Rozdział 15

Savich posypał solą kolbę kukurydzy, wgryzł się w nią i westchnął z zadowoleniem.

– Rob, bardzo nam się podobał ten bałwan, którego zrobiliście na środku Stumptree Lane. I jeszcze ta marchewka. Niejeden samochód musiałby stanąć. Twój ojciec rozjechał go range roverem i pewnie zjadłby marchewkę, gdyby nie była zmarznięta.

Chłopcy wymienili spojrzenia, a Rob odchrząknął.

– To nie tylko my, tam było mnóstwo dzieciaków ze szkoły – powiedział, zerkając na ojca. – Więc nie możesz winić tylko nas. Skończyliśmy szkołę o trzeciej i nie mieliśmy ochoty na sanki. Śnieg na Breaker's Hill jest już do niczego.

– Chcecie jeszcze po hotdogu? – spytał Dix, a obaj chłopcy skinęli głowami, uśmiechając się z ulgą.

– Nie jesteś zły, tato? – upewnił się ostrożnie Rob. – Nie dasz nam szlabanu?

– Ziemia do taty – powiedział Rafe, pstrykając palcami.

– Słucham? Och, przepraszam, pamiętam, że kiedyś w Queens zrobiliśmy to samo i policjant zabrał nas na posterunek, żeby napędzić nam stracha. Tata sprał mi tyłek. Wiecie, chłopcy, jeszcze nie jesteście na to za duzi.

– Jesteśmy, tato – zaprotestował Rob. – Poza tym ty zawsze tak mówisz i nigdy tego nie robisz. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jeśli naprawdę chcesz dać nam nauczkę, to może zamknij nas na noc w więzieniu? To byłaby odpowiednia kara, prawda?

Dix wzniósł oczy do góry.

– Mieliście szczęście, że ja pierwszy natknąłem się na waszą śnieżną barykadę i ją rozjechałem.

– Mieliśmy dzisiaj klasówkę z „Otella”, tato – powiedział Rafe. – Chyba nieźle mi poszło. Myślę, że odpowiedziałem dobrze na wszystkie pytania.

– To świetnie – pochwalił go Dix. – Mówiłem ci, że odziedziczyłeś umysł po matce.

– No, tak, a gdybym dostał co najmniej czwórkę z minusem, to czy mógłbym przyjąć tę pracę w sklepie żelaznym pana Fultona?

Zadzwoniła komórka Dixa i poszedł ją odebrać, a kiedy wrócił, wycelował palec w Rafe'a.

– Żadnej pracy, dopóki nie będziesz miał co najmniej czwórki z biologii i angielskiego, tak jak się umawialiśmy. Nie czwórki mniej, tylko pełnej, solidnej czwórki. Za trzy tygodnie koniec semestru, więc masz jasno określony cel. I żadnych jęków. Sherlock i Savich mają syna młodszego od was i nie musimy im pokazywać, co ich czeka.

– Nie jesteśmy tacy źli, agencie Savich – zapewnił Rob. – Tata tylko tak udaje.

Rafe posłał bratu ostre spojrzenie, po czym nachylił się ze wzrokiem wbitym w twarz ojca.

– Słyszeliśmy, że znaleźliście zamordowana studentkę w Jaskini Winkela. Wszyscy o tym mówią, najpierw ci dwaj faceci, którzy próbowali zabić Ruth, a teraz ta dziewczyna. Co się dzieje, tato?

– Tak, znaleźliśmy ciało w Jaskini Winkela. To nie był przyjemny widok.

– Dobrze, że masz agentów specjalnych FBI do pomocy – powiedział Rob.

– To prawda – odparł Dix oschle. – Doskonale.

– Czy pan ciągle widuje trupy, agencie Savich? – spytał Rob.

– Nie, nie ciągle. Tak naprawdę większość czasu spędzam, pracując na komputerze, nazywa się MAX. Przez te wszystkie lata wytropiliśmy całkiem sporo bandytów.

– Za to my – odezwała się Sherlock – agent Warnecki i ja mamy nosy jak psy myśliwskie. Pokazują nam trop, a my trafiamy do przestępców jak po sznurku.

– Tato, to trochę przerażające – powiedział Rafe. – Co się stało tej dziewczynie?

Niektórych sekretów nie wolno mi zdradzać, chłopcy. Nie chcę, żeby media poznały wszystkie szczegóły.

