LOS ANGELES
Savich i Sherlock wrócili nazajutrz z kawą i bajglami. – Beztłuszczowe nadzienie serowe – powiedziała Sherlock, wyciągając plastikowy nóż. – Dillon nie pozwala jeść wysokotłuszczowych produktów w swoim zespole. Savich przyglądał się twarzy Dane'a.
– Zdecydowaliśmy, że wy dwoje dziś tu zostajecie. – Przykro mi, Nick, ale Dane na pewno będzie próbował odnaleźć tych bandytów, chyba że ktoś stanowczo go odwiedzie od tego pomysłu. Podejmiesz się tego zadania?
– Tak, na pewno zrobi, co mu każę – powiedziała Nick, podając Dane'owi bajgla posmarowanego serowym kremem. Ugryzł kawałek i zrobił się blady.
– Ciągle cię mdli? – zaniepokoiła się Sherlock. – Nie martw się, to niedługo minie.
– Skąd wiesz? – zapytał Dane, wpatrując się w Sherlock.
– Tylko mi nie mówcie, że ty też kiedyś oberwałaś w strzelaninie?
– No cóż – mruknęła Sherlock i zamilkła na chwilę. Popatrzyła na męża i po chwili dodała: – Zostałam ugodzona nożem raz, w ramię, bardzo dawno temu.
– Tak, naprawdę dawno temu – powiedział Savich z ironią.
– Całe dwa i pół roku temu.
– No tak, ale to było przed naszym ślubem, a czuję, jakbyśmy byli małżeństwem od wieków. – Posłała mężowi promienny uśmiech i zwróciła się do Dane'a. – Prawda jest o wiele mniej zabawna, ale po dwóch, trzech dniach byłam już na nogach i pracowałam.
– Myślę, że czuła się wtedy źle – powiedział bez emocji Savich – bo lekarz dał jej w tyłek cztery zastrzyki. Zapamiętam twoje krzyki.
Sherlock zakaszlała.
– Nieważne, jak było, lepiej zapomnieć o tej sprawie.
– Zapomnieć cztery zastrzyki w twój tyłek czy ranę po nożu? – zapytał Savich.
Próbował powiedzieć to lekko, ale Dane słyszał strach w jego głosie, strach, którego ciągle nie mógł się pozbyć. Tak samo on bał się o brata, kiedy byli młodsi, ilekroć Michaelowi mogła stać się krzywda, gdy grali w piłkę, płynęli tratwą wezbraną górską rzeką, wspinali się po górach. Kiedy chodzili do szkoły, spędzali razem wiele czasu. Później Michael wstąpił do seminarium, a Dane pojechał na studia do Case Western w Ohio, by studiować prawo, coś, czego nie cierpiał. Na szczęście szybko zorientował się, że chce zostać policjantem.
– Ani słowa więcej o tym wypadku – rozkazała Sherlock.
– Mamy mordercę, który, uciekając, wystraszył się, wystraszył się tak, że wczoraj próbował wariackiego wyczynu kaskaderskiego. Musi być niepoczytalny albo zdesperowany, lub jedno i drugie. Próbowaliśmy dowiedzieć się, co robił Linus Wolfinger podczas tego roku po zrobieniu dyplomu, przed podjęciem pracy tutaj i poznaniem pana Burdocka, właściciela Premier Studios.
– I nie mamy wiele szczęścia – powiedział Savich. – Nawet MAX nie jest w stanie nam pomóc. Nie potrafi niczego znaleźć, śladu transakcji kartami kredytowymi, śladu zatrudnienia, żadnego rachunku za samochód.
– Więc zdecydowaliśmy, że zapytamy go wprost – powiedziała Sherlock. – Co o tym myślisz, Dane?
– Dlaczego nie? – zastanawiał się Dane i wzruszył ramionami. – Przynajmniej będzie jakiś punkt wyjścia, bo i tak będziemy musieli to później sprawdzić. Zaczynam nabierać przekonania, że żadne z nich nie mówi prawdy.
– Przynajmniej wszyscy są konsekwentni – uznał Savich. Telefon komórkowy Sherlock zadzwonił, odgrywając temat przewodni „Z archiwum X”.
– Halo?
– Mówi Belinda Gates. Chyba mamy tu naprawdę poważny problem.
– Co się stało?
