CHICAGO
Słyszała, jak otwiera drzwi frontowe, wchodzi przez duży korytarz i zatrzymuje się na chwilę, by powiesić płaszcz. Słyszała, jak mruczy coś pod nosem o współpracowniku. Kiedy wszedł do salonu, gdzie siedziała na jednym ze lśniących krzeseł z jasnobrązowej skóry, jego twarz najpierw znieruchomiała, a potem rozjaśniła się w uśmiechu.
– Nicola, cóż za wspaniała niespodzianka. Właśnie miałem do ciebie dzwonić, chciałem się tylko rozebrać. Rozpaliłaś w kominku, to świetnie. Na dworze jest bardzo zimno.
Powoli wstała i stała tak, wpatrując się w niego i zastanawiając się, co dzieje się w jego głowie, co naprawdę myśli, kiedy patrzy na nią.
– Czy coś się stało? O Boże, czy znowu spotkało cię coś złego? Nikt mi nic nie powiedział, nikt…
– Nie, nic więcej się nie stało. No, może oprócz tego, że dostałam list od twojej byłej żony. Ostrzega mnie, że próbujesz mnie zabić, bo jesteś przekonany, że sypiam z Elliottem Bensonem.
– Co? Dostałaś list od Cleo?
– Tak. Pisze mi, że myślisz, że sypiam z Elliottem Bensonem, i że byłeś przekonany, że ona również z nim sypiała.
– Oczywiście, że z nim nie sypiasz. Dobry Boże, Nicola, ty nie sypiasz nawet ze mną. Poza tym, on jest stary, mógłby być twoim ojcem.
– Ty też mógłbyś.
– Nie mów tak. Nie jestem aż taki stary. Wiesz, że od miesięcy pragnąłem z tobą sypiać, ale ty wciąż mnie odrzucałaś, a teraz zaczynasz się ode mnie oddalać.
– Owszem, ale to nie ma nic do rzeczy, John.
– Zgoda. Co to za nonsens z tym listem od Cleo? Przecież to niemożliwe, wiesz o tym. Dawno temu odeszła, ale nie z Elliottem Bensonem, a z Todem Gambolem, tym draniem, któremu ufałem przez osiem długich lat. O co, do diabła, chodzi?
– Dostałam list dosłownie przed godziną. Ona ostrzega mnie, że będziesz próbował mnie zabić, tak, jak próbowałeś zabić ją. Radzi mi, bym uciekła – ona tak zrobiła. Ja też bym chciała dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, John. Ona stawia poważne zarzuty. Pisze o ponoć przypadkowej śmierci twojej matki i twojej dziewczyny ze studiów, Melissy – obie zginęły w wypadkach samochodowych.
Twarz poczerwieniała mu ze złości, ale kiedy mówił, jego głos brzmiał spokojnie, był jak rozsądny, pełen współczucia przywódca, uspokajający wyborcę. Wytrawny polityk.
– To nonsens. Absurd. Nie wiem, kto napisał do ciebie list oskarżający mnie o to wszystko, ale to nie była Cleo. Odeszła przed trzema laty. Od tego czasu nie odezwała się. Na litość boską, nie miała powodu, by do ciebie pisać. O ile sobie dobrze przypominam, ona nawet cię nie lubiła. Myślę, że była o ciebie zazdrosna, bo prawdę mówiąc, już wtedy uważałem, że jesteś cudowna. Nie zrozum mnie źle. Kochałem Cleo, kochałem ją bardzo, ale uważałem, że ty jesteś błyskotliwa, bardzo zaangażowana i pełna entuzjazmu.
Nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Oczywiście, pomyślała, w tamtych czasach prawdopodobnie lizałaby mu buty, gdyby tego chciał.
– John – powiedziała – mogłabym zignorować ten list, uznając go za wytwór maniaka, ale jest coś jeszcze.
– O czym ty, do diabła, mówisz?
– Dołączyła kilka kartek z twojego dziennika.