– Ale…

Dix potrząsnął głową.

– Mam parę pytań do Ruth w sprawie poszukiwaczy skarbów. Czy mają jakieś kluby, biuletyny czy coś w tym stylu?

Skinęła głową, bardziej w stronę chłopców niż szeryfa.

– Tak, mają to wszystko. Słyszeliście kiedyś o skarbie zakopanym na farmie Snow Hill, milę na południe od New Baltimore, tu, w Virginii?

Chłopcy, którzy jeszcze przed chwilą leżeli rozparci na krzesłach, teraz usiedli prosto i wpatrzyli się w Ruth. Rafe oparł brodę na ręku.

– Srebrne monety – ciągnęła. – I złote, wycenione na jakieś sześćdziesiąt tysięcy dolarów.

– Kto go zakopał? – spytał Rafe. – Ty go znalazłaś?

– Szkocki pirat, William Kirk, zakopał go w latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku. Ale kiedy zmarł, po skarbie nie było ani śladu i wdowa po nim sprzedała farmę pułkownikowi Williamowi Edmondsowi, którego potomkowie wciąż są właścicielami Snow Hill. Ludzie szukali przez te wszystkie lata, ale nikt nie natrafił na żaden ślad oprócz kilku osiemnastowiecznych monet.

– Ja bym znalazł cały – powiedział Rafe – a nie tylko jedną czy dwie głupie monety.

Rob uderzył brata w ramię.

– Nie ma żadnego skarbu, głupku. To legenda, inaczej ktoś już dawno by go wykopał.

– Ale o to właśnie chodzi w poszukiwaniu skarbów – powiedziała Ruth, zniżając głos. – Czasami zastanawiasz się, skąd się wzięło całe to gadanie. Dwa wieki temu stary facet w tawernie wymyślił tę historię, żeby dostać za darmo kufel piwa? A czasem się zastanawiasz, czy to nie magia. I kiedy zaczynasz tak myśleć, jesteś gotowy. Jedziesz do hrabstwa Fauquier, czytasz testament Williama Kirka, który wciąż tam jest, i dowiadujesz się, że zostawił żonie nie tylko wielką posiadłość, ale i mnóstwo gotówki. Gdzie ona jest?

– Jego żona nie wiedziała, że mąż był piratem? – zdziwił się Rafe. – Wszyscy wiedzą, że piraci ukrywają złoto, jak kapitan Kidd na Long Island. Nie powinna była sprzedawać farmy, głupia była.

Ruth uśmiechnęła się.

– Może. A może tak jak Rob nie wierzyła w żaden skarb. A może wierzyła, tylko nie mogła go znaleźć.

– Znacie Ruth dopiero trzy dni – odezwał się Dix – ale chyba już widzicie, że dobry poszukiwacz skarbów musi mieć jedno: wiarę. Musi być wiecznym optymistą i być przygotowanym na liczne rozczarowania.

Ruth popatrzyła na niego, wygodnie usadowionego na krześle, z palcami splecionymi na płaskim brzuchu i podwiniętymi do łokcia rękawami.

Zaczęła coś mówić, ale głos odmówił jej posłuszeństwa i musiała odchrząknąć.

– Mniej więcej o to chodzi – przyznała.

– Myślisz, że złoto wciąż tam jest, Ruth? – chciał wiedzieć Rob.

Skinęła głową.

– O, tak, na pewno. Myślę, że zostało ukryte w skórzanych woreczkach, z których kilka pękło i monety się wysypały. Ale skarb wciąż tam jest i czeka.

Dix wstał.

– No to pora na ciasto marchewkowe z delikatesów Millie.

Weźcie po kawałku, chłopcy, a potem do lekcji. Mamy sporo pracy.

Rob zatrzymał się na pierwszym stopniu schodów wystarczająco długo, żeby powiedzieć Ruth, że Billy McCleland naprawił okno w jego sypialni.

– Żadnych więcej przeciągów – obiecał.

Kiedy chłopcy nie mogli ich już słyszeć, czworo dorosłych przeszło z kubkami kawy i herbaty do salonu. W domu było ciepło i cicho, słychać było tylko pochrapywanie Brewstera ułożonego na kolanach Ruth.

– A zatem, Dix – zaczął Savich – mówiłeś, że kiedy Ruth została przyjęta do szpitala w Louden, lekarz zrobił jej badania toksykologiczne. Masz już wyniki?

