Rozdział 20

Filadelfia

Środa

Savich i Sherlock siedzieli na przeciwko Elsy Bender w nowoczesnym salonie Jona Bendera na Linderman Lane. Mimo, że w pokoju było bardzo ciepło, kobieta przykryła nogi kaszmirowym pledem, a na zgarbione ramiona narzuciła gruby, wełniany sweter. Brązowe włosy miała związane w niski węzeł na karku. Co chwila nerwowo składała i rozkładała leżące na kolanach dłonie. Savich zauważył, że nie nosiła obrączki. Salon był jasno oświetlony, ale Elsa Bender wydawała się siedzieć w głębokim cieniu.

Na oczach nie miała już bandażu tylko ciemne okulary. Była zbyt chuda i chorobliwie blada, jakby w ogóle nie wychodziła na zewnątrz. Jednak zauważyli, że uśmiecha się do byłego męża, który stał obok z ręką na jej ramieniu. W dokumentach wyczytali, że John Bender był odnoszącym sukcesy sprzedawcą nieruchomości, który dwa lata wcześniej zamienił żonę na młodszy model, dokładniej mówiąc, na własną sekretarkę, ale nigdy się z nią nie ożenił. A teraz był tutaj, wielki mężczyzna, krępy, o silnie zarysowanej szczęce, a niewidoma była żona znów mieszkała w jego domu.

Savich przedstawił siebie i Sherlock i powiedział bez zbędnych wstępów:

– Stary człowiek i ta młoda dziewczyna, którzy chwalili się przede mną, że panią porwali… Nazywają się Moses Grace i Claudia. Nie znamy jeszcze nazwiska dziewczyny ani nie wiemy, co łączy ją ze starcem, ale to ci sami ludzie, którzy pochowali mojego przyjaciela Pinky'ego Wormacka w starym grobie na cmentarzu w Arlington.

Pan Bender przeniósł wzrok z Savicha na Sherlock, najwyraźniej zastanawiając się, czy ma powód do zdenerwowania. Skinął powoli głową.

– Słyszeliśmy o tym. Nie mieliśmy pojęcia, dopóki pan nie zadzwonił dziś rano… Cóż, przynajmniej macie imiona. Domyślam się, że rozmawialiście już z lokalną policją?

– Tak, rozmawialiśmy. Przyszliśmy tutaj, bo potrzebujemy pani pomocy, pani Bender. Tylko pani może nam ich opisać. – Elsa wciąż nic nie pamięta, więc nie będzie mogła wam pomóc – odpowiedział za żonę pan Bender.

Savich usiadł na podnóżku u stóp Elsy. Ujął w swe wielkie ręce jej lewą dłoń i poczuł, jak chłodną miała skórę. Zamknęła się w sobie, pomyślał, a to nie było dobre rozwiązanie.

– Dziękuję, że zgodziła się pani spotkać z nami tak szybko.

Czy mogę mówić pani po imieniu? – Gdy skinęła lekko głową, mówił dalej: – Wiem, że ci ludzie bardzo cię skrzywdzili, Elso. Nie musimy o tym mówić. Wiem, że chcesz, żeby ci łajdacy zostali złapani i ukarani za to, co ci zrobili. Innym ludziom też wyrządzili wiele krzywd. Ty miałaś szczęście: przeżyłaś. Musisz nam pomóc, żeby inni też mogli przeżyć.

– Nie nazwałabym tego życiem – powiedziała gorzko Elsa, a Savich ścisnął jej dłoń.

– A ja tak. Jest jeszcze coś, Elso. Ludzie, którzy cię skrzywdzili, wydzwaniają do mnie, chcą mnie zabić. Grozili też mojej żonie i małemu synkowi. Bez twojej pomocy nie uda mi się ich ochronić.

Elsa zadrżała.

– To było dla mnie niewyobrażalnie bolesne przeżycie, agencie Savich. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie myśleć o tym, co się stało. Nie chcę znowu stanąć twarzą w twarz z tymi potworami.

– Ona nie może jeszcze raz przez to przechodzić, agencie Savich. – Pan Bender wyglądał, jakby był gotów wyrzucić Savicha za drzwi. – Już dosyć wycierpiała. Przykro nam, że pan i pańska rodzina jesteście w niebezpieczeństwie, ale Elsa nie może panu pomóc. Chcielibyśmy, żebyście już wyszli.

Savich nie odrywał wzroku od Elsy.

– Lekarze pewnie powiedzieli ci, żebyś nie starała się blokować tego, co zaczniesz sobie przypominać. Pamiętanie, mówienie o tym zmniejszy twój ból. Opowiedz nam o tym, Elso, mów o tym i zamknij ten rozdział, pozostaw go w przeszłości, do której należy. Przeżyłaś. Nigdy o tym nie zapominaj.

Ku zaskoczeniu Savicha Elsa zareagowała.

