Rozdział 37

Maestro

Niedziela wieczór

Dix zaparkował na podjeździe przed domem Gordona o szóstej. Odpiął pas i obrócił się w stronę Ruth.

– Masz broń?

– Tak.

B.B. wysiadł ze swojego samochodu i wszyscy troje stanęli na trawniku.

– Szeryfie, agentko Warnecki. Ktoś został z chłopcami?

– Poszli do Claussonów na kolację i football.

– Masz zamiar go aresztować, szeryfie?

– Zobaczymy, B.B. – Odwrócił się, żeby popatrzeć na dom, i wymamrotał do Ruth:

– Po zniknięciu Christie wszyscy na posterunku zaczęli matkować chłopcom. – Odwrócił się z powrotem do B.B. – Gdzie był dzisiaj po południu?

– Około drugiej pojechał do Tary, potem wrócił tutaj, jakąś godzinę temu. Wygląda na to, że zapalił w domu wszystkie światła.

Rzeczywiście, pomyślał Dix..

– Chciałbym, żebyś został w samochodzie, B.B. Zadzwoń do mnie, jeśli z jakiegoś powodu doktor Holcombe wyjdzie z domu przed nami.

– Zwłaszcza jeśli wybiegnie z dymiącym pistoletem w dłoni – dodała Ruth.

Dix ujął Ruth pod rękę i ruszyli wyłożoną kamieniami ścieżką do frontowych drzwi. Otworzył im Gordon, który w szarym, kaszmirowym golfie i czarnych spodniach wyglądał jak arystokrata. Elegancki i światowy, ale wyczerpany, oczy miał podkrążone i tępe spojrzenie.

On wie, że przyszliśmy po niego, uznał Dix, on wie. Gordon stanął w drzwiach i przyjrzał się im uważnie.

– Witam. Jest niedziela. Czemu zawdzięczam tę przyjemność?

– Chcielibyśmy z tobą porozmawiać, Gordonie. Gordon spojrzał ponad ramieniem Dixa.

– Widziałem na zewnątrz twojego funkcjonariusza. Mam nadzieję, że jego nie będę musiał gościć. – Nie, mój człowiek ubezpiecza tyły. Gordon zaprosił ich gestem do środka.

– Jest parę rzeczy, o których musimy z tobą pomówić, Gordonie, na przykład o tym, kto wynajął Tommy'ego Dempseya i Jackie Slatera.

– Kogo? Och, tych ludzi, których zabiłeś w pościgu samochodowym. No dobrze, w takim razie wejdźcie, przecież nie mogę was powstrzymać. – Gordon wskazał ręką w stronę salonu.

Podszedł do barku, wziął butelkę brandy i odwrócił się do nich, unosząc brew.

– Ktoś ma ochotę na drinka?

– Nie, dziękujemy – odpowiedział Dix.

Ruth rozejrzała się po ogromnym salonie, wyłożonym dębową boazerią, z wielkimi oknami i fortepianem stojącym w najdalszym kącie. Na ścianach wisiały pięknie oprawione nuty – Ruth była pewna, że to oryginały podpisane ręką kompozytorów. Mimo rozmiarów salon wydawał się przytulny i elegancki, wypełniony wielkimi skórzanymi meblami w kolorach ziemi. Na kominku płonął jasny ogień.

Gordon nalał sobie solidną porcję brandy, rozlewając trochę na tacę, jakby już wypił za dużo.

– Ma pan pięknego Steinwaya, doktorze Holcombe. Zauważyłam go już, jak byliśmy tu wcześniej.

– Tak, widzieliście wszystko, jak przeszukiwaliście mój dom, prawda? – Podszedł do wielkiego czarnego fortepianu i położył lekko dłoń na klawiszach. – Wiecie, że ten Steinway walczył w bitwie pod Waterloo?

Potrząsnęli głowami, a Gordon westchnął, popijając brandy. – Kogo to obchodzi?

– Chyba jeszcze ci nie mówiliśmy, Gordonie – powiedział Dix bez wstępów – że wiemy, kto wynajął Dempseya i Slatera. A może już wiesz?

– A skąd miałbym wiedzieć? Powiedz mi, Dix.

