ROZDZIAŁ 29

– Nie – powiedziała, wpatrując się w mroczną postać, wiedząc, że to on, ale powtórzyła – nie, to nie możesz być ty.

– Naturalnie, że mogę, kochanie. Wszędzie poznałabyś swojego ojca, prawda?

– Nie – kręciła głową w tę i z powrotem.

– Dlaczego nie możesz się podnieść, Sally?

– Zatrułeś nas. Wypiłam tylko troszkę, ale środek musiał być bardzo mocny.

– Chcesz powiedzieć, że nie dostałaś wystarczającej dawki? – Zbliżał się teraz do niej szybko, za szybko. – Doktor Beadermeyer wypróbował na tobie tyle nowych narkotyków. Właściwie jestem zaskoczony, że przeżyłaś bez uszkodzenia mózgu. Cóż, zajmę się tym.

Pochylił się, złapał ją za włosy na karku i odchylił jej głowę do tyłu.

– Proszę, Sally. – Wlał płyn w jej usta. Potem odepchnął ją od siebie i ciężko opadła na plecy.

Patrzyła na niego i widziała, że chwieje się i roztapia w przyćmionym świetle. Próbowała skoncentrować na nim wzrok, patrząc uważnie, ale jego kształty rozpływały się, zaś poruszające się usta robiły się coraz większe. Szyja stawała się coraz to dłuższa i dłuższa, aż przestała widzieć jego głowę. Z pewnością tak musiała się czuć Alicja w Krainie Czarów. Precz z głową.

– Och, nie – szepnęła – och, nie.

Przewróciła się na bok, czując na policzku chłód gładkiej dębowej klepki. Jej ojciec był tutaj. To była jej pierwsza myśl, kiedy się ocknęła.

Jej ojciec.

Nie było co do tego wątpliwości. Jej ojciec. Był tutaj. Odurzył ją narkotykami. Teraz ją zabije. Znów była bezradna, tak jak przez tyle dni, tygodni, miesięcy.

Nie mogła się poruszyć, nawet unieść jednego palca. Zdała sobie sprawę, że ma ręce związane z przodu, niezbyt mocno, ale wystarczająco. Odrobinę zmieniła położenie. Również nogi miała związane w kostkach. Ale jej umysł nie był spętany. Pracował przejrzyście – dzięki Bogu. Gdyby znowu czuła się zamroczona i rozchwiana, po prostu załamałaby się i pragnęła tylko śmierci. Lecz nie, mogła,.myśleć. I nie straciła pamięci. Mogła też otworzyć oczy. Czy chciała?

James, pomyślała, i zmusiła się do otwarcia oczu.

Leżała na łóżku. Kiedy się przewracała z boku na bok, skrzypiały sprężyny. Próbowała rozpoznać więcej szczegółów, ale nie była w stanie. Jedynym oświetleniem było słabe światło, docierające z korytarza. Wyglądało na to, że znajduje się w małej sypialni, ale nic więcej nie potrafiła powiedzieć.

Gdzie była? Nadal w Cove? A jeśli tak, to gdzie? Gdzie jest jej ojciec? Co ma zamiar zrobić?

Dostrzegła szarą postać, wkraczającą do pokoju. Było zbyt ciemno, żeby rozpoznać rysy twarzy. Wiedziała jednak. O tak, wiedziała, że to on.

– To ty – powiedziała, zdumiona, że słowa opuściły jej usta. Brzmiały szorstko i niezwykle smutno.

– Witaj, Sally.

– To ty. Modliłam się, żeby się okazało, iż się pomyliłam. Gdzie jestem?

– Trochę za wcześnie, żeby ci o tym mówić.

– Czy nadal jesteśmy w Cove? Gdzie jest James? A pozostali agenci?

– Również trochę za wcześnie, żeby ci o tym powiedzieć.

– Cholera, tak straszliwie się modliłam, żebyś wyjechał z kraju albo umarł. Nie, właściwie to modliłam się, żeby cię złapali i na resztę twojego nędznego życia wsadzili do więzienia. Gdzie jestem?

