Rozdział 22

CHICAGO


Nicola wróciła do domu z potwornym bólem głowy, po męczącej, trwającej dwie godziny burzliwej dyskusji na uniwersytecie. Przynajmniej nie czuła się już sponiewierana i zagłodzona. Minęły trzy dni od jej zatrucia pokarmowego. A tydzień, odkąd zaczęła widzieć wszystko w zupełnie innym świetle.

Wyjętą ze skrzynki korespondencję, położyła na małym stoliku przy wejściu, podeszła do lodówki i wyjęła butelkę dietetycznego toniku, a z apteczki wzięła trzy aspiryny.

Gdy nareszcie przejrzała swoją pocztę, znalazła jeden list bez adresu zwrotnego. Jej nazwisko było napisane na kopercie grubym, pochylonym drukiem. Charakter pisma wydawał jej się jakby znajomy. Nicola sięgnęła po swój dwustuletni chiński nóż do papieru w kształcie smoka, który dostała od Johna na Gwiazdkę, i rozcięła nim kopertę. Wyjęła trzy zapisane drobnym maczkiem kartki.

Nicola

Na pewno jesteś zaskoczona tym, że się odzywam.

Kto to napisał? Zerknęła na ostatnią stronę listu i zobaczyła schludny, czytelny podpis: Cleo Rothman. Nie, to nie działo się naprawdę. Dlaczego Cleo napisała do niej po trzech latach milczenia?

Nie jest mi łatwo, Nicola, ale zawsze bardzo cię lubiłam, i dlatego postanowiłam ci pomóc. Jeśli wyjdziesz za mąż za Johna, będziesz żałować. Nie jest tym, kim się wydaje. Uwierzyłaś, jak wszyscy inni, że uciekłam z Todem Gambolem, prawda? Tak nie było. Nawet nie wiem, gdzie jest teraz Tod, ale nie zdziwiłabym się, gdyby nie żył. Ja uciekłam, Nicola, po prostu uciekłam. John chciał mnie zabić. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo był przekonany, że sypiałam z Elliottem Bensonem, długoletnim kumplem burmistrza i przyjacielem Johna. Czy naprawdę się przyjaźnili? Nie wiem.

Właściwie, doszły mnie słuchy, że też sypiasz z Elliottem. Czy John też słyszał te plotki? Raczej tak. Może już zrozumiałaś, że każdą kobietę, z którą zwiąże się John, odbiera mu Elliott. Słyszałam, że jest bardzo dobry w łóżku. Sypiasz z nim, Nicola? Tak naprawdę to bez znaczenia, bo John niewątpliwie uważa, że tak.

Pewnie myślisz, że zwariowałam, ale posłuchaj, co stało się trzy lata temu: John był akurat w Waszyngtonie, a ja potrzebowałam czegoś z jego biblioteki. Zobaczyłam, że jego sejf jest otwarty. Tylko on znał do niego szyfr, a ja byłam bardzo ciekawa, więc zajrzałam do środka. Znalazłam tam dziennik Johna i wzięłam go. Skopiowałam dla ciebie kilka stron, żebyś mogła zobaczyć, jaki on jest naprawdę. Nie wiem, czy zabił swoją matkę, ale wiem, że zabił Melissę, tę dziewczynę, którą chciał poślubić na studiach. Dowiedział się, że sypiała z jego najlepszym przyjacielem. I wiesz, co? Jego najlepszym przyjacielem był Elliott Benson. Ile jeszcze kobiet zabił? Przesyłam ci strony z jego dziennika, Nicola. Możesz sama przeczytać, nie musisz mi wierzyć na słowo. Czy już zaczęły cię spotykać dziwne rzeczy? Uciekaj, póki możesz, Nicola. John to wariat. Ratuj się.

Cleo Rothman

Nicola powoli podniosła dwie pozostałe strony listu. Dziennik Johna. Przeczytała.

Dość tego, pomyślała, kiedy skończyła czytać. Pospiesznie włożyła płaszcz i wyszła, kierując się do mieszkania Johna. Zamierzała dowiedzieć się prawdy, i to jeszcze dziś.


