Rozdział 38

Kiedy mówiła pani, że wróci senator, pani Mazer? – Właściwie, już powinien tu być, agentko Sherlock. Zastanawiam się, czy może wszedł tajnym wejściem? Sherlock osłupiała.

– Jakim tajnym wejściem? – Nie czekając na odpowiedź, błyskawicznie okrążyła biurko pani Mazer i nacisnęła klamkę, ale bezskutecznie. Drzwi były zamknięte.

– Blokują się automatycznie, kiedy ktoś je zamknie od środka – powiedziała pani Mazer, wstając, zaniepokojona. – Parę lat temu jeden z dziennikarzy chciał tu wtargnąć na siłę, więc senator zdecydował się na automatyczny zamek. Co się dzieje, agentko Sherlock? Mój Boże, chodzi o doktor Campion?

Sherlock zaczęła pukać w drzwi, wołając Nick.

– Proszę. – Pani Mazer podała Sherlock klucz. Sherlock przekręciła klucz w zamku i cicho otworzyła drzwi. W gabinecie nikogo nie było.

– Gdzie jest to tajne wejście? Szybko, pani Mazer.

– Za tylną ścianą.

Sherlock błyskawicznie wyciągnęła pistolet i krzyknęła do pani Mazer:

– Proszę wezwać policję. Proszę powiedzieć im, że senator Rothman ma doktor Campion. Szybko!

Po chwili Sherlock znalazła niewielki przycisk, wbudowany płasko w ścianę. Kiedy go przycisnęła, drzwi łagodnie otworzyły się. Weszła do ciemnego korytarza, którego ściany pokryte były dębową boazerią, a podłoga wyłożona wykładziną, na której leżały dwa niewielkie tureckie chodniki. Przystanęła, nasłuchując. Wydawało jej się, że coś słyszy, jakiś ruch, oddech.

Powoli weszła w mrok. Korytarz skręcił raz, potem skończył się. Nie miał więcej niż dwa metry długości. Dostrzegła wąską windę, jej srebrne drzwi były ledwie widoczne w mglistym świetle.

Usłyszała cichy szmer pracującej windy. Zwoził Nick na dół. Ale Sherlock nie miała pojęcia, gdzie jest wejście do windy. Znowu nacisnęła przycisk, i jeszcze raz.

W tym czasie wyciągnęła swój telefon komórkowy i zadzwoniła do Dillona. Odebrał natychmiast.

– Tak?

– Dillon, szybko do biura Rothmana. On ma Nick. To nie Albia. Boże, pospiesz się…

Drzwi windy otworzyły się gładko i powoli, wtedy wskoczyła do środka i nacisnęła jedyny znajdujący się tam guzik. Połączenie z Dillonem zostało zerwane. Komórka nie działała w windzie. Ale podała mu wystarczająco dużo informacji. Za parę minut będzie tu cała policja Chicago.

Drzwi otworzyły się, a ona powoli wyszła z windy, trzymając przed sobą rewolwer. Znalazła się w ciemności podziemia. Usłyszała cichy szmer otaczających ją urządzeń. Przystanęła na chwilę, nasłuchując. Gdzie on mógł być? Jak duże mogło być to cholerne podziemie? Może miał nadzieję, że wyprowadzi stąd Nick przez nikogo niezauważony? Wszędzie było pełno dziennikarzy.

Sherlock na chwilę zastygła w bezruchu, ale nie słyszała niczego, oprócz dźwięku maszyn pracujących wokół niej.

Uderzona lufą pistoletu, upadła na podłogę, a jej rewolwer upadł na beton.

Kiedy otworzyła oczy, w pierwszej chwili poczuła okropny ból głowy. Po chwili Nick przypomniała sobie, że Albia uderzyła ją kolbą pistoletu. Próbowała podnieść rękę, ale nie była w stanie.