– Mojego dziennika? Skąd go miała?
– Powiedziała, że pewnego dnia przypadkiem znalazła je w sejfie w twojej bibliotece. Przeczytała je, przeczytała twoje wyznania na temat zabójstwa Melissy. Tam leżą, zapisane twoim charakterem pisma. Ile kobiet zabiłeś?
Stał sztywno, jak ten pogrzebacz oparty o kominek zaledwie metr za nią, wystarczająco blisko by go chwycić i obronić się, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jego źrenice rozszerzyły się, kiedy powiedział:
– Nie wiem, o czy mówisz, Nicola. Prowadzę dziennik, ale pisanie czegoś takiego? Po co? Dla żartu? To absurd. Nie, zaczekaj. Czy Albia namówiła cię do tego?
– Nie, John, to nie żart. Albia nie ma z tym nic wspólnego. Nie, nie zbliżaj się do mnie. Ani kroku dalej. Widzisz to? – Pomachała mu przed oczami trzema kartkami papieru. – To jest list Cleo do mnie i dwie strony, które skopiowała z twojego dziennika. To jest od kobiety, którą poznałam, kiedy po raz pierwszy pracowałam przy kampanii wyborczej przed twoją reelekcją, od kobiety, którą bardzo lubiłam. Gdy cię zostawiła, wierzyłam, zresztą jak wszyscy, że byłeś zdruzgotany, ale ona twierdzi, że uciekała, żeby ratować życie. Pamiętam, jak wszystkim było przykro z twojego powodu. Nie, nie zbliżaj się do mnie, John!
Nawet na chwilę nie oderwał wzroku od kartek, które trzymała. Widziała, że chciał je dostać, bardzo chciał.
– Tak, Cleo mnie zostawiła, wiedziałaś o tym, Nicola – powiedział. – Skoro pokazałaś mi ten list, pokaż mi też te niedorzeczne strony z dziennika. Będę mógł udowodnić, że nie są nawet od Cleo. Przecież to niemożliwe.
– Nie rozumiem, dlaczego to jest niemożliwe, a ten list jest od Cleo. Znam jej charakter pisma. Dobrze wiesz, że czytałam wiele jej notatek, gdy byłam wolontariuszką. Napisała, że próbowałeś zabić nie tylko ją – dlatego uciekła, z powodu dziennika – próbujesz też zabić mnie, bo jesteś przekonany, że sypiam z Elliottem Bensonem. Zapytam jeszcze raz, John, ile kobiet zabiłeś?
– Na litość boską, Nicola. Ktoś inny napisał do ciebie list, ktoś podrobił jej charakter pisma, ktoś, kto mnie nienawidzi i kto chce zniszczyć nasz związek. Ktoś podrobił te strony z dziennika. Nie pozwól na to, Nicola. Chcę zobaczyć ten list. Oddaj mi go.
Nicola cofnęła się o krok. Teraz stała prawie naprzeciw paleniska. Na plecach czuła żar płomieni.
– Cleo napisała, że nie chce, żebym umarła – powiedziała.
– Napisała, że powinnam uciekać, tak jak ona zrobiła. Ona też nie chciała umierać.
– To kompletny absurd. – Wyglądał na oszołomionego, jakby całkiem nie mógł pojąć, co ona mówi, i ciągle patrzył na kartki w jej dłoni. – Pozwól mi zobaczyć ten cholerny list!
– Nie, bo zniszczysz go i kartki z dziennika. Nie mogę na to pozwolić.
– Dobrze, już dobrze. Posłuchaj mnie. Nikogo nie zabiłem – ani mojej matki, ani Melissy, ani nikogo innego. To jakiś obłęd. – Wciąż patrzył na te kartki papieru, jego źrenice ciskały błyskawice, a twarz była biała jak jego doskonale wykrochmalona koszula. – Musisz mi pozwolić obejrzeć ten list. Nie może być od Cleo. Ona mnie kochała, nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego.
