Rozdział 26

Dom szeryfa Noble Maestro, Wirginia

Czwartek wieczór

Rafe przegryzał się przez kolbę kukurydzy bez chwili wytchnienia. Rob, który nie chciał okazać się gorszy, otworzył usta jeszcze szerzej, aż udało mu się ugryźć cztery rzędy ziaren naraz. Przez chwilę Ruth myślała, że chłopak się zadławi. Poklepała go po plecach i podała szklankę wody, po czym podniosła kciuk w wyrazie uznania, gdy oparł się na krześle i uśmiechnął z triumfem do brata.

– Żaden z was nawet nie zaczerpnął powietrza – powiedziała. – To niesamowite. Następnym razem znajdę naprawdę wielkie kolby i sprawdzimy wasze możliwości.

Dix przeniósł wzrok z synów na Ruth. Chłopcy zachowywali się przy niej normalnie, nie marudzili tak jak zwykle, gdy sądzili, że jakaś kobieta usiłuje zająć miejsce ich matki.

Znała ich dopiero od piątku, to niewiary godne, jak dobrze czuli się w jej towarzystwie.

– Wiecie, chyba nigdy nie ogryzłem kolby kukurydzy w mniej niż sześć sekund – powiedział, odchylając się na krześle.

– My zrobiliśmy to szybciej, prawda, Ruth? Ruth roześmiała się.

– Nie liczyłam wam czasu, ale założę się, że tak. Mój starszy brat i ja zawsze ścigaliśmy się, kto będzie najszybszy i najbardziej obrzydliwy. Doprowadzaliśmy rodziców do szału.

– Dziadek Chappy zawsze się śmieje, kiedy robimy obrzydliwe rzeczy, jak na przykład wkładamy przeżutą zieloną fasolko między przednie zęby i odciągamy wargę. Wujek Tony robi się cały sztywny, a ciocia Cynthia wygląda tak, jakby chciała zamknąć nas w szafie.

– A wujek Gordon? – Ruth usłyszała pytanie, zanim sarna sobie zdała sprawę, że je zadała.

– Wujek Gordon? Hm… – Rob popatrzył na Rafe' a, po czym powiedział:

– Tak naprawdę nigdy nie zachowujemy się obrzydliwie przy wujku Gordonie. Wiesz, on zawsze wygląda tak idealnie. – Wasz dziadek Chappy też.

– To nie to samo – powiedział Rafe, potrząsając głową.

– A jak są razem, to są tak zajęci kłóceniem się ze sobą, że równie dobrze nas mogłoby tam nie być.

– Co wy nie powiecie – wymamrotała Ruth.

– A ty, Ruth? Co naprawdę obrzydliwego robiliście z bratem?

– Moim ulubionym numerem było wypijanie naraz całej coli podczas jazdy na łyżwach. Potem zatrzymujesz się nagle przed którymś ze swoich przyjaciół i bekasz mu prosto w twarz, naprawdę głośno.

Chłopcy roześmieli się. Dix wiedział, że jego synowie cały czas starają się być dzielni, próbują zachowywać się naturalnie, podczas gdy wokół nich rozpętało się piekło: troje ludzi zamordowanych w ciągu niecałego tygodnia, a ich ojciec jest odpowiedzialny za znalezienie mordercy.

Rob pierwszy przestał się śmiać i popatrzył na fasolkę na swoim talerzu.

Cóż, nie możemy ignorować rzeczywistości w nieskończoność, pomyślał Dix.

– Dzięki za wyczerpujący opis, Ruth – powiedział wesoło.

– Jak pójdziemy na łyżwy, napoje będą surowo wzbronione.

– Ale chłopcy wyglądali na zamyślonych.

– Kiedyś widziałem, jak wuj Tony drapie się w pachę – zaczął Rafe – a kiedy graliśmy w baseball, stanął na środku boiska i podrapał się w…

– Nie przy Ruth – przerwał bratu Rob.

– Masz rację, Rob, zbyt wiele informacji naraz – powiedziała i wzniosła w jego kierunku toast szklanką z mrożoną herbatą.