– Ostatniej nocy oglądałam kablówkę. O dziewiątej wieczorem leciał trzeci odcinek „Superagenta”
– O nie – jęknęła Sherlock. – Naprawdę mamy problem. Trzy godziny później, udręczony detektyw Flynn powiedział do grupy dziesięciu ludzi tłoczących się w pokoju hotelowym Dane'a:
– Dyrektor programowy lokalnego kanału dziewiątego KRAM, Norman Lido, twierdzi, że Frank Pauley z Premier Studios wysłał mu odcinek i dał pozwolenie na emisję, mówiąc mu, że sam ma zakaz emisji programu, ale może KRAM zechce go puścić. Spodobał mu się odcinek i pokazał go zeszłej nocy. Ten kanał telewizji kablowej ogląda tu, w Kalifornii, około ośmiu milionów osób.
– Czy ten idiota nie wiedział, dlaczego program został zdjęty? – zastanawiał się Dane. – Przecież cały świat o tym mówił.
– Twierdzi, że nie wiedział – rzekł Flynn i wzruszył ramionami. – Oczywiście kłamie jak z nut. Czy ktoś, kto ma choć odrobinę przyzwoitości, wyemitowałby ten program? Chodziło oczywiście o pieniądze, ale nikt nie powiedział tego głośno. Prawdopodobnie zapłacił tłumokom, by wyemitowali program.
– Kiedy mu powiedziałem, że to było we wszystkich wiadomościach, uśmiechnął się głupio i powiedział mi, że nigdy nie ogląda telewizji – rzekł Flynn. – Oni znają się z dawnych lat. Powiedziałem mu, że nawet małe stacje, takie jak jego, podały tę informację w swoich lokalnych wiadomościach. Kretyn po prostu udawał, że jest zaskoczony. Mało brakowało, a bym mu przywalił.
– Dlaczego Belinda Gates nie zadzwoniła do mnie wczoraj? – zastanowiła się Sherlock. – Czyli zaraz po tym, jak obejrzała program?
– Zapytam ją o to – powiedział Delion.
– Nie wiedziała, co zrobił jej mąż? Delion wzruszył ramionami.
– Jeszcze nie wiem. Ale Sherlock i Savich właśnie idą spotkać się z Pauleyem, Nie mogę się doczekać, by usłyszeć, co ma do powiedzenia. Zależnie od tego, co powie, jestem gotów zawlec jego dupsko do więzienia albo postawić go pośrodku Pico Boulevard w godzinach szczytu, by kierował ruchem.
– Przynajmniej na razie nie dostaliśmy raportów o popełnionych morderstwach podobnych do tego z trzeciego odcinka – powiedział Flynn.
– Myślę, że brak wiadomości to w tym przypadku dobra wiadomość – skomentował Savich. – Gdy rozmawialiśmy przez telefon z Pauleyem, twierdził, że nic o tym nie wiedział, że nigdy nie dał nikomu kopii któregokolwiek odcinka. Musimy jeszcze raz spotkać się z nim i z Belindą. Delion uważa, że Sherlock najlepiej sobie z nią poradzi. Dane, ty zostań w łóżku i spróbuj się wyleczyć. Nick, nigdzie nie wychodź, media krążą wokół studia.
– Hej! – krzyknął Dane. – Naprawdę nic mi nie jest. Chcę pójść z tobą na spotkanie z Pauleyem. – Przerwał na chwilę, a potem dodał: – Naprawdę muszę to zrobić, Savich.
– No dobrze, Dane – odpowiedział Savich po chwili. – Zbieramy się za piętnaście minut. Ale myślę, że to ostatni raz, kiedy wychodzicie tu, w Los Angeles. Jest zbyt wielkie zainteresowanie mediów i nie ryzykowałbym jeszcze bezpieczeństwa Nick. I twojego też – dodał Savich, patrząc na ramię Dane'a.
Nick spojrzała na niego z troską.
– Weź prysznic, a ja przyszykuję ci ubranie – powiedziała.
– Dziękuję.
– Uważaj na rękę.
Frank Pauley stał pośrodku swojego gabinetu.
– Jest tak, jak mówiłem kilka godzin temu – powiedział bez zbędnych wstępów do czterech osób wchodzących do jego biura. – Nie wysłałem tego cholernego odcinka do KRAM. Nawet nie znam dyrektora programowego stacji, nigdy nie słyszałem o Normanie Lido. Oczywiście, ktoś musiał mieć nagranie, może morderca, i posłać je z moim nazwiskiem, żeby narobić mi kłopotu, żebyście myśleli, że ja to zrobiłem. Ale ja tego nie zrobiłem. Jest jeden drobny szczegół: odpowiedzialność, rozumiecie, studio nie wyrobi na odszkodowania, jeśli będzie więcej morderstw. Jezu, nigdy bym tego nie zrobił! To szaleństwo.