– Odeszła, bo chciałeś ją zabić, a ona zdała sobie sprawę z tego, że oszalałeś z zazdrości. Byłeś przekonany, że była ci niewierna.
– Odeszła ode mnie, by być z Todem Gambolem, wszyscy to wiedzą. Posłuchaj, Nicola, usiądźmy i porozmawiajmy. Zacznijmy od początku. To wszystko da się jakoś poukładać. Kocham cię.
– Idę na policję, John. Chciałam dać ci szansę konfrontacji z tym listem, wysłuchać, co masz do powiedzenia. Naprawdę miałam nadzieję, że ci uwierzę…
– Cholera, posłuchaj mnie – wybuchnął, wciąż patrząc na list. – Daj mi szansę. Nie mam nic wspólnego ze śmiercią mojej matki. Na litość boską, miałem wtedy szesnaście lat. Ona była alkoholiczką, Nicola, wypadła z drogi swoim samochodem, bo była pijana. A Melissa, na Boga, kochałem ją, a ona spała z Elliottem – łajdak, zawsze chciał tego, co było moje – ale ja jej nie zabiłem. Po prostu z nią zerwałem. To był cholerny wypadek, musiał być. List i dziennik to musi być fałszerstwo. Daj mi list, Nicola, pozwól mi go obejrzeć.
– Nie. Myślę, że dam go policji, niech oni go ocenią.
– To zrujnuje moją karierę polityczną, dobrze o tym wiesz. Gardzisz mną tak bardzo, że chcesz, bym musiał zrezygnować z mandatu senatora? Był nękany przez prasę? Nic nie zrobiłem, do cholery! Jak możesz po przeczytaniu listu i kilku głupich stron z nieistniejącego dziennika, które dostałaś od Bóg wie kogo, stwierdzić, że jestem mordercą i oskarżać mnie o zabicie własnej matki? Miałem tylko szesnaście lat! Chłopiec nie może zamordować własnej matki!
– Zrobi to, jeśli jest psychopatą – powiedziała bardzo cicho.
– Psychopatą? Dobry Boże, Nicola, przecież to szczyt niedorzeczności. Zrozum, jakie to wszystko jest nieprawdopodobne. Nie możesz pójść na policję.
Wyprostował się, niczym szlachetny dżentelmen, wysoki, szczupły, elegancki i widziała, że jest wściekły, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Patrzył to na nią, to na kartki, które wciąż trzymała w prawej dłoni.
– Nigdzie nie pójdziesz, mała głupia niewdzięcznico – powiedział łagodnie. – Zobacz, ile dla ciebie zrobiłem. Jezu, chciałem się z tobą ożenić, zrobić z ciebie jedną z najbardziej pożądanych kobiet w Ameryce. Jesteś młoda, piękna, inteligentna, jesteś wykładowcą uniwersyteckim, na szczęście nie lewicowym. Stanęłabyś u mojego boku, nauczyłbym cię wszystkiego, pokazał, jak postępować, razem możemy mieć wszystko, może nawet zdobyć Biały Dom. Co się z tobą dzieje, Nicola?
– Nie chcę umierać, John, naprawdę nie chcę. Czy to ty w masce na twarzy prowadziłeś ten samochód i próbowałeś mnie zabić?
– Kretyn, który napisał ten list, próbuje nastawić cię przeciwko mnie. Dlaczego w to wierzysz? To wszystko stek kłamstw. Po prostu jakiś pijak nieomal cię potrącił.
– A moje zatrucie pokarmowe, John? To też był wypadek?
– Oczywiście, że tak! Zadzwoń do lekarza i jeszcze raz go o to zapytaj. Ten cholerny list nie jest od Cleo!
– A dlaczego nie? Skąd możesz mieć pewność, że Cleo do mnie nie napisała? Próbuje mnie ochronić przed tobą. Chciałeś ją zabić, prawda, John? Naprawdę byłeś przekonany, że jest ci niewierna, czy może to był tylko podstęp albo chora fantazja?
