Rozdział 23

Komisarz Gil Rainy przydzielił dwóch agentów do ochrony Dane'a i Nick. Stare pryki, jak stwierdził Gil, zjedli zęby na napadach na banki i muszą zająć się czymś innym.

– Stare pryki, do diabła – warknął Delion gdy poznał Bo i Lou, obaj nie mieli więcej niż czterdzieści pięć lat. – Skopię za to Rainy'emu tyłek.

Zaraz po lunchu w KFC, na który Nick i Dane zjedli tylko po jednym kawałku smażonej piersi kurczaka, oboje wracali do Premier Studios, by porozmawiać z Frankiem Pauleyem. Dwaj agenci specjalni, Bo i Lou, wlekli się daleko w tyle za nimi.

Mijali właśnie róg Brainard i Loomis, kiedy, nie wiadomo skąd, od strony kierowcy z hukiem podjechał do nich motocykl. Motocyklista był ubrany w czarną skórę, jego głowę i twarz zasłaniał kask. Zza pazuchy skórzanej kurtki wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Był szybki. Posypały się odłamki szyby. Dane poczuł je na swojej głowie i twarzy i świst kuli, która przeszła tuż obok jego ucha.

– Nick, pochyl się! Szybko!

Posłuchała natychmiast. Kula przeszła tuż obok niej i stłukła szybę od strony pasażera, rozbijając ją w drobny mak.

– Tylko się nie podnoś! – krzyczał.

Dane szarpnął kierownicę w lewo, próbując uderzyć bokiem samochodu w motocykl. Nieomal mu się to udało, ale motocykl ostro odbił w lewo i zawrócił. Dane wyciągnął pistolet i chwycił go lewą dłonią, próbując odzyskać kontrolę nad samochodem i nikogo przy tym nie zabić. Nagle motocykl zawrócił, facet szybko oddał sześć strzałów, opróżniając magazynek. Wepchnął pistolet do skórzanej kurtki, wyciągnął kolejny i znów zaczął strzelać. Dane też strzelał do niego, wciąż mocując się z samochodem. Poczuł uderzenie zimnej stali w lewej ręce, ale nie zwracając na to uwagi, strzelał dalej. Chwilę później znaleźli się w bocznej uliczce. Dane szarpnął kierownicą ostro w prawo. Opony zapiszczały, samochodem zarzuciło, nieomal uderzając w trzy inne auta, których kierowcy trąbili, klnąc przy tym, ile wlezie.

Dane'owi udało się zatrzymać samochód przy krawężniku małego, parterowego domu z lat czterdziestych. Ciężko oddychał, poczuł tak gwałtowny przypływ adrenaliny, że serce mało nie wyskoczyło mu z piersi.

Motocykl przejechał obok nich z piskiem opon. Facet oddał jeszcze kilka strzałów w powietrze. Potem – Dane wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom – motocyklista odwrócił się i pomachał im dłonią obleczoną w skórzaną rękawicę, w której trzymał broń.

Nick leżała skulona na podłodze, z głową w dłoniach. Stróżki krwi spływały po jej rękach, zranionych odłamkami szkła, które w nich utkwiły. Dane wyciągnął dłoń i lekko pogładził ją po głowie.

– Nick, nic ci nie jest?

– Nie, tylko mam trochę pokaleczone ręce, ale to nic wielkiego. No i trochę szkła we włosach. A tobie nic się nie stało?

– Nie.

– Gdzie są Bo i Lou?

– Pewnie zaraz się pojawią. – Dane otworzył drzwi i próbował wyjść. Potem spojrzał na swoją koszulę. – Jasna cholera.

Nick krzyknęła za nim:

– Dałeś się postrzelić! Co z tobą, Carver? Słyszał, że jej głos drżał, była wyraźnie wstrząśnięta.

– Nic mi nie jest – odpowiedział spokojnie. – Kula przeszła na wylot, rana jest powierzchowna, nie mam nic złamanego, mogę ruszać wszystkimi członkami. Gorzej zacinałem się przy goleniu. Milton o wiele ciężej postrzelił ciebie. Spokojnie, Nick. Oboje jesteśmy cali, a to jest najważniejsze.

– Facet pomachał do nas. Widziałeś to? Naprawdę pomachał do nas bronią.

– Tak, widziałem. Niezłe jaja, co? Jak to zobaczyłaś? Przecież kazałem ci leżeć!

– Tylko na chwilę wyjrzałam. A to drań!

Zaczęła cała drżeć. Zdjął swoją zakrwawioną marynarkę i okrył ją, przyciągając do siebie.

