Wrócili do domu parę minut przed szóstą. Gdy Dix otwierał drzwi, zadzwoniła komórka Ruth i ona odwróciła się, żeby ją odebrać. Rozłączyła się po kilku minutach. – Dzwoniła Sherlock. Wszystko zaczyna się układać. Zostaną z Dillonem w Waszyngtonie, chyba że będą nam potrzebni. Powiedziałam jej, że świetnie sobie radzimy.
Dix pośpiesznie otworzył drzwi, bo słyszał, jak Brewster wściekle drapie w drewno pazurami.
– Brewster, poczekaj! Pamiętaj, Ruth, jeśli na ciebie skoczy, trzymaj go z daleka.
– Nie, Brewster nie nasiusiałby na kogoś, kto nakarmił go hot dogiem.
Dix otworzył drzwi, a Ruth złapała Brewstera w objęcia.
Przytuliła psiaka mocno, śmiejąc się i całując go po mordce, a on ani na chwilę nie przestał szczekać i machać ogonem.
– Och, rety – powiedziała. – Brewster, jak mogłeś?
Psiak popatrzył na nią i polizał po brodzie.
– Jutro zaniesiemy twoją kurtkę do pralni. Wiem z doświadczenia, że potrafią pozbyć się tego zapachu. I nie będzie plam na skórze.
Ruth roześmiała się.
– Ty mały niewdzięczniku, czego więcej ode mnie chciałeś? Bułki do hot doga? A może musztardy?
– Poczekaj, musisz ją zdjąć – powiedział Dix, przyciągnął Ruth do siebie – Brewster wciąż dziko szczekał między nimi – i pocałował ją.
Odsunął się niemal natychmiast.
– Przepraszam, nie miałem zamiaru… Nieprawda, miałem. Wyjął psiaka z jej rąk, uściskał go i postawił na podłodze. Ku jego zaskoczeniu Brewster nie poczuł się urażony, patrzył na nich z łebkiem przechylonym na jedną stronę i machał ogonem.
Ruth nie mogła dojść do siebie. Przełknęła ślinę, odchrząknęła…
– Cóż, mnie też nie jest przykro. Tak naprawdę ja…
– Tato!
– Co to za zapach? Och, Brewster cię dopadł, Ruth?
– Niestety, Rafe. Cześć, chłopaki. Co robicie na kolację?
Rafe i Rob wymienili spojrzenia.
– W sumie to czekaliśmy na was.
– Pizzę – powiedział Rob. – Zaraz mogę włożyć mrożoną pizzę do piekarnika.
– Chcecie powiedzieć – zaczęła powoli, przenosząc wzrok z jednego chłopca na drugiego – że zwalacie całą robotę na tatę? – Czasami różne panie przynoszą nam jedzenie.
– Robimy pranie i sprzątamy nasze pokoje.
– Tak naprawdę to tata nie musi ciągle gotować. Bardzo chętnie będziemy częściej jeść pizzę.
– Upiekę rybę i ziemniaki – powiedział Dix. – Rob, Rafe, macie godzinę na skończenie lekcji.
Dobrze, tato.
– Ja nie mam nic zadane.
I ja mam w to uwierzyć. Obaj marsz do pokojów i macie się uczyć. Żadnej telewizji ani słuchawek na uszach.
– Tato?
Dix usłyszał w głosie Rafe' a jakąś dziwną nutę. Zastanawiał się, czy chłopcy widzieli, jak pocałował Ruth. Wolałby, żeby nie widzieli, było jeszcze za wcześnie.
– O co chodzi, Rafe?
Rafe rzucił spojrzenie bratu, po czym wbił wzrok w swoje trampki.
– Pani Benson, moja nauczycielka matematyki, płakała dzisiaj w szkole. Wiesz, przez tych wszystkich zamordowanych ludzi.
Dix podniósł Brewstera, schował go za pazuchę i przytulił obu chłopców do siebie.
– Wiem, że jest wam ciężko i możecie być pewni, że ani Ruth, ani mnie też nie jest lekko. Wczoraj powiedziałem wam wprost: złapię tego, kto popełnił te morderstwa, obiecuję wam.
Rafe spróbował się uśmiechnąć.
– Do wtorku. – Ukrył twarz na ramieniu ojca. – Powiedziałem tak pani Benson, a ona odpowiedziała, że ma taką nadzieję, bo głosowała na ciebie.
– Czy jest coś jeszcze, o czym chcecie porozmawiać? – spytał Dix, powoli przenosząc wzrok z jednego syna na drugiego.
Rafe uściskał ojca, a Rob postąpił krok w tył tak, żeby móc mu spojrzeć prosto w twarz. Dix zauważył ze zdumieniem, że Rob już nie był od niego niższy. Kiedy tak wyrósł? Nabierał też tężyzny, miał mniej kościste ramiona, szerszą klatkę i bary.
– Powiedz mi, co się stało, Rob.
Ruth stała bez słowa, wiedząc, że prawdopodobnie powinna odejść, ale nie mogła się zmusić do żadnego ruchu. Rob zerknął na nią.
Widziałem, jak pocałowałeś Ruth, tato.
Rafe aż podskoczył i wpatrywał się z niedowierzaniem w ojca i Ruth.
– Pocałowałeś ją? Kiedy?.
– Minutę temu – odpowiedział Rob.
– Tak – potwierdził Dix. – Pocałowałem. Nie zamierzałem, ale zrobiłem to.
– Jeśli tak naprawdę nie zamierzałeś… – zaczął Rob i przyjrzał się ojcu uważnie.
– To nie do końca prawda. Chciałem, wiedziałem, że nie powinienem, ale mimo wszystko to zrobiłem. Któryś z was ma z tym problem?
Zapadła pełna napięcia cisza, aż w końcu Rob wyszeptał:
– Chodzi o mamę.
Dix wiedział, że prędzej czy później nadejdzie chwila, w której w jego życiu pojawi się jakaś kobieta. Po zaginięciu Christie poruszał się spowity mgłą bólu, zbyt zajęty poszukiwaniami, żeby wyjaśnić wszystko chłopcom. Kiedy kilka tygodni później zaczął myśleć nieco jaśniej, zdał sobie sprawę, że chłopcom bardzo brakuje rozmowy o matce. Zrozumiał też, że on potrzebuje ich tak samo mocno jak oni jego, dlatego był z nimi tak szczery, jak tylko mógł. Dzięki temu nabrali zwyczaju opowiadania mu o wszystkim, co czuli. W każdym razie wierzył, że tak było. Sam zakopał swój ból głęboko, dla dobra chłopców, i nauczył się z nim żyć. Aż do teraz, kiedy pocałunek z Ruth zerwał ich niewypowiedzianą umowę.
Dix przesunął dłonią po włosach syna, czując, jak ogarnia go fala miłości, bólu i poczucia winy. Nic nowego, ale teraz doszła jeszcze Ruth.
– Chodzi o mamę – powtórzył Rob.
– Wiem, Rob, wiem. Ale wasza mama zniknęła już prawie trzy lata temu.
– Billy Caruthers – zaczął Rafe – wiesz, ten kretyn z drużyny, którego trener nie wybrał, tylko mnie, kłapał dziobem na wszystkie strony, że mama pewnie uciekła z facetem, którego poznała na siłowni. Ja w to nie wierzę, ale jeśli to prawda, to może wróci.
Dix poczuł, jak rośnie w nim dzika, gorąca wściekłość.
– Wiesz, że tak nie było, Rob.
Oczy Roba zaszły łzami, ale głos brzmiał pewnie.
– Tak, ja wiem. Powiedziałem mu, że mama nie zrobiłaby czegoś takiego, i wtedy zaczęliśmy się bić.
– A wujek Tony powiedział nam – wtrącił Rafe – że może mama była bardzo chora i nie chciała, żebyśmy patrzyli, jak umiera, dlatego odeszła. Ale jeśli to prawda, tato, to dlaczego do nas nie napisała?
– Wujek Tony tak wam powiedział? Kiedy to było, Rafe'?
– Jakieś trzy miesiące temu.
Rob skinął głową.
– Spytałem wujka Tony' ego czy mama miała raka, ale po wiedział, że nie wie, ale to musiało być coś naprawdę poważnego, czego nie da się wyleczyć.
Chłopcy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ich matka nie żyła. Dix świetnie to rozumiał, bo sam często tak czuł.
– Posłuchajcie mnie, wasza mama nigdy by nas nie opuściła, nigdy. Żadna choroba, nic nie zmusiłoby jej, żeby zostawiła nas bez słowa. Dlaczego żaden z was mi o tym nie powiedział?