LOS ANGELES


Joe Kleypas, gwiazda „Superagenta”, mieszkał na Glenview Drive w niewielkim drewnianym domu z wielkimi oknami, położonym na wzgórzach Hollywood. Otaczały go uschnięte krzaki i wybujałe sosny. Kiedy zapukali po raz trzeci, drzwi otworzył Kleypas ubrany jedynie w bardzo stare, wyblakłe niebieskie spodnie od dresu. Były luźno ściągnięte i zwisały poniżej brzucha, pokazując jego słynny „kaloryfer”, który wyglądał jakby był wypolerowany na wysoki połysk. Jego włosy ułożone były w sterczące kolce, a on sam nie był w zbyt dobrym humorze. Był też pijany. Stanął w drzwiach, pomachał do nich szklanką w połowie wypełnioną przezroczystym płynem.

– Proszę, proszę, kogo diabli niosą? Sherlock podsunęła mu pod nos swoją odznakę. Pociągnął łyk ze szklanki, uśmiechając się szyderczo.

– Oho, akademia policyjna.

– Tak – powiedział Savich. – A nawet akademia federalna. Chcielibyśmy z panem porozmawiać, panie Kleypas.

– Akademia federalna. To zabawne.

– Dla pana to panowie i panie z akademii federalnej – burknął Dane.

– Bardzo zabawni i zdolni. – Joe Kleypas oparł się o framugę drzwi i skrzyżował ręce na nagiej i bardzo ładnie umięśnionej klatce piersiowej. Nick zastanawiała się, jak wyglądałby Dane, gdyby wysmarował sobie brzuch czymś tak błyszczącym. Była ciekawa, czy po prostu idzie się do apteki i kupuje środek do nabłyszczania brzucha.

– Rozmawiałem już z detektywem Flynnem – powiedział Kleypas. – Nie chcę gadać z żadnymi gliniarzami, nawet z federalnymi. Wypieprzajcie stąd wszyscy, ale już! A ty jesteś cholernie ładna, jesteś aktorką? Jeśli chcesz, możemy wyskoczyć gdzieś na drinka. Z mojej sypialni jest naprawdę świetny widok na kanion, łóżko też mam wygodne.

Ani Sherlock ani Nick nie wiedziały, którą z nich próbował poderwać.

– To bardzo miłe, ale raczej nie skorzystam, dziękuję – powiedziała Nick.

Joe Kleypas wzruszył ramionami, a „kaloryfer” na jego brzuchu zmarszczył się lekko.

– W takim razie żegnam. Zejdźcie mi z oczu.

Dopił drinka, głośno beknął i lekko się wzdrygnął. Oho, pomyślała Sherlock, to nie wróży nic dobrego. Facet wygląda, jakby za chwilę miał eksplodować.

Ostrzegano ich, że ma wybuchowy temperament. Agresywny pijaczyna – najgorszy typ faceta, pomyślała Sherlock i ostrożnie odsunęła się o kilka kroków do tyłu, w razie gdyby coś głupiego przyszło mu do głowy, na przykład rzucenie się na Dane'a czy Dillona.

– Chodźmy do samochodu – szepnęła do Nick i lekko pociągnęła ją za ramię. – Przeszkadzamy w akcji. Chłopaki sobie z nim poradzą.

Wtedy Savich spokojnie wepchnął Kleypasa do jego mieszkania i wszedł za nim. Dane też wszedł, zamykając za sobą drzwi.

Kiedy piętnaście minut później Dane i Savich wyszli, obaj wyglądali na zdegustowanych.

– Błagam cię, Dillon, powiedz, co wam powiedział. Naprawdę mnie tym uszczęśliwisz – prosiła Sherlock.

– Przyznał się nam – powiedział Dane – że w ciągu ostatniego miesiąca spał z tuzinem kobiet, większość z nich to mężatki. Ze cztery razy powtórzył, że woli mężatki. Myślę, że z chęcią dodałby was dwie do swojej listy. Uroczy facet. I pije czystą wódkę.

– Dillon, co ci się stało w kostkę? – zapytała Sherlock, chwytając go za rękę. – Jesteś ranny. To nie wygląda dobrze.

– Nie spodobały mi się jego usta – wyjaśnił Savich, wzruszając ramionami i wyciągając ręce. – Napadł na mnie, w końcu musiałem go uciszyć. – Nick patrzyła, jak pociera kostki, uśmiechając się łagodnie. – W kółko tylko przeklinał.

