42

Reid i Susan Barlowe mieszkali w domku z białej cegły, postawionym na prześlicznej działce graniczącej z cieśniną Long Island. Do samego domu prowadził kręty podjazd. Casey wysadził mnie przed drzwiami punktualnie o piątej. Miał na mnie zaczekać u przyjaciela Vince’a Alcotta, mieszkającego po sąsiedzku.

Otworzył mi Reid Barlowe, przywitał mnie z kurtuazją i zaprosił do pokoju słonecznego, gdzie czekała jego żona.

– Lubimy patrzeć stamtąd na rzekę – wyjaśnił, prowadząc mnie przez hol.

Gdy weszliśmy, Susan Barlowe akurat ustawiła na stoliku do kawy tacę z kubełkiem lodu oraz trzema wysokimi szklankami. Przedstawiliśmy się sobie wzajemnie i poprosiłam ich, by mnie nazywali Carley. Trochę mnie zdziwił ich wiek, na pewno nie przekroczyli sześćdziesiątki. Reid miał czarne włosy dość gęsto przetykane srebrem, natomiast Susan w dalszym ciągu pozostawała ciemną blondynką, leciutko tylko przyprószoną siwizną. Oboje byli przystojni, wysocy i smukli, o pięknych rysach twarzy, zdominowanych przez ogromne oczy. On miał brązowe, ona – niebieskoszare. U obojga czaił się w źrenicach smutek. Nie wiedziałam, czy po stracie córki, która zmarła pięć lat temu, czy po śmierci byłego zięcia, Nicholasa Spencera.

Pokój słoneczny w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Popołudniowe słońce sączyło się do wnętrza, dodając ciepłego blasku żółtemu kwiecistemu wzorowi poduszek na wiklinowej kanapie i fotelach. Ściany i podłoga z białego dębu oraz długa skrzynka z kwiatami, biegnąca wzdłuż okien balkonowych dopełniały wrażenia połączenia ogrodu z domem.

Gospodarze nalegali, bym zajęła miejsce na kanapie, z której roztaczał się imponujący widok na cieśninę Long Island. Sami usiedli w dwóch najbliższych fotelach. Z przyjemnością przystałam na szklaneczkę mrożonej herbaty, a potem dłuższą chwilę siedzieliśmy wszyscy w milczeniu, oceniając się wzajemnie.

Podziękowałam państwu Barlowe za zaproszenie i na zapas przeprosiłam, jeśli jakieś moje pytania wydadzą im się obcesowe lub przykre.

W pewnej chwili odniosłam wrażenie, że zaraz zaczną, się schody. Gospodarze wymienili spojrzenia, a potem Reid Barlowe wstał i zamknął drzwi pokoju.

– Na wypadek gdybyśmy nie usłyszeli, że Jack wrócił do domu – wyjaśnił, siadając ponownie. – Lepiej, żeby nie słyszał naszej rozmowy.

– Jack oczywiście nie podsłuchuje – dodała pośpiesznie Susan Barlowe. – Biedne dziecko, jest całkiem zagubione. Uwielbiał Nicka. Bardzo cierpiał, słysząc o śmierci ojca, a kiedy wreszcie się z tym uporał, zaczęły się te wszystkie domysły. Teraz bardzo chce uwierzyć w jego ocalenie, ale z drugiej strony, pojawiłoby się wówczas pytanie, dlaczego Nick milczy.

Zdecydowałam się postawić na szczerość.

– Państwo wiedzą, że jestem przyszywaną siostrą Lynn Spencer – powiedziałam.

Oboje pokiwali głowami. Przysięgłabym, że na jej imię zareagowali ledwo widocznym grymasem pogardy, ale może widziałam to, co chciałam zobaczyć.

– Prawda jest taka, że spotkałam Lynn tylko kilka razy w życiu. Nie zamierzam jej bronić ani wybielać. Jestem tutaj jako dziennikarka i chciałabym się od państwa dowiedzieć jak najwięcej o Nicholasie Spencerze. – Opowiedziałam o swoim pierwszym spotkaniu z Nickiem i o tym, jakie wywarł na mnie wrażenie.

Rozmawialiśmy ponad godzinę. Państwo Barlowe kochali Nicholasa. Bez wątpienia. Lata, gdy był mężem ich córki, należały do najszczęśliwszych w ich życiu. Zdiagnozowanie u niej raka pokryło się w czasie z planami przekształcenia firmy dostarczającej medykamenty w farmaceutyczną spółkę badawczą.

– Kiedy Nick dowiedział się, że Janet jest chora i ma niewielkie szansę na powrót do zdrowia, jakby go coś opętało – powiedziała Susan Barlowe szeptem.

Sięgnęła do kieszeni i włożyła okulary przeciwsłoneczne, mówiąc coś o zbyt jaskrawym słońcu. Nie chciała mi pokazać łez, których nie zdołała opanować.