– Nie jestem chory, Nicola – powiedział, a jego głos drżał z wściekłości. Nagle zaczęła się bać, bardzo bać. Włożyła rękę do kieszeni marynarki, wymacała w niej pistolet.
– Prawda jest taka, że ta suka spała z Todem Gambolem, facetem, który był moim zaufanym współpracownikiem przez osiem pieprzonych lat! Miał czelność sypiać z moją żoną! Mogli chodzić do moteli w ciągu dnia, kiedy byłem w Waszyngtonie lub nawet w Chicago i na spotkaniach. Mam rachunki z moteli. To ja jestem tu pokrzywdzony, nie Cleo. Cholera, wiedziałaś o tym, wszyscy o tym wiedzieli. Nie pamiętasz już, jak mi współczułaś? Płakałaś, pamiętam to. Co do Elliotta Bensona, nie wiedziałem, czy z nim sypiała, ale to nieważne. A teraz ty wierzysz w te głupoty, bo ktoś, kto mnie nienawidzi, napisał do ciebie list. Boże, Nicola, to po prostu głupie.
– John, mówiłam ci. Cleo napisała, że nigdy cię nie zdradziła i nie ma pojęcia, gdzie jest Tod Gambol, ale wydaje jej się, że może nie żyć.
– Nicola, dlaczego wierzysz w to, co jest napisane w liście, skoro znamy się od czterech lat? – zapytał cicho. – Zawsze byłem miły i taktowny w stosunku do ciebie i do każdego wokół. Czy kiedykolwiek widziałaś, jak tracę panowanie nad sobą? Czy kiedykolwiek słyszałaś coś złego o mnie? Choćby jedno słowo o tym, że sypiam z kimś oprócz Cleo?
– Więc dlaczego nie powiedziałeś mi o swojej matce? I o zmarłej narzeczonej?
– Po co, do diabła, miałbym to robić? To były dla mnie bardzo bolesne chwile i nikomu nic do tego. Może opowiedziałbym ci o tym po ślubie. Nie wiem.
– To prawda, że przy tobie zawsze czułam się bezpieczna, bo nikt nigdy nawet nie sugerował, że zachowujesz się tak jak wielu innych mężczyzn w Kongresie, uganiających się za młodymi kobietami.
Stanął naprzeciwko niej, wyciągnął ręce i miękkim głębokim głosem powiedział:
– Proszę, usiądźmy, i porozmawiajmy o tym jak dwoje ludzi, którzy planują spędzić ze sobą resztę życia. To nieporozumienie. I wyobraziłaś już sobie niestworzone rzeczy. Dowiemy się, kto próbował rozjechać cię samochodem. Okaże się, że to jakiś pijak, zobaczysz. Jeśli chodzi o twoje zatrucie pokarmowe, to był wypadek. To nie jest spisek, nie ma w tym żadnej niewiadomej, oprócz tej, kto wysłał ci ten list.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli oddam te strony z dziennika policji, ty i wszyscy twoi spin doktorzy będziecie twierdzić, że jestem wariatką, i prawdopodobnie wszyscy w to uwierzą. Jeśli ona przesłałaby mi oryginalne strony z dziennika, a nie kopie, wtedy może miałabym szansę, ale z tym raczej nie.
Przerwała na chwilę. On milczał.
– Ale nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
Bez ostrzeżenia rzucił się na nią. Wyciągnęła z kieszeni broń, ale on już ją dopadł, chcąc zabrać jej list. Wydarł go jej z ręki i odskoczył, ciężko dysząc. Popatrzył na kartki, zanim włożył każdą z osobna do niszczarki. Potem zwinął paski papieru w kulkę i wrzucił w ogień kominka.
– Oto, ile wart jest twój list – powiedział z triumfem w głosie.
