Rozdział 18

Oczywiście, będę się starać, ale ja naprawdę nic nie wiem – mówiła Belinda, kiwając głową. – Wiem, że biedny Frank jest zmartwiony zawieszeniem emisji programu, ale co może na to poradzić? Powiedział mi, że DeLoach, lub inny scenarzysta, jest zamieszany w zabójstwa, które pasują do morderstw popełnionych w pierwszych dwóch odcinkach programu. Frank zaczął go nawet nazywać „Morderczym programem”.

– Chwytliwy tytuł – powiedziała Sherlock. – Tak, o to mniej więcej chodzi.

– Myślę, że tak naprawdę Weldon DeLoach wymyślił ten tytuł, ale szefostwu się nie spodobał, wybrali tytuł „Superagent”. Bo brzmiał modniej, wie pani, co mam na myśli?

– Wiem – odpowiedziała Sherlock. – Bardziej Manhattan niż Brooklyn.

– Właśnie – przyznała Belinda, uśmiechając się. – Frank też twierdził, że lepiej się przyjmie. Jest w tym biznesie od dawna. We wczesnych latach osiemdziesiątych był aktorem, nigdy nie zyskał sławy, ale to dobrze, bo wtedy uświadomił sobie, że chce zająć się produkcją programów, a nie być w nich gwiazdą. Nigdy nie chciał kręcić filmów. Kocha telewizję. Był najszczęśliwszy, pracując za kulisami – przygotowując scenariusze do aktualnie realizowanych programów, sprzedając czas antenowy, kalkulując wydatki, ustawiając aktorów i reżyserów. I trzymając wszystko w garści, żeby biznes się kręcił i mieścił się w budżecie.

Pierwszym programem, jaki wyprodukował w połowie lat osiemdziesiątych, był „Delta Force”, emitowany przez prawie cztery lata. Może oglądaliście powtórki?

– To był dobry program – przyznał Savich.

Belinda Gates rozpromieniła się, posłała mu szeroki uśmiech i ściągnęła z włosów jeden z wielkich wałków. Długi, gruby lok opadł ciężko w dół.

– Powtórzę mu pana słowa. Wie pan, Frank mówi mi o wszystkim, więc prawdopodobnie wiem o tym mordercy tyle samo, co on.

– Jest pani bystrą kobietą, panno Gates, zna pani sprawę. Wiemy, że ma pani własne przemyślenia na jej temat. Potrzebujemy pani pomocy. Czy domyśla się pani, kto to wszystko mógł zorganizować? – zapytała Sherlock.

Belinda ściągnęła kolejny wałek, delikatnie prowadząc palec wokół wielkiego loka, sprawdzając, czy wystarczająco ostygł. Pokiwała głową i powiedziała:

– Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że to Dupek, wiecie, Linus Wolfinger. Jest bardzo przebiegły. Ale do tego potrzeba czegoś więcej. – Przerwała na chwilę. – Wygląda to tak, jakby każdego dnia musiał udowodnić, że jest najmądrzejszym facetem na ziemi, szefem wszystkich szefów. Cokolwiek robi, musi być w tym najlepszy, najszybszy, najmądrzejszy i każdy musi to docenić i wychwalać go w nieskończoność.

Savich wyprostował się, zacisnął dłonie na kolanach i powiedział:

– Zostawmy w spokoju jego manię wielkości. Jaki, pani zdaniem, mógłby mieć powód, by postępować według scenariusza programu telewizyjnego i mordować ludzi?

– Bo to coś dziwacznego, coś innego, właśnie dlatego. Dupek naprawdę lubi wymyślać takie rzeczy, by pokazać ogrom swoich umiejętności, które są o wiele bardziej imponujące niż pana czy moje. Morderstwa byłyby dla niego nowym rodzajem wyzwania.

Jeśli to on zabija tych ludzi, musi wiedzieć, że policja wkrótce go złapie. Założę się, że nawet próbuje naprowadzić policję na swój ślad, żeby byli tuż obok niego, a on mógł być w centrum wydarzeń. Czy to ma sens?

– Niezupełnie – powiedziała Sherlock.

Kolejny wałek opadł, a Belinda przeczesała włosy.

– Oczywiście, że nie ma. Próbowałam być złośliwa. Jeśli naprawdę miałabym kogoś wskazać, byłby to Jon.