– Helen Rafferty.

Ręka mu drgnęła i ze szklanki wylało się jeszcze trochę brandy.

– Helen wynajęła tych dwóch bandytów? Wielkie nieba, ale po co? Żeby zabić agentkę Warnecki? W zeszłą sobotę Helen nawet jej nie znała! To nie ma sensu, Dix.

– Nie, Helen, nie wynajęła ich żeby zabili Ruth. Wynajęła ich, żeby zamordowali Erin.

– Co ty powiedziałeś? Żeby zamordowali Erin? To jakiś obłęd. Dlaczego Helen miałaby robić coś tak szalonego? Nie, myślałem, że to ten kochaś Marian, Sam Moraga. Słyszałem, że pragnął Erin, a ona go nie chciała. – Nagle zamilkł i wbił wzrok w twarz szeryfa. – Poczekaj chwilę, Dix. To znaczy, że już nie podejrzewacie mnie o zabicie Erin? Myślicie, że jestem niewinny?

– Wiemy, że ich nie wynająłeś, Gordonie. Przepraszamy cię, że myśleliśmy inaczej.

– Ale wiemy też, że Sam Moraga nie miał nic wspólnego ze śmiercią Erin – dodała Ruth.

– A zatem winicie Helen? Nic z tego nie rozumiem, Dix. – Oparł się ciężko o fortepian.

– Jesteśmy policjantami – powiedział Dix. – Nasza praca polega na zadawaniu pytań tak długo, aż wszystkie części układanki będą do siebie pasować. I przez chwilę te części układały się w twój wizerunek, ale w końcu okazało się, że nie mogłeś zabić ani Erin, ani Walta. Tak naprawdę, Gordonie, uważamy, że bardzo kochałeś Erin.

– Tak, oczywiście, że kochałem, Dix. Była pełna światła i miłości. – Przez chwilę obawiali się, że Gordon wybuchnie łzami, ale wziął się w garść i zrobił pogardliwą minę. – A zatem ruszacie w dół listy. Bardzo dobrze. Powiedzcie mi, co, waszym zdaniem, Helen miała z tym wspólnego.

– Ruth i ja przez całe popołudnie przeglądaliśmy wyciągi bankowe Helen. Okazało się, że w ostatnich trzech tygodniach dokonała trzech dużych wypłat gotówki. Przejrzeliśmy też bilingi telefoniczne. Dwa razy dzwoniła do Richmond, na numer Tommy'ego Dempseya, a w zeszły czwartek on telefonował do niej. Helen może była dobrą sekretarką, ale kiepską przestępczynią. Zostawiła mnóstwo śladów.

– Wynajęła tych ludzi, żeby zamordowali moją Erin? Ale to nie może być prawda, Dix. Ona zawsze mnie wspierała, pomagała mi. Myślę, że mnie kochała. Dlaczego miałaby robić coś takiego?

– Nie tak trudno odpowiedzieć na to pytanie, prawda, Gordonie? – odezwała się Ruth. – Helen zobaczyła, że Erin Bushnell nie była taka jak inne studentki, z którymi romansowałeś. Zdała sobie sprawę, że Erin jest pierwszą kobietą, którą naprawdę pokochałeś, która będzie mogła zostać z tobą dłużej, a nie tylko do zrobienia dyplomu. Helen pogodziła się z faktem, że zostawiłeś ją przez swoją – jak to nazywała – słabostkę, potrzebowałeś stymulacji, a nawet inspiracji, którą czerpałeś od tych młodych utalentowanych kobiet. Helen mogła je zaakceptować, bo pojawiały się w twoim życiu tylko na chwilę, jedynie ona była na stałe.

– Ale wtedy spotkałeś Erin i wszystko się zmieniło. Gordon wychylił jednym łykiem resztę brandy, zakaszlał i otarł załzawione oczy.

– Zrobiłbym dla Erin wszystko. Wszystko.

– Wiemy i Helen też o tym wiedziała. Nie mogła z tym żyć.

Coś w niej pękło.

– Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Jak ktoś taki jak Helen mógł znaleźć dwóch przestępców?

– Dzwoniliśmy do brata Helen, Dave'a Rafferty – powiedziała Ruth. – Pytaliśmy, czy Helen kiedykolwiek wspominała o którymś z tych mężczyzn. On uczy w liceum, przypomniał sobie, że miał w klasie młodszego brata Dempseya. Był trudnym dzieckiem, a jego starszy brat prawie nie wychodził z więzienia. Dave pomyślał, że pewnie opowiadał o nim Helen, więc znalazła starszego Dempseya bez trudu.

– Uważamy – ciągnął Dix – że to Helen wskazała im Jaskinię Winkela jako dobre miejsce na ukrycie ciała Erin, inaczej nie mogli się o niej dowiedzieć. Czy ty albo Chappy zabieraliście tam kiedyś Helen?

– Nie pamiętam. Może Chappy ją tam zabrał, ja nigdy nie lubiłem tej jaskini, nawet jak byliśmy mali, to było miejsce Chappy'ego, nie moje.

– Helen wiedziała o wejściu, znała wnętrze jaskini, ale uważamy, że oni sami wymyślili, w jaki sposób zabić Erin. Wiedziałeś, że użyli środka halucynogennego, żeby ją obezwładnić, a po śmierci zabalsamowali ją i upozowali? Wiedziałeś o tym, Gordonie?

Doktor Holcombe wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć.

– Zabalsamowali? Tak jak w domu pogrzebowym? Ruth skinęła głową.

– Dokładnie tak. Wiemy, że ojczym Dempsya pracował w zakładzie pogrzebowym. Dempsey musiał tam bywać, widział, jak to się robi, i postanowił zagmatwać sprawę. Zabalsamowali ją ze Slaterem, a potem na wszelki wypadek upozorowali, żeby morderstwo wyglądało na rytualne, a nie na zabójstwo na zlecenie. I to im się wyjątkowo udało, odwrócili naszą uwagę. Uznaliśmy, że Erin Bushnell padła ofiarą rytualnego seryjnego mordercy i spędziliśmy sporo czasu, szukając innych ofiar, między innymi wśród twoich byłych kochanek, ale ponieważ wszystkie były całe i zdrowe, doszliśmy do wniosku, że raczej nie jesteś maniakalnym mordercą.

Twarz Gordona zrobiła się biała jak papier.

– Uwierzyliście, że byłbym zdolny do czegoś takiego? Że mógłbym mordować młode kobiety?

– To wydawało się prawdopodobne – odpowiedziała Ruth.

– Ale teraz wiemy, że tak nie było.

– Dempsey i Slater całkiem dobrze zatarli za sobą ślady.

Wykazali się sporym sprytem, dopóki nie zaczęli polować na Ruth.

Gordon usiadł na stołku przy fortepianie i popatrzył na agentkę. – Jak ci się udało uciec przed nimi w tej jaskini?

– To dobre pytanie. Jestem pewna, że gdyby zdali sobie sprawę, że tam jestem, zabiliby mnie. Zamordowali Waha, więc nie ma co się łudzić, że mnie by oszczędzili. Uważamy, że gdy nawdychałam się albo dotknęłam narkotyku, który podali Erin, upadłam i uderzyłam się w głowę. Jednak musiałam zachować na tyle przytomności, żeby wydostać się niezauważona z jaskini, może już po ich wyjściu. I pewnie bąkałam się po lesie, aż zemdlałam niedaleko domu Dixa.

– Ale to co najmniej cztery, pięć mil od Jaskini Winkela. Ruth wzruszyła ramionami.

– Ani ja, ani Dix nie potrafimy inaczej wytłumaczyć, w jaki sposób znalazłam się koło jego domu.

– Ona jest w doskonałej formie – dodał Dix. – Nawet chora i z halucynacjami mogła godzinami tułać się po lesie. Doszliśmy do wniosku, że Dempsey i Slater powiedzieli Helen o znalezieniu samochodu Ruth z jej portfelem w środku, z którego dowiedzieli się, że mają do czynienia z agentką FBI. Założę się, że to nieźle nimi wstrząsnęło, bo pewnie byli przekonani, że ona wiedziała, co zrobili. Musieli szukać jej godzinami.

Helen zapewne skontaktowała się z nimi, kiedy dowiedziała się, że znalazłem w lesie nieprzytomną kobietę, która nic nie pamięta. Tak naprawdę musieli nie mieć wyboru, skoro zaryzykowali próbę zabicia Ruth w moim domu. Nie wzięli po uwagę, że sami mogą zginąć.

Gordon potrząsnął głową.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś tak oddany i ciepły jak moja Helen mógł wynająć ludzi pokroju Dempseya i Slatera. Nie, myślę, że to wszystko jest fortelem, żeby schwytać mnie w pułapkę. Pewnie uważacie, że to ja ich wynająłem, może z pomocą Chappy'ego, on zna tylu ludzi w Richmond. Tak właśnie sądzicie, prawda?

– Och, nie, Gordonie, to ty odgrywasz przed nami komedię – powiedział Dix. – Wierzysz, że Helen to zrobiła, bo zadzwoniła do ciebie w środę wieczorem i do wszystkiego się przyznała. I dlatego ją udusiłeś.

– To obraźliwe i niedorzeczne! Spytajcie, kogo chcecie, musiałem wołać Helen, żeby zabijała muchy w moim gabinecie! Nie mógłbym nikogo zamordować.

– Wiemy, że Helen dzwoniła do ciebie w środę wieczorem – odezwała się Ruth. – Sprawdziliśmy to w billingach. Pewnie opowiedziała ci o wszystkim, gdy do niej przyjechałeś. Żałowała tego, co zrobiła, płakała, Gordonie? Miała wyrzuty sumienia, że spowodowała tyle bólu i cierpienia? Chciała powiedzieć wszystkim i zrujnować ci życie? Zabiłeś ją w napadzie wściekłości, z zemsty czy też z zimną krwią? Ja stawiam na zimną krew, bo udusiłeś ją, gdy spała, nie mogła cię zobaczyć i była zupełnie bezbronna. Chciałeś chronić swoją reputację i wygodną posadkę?

Gordon walnął pięścią w klawisze.

– Nie będę z wami więcej rozmawiał na ten temat! Oskarżyliście mnie o zamordowanie Erin, śledziliście bez przerwy, przeszukaliście mój dom, biuro, nawet pocztę internetową, na litość boską! I nic nie znaleźliście! Przez cały czas z wami współpracowałem. A teraz, po tym wszystkim, macie czelność przychodzić do mojego domu i oskarżać mnie o zamordowanie Helen. Nie macie żadnych dowodów!

To by było na tyle, jeśli chodzi o dobrowolne przyznanie się do winy, pomyślał Dix.

Ale Gordon jeszcze nie skończył.

– Co do jednego masz rację, Dix. Jeśli to, co mówicie o Helen, jest prawdą, to już nic mi nie zostało. Wszystko wyjdzie na jaw. Nie będę miał już nic: ani Erin, ani reputacji, ani kariery, ani dobrego imienia. To tylko kwestia czasu, zanim rada nadzorcza Stanislausa bardzo uprzejmie poprosi mnie o złożenie rezygnacji. Możesz sobie wyobrazić, jaką radość sprawi to Chappy'emu? Oczywiście, że możesz. Zrujnowałeś mi życie, Dix, zrujnowałeś!

Gordon wyciągnął ręce przed siebie.

– Proszę, aresztuj mnie i postaw w stan oskarżenia. Wiesz, że żaden sąd mnie nie skaże, bo nie zabiłem Helen, dlatego ty nie masz żadnego dowodu, że to zrobiłem. Myślisz, że jestem głupi i słaby, inaczej w ogóle byś tu nie przychodził. Niech szlag trafi was oboje! Wynoście się z mojego domu! I nie wracajcie, chyba że z nakazem aresztowania.

Wyglądał tak, jakby wykrzyczał z siebie wszystkie siły.

Wyczerpany pochylił się do przodu i wyszeptał, nawet na nich nie patrząc:

– Proszę, wyjdźcie. Chcę zostać sam, żeby opłakiwać Erin, Walta i Helen. Jestem taki zmęczony. Chcę się położyć.

Загрузка...