Usłyszała odgłos silnika, bardzo głośny, ale to nie miało żadnego sensu. Zdała sobie sprawę, że była przywiązana do krzesła, jej ramiona i kostki były bardzo ciasno związane. Ból głowy był tak silny, że przyprawiał ją o mdłości. Zaczęła więc przełykać ślinę, aż nieomal zwymiotowała. Usłyszała jęk, ktoś oprócz niej tu był.

Podniosła oczy. Była w niewielkim, ciasnym pomieszczeniu, zawalonym drewnem. Spojrzała w lewo. Zobaczyła Sherlock również przywiązaną do krzesła, z głową opadającą bezwładnie na piersi. Pomieszczenie zakołysało się. Ruszyło. Zrozumiała, że są na łodzi, która porusza się szybko, a jej silnik głośno pracuje. Poczuła zapach wody i paliwa, usłyszała ryk potężnego silnika i poczuła, jak łódź odbija się od fal i tnie wodę.

– Sherlock, obudź się. Sherlock? Proszę, obudź się, dasz radę.

Chwila ciszy, a po chwili…

– Nick?

– Tak, nic mi nie jest. Tylko boli mnie głowa. Przykro mi, że ciebie też złapał.

Sherlock pozbierała się, zamknęła oczy i próbowała zmusić mózg do pracy.

– Nick, nic mi nie będzie, tylko daj mi chwilę.

Łódź szarpnęła i krzesło Nick omal się nie przewróciło.

– Jesteśmy na łodzi i poruszamy się z dużą prędkością – powiedziała.

– Tak. Czuję to. Przykro mi, że dałam się złapać, Nick. Przynajmniej wcześniej udało mi się zadzwonić do Dillona. Cała policja z Chicago będzie nas szukać, możesz być tego pewna.

– Jesteśmy na łodzi Johna. Płynęłam nią wcześniej parę razy.

To wielki, dwudziestometrowy jacht. Jest naprawdę szybki, Sherlock. John kiedyś chwalił się, że wyciąga dwadzieścia jeden węzłów.

– Chyba właśnie tyle płyniemy. Ten facet to szaleniec, Nick. Nie rozumiem, jak senator Stanów Zjednoczonych może zrobić coś takiego. Nie wyobrażam też sobie, jak niezauważony wydostał nas obie z budynku i umieścił tu, na tej łodzi. Przecież to bardzo znany człowiek.

– To nie John, Sherlock. Mieliście rację, to Albia. Facet, który kieruje tą łodzią, to Dwight, ten, który trzy razy próbował mnie zabić.

– Wiesz co? – podsumowała Sherlock. – Jakoś wcale nie czuję się dumna, że doszliśmy do tego, że stoi za tym Albia.

– Ciekawe, dokąd zabiera nas Dwight.

Sherlock nic nie powiedziała. Obawiała się, że wie dokąd. Dwight zamierzał zabrać je na środek jeziora Michigan, obciążyć i wyrzucić za burtę. Przynajmniej ona by tak zrobiła, gdyby była stuknięta i spieszyła się.

– Wyspa Żurawi – powiedziała nagle Nick. – Może tam nas zabiera. Albia powiedziała, że John ma tam dom w bardzo ustronnym miejscu.

Marne szanse, pomyślała Sherlock, chyba że będzie chciał je zabić i tam pochować. Ale nie zamierzała mówić o tym Nick. Wzięła się w garść, potrząsnęła głową na tyle lekko, żeby nie zwymiotować, i podniosła głowę.

– Może. Moja komórka, mam ją w kieszeni. Musimy ją wydostać i zadzwonić. Nick, dasz radę uwolnić nadgarstki?

Dobrą chwilę trwało, zanim Nick odpowiedziała.

– Nie, są bardzo ciasno związane. Ale z kostkami jest lepiej.

– Moje też są mocno związane. Możesz przysunąć się bliżej mnie?

– Tak, Sherlock.

Nick już prawie się to udało, kiedy łódź uderzona wysoką falą, przechyliła się mocno na bok. Uderzyła twarzą o cienki dywan, którym wyłożona była drewniana podłoga. Zakręciło jej się w głowie, przez chwilę leżała, nie mogąc dojść do siebie.