– Jon Franken? – upewnił się Savich, wyraźnie zaskoczony. Uznał to za pomyłkę. W tym cholernym studiu każdy był podejrzany. Tylko Jon Franken nie pasował do tej chaotycznej układanki, bo był taki… właściwie jaki? Był zbyt ułożony, skupiony. Bardzo hollywoodzki, tak, taki był, normalny w tym specyficznym środowisku. Savich nie mógł sobie wyobrazić, że może on być mordercą.

– Dlaczego uważa pani, że to Jon Franken? – zapytał Belindę.

– Jon jest jednym z najseksowniejszych facetów, którzy nie są aktorami w Los Angeles. Sypiał z większą liczbą kobiet, niż Frank zdołał poznać, a wierzcie mi, Frank znał tu niemal wszystkie. Dzięki swojej sprawności seksualnej Jon wyrobił sobie kontakty niemal ze wszystkimi liczącymi się postaciami w Los Angeles. Znał każdego, kto był w czołówce najlepiej zarabiających gwiazd przez ostatnich dziesięć lat, bo ze wszystkimi z tej listy sypiał. Wiedział rzeczy, o których nie powinien był wiedzieć, znał wszystkich aktorów, większość z nich intymnie, włączając w to mnie, bynajmniej nie dlatego, że jestem wielką aktorką, jak możecie pomyśleć. Seks jest potężną siłą. Może czasami potężniejszą niż pieniądze.

Savich pomyślał, że to prawda. Zawsze, kiedy patrzył na Sherlock, bez względu na to, gdzie byli lub co robili, pragnął jej tak samo mocno. Przez ostatni tydzień nie kochali się w domu.

Robili to oparci o ścianę garażu. Ale przypadkowy seks, zawdzięczanie mu pozycji zawodowej, kariera i wyrabianie kontaktów przez łóżko, seks, jako narzędzie pozwalające dostać to, co się chciało – nie, nie byłby w stanie tak żyć.

– Wiem, że z tego, co mówię, wynika, że Jon jest prawdziwym hollywoodzkim drapieżcą, i tak jest, ale używam słowa „drapieżca” w pozytywnym tego słowa znaczeniu – powiedziała Belinda.

Sherlock zaśmiała się.

– Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś był opisywany jako drapieżca w pozytywnym sensie.

– Jako osoba dobrze zorientowana – powiedziała Belinda, bynajmniej nieurażona. Chwilę później zmarszczyła brwi. – Ale jest też druga strona Jona. Bywa bardzo złośliwy i pamiętliwy.

– Proszę nam opowiedzieć o jego złośliwości. Nie zauważyliśmy jej – powiedziała Sherlock.

– Zauważyłam, kiedy przestałam z nim sypiać, bo to ja chciałam zerwać, nie on. Zwykle to Jon kończy romans, ale zawsze robi to bardzo delikatnie. Nie zostawia kobiety chcącej uciąć mu… kobiety nie pragną się na nim zemścić. Nie. Rozstaje się tak, by jego byłe kochanki pozostawały jego przyjaciółkami.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, ode mnie też by odszedł, ale zanim tak się stało, poznałam Franka. – Belinda pochyliła się do nich. – Wciąż przeraża mnie myśl o tym. Powiedziałam Jonowi prawdę. Pamiętam, że stał tam, naprzeciwko mnie, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Nie uderzył mnie. Po prostu powiedział tym swoim miękkim głosem, że zachowałam się jak dziwka i że żadna kobieta dotąd go nie rzuciła. Ktoś przedziurawił mi opony, ale nie przyłapałam go na gorącym uczynku i nie jestem pewna, czy to on. Nie potrafię tego udowodnić. Uznałam, że to zemsta.

– Ja też bym tak pomyślała – powiedziała Sherlock. – Ale to nie koniec, prawda?

– Tak. Potem była Maria James, młoda, naprawdę ładna dziewczyna i bardzo utalentowana. Nie wiem, co między nimi zaszło, ale cokolwiek się stało, Jon dopilnował, żeby wyrzucono ją z programu. Podobno była w ciąży. Czy z Jonem? Nie wiem, ale wyjechała z Los Angeles.

Sherlock zanotowała wszystko, co Belinda powiedziała o Marii James.

– Potem był facet, który pokonał Jona w konkursie na asystenta reżysera nowego programu – ta posada naprawdę mu się marzyła. Program miał tytuł „Twardziel”, był emitowany przez cztery lata. Tak czy owak, facet skończył ze złamanymi nogami, nie mógł podjąć tej pracy. Jon ją dostał. Czy to była jego sprawka? Oczywiście, nie było żadnego dowodu.

