Rozdział 18

Mestro, Wirginia

Środa rano

Poczekaj chwilkę, Ruth – powiedział Dix, gdy stali oboje przy range rowerze czekając, aż Tony Holcombe przejdzie przez Main Street. Szedł wpatrzony w Dixa, nie zwracając uwagi na błoto pod stopami. Stary ford rairlane niemal wjechał na parkometr, próbując ominąć Tony' ego.

Ruth patrzyła na pięknie ubranego mężczyznę. Był wysoki i wysportowany, mógł mieć czterdzieści kilka lat. Wyglądał jak model, a jego gęste, jasnobrązowe włosy lśniły w porannym słońcu.

– Hej, Tony! – zawołał Dix. – Co słychać?

Tony Holcombe zatrzymał się kilka centymetrów przed Dixem. – Słyszałem o Erin, tata powiedział mi, co się stało. Nie mogę wprost w to uwierzyć, Dix. Erin była taka słodka, nigdy nikogo nie skrzywdziła, chciała jedynie grać na skrzypcach, nic na świecie nie liczyło się dla niej poza muzyką.

Ruth obeszła range rovera i skinęła głową mężczyźnie w wartym tysiąc dolarów czarnym skórzanym płaszczu i miękkich, skórzanych rękawiczkach.

Tony Holcombe zwrócił na nią wielkie, ciemne oczy.

– Ty jesteś tą kobietą, którą Brewster znalazł w szopie Dixa, prawda? Wciąż u niego mieszkasz? Zastanawiałem się, jakby to wyglądało, gdyby moja siostra…

– Wystarczy, Tony.

– Przepraszam. Dix, domyślasz się, kto zabił Erin?

– Wejdź na chwilę do mojego biura, zagrzejemy się trochę.

Tony miał ciało Holcombe' ów: długie kości, żadnego zbędnego tłuszczu, silnie zarysowaną szczękę. Ciemne oczy stanowiły ostry kontrast z jasnymi włosami. Wyglądał zupełnie jak Chappy, jego ojciec, ale nie miał takiej gracji, starszy mężczyzna mimo swego wieku był gibki jak tancerz. Tony chodził niezgrabnie, poruszał rękami w innym rytmie niż nogami, co było wyjątkowo urocze.

Dix wymienił uwagi z szóstką ludzi, zanim otworzył drzwi swojego biura i wprowadził gości do środka.

– Pora na część oficjalną. Ruth, to mój szwagier Tony Holcombe, syn Chappy'ego. Prowadzi lokalny bank Holcombe'ów. Tony, poznaj Ruth Warnecki z FBI.

Uścisnęli sobie dłonie. Tony miał przyjemny mocny uścisk i zadbane paznokcie, piękne oczy spojrzały prosto w twarz Ruth. Zastanawiała się, czy oczy jego siostry też miały taką barwę, na fotografii na biurku Dixa nie było tego widać.

– Proszę, mów mi Tony. Co cię jeszcze trzyma w Maestro?

– Muszę się dowiedzieć, kto próbował mnie zabić. Wydaje się, że to ta sama osoba, która zamordowała Erin Bushnell.

Twarz mu się zachmurzyła.

– Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje. Tata mi o tym powiedział i moja żona, Cynthia. Jest bardzo zmartwiona, bo ona i Erin były dla siebie jak siostry.

To dziwne, pomyślał Dix. Z tego, co wiedział, Cynthia Holcombe nigdy nie lubiła przedstawicielek własnej płci, zaczynając od matki i dwóch sióstr, których nazywała starą suką i dwoma wyjącymi szczeniakami. Nie lubiła też Christie, uważając ją za wojującą prawicową wieśniaczkę. Christie wieśniaczką! – wciąż to pamiętał. Nie zamierzał nawet zastanawiać się, co Cynthia myślała o nim. Były z Erin Bushnell jak siostry?

– Jak się miewa Cynthia? – spytał Dix, podając szwagrowi kubek czarnej kawy z dwiema kostkami cukru.

– Tak jak powiedziałem, jest przygnębiona. Chciała, żebym dowiedział się, co robicie, co wiecie. Słyszałem, że znaleźliście ją w Jaskini Winkela. Macie jakiś pomysł, kto mógł to zrobić! – Tak, Tony, znaleźliśmy ją w Jaskini Winkela, morderca tam ją zostawił. W jaki sposób Cynthia poznała Erin Bushnell?