Dix nałożył synom kolejną porcję zielonej fasolki. – Jedzcie i nie rozgniatajcie jej o zęby.

Rafe posłał ojcu nerwowe spojrzenie i wyrzucił z siebie szybciej, niż Brewster machał ogonem:

– Byłem u pana Fultona, żeby zobaczyć, co będzie z moją pracą, no wiesz, jak już wystawią oceny.

– W sklepie żelaznym, tak? – upewniła się Ruth. Rafe skinął głową.

– Pan Fulton powiedział, że minęło dopiero sześć dni i w jego sklepie nic się nie zmieniło i spytał, kiedy będę znał swoje stopnie z angielskiego i biologii.

Brewster próbował wspiąć się na kolana Ruth. Pochyliła się, żeby go pogłaskać i dała mu kawałek parówki, ale psiak nie był głodny, tylko miał ochotę na pieszczoty. Rozcierał parówkę na jej stopie, aż musiała unieść nogi. Chłopcy śmiali się, dopóki nie wzięła psa na ręce i nie przytuliła do siebie.

– Co ty kombinujesz, rozsmarowując parówkę po mojej nodze, aż wszyscy się ze mnie śmieją? Myślałam, że jesteś moim bohaterem.

– Ale bohater – powiedział Rob, dokładając sobie sałatki ziemniaczanej. – Brewster był tak mały, jak był szczeniakiem, że baliśmy się, żeby go nie zgnieść, jak spał z nami w nocy.

Dix roześmiał się, patrząc na psiaka.

– Wykazał się wystarczającym męstwem, żeby znaleźć Ruth. Sam parę razy go przygniotłem i przeżył. No dobrze, Rafe, co powiedział pan Fulton?

Rafe przełknął kęs hotdoga.

– Kazał mi napisać gżegżółka. To nie było fair, tato.

– Chociaż spróbowałeś? – spytała Ruth.

– Tak, spróbowałem. Pomyliłem drugie „ż”. To nie było fair – powtórzył.

– Rozumiem, że pan Fulton cię nie zatrudnił? – upewnił się Dix.

– Powiedział mi, żebym przyniósł dzienniczek z ocenami.

Wtedy będzie chciał jeszcze raz porozmawiać z tobą.

– Stup Fulton lubi niespodzianki – wyjaśnił Dix Ruth.

– Ach, spytał mnie, co robisz w sprawie tego całego bałaganu, tato. Powiedziałem mu, że ty i trójka agentów FBI pracujecie nad tym naprawdę ciężko, ale on tylko odchrząknął. – Wbił wzrok w talerz. Kiedy się odezwał, jego głos był cichy jak pisk myszy. – I jeszcze dzieciaki w szkole. Mówią, że nie jesteś taki dobry, jak się wszystkim wydawało, skoro ciągle kogoś w mieście mordują.

– No cóż – powiedział Dix. – Nie masz siniaków, więc rozumiem, że nie wdałeś się w żadną bójkę. – Było blisko – mruknął Rafe.

– Rozumiem. Ale udało ci się załagodzić konflikt?

– Pewnie, tato, oczywiście – odpowiedział za brata Rob.

Ruth zauważyła, że Rob ma poobijane kostki. To nie była M, tak poważna bójka, skoro skóra nie była zdarta i Ruth uśmiechnęła się szeroko.

– W holu widziałam rękawicę do baseballu. Kto jest Barrym Bondsem? *

– Ja – odpowiedział Rob szybko. – Tata ci nie mówił, że będę grał w drużynie reprezentacyjnej w liceum?

– Przepraszam, Rob, ale miałem zamiar powiedzieć. – Rob w ogóle się tym nie przejął, pomyślał Dix, gdy chłopiec z zapałem opowiadał dalej:

– Rzecz polega na tym, Ruth, że jestem dopiero w drugiej klasie. Billy Caruthers jest w ostatniej i cholernie się wkurzył, że trener wybrał mnie.

Dix posłał synowi ostre spojrzenie, a Rob odchrząknął.

– Ach, tato, wszyscy tak mówią. No dobrze, Billy Caruthers jest dupkiem…

– Rob, pamiętasz, jak kiedyś twoja mama wyszorowała ci buzię mydłem? – przerwał mu Dix. – Naprawdę ostrym, którym można było ścierać skórę z dłoni?

Rob wbił. wzrok w talerz.

– Pamiętam. Wypaliło mi wszystkie włosy w nosie.

– Teraz zasłużyłeś na dwa takie zabiegi – powiedział Rafe, stukając brata w ramię.

– Ty też – odparł Rob i uniósł pięść w stronę Rafe'a.

– Chłopcy – powiedział Dix cicho i obaj natychmiast przestali. – Dobrze. Rob, skończ to, o czym mówiłeś.

– No dobrze, on był tak wściekły, że wyglądał jakby miał pęknąć.

– Za następnego Dereka Lowe *! – Ruth uniosła szklankę.

– Proszę, proszę! – Dix wypił resztę herbaty. – Jesteście gotowi na pudding ziemniaczany?

– Pudding? – Ruth aż podskoczyła. – Kiedy miałeś czas, żeby go zrobić, Dix?

Rafe parsknął.

– Nie, tata go nie zrobił, tylko pani Denver, nauczycielka fizyki. Lata za tatą od początku roku szkolnego. Naprawdę dobrze gotuje, więc Rob i ja nie mamy nic przeciwko, poza tym, że… – Wystarczy, Rafe.

Chłopiec skulił się na krześle.

– Tato, złapiesz tych morderców, prawda? – spytał Rob.

– A jak myślisz?

– Powiedziałem chłopakom, że do wtorku ich zamkniesz – odparł bez wahania.

– To dopiero motywacja – uznał Dix, rzucając ponure spojrzenie Ruth, która pochyliła się i oparła łokcie na stole.

– Zgadzam się z tobą, Rob. Miałeś rację, mówiąc o wtorku.

Ale obaj z Rafe'em powinniście wiedzieć, że to nie jest takie proste.

– Sam myślę o poniedziałku – powiedział Dix i skrzyżował ramiona na piersi.

Ruth zobaczy la, że chłopcy za chwilę pękną z dumy.

– Kurczę! – zawołał Rob. – Tato, nie jesteśmy dziećmi. Możesz z nami rozmawiać o wszystkim, naprawdę. Wszyscy w szkole mówią o tym, że pani Rafferty została zamordowana w łóżku i że znalazłeś studentkę pochowaną w Jaskini Winkela. – Przerwał na chwilę i odchrząknął, ale głos mu drżał. – I o panu McGuffey. Och, rany, to było straszne.

Głos Dixa też drżał.

– Walt był wspaniałym człowiekiem. Bardzo go lubiłem.

– Mama zawsze lubiła pana McGuffey'a – powiedział Rafe wciąż niezbyt pewnie. – W ostatnie Święto Dziękczynienia powiedział, że indyk był tak dobry jak mamy, ale nadzienie mu nie smakowało. Wytłumaczyłem mu, że nie mogłeś znaleźć przepisu mamy.

– Dam ci przepis, Dix – zaproponowała Ruth, wiedząc, że poruszają się po bardzo cienkim lodzie. Chłopcy wydawali się podekscytowani i przerażeni i bardzo się starali tego nie okazać. – Mąka kukurydziana z orzechami i żurawiną.

– Lubię orzechy – powiedział Rafe…: Ale w nadzieniu lubię też dużo kiełbasy.

Ruth cała pojaśniała, gdy Rob zdecydował:

– Może spróbujemy zrobić według twojego przepisu, Ruth.

Dzwonek u drzwi Dixa zadzwonił długo po tym, jak chłopcy poszli spać.

– Straciliście zawody w obrzydliwym jedzeniu kukurydzy – powiedział Dix na powitanie.

– Zabiorę wasze płaszcze. – Ruth pomogła zdjąć Sherlock skórzaną kurtkę i cofnęła się o krok. – Co się stało?

– Przepraszamy – odezwał się Savich. – Mieliśmy dużo pracy, nic więcej.

Poszli za Dixem do salonu. Ruth otworzyła usta, ale Savich uniósł dłoń.

– Nie, Ruth, z Seanem wszystko w porządku, rozmawialiśmy z nim dzisiaj. Już postanowił, że chce yorka, który będzie nazywał się Astro.

Sherlock wciąż była trochę spięta, ale próbowała to ukryć, posyłając Ruth i Dixowi szeroki uśmiech.

– Zeszłego lata rozmawialiśmy o położeniu w ogrodzie Astrotorfu pod maleńkie pole golfowe. Chyba Seanowi spodobało się to słowo.

Ale to nie miało nic wspólnego z Astrotorfem ani niczym innym, pomyślała Ruth, spoglądając na gości. Przeniosła wzrok z jednej obojętnej twarzy na drugą, dostrzegła napięcie w oczach Dillona i rumieniec na twarzy Sherlock, co oznaczało, że miała ochotę kogoś pobić – Dillona?

Dillon i Sherlock byli opoką zawodowego życia Ruth. Była dozgonnie wdzięczna Dillonowi za to, że półtora roku temu wciągnął ją do wydziału kryminalnego. Miał intuicję, był urodzonym przywódcą, honorowym i twardym jak skała. Sherlock była zabawna, bystra i skupiona, miała doskonałą intuicję i można było na nią liczyć w każdej sytuacji. Uznawała tylko jeden sposób działania – pełną parą do przodu. Ruth nigdy wcześniej nie widziała ich w takim stanie.

I nagle zrozumiała.

– Nie wierzę w to – powiedziała powoli. – Pokłóciliście się, prawda? Nawet gdybym powiedziała wszystkim w wydziale, kazaliby mi poddać się testowi na wykrywaczu kłamstw, któremu i tak nikt by nie uwierzył, bo wszyscy wiedzą, że potrafię oszukać wykrywacz nawet przez sen. – Podniosła wzrok ku sufitowi. – Jestem gotowa odejść, Panie, bo widziałam już wszystko na tym świecie. – Pogroziła Sherlock palcem. – Co zrobiłaś, Sherlock, prowadziłaś święte porsche?

– Bardzo śmieszne, Ruth. Wiesz, że za każdym razem, gdy prowadzę ten samochód, dostaję mandat za przekroczenie prędkości.

– Nic się nie stało – powiedział Savich trochę zbyt głośno.

– A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko temu, chciałbym porozmawiać na poważne tematy.

Sherlock skinęła głową.

– Układ jest taki. Musimy wyjechać jutro rano do Quantico, bo…

– Zanim do tego dojdziemy – przerwał jej Savich – musimy wam powiedzieć, że MAX znalazł informacje na temat Mosesa Grace i Claudii. Ona ma na nazwisko Smollett, z akcentem na ostatnią sylabę.

Ruth pochyliła się do przodu, momentalnie poważna. – To angielskie nazwisko, prawda?

Savich skinął głową.

– Jej matka była Angielką. Nazywała się Paulina Smollett. Przyjechała do Stanów w wieku dwudziestu jeden lat, pracowała jako nauczycielka matematyki w Cleveland i nigdy nie wyszła za mąż, przynajmniej nie w tym kraju. Z policyjnych raportów wynika, że miała dosyć burzliwe życie osobiste, ale to nigdy nie kolidowało z jej pracą. Sama wychowywała córkę, Claudię.

– Co się z nią stało? – spytała Ruth.

– Została zgwałcona i zamordowana przez jakiś gang.

Dix pochylił się do przodu z dłońmi opartymi na kolanach.

– Raporty policyjne? Jak udało się wam to powiązać, Savich?

– Kiedy dzwoniłem, mówiłem wam, że mamy jeszcze sporo pracy, a to oznaczało, że musieliśmy sprawdzić parę informacji, które Claudia podała Sherlock.

– Chyba nie chcesz powiedzieć… Naprawdę rozmawiałaś z Claudią, Sherlock? – spytał z niedowierzaniem Dix.

Sherlock uniosła podbródek, w jej oczach zabłysły ogniki.

– Tak, i to przez dłuższą chwilę. Zadzwoniła na komórkę Dillona, kiedy on brał prysznic. – Popatrzyła na męża zwężonymi oczami, jakby prowokując go, żeby skomentował jej zachowanie.

– Rzeczywiście rozmawiała – przyznał gładko. – Po śmierci matki Claudia uciekła z domu. Mieliśmy wystarczająco dużo danych, żeby MAX wyszukał sześć spraw o podobnym profilu i w ten sposób natrafiliśmy na Paulinę Smollett. Wszystko pasuje.

Claudia sama ma kartotekę, porównaliśmy jej zdjęcie z fotografią Annie Bender, którą dała nam jej matka, Elsa. Obie dziewczyny są podobne jak dwie krople wody.

– Claudia Smollett miała dziewięć lat, kiedy zaczęła podkradać papierosy i alkohol z lokalnego sklepu – kontynuowała Sherlock. – Dwukrotnie wyrzucono ją ze szkoły, raz gdy przypaliła chłopca papierosem, a drugi raz gdy złamała koleżance rękę. Poza tym zwykłe szkolne występki: rzuciła książką w jedną nauczycielkę, zwymyślała inną, groziła jej matce. Była złym dzieckiem, które prawdopodobnie nigdy nie wyrosłoby na uczciwego człowieka, nawet gdyby jej matka nie umarła.

Spotkała Mosesa Grace kilka chwil po tym, jak zamordował bezdomnego. Upili się borbonem w motelu, a reszta to już historia. Claudia wymówiła słowo „burbon” z południowym akcentem i wydawało mi się, że spotkała Mosesa gdzieś na Południu. – Przerwała. – Ona nie ma osiemnastu lat, trzy tygodnie temu skończyła szesnaście.

Dix przeczesał palcami włosy.

– Jest mniej więcej w wieku Roba.

Savich skinął głową, bawiąc się jedną z poduszek leżących na sofie.

– To dziecko, zwariowane, nieposkromione dziecko – mruknął Savich. – Wygląda na to, że moja żona miała rację co do zamordowanego bezdomnego. Znaleźliśmy raport o śmiertelnym pobiciu mężczyzny na ulicy około ośmiu miesięcy temu w Birmingham w Alabamie. Policja nigdy nie znalazła napastnika, ale inny bezdomny zeznał, że widział jakiegoś starucha ubranego w zakrwawione bojówki, więc stawiam na Mosesa.

– Claudia mi powiedziała, że Moses nosi bojówki i glany – wyjaśniła Sherlock. – Poinformowaliśmy policję w Birmingham, przekazaliśmy im, co wiemy. Niestety nie mogli się nam niczym zrewanżować.

– Namierzyliście telefon, Dillon? Wiecie, gdzie byli? – dopytywała się Ruth.

– Mam dobrą i złą wiadomość – odparł Savich. – Claudia dzwoniła z telefonu na kartę pre – paid, który Moses kupił rano za gotówkę. Aktywował numer z publicznego telefonu na parkingu, więc nie mieliśmy zarejestrowanego właściciela, ale sygnał był głośny i wyraźny. Dzwonili z konkretnego miejsca i udało nam się ich zlokalizować co do metra.

– Gdzie byli? – spytał Dix.

– W restauracji Denny' ego na rogu Ósmej Alei i Pfeiffer Strett w Miltown w stanie Maryland. Mimo że lokalne gliny dojechały tam w mniej niż pięć minut, Mosesa i Claudii już nie było. Najwidoczniej Moses zostawił Claudię samą ze swoją komórką. Kiedy wrócił, ona wciąż ze mną rozmawiała. Słyszałam jego głos, był wściekły, że telefonowała, co oznacza, że wie, że możemy go namierzyć. Zniknęli stamtąd w mgnieniu oka. – Sherlock westchnęła. – Gdyby tylko siedział chwilę dłużej w toalecie, moglibyśmy teraz jeść z nimi kolację.

– A gdzie w tym wszystkim są dobre wieści? – zdziwiła się Ruth.

– Dobra wiadomość jest taka, że mamy dokładne opisy obojga, łącznie z czarnymi, starymi glanami Mosesa, a Claudia też nie starała się wtopić w tłum. Miała na sobie dżinsy biodrówki, obcisłą różową bluzeczkę i kurtkę ze sztucznego futra. Zrobili spore wrażenie na kelnerce, która powiedziała, że Claudia była ładna, ale zbyt mocno umalowana, a staruszek wyglądał, jakby spędził sto lat w palącym słońcu.

Ale najlepsze informacje pochodzą od kelnera, który palił na zewnątrz papierosa, gdy Claudia i Moses wychodzili z restauracji. On na nią wrzeszczał, machał jej telefonem przed nosem, po czym wepchnął do furgonetki.

Kelner obserwował Claudię, dopóki samochód nie zniknął mu z oczu. Pomachała do niego przez okno po stronie pasażera. Prawie wcale nie pamięta furgonetki, wydaje mu się, że to był ford, bardzo brudny, ale skoncentrował się na Claudii. Założę się o następną pensję, że jeszcze sporo z niego wyciągniemy.

– Nasz kelner jest umówiony na jutro rano na seans hipnozy z doktorem Hicksem w Quantico i my też musimy tam być – powiedział Savich. – Nie jestem pewien, czy uda nam się wrócić jutro wieczorem, zależy, co się pojawi. Moses nie jest głupi. Pewnie domyślił się, że ich zlokalizowaliśmy nawet przez telefon na kartę.

– Co oznacza, że wie, że rozmawialiśmy z ludźmi z restauracji, którzy ich widzieli – dokończyła Sherlock. – Teraz przez chwilę mogą się ukrywać. I tak do rana każdy wóz patrolowy w okolicy będzie miał zdjęcie Claudii.

Ruth zaklaskała w dłonie.

– Dillon nie mówił nam o tym wszystkim, kiedy dzwonił wcześniej. To fantastyczne, Sherlock. Jak tak dalej pójdzie, to sama rozwiążesz całą sprawę•

– Claudia chciała rozmawiać z Dillonem, Ruth – powiedziała Sherlock. – Tak naprawdę to chce uprawiać z nim seks. Dillon był zły, bo uważa, że jestem zbyt delikatna, żeby słuchać plugastw Claudii.

Obie kobiety popatrzyły na Savicha.

– Chodzi o coś więcej, Ruth, i Sherlock dobrze o tym wie.

– Aha – powiedział Dix, rozparł się na sofie i skrzyżował ramiona na piersi.

– Aha co? – spytał Savich, nie spuszczając wzroku z żony.

– Więc może wszystko sprowadza się do faktu, że chcesz ją chronić?

Sherlock popatrzyła na niego.

– Przed zwariowanym dzieckiem po drugiej stronie linii telefonicznej? Dillon nie ma prawa…

– Pewnie czułbym to samo, gdyby Ruth była moją żoną – wszedł jej w słowo Dix. – Taka już jest natura bestii, obie powinniście o tym wiedzieć. Instynkt.

Sherlock aż pokraśniała ze złości i Dix cieszył się, że Savich siedzi między nimi.

– Kobiety mają taki sam instynkt, panie macho. Dix odchrząknął.

– Cóż, cieszę się, że ustaliliśmy to bez rozlewu krwi. Popatrzcie tylko, która godzina! Ale późno!

Tylko Ruth się roześmiała. Zapadła cisza, którą znowu przerwała Ruth, opowiadając o popołudniu spędzonym z Gordonem Holcombe'em.

– Przeszukaliśmy centymetr po centymetrze jego biuro, dom i domek na wsi. Trzeba przyznać, że był skory do współpracy. Rozmawialiśmy nawet przez telefon z jego trzema byłymi kochankami, wszystkie są zdrowe i całe, a w czasie morderstw były poza Maestro.

– Jutro jeszcze raz porozmawiam z Gordonem. – Dix zmarszczył brwi i popatrzył na swoje dłonie. – Nie mogę pogodzić się z faktem, że dwie ofiary były jego kochankami. Może i opowiedział nam wszystko o studentkach, ale Helen nie była jedną z nich, prawda?

Загрузка...