– Pewnie teraz liże rany – powiedziała zadowolona Sherlock i poklepała męża po ramieniu.

Wiedziała, że Dane nigdy nie pisnąłby słowa, że jego szef powalił jakiegoś idiotę z Hollywood z wytrenowanym brzuchem. Musiała tylko kupić jodynę, w torebce zawsze miała plaster, na wypadek gdyby potrzebowała go dla Seana. Facet musiał naprawdę rozzłościć Dillona, skoro ten przyłożył mu pięścią.

Kiedy Sherlock skończyła opatrywanie otarć Dillona, ten, uśmiechając się na widok swoich rąk oklejonych plastrami z Flinstonami, zjechał z wąskiego podjazdu osadzonego na palach jakieś dziesięć metrów nad dnem kanionu i powiedział:

– Kleypas to nieszczęsny chłopiec, budzący bardziej współczucie niż strach. Jest zbyt pochłonięty piciem, by mieć czas na cokolwiek innego.

– W studiu można usłyszeć – przypomniał Dane – że Kleypas często zawala pracę, bo ma problem z piciem. „Superagent” to była jego ostatnia deska ratunku. Załamie się, że program został zdjęty. Teraz całkiem pójdzie na dno.

Następnego ranka Nick suszyła włosy suszarką – to był kolejny prezent od Dane'a – i jednym okiem oglądała lokalne wiadomości w telewizji. Upuściła suszarkę i jęknęła:

– O, nie!

Suszarka odbiła się o drewnianą toaletkę i upadła na podłogę. W mgnieniu oka w drzwiach stanął Dane, zapinając spodnie.

– Co się stało? – zapytał.

Nick stała, nerwowo ściskając brzuch i patrząc w ekran telewizora. Nie powiedziała nic, tylko pokazała na telewizor. To była ona, jej kolorowe zdjęcie, jak szła obok niego Pico Boulevard w kierunku zaparkowanego samochodu. Potem było zbliżenie na jej twarz i prezenter radosnym głosem, tak beztroskim i zadowolonym, jakby opowiadał o tym, kogo przeleciał poprzedniej nocy, powiedział:

– To jest panna Nick Jones, główny świadek policji San Francisco w bardzo ważnym śledztwie w sprawie morderstw popełnionych przez „Rzeźnika z Hollywood”. Źródła podają, że panna Jones mieszkała w schronisku dla bezdomnych w San Francisco i przypadkiem widziała mordercę w kościele Świętego Bartłomieja.

– Jasna cholera! – krzyknął Dane. – Nie zdziwiłbym się, gdyby coś podali, ale to? Podali wszystko, łącznie z twoim nazwiskiem i fotografią.

Nick była blada jak kafelki w łazience. Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.

– Wszystko będzie dobrze. – Pogładził jej wilgotne włosy. – Chronią cię najlepsi strzelcy w Hollywood. Utrzymamy cię z daleka od prasy. Wszystko będzie dobrze.

Wybuchła rozpaczliwym śmiechem, który dla niego był jak cios pięścią. Podniosła głowę, by na niego spojrzeć.

– Muszę stąd znikać, Dane. Teraz nie mam już wyboru.

– Nie. Powiedziałem, że będę cię chronić, i dotrzymam słowa. Chcesz większej ochrony? Pogadam z Savichem.

– Na pogrzebie księdza Michaela Josepha przeżyłam, bo miałam szczęście, a nie dlatego, że mnie chroniłeś.

– Masz rację, Nick. – Dane przyznał to niechętnie. – Postaram się dla ciebie o lepszą ochronę.

Potrząsnęła głową. Potem, ku jego zdumieniu, pochyliła się i lekko ugryzła go w ramię.

– Mam nadzieję, że nie zniszczyłam suszarki, którą mi kupiłeś.

– Nigdzie nie pójdziesz, Nick. Spojrzała na niego, i pokiwała głową.

– Oczywiście.

Oczywiście wiedział, że kłamała. Nie była w tym zbyt dobra.

Dane nie powiedział nic więcej, potarł tylko miejsce, które ugryzła, i poszedł do swojego pokoju, żeby się ubrać. Pomyślał, że nikt go jeszcze nigdy nie ugryzł.

Czterdzieści pięć minut później siedzieli w sali konferencyjnej FBI w Los Angeles z szefem biura, agentem Gilem Rainy.

– To jasne, że media dowiedziały się, że morderca wzorował się na odcinkach programu telewizyjnego, ale skąd wiedzieli o Nick? Nie tylko znali jej nazwisko, ale wiedzieli, że była bezdomna – zastanawiała się Sherlock.

– Może to morderca – podsunął Dane. – Chce, żeby znalazła się w centrum zainteresowania i przestraszyła się.

– Ci idioci z mediów nazwali mordercę „Rzeźnikiem z Hollywood”. Media nie mają żadnych skrupułów, nie zawahają się wywlec wszystkiego, nawet jeżeli ktoś miałby to przypłacić życiem – mówił oburzony Delion.

– Założę się, że zwołali zebranie i zastanawiali się, co podać, żeby przyciągnęło uwagę. Ale w końcu ten wyciek informacji to nic wielkiego. Morderca już o niej wie, więc co za różnica, że wszyscy inni też wiedzą? Wygląda na to, że media chcą z niej zrobić kozła ofiarnego – powiedział Rainy.

– Zadzwoniłem do Jimmy'ego Maitlanda i powiedziałem, co pokazali – odezwał się Savich. – Poprosiłem, by uruchomił swoje kontakty i dowiedział się, jak do tego doszło. I skąd wzięli fotografię Nick i Dane'a. Szczerze mówiąc, śmierdzi mi tu wtyczką. Wydaje mi się, że ktoś przysłał zdjęcie wraz z opisem.

– Morderca – powiedział Dane i spojrzał na Nick, która tego nie skomentowała. – Bo któż by inny?

– To jasne – zgodził się Flynn. – Jeśli to reporter by ich zobaczył, na pewno nakręciłby film, a nie tylko zrobił zdjęcie. Więc może Dane ma rację, że zrobił to morderca.

– Ale to nie jest w tym wszystkim najgorsze – powiedział Dane. Pochylił się do przodu, a Nick złapała go za ramię.

– Nie, Dane, proszę.

Nie zwrócił na nią uwagi.

– Nick mieszkała w schronisku dla bezdomnych w San Francisco, bo ucieka przed kimś lub czymś, o czym nikomu z nas nie powiedziała. A więc na jej życie czyhają dwie osoby, obie niebezpieczne. Pokazanie jej w telewizji to najgorsze, co mogło ją teraz spotkać.

– Dobra, Nick, teraz czas na chwilę szczerości – powiedziała Sherlock. – Jesteśmy agentami FBI, idealni z nas słuchacze. Flynn i Delion są gliniarzami, ale też są nieźli, bo jedzą dużo cukru. Zrobimy dla ciebie, co w naszej mocy, możesz na nas liczyć. A teraz mów.

Nick uśmiechnęła się.

– Dziękuję, Sherlock, ale ja nie mogę, po prostu nie mogę.

– Możemy cię dobrze ukryć – zapewnił Savich.

– Nie, nie możecie – odparła Nick. – Zawarłam umowę z Delionem i Dane'em. Zostawcie mnie w spokoju. To wszystko.

Potem odepchnęła krzesło i wyszła z pokoju.

– Niech to szlag! – wybuchnął Dane, kopnął swoje krzesło i poszedł za nią.

– Spokojnie – powiedział Gil Rainy. Rozmawiał przez swój telefon komórkowy. – Nie uda jej się wyjść z budynku.

– Ale nie możemy jej przecież zatrzymać – zastanawiał się Flynn.

– Możemy – orzekł Delion. – Jest ważnym świadkiem.

Nagle usłyszeli jakieś krzyki i trzask padających mebli. Wybiegli z sali konferencyjnej i zobaczyli czterech agentów trzymających Nick za ręce, próbujących się przed nią obronić. Korzystając z chwili ich nieuwagi, zaczęła kopać stojące tam krzesła. Całkiem straciła nad sobą panowanie. Walczyła tak zaciekle, jakby od tego zależało jej życie. Dane zrozumiał, że zbyt mocno naciskał, ale czuł, że nie ma wyjścia.