– Spotkały się w zeszłym roku na koncercie w Stanislausie, ale to teraz nieważne. Dix, gdybyś nie poszedł do Jaskini Winkela, gdyby mój ojciec nie pokazał ci tylnego wyjścia, nikt nigdy nie dowiedziałby się o jej śmierci.

– To prawda.

– Po prostu by zniknęła, tak jak Christie.

Twarz Dixa była nieprzenikniona. Skinął głową.

Tony zwrócił się do Ruth, która sączyła kawę. Dodała hojnie śmietanki, bo zdała sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobi, kawa zetnie jej krew.

– Słyszałem, że szukałaś jakiegoś skarbu i odnalazłaś komnatę, o której nikt wcześniej nie wiedział.

– Tak było – przyznała Ruth. A więc strzępy informacji rozeszły się po okolicy, co nie było takie złe, oczywiście w granicach rozsądku.

Chappy przekazał Tony'emu kilka faktów, pomyślał Dix, ale, dzięki Bogu, nie wszystkie. Chappy nigdy nie potrafił trzymać buzi na kłódkę, chyba że chodziło o pieniądze. Widział, że Ruth ocenia Tony'ego jak policjant podejrzanego. Patrzył, jak odgarnia włosy za ucho, robiła to co chwilę, bo za kilka sekund włosy opadły znowu. Gęste, ciemne, lekko kręcone włosy.

– Tata poprosił mnie, żebym zaprosił was na lunch. Powiedział, że nie będziecie mogli przyjść na kolację, bo wieczorem wracają tamci agenci.

– Skąd twój ojciec o tym wie? – spytała Ruth. Bez zastanowienia łyknęła kawy i wzdrygnęła się.

– Rozmawiał rano z Raferem, spotkali się w drodze do szkoły. Chłopak powiedział mu, że agent Savich i agent Sherlock polecą specjalnym helikopterem do Filadelfii w sprawie śledztwa. Nie wiedział jakiego, ale mówił, że wrócą na kolację.

Dix chrząknął. Będzie musiał pomówić z synami. Zastanawiał się, czy którykolwiek z nich w ogóle znał słowo „dyskrecja”.

– Dlaczego tak nagle wyjechali do Filadelfii?

– To sprawa FBI, Tony – powiedziała Ruth. – Bardzo chętnie zjem lunch z twoim tatą. Czy ty też będziesz z żoną? Mogłaby mi opowiedzieć o Erin Bushnell i ich siostrzanych uczuciach.

Oczy Tony'ego Holcombe'a pociemniały, podejrzewał sarkazm, ale gdy nic takiego nie usłyszał, skinął głową i odstawił kubek na biurko Dixa.

– Muszę wracać do pracy. – Wsunął na dłonie niewiarygodnie miękkie rękawiczki ze skóry.

– Jak tam sprawy w banku, Tony?

Tony Holcombe wzruszył ramionami, otwierając drzwi.

– Wszystko idzie dobrze, ale znasz tatę, on nigdy tego nie przyzna, mówi, że odkąd ja zostałem dyrektorem, bank schodzi na psy.

Słyszeli, jak witał się z policjantami w drodze do wyjścia. – Wydaje się całkiem sympatyczny – odezwała się Ruth.

– Nie chciałabym być na jego miejscu.

– Tony zawsze znajdował się w cieniu Chappy'ego. Gdybym był na jego miejscu, już dawno wyjechałbym z tego stanu i uciekł tak daleko od Chappy'ego, jak to tylko możliwe. Chciałbym teraz pojechać do Ginger Stanford, córki Glorii, i dowiedzieć się, co ona ma do powiedzenia o Erin Bushnell. Jak na razie Erin jest ukochaną, utalentowaną przyjaciółką mojej szwagierki Cynthii, a uwierz mi, to przerażające i niewiarygodne.

Ginger Stanford była właścicielką czteropiętrowego domu z czerwonej cegły, wciśniętego między pasmanterię a pizzerię. W czasie krótkiego spaceru wszyscy chcieli pomówić z szeryfem i przyjrzeć się Ruth, jak gdyby agentka miała trzecią rękę albo drugą głowę. Dix był cierpliwy, ale powściągliwy, trzymanie języka za zębami wychodziło mu dużo lepiej niż jego chłopcom.

Sekretarzem Ginger był staruszek zgarbiony za wielkim mahoniowym biurkiem. Na środku stała drewniana tabliczka z napisem „Henry O.”.