– Już dobrze. Oddychaj głęboko. Właśnie tak, bardzo dobrze. Bo i Lou będą tu za chwilę.

– Myślałem, że to będzie spokojna robota – powiedział Lou, podbiegając do nich. – Wybaczcie, daliśmy ciała. To się więcej nie powtórzy.

Spojrzał na wybite szyby, zamknął drzwi od strony kierowcy i odpędził kilku gapiów, którzy z ciekawością zaglądali do środka.

– Nic się tu nie stało, proszę państwa. Proszę się rozejść i zająć własnymi sprawami. Skąd tu tyle krwi? Jezu, Dane, trafili cię.

– Jest pan ranny, agencie Carver – powiedział Bo, ciężko dysząc po biegu. – Zabierzemy pana do szpitala Elmwood, to najbliższy, i całkiem dobry oddział ratunkowy. W zeszłym miesiącu zabrałem tam Lou.

– Co się stało Lou? – zapytał Dane.

– Przez kilka dni jadłem za dużo tłuszczu i miałem atak woreczka żółciowego – powiedział Lou. Odsunął rękę Dane'a i mocno przycisnął swoją dłoń do jego rany. Po kilku minutach przewiązał ramię Dane'a swoją chusteczką. Dane pomyślał o kawałku kurczaka z KFC i miał nadzieję, że nigdy nie dostanie ataku woreczka żółciowego.

– OK – powiedział Lou. – To powinno zahamować krwawienie. Tylko pamiętaj, by mi ją zwrócić. Moja żona dała mi tę chusteczkę na urodziny trzy dni temu. Jest z prawdziwego lnu i są na niej wyszyte moje inicjały. Jeśli ją zgubię, będę miał kłopoty.

– Nie zgubię jej, Lou – przyrzekł Dane. – Ale będzie miała plamy z krwi.

– Nie szkodzi. Moja żona przywykła do widoku krwi.

– Ja jej przypilnuję – zadeklarowała się Nick, wybierając szkło z włosów Dane'a. – Masz kilka skaleczeń od odłamków szkła. – Nie ruszaj się. Bo, mógłbyś zająć się naszym wynajętym samochodem? Lou, możesz nas zawieść do szpitala?

Bo spojrzał na Dane'a, pokiwał głową i zasalutował.

– Lou, spróbuj załatwić mu innego lekarza, niż ty miałeś. – Lekko poluzował chusteczkę i dodał: – Facet chciał go pociąć.

– Ale tego nie zrobił – odpowiedział Lou. – Poczułem się lepiej i mogłem sobie pójść. Twoja marynarka jest zniszczona, Dane. Hej, Nick, doszłaś już do siebie?

– Prawie, dziękuję.

Lou przyjrzał jej się bliżej, wyglądał na zadowolonego.

– Dobrze, zabierajmy się stąd. Bo wezwał już posiłki. Zostanie tutaj, dopóki ktoś nie przyjedzie. Dane, przypuszczam, że nie widziałeś, kto strzelał? A może tablice rejestracyjne?

Dane pokręcił głową.

– Ten facet nie jechał samochodem, tylko harleyem. Nawet nie zdążyłem się dobrze przyjrzeć broni. Byłem zbyt zajęty uciekaniem przed jego kulami. Nick, czy twoje dłonie wciąż krwawią?

– Już prawie nie – odpowiedziała. – Nic mi nie jest. Teraz bądź cicho i pozwól zawieźć się do szpitala.

Odzyskała równowagę, otrząsnęła się z szoku. Był z niej dumny.

W ciągu ośmiu minut agent Lou Cutter dowiózł ich do szpitala miejskiego Elmwood.

Włączył syrenę i w ten sposób korek przed nimi rozstąpił się.

Nick nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Jak powiedziała, to zupełny odjazd.

Dane lekko oddychał przez usta, ból był ostry i piekący, wcale nie podobało mu się to uczucie. Po raz pierwszy w życiu został postrzelony.

– Prawdopodobnie chciał podjechać od strony pasażera i zastrzelić Nick – powiedział do Lou. – Mieliśmy szczęście. Nie mógł wjechać na chodnik obok niej, bo było tam za dużo ludzi. Próbował z mojej strony.

– Jeśli zabiłby ciebie – powiedziała Nick – straciłbyś kontrolę nad samochodem i rozbilibyśmy się. Wtedy mógłby mnie bardzo łatwo zastrzelić. Albo zginęłabym w wypadku.

