11

Czasami mam fart. We wtorki po południu doktor Philip Broderick nie przyjmował chorych. Gdy przyjechałam, piętnaście po dwunastej, właśnie wyszedł ostatni pacjent. Podałam recepcjonistce jedną ze swoich nowiuteńkich wizytówek z „Wall Street Weekly”. Z miną pełną powątpiewania poprosiła mnie, żebym zaczekała, a ona spyta doktora, czy zechce się ze mną zobaczyć. Posłuchałam rady, ściskając kciuki.

Wróciwszy, powiedziała:

– Pan doktor porozmawia z panią.

Była wyraźnie zdziwiona i ja, przyznaję szczerze, też. Pracując jako wolny strzelec, nauczyłam się, że kiedy w grę wchodzi jakiś kontrowersyjny temat, dziennikarz ma takie same szansę uzyskać zgodę na rozmowę, dzwoniąc do czyichś drzwi, jak próbując umówić się na spotkanie przez telefon. A według mojej prywatnej teorii niektórzy ludzie nadal kierują się nawet czymś w rodzaju wrodzonej kurtuazji i mają poczucie, że jeśli już ktoś się pofatygował do nich osobiście, zasługuje przynajmniej na to, by go tolerować, jeżeli już nie powitać z otwartymi ramionami. Ciąg dalszy tej teorii zakłada, że niektórzy ludzie obawiają się, iż jeśli nie wpuszczą cię do środka, choć stoisz na progu, w odwecie możesz ich obsmarować.

Niezależnie od tego, jakie racje kierowały decyzją doktora Brodericka, za chwilę mieliśmy się spotkać.

Pewnie usłyszał moje kroki, bo kiedy weszłam do gabinetu, już wstał. Okazał się wysokim szczupłym mężczyzną po pięćdziesiątce, o gęstych siwych włosach. Powitał mnie grzecznie, ale niespecjalnie wylewnie i od razu przystąpił do rzeczy.

– Będę z panią szczery. Zgodziłem się z panią porozmawiać wyłącznie dlatego, że regularnie czytuję i cenię czasopismo, które pani reprezentuje. Mimo to musi pani zdawać sobie sprawę, że nie jest ani pierwszą, ani nawet dziesiątą przedstawicielką mediów, która chce się ze mną widzieć.

Ciekawe, ile artykułów o Nicku Spencerze ukaże się w najbliższym czasie. Pozostawało mi jedynie mieć nadzieję, że wniosę w naszą zbiorową pracę redakcyjną coś nowego i wartościowego. Miałam jednego asa w rękawie. Krótko podziękowałam lekarzowi, że zgodził się poświęcić mi czas, i od razu przeszłam do sprawy.

– Skoro pan regularnie czyta nasz magazyn, z pewnością zwrócił pan uwagę na fakt, iż kładziemy nacisk na ukazanie prawdy, uciekając od taniej sensacji. Takie właśnie jest moje zadanie, a jednocześnie jestem związana osobiście z ostatnimi wydarzeniami. Dwa lata temu moja owdowiała matka ponownie wyszła za mąż. Moja przybrana siostra, którą znam bardzo powierzchownie, jest żoną Nicholasa Spencera. Teraz przebywa w szpitalu, ponieważ została poparzona po podpaleniu jej domu. Nie wie już, w co ma wierzyć, jeśli chodzi o jej męża, ale chce – i zamierza – poznać prawdę. Każda pomoc, jakiej zechciałby pan udzielić, będzie mile widziana.

– Czytałem o podpaleniu.

W jego głosie usłyszałam ubolewanie, na które miałam nadzieję, choć nie byłam z siebie dumna, że zagrałam na tym uczuciu.

– Czy pan znał Nicholasa Spencera? – zapytałam.

– Znałem jego ojca, doktora Edwarda Spencera. Przyjaźniliśmy się. Podobnie jak jego, tak i mnie interesowała mikrobiologia, więc często zaglądałem tutaj, obserwować jego eksperymenty. Było to dla mnie fascynujące hobby. Nicholas Spencer, już wtedy absolwent college’u, wyjechał do Nowego Jorku.

– Kiedy widział pan Nicholasa Spencera po raz ostatni?

– Szesnastego lutego, w dzień po zbiórce funduszy.

– Został tu na noc?

– Nie, nie, przyjechał ponownie. Nie spodziewałem się go spotkać. Muszę pani coś wyjaśnić. Nicholas wyrastał w tym domu… wie pani o tym, prawda?

– Tak.

– Jego ojciec umarł na atak serca dwanaście lat temu, niedługo po ślubie Nicka. Zaproponowałem, że kupię ich dom. Mojej żonie zawsze się podobał, a i ja potrzebowałem więcej miejsca z powodów zawodowych. Planowałem wtedy korzystać z laboratorium, pociągnąć dalej pewne najwcześniejsze badania, które doktor Spencer zarzucił, uznając, że prowadzą donikąd. Poprosiłem Nicka, aby zostawił mi kopie notatek ojca. Zostawił mi oryginały. Zabrał późniejszą dokumentację ojcowskich eksperymentów, którą uważał za ciekawą, dającą obiecujące rezultaty. Na pewno wie pani także, iż jego matka jako młoda kobieta umarła na raka, a celem życia jego ojca stało się wynalezienie leku na tę chorobę.

Przypominam sobie napięcie na twarzy Nicka Spencera, gdy opowiadał mi tę historię.

– Czy wykorzystał pan notatki doktora Spencera? – spytałam.

– W zasadzie nie – odparł Broderick, lekko wzruszając ramionami. – Oto skutek zderzenia teorii z praktyką. Zawsze miałem jakieś inne pilne zajęcia, potem okazało się, że muszę wydzielić dwa nowe gabinety, więc w końcu zlikwidowałem laboratorium. Całą dokumentację złożyłem na strychu, na wypadek gdyby młody Spencer chciał ją odebrać. Zdawało się jednak, że całkowicie o niej zapomniał, aż do dnia po zbiórce funduszy.

– Półtora miesiąca przed śmiercią! Jak pan sądzi, do czego mogły mu być potrzebne te notatki?

Broderick chwilę milczał niezdecydowany.

– Nie wdawał się w żadne wyjaśnienia, toteż trudno mi mieć jakąkolwiek pewność – odezwał się wreszcie. – Z całą pewnością był niespokojny. Może raczej: spięty. Powiedziałem mu, że przyjechał niepotrzebnie, a on zapytał, co mam na myśli.

– Co pan miał na myśli?

– Zeszłej jesieni zjawił się po te papiery ktoś z jego firmy, oczywiście oddałem mu je wszystkie.

– Jak Nick zareagował na tę wiadomość? – Byłam zaintrygowana.

– Spytał mnie o nazwisko i wygląd człowieka, który się tu zjawił. Nazwiska nie pamiętałem, ale potrafiłem go opisać. Był dobrze ubrany, średniego wzrostu, miał brązowe włosy z rudawym połyskiem. Około czterdziestki.

– Nick domyślił się, o kogo chodzi?

– Tego nie potrafię powiedzieć, ale był wyraźnie rozeźlony. Powiedział: „Mam mniej czasu, niż myślałem” – i odjechał.

– Czy odwiedził kogoś jeszcze?

– Tak przypuszczam. Kiedy godzinę później jechałem do szpitala, minęliśmy się na ulicy.


* * *

Jeszcze niedawno planowałam, że następnym przystankiem będzie szkoła średnia, do której uczęszczał Nick; miałam zamiar przeprowadzić tam zwykłe rozpoznanie terenu, dowiedzieć się, jakim był chłopcem. Tymczasem po rozmowie z doktorem Broderickiem zmieniłam zdanie. Zamierzałam pojechać prosto do Gen-stone, znaleźć faceta z brązowymi włosami o rudawym połysku i zadać mu kilka pytań.

Jeżeli rzeczywiście ktoś taki pracował w Gen-stone, w co mocno wątpiłam.

Загрузка...