– Tylko nie zróbcie jej krzywdy, do cholery! – wrzasnął Delion. Trzy krzesła były przewrócone, a monitor wisiał na krawędzi biurka. Ktoś złapał go w ostatniej chwili.

– Oddajcie mi ją – powiedział Dane, chociaż wiedział, że jego też próbowałaby zabić. Agenci z ulgą się jej pozbyli. Tym razem go nie ugryzła, ale próbowała kopnąć go w krocze.

Usłyszał tylko, jak Rainy krzyknął „Hej, uważaj!” i błyskawicznie odskoczył na bok, w samą porę. Uderzyła go kolanem w udo. Przyciągnął ją do siebie i, stojąc za nią, objął ramionami, jej ręce były unieruchomione wzdłuż ciała, a nogi zablokowane wzdłuż jego nóg tak, że nie mogła się ruszać. Ale nie dawała za wygraną. Miotała się i szarpała, nie wydając żadnego dźwięku.

– Hej – zawołał Dane, którego to położenie wyraźnie zmęczyło. – Ma ktoś kajdanki?

– Nie waż się, dupku – syknęła Nick. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią.

– Posłuchaj mnie, Nick. Nie pozwolę ci umrzeć, przynajmniej póki sam żyję. Spróbuj mi choć trochę zaufać. – Znowu nią potrząsnął. Rainy podał mu kajdanki. Dane złapał ją z tyłu za ręce i skuł. Wyglądała, jakby miała za chwilę wybuchnąć. Kopała, gryzła i wiła się, aż podeszła do niej Sherlock, spojrzała jej w oczy i powiedziała:

– Przestań natychmiast, Nick, albo przyleję ci pasem. Oni tego nie zrobią, bo są mężczyznami. Naprawdę sama się o to prosisz.

Nick posłuchała jej. Uspokoiła się, ale minęła chwila, zanim ustąpił jej paniczny popłoch. Była blada, cała się trzęsła i nie mogła złapać oddechu.

– Nie bij mnie, Sherlock – powiedziała słabym głosem i zachwiała się. Sherlock ją złapała.

– Ma ktoś kluczyki od tych głupich kajdanek?

Jeden z agentów rzucił Sherlock kluczyki. Rozkuła ręce Nick i potarła jej nadgarstki.

– Nie waż się ruszyć albo pozbawię cię przytomności – ostrzegła Sherlock. – A teraz, Nick…

– Ma na imię Nicola – wtrącił Dane. – Przynajmniej tyle mi powiedziała. I ma doktorat z historii średniowiecznej.

Nick rzuciła się w jego stronę, ale Sherlock złapała ją i trzymała mocno.

– Musiałeś to wygadać, agencie Dane Carver? – wrzeszczała Nick. – Następnym razem naprawdę porządnie cię pogryzę, kiedy najmniej będziesz się tego spodziewał. Niech cię szlag! Zrobię to tak samo jak dziś rano, kiedy byłeś półnagi, a ja ugryzłam cię w ramię!

Zapanowała cisza, przynajmniej dwudziestu obecnych tam agentów zamarło. Wszyscy to słyszeli.

Sherlock zamarła i puściła Nick, która natychmiast rzuciła się z pięściami na Dane'a, gotowa go zabić. Ale on był szybszy, złapał ją i przyciągnął do siebie, przytrzymując jej ramiona.

– Już to przerabialiśmy – powiedział Dane. Pamiętał, jak raz już odpierał atak Nick na komisariacie policji w San Francisco. Unieruchomił ją wtedy tak samo.

Jej oddech nadal był przyspieszony, ale przynajmniej już się nie szarpała.

– Nie zamierzam cię jeszcze wypuścić. Wolałbym, żeby moje ciało na tym nie ucierpiało.

Jeden z agentów wybuchnął głośnym śmiechem.

– Agencie Carver, a propos ciała: możemy obejrzeć to ugryzienie na ramieniu?

– Ach – westchnął inny. – Niebezpieczna ta praca w FBI. Myślę, że Dane powinien dostać premię za wykonanie niebezpiecznego zadania.

Nick warknęła. Jej oddech powoli uspokajał się.

Загрузка...