Ruth siedziała między Savichem a Sherlock i nie chciała puścić ich dłoni.
– Powiedz nam, co pamiętasz – poprosił Savich – a my pomożemy ci przypomnieć sobie resztę, nie martw się.
– Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że przecisnęłam się przez taki niski łuk do komnaty. Potem wszystko zaczęło mi się mieszać i zrobiło się… czarno. Pamiętam wszechogarniającą ciemność, dokładnie taką samą jak w moim wczorajszym śnie. Może ten sen był odbiciem tego, co mi się przydarzyło.
– W takim razie opowiedz nam o tym śnie – powiedziała Sherlock i delikatnie ścisnęła dłoń Ruth.
– Wydawałoby się, że powinnam go już zapomnieć, ale pamiętam z najdrobniejszymi szczegółami. W tym śnie stałam sama w ciemności tak gęstej, że nie widziałam własnej dłoni, ale nie byłam przestraszona. Czekałam na człowieka, który miał mi przynieść milion dolarów w złocie. Teraz wiem, że śniłam o skarbie, którego szukałam w Jaskini Winkela. Słyszałam, jak nadchodzi, ale potem zdałam sobie sprawę, że to nie są jego kroki, i się obudziłam. I to wszystko.
Dix potrząsnął głową.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że w Jaskini Winkela jest ukryty skarb. Nigdy o nim nie słyszałem. – Podniósł wzrok na Roba i Rafe' a stojących w drzwiach salonu, ciepło ubranych i gotowych do wyjścia na Breaker' s Hill, ze wzrokiem wbitym w Ruth.
– Wiesz coś o skarbie w Jaskini Winkela, Ruth? – spytał Rob. – Czy to złoto piratów? Monety?
Uśmiechnęła się do chłopców i potrząsnęła głową.
– Nie, to coś lepszego… złoto ukradzione z ładunku przeznaczonego dla generała Lee w Richmond.
– Rany! – zawołał Rafe, wchodząc do salonu. – Skarb, tu, u nas, pod samym bokiem, a my nic o tym nie wiedzieliśmy. – Ale dlaczego w Jaskini Winkela? – dopytywał się Rob i też wszedł do salonu.
– Wiecie, że głównym składnikiem czarnego prochu armatniego jest azotan potasu? A azotan potasu pochodzi z saletry, która występuje w złożach skalnych. Podczas wojny secesyjnej wysadzili mnóstwo jaskiń w zachodniej Wirginii w poszukiwaniu saletry. Założę się, że to właśnie stąd żołnierze, którzy ukradli złoto, wiedzieli o Jaskini Winkela. Może nawet to oni ją wysadzili, znaleźli pieczarę i uznali za doskonałą kryjówkę. I tam właśnie schowali złoto.
– Milion dolarów w złocie? – upewnił się Rob, stając obok brata. – Ile to jest sztabek?
– Musiało być ich mnóstwo, skoro zadali sobie tyle trudu. Obaj chłopy już niemal siedzieli Ruth na kolanach, zapominając kompletnie o sankach. Brewster wskoczył na oparcie kanapy i szczekał, dopóki Rob nie wziął go na ręce.
– Hej, chłopcy – powiedziała Ruth – obiecuję, że będę was informować na bieżąco.
– No dobrze, urwisy – wtrącił się Dix. – Teraz musimy porozmawiać z Ruth, więc znikajcie. Uważajcie na siebie, nie chcę żadnych więcej szwów.
Chłopcy niechętnie wyszli z salonu.
– Byłem ciekawy czy wyjdą bez walki – powiedział Dix, patrząc, jak znikają w holu. – Naprawdę rozbudziłaś ich wyobraźnię, Ruth.
Kiedy usłyszeli trzask zamykanych drzwi frontowych, Savich odezwał się:
– No dobrze, Ruth, opowiedz nam o tej mapie. Gdzie ją znalazłaś?
– W zeszłym miesiącu kupiłam na wyprzedaży w Manassas komplet bardzo starych książek. Miały ponad sto lat i dotyczyły przeróżnych dziedzin, jak to w domowej bibliotece. W małym śpiewniku z popularnymi piosenkami z tamtych lat znalazłam mapę Jaskini Winkela, na której zaznaczono miejsce, gdzie rebelianci ukryli sztabki złota, które mieli przewieźć ze stacji kolejowej Manassas Junction do generała Lee w Richmond. Dwudziestego pierwszego lipca 1861 roku zrobiło się spore zamieszanie, gdy McDowell zaatakował Buli Run – albo Manassas, jak je nazywają na Południu – i żołnierze musieli to wykorzystać, ukraść złoto i schować je w jaskini.
Kiedy kurz opadł, okazało się, że z Harpers Ferry zniknęło ponad sto funtów złota. Ludzie myśleli, że zdobyli je żołnierze Unii. Rebelianci, którzy ukryli złoto w jaskini, narysowali mapę, żeby mogli wrócić po nie po wojnie, ale chyba żaden z nich nie przeżył, skoro mapa wciąż była w książce. Miałam wrażenie, że to jedyny egzemplarz, ukryty na wszelki wypadek w tym śpiewniku, może kiedy jeden z żołnierzy odwiedził rodzinę. Najwyraźniej nie powiedział o tym nikomu z bliskich. W każdym razie mapa wyglądała na prawdziwą, papier wydawał się odpowiednio stary, a pismo też pasowało do tamtych czasów.
– Mogło być więcej map – powiedział Dix. – Złodzieje na ogół sobie nie ufają.
Ruth wzruszyła ramionami.
– Może. W każdym razie warto było spróbować.
– Ale skoro wydaje się, że inni dotarli do jaskini przed tobą – zauważył Savich – złota już pewnie dawno tam nie ma.
– Masz rację, Dillon. Moja mapa też zniknęła.
– Jutro pojedziemy do jaskini. Dowiemy się, co ci się przydarzyło.
Ruth złapała go za rękę.
– Myśl o powrocie tam naprawdę mnie przeraża. Czuję się, jakby na zewnątrz czaiły się tygrysy szablo zębne, a ja siedzę przy ogniu, który i tak mnie nie ochroni.
Sherlock zadrżała.
– Chciałabym powiedzieć, że cię nie rozumiem, ale czułam to samo wtedy, w tym tunelu.
Ruth posadziła sobie Brewstera na kolanach, pogłaskała jego miękkie uszy i zapatrzyła się w ogień buzujący na kominku.
Dix pochylił się w jej stronę. – Dobrze się czujesz, Ruth?
– Tak, przepraszam, na chwilę odpłynęłam. To wszystko, co wydarzyło się od piątku… trochę mnie przerosło. – Otarła łzy i zrobiła hardą minę. – Ale nie będę już o tym mówić. Jestem twardą laską i zamierzam się tak zachowywać.
– Możesz wyć do księżyca, jeśli masz ochotę – roześmiał się Dix. – Po tym, co przeszłaś, Ruth, nawet takiemu macho jak ja spadłyby skarpetki.
– Najważniejsze jest to, że jesteśmy tu wszyscy razem i dotrzemy do sedna sprawy – powiedziała Sherlock. Objęła Ruth i mocno ją przytuliła, a Brewster usiłował wsunąć między nie nos. – Jesteś twardą sztuką i nie zapominaj o tym. A teraz chcę, żebyś mi powiedziała, że chodzenie po jaskiniach nie jest takie trudne. Ani Dillon, ani ja nigdy nie zboczyliśmy z wytyczonego chodnika w jaskini.
Ruth wzięła się w garść.
– Musicie być bardzo ostrożni. Nie widziałam w Jaskini Winkela żadnych trudnych przejść, nawet w miejscach, których nie było na mapie, pewnie dlatego żołnierze ją wybrali. Chodzi o to, że nigdy nie powinno się wchodzić do jaskini samemu i ja zachowałam się jak prawdziwa idiotka. Byłam taka podekscytowana, myślałam, że nie potrzebuję Luthera.
– Tak. – Dix skinął głową. – Masz rację. Zachowałaś się jak idiotka. Ja jestem zwolennikiem sportów grupowych i nie poszedłbym sam do nieoznaczonej części jaskini nawet uzbrojony w milionwatową żarówkę.
– Dziękuję, profesorze Noble – powiedziała Ruth, po czym zwróciła się do Sherlock: – Uwielbiam, kiedy mężczyzna się ze mną zgadza. W każdym razie ja was poprowadzę, nie mam mapy, ale dosyć dobrze pamiętam drogę. Obiecuję, nie będzie tak źle. Bywałam w dużo gorszych jaskiniach, gdzie musiałam czołgać się na brzuchu po zimnej wodzie, zjeżdżać po pionowej ścianie, nie wiedząc, co czeka na mnie na dnie – i modląc się, żeby w ogóle było jakieś dno – albo przeciskając się przez przejścia za wąskie dla dwunastolatka.
W Jaskini Winkela nie ma nawet żadnych klaustrofobicznych miejsc, w których cierpłaby ci skóra, przynajmniej ja ich nie widziałam. Nie spotkałam też żadnych nietoperzy ani zwierząt. Będzie chłodno, ale nie będziemy musieli taplać się w żadnych strumieniach. Nie zostaniemy tam na tyle długo, żeby dostać hipotermii. Będziemy potrzebowali mnóstwo latarek, to jest najważniejsze.
Zamilkła na chwilę.
– Muszę się dowiedzieć, na co natknęłam się w tej pieczarze.
Tak bardzo chciałabym sobie przypomnieć. Czy zobaczyłam coś, czego nie powinnam? Czy ktoś mnie stamtąd wyciągnął? Ale jeśli chcieli mi pomóc, to dlaczego uderzy li mnie w głowę i zostawili nieprzytomną w lesie szeryfa? Prawda jest taka, że gdyby Brew ster mnie nie znalazł, pewnie bym umarła. A potem ci dwaj mężczyźni, którzy próbowali włamać się do domu i mnie zastrzelić. Jeśli chcieli mnie zabić, to dlaczego nie zrobili tego od razu?
– Przestań tak bardzo się martwić, Ruth, wszystkiego się dowiemy – powiedział Dix. – Hej, Madonna, poznaliśmy już twoje imię.
Dobrze było pośmiać się, pozwolić, żeby strach z Jaskini Winkela zniknął choć na chwilę.
– Jak mnie znaleźliście? – spytała Ruth Savicha, a on roześmiał się.
– Uwierz mi, Ruth, wielu ludzi wie, że szeryf znalazł w lesie kobietę. I wszyscy dowiedzieli się o wczorajszym szalonym pościgu na autostradzie i jak ci dwaj bandyci próbowali zabić kobietę, która mieszka w domu szeryfa.
– Rozesłali nawet twoje zdjęcie Internetem – dodała Sherlock i poklepała dłoń Ruth. – A teraz zostaniemy tutaj, dopóki nie wyjaśnimy całej sprawy.
– Ależ, Dillonie, ja prowadzę sprawę Tillera.
– Zadzwonię do Dane'a. On się tym zajmie, nie martw się.
– Ale on za dwa tygodnie bierze ślub.
– W takim razie będzie miał motywację, żeby jak najszybciej zamknąć sprawę – uznała Sherlock. – Sprawa Tillera? – spytał Dix.
– Farmer w Maryland orał świeżo zakupione pole i natrafił na ludzkie szczątki. Usiłujemy odkryć, co się stało.
– Słyszałem w radiu, że znaleźliście martwą ofiarę porwania pochowaną na cmentarzu w Arlington w grobie żołnierza wojny koreańskiej. O co w tym chodziło?
Sherlock i Savich wymienili spojrzenia. Savich wzruszył ramionami.
– No dobrze, chyba nadeszła pora, żebyśmy opowiedzieli ci o Mosesie Grace i Claudii, Ruth. Pamiętasz, że zostawiłaś Connie swoją komórkę? Zadzwonił do niej Rolly.
Opowiedział Ruth i szeryfowi o nieudanej akcji w Motelu Hootera, jak znaleźli ciało Pinky'ego na cmentarzu i Connie została postrzelona.
– Przykro mi, Ruth, ale Moses Grace sugerował, że zabił też Rolly'ego. Nie wiemy, kim są Moses Grace i Claudia. Okazało się, że on dzwonił do mnie z telefonu Pinky'ego. Operator potwierdził, że telefon przeszedł. przez wieżę w Arlington. Zostawiliśmy otwarte konto na wypadek, gdyby znowu chciał do mnie zadzwonić. Jeśli on jeszcze kiedyś włączy ten telefon, od razu go namierzymy. Myślę, że mimo slangu, jakim mówi, i fatalnej gramatyki, jest całkiem bystry. Pewnie już się pozbył telefonu Pinky' ego.
– Naprawdę próbował zastrzelić Sherlock?
– Poluje na nas oboje. Przed przyjazdem do Maestro zostawiliśmy Seana u jego babci – powiedział Savich, po czym wyjaśnił Dixowi: – Już kiedyś przechodziliśmy przez coś takiego.
– Powinnam być tam z wami, Dillon. Powinniście byli do mnie zadzwonić.
– Nie, sami wystarczająco dobrze spieprzyliśmy sprawę. Ruth zerwała się na równe nogi i zaczęła chodzić w tę i z powrotem z wierzgającym Brewsterem na rękach.
– Nie mogę uwierzyć, że przyjechaliście mnie tu szukać, kiedy w Waszyngtonie tyle się dzieje.
– Rodzina to rodzina, Ruth. Masz rację, Moses Grace jest przerażający, już zdążyłem się o tym przekonać. Wziął mnie na cel z jakieś powodu, może chodzi o zemstę, więc zaczęliśmy przeglądać moje dawne sprawy. Facet jest stary i wydaje się chory, ciągle kaszle.
– Claudia jest młoda – ciągnęła Sherlock – rysuje serduszka nad literą „i”. Nazywa ją kochaniem. Nie wiemy, czy jest jego córką czy wnuczką, a może po prostu nastolatką, która uciekła z domu. Usiądź, Ruth, bo zaczyna kręcić mi się w głowie.
Ruth usiadła świadoma tego, że Dix na nią patrzy. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przyzwyczaić się do żargonu policyjnego, którego używała Ruth. W niczym nie przypominała teraz Madonny.
– Wciąż próbujemy znaleźć samochód Ruth – powiedział.
– Później sprawdzę numery rejestracyjne, ale na razie wiemy, że został gdzieś ukryty albo wywieziony poza nasz okręg.
Savich zwrócił się do szeryfa, który przyglądał się im bacznie od kilku minut:
– Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczny za to, że znalazłeś i zaopiekowałeś się Ruth.
Dix machnął ręką.
– Chyba rozpoznaję twoje nazwisko, Ruth. Kilka miesięcy temu pisali o tobie w „Washington Post”, prawda? Pomogłaś odnaleźć nauczyciela matematyki, zanim zabił go jakiś zazdrosny wariat, prawda?
– Wielkie nieba, pamiętasz to? – Ruth ukazała zęby w uśmiechu. – To był Jimbo Marple. Jeden z moich chłopaków widział, jak ten stary zabierał Jimbo prosto z parkingu przed centrum handlowym, i od razu do mnie zadzwonił. Savich był wściekły, kiedy jeden ze snajperów zastrzelił starego. Masz nie złą pamięć.
– W każdą sprawę, którą prowadzimy, jest zaangażowanych wielu ludzi – powiedział Savich. – Nasza Ruth jest znana ze swoich kontaktów. Zebrała je wszystkie, kiedy pracowała w policji, zanim przyszła do FBI.
– I strzela jak szatan – dodała Sherlock. – Mówi swojemu glockowi, w co ma trafić, i w następnej sekundzie trafia w dziesiątkę.
– Kiedy on prowadził ten pościg na autostradzie, ja chowałam się za komodą.
– Ale teraz jesteś już z nami – powiedziała Sherlock łagodnie. – Twarda sztuka – dodała z zadowoleniem Ruth.
– A zatem FBI zamierza przejąć tę sprawę? – spytał chłodnym tonem Dix, uśmiechając się sztucznie.
Sherlock obdarzyła go promiennym uśmiechem.
– Och, nie, szeryfie Noble, jesteśmy tu tylko po to, żeby pomóc. W końcu Ruth jest jedną z nas. Dillon zadzwonił do naszego szefa, powiedział mu, co robimy. Pan Maitland też chce wyjaśnienia tej sprawy. Nie cierpi, gdy ktoś próbuje zabić któregoś z jego agentów.
– Nie zamierzamy cię wygryźć, szeryfie – zapewnił Savich, patrząc Dixonowi prosto w oczy. – Możemy dostarczyć ci sprzętu, informacji i czegokolwiek będziesz potrzebował.
Dix wciąż nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową. – Jeszcze herbaty, agencie Savich?
Dix wyłączył komórkę i wrócił uśmiechnięty do salonu.
– Chłopcy dostali lepszą propozycję obiadu niż resztki potrawki ojca. Idą z innymi dzieciakami na pizzę do Claussonsów, niech Bóg błogosławi ich i ich przodków, więc nie będziemy I 11 usieli uważać na to, co mówimy. Trochę im nałgałem, powiedziałem, że asy FBI nie zostaną u nas długo, więc nie zdążą nic od Ruth wyciągnąć. To i pizza przeważyło szalę.
Gdy zjedli potrawkę szeryfa, Sherlock patrzyła, jak Ruth swobodnie krząta się po kuchni, napełnia wodą czajnik, stawia go na kuchence i wyjmuje herbatę z szafki.
– Mamy ser i krakersy na deser. Są zamknięte gumką, więc powinny być w miarę świeże.
Dix roześmiał się.
– Przykro mi, że nie mogłem was poczęstować niczym lepszym.
– Potrawka była doskonała – zaprotestowała Sherlock. – Jesteś świetnym kucharzem, szeryfie.
– Musiałem się nauczyć – powiedział krótko i włożył torebki herbaty do dwóch kubków. – Ruth, jeszcze kawy?
Skinęła głową.
– Ruth… Podoba mi się to imię. Bardziej pasuje do ciebie niż Madonna. Jest takie potężne, biblijne.
Ruth uśmiechnęła się do niego.
– Przepraszam za tę nagłą zmianę imion, szeryfie. Jak myślisz, gdzie Dillon i Sherlock mogliby się zatrzymać?
– W motelu u Buda Baileya, na głównej ulicy, pół przecznicy od mojego biura. Och, zapomniałem, Ruth, powiedz mi, gdzie się zatrzymałaś? Nikt nie rozpoznał cię na zdjęciu.
Nie zrobiłam żadnej rezerwacji. pomyślałam, że jak odnajdę mój skarb i nie będzie zbyt późno, to wrócę do domu.
– Tankowałaś gdzieś?
– Tak, w Hamilton.
Szeryf zmarszczył brwi.
– Nie szukaliśmy aż tak daleko. Gdzie mieszkasz?
– W Aleksandrii.
– Ci mężczyźni w ciężarówce, która wybuchła – odezwała się Sherlock. – Zrobili im już autopsję?
– Mieliśmy szczęście, że jakoś skłoniliśmy koronera do pracy w niedzielę. Mimo że ci mężczyźni spalili się prawie do cna, udało się uzyskać szczątkowe odciski palców i zrobić rentgen szczęki. Musieli skądś przyjechać. Mam nadzieję, że w ciągu kilku dni dostaniemy zgłoszenie z departamentu osób zaginionych, chyba że przyjechali z daleka, a to by oznaczało, że byli profesjonalistami. Ale nie mieli wiele czasu, więc sądzę, że raczej stoi za tym jakaś lokalna grupa. W każdym razie wezwałem wszystkich moich funkcjonariuszy, a teraz jeszcze pomoże FBI. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc.
Nie było to szczere, pomyślał Savich, ale zawsze był to jakiś początek. Przynajmniej szeryf się starał.
– Zamierzamy wybrać się jutro rano z wami do Jaskini Winkela. – Zwrócił się do Ruth: – Mamy coś zabrać ze sobą? – Nie – odpowiedział Dix, potrząsając głową. – Ja przywiozę latarki i kilofy na wszelki wypadek. Mamy ich kilka na posterunku.
Savich skinął głową, po czym dalej mówił do Ruth:
– Pewnie nie dostałaś pozwolenia od Park Service * na wejście w piątek do jaskini?
– Mam dobre wiadomości, Jaskinia Winkela jest na prywatnym terenie. Pan Weaver, właściciel, i ja już zawarliśmy umowę. Ma tam nawet bramę z kłódką, ale otworzyłam ją wytrychem. Tak właśnie zrobiłby Indiana Jones, prawda?
Sherlock wzniosła oczy do nieba.
– Przynajmniej nie musimy się martwić o pozwolenie.
– Założę się, że to nie byłby żaden problem – powiedział Savich. – Nie zdziwiłbym się, gdyby pan Maitland grywał w golfa z jakąś szychą z Park Service. – Popatrzył na Ruth i pomyślał, jak blisko otarła się o śmierć – Nie spuszczę cię z oczu w tej jaskini, Ruth.
To wydało się sprawiać jej przyjemność.
– Przy okazji, szeryfie, pan Maitland ma czterech synów. Dix się przeżegnał.
– Och, kurczę – powiedziała nagle Ruth. – Muszę unieważnić wszystkie karty kredytowe. Zostawiłam plecak i portfel w samochodzie.