– Jon należał do przeszłości – powiedziała. – A jednak jest teraz ze mną. Czy to nie dziwne?

Savich zobaczył, jak Bender drgnął, mówiąc:

– I nigdzie się nie wybieram – ale nie miał pojęcia, czy Elsa zrozumiała słowa męża.

– My też mamy dzieci, agencie Savich, Jon i ja. Ale nie mogę mówić o tym, co mi zrobili, po prostu nie mogę.

– Nie musisz, Elso, chociaż jestem pewien, że to by ci pomogło.

– Tak naprawdę pamiętałam prawie wszystko. – Usłyszała, jak jej mąż łapie szybko powietrze, ale nie zamilkła. – Ta dziewczyna, Claudia, nazywała go korniszonkiem. On był obmierzłym staruchem, zanosił się kaszlem. W tej brudnej ciężarówce związała mi ręce na plecach i powiedziała, że on chciał zobaczyć ją z kobietą i że wybrali mnie, bo jestem do niej podobna, mogłabym być jej mamą i czy to nie super? Wtedy on jej kazał, żeby udawała, że robi to z własną matką. Staruch zawiązał mi oczy, a dziewczyna… – Zaczęła cicho płakać. Przełknęła głośno i wyszeptała: – Najdziwniejsze jest to, że oczy zaczęły mnie boleć dopiero później, na ostrym dyżurze.

– Byłaś w szoku, to dobrze.

– Chyba tak. – Uniosła lekko okulary, tylko na tyle, by otrzeć kąciki oczu białą chusteczką z monogramem. – Już tak mnie nie boli, kiedy płaczę.

– Opowiedz im o tym rolniku, Elso – zachęcił ją mąż.

– Ten farmer, który mnie znalazł, codziennie odwiedzał mnie w szpitalu i przynosił róże. Siadał przy moim łóżku i opowiadał, jak uprawia jęczmień i owies. Wtedy przyszedł Jon i trzy dni później przywiózł mnie tutaj, do naszego starego domu. Tyle że nie mogę zobaczyć, co w nim pozmieniał.

– Spytaj go, Elso. Po prostu go spytaj.

Jon Bender wyglądał, jakby miał wybuchnąć płaczem.

– Nic nie zmieniłem, Elso.

– Dobrze. – Po raz pierwszy uśmiechnęła się lekko. – Nie cierpię wymyślnych ozdób. Cieszę się, że zostawiłeś wszystko tak, jak było. – Przez kilka następnych minut odpowiadała na pytania Savicha i próbowała opisać Mosesa i Claudię najlepiej, jak potrafiła. Zgodziła się na spotkanie z rysownikiem portretów pamięciowych. Powiedziała, że Claudia rzeczywiście wyglądała jak jej córka.

– Jon, daj im zdjęcie Annie, jak rzuca piłką plażową. Pamiętasz, wysłałam ci odbitkę. Podobieństwo jest naprawdę uderzające.

Kiedy pan Bender wyszedł, poprosiła:

– Opowiedz mi coś więcej o swoim synku, agencie Savich.

– Nazywa się Sean i jest jak pistolet. – Savich wciąż trzymał jej dłoń w swoich i opowiadał o przyjęciu z okazji trzecich urodzin Seana, na którym jego siostra, Lily, ganiała w ogromnych butach clowna dwudziestkę maluchów. Mówił, jak Sean uwielbia wskakiwać na niego każdego wieczoru, gdy wraca z pracy. Elsa, słuchając, uśmiechała się, jej oddech stał się lżejszy.

– Próbowałem przekonać Elsę, żeby dała mi drugą szansę, agencie Savich – powiedział Jon Bender, wracając do salonu.

Dłoń pod palcami Savicha zesztywniała na chwilę.

– Obiecywałem jej tysiące razy, że już nigdy więcej nie zachowam się jak skończony dupek.

I wtedy, cud nad cudami, Elsa Bender roześmiała się.

– Może i nie – powiedziała. – Dzieciaki myślą, że nie jesteś dupkiem, ale kto wie?

Sherlock przyjrzała się uważnie twarzy Jona Bendera, popatrzyła mu w oczy i przeniosła wzrok na Elsę.

– Wiesz co, Elso? Myślę, że twój mąż już wie, co jest najważniejsze w życiu.

Dziesięć minut później Savich uścisnął dłonie Elsy i pomógł jej wstać, pozwalając, by koc opadł na podłogę. Kobieta była roztrzęsiona.

– Wszystko będzie dobrze, Elso – powiedział. – Jon cię opatuli i zabierze na spacer, może nawet zrobi wam gorącą czekoladę po powrocie. To przywróci ci rumieniec na policzki.

Dochodziła dziewiąta, gdy Savich zapukał do drzwi szeryfa Noble. U słyszeli gruby szczek Brewstera i tupot stóp, a po chwili w drzwiach stanęli Rob i Rafe, przepychając się nawzajem.