– Nick, wszystko w porządku?

– Tak, ale nie wiem, czy dam radę do ciebie dotrzeć, Sherlock.

– Popracowałam trochę nad moimi kostkami, chyba są odrobinę luźniejsze. Może mnie się uda do ciebie podejść.

Zajęło to trochę czasu, tak bardzo cennego czasu, ale w końcu Sherlock znalazła się całkiem blisko Nick.

– No dobra, nie mam innego wyjścia. Teraz przewrócę się i mam nadzieję, że znajdę się wystarczająco blisko, by dosięgnąć twoich nadgarstków.

Sherlock przewróciła się razem ze swoim krzesłem. Spojrzała przez ramię, była za daleko od Nick.

Wijąc się, podsunęła się do przodu, to samo zrobiła Nick. W końcu mogła dotknąć jej rąk. Ciężko dyszała, ból rąk był nie do zniesienia.

– Nareszcie. Trochę się ruszyło. Nick, szybko. Nieźle nam idzie.

Sherlock zabrała się do pracy. Obydwie były świadome, że miały niewiele czasu i że uciekał on zbyt szybko. Dwight w każdej chwili mógł zatrzymać łódź, zejść na dół po drewnianych schodach i zastrzelić je obie.

Boże, to wszystko była jej wina. Była arogancka, zbyt pewna siebie. Czuła się z tym bardzo podle. Pomyślała o Seanie, o Dillonie i wiedziała, że nie może umrzeć. Po prostu nie może.

Skoncentrowała się, skupiła. Węzeł w końcu rozluźnił się.

– Nick, szybko, zsuń linę ze swoich rąk. Nie mamy zbyt wiele czasu.

Nick wysunęła ręce i wyswobodziła nadgarstki, potem pomogła Sherlock rozwiązać ręce. Nadal ciężko oddychała, ale tym razem nie ze strachu, ale z nadzieją, dopingującą ją, by działać szybciej.

Łódź zwalniała.

– Szybko, Nick.

Zrobione, jej nadgarstki były wolne. Udało im się też rozwiązać stopy Sherlock. Obie zerwały się na równe nogi. Ale ich ruchy były nieskoordynowane, a ciała zdrętwiałe od długotrwałego skrępowania.

– Zabrał moją komórkę – powiedziała Sherlock, ciężko oddychając. – Niech to szlag.

Łódź powoli zatrzymywała się.

Sherlock udało się dotrzeć do części kuchennej. Przeszukawszy szuflady, znalazła noże.

– Weź to, Nick – powiedziała, podając jej nóż. – Możesz już się ruszać? Cholera, wolałabym mój pistolet, nieważne, nóż do steków wystarczy. O, łódź zatrzymała się. Ale nie jesteśmy na środku jeziora. Jesteśmy przy przystani. Byłam pewna, że nas zastrzeli i wyrzuci za burtę. Myślisz, że jesteśmy na Wyspie Żurawi?

– Tak, jesteśmy na Wyspie Żurawi – powiedział Dwight, schodząc ze schodów. – Teraz myślę, że szkoda, że nie pochowałem tutaj Cleo. Nie wolno tutaj polować, wiecie? Proszę, proszę, uwolniłyście się. Cóż za spryt, agentko Sherlock. Teraz proszę panie o odłożenie tych noży i wejście po schodach, o tak, powoli, z rękami na głowach. No dalej, bo zastrzelę was tu i teraz. O tak, zginiecie w bardzo malowniczym miejscu. Pochowam was pod starymi sosnami na tyłach posiadłości senatora Rothmana.

Nick upuściła nóż do steków. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno szlochać.

Dwight wybuchnął śmiechem. Zdjął skórzaną kurtkę. Miał na sobie czarny podkoszulek, spodnie khaki, przepasane srebrnym paskiem z dużym turkusem i czarne buty. Stał tak, patrząc, jak Nick się rozkleja.