– Czy zmartwiła się pani, kiedy zdjęto „Superagenta”? – zapytał Savich.

Belinda uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami, zdjęła kolejny wałek i przeczesała włosy.

– Biedny Frank. On jedyny naprawdę się zmartwił. To było jego dziecko. Włożył w ten program dużo wysiłku.

– Czy przychodzi pani do głowy ktoś, kogo mogło ucieszyć zakończenie programu? – zapytała Sherlock.

Belinda ściągnęła ostatni wałek i odrzuciła go. Wszyscy troje patrzyli, jak toczy się po podłodze.

– Ucieszyć do tego stopnia, że mordował ludzi zgodnie ze scenariuszem? Nikt taki nie przychodzi mi do głowy – powiedziała, patrząc na wałek. Raz po raz zanurzała palce we włosach. Zdaniem Sherlock jej włosy nie potrzebowały czesania. Były zmierzwione, gęste i absolutnie piękne, miały nieskończenie wiele odcieni blondu.

– A pamiętacie ochroniarza Wolfingera? – zapytała Belinda, jej głos brzmiał cicho i tajemniczo. – To ten wielki facet, który nigdy nic nie mówi. Nazywa się Arnold Lotus. Myślę, że on i Wolfinger sypiają ze sobą.

– Twierdzi pani, że Wolfinger jest gejem? – zapytał Savich. Belinda wzruszyła ramionami.

Chłopak, który miał problemy z cerą, podszedł do nich.

– Czekają na panią na planie zdjęciowym, panno Gates – powiedział.

Belinda poprawiła jeszcze raz włosy, spojrzała na swoje odbicie w lustrze, wstała i uśmiechnęła się do nich.

– Ma na imię Sean? Chciałabym mieć synka – powiedziała, skinęła głową im obojgu i wyszła.

– Wiesz, Sherlock, zainspirowały mnie jej wałki. Może kupimy sobie takie? – zaproponował Savich.

– Takie naprawdę wielkie?

– Tak – odpowiedział. – Większe niż te, których wcześniej używaliśmy.

Sherlock roześmiała się.


CHICAGO


– Moje biedactwo, jak się czujesz?

Nicola podniosła wzrok i spojrzała na Johna Rothmana, zza uchylonych drzwi usłyszała głosy jego trzech doradców, rozmawiających na szpitalnym korytarzu. Jego twarz była rumiana od ostrego chicagowskiego wiatru i zimnego powietrza, a oczy były bardziej niebieskie niż letnie niebo. Pomyślała, że najpierw zakochała się w jego oczach, które mogły przenikać ludzkie dusze, przynajmniej na tyle głęboko, że zawsze wiedział, co powiedzieć podczas kampanii wyborczej.

– Już mi lepiej, John, tylko boli mnie gardło i czuję, jakbym miała wydrążony żołądek.

– Zabiorę cię do domu. Wiesz, Nicolo, zastanawiałem się, może powinnaś już wprowadzić się do mnie. Ślub planowaliśmy na luty, może warto go przyspieszyć?

Dotąd z nim nie spała. Jednej nocy, kiedy już była na to gotowa, przyłapano ich przed jednym z ulubionych klubów Johna, The High Hat, jego język w jej ustach, jego dłoń na jej pupie. Ich bardzo żenujące zdjęcia ukazały się w National Enquire. Po tym incydencie pocałował ją tylko lekko w policzek.

– Jeżeli się do ciebie wprowadzę, wszyscy się o tym dowiedzą. Pamiętasz, co nas ostatnio spotkało? – zapytała Nicola.

John wzruszył ramionami.

– No dobrze. Więc przyspieszmy ślub. Co powiesz na koniec miesiąca?

Milczała.

– Nicolo, chcę, żebyśmy jak najszybciej rozpoczęli wspólne życie. Chcę się z tobą kochać.

Nadal milczała.

– Widziałem cię już nagą. Jesteś naprawdę piękna.

Ujął jej dłoń i lekko uścisnął, a ona uśmiechnęła się do niego.

– Kiedy widziałeś mnie nagą?

– Parę tygodni temu przyszedłem po ciebie. Zadzwoniłem do drzwi, ale nie otwierałaś. Miałem klucz, więc wszedłem do środka. Usłyszałem szmer wody pod prysznicem i zobaczyłem, jak spod niego wychodzisz i wycierasz się. Nie wiedziałaś, że tam jestem. Nie wiem, po co teraz ci o tym mówię, po prostu chciałbym cię taką oglądać. Chciałbym całować cię całą.

