podejrzanym? Widzisz, przy takim programie zaangażowanych jest wiele osób, pewnie z tuzin scenarzystów brało w tym udział. Do tego cała reszta: reżyser, asystent reżysera, ludzie od scenariuszy, producenci, aktorzy i nie wiadomo, kto jeszcze. Wiem to, ponieważ tu mieszkam, a mój syn jest aktorem. Wkrótce wystąpi w paru programach – powiedział detektyw Flynn, wstając. Wydawał się jeszcze wyższy, jeżeli to było możliwe. – Jest komikiem.

– W jakich programach? – zapytała Nick.

– Występował w „Przyjaciołach” i „Ja się zastrzelę”.

– To wspaniale. – Nick z uznaniem kiwnęła głową. Flynn uśmiechnął się do niej z perspektywy swoich prawie dwóch metrów wzrostu i powiedział:

– Zastanawiam się, ile jeszcze odcinków „Superagenta” zdążyliby wyemitować, zanim ktoś by to zauważył.

– Ciężko powiedzieć. Wstrzymali emisję programu – powiedział Dane.

– Szefowie studia mogą być aż takimi kretynami – sarknął Flynn – ale nie ich prawnicy. Założę się, że dostali ataku furii po tym, jak zadzwoniliście i zarządziliście natychmiastowe odłączenie kury znoszącej złote jajka.

– W jaki sposób wybierają, który odcinek jest wyświetlany co tydzień? Nadają je w ustalonej kolejności? – zapytała Nick.

– To nie jest serial opowiadający o życiu bohaterów – odparł Flynn. – Więc myślę, że kolejność nie jest aż tak ważna. Zazwyczaj chyba puszczają je w kolejności kręcenia. Ustalimy to.

– To oznacza, że nasz podejrzany wie, który odcinek będzie wyemitowany jako następny. A to znaczy, że na pewno jest tutaj, w Los Angeles – powiedział Delion.

– Tak, na pewno krąży gdzieś po Premier Studios – dodał Flynn.

Загрузка...