Dix skinął głową.

Właśnie dzwonił. Zbadał resztki próbek twojej krwi, Ruth. Miałaś w krwioobiegu ten sam narkotyk, co Erin Bushnell: BZ.

– Wiem tylko, że tak nazywał się gaz, którego używali w Wietnamie, żeby upośledzić system nerwowy – powiedziała Sherlock. – Czy lekarz powiedział coś więcej, szeryfie?

Dix uśmiechnął się.

– Zanim ugotowała się kukurydza, wrzuciłem tę nazwę w Google i wydrukowałem kilka artykułów, będziesz je mogła później przejrzeć. Oficjalnie ta substancja nazywa się quinuclidinyl benzilate, ale z oczywistych powodów ogólnie jest znana jako BZ. To przejrzysty i bezzapachowy gaz, zwykle w aerozolu, wynaleziony na potrzeby wojska w latach sześćdziesiątych. Działa dosyć szybko, powoduje wzrost ciśnienia, zaburzenia widzenia, upośledza koordynację. Należy do tak zwanych psychochemikali, upośledza jednocześnie percepcję i umysł, powoduje halucynacje, dezorientację, zaburza pamięć aż do bezwładu.

Jednak BZ nie okazało się przydatne na wojnie, bo jego efektów nie dało się przewidzieć, były różne – od paniki do agresji, która powodowała, że żołnierze ruszali do ataku, nie zważając na własne bezpieczeństwo.

Rosjanie używali gazu podobnego do BZ w latach osiemdziesiątych przeciwko afgańskim guerrillas i wyobraźcie sobie, że możliwe, iż wpuścili ten gaz do teatru w czasie tego kryzysu z zakładnikami w Moskwie, i to w dużym stężeniu, bo zmarły setki ludzi.

– Ale Erin jeszcze żyła, kiedy została dźgnięta – zauważyła Sherlock.

– Tak, ale w jej krwioobiegu było mnóstwo tej substancji, dużo więcej niż w twoim, Ruth. Z tego, co nam powiedziałaś, jak przerażona byłaś w tej pieczarze i co sobie wyobrażałaś, aż boję się myśleć, przez co przeszła Erin Bushnell.

Ruth przeciągle wypuściła powietrze.

– Więc chyba nie zwariowałam. Ale skąd można zdobyć taki gaz?

Dix wzruszył ramionami.

– Lekarz sądowy powiedział, że takie chemikalia można zdobyć od kompanii farmaceutycznych albo przez Internet. Najwidoczniej ma jakieś legalne zastosowanie w badaniach. Jest dosyć rzadko spotykany, ale raczej nie mamy co liczyć, że dzięki źródłu BZ zidentyfikujemy naszego mordercę.

Savich skinął głową.

– Skoro ty dostałaś mniejszą dawkę, Ruth, to pewnie wchłonęłaś resztkę gazu, która została po Erin. Może wrócił, żeby obejrzeć swoje dzieło, i zobaczył ciebie, przerażoną, może nieprzytomną. Uderzył cię w głowę albo znalazł cię już ranną i wyniósł stamtąd.

– Ale dlaczego po prostu mnie nie zabił i nie zostawił z Erin? – Bo to był jej grobowiec, Ruth, nie twój – powiedział wolno Savich. – Tylko jej.

– To by było naprawdę chore, Dillon.

– Tak, to prawda.

Sherlock pochyliła się do przodu, balansując filiżanką na kolanie.

– Myślisz, że ten pomysł z grobowcem ma coś wspólnego z balsamowaniem?

– Doktor Himple powiedział, że on nie do końca ją zabalsamował. Powiedział, że to najdziwniejsza rzecz, jaką widział w życiu. Spróbuję wam to wyjaśnić. – Dix wyjął z kieszeni koszuli kartkę i studiował ją przez chwilę. – No więc, kiedy w domu pogrzebowym balsamują ciało, robią małe nacięcia na tętnicy szyjnej i na żyle szyjnej, wsuwają rurkę do tętnicy i wpompowują płyn balsamujący, a przez żyłę szyjną wypompowują krew. Potrzeba jakichś trzech galonów płynu balsamującego, żeby kompletnie odkazić i zakonserwować ciało. W otwory ciała wlewają też inny płyn, mieszankę aldehydu mrówkowego, metanolu, etanolu i innych rozpuszczalników.

Ale nasz morderca nie dokończył zadania. Zrobił małe nacięcia na tętnicy i żyle szyjnej, wpompował galon płynu balsamującego, upuścił trochę krwi i skończył.

– Więc albo nie zna dokładnie procedury – powiedziała powoli Sherlock, wpatrując się w kominek – albo odprawił rytuał, który wystarczył mu do osiągnięcia satysfakcji.

Savich skinął głową.

– Tak i upozował ją. Pewnie potraktował to jako element ceremonii i odprawił z powagą, a nawet z czcią. Może chciał, żeby ciało było w dobrym stanie, zanim je gdzieś pochowa.

– Nie podoba mi się to – mruknął Dix. – Rytuał? Przypuszczałem, że facet mógł to zrobić już przedtem, ale miałem nadzieję, że będziecie mieli inne zdanie.

– Nie wiemy na pewno, Dix, ale wszystko na to wskazuje – powiedziała Ruth. – Czy doktor.Himple powiedział ci, czy nacięcia zostały zaszyte?

– Nie, chyba nie. Ale wspomniał, że na ranie w piersi nie było krwi, została wytarta do czysta.

– Następny element rytuału – uznała Ruth. – Dobrze się przyłożył. Dix, czy w Maestro są jakieś domy pogrzebowe?

– Oczywiście. Tommy Oppenheimer jest dyrektorem domu pogrzebowego Pola Spokoju na Broadmoor Street. Jest mężem mojej policjantki, Penny. Porządny facet, trochę nerwowy i nadopiekuńczy wobec Penny, ale w porządku. Spytam go, czy ktoś dowiadywał się czegoś o balsamowaniu albo czy nie słyszał, że ktoś z branży nie ma albo nie zwolnił ostatnio jakiegoś dziwnego pracownika.

– Na twoim miejscu poleciłabym doktorowi Himple, żeby zagroził swoim pracownikom poważnymi konsekwencjami, jeśli którykolwiek z nich szepnie o balsamowaniu – poradziła Sherlock.

Dix potrząsnął głową.

– Niewiarygodne, że ten świr naprawdę ją zabalsamował. Jej rodzice nigdy nie mogą się o tym dowiedzieć.

– Powinieneś sam porozmawiać z technikami, Dix – powiedziała Sherlock. – To powinno uciszyć ich na dłużej, zwłaszcza jeśli zaznaczysz, jak ta wiadomość podziałałaby na jej rodziców. Dillon, poszukamy w MAX – ie wiadomości o balsamowaniu i sprawdzimy, czy już gdzieś pojawił się taki modus operandi.

Dix wyprostował plecy i skrzyżował nogi w kostkach.

– Kiedy wyjeżdżałem z Nowego Jorku, myślałem, że zostawiłem cały ten obłęd za sobą. Chyba się myliłem. Gdyby Ruth nie poszła do Jaskini Winkela akurat tamtego dnia, Erin Bushnell po prostu zniknęłaby na zawsze. Nikt nie miałby pojęcia, co się z nią stało: czy wyjechała, nie mówiąc nikomu ani słowa, a może uciekła z jakimś facetem, którego nikt nigdy nie widział czy… czy ktoś ją porwał? – Zamilkł, wbił wzrok w podłogę, a dłonie zacisnął w pięści. Ruth zobaczyła, że był bardzo blady. Coś tu było nie tak. I nagle wiedziała.

– Dix, co się stało z twoją żoną, Christie?

Dix nie odpowiadał przez bardzo długi czas, nie poruszył się ani nie podniósł wzroku.

– Moja żona… Christie… zniknęła prawie trzy lata temu.

– I nie wiesz, co się z nią stało?

Potrząsnął głową.

. – Po prostu pewnego dnia zniknęła, jak Erin Bushnell, gdybyś ty się nie pojawiła. Przeprowadziliśmy drobiazgowe śledztwo, zrobiliśmy wszystko, co w ludzkiej mocy, ja nawet wynająłem prywatnego detektywa z Chicago, ale nikt nigdy nie odkrył żadnego śladu, żadnej poszlaki, nic. Przez prawie trzy lata.

Popatrzył na Savicha i Sherlock.

– Od chwili, w której Ruth znalazła Erin Bushnell, zadaję sobie pytanie, czy to właśnie spotkało Christie.

Savich odchrząknął i zerknął na żonę.