Może z powodu zupełnej pustki w żołądku nie powiedziała głośno tego, co na pewno wyznałaby z lubieżnym uśmiechem dwa tygodnie wcześniej: A ja nie pozostałabym ci dłużna. Zamiast tego powiedziała:

– Jestem bardzo zmęczona, John. Zbyt zmęczona, by zebrać myśli. Chcę wrócić do domu, położyć się we własnym łóżku i pozbierać się. Potem możemy o tym pogadać. Czy lekarze powiedzieli ci coś więcej o tym zatruciu?

– Po długich rozmowach ustaliliśmy, że tylko ty jadłaś malinowy sos vinaigrette.

– Zatrułam się sosem? John wzruszył ramionami.

– Chcesz, żebym przyjechał później i zabrał cię do domu?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, jeden z doradców Johna stanął w drzwiach.

– Przepraszam, senatorze, ale dzwonił burmistrz. Chce z panem rozmawiać – oznajmił.

– Idź, John, dam sobie radę. Pochylił się i pocałował ją w policzek.

– Jesteś taka blada – powiedział i delikatnie dotknął palcami jej policzka. – Może podać ci błyszczyk do ust z torebki?

Pokiwała głową.

Potem patrzyła, jak podszedł do małego stolika stojącego pod przeciwległą ścianą szpitalnej sali, otworzył jej torebkę i wyjął błyszczyk. Spojrzał na niego i zmarszczył brwi.

– Jest bardzo jasny – powiedział. – Potrzebujesz czegoś o intensywniejszym kolorze, żebyś wyglądała zdrowiej.

– Jak już będę w domu, zrobię sobie porządny makijaż. Zobaczymy się później?

– Niestety, wieczorem mam spotkanie z ważną grupą lobbystów. Odłożyłem obiad z burmistrzem i udało mi się tu do ciebie na chwilę wpaść. Albia przyjedzie, by zabrać cię do domu. Zobaczymy się jutro.

Patrzyła, jak wychodzi, wysoki, smukły, taki elegancki. Co ciekawe, cieszył się w równym stopniu poparciem mężczyzn, jak kobiet. Słyszała, jak otaczający go szmer głosów oddala się i cichnie w końcu korytarza.

Albia przyjechała dwie godziny później, wpadła do sali, w której leżała Nicola, a za nią dwie pielęgniarki, ale nie po to, by ją upomnieć, ale żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebuje. Albia tak działała na ludzi. Była księżniczką, a może zważywszy na fakt, że była po pięćdziesiątce, raczej królową. Była taka dostojna, zdecydowana i pewna siebie, że czasami nawet John ustępował pod wpływem jednego słowa siostry. Prowadziła mu dom, zanim ożenił się z Cleo, i potem, kiedy ta uciekła z Todem Gambolem. Doskonale kierowała jego kampanią wyborczą.

Rzadko kiedy dziennikarze ośmielali się zadawać jej bezczelne pytania.

– Albia – ucieszyła się na jej widok Nicola.

Albia Rothman pochyliła się i pocałowała ją w policzek.

– Moja biedna dziewczynka – powiedziała i pogładziła jej policzek. – To okropne, tak mi przykro.

– Przecież to nie twoja wina, Albio.

– Ale jest mi niezmiernie przykro, że stało się to podczas mojej urodzinowej kolacji.

– Dziękuję.

Albia wyprostowała się, podeszła do okna i spojrzała przez nie na jezioro Michigan.

– Bardzo ładna sala. John nie musiał nawet się starać. Przywieźli cię tu prosto z ostrego dyżuru. – Przez chwilę patrzyła na Nicolę, potem znowu wyjrzała przez okno. Albia była bardzo taktowną osobą.

– Wcześniej miałam już zatrucie pokarmowe, Albio. Wtedy czułam się zupełnie inaczej.

Albia wysoko uniosła cienką brew.

– Naprawdę? To dziwne. Myślę, że objawy zatrucia mogą być różne.

– Nie mogę tylko zrozumieć, co takiego zjadłam, że się zatrułam.

– Chcesz drążyć temat?

Nicola poruszyłaby niebo i ziemię, gdyby to w czymś pomogło, ale wiedziała, że to nie miało sensu. Potrząsnęła głową.

