Rozdział 28

JEZIORO NIEDŹWIEDZIE


Lekarz twierdzi, że to nie był wypadek – powiedział pan Latterley, patrząc z zakłopotaniem. Nick dostrzegła, że jego szpiczasta, łysa głowa lśniła od potu. Oczywiste było, że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z czymś podobnym.

– Najwyraźniej kapitan DeLoach został uderzony tuż nad lewą skronią. Lekarz powiedział, że rana nie jest konsekwencją zwykłego upadku z krzesła. Poinformowałem o tym lokalną policję, a oni wszystkich przesłuchiwali, ale do tej pory niewiele wiemy. Za każdym razem, kiedy próbowali przesłuchać kapitana DeLoacha, zaczynał rechotać jak wariat, krzyczał, że wygra i wszystkich zadziwi i to wszystko. W kółko to powtarzał. Myślę, że nie chciał z nimi rozmawiać. I to się raczej nie zmieni.

– Dwóch strażników będzie pilnowało go przez całą dobę – zapowiedział Dane.

– To dobrze. To wszystko jest bardzo niepokojące, agencie Carver. Przemoc w Lakeview! To nie sprzyja prowadzeniu interesu. – Pokręcił głową. – A podejrzanym jest jego własny syn. Muszę powiedzieć, że Weldon DeLoach zawsze wydawał się bardzo miłym człowiekiem. Za każdym razem, gdy z nim rozmawiałem, martwił się o ojca, był bardzo troskliwy, zawsze w terminie płacił wszystkie rachunki. Przez te wszystkie lata kontaktowałem się z nim telefonicznie i przez e – mail.

Dane pokazał panu Latterleyowi zdjęcie.

– Czy to jest Weldon DeLoach?

Pan Latterley spojrzał na niewyraźne czarno – białe zdjęcie, które powstało z zatrzymania klatki filmu wideo. Przez długą chwilę nic nie mówił. Wreszcie podniósł głowę i zmarszczył brwi.

– To jest Weldon. Zdjęcie jest niewyraźne, ale tak, agencie Carver. Wie pan, całkiem możliwe, że to nie Weldon był tu dzisiaj. Tak naprawdę nie mogę pogodzić się z tym, że to mógł być on. Za bardzo dbał o ojca, by chcieć go skrzywdzić.

– No dobrze, jeśli nie Weldon, to kto to mógł być? Ma pan jakiś pomysł? – zapytał Dane.

Pan Latterley przecząco pokręcił głową.

– Nie, nikt więcej go nie odwiedzał, a przynajmniej ja nigdy nie widziałem nikogo. Mamy tu ochronę, ale przypuszczam, że mógł się tu dostać jakiś kryminalista z przeszłości kapitana DeLoacha.

– To musiał być przestępca z bardzo długą pamięcią – zauważył Dane i wstał. – Chciałbym porozmawiać z Daisy.

Daisy była w sali rekreacyjnej, tym razem czytała bardzo stary egzemplarz magazynu „Time”, chichotała z poplamionej spermą niebieskiej sukienki Moniki i oralnej przyjemności prezydenta.

– A to dobre – powiedziała do siebie Daisy. – Chciał, żeby ludzie zapamiętali go jako wielkiego prezydenta – zaśmiała się głośniej. – Teraz będzie znany jako dureń, który nie potrafi utrzymać zapiętych spodni.

Daisy była dziś ubrana w luźną podomkę, sandały, paznokcie u nóg miała pomalowane na jasny koral, kolorem pasujący do jej szminki.

– Nazywam się Dane Carver, jestem agentem specjalnym, a to jest panna Jones. – Dane pokazał odznakę FBI.

– Pamiętam was. Byliście tu wczoraj. Jestem Daisy Griffith – powiedziała, uśmiechając się do nich szeroko i ukazując pełne, białe uzębienie. – Jesteście tu z powodu biednego, starego Ellisona. Znowu się wywalił, prawda? Nigdy nie miał dobrego zmysłu równowagi, biedny Elly. Kiedy jest podekscytowany, nigdy nie może spokojnie usiedzieć na wózku. On jest stary jak świat – hm, a może nawet starszy.

Daisy zamilkła na moment, stukając palcem w zdjęcie Clintona grożącego mediom palcem i powiedziała:

– Słyszałam, jak pielęgniarki mówiły, że to nie był wypadek, że jego syn próbował go wykończyć. Czy to prawda?

– Nie wiemy – odpowiedział Dane. – Czy kiedykolwiek spotkała pani Weldona DeLoacha?

– O tak, miły chłopiec. Uprzejmy i troskliwy, nie tylko w stosunku do ojca, ale do nas wszystkich. – Westchnęła. – Elly wiele o nim opowiadał, mówił, że jest naprawdę utalentowany, jest dobrym scenarzystą i ma polot. Jest bardzo hollywoodzki, wiecie, co mam na myśli.

– Tak, wiemy. Czy kapitan DeLoach kiedykolwiek opowiadał pani o swoim synu, poza tym, czym się zajmuje?

– Oczywiście. Elly mówił, że był już bardzo stary, kiedy się urodził. To była wpadka. Chłopiec potrzebował młodszego mężczyzny, by go wychował. Później umarła jego matka. No i Elly został z nim sam, podstarzały policjant z małym dzieckiem na wychowaniu.

Chyba jakiś tydzień temu powiedział, że jego chłopiec nie zachował się tak, jak on by sobie tego życzył, ale co mógł na to poradzić? Mówił, że szczególnie teraz kusiło go, żeby wyjawić całą prawdę. Powiedział, że śmiertelnie by mnie to przeraziło. Zapytałam, co chce przez to powiedzieć, a on tylko pogroził mi bilą. Mortiemu wydało się to bardzo śmieszne, stary zgred.

Stary zgred Mortie, bez przerwy drapał się w przedramiona. Powiedział, że owszem, przez te wszystkie lata kilka razy rozmawiał z Weldonem.

– Jasne, Elly czasami o nim opowiadał, ale mam wrażenie, że ci dwaj nie kochali się zbytnio. A wiecie, że Elly był zapalonym graczem w bilard? Do czasu, aż złapał go artretyzm i zaczęły mu się trząść ręce. – Mortie potrząsnął głową i znowu podrapał się w przedramię.

– Podać panu kij do bilardu? – zapytała Nick. Natarła kredą końcówkę kija i podała go Mortiemu.

Ten roześmiał się i podszedł do stołu bilardowego. Precyzyjnym ruchem uderzył bile w chwili, gdy Dane i Nick opuszczali salę rekreacyjną.

– Pomyślałam, że to może przez chwilę powstrzymać go przed drapaniem – wyjaśniła z uśmiechem Nick. – Co teraz zrobimy?

– Pójdziemy do siostry Carli.

Była w pokoju pielęgniarek, przeglądała grafik, gwiżdżąc kolędę „Cicha noc”.

– A tak – powiedziała. – Wszyscy tutaj znają i lubią Weldona. Jest bardzo dobrym synem, troskliwym, miłym, często odwiedza ojca. Skąd pomysł, że go uderzył? Nie. Nie mogę w to uwierzyć. To musiał być jakiś intruz.

– Jak wygląda Weldon? – zapytał Dane. Carla Bender zastanowiła się chwilę.

– Jest blondynem, właściwie ma białe włosy i jest blady, jakby nigdy nie wychodził na dwór. Kiedyś żartowałam z nim na ten temat, śmiał się i powiedział, że ma bardzo wrażliwą skórę i nie chce dostać raka. Wie pan, agencie Carver, że Weldon bez wahania zgadzał się na wszystko, o co poprosił go ojciec. Dobry z niego syn. Po prostu nie mogę uwierzyć, że byłby w stanie zrobić coś takiego.