Rob unikał wzroku ojca. Potrząsnął głową, patrząc na Brewstera.
– To przez Ruth, tato. Powiedzieliśmy ci przez Ruth.
– Rozumiem. Nie planowałem pocałunku z Ruth, ale się stało. W końcu będę musiał pójść naprzód ze swoim życiem, z uczuciami, chociaż to trudne dla nas wszystkich. Wasza mama chciałaby tego. Żałuję, że, kiedy usłyszeliście to wszystko, nie przyszliście do mnie, tylko dusiliście to w sobie. Myślałem, że ten etap mamy już za sobą.
– Wierzysz, że mama nie żyje, bo inaczej nie zostawiłaby nas na tak długo – wyszeptał Rob.
W przedpokoju zapadła cisza. Dix popatrzył na chłopców. Od początku mówił im prawdę, ale wiedział, że oni nie chcą jej zaakceptować, a on, w obawie przed ich bólem, nie naciskał. Jednak teraz mogła pomóc tylko naga prawda, dlatego odsunął obu chłopców na odległość ramienia i popatrzył im prosto w twarze.
– Powtórzę wam to jeszcze raz: wasza mama nie zostawiłaby nas nawet na jeden dzień, dobrze o tym wiecie. Każdego dnia modlę się, żeby dane mi było dowiedzieć się, co się z nią stało, wszyscy zasługujemy na to, żeby wiedzieć. Nigdy nie przestanę szukać odpowiedzi, nigdy.
Wiem, że ona nie żyje, Rob, jestem o tym głęboko przekonany. Odkąd odeszła wasza matka… Nie, postawmy sprawę jasno. Od śmierci waszej matki próbowałem was kochać za nas dwoje i wierzcie mi, kocham was tak bardzo, że moja miłość sięga stąd aż do nieba. I tam właśnie jest wasza mama. A co jakiś czas czuję jej obecność blisko siebie i wiem, że zawsze tak będzie.
Wiecie, że szukałem i szukałem jakiejkolwiek wskazówki, która powiedziałaby nam, co się z nią stało, ale nic nie znalazłem. Nie potrafię wam opisać, jaki ból mi to sprawia. Waszej mamie przydarzyło się coś złego i żałuję, że nie powiedziałem wam tego wprost. Popełniłem błąd. Teraz widzę, że staraliśmy się nie widzieć prawdy, bo ona jest zbyt bolesna. Nie będziemy już więcej tak robić, to nie fair wobec żadnego z nas. Obaj byliście bardzo dzielni i jestem z was niezwykle dumny.
Dix wyprostował się, popatrzył najpierw na Ruth, a potem na synów.
– Widzieliście, jak całuję Ruth, i to was zdenerwowało.
Rozumiem was. Bardzo lubię Ruth. Nie mam pojęcia, co ona o mnie myśli, ale wiem, że jest mądra, miła i naprawdę lubi was dwóch. Czy na razie może tak zostać?
– Ruth nie jest mamą – powiedział Rafe.
– Oczywiście, że nie. Ruth w niczym nie przypomina waszej mamy, ale też niczego jej nie odbiera, Christie nadal jest wyjątkową osobą dla mnie i dla wszystkich, którzy ją kochali. Rozumiecie?
Twarze chłopców były nieprzeniknione.
– Chociaż nie, pod paroma względami Ruth jest dokładnie taka sama jak wasza mama. Jest twarda i jest bardzo dobrym człowiekiem. – Dix podał Rafe'owi Brewstera. – Nie musicie iść teraz do lekcji. Zabierzcie tego dobermana na spacer, zawołam was na kolację.
Dix i Ruth patrzyli, jak chłopcy zmieniają trampki na zimowe buty, wkładają kurtki i rękawiczki i wychodzą. Trzasnęły drzwi wejściowe, przynajmniej to było normalne. Po chwili usłyszeli, jak wrzeszczą do Brewstera.
– Chcesz zaprać tę piękną kurtkę? – Spytał Dix Ruth.
– Naprawdę myślisz, że jestem twarda? – Ruth była poważna.
– Może. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby znaleźć się z tobą w ciemnej alei. – Roześmiał się. – Jak uporasz się z kurtką, pomożesz mi przygotować sałatkę? Musimy się ratować przed mrożoną pizzą.