– Nie potrafię sobie wyobrazić życia w takiej niepewności, z bólem niewiedzy. Tobie i chłopcom musiało być naprawdę ciężko. Ale świetnie sobie z nimi poradziłeś. I powiem ci prawdę: myślałbym tak sarno jak ty, gdyby chodziło o Sherlock. Ale tak naprawdę myślę, że to wielce nieprawdopodobne, żeby zniknięcie Christie miało cokolwiek wspólnego z morderstwem Erin Bushnell.

Ruth poczuła palące ją w gardło łzy, przełknęła i uśmiechnęła się do szeryfa.

– Dix, czy już ci mówiłam, jak bardzo się cieszę, że porzucili mnie w twoim lesie? Inaczej nigdy nie poznałabym twoich chłopców i nie miałabym okazji, żeby wybielić wasze bokserki.

Roześmiał się cicho i Ruth pomyślała, że dobrze to słyszeć.

Pomagając Sherlock włożyć kurtkę, Savich powiedział:

– Mamy do czynienia z bardzo niezrównoważonym indywiduum, ale jednocześnie na tyle normalnym, żeby posłać za tobą tych dwóch mężczyzn. Wszyscy musimy być bardzo ostrożni, a zwłaszcza ty, Ruth. Już raz usiłował cię zabić i może spróbować jeszcze raz.

– Ale jaki miałby mieć teraz powód? – spytała Ruth. – Znaleźliśmy jaskinię, w niej Erin, a ja powiedziałam wam wszystko, co wiem. Dlaczego miałby zadzierać z agentką FBI?

Savich ma rację – przyznał Dix – a ty, Ruth, myślisz logicznie. Obawiam się, że nie możemy powiedzieć tego samego o kimś, kto wpompował w ciało Erin płyn do balsamowania. Tak naprawdę w ogóle nie możemy być pewni jego następnego kroku.

– To pocieszające – uznała Ruth.

– Savich, jakie są szanse, że specjaliści od profili FBI się tym zajmą? – spytał Dix.

– Rano zadzwonię do Steve'a.

Po wyjściu Savich i Sherlock Dix odprowadził Ruth do sypialni Roba. Zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami pokoju Rafe'a i nasłuchiwał.

– Jest za cicho – mruknął. – Zwykle słyszę chrapanie przynajmniej jednego.

Ruth położyła mu lekko dłoń na ramieniu.

– Jest mi bardzo, bardzo przykro z powodu Christine. Uważasz, że nie żyje, prawda?

Skinął głową.

– Wiem, że nie żyje. Christie nigdy nie zostawiłaby mnie i chłopców. Nie z własnej woli. Ktoś ją porwał i zabił. Tyle że ja nie wiem kto.

Ruth nie miała nic do powiedzenia, więc po prostu przytuliła się do niego i długo trzymała w objęciach. W końcu się odsunęła, z dłonią wciąż na jego ramieniu.

– Myślisz, że to niebezpieczne, żebym dzisiaj tutaj spała? Usłyszał w jej głosie nutkę lęku i potrząsnął głową.

– Myślę, że wyszłabyś cało z największej bójki w barze, agencie specjalny. Ale nie zamierzam więcej ryzykować bezpieczeństwa twojego i chłopców. Moi ludzie będą nas pilnować i sprawdzać dom co godzinę, więc niczym się nie martw.

Skinęła głową.

– Jutro muszę zabrać trochę ubrań, Dix. Rob potrzebuje swoich rzeczy.

– Nie ma sprawy – powiedział i odwrócił się. Stanął jednak na chwilę i popatrzył na nią.

– Wszystko w porządku, Ruth?

– Pewnie, nic mi nie jest. Wszystko w porządku, Dix?

Nic nie powiedział, tylko skinął głową.

Kiedy leżał już w łóżku i słuchał znajomych odgłosów nocy, zastanawiał się, co się stało z tym małym spokojnym miasteczkiem. I myślał o Christie. Nigdy wcześniej nie mówił o niej tak jak dziś wieczorem, ale w jakiś sposób poczuł się lepiej, bardziej otwarty na życie, ból nieco osłabł. Wciąż na biurku w pracy miał zdjęcie Christie, ona z chłopcami, zrobione na miesiąc przed jej zniknięciem. Patrzył na nie każdego dnia i każdego dnia zastanawiał się, co się z nią stało.

Загрузка...