– I mnie się tak wydaje – powiedziała Velvet Weaver, wychodząc z łazienki na korytarz. – Weldon jest naprawdę miły, ma łagodny głos i nie wyobrażam sobie, by w najmniejszym choć stopniu był zdolny do jakiejkolwiek przemocy. A co takiego mógł zrobić starszy pan, że wściekł się i go uderzył?

Dane pokazał jej zdjęcie.

– Tak, to Weldon. Carla to potwierdziła.

Rozmawiali z pielęgniarzami, dwoma dozorcami i grupą ogrodników. Wszyscy znali Weldona DeLoacha, ale nikt nie widział go w okolicy, gdy jego ojciec miał wypadek.

– Tak bardzo chciałbym, żeby chociaż jedna osoba widziała tu wczoraj Weldona – powiedział Dane, kiedy szli razem z Nick do nowo wynajętego pontiaca. – Przynajmniej w odległości dwóch kilometrów od tego miejsca. – Westchnął.

– Jeśli to Weldon, to był bardzo o ostrożny. Albo przebrał się, tak jak być może zrobił to w San Francisco.

Dane nic nie odpowiedział, jadąc w stronę Los Angeles. Po jego głowie krążyło mnóstwo myśli, żadna z nich nie prowadziła nigdzie, z wyjątkiem świata fantazji. Starał się trzymać z daleka od harleyów.

Kiedy na chwilę przed północą Nick w końcu zasnęła, natychmiast zaczęła jej się śnić tamta noc, kiedy w Chicago usiłował ją rozjechać czarny samochód. We śnie zobaczyła też mężczyznę, który wychodził z jej mieszkania, tego samego, który podłożył ogień. Potem nagle pojawił się facet na harleyu i bez przerwy do nich strzelał.

Obudziła się, westchnęła i usiadła na łóżku, ciężko oddychając. To wszystko w jednym śnie. Nagle zrozumiała, że to był ten sam mężczyzna.

Ten mężczyzna chciał ją zabić, nie dlatego, że była świadkiem zabójstwa księdza Michaela Josepha, ale dlatego, że wynajął go senator Rothman, który chciał jej śmierci. Dziwne, ale była tego całkowicie pewna.

Po cichu wyszła z łóżka i zdjęła nocną koszulę. Ubrała się i włożyła buty. Popatrzyła na drzwi łączące jej pokój z pokojem Dane'a, wzięła głęboki oddech i ostrożnie nacisnęła klamkę. Usłyszała równomierny oddech. Prawie na bezdechu otworzyła komodę i z kieszeni marynarki Dane'a wykradła kluczyki do samochodu. Dostrzegła leżący na komodzie jego portfel i wyjęła z niego kartę kredytową. W końcu wzięła też jego pistolet i zapas naboi. Spojrzała na niego – dalej spokojnie spał. Jeszcze jedno ostatnie spojrzenie i wymknęła się cicho, zamykając za sobą drzwi. Nieomal zginął, próbując ją chronić. Nie zniosłaby myśli, że mógłby umrzeć, tak jak jego brat, bezsensowną, brutalną śmiercią. Po prostu nie mogła go dłużej narażać. Ona była celem, a tak długo, jak była z nim, on też. Z tej prostej przyczyny, w głębi duszy była o tym przekonana, że gdyby była w niebezpieczeństwie, on oddałby za nią życie.

A tego by nie zniosła. Po prostu nie byłaby w stanie. Poza tym, miała plan. Jeżeli nie wypali, mogłaby znowu zniknąć. Wymknęła się z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

Trzy pokoje dalej Savich, który właśnie się obudził, stał nago przy oknie hotelowego pokoju. Usłyszał warkot uruchomianego silnika samochodu niedaleko okna swojego pokoju i zobaczył, jak ktoś wypożyczonym samochodem Dane'a wyjeżdża z hotelowego parkingu.

Загрузка...