– Wiedziałem, że jak już do ciebie dotrze, że długo nie pożyjesz, złamiesz się. Ale po agentce FBI spodziewam się więcej. Założę się, że nie uroni ani jednej łzy. Weź się w garść, Nicola. Nie zamierzam zabić cię tak od razu. Pomyśl, ile kłopotu sprawiłaś mi i biednej Albii. Muszę cię za to ukarać. Obiecałem to Albii. Pozwolę wam pozastanawiać się, jaki zaplanowałem dla was koniec.

– Co to za plany? – zapytała Sherlock.

– Wkrótce się przekonacie – odpowiedział. Ty pierwsza wejdziesz po schodach, agentko.

Sherlock mrugnęła do Nick, odwróciła się i zaczęła wspinać się po tych dziewięciu drewnianych stopniach na pokład. Nick też mrugnęła do Sherlock i jeszcze raz głośno chlipnęła. Poczuła, jak jego ręka popycha jej plecy i podążyła za Sherlock. Znalazłszy się na pokładzie, nadal wydawała z siebie dławiące szlochy ze spuszczoną głową. Zobaczyła, że przybili do długiego pomostu zbudowanego z drewnianych desek. Nieopodal była wąska plaża, pełna kawałków drewna. Otoczenie wyglądało dziko, jak okiem sięgnąć ląd porośnięty był gęstym lasem sosnowym.

– Witam na Wyspie Żurawi. Albia zapewniała mnie, że tym razem nie będzie żadnych niespodzianek. To doskonałe miejsce, dokładnie takiego potrzebowałem. No chodź, Nicola, nie ociągaj się. Weź się w garść. Nie spodziewałem się tego po tobie. Nawet Cleo się tak nie zachowywała.

Ale Nick zaczęła płakać jeszcze żałośniej, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Upadła na kolana i przyczołgała się do Dwighta. Chwyciła go za kostki i błagalnie szlochała:

– Proszę, Dwight, wypuść nas. Przysięgam, że nikomu nie pisnę słowa. Odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nie zabijaj mnie.

– Boże, jesteś żałosna. Wstawaj!

Ale ona tego nie zrobiła, dalej błagała, próbując chwycić się jego kolan.

Pochylił się, by ją podnieść, a wtedy Nick oplotła ramionami jego kolana i szarpnęła go do przodu. Krzyknął, stracił równowagę i próbował uderzyć ją pistoletem. Sherlock, która tylko na to czekała, wyprostowała się, odwróciła, gładko zadając mu stopą cios w lewą nerkę. Zesztywniał z bólu, po czym zaczął krzyczeć. Skierował pistolet w jej stronę, ale Nick szarpała jego kolana, próbując go przewrócić. Uderzył Nick pięścią w policzek, potem odwrócił się do Sherlock. Usiłował się cofnąć, ale nie zdążył i dostał kopniaka w żebro. Nie pozostał jej dłużny, natychmiast podbiegł do niej i chwycił ją za włosy. Ciągnął mocno. Sherlock krzyknęła z bólu i wściekłości i najpierw zadała mu pięścią cios w brzuch, potem z całej siły kopnęła go w krocze. Krzyknął, skulił się z bólu i pociągnął za spust pistoletu. Oddał dwa strzały. Nick rzuciła się do jego kolan i z całej siły popchnęła go do tyłu. Kiedy upadł, Sherlock złapała go za nadgarstki i wykręciła je mocno. Upuściwszy pistolet, upadł na twarz. Sherlock wzięła broń. Nick rzuciła się na niego, bijąc po twarzy i szyi.

– Nie jestem żałosna, ty psychopato! I o nic bym cię nie błagała, ty sukinsynu! Teraz już nam nie uciekniesz i przez resztę swojego żałosnego życia będziesz gnił w więzieniu – krzyczała z furią.

Sherlock stała nad nimi, powoli odzyskując czucie w rękach i nogach.

