32

Odkąd strzelba została bezpiecznie ukryta w grobie Annie, Ned poczuł się pewniej. Wiedział, że gliniarze wrócą, więc wcale nie był zaskoczony, gdy znowu zadzwonili do drzwi. Tym razem otworzył bez zwłoki.

Wyglądał lepiej niż we wtorek. Po powrocie z cmentarza we wtorkowe popołudnie ubranie i ręce miał całe ubłocone, ale nic go to nie obchodziło. Otworzył nową butelkę szkockiej, usiadł w fotelu i pił, aż zasnął. Myślał tylko o tym, że gdyby kopał głębiej, dokopałby się do trumny. Mógłby ją otworzyć i wziąć Annie w ramiona.

Wiele go kosztowało, by wygładzić ziemię i odejść. Tak bardzo tęsknił za Annie.

Następnego dnia obudził się przed piątą rano i choć okno było zasłonięte firanką, widział wschód słońca. W pokoju zrobiło się tak jasno, że spostrzegł brud na dłoniach. I pokryte błotem ubranie.

Gdyby wtedy zjawili się gliniarze, zapytaliby na pewno:

– Kopałeś gdzieś, Ned?

A może by nawet pomyśleli o sprawdzeniu grobu Annie i znaleźliby tam strzelbę.

Dlatego właśnie wziął wczoraj prysznic i stał długi czas pod strumieniem wody, szorując się szczotką na długiej rączce, kupioną mu przez Annie. Potem nawet umył głowę, ogolił się i obciął paznokcie. Annie zawsze mu powtarzała, że trzeba wyglądać schludnie.

– Ned, kto ci da pracę, skoro się nie golisz, chodzisz w brudnym ubraniu, a włosy masz jak stóg siana? Czasami wyglądasz tak okropnie, że ludzie się ciebie boją.

W poniedziałek, kiedy pojechał do biblioteki w Hastings, aby wysłać pierwsze dwa e-maile do Carley DeCarlo, zauważył, że bibliotekarka dziwnie mu się przyglądała, jakby się dziwiła jego obecności w takim miejscu.

Potem, w środę, czyli wczoraj, pojechał do Croton, żeby wysłać nowe e-maile. Włożył na siebie czyste rzeczy. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Dlatego też, chociaż tej nocy spał w ubraniu, i tak wyglądał dużo lepiej niż we wtorek.

Przyszli ci sami dwaj, Pierce i Carson. Od razu zauważyli, że wygląda lepiej. A potem spojrzeli na krzesło, gdzie przedtem leżała sterta brudnych ciuchów. We wtorek, po ich wyjściu, wrzucił wszystko do pralki. Wiedział, że wrócą, a nie chciał, żeby zobaczyli ubrania powalane błotem.

Powiódł wzrokiem za spojrzeniem Carsona. Policjant przyglądał się ubłoconym butom stojącym przy krześle. Cholera! Zapomniał je schować.

– Ned, możemy ci zająć kilka minut? – spytał Carson.

Innymi słowy, usiłował grać przyjaciela. Nie da się wziąć na ten lep. Doskonale wiedział, jak pracują gliny. Nie tak dawno temu przecież wylądował w kiciu, bo się poprztykał w barze z tym kretynem ogrodnikiem, który wysłał go do Spencerów do Bedford. Debil powiedział, że w życiu go więcej nie zatrudni, a gliniarze z początku byli bardzo mili. Tylko potem zwalili na niego całą winę.

– Jasne, wchodźcie – powiedział. Ustawili krzesła tak samo jak poprzednim razem. Poduszka i koc leżały na kanapie, jak wtedy. Ostatnie dwie noce spędził na fotelu.

– Ned – odezwał się detektyw Carson – miałeś rację co do tego mężczyzny, który stał za tobą w aptece Browna. Rzeczywiście nazywa się Garret.

No to co? – chciał odpowiedzieć. Ale tylko słuchał.

– Garret jest przekonany, że zanim odszedł, widział cię siedzącego w samochodzie przed apteką. Tak było?

Przyznać się, że go widziałem? Musiałem go widzieć. Peg śpieszyła się na autobus, na pewno szybko się uwinęła z Garretem.

– Jasne – potwierdził. – Wyszedł zaraz po mnie. Wsiadłem, włączyłem silnik, zmieniłem stację, żeby posłuchać wiadomości o dziesiątej, i odjechałem.

– Dokąd udał się Garret?

– Nie wiem. Zresztą, co mnie to obchodzi? Wyjechałem z parkingu, zawróciłem i pojechałem do domu. Chcecie mnie aresztować za to, że zawróciłem?

– Ogólnie wiadomo, że przy niewielkim ruchu nawet mnie się to kiedyś zdarzyło – rzucił Carson lekko.

No tak, teraz będą odgrywali kolegów. Chcą go przyszpilić. Patrzył na Carsona w milczeniu.

– Ned, masz jakąś broń?

– Nie.

– Strzelałeś kiedyś?

Uważaj, ostrzegł się w myślach Ned.

– Jak byłem dzieciakiem, pukałem z dwururki. – Na pewno i tak już o tym wiedzieli.

– Byłeś aresztowany? Przyznaj się.

– Raz. Ale to nie była moja wina.

– Siedziałeś w więzieniu?

Niedługo, bo Annie jakoś zebrała pieniądze na kaucję. Wtedy właśnie nauczył się wysyłać listy elektroniczne tak, żeby nie było wiadomo, skąd zostały nadane. Jeden koleś z sąsiedniej celi powiedział mu, że wystarczy iść do jakiejkolwiek biblioteki, z publicznego komputera połączyć się z Internetem i wstukać „Hotmail”.

– To darmowy serwis – wyjaśniał tamten koleś. – Możesz wpisać fałszywe dane, nikogo to nie obchodzi. Jeżeli komuś coś się nie spodoba, gliniarze dotrą najwyżej do biblioteki, z której poszły e-maile, ale w życiu się nie dowiedzą, kto je wysyłał.

– Krótko – powiedział teraz ponuro.

– Ned, widzę, że masz ubłocone buty. Byłeś może ostatnio w parku miejskim? Na przykład po wyjściu z apteki?

– Powiedziałem wam, że pojechałem prosto do domu. Właśnie w parku miejskim wysadził Peg.

Carson raz jeszcze przyjrzał się butom.

Przecież w parku nie wysiadłem z samochodu. Powiedziałem Peg, że może iść do domu, a kiedy rzuciła się biegiem, strzeliłem. Nie mają powodu mówić o moich butach. Nie zostawiłem śladów w parku.

– Ned, czy moglibyśmy rzucić okiem na twój samochód? – zapytał Pierce.

Nic na niego nie mieli.

– Nie, nie możecie – warknął. – Nie pozwalam. Pojechałem do apteki i kupiłem, co chciałem. Potem coś się stało tej miłej kasjerce, której uciekł autobus, a wy usiłujecie mnie w to wrobić. Wynoście się stąd.

Gliniarze patrzyli na niego zimno. Powiedział za dużo. Skąd wiedział, że spóźniła się na autobus? Nad tym się pewnie zastanawiali. Zaryzykował. Czy słyszał o tym, czy mu się śniło?

– Mówili w radiu, że nie zdążyła na autobus. Zgadza się? Tak było? Ktoś chyba widział, jak biegła do przystanku. A w ogóle nie życzę sobie, żebyście oglądali mój samochód i żebyście mnie nachodzili i wypytywali. Wynoście się, słyszycie?! Zjeżdżajcie stąd i trzymajcie się ode mnie z daleka!

Nie zamierzał im wygrażać pięścią, ale jakoś tak się stało, że to zrobił. Bandaż zsunął się z dłoni, zobaczyli pęcherze i opuchliznę.

– Jak się nazywa lekarz, u którego leczysz rękę, Ned? – zapytał Carson cicho.

Загрузка...