– Jak bardzo przez te lata Noelle cierpiała z powodu twojego języka. Zawsze na nią naskakiwałaś, prawiłaś umoralniające gadki, stale instruowałaś, co powinna robić. Chciałaś, żeby wezwała policję. Chciałaś, żeby mnie zostawiła. Prawda wyglądała tak, że Noelle nie chciała, Sally. Może na początku, ale później już nie. Ale ty nie przestawałaś. Przez twój krytycyzm, twoją pogardę, popadała w depresję. I dlatego nigdy nie odwiedziła cię w sanatorium. Bała się, że znowu będziesz ją potępiać, chociaż już byłaś kompletną wariatką.

– Guzik prawda. Naturalnie teraz możesz powiedzieć wszystko o każdym. Noelle nie ma tutaj, żeby ci wyjaśnić, co naprawdę o tobie myśli. Mogę się założyć, że stanie się najszczęśliwszą kobietą w Waszyngtonie, kiedy uświadomi sobie do końca, że już nie musi być twoim workiem treningowym. Pewna jestem, że nosi już bluzki i sukienki z krótkimi rękawami. Koniec z obawą przed pokazywaniem sińców. Założysz się, że tego lata spróbuje nawet włożyć dwuczęściowy kostium kąpielowy? Ile lat nie mogła się w nim pokazać? Uwielbiałeś tłuc ją po żebrach, prawda? Znęcałeś się nad nią. Jeśli jest jeszcze jakaś sprawiedliwość, zapłacisz za to. Żałuj, że nie umarłeś.

– Usłyszałem teraz od ciebie więcej, niż przez ostatnie sześć miesięcy. Szczęśliwie byłaś cicho przez większą część twojego zbyt krótkiego pobytu w ośrodku. Szkoda, że przez tego drania Quinlana doktor Beadermeyer musiał wycofać się z interesu. Wszystko się tak skomplikowało, i to twoja wina, Sally. Byliśmy ze wszystkim kryci, dopóki Quinlan nie wydostał cię drugi raz z sanatorium doktora Beadermeyera.

– Nazywa się Norman Lipsy. Jest chirurgiem plastycznym. Jest przestępcą. Obdarzył tego biedaka twoją twarzą, ale to ty go zabiłeś. Jesteś plugawym mordercą, a nie tylko katem żony. I zdradziłeś swoją ojczyznę.

– Czemu wymieniasz tylko moje pomniejsze zasługi? Mam na swoim koncie jedną naprawdę dobrą rzecz, coś, z czego jestem całkiem dumny, a czego ty nie wyliczyłaś. Na sześć miesięcy zamknąłem moją ukochaną córkę. Tb chyba moje najwspanialsze osiągnięcie. Usunąć cię. Przejąć nad tobą kontrolę. Nie musieć oglądać na twojej twarzy potępienia i nienawiści, za każdym razem, gdy mnie widziałaś. Boże, jakże cieszył mnie twój widok, takiej szmacianej kukły z otwartą buzią, wyglądającej tak głupawo i niepewnie, że nawet obserwowanie żałosnego Hollanda, rozbierającego cię, kąpiącego i ubierającego na powrót, jakby pielęgnował lalkę, nie sprawiało mi wiele radości. Pod koniec nie bawiło mnie nawet bicie cię po twarzy, żeby zyskać twoje zainteresowanie. Nie miałaś już go zupełnie, a poza tym zrobiłaś się za chuda. Powiedziałem doktorowi Beadermeyerowi, żeby cię lepiej karmił, ale odparł, że może jedynie utrzymywać cię w tym samym stanie. I wtedy uciekłaś, schowawszy proszki pod językiem. Widok ciebie w moim domu, w moim gabinecie, tuż po tym, jak zastrzeliłem Jackiego, to był szok.

Przybrał pozę, którą widziała już wielokrotnie. Oparł jedno przedramię na drugim, a brodę podparł dionią. Podejrzewała, źe to jego intelektualna, myśląca poza. Brakowało mu tylko fajki Scotta i może jeszcze kapelusza Sherlocka Holmesa.

– Byłaś tam, nachylona nad biednym Jackiem, tym chciwym typkiem, a potem się odwróciłaś i zobaczyłaś mnie wyraźnie jak w jasny dzień. Widziałem błysk rozpoznania w twoich oczach. Podniosłaś mój pistolet, który odłożyłem na podłogę, żeby wyjąć jakieś papiery z biurka. Ale kiedy go podniosłaś, nie miałem wyboru, musiałem uciekać. Schowałem się na zewnątrz i obserwowałem, jak potrząsasz głową, wyraźnie nie dowierzając, że mnie widziałaś. Patrzyłem, jak do pokoju wbiegli Noelle i Scott. Słyszałem, jak Noelle krzyczy bez końca. Widziałem, że Scott omal nie przeżuł tej swojej przeklętej fajki. I wtedy uciekłaś, prawda, Sally? Wybiegłaś i cisnęłaś mój cenny pistolet w krzaki. Nie mogłem cię wtedy dopaść, zresztą powiem ci szczerze, bałem się. Musiałem jednak odnaleźć moją broń i udało mi się to. Mówię ci jednak, przez długi czas bardzo się martwiłem. Co będzie, jeśli oświadczysz publicznie, że widziałaś mnie, swojego ojca? Gdybyś to zrobiła, to chociaż istniało pisemne potwierdzenie twojej niepoczytalności, mogliby chcieć dokonać autopsji, porównać stan uzębienia z kartą dentystyczną. Ale ty byłaś taka przerażona, że uciekłaś. Uciekłaś tu, do Cove, do Amabel. Dopiero po czterech dniach zorientowałem się, że zablokowałaś wszystkie te wydarzenia w pamięci. I że uciekłaś, bo byłaś przekonana, że ty sama zamordowałaś, albo droga Noelle.

Próbowała zrozumieć wszystko, co mówił, upewnić się, że nigdy się nie myliła, wreszcie pojąć, kim jest ten człowiek. Powiedziała wolno: – Guinłan przywrócił mi pamięć. I pomógł mi odtworzyć scenę zbrodni, jakbyśmy to nazwali. Wtedy zobaczyłam wszystko, dosłownie wszystko.

– Pewien jestem, że chciałabyś wiedzieć, kim był ten człowiek, taki podobny do mnie. To przypadkowy facet, którego pewnego dnia odkryłem w Baltimore, gdzie miałem spotkanie z agentem z Iraku. Był bez grosza i był uderzająco podobny do mnie – ten sam wzrost, niemal ta sama waga – i kiedy tylko go zobaczyłem, wiedziałem na pewno, że to jest człowiek, który mnie ocali.

Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tyle mówił. Czemu stał i wylewał to wszystko na nią? I nagle zrozumiała, że czerpał przyjemność z chełpienia się przed nią swoją błyskotliwością. Chciał jej pokazać, jaki jest genialny. W końcu nie miała o niczym pojęcia. O tak, świetnie się bawił.

– Jackie, a co dalej?

– Wiesz, zupełnie nie pamiętam jego nazwiska. Kogo to obchodzi? Odegrał swoją rolę, i to doskonale. – Amory St. John roześmiał się. – Obiecałem mu worek pieniędzy, jeśli będzie mnie udawał. Szkoda, że nie słyszałaś, jak ćwiczył mój ton głosu, mój akcent. To było żałosne, ale obaj z doktorem Beadermeyerem powiedzieliśmy mu, że ma świetny słuch, że pochwycił wszelkie moje manieryzmy, że potrafi mnie perfekcyjnie naśladować. Wierzył, że właśnie takie będzie jego zadanie. Wierzył, że zajmie moje miejsce podczas dużej konferencji. To miała być jego życiowa szansa na zrobienie czegoś wielkiego. Był łatwowiernym głupcem.

– A teraz jest martwym głupcem.

– Owszem.

Ostrożnie spróbowała poluzować więzy na rękach, mówiąc jednocześnie:

– Doktor Beadermeyer wpadł, ale wiesz już o tym. Resztę swojego nędznego życia spędzi w więzieniu. Holland powiedział wszystko FBI. Wszyscy ci ludzie, tacy jak ja, zostaną uwolnieni z tego więzienia, które ty nazywasz sanatorium, jakby było to miejsce, gdzie się powraca do sił i odpoczywa.

– Tak, ale kogóż obchodzą inni? Nie nimi się przejmowałem, tylko tobą. Żałuję jedynie, że sanatorium zostanie zamknięte. To było takie doskonałe miejsce dla ciebie. Na dobre usunięta z drogi. Od chwili, gdy spotkałem Jackiego, wszystko zaczęło się układać. Znałem już wcześniej doktora Beadermey-era i jego działalność. Jakieś siedem miesięcy temu wszystko udało się posklejać. Usunąłem cię w cień, naturalnie z pomocą Scotta. To taki nędzny głupek, żyjący w strachu, że wszystko się wyda, ale muszę ci powiedzieć, iż niewątpliwie lubił pieniądze, które dostał w zamian za swoją pomoc. Poza tym, widzisz, wiedziałem wszystko o jego kochanku. Dopilnowałem przynajmniej, żebyś nie złapała AIDS. Postraszyłem Scotta, że jeśli będzie chciał się z tobą kochać – jeśli będzie potrafił zmusić się do tego – musi używać prezerwatyw. Doktor Beadermeyer sprawdził twoją krew. Dzięki mnie jesteś zdrowa. Ale Scott odegrał swoją rolę. Potem, kiedy się uwolnił od ciebie, wydał swoje pieniądze i otwarcie igrał ze swoim kochankiem. Był drobnym pionkiem. Ale o czym to ja mówiłem? A tak, potem Jackie poszedł pod topór, a ja sfinalizowałem moje plany. Lecz ty musiałaś się wtrącić, prawda, Sally? Trzymałem cię pod kluczem, a mimo to uciekłaś. Znów musiałaś spróbować pokrzyżować mi plany. Cóż, więcej ci się to nie uda.

– Czy nienawidzisz mnie tak bardzo tylko dlatego, że usiłowałam osłaniać matkę przed twoimi pięściami?

– Właściwie nie. To oczywiste, że i tak bym zanadto za tobą nie przepadał.

– Czy ze względu na swoje przekonanie, że dowiedziałam się o twoich nielegalnych interesach z bronią?

– A wiedziałaś?

– Nie.

– Moje układy z rządami innych państw nie mają tu nic do rzeczy. Scott bał się, że coś zauważyłaś, ale ja wiedziałem, że gdyby tak było, zareagowałabyś błyskawicznie. Nie, to mnie nie martwiło. Istotne było natomiast to, że iae«jesteś moją córką. Jesteś przeklętym, małym bękartem. I dlatego właśnie, Sally, Noelle nigdy mnie nie rzuciła. Kiedyś spróbowała, gdy byłaś jeszcze niemowlęciem. Nie uwierzyła mi, gdy powiedziałem jej, że związała się ze mną na całe życie. Może myślała, że podda mnie próbie. Uciekła do Filadelfii, do swoich bogatych, koszmarnych rodziców, którzy zareagowali dokładnie tak, jak to przewidziałem. Kazali jej wracać do męża i nie rozpowiadać kłamstw na mój temat. Przecież uratowałem jej skórę. Jak może wygadywać takie rzeczy na mnie, wspaniałego człowieka, który ożenił się z nią, gdy była w ciąży z innym?

Wybuchnął długim, głębokim śmiechem, od którego ścierpła jej skóra. Przez cały czas delikatnie szarpała krępujący ją sznur. Niewątpliwie był już trochę luźniejszy, ale nie sznur ją teraz obchodził najbardziej. Próbowała go zrozumieć, naprawdę pojąć, co mówi. Lecz było to takie trudne.

Ciągnął dalej matowym głosem:

– Kiedy teraz o tym myślę, zaczynam rozumieć, że Noelle naprawdę mi nie wierzyła. Nie wierzyła, że zapłatą za ślub z nią, poza pięciuset tysiącami dolarów, które dostałem od jej rodziców, ma być jej wierne trwanie przy mnie na zawsze, albo do chwili, kiedy nie będę jej już chciał. Kiedy przywlokła się z powrotem z tobą, skrzeczącym bachorem, zabrałem cię od niej i przytrzymałem nad ogniem, palącym się w kominku. Ogień był naprawdę spory, Opalił ci delikatne włoski na głowie i brwi. Och, jak krzyczała. Zagroziłem, że jeśli jeszcze raz spróbuje zrobić coś takiego, zabiję cię. I mówiłem to na serio. Pewien jestem, że zastanawiasz się teraz, kim był twój ojciec.

Poczuła się tak, jakby w jej ciało wpompowano tonę narkotyków. Nie mogła pojąć, co mówił. Rozumiała słowa – że nie był jej ojcem – ale nie była w stanie ich przyjąć.

– Nie jesteś moim ojcem – powtórzyła, ponad jego lewym ramieniem patrząc w stronę otwartych drzwi. Chciała krzyczeć z radości. Nie miała ani jednej kropli krwi tego potwora. – Trzymałeś Noelle przy sobie, grożąc, że zabijesz mnie, jej jedyne dziecko.

– Tak. Moja droga małżonka w końcu mi uwierzyła. Nie potrafię ci opowiedzieć, jaką przyjemność sprawiało mi bicie tej bogatej suki. A ona musiała na to przystać. Nie miała wyjścia. A potem, kiedy skończyłaś szesnaście lat, zobaczyłaś, jak ją uderzyłem. Niedobrze. To zmieniało wszystko, ale miałem konkretny powód, żeby się ciebie pozbyć. Pamiętasz ten ostatni raz? Wróciłaś do domu, kiedy ją kopałem i złapałaś za telefon, żeby wezwać pomoc. A ona przyczołgała się do ciebie i błagała, żebyś nie dzwoniła. Podobało mi się. Bawiło mnie przyglądanie się, jak tracisz z nią kontakt. Kiedy sobie poszłaś, kopnąłem ją jeszcze parę razy. Jęczała naprawdę zachwycająco. Potem ją wziąłem, a ona przez cały czas płakała. Po tym zdarzeniu przez jakiś czas miałem spokój od ciebie. Te cztery lata, kiedy znikłaś z mojego domu i z życia twojej matki, były naprawdę dość dobre. Ale chciałem ci odpłacić. Skłoniłem Scotta, żeby się z tobą ożenił. To znów na chwile przytrzymało cię z daleka od nas, ale szybko przestałaś go chcieć, prawda? Niemal natychmiast uświadomiłaś sobie, że udawał. Cóż, to nie miało najmniejszego znaczenia. Musiałem tylko zyskać na czasie. Kiedy ujrzałem Jackiego, wiedziałem, co mam zrobić. Widzisz, federalni deptali mi po piętach. Nie jestem głupi. Zdawałem sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Stałem się bardzo bogaty, ale sprzedaż broni do takich krajów jak Irak zawsze jest ryzykowna. Tak, to była jedynie kwestia czasu. Chciałem ci odpłacić za wszelkie kłopoty, których mi przysporzyłaś. Te pół roku twojego pobytu w sanatorium doktora Beadermeyera było dla mnie cudowne. Uwielbiałem mieć cię pod sobą, patrzącą, jak cię pieszczę, a potem pieszczę siebie. Ubóstwiałem bić cię i przyglądać się, jak wijesz się z bólu. Ale potem uciekłaś i wszystko zepsułaś. – Pochylił się i uderzył ją, najpierw w lewy, potem w prawy policzek. Raz, drugi, i jeszcze raz.

Poczuła smak krwi. Rozciął jej wargę.

– Ty pieprzony tchórzu! – Plunęła na niego, ale w porę uskoczył. Znów ją spoliczkował.

– W sanatorium nigdy nie miałem ochoty na seks z tobą – powiedział tuż przy jej twarzy – chociaż miałem okazję. Tyle razy widziałem cię nagą, ale nigdy cię nie chciałem. Do diabła, Scott nawet nie spojrzał na ciebie. Zabrał się za ciebie tylko jeden raz, bo nalegałem. A teraz wina spadnie na tego drania, bo mnie tu nie będzie. No proszę, Sally, opluj mnie jeszcze raz. To ty jesteś tchórzem, nie ja.

Plunęła, i tym razem nie spudłowała. Patrzyła, jak wierzchem dłoni wyciera usta i policzek. Potem uśmiechnął się do niej. Przypomniał jej się wyraźnie taki sam uśmiech, którym obdarzał ją w sanatorium.

– Nie – wyszeptała, ale to niczego nie mogło zmienić.

Uderzył ją bardzo mocno i zapadła w ciemność. W ostatniej chwili zdążyła tylko pomyśleć, jak bardzo się cieszy, że nie dał jej więcej środków oszałamiających.

Загрузка...