– To był całkiem niezły numer, Nick. Dobra robota.

– Prawda? – powiedziała Nick, uśmiechając się do Sherlock. Wtedy Dwight nagle wstał, chwiejnym krokiem podszedł do Nick i uderzył ją w tył głowy.

– Panu już dziękujemy, Dwight – powiedziała Sherlock i kopnęła go w głowę. Opadł z powrotem na pokład. Nick podniosła się.

– Ty łajdaku! – krzyknęła, wymierzając mu cios w brzuch, potem wstała i jeszcze kopnęła go w żebra.

Popatrzyła na Sherlock, uśmiechnęła się szeroko i otrzepała ręce.

– Niezłe jesteśmy. Sherlock przytuliła ją mocno.

– Jesteśmy dobre, Nick. Bardzo dobre.

– Nikt nas nie pokona – dodała Nick.

– Powiadomię Dillona – powiedziała Sherlock i podeszła do radia, które znajdowało się na łodzi. Skontaktowała się ze strażą przybrzeżną.

Dwadzieścia minut później funkcjonariusz straży przybrzeżnej zacumował swoją motorówkę przy pomoście na Wyspie Żurawi, z Savichem i Dane'em na pokładzie, w pełnej gotowości do skoku na łódź Rothmana. Wtedy zobaczyli Sherlock i Nick wychylające się z boku łodzi i machające do nich.

– Dlaczego mnie to nie dziwi? – powiedział z uśmiechem Savich. – Dzięki Bogu.

– Mogę znowu zacząć oddychać – powiedział Dane. – Cholera, w życiu się tak nie bałem. Popatrz tylko na nie, śmieją się od ucha do ucha. Czy to Rothman leży na pokładzie twarzą do ziemi?

– O, nie – odparła Nick. – To nie był senator Rothman. Przez cały czas mieliście rację. To była Albia, a to jest człowiek, który trzy razy próbował mnie zabić.

– Cztery razy – poprawiła ją Sherlock.

Dwight jęknął, próbując się podnieść, po czym opadł z powrotem na pokład.

– Hej, Dwight – krzyknęła do niego Nick. – To mam szczęście, czy nie?

Dwight nie odpowiedział. Z okrzykiem wściekłości poderwał się, wyciągnął nóż z buta i ruszył w kierunku Nick. Zamarła. Patrzyła na ostrze wymierzone w jej serce, kiedy nagle została przewrócona na pokład. Dane rzucił się na niego, schwycił go za nadgarstki i mocno ścisnął.

Dwight wykrzyknął mu prosto w twarz:

– Witam, agencie federalny. Raz już prawie cię dopadłem, następnym razem mi się uda.

– Raczej nie – powiedział Dane, pozwolił Dwightowi zbliżyć się i wtedy uderzył go kolanem w pachwinę. Ten krzyknął z bólu i cofnął się. Dane wymierzył mu cios w brzuch i mocno popchnął na pokład. Usiadł na nim, uderzając jego głową o pokład. Ledwie słyszał krzyki Savicha. Kiedy zobaczył niewyraźny zarys noża, zdał sobie sprawę, że dał się ponieść wściekłości. Zszedł z Dwighta, a kiedy ten przykucnął i ponownie próbował go zaatakować, zwijając się przy tym z bólu, Dane kopnął go w szczękę. Osunął się na ziemię.

Tym razem już się nie ruszał. Wszyscy patrzyli, jak powoli wypuszcza z ręki nóż.

– Niezły cios – powiedział Savich do Dane'a, ściskając jego ramię.

Uśmiechnął się i patrzył, jak Dane odwraca się, podchodzi do Nick i powoli przytula ją do siebie. Trwali w tym uścisku dość długo.

– Wiesz co, Dillon? – powiedziała Sherlock. – Dziś po południu chcę w końcu kupić te wałki. Wystarczająco długo to odkładaliśmy, nie sądzisz?

Savich roześmiał się.

Загрузка...