– Dlaczego zeszłej nocy nie oglądał pan telewizji razem z Belindą? – zapytała Sherlock.
– Co? Grałem w pokera w Malibu, jak co tydzień. Było nas trzech. Możecie to sprawdzić.
Savich pomachał w stronę bardzo długiej sofy.
– Proszę usiąść, panie Pauley. – Skinął na Dane'a, Nick i Sherlock, by też usiedli. – Agent Carver został wczoraj postrzelony, więc nie może się przemęczać. Najwyraźniej morderca próbował zabić Nick.
Pauley popatrzył na Dane'a, później na Nick. Wyglądał na zupełnie oszołomionego.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedział powoli. – To zupełnie bez sensu. To wszystko jest po prostu szalone.
– Zaczynam się z panem zgadzać – mruknął Dane.
Znowu poczuł się gorzej. Ręka pulsowała, tępy ból nie ustępował. Prawą dłonią podparł łokieć i usiadł wygodnie na krześle z szarej skóry i wciąż doskonale się trzymał.
Nick lekko dotknęła jego ręki.
– Panie Pauley – powiedziała Sherlock. – Proszę nam pomóc to wyjaśnić. Kiedy wrócił pan wczoraj z pokera do domu, czy Belinda powiedziała panu o programie?
Pauley przyglądał się swoim paznokciom, później frędzlom przy mokasynach.
– Ostatniej nocy nie wróciłem do domu.
– Aha – rzekł Savich. – Więc gdzie pan był?
– Do późna graliśmy w pokera i za dużo wypiłem. Zostałem w domu Jimbo.
Savich zmarszczył czarną brew.
– Jimbo?
– Nazywa się James Elliott Croft.
– Aktor? – zapytała Nick.
– Tak. On też jest parszywym pokerzystą. Wygrałem od niego trzysta dolców.
– A on po tym pozwolił panu zostać w swoim domu? – zapytał Savich, coraz wyżej unosząc brew.
– To naprawdę duży dom – wyjaśnił Pauley. – Jak jestem pijany, nikomu nie wadzę.
Trzymając się schematu, który ustaliła razem z Savichem, Sherlock zapytała:
– Czy kiedy dziś rano zobaczył pan Belindę, opowiedziała panu o programie?
Pauley pokręcił głową.
– Nie, była na mnie obrażona, bo powiedziałem, że wrócę do domu na noc, ale nie wróciłem. Wyszła pobiegać, zanim wróciłem od Jimbo.
– Więc nie wie pan, dlaczego nie zadzwoniła ostatniej nocy, zaraz po tym, jak zorientowała się, że ogląda trzeci odcinek? – zapytał Savich.
– Nie mam pojęcia. Jest teraz w domu. Wiem, że detektyw Flynn rozmawiał z nią. Co wam powiedział?
Sherlock uśmiechnęła się do niego uprzejmie.
– Myślę, że zachowam to dla siebie.
Rozległ się dzwonek telefonu. Pauley spojrzał zniecierpliwiony na biurko, ponownie rozległ się dzwonek.
– Powiedziałem Heather, by mi nie przeszkadzano, więc to musi być coś ważnego – wyjaśnił i podniósł słuchawkę telefonu, podróbka antyku, oczywiście szara.
Gdy odłożył słuchawkę powiedział:
– To był Jon Franken. Twierdzi, że jego prywatne kopie kolejnych odcinków „Superagenta” zniknęły.
– Jak to zniknęły?
– Agencie Savich, odcinki „Superagenta” nagraliśmy na kasetach wideo. Każdy, kto chciał, mógł zrobić kopię. Wszyscy producenci, montażyści, scenografowie, każdy mógł zrobić kopię. Nie były pod kluczem. Jon powiedział, że ktoś wziął właśnie jego kopie. – Westchnął. – Wszyscy wiedzieli, że prawdziwy morderca wiernie odtwarza scenariusz odcinków. Kto mógł ukraść kopie Jona?
– Ile odcinków zginęło? – zapytała Sherlock.
– Powiedział, że kolejne trzy. Nie ma powodu, by ukrywać, że nakręciliśmy je poprzedniego lata. Jestem zaskoczony, że Jon to zauważył. – Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Pobożnym życzeniem Sherlock było, by tego nie zrobił.
– Wygląda na to – powiedziała – że te kasety wideo były doręczone przez firmę kurierską. Rozmawialiśmy z mężczyzną, który przyniósł film i list. Powiedział, że ktoś zostawił paczkę w punkcie doręczeń w ich biurze w północnym Hollywood. Oto list.