– To ty ocaliłeś was oboje, Dane, to twoja zasługa – powiedział Lou. – Dobra robota. Przyznaję, że sytuacja nas przerosła. Nie spodziewaliśmy się czegoś podobnego. To zupełnie nie to, co do tej pory robiliśmy.

Dane westchnął.

– Tak, jak powiedziałeś, Lou, nikt z nas się tego nie spodziewał. Facet jest zdesperowany, chwyta się wszelkich możliwości. Tak mi przykro, Nick.

– Przecież to ciebie postrzelił.

Lou załatwił wszystko, co trzeba, z personelem oddziału ratunkowego, i całe szczęście, bo Nick była całkowicie pochłonięta tym, co działo się z Dane'em.

Pewnie doktor John Martinez pomyślał, że Nick jest żoną Dane'a, i dlatego nie wygonił jej z sali.

– Kula przeszła przez pana ramię, panie Carver – oznajmił lekarz po oczyszczeniu i zbadaniu rany. Dane patrzył na niego z zaciśniętymi ustami. – Miał pan dużo szczęścia. Większe naczynia krwionośne pozostały nietknięte. Jak do tego doszło? Czyścił pan broń czy co? No wie pan, muszę opowiedzieć o tym policji.

– Właśnie pan to zrobił – powiedział Dane. Z wewnętrznej kieszeni wyjął swoją odznakę FBI.

– FBI. Nigdy wcześniej nie leczyłem agenta FBI – powiedział Martinez, robiąc Dane'owi zastrzyk w ramię. – To środek znieczulający, zacznie działać za pięć minut. Założymy kilka szwów i będzie po sprawie. Ach, i jeszcze zastrzyk przeciw tężcowi.

Dane'owi wydawało się, że minęło jakieś dziesięć lat, zanim doktor Martinez założył pierwszy szew.

Dane siedział sztywno, czując każde ukłucie igły i przeciągnięcie nici przez jego ciało. Patrzył na stosy bandaży na półce w gabinecie zabiegowym. Były tam bandaże we wszystkich rozmiarach. Wkłuwanie i wyciąganie, Dane'owi wydawało się, jakby doktor Martinez robił to setki razy, w końcu, dzięki Bogu, było po wszystkim. Przyglądał się, jak pielęgniarka bandażuje mu ramię, potem oczyszcza i bandażuje dłonie Nick.

– Szwy są rozpuszczalne, ale za parę dni chcę je obejrzeć – powiedział doktor Martinez. – Za chwilę damy panu antybiotyki. Gdyby coś panu dokuczało – gorączka, silny ból – proszę się do nas zgłosić lub udać się do swojego lekarza. – Spojrzał na Nick. – Czy pani też jest agentem FBI?

– Ona jest kimś więcej niż zwykłym agentem – powiedział Dane i wciągnął głęboko powietrze w chwili, gdy pielęgniarka wbiła igłę w jego prawą rękę.

– To jest zastrzyk przeciwtężcowy – poinformował doktor Martinez. – Jeszcze tylko trochę bólu. To powinno utrzymać pana w dobrym nastroju przez jakieś cztery godziny. Później będzie pan potrzebował środków przeciwbólowych. Proszę je zażywać przez trzy dni. Niech pan nie zgrywa twardziela i je bierze.

– Tak zrobi – obiecała Nick, trzymając zabandażowane ręce na biodrach, jakby gotowa była przylać mu pasem, gdyby spróbował się jej sprzeciwić. Wciąż miała na sobie jego zakrwawioną marynarkę. Wyglądała komicznie.

Pielęgniarka powiedziała coś na ucho lekarzowi, a ten skinął głową.

– Jeżeli nie jest pani jego żoną, teraz musi pani wyjść. Pielęgniarka musi mu zrobić zastrzyk w pośladek.

– Widziałam już sporą część jego ciała – powiedziała Nick. – Ale tyłka jeszcze nie.

Gdy Dane opuścił gabinet zabiegowy, jego lewe ramię było zabandażowane i spoczywało na temblaku. Prawą ręką próbował zapiąć spodnie. Nick odsunęła jego rękę.

– Stój spokojnie. – Zapięła zamek w spodniach, guzik i pasek. – Gotowe.

Uśmiechnęła się znacząco.

– Czy doktor Martinez widział ślady zębów na twoim ramieniu?

– Powiedział, że nie muszę się martwić o infekcję, antybiotyk powinien zadziałać również na ukąszenie. Chociaż, jeśli jesteś wściekła, może być z tym problem.