Albia przysunęła krzesło do łóżka Nicoli i usiadła na nim. Założyła nogę na nogę, jej wspaniałe nogi obleczone były w pończochy i dziesięciocentymetrowe czarne szpilki od Chanel.

– John twierdzi, że chce cię poślubić tak szybko, jak to możliwe. Opowiadał mi o tym samochodzie, który nieomal cię potrącił, a teraz to. Chce zapewnić ci poczucie bezpieczeństwa, a dla mężczyzny – dla Johna – oznacza to, że mieszkacie razem, śpicie razem, a on opiekuje się tobą.

– No nie wiem, Albio, czy powinniśmy przyspieszać ślub – powiedziała bez namysłu Nicola.

– Co się dzieje? John to doskonała partia. Więcej kobiet się nim interesuje – tutaj i w Waszyngtonie, jest dla wszystkich czarujący, ale wybrał ciebie. Dla mnie to prawdziwy cud.

– Cud? Dlaczego?

– Kochał Cleo tak bardzo, prawie do szaleństwa. Kiedy odeszła, był kompletnie zdruzgotany; myślałam, że nigdy się nie pozbiera. Bardzo się o niego martwiłam.

– Pamiętam. Było mi go bardzo żal, tak samo jak wszystkim pracownikom jego sztabu.

Nicola pamiętała, jaki spokój zachowywał, ilekroć ktoś wspominał o jego żonie, jaki był silny i potrafił utrzymać dystans.

– I pomyśleć, że Cleo uciekła właśnie z Todem Gambolem. Jasne, przystojniak był z niego i o wiele młodszy od Johna. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego zostawiła dla niego Johna – mówiła Albia, z niedowierzaniem kręcąc głową.

– Ciekawe, gdzie są teraz – zastanawiała się Nicola. – Już od trzech lat nie ma o nich żadnych wieści.

– Tak. Pamiętam, jak się poznali. Był na wakacjach, co zdarzało mu się bardzo rzadko, właściwie to był długi weekend. A ona pracowała w hotelu, w którym się zatrzymał, była kierownikiem. W jego pokoju wybuchł pożar, a ona przyszła przeprosić. No i tydzień później wzięli ślub. Byłam bardzo zaskoczona, wszyscy byli. Zrobili to w tajemnicy.

– Spędzili razem pięć lat – powiedziała Nicola. Dobrze pamiętała głos Cleo Rothman, jej niewiarygodny talent organizacyjny i zdolności kierownicze. Ludzie ze sztabu ją uwielbiali.

– Pamiętam, jak zastanawiałam się, dlaczego John wcześniej się nie ożenił. Dobiegał czterdziestki, prawda?

– Tak. Kiedy ożenił się z Cleo, miał skończone trzydzieści dziewięć lat. Nie opowiadał ci? Na studiach zakochał się w dziewczynie. Miała na imię Melissa, mieli się pobrać po skończeniu studiów. Oczywiście ojciec był temu przeciwny, zupełnie inaczej zaplanował życie Johna. W czasie jego studiów prawniczych ojciec chciał znaleźć mu odpowiednią kandydatkę na żonę, ale John nie przyjmował tego do wiadomości. Chciał być z Melissą i nie miał zamiaru czekać.

– I co się stało?

– Zginęła w wypadku samochodowym pod koniec ostatniego roku studiów. John oszalał z rozpaczy, przez lata nie mógł dojść do siebie. Właściwie, wydaje mi się, że stało się to dopiero, kiedy spotkał Cleo. A tu popatrz, Nicolo, minęły zaledwie trzy lata i chce ożenić się z tobą. To cud. Musi cię bardzo kochać, nie sądzisz?

– To straszne – powiedziała Nicola. Chciało jej się płakać, gardło bolało ją tak bardzo, że nie była w stanie wymówić ani słowa więcej. Była tak głodna, że miała ochotę wgryźć się we własny łokieć. Chciała już stąd wyjść, wrócić do domu i położyć się we własnym łóżku. I nie chciała, żeby ktokolwiek wchodził do jej mieszkania i widział ją nagą pod prysznicem.

– Jestem bardzo zmęczona, Albio. Mam nadzieję, że niedługo mnie wypuszczą.

Albia wstała.

– Tak, już się tym zajęłam. Jeśli chcesz, zabiorę cię prosto do domu.

– Dziękuję ci. Bardzo chcę. Ale Albio, chcę jechać do mojego mieszkania. Nie jestem jeszcze gotowa, by wprowadzić się do Johna.

Загрузка...