Dłonie wciąż miał zaciśnięte w pięści. Gdyby nie miała pistoletu, byłaby bardzo wystraszona. Trzęsąc się, powiedziała:
– Odchodzę, John. Trzymaj się od mnie z daleka.
Tej nocy obudził ją jakiś hałas. To nie było zwykłe skrzypienie podłogi, więcej niż odgłosy nocy, w które zawsze spokojnie się wsłuchiwała, leżąc sama w łóżku.
Myślała o zniszczonym liście od Cleo Rothman, o samochodzie z ogromną prędkością jadącym prosto na nią, o zatrutym jedzeniu, od którego mogła umrzeć. Myślała o Johnie idącym w jej kierunku, niszczącym list.
Nie miała absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że chciał ją zabić. Ale nie miała dowodów, żadnego śladu, niczego, co mogłaby pokazać policji.
Znów usłyszała jakiś dźwięk, tym razem coś jakby odgłos kroków. Nie, zaczynała histeryzować. Przez długi czas słuchała w napięciu, kroki ucichły, ale ona nadal się bała. Pomyślała, że wolałaby siedzieć w fotelu dentystycznym niż leżeć tu sama w ciemności i nasłuchiwać. Jej usta były wyschnięte, a serce łomotało tak głośno, że wydawało jej się, że intruz je słyszał i bez trudu ją teraz znajdzie.
Dość już tego, pomyślała i wstała z łóżka. Wzięła pogrzebacz, który leżał na kominku, zapaliła światło i dokładnie rozejrzała się po sypialni.
Nikogo tam nie było.
Ale znowu coś usłyszała, coś, lub kogoś, biegnącego bardzo szybko. Pognała do salonu i podbiegła do szklanych drzwi balkonowych. Ktoś wybił szybę, żeby otworzyć drzwi.
Wychyliła się przez balustradę i spojrzała w dół – zobaczyła cień, który się poruszał. Potem poczuła zapach dymu. Wbiegła z powrotem do mieszkania i zobaczyła kłęby dymu wydobywającego się z kuchni. Boże, ktoś podłożył ogień! Złapała telefon i wykręciła numer alarmowy. Pobiegła do kuchni i zobaczyła, że nie ma możliwości ugaszenia ognia. Miała czas tylko na to, żeby wciągnąć dżinsy, buty i bluzkę, złapać torebkę i płaszcz i wybiec z mieszkania, po drodze stukając w drzwi mieszkań sąsiadów. Wiedziała, że czekał na nią na dole, przyczajony w cieniu budynków po drugiej stronie ulicy. Wiedział, że żyje, bo patrzyła na niego z balkonu.
Trzymała się blisko budynku, pośród tłumu sąsiadów, patrzyła, jak przyjechała straż pożarna, zrobiło się zamieszanie i ewakuowano wszystkich z budynku. Dzięki Bogu, nikt nie zginął. Właściwie tylko jej mieszkanie było zniszczone, i jedno obok niego było odrobinę uszkodzone i nadpalone.
Ale jemu nie chodziło o spalenie całego budynku. Chciał się tylko upewnić, że ona nie żyje. Słyszała, jak strażacy rozmawiają między sobą:
– Ogień został opanowany. Źródło ognia jest w kuchni mieszkania 7B.
W tej chwili zdała sobie sprawę, że senator John Rothman spalił jej mieszkanie lub kazał je spalić, w nadziei, że ona spłonie razem z nim. Chciał jej śmierci.
Ponieważ nie zostało jej nic oprócz torebki, nie było jej trudno zdecydować, co ma dalej robić. Przenocowała w schronisku Czerwonego Krzyża, czekała, czy John przyjdzie jej szukać. Podała fałszywe nazwisko. Następnego ranka pracownicy ośrodka dali jej ubranie. Tej nocy zdecydowała, co dalej zrobić. Zanim opuściła Chicago, w bankomacie wybrała wszystkie pieniądze ze swojego konta, po czym zniszczyła kartę.
Godzinę później była już w drodze do San Francisco.