Uśmiechnęła się, bardzo nieznacznie, ale jednak. Długo przyglądała się jego twarzy. Wyciągnęła ostatni kawałek szkła z jego włosów i delikatnie przeczesała je palcami.

– Jesteś tylko trochę blady. Dziękuję, że tak dobrze się mną zająłeś, Dane. Jestem twoją dłużniczką.

– Jasne, że jesteś – powiedział, potem pochylił się i pocałował ją. – Dług został spłacony.

Zaśmiała się i przez chwilę wyglądała na speszoną, co bardzo ucieszyło Dane'a, po czym zdjęła jego marynarkę i zarzuciła mu na plecy. Nieomal znowu ją pocałował, gdy nadszedł Lou.

– Załatwiłem formalności. Wszyscy tutaj bardzo przeżywają, że trafił do nich prawdziwy agent FBI z raną postrzałową. Czasami trafia tu ktoś z lokalnej policji, ale nigdy federalny. Wydaje mi się, że tamta kobieta za biurkiem ma na ciebie ochotę, Dane.

– Ale ja nie mam ochoty na nią – odparł Dane. Poczuł lekkie mdłości. Jego ramię tylko trochę pulsowało. Cokolwiek było w zastrzyku, który zrobiła pielęgniarka, działało.

– Wracamy do hotelu i osobiście dopilnuję, żeby Dane do wieczora odpoczywał.

– Jasne – zgodził się Lou – ale możecie spodziewać się, że wszyscy będą przychodzić, żeby zobaczyć, co się stało.

– A właśnie – przypomniała sobie Nick. – Będziemy potrzebowali nowego samochodu.

– Niech cię głowa o to nie boli – powiedział Lou. – Bo już się tym zajął. Gwarantuję, że w ciągu kilku godzin będziecie mieli inny samochód.

– Mogłeś zostać zabity. Mało brakowało.

– Nieważne, Nick, to moja praca – zbagatelizował Dane. – Ręka zagoi się w ciągu kilku dni, jak mówi Bo, który zgadza się w tej sprawie z Lou, a ten wie, co mówi. Jak twoje dłonie?

Zignorowała to pytanie.

– Nie chcę, żebyś zginął.

– Nie zginę. Daj już spokój. Podaj mi, proszę, sajgonkę. I zanurz w sosie. Dziękuję.

Patrzyła, jak je. Było ciemno, dochodziła siódma wieczorem. Byli sami tylko przez ostatnie pięć minut. Ostatni wyszli Savich i Sherlock.

– Pamiętajcie, jakby coś, jesteśmy dwa piętra niżej, w pokoju dwadzieścia trzy, numer telefonu jest taki sam. Smacznej chińszczyzny! – powiedziała na odchodnym Sherlock.

– Powinieneś wziąć kolejną tabletkę przeciwbólową – poradziła Nick, gdy zdała sobie sprawę, że już więcej nie jest w stanie zjeść. Przyniosła mu tabletkę z fiolki, która stała na komodzie.

Nie brała pod uwagę możliwości, że spróbowałby udawać twardziela i protestować, po prostu wepchnęła mu tabletkę do ust i podała szklankę z wodą.

– Po tym będziesz lepiej spał. Teraz przede wszystkim potrzebujesz odpoczynku.

Zaczęła przemierzać niewielki pokój w tę i z powrotem.

– Tym razem niewiele brakowało.

– Nie – powiedział Dane, kręcąc głową. – O wiele poważniej zranił cię Milton w kościele.

– Ile jeszcze razy będziemy mieli szczęście?

– Tym razem to nie było tylko szczęście.

– Jasne, jesteś Supermanem.

– Obiecaj mi, że nie uciekniesz, Nick.

– Posłuchaj, chcę, żebyś przestał mnie dręczyć.

– Bardzo łatwo cię przejrzeć, zwłaszcza teraz. Ucieczka w niczym ci nie pomoże. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, prawda?

Jego umysł zaczął pracować wolniej. Nie był pewny, czy coś czuje, czy nie. Poczuł się wykończony, jego ciało i umysł odpływały.

– Nie jestem bez serca, nie zostawię cię w takim stanie – powiedziała Nick. – Więc przestań kombinować, jak mnie tu zatrzymać.

– Dziękuję – mruknął i zamknął oczy. Przynajmniej Savich pomógł mu się rozebrać. Miał na sobie biały podkoszulek i spodnie od dresu, nie miał skarpetek. Lubił mieć przykryte stopy. Nick naciągnęła na niego prześcieradło i otuliła go starannie.

Omal przez nią nie zginął.

Загрузка...