– Ojciec Nicka szukał leku na raka – podjęła – na pewno pani o tym wie. Nick zaczął studiować dokumentację eksperymentów. Jego zainteresowanie mikrobiologią już od jakiegoś czasu przekształciło się w solidną wiedzę. Przeczuwał, że ojciec był o krok od wielkiego odkrycia, i dlatego postanowił zebrać pieniądze na założenie Gen-stone.

– Czy państwo zainwestowali w tę firmę?

– Tak – odezwał się Reid Barlowe. – I zrobilibyśmy jeszcze raz to samo. Nie wiem, co poszło źle, ale cokolwiek się nie udało, to na pewno nie dlatego, że Nick postanowił kogokolwiek okraść czy oszukać.

– Czy po śmierci córki nadal utrzymywali państwo bliskie kontakty z Nickiem?

– Jak najbardziej. Napięcia pojawiły się dopiero po jego ślubie z Lynn. – Reid Barlowe zacisnął usta w wąską linię. – Jestem gotów przysiąc, że ożenił się z nią głównie z powodu fizycznego podobieństwa do Janet. Kiedy ją tu po raz pierwszy przyprowadził, ledwo wierzyliśmy własnym oczom. Był to dla nas straszny cios. Jack też nie zniósł tego najlepiej.

– Miał wtedy sześć lat?

– Tak, sześć. Jeszcze bardzo dobrze pamiętał matkę. Po ślubie Lynn i Nicka Jack jak zwykle przyjeżdżał do nas w gości, ale wyjeżdżał coraz bardziej niechętnie. W końcu Nick zaproponował, żebyśmy go tutaj zapisali do szkoły.

– Dlaczego Nick nie rozstał się z Lynn? – zapytałam.

– Moim zdaniem z czasem doszłoby do tego – odrzekła Susan Barlowe. – Był jednak tak zajęty badaniami nad szczepionką, że problemy życia małżeńskiego… czy też jego braku, odsuwał na bok. Przez jakiś czas bardzo się martwił o Jacka, ale odkąd chłopiec zamieszkał z nami i wyraźnie zaczął na nowo odnajdywać radość życia, Nick skoncentrował się na Gen-stone.

– Czy państwo poznali Vivian Powers?

– Nie – odpowiedział Reid Barlowe. – Oczywiście, czytaliśmy o niej ostatnio, ale Nick nigdy o niej nie wspominał.

– Czy Nick napomknął kiedykolwiek o kłopotach ze szczepionką, zwłaszcza wykraczających poza normalne ryzyko, że każdy obiecujący lek może się w ostatnim stadium testów okazać nieskuteczny?

– W ciągu ostatniego roku był wyraźnie zmartwiony. – Reid Barlowe spojrzał pytająco na żonę, która skinęła głową. – Zwierzył mi się, że wziął pożyczkę pod zastaw swoich udziałów w Gen-stone, ponieważ jego zdaniem potrzebne były dalsze badania.

– Wziął pożyczkę pod zastaw własnych udziałów, a nie z funduszu firmy? – upewniłam się.

– Tak. Jesteśmy dobrze sytuowani. Miesiąc przed katastrofą samolotu Nick poprosił nas o pożyczkę na eksperymenty medyczne.

– Pożyczyli mu państwo pieniądze?

– Tak. Nie powiem pani, jaka to była suma, ale wspominam o tym tylko dlatego, żeby się z panią podzielić własną pewnością, iż jeżeli Nick rzeczywiście brał pieniądze z firmy, to na pewno nie do własnej kieszeni, tylko na badania.

– Czy państwo wierzą w jego śmierć?

– Tak. Nick nigdy nie kłamał i na pewno nie porzuciłby syna. – Reid Barlowe ostrzegawczo podniósł dłoń. – Chyba Jack wrócił. Był na treningu drużyny piłki nożnej.

Ktoś przebiegł przez hol i zatrzymał się pod zamkniętymi drzwiami. Potem zastukał w szybę. Reid Barlowe gestem zaprosił chłopca do środka i wstał, żeby go uściskać.

Jack był szczupły, miał włosy obcięte na jeża i ogromne szaroniebieskie oczy. Gdy zostaliśmy sobie przedstawieni, na jego ustach pojawił się nieśmiały słodki uśmiech.

– Miło mi panią poznać – usłyszałam.

W gardle urosła mi wielka gula. Z pamięci wyłoniły się słowa Nicka Spencera. „Jack jest fantastycznym dzieciakiem”. Miał rację. To widać od razu. Fantastyczny dzieciak. I w tym samym wieku, w jakim byłby mój Patrick, gdyby żył.

– Babciu, mogę iść na noc do Bobby’ego i Petera? Będzie pizza. Ich mama pozwoliła.

Państwo Barlowe porozumieli się wzrokiem.

– Jeśli przyrzekniesz, że nie pójdziecie spać bardzo późno – zastrzegła Susan Barlowe. – Jutro musisz wcześnie wstać.

– Przyrzekam. Naprawdę. Dziękuję, babciