Maestro, Wirginia
Piątek po południu
Dix i Ruth usłyszeli głos Cynthii Holcombe dobre piętnaście stóp od drzwi Tary. Dix przyłożył palec do ust, zszedł z brukowanej ścieżki i podszedł przez pokryty śniegiem trawnik do ściany domu.
– Jedyną osobą, na którą Cynthia wrzeszczy, jest Chappy. Założę się, że są w bibliotece. Zobaczmy, czy mam rację.
Na ołowianym niebie nie było śladu słońca, nad górami zbierały się ciężkie śniegowe chmury. Okno biblioteki było uchylone i głos Cynthii Holcombe dochodził do nich głośno i wyraźnie.
– Ty okropny, stary kutwo, ze mną jest wszystko w porządku i Tony nigdy się ze mną nie rozwiedzie! Od roku próbujemy dać ci wnuka! Przestań rozmawiać o tym z moją matką, ona o niczym nie wie. I jeszcze jedno, nie sypiam z innymi mężczyznami. Ile razy mam ci to powtarzać?
– Wie wystarczająco dużo, żeby powiedzieć mi, że nie lubisz dzieci. Co do mojego biednego syna, to jest bliski obłędu, powiedział, że go okłamujesz, bierzesz po kryjomu pigułkę i opowiadasz, jak bardzo chcesz zajść w ciążę.
– Nie biorę żadnej cholernej pigułki! Dlaczego wciąż wymyślasz takie bzdury? Jesteś aż tak znudzony? Może zajmiesz się swoim życiem? Albo przynajmniej idź pluć swoim jadem na kogoś innego.
– Twoja matka twierdziła, że nie mogę wierzyć w ani jedno twoje słowo, ona…
Usłyszeli brzęk roztrzaskującej się o ścianę szklanki, a potem śmiech Chappy'ego. Cynthia ledwo mogła złapać oddech, gdy wrzasnęła:
– Każdy, kto słucha mojej matki, zasługuje na to, co go spotyka, rozumiesz? Chcesz usłyszeć prawdę, staruchu? Zaczynam się zastanawiać, czy chcę mieć dziecko z twoim synem mięczakiem! Dziwię się, że on w ogóle może chodzić skoro nie ma kręgosłupa.' Pozwala, żebyś go rozstawiał po kątach, aż mam ochotę krzyczeć.
– O kurczę – powiedziała Ruth.
– Nie spodziewałem się tego – przyznał Dix. – Lepiej wejdźmy, zanim rozwali Chappy' emu wazon na głowie. Wtedy musiałbym ją aresztować, a ta perspektywa naprawdę mnie przeraża.
Ruth uśmiechnęła się szeroko do Cynthii, gdy ta otworzyła drzwi.
– Co do… Dix, cześć, Wejdźcie. Och, ty. Ciągle tu jesteś? Wybacz, ale nie pamiętam twojego imienia. Też jesteś jakąś policjantką, prawda?
– Tak, coś w tym rodzaju – powiedziała Ruth spokojnie.
– Agentka Ruth Warnecki. Dwa dni temu jadłyśmy razem lunch. Mówią, że najpierw traci się pamięć.
– Tak, też o tym słyszałam. Ale dlaczego miałabym chcieć cię pamiętać?
– Punkt dla ciebie.
– Ruth i ja słyszeliśmy twoją kłótnię z Chappym. Powinniście byli zamknąć okno w bibliotece.
Cynthia wzruszyła ramionami, wydawała się w ogóle nie przejmować sytuacją.
Dix ruszył prosto na nią, a ona odsunęła się w ostatniej chwili.
Skierował się w stronę biblioteki, Ruth u jego boku. Cynthia niechętnie podreptała za nimi. Dziwna to była biblioteka, pomyślała Ruth, rozglądając się dokoła po pokoju pełnym setek płyt CD pogrupowanych według rodzajów muzyki i opatrzonych tabliczkami: „jazz”, „blues” i trzy lub cztery nazwiska kompozytorów muzyki klasycznej. Jedynymi książkami były wielkie albumy, które zwykle wykłada się na stoliki do kawy. Dix wskazał Ruth sofę w kolorze burgundu, a sam zajął stuletnie krzesło wykładane jasnozielonym brokatem. Cynthia usiadła na przeciwko z taką miną, jakby wolała siedzieć w fotelu dentystycznym. Chappy' ego nie było w pokoju.
– Ty i Chappy przygotowaliście nowy materiał. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żebyście obrażali Tony'ego. Przykro mi, że do tego doszło, Cynthio.
– Ty nie jesteś jego żoną, Dix. Nie widzisz, jak się kuli, kiedy tylko Chappy zmarszczy brew. Nie potrafi sobie wyobrazić, że mógłby stracić stanowisko w banku, tak jakby to w ogóle było możliwe.
– Czym rzuciłaś w Chappy'ego?
– Jakąś głupią niebieską miską, którą ktoś mu przysłał z Chin.
– To była bardzo cenna miska z okresu Kangxi dynastii Qing wykonana około 1690 roku – powiedział Chappy, wchodząc do pokoju lekkim krokiem jak najszczęśliwszy człowiek pod słońcem. – Stłukła trzystuletnie dzieło sztuki, które kosztowało mnie więcej, niż wyniósłby jej rozwód z Tonym.
– Spodziewam się, że powtórzysz mu to, co powiedziałam – odezwała się Cynthia z wyrazem złości, frustracji i czegoś jeszcze, czego Dix nie potrafił nazwać, na twarzy. Przypomniał sobie misę, jaka była piękna. Na miejscu Chappy'ego dostałby szału.
– Miska była ubezpieczona? – spytał.
– Pewnie, ale komu zależy na pieniądzach?
Cynthia zerwała się na równe nogi, wymachując pięściami.
– Tylko to cię interesuje, Chappy, pieniądze i kontrola nad wszystkimi dokoła. Nie udawaj męczennika i ofiary. – Zwróciła się do Dixa. – On chce, żebym zniknęła z życia Tony'ego i wyjechała jak najdalej stąd.
Dix wzruszył ramionami.
– Więc dlaczego nie wyjedziecie razem z Tonym? Masz inne możliwości, Cynthio. Naprawdę chcesz wychowywać dziecko tutaj, w Tarze?
Cynthia wzruszyła ramionami.
– Nie, oczywiście, że nie, ale to, czego ja chcę, me ma znaczenia. Tony nie wyjedzie.
– Nie, mój syn nigdzie nie pojedzie – twierdził Chappy, po czym zwrócił się do Dixa i Ruth: – Jeśli ta harpia nie da mu dziecka, to może jechać gdzie pieprz rośnie, a po drodze jeszcze zerżnąć Gordona, jeśli ma ochotę.
– Nie sądzę, żeby Gordon miał na to czas – zauważyła Ruth.
– Ostatnio jest dosyć zajęty.
– Twister nigdy nie był tak zajęty żeby nie mieć czasu na seks. – Chappy wbił wzrok w swoje paznokcie. – Wiecie, że Gordon może wam powiedzieć, jakich perfum używa każda kobieta, taki ma nos? Zawsze mnie zadziwiał. – Potrząsnął głową. – Tony wybiera się na ten memoriał w Stanislausie, powiedział, że nie wyglądałoby dobrze, gdyby lokalni bankierzy nie złożyli wyrazów szacunku.
– My też idziemy – powiedział Dix.
– Cóż, ja nie. Po co miałbym iść? Założę się, że Twister tam będzie, z jakąś słodką laleczką u boku, która będzie ściskała go za rękę, jak się rozpłacze. Zawsze mnie wkurzało, że on potrafi płakać na zawołanie.
– Trzeba mieć choć trochę serca, żeby płakać, Chappy – powiedziała Cynthia głosem aż kapiącym od jadu.
Chappy zignorował synową i zwrócił się do Dixa:
– Zamkniesz Twistera w więzieniu?
– Zobaczymy.
– Gdybym myślał, że mówisz serio, załatwiłbym mu prawnika. – Chappy zatarł ręce. – Wtedy Twister nie miałby nic przeciwko temu, że ma w rodzinie kogoś z pełną kieszenią, prawda? Jak myślisz, Dix? Znalazłbym mu jakiegoś szykownego obrońcę. Może tego małego Shreka z Bostonu? Hm, powiedz Twisterowi, że się tym zajmę. – Wyszedł z pokoju, pogwizdując, ale w drzwiach obrócił się i pomachał do Ruth. – Znajdę nową wazę, tym razem może japońską. Hej, agentko Ruth, słyszałem, jak Twister zapraszał cię na kolację. Pójdziesz?
– Zależy, do jakiej restauracji mnie zaprosi – odpowiedziała gładko.
– Włóż spodnie – poradził Chappy. – To będzie twoja najlepsza obrona. – Wyszedł, depcząc po skorupach miski i nawet na nie nie patrząc.
– On jest nienormalny – powiedziała Cynthia. – Naprawdę, Dix, ten stary głupiec jest szalony. Wyobraź sobie, twierdzi, że biorę pigułkę, podczas gdy Tony i ja staramy się o dziecko. Oskarża mnie, że sypiam z Gordonem. Czy Chappy nie widział własnego syna? Tony jest bardzo przystojny, nie sądzisz?
– Przystojny i słaby?
– Pewnie nie powinnam była tego mówić, ale Chappy do prowadza mnie do takiego stanu, że nie wiem, co robię. Nit, chce puścić Tony'ego tylko dlatego, że on, jest jego jedynym biletem do nieśmiertelności, teraz, kiedy Christie odeszła… – Cynthia wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok od Dixa.
– Ona nie odeszła, Cynthio, nie pojechała na przedłużone wakacje. Nie żyje i ty dobrze o tym wiesz.
Cynthia wzruszyła ramionami.
– Tak, pewnie tak..
– Tak jak powiedziałem, oboje z Tonym powinniście wyprowadzić się z tego domu, jak najdalej od Chappy'ego.
– Tyle że ja naprawdę nie chcę wyjeżdżać z Tary. Może Chappy wkrótce kopnie w kalendarz i Tony odziedziczy to wszystko.
– Nie liczyłbym na to. Ja mu daję jeszcze jakieś dwadzieścia lat. Powinniście przeprowadzić się z Tonym do Richmond. On mógłby stanąć na czele tamtejszego banku, do oddziału w Maestro zatrudniłby menedżera, którego Chappy mógłby torturować do woli. A gdy kiedyś Chappy umrze, wrócicie do Tary, jeśli będziecie mieli ochotę.
Cynthia podeszła do okna, rozsunęła ciężkie, brokatowe zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Do pokoju wpadło zimne powietrze. Zamknęła okno i powiedziała przez ramię:
– Tony boi się wyjechać, obawia się, że sobie nie poradzi, że Chappy go wydziedziczy.
Wzruszyła ramionami.
– Christie potrafiłaby namówić go do wyjazdu, ale ja nie umiem. Tak bardzo bym chciała, żeby ona żyła, Dix, tęsknię za nią.
– Wydawało mi się, że niezbyt ją lubiłaś, kiedy żyła, Cynthio. Skąd ta zmiana?
– Chyba zmądrzałam. – Odwróciła się od okna i przecięła bibliotekę. – Przyszliście na lunch? Pani Goss nic mi nie mówiła.
– Nie, nie przyszliśmy na lunch. Przede wszystkim chciałem zadać ci kilka pytań na temat rozkładu zajęć Chappy'ego w zeszły piątek wieczór.
Wielkie nieba, to wtedy, kiedy znalazłeś Ruth, prawda? Wiem tylko, że Chappy wrócił późno. Co on wam powiedział?
– Że był w domu, pracował w swoim gabinecie. A Tony? Gdzie on był?
– Zajmował się uszczęśliwianiem mnie, przynajmniej od około dziesiątej wieczorem. Domyślam się, że cały dzień spędził w banku. Zwykle tak robi. Po kolacji wyszedł na kilka godzin. Nie powiedział, dokąd idzie, a ja nie pytałam. Kiedy wrócił, miał pod pachą butelkę szampana, a na twarzy szeroki uśmiech. Chciał od razu ze mną być, więc poszliśmy na górę do lóżka. Pamiętam, że Chappy był w domu, bo około jedenastej zapukał do drzwi naszej sypialni i chciał wiedzieć, co robię jego synowi. Cieszyłam się, że zamknęłam drzwi na klucz, to nie był pierwszy raz, kiedy nam przeszkadzał.
Dix nie sądził, że Chappy był zainteresowany seksem, odkąd wiele lat temu zmarła jego żona.
– Pewnie chciał wam dokuczyć. Tony nie powiedział ci, gdzie był po kolacji?
– Pewnie wrócił do banku. Robi, co może, żeby nie spotyka/ się z ojcem. Pokłóciłam się wtedy z matką przez telefon i byłam wściekła, nie zwracałam na nikogo uwagi. – Ziewnęła. – Kłótnie z Chappym zawsze mnie wyczerpują. Chyba pojadę do Richmond na zakupy, to pomoże mi zapomnieć.
– Nie wybierasz się na koncert ku pamięci Erin? – spytała Ruth.
Przecież nie znałam jej tak dobrze, prawda? – Cynthia znów ziewnęła i wstała.
– Nie wiem, po co w ogóle zawracam sobie tym głowy – powiedział Dix, gdy kilka minut później szli do range rovera.
– O tak, Tony pracował w piątek do późna, potwierdził to strażnik, a pracownicy i jego sekretarka powiedzieli, że był w banku przez cały dzień. Co do Chappy'ego, pani Goss twierdzi, że w ciągu dnia go nie było, ale nie wie, dokąd poszedł. On nigdy nikomu się nie tłumaczy. Sam go o to spytam.
– Są jakieś nowiny z Richmond na temat osoby, która wynajęła Dempseya i Slatera, żeby mnie zabili?
– Nic nowego ani od tamtejszej policji, ani od agentów. Zadzwonię do detektywa Moralesa, może obiecam, że zjesz z nim kolację, jeśli coś odkryje. Lubisz włoską kuchnię, prawda?
Ruth błysnęła zębami w uśmiechu.
– Musiałabym rzucić monetą, Dix, czy wybrać twoją potrawkę czy spaghetti Bolognese.
Uroczystość ku pamięci Erin Bushnell odbywała się w dużym audytorium w Gainsborough Hall. Wokół sceny ułożono tuzin ozdobnych wieńców, a z sufitu zwisało ogromne, kolorowe zdjęcie Erin grającej na skrzypcach. Wyglądała na nim bardzo młodo, pomyślała Ruth.
Audytorium było wypełnione po brzegi. Dix był pewien, że przyszli wszyscy studenci i profesorowie, zauważył też wielu miejscowych. Goście, którzy nie znaleźli miejsc siedzących, tłoczyli się pod ścianami lub siedzieli na schodach.
Wszyscy przyglądali się jemu i Ruth, niektórzy patrzyli na nich spod zmarszczonych brwi, inni witali się serdecznie. Rodzice Erin sprawiający wrażenie konserwatywnych, bladzi i milczący, wciąż nie mogli pogodzić się z okrutną śmiercią córki. Dix spotkał ich już wcześniej, gdy tylko przyjechali, złożył im kondolencje. Sam stracił żonę, ale nie potrafił sobie wyobrazić, jak czuje się człowiek po utracie dziecka. Pomyślał o Rafie i Robie i poczuł, jak serce mu się ściska w piersi.
Jeśli to będzie od niego zależało, Bushnellowie nigdy nie dowiedzą się, co dokładnie stało się z ich córką. Oszołomiona lekami i zakłuta nożem – to wystarczająco okropne, bez makabrycznych szczegółów. Dix mógł mieć tylko nadzieję, że nikt z szóstki ludzi, którzy znali całą prawdę, nic im nie powie.
Przez całą uroczystość przyglądał się siedzącym wokół ludziom i wiedział, że Ruth robi to samo. Wygłoszono sześć mów pochwalnych, Gloria Stanford mówiła wzruszająco i pięknie, a Gordon wyglądał, jakby ostatnim wysiłkiem woli powstrzymywał się od łez. Prezbiteriański ksiądz skupił się na opatrzności bożej i wzywał do wiary w to, że Bóg nie pozostawi śmierci Erin bez kary, co znalazło szeroki oddźwięk wśród sześciuset słuchaczy.
Dix widział, że Tony i Gloria Stanford siedzieli po obu stronach Gordona, Gloria trzymała go za rękę. Zobaczył też Miltona Beana z „Mestro Daily Telegraph”.
Nikt nie zachowywał się podejrzanie. Tak naprawdę Dix czuł, że umysł odmawia mu posłuszeństwa. Był zmęczony patrzeniem na wszystkich jak na potencjalnych podejrzanych i mimo że ubolewał nad śmiercią Erin, miał dosyć słuchania, jak wychwalano ją pod niebiosa.
Pomyślał o Helen, jej ciało koroner wydał bratu, który w końcu zgodził się na wyprawienie uroczystości w Stanislausie w przyszłym tygodniu i o starym Walcie, nie na tyle ważnym, by urządzać mu oficjalne wspominki, pochowanym już na dwustuletnim cmentarzu w Coyote Hill. Dix był zaskoczony, widząc na pogrzebie sporą grupkę mieszkańców, prawdziwych przyjaciół Walta. Staruszkowi byłoby miło.
Po uroczystości Dix zatrzymał się w kwiaciarni i kupił bukiet goździków, po czym razem z Ruth pojechali na cmentarz, żeby odwiedzić grób Waha McGuffeya. Dix przyklęknął na jedno kolano i położył bukiet w głowach.
– Zamówiłem tablicę, powinna być gotowa w przyszłym tygodniu.
– Przyszłabym z tobą wczoraj na pogrzeb, gdybyś tylko mnie poprosił – powiedziała Ruth.
– Rozmawiałaś z Waszyngtonem, nie chciałem ci przeszkadzać. Poza tym jesteś zmęczona, Ruth, oboje jesteśmy. Dużo przeszłaś. Zimno tu, nie chcę, żebyś się rozchorowała. Wracajmy do domu.
Skinęła głową, chociaż uderzył ją sposób, w jaki powiedział „dom” – jakby należał do nich obojga. To było dziwne i trochę przerażające, ale poczuła się z tym dobrze. Mieszkała z tym mężczyzną i jego dziećmi od tygodnia i z każdym dniem ta sytuacja wydawała się jej bardziej naturalna. Dix był szlachetnym człowiekiem i bardzo się troszczył – przede wszystkim o synów, ale też o swoje miasto, o to, żeby postępować tak, jak powinien. Nie chciała zastanawiać się nad tym, jak jego wielkie, wysportowane ciało wyglądało w tych obcisłych dżinsach.
Miała ochotę porozmawiać z nim o Christie, ale wiedziała, że to nie jest odpowiednia chwila. Jeszcze nie. Może i nie znała go długo, ale w głębi duszy była przekonana, że jeśli Christie była choć trochę podobna do niej, nigdy nie zostawiłaby Dixa ani chłopców. Nie z własnej woli. Christie Noble musiało spotkać coś strasznego i wszyscy o tym wiedzieli.
Gdy wracali do samochodu, Dix czuł na sobie spojrzenie Ruth, ale nie widział jej oczu ukrytych za lustrzanymi szkłami ciemnych okularów. Usiadła na siedzeniu pasażera otulona w czarną skórzaną kurtkę, z fioletowym szalikiem na szyi i naciągnęła na uszy wełnianą czapkę w tym samym kolorze. Dix zauważył, że na stopach ma własne skarpetki, nie te ciepłe, które pożyczył jej Rafe, i podkręcił ogrzewanie.