– Szeryfie – zaskrzeczał staruszek, skinął Ruth i wbił wzrok w monitor. – Mam tu prawdziwą zagadkę. Pięć słów, a każde z nich zawiera trzy inne słowa.

– Przyszliśmy zobaczyć się z Ginger, Henry. Zadzwoń, proszę, do niej.

– Pracuje nad testamentem starego pana Zrzędy.

– Nigdy nie słyszałam o takim nazwisku – powiedziała Ruth.

Henry O. powoli wstał. Miał na sobie wykrochmaloną białą koszulę i odprasowane czarne spodnie, podciągnięte niemal do piersi.

– Tylko ja go tak nazywam. Mówię o Amosie McQueenie, on jest jeszcze starszy ode mnie. Nie mogę uwierzyć, że wciąż oddycha. Powinien był się zawinąć w siedemdziesiątym pierwszym, kiedy przejechała go żniwiarka, ale wyszedł z tego. – Henry podreptał do zamkniętych drzwi i zapukał. Ruth dostrzegła, że na małych, wąskich stopach miał nowe buty od Ferragamo.

– Proszę.

Henry uchylił drzwi i wsunął przez nie głowę.

– Panno Ginger, przyszły gliny, ale są całkiem mili, więc ja bym współpracował.

Ruth stanęła jak wryta na widok Ginger Stanford. Bez dwóch zdań była przepiękną kobietą, o wysokich, ostro zarysowanych kościach policzkowych, naturalne blond włosy miała spięte w kok. Kiedy wstała, Ruth pomyślała, że musiała mieć co najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu i nogi tak długie, że wyglądały, jakby kończyły się pod uszami. Obeszła biurko i obdarzyła Dixa pięknym, szerokim uśmiechem, wyciągając dłoń. Uwagi Ruth nie umknął wyraz jej oczu. Ginger bardzo lubiła szeryfa.

Wymienili uprzejmości. Dix przedstawił jej Ruth i Ginger obrzuciła agentkę szybkim, taksującym spojrzeniem, znanym każdej kobiecie, która przeczuwa w drugiej rywalkę.

– Jestem agentką FBI, panno Stanford.

– Tak, słyszałam. Nie widzę żadnej rany na głowie.

Ruth automatycznie dotknęła małego plastra ukrytego pod włosami.

– Już prawie się zagoiła – powiedziała. Dix potrząsnął głową.

– W tym mieście wszyscy wszystko wiedzą.

– To prawda. – Ginger wskazała zadbaną dłonią sofę. – Słyszałam, że Brewster znalazł panią za stertą drewna obok domu Dixa.

Ruth zastanawiała się, w ilu jeszcze miejscach mógł znaleźć ją Brewster.

Ginger usiadła z powrotem za biurkiem, splotła dłonie i powiedziała z namysłem:

– Moja matka bardzo przeżywa śmierć Erin, Dix. Była tak zmartwiona, że wczoraj zostałam u niej na noc. Nie mogła przestać płakać. Proszę, powiedz mi, że wiesz, kto jest za to odpowiedzialny. I jeszcze Walt McGuffey. Co tu się dzieje, Dix?

Wzruszył ramionami.

– Chciałbym, żebyś opowiedziała nam o Erin Bushnell. Ginger odchyliła się na oparcie fotela, zamknęła na chwilę oczy, po czym je otworzyła i mrugnęła powiekami kilka razy, a na usta wypłynął jej leniwy uśmiech. Ruth zastanawiała się, jakie wrażenie takie gierki robiły na sędziach. Pewnie doprowadzały facetów do szaleństwa.

– Poza tym, że leciała na doktora Holcombe'a, to była całkiem bystra – powiedziała w końcu.

– Co?!

– Wiem, wiem, jest wystarczający stary, żeby być jej ojcem, ale tak to bywa. Ciągle kręciła się wokół niego, proponowała, że coś dla niego zrobi: zmieni strunę w skrzypcach, nastroi klawikord, wypoleruje róg, cokolwiek. Chodziła na wszystkie zajęcia, które prowadził, parę razy była nawet u niego w domu, tak mi mówiła mama.

– Twoja matka nic nam o tym nie wspomniała.