– Dobry wieczór, agencie specjalny Savich. Dobry wieczór, agencie specjalny Sherlock. Zastrzeliliście dzisiaj kogoś?

– Och, tak – odpowiedziała Sherlock. – nurzaliśmy się w kałużach krwi, już myślałam, że nigdy tego nie zmyję.

– Serio, opowiedzcie nam o wszystkim! Nie tylko same nudziarstwa jak tata, ale o wszystkim!

Savich uśmiechnął się po raz pierwszy, odkąd kilka godzin wcześniej wyjechali z Waszyngtonu. Szybko uściskał obu chłopców, chłonąc ich podekscytowanie i chłopięce umiłowanie makabry. Czy za dziesięć lat Sean będzie mu zadawał takie same pytania?

– Czekaliśmy na was z kolacją, ale tata powiedział, że zje własne buty, jeśli ktoś go nie nakarmi – powiedział Rob. – Jedliśmy bouillabasse, pani McCutcheon nam przyniosła, bo wie, że tata je lubi. Było w porządku, jeśli ktoś lubi rybę.

– Dillon, chodźcie do salonu – zawołała Ruth i stanęła w drzwiach, Dix za jej plecami. – Mamy pyszny podwieczorek, Millie z delikatesów sama upiekła placuszki, specjalnie dla federalnych, a Dixowi i mnie przydarzyło się dzisiaj coś na prawdę niezwykłego, ale o tym później. Chłopcy, zaproście gości i jedzmy.

– Jak wam minął dzień? – spytał Dix, rozdając placuszki. Sherlock uśmiechnęła się, biorąc filiżankę herbaty od Ruth. – Popołudnie było cudowne. Ulepiliśmy z Seanem bałwana, wlaliśmy w małego hektolitry gorącej czekolady i słuchaliśmy bez ustanku o nowym szczeniaku babci. – Przewróciła oczami. – Mam przeczucie, że w naszym domu też wkrótce rozlegnie się szczekanie.

– Psy są świetne – powiedział Dix, poklepując Brewstera. – Ten maluch w nocy grzeje mi szyję.

Prawie godzinę i cztery placuszki później Rob i Rafe poszli wreszcie do łóżek z głowami pełnymi przerażających i kompletnie nieprawdziwych historii o piekle, które przeszli Savich i Sherlock w Filadelfii. Dix odczekał jeszcze kilka minut, al. w sypialni na górze zrobiło się zupełnie cicho, po czym skinął głową.

– No dobrze, mamy ich z głowy. Opowiedzcie nam, co naprawdę wydarzyło się w Filadelfii. Czy ta biedna kobieta potrafiła cokolwiek powiedzieć o Mosesie Grace i Claudii?

– Tak – odpowiedział Savich. – Nazywa się Elsa Bender i wyjdzie z tego. To znaczy myślę, że ma przed sobą całkiem nie złą przyszłość. – Popatrzył na Dixa i Ruth, którzy siedzieli na sofie na przeciwko niego i Sherlock, Brewster spał między nimi. Wyjął z kieszeni fotografię. – To jest córka Benderów, Annie. Na tym zdjęciu ma siedemnaście lat: wysoka, szczupła, prawie białe włosy i wielkie, błękitne oczy. Elsa Bender mówi, że jest bardzo podobna do Claudii.

Ruth przyjrzała się fotografii.

– Wygląda jak cheerleaderka, której największym problemem jest decyzja, z kim pójść na randkę po meczu w sobotę wieczór. Rozesłałeś już to zdjęcie po całym Beltway, prawda, Dilon?

– Oczywiście.

– Elsa powiedziała, że Moses Grace jest tak stary, jak wydawało się nam po głosie, ma co najmniej siedemdziesiąt lat odezwała się Sherlock. – Twarz ma pomarszczoną od słońca, 1'0 sugeruje, że mógł spędzić większość życia na farmie, platformie wiertniczej czy pracując jako więzień – do wyboru, do koloru. Elsa powiedziała, że jest szczupły i żylasty, ale nie wygląda zdrowo, jest jakiś szary. Mówiła, że głos Claudii w jednej chwili był słodki, a w drugiej piskliwy, ze środkowozachodnim akcentem. Co do Mosesa to sami słyszeliśmy jego przeciągłą wymowę i fatalną gramatykę. Elsa mówiła też, że ciągle kaszlał i pluł, a to było dwa miesiące temu. Teraz jego głos brzmi o wiele gorzej.

Dix pochylił się do przodu, biorąc Brewstera na ręce.

– Mieliście owocny dzień…

– Ale chyba nie aż tak ekscytujący jak my – przerwała mu Ruth, nie mogąc już dłużej ukryć podniecenia. – Spodoba się wam to. Zacznę od wizyty u Ginger Stanford, a potem opowiem wam o lunchu z Chappym i jego małym teatrzykiem.

– A na koniec – dodał Dix – nasz piece de resistance: Helen Rafferty.

Загрузка...