Podała go Pauleyowi. Wziął list i poparzył na niego.
– Proszę przeczytać, panie Pauley – zachęcił Savich. – Dane i Nick tego nie słyszeli.
Frank zaczął czytać:
– Drogi panie Lido. Załączam odcinek „Superagenta”. Z uwagi na wiele czynników musieliśmy zaprzestać emisji serialu. Otrzymaliśmy informację, że pan mógłby zainteresować nim swoją widownię. Proszę spróbować i dać mi znać, co pan o tym myśli.
Frank podniósł wzrok.
– On podpisał się moim nazwiskiem. To nie jest mój charakter pisma, mogę to udowodnić. – Szybko wstał i prawie pobiegł do biurka. Wyciągnął stertę jakichś papierów. – O, tutaj – powiedział, podsuwając Savichowi kartki. – To jest mój charakter pisma.
– Jest bardzo podobny – uznała Sherlock. – Nawet litery są pochylone w tę samą stronę. Moim zdaniem, trudno stwierdzić, że to nie pan pisał.
– Ja nie mam wątpliwości. Savich wstał.
– Dobrze, panie Pauley. Będziemy w kontakcie.
Nick odwróciła się na chwilę, kiedy opuszczali gabinet Franka Pauleya. Stał pośrodku pokoju, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Dokładnie tak, jak stał, kiedy tu przyszli.
Kiedy byli przy drzwiach windy, Dane powiedział:
– Skoro już tu jesteśmy, może wpadniemy do Linusa Wolfingera?
– To dobry pomysł – zgodził się Savich i nacisnął guzik. Przeszli przez trzy sekretariaty, we wszystkich taki sam personel, wciąż niepokazujący dekoltu, ubrany w eleganckie kostiumy w przygaszonych kolorach. To miejsce wprost kipiało wydajnością. Nick skinęła głową do Arnolda Loftusa, ochroniarza Linusa Wolfingera, który stał oparty o ścianę, gładki, opalony i znudzony. Sherlock podniosła gazetę z końca stołu i wręczyła mu ją.
Arnold Loftus odruchowo wziął gazetę.
– Dziękuję. Jesteście agentami FBI, tak?
– Zgadza się – powiedziała Sherlock. – Interesuje pana FBI?
– Jasne, więcej się u was dzieje niż u mnie. Nick uśmiechnęła się do niego.
– Co słychać? Wzruszył ramionami.
– Tu nigdy nic się nie dzieje. Wolfinger panoszy się, mówi każdemu, co i jak ma robić, a ludzie mają ochotę go zabić, ale nie zrobią tego, bo boją się go bardziej niż własnych matek, przynajmniej moim zdaniem tak to wygląda. A kiedy ktoś wkurzy się na niego tak bardzo, że spróbuje zrobić mu krzywdę, ja będę musiał go uratować. Dzięki za gazetę.
– Proszę bardzo. Czy pan Wolfinger jest u siebie?
– O tak, musisz tylko dostać przepustkę od jego psa obronnego.
– Ty nie jesteś psem obronnym?
– Nie, ja jestem bronią ostateczną.
Savich nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Jak nazywa się pies obronny?
– Nazywam go pan Armani, ale naprawdę nazywa się Jay Smith.
– Teraz mamy Smitha i Jonesa – odezwał się Dane, patrząc w stronę Nick, ale ona go zignorowała.
– Nie wydaje mi się – powiedziała Sherlock po tym jak odeszła na bok – żeby pan Arnold Loftus i pan Linus Wolfinger byli kochankami.
– Zgadzam się – przyznała Nick. – Kto nam o tym powiedział?
– Sprawdzę w swoich notatkach – obiecała Sherlock.
Jay Smith na ich widok zmarszczył brwi. Ubrany był we wspaniale skrojony jasnoszary wełniany garnitur od Armaniego.
– Pan Wolfinger jest bardzo zajęty. Mnóstwo osób czeka na rozmowę z nim.
Savich zaszedł go od tyłu, zatrzymał się na moment i powiedział zza jego pleców:
– Czy przekaże pan panu Wolfingerowi, że przyszliśmy z nim porozmawiać, czy ja sam mam mu to powiedzieć?
– Proszę zaczekać!
– Nie, to sprawa policji. Nie mogę czekać.
Savich mrugnął porozumiewawczo do Sherlock, a ona położyła dłoń na piersi i wyszeptała:
– Mój bohater.
Savich otworzył drzwi, wszedł do ogromnego, pustego biura i zamarł.
Linus Wolfinger leżał na blacie biurka, wyglądał, jakby spał, był nieprzytomny lub martwy.