– Pewnie, że nie. Ona to zbywała, mówiła, że to zauroczenie, nic więcej i w ogóle się tym nie przejmowała. Postrzegała doktora Holcombe' a jako bezpiecznego kochanka, który rozumiał swoją rolę i którego Erin bez problemu zostawi za sobą, gdy ruszy w drogę do sławy. Próbowałam jej wytłumaczyć, że Erin świata poza nim nie widzi, że położyłaby się przed jego autem, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale mama nie chciała słuchać. Zawsze potrząsała głową i mówiła, że Erin podbije cały świat i nic jej nie powstrzyma. – Ginger przerwała i popatrzyła na jedną z afrykańskich masek wiszących na przeciwległej ścianie. – Ale powstrzymało.

– Jesteś pewna, że nie mylisz się co do głębi uczuć Erin wobec doktora Holcombe'a?

– Ja? Oczywiście, że się nie mylę, jestem prawnikiem. Ruth roześmiała się, nie mogła się powstrzymać.

– To było dobre – powiedziała.

Ginger skinęła z gracją głową, ale w jej spojrzeniu nie było nic przyjacielskiego.

– Kiedy pani wraca do Waszyngtonu, agentko Warnecki?

– Jeśli uda mi się ją tu zatrzymać, to zostanie, dopóki nie złapiemy mordercy – odpowiedział Dix.

Ginger nie spodobała się ta odpowiedź. Odgarnęła włosy i założyła nogę na nogę.

– Słyszałam, że znaleźliście Erin w Jaskini Winkela. Podobno pani też tam była, agentko Warnecki. Myśli pani, że Erin zabili ci dwaj mężczyźni, którzy do pani strzelali?

– Może tak, może nie.

– Bardzo policyjna odpowiedź, agentko.

Ruth uśmiechnęła się i skinęła głową.

– Dziękuję, jestem w tym bardzo dobra.

– Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o Erin, Ginger? – spytał Dix.

– Cudownie grała na skrzypcach. Była niewiarygodna, ale to na pewno już wiecie. – Posłała Dixowi To Spojrzenie, ale on nic nie zauważył, tylko wpatrywał się ze zmarszczonymi brwiami w swoje buty.

– Czy spotykała się z chłopcami w swoim wieku? Z kolegami z klasy?

– O ile ja wiem, to z nikim, a wierzcie mi, ja, dzięki mamie, wiem wszystko o Erin. Kiedy zaczęła interesować się mężczyznami, na horyzoncie pojawił się doktor Holcombe.

Ruth pochyliła się na krześle.

– Czy doktor Holcombe odwzajemniał jej uczucie?

– Nie wiem, musicie spytać smoka Gordona, Helen Rafferty. Ona wie absolutnie wszystko. Plotka głosi, że ona i doktor Holcombe mieli gorący romans jakieś pięć lat temu i to on zerwał. Najwidoczniej ma dobrą gadkę, bo namówił ją, żeby nadal była jego osobistą sekretarką, co według mnie jest bardzo egoistyczne i oznacza, że facet ma poczucie własnej godności jak komar. Ona będzie wiedziała dokładnie, jakimi uczuciami obdarzał Erin.

Wyszli dziesięć minut później, żeby zdążyć do domu Chappy'ego na lunch.

– Robi się coraz dziwniej i dziwniej – powiedziała Ruth zapinając pas. – Co myślisz o Erin Bushnell, lat dwadzieścia dwa, w sidłach nieodwzajemnionej miłości do brata Chappy'ego, mężczyzny prawie dwa razy starszego od niej?

– Musimy się dowiedzieć, czy była nieodwzajemniona.

– Może miał słabość do utalentowanych kobiet, czuł się jak Svengali *. Chociaż nie, to się nie sprawdza. Jest jeszcze Helen Rafferty, sekretarka.

– Helen Rafferty pięknie gra na pianinie.

– Hm. Ciekawa jestem, co doktor Holcombe powie nam o tym wszystkim.

– To będzie interesujące. Chappy powiedział mi, że nazywa brata Twister między innymi dlatego, że potrafi się zawsze ze wszystkiego wywinąć.

Ruth wyjrzała przez okno na połać nieskazitelnie białego śniegu. Na horyzoncie przeleciały dwa jastrzębie, ich skrzydła wydawały się ogromne na tle błękitnego nieba. Kiedy zniknęły jej z oczu, powiedziała:

– Jeśli dobrze rozumiem, Erin Bushnell była nie tylko doskonałą studentką w Szkole Muzycznej Stanislaus, ale też kochała się w dyrektorze i serdecznie przyjaźniła z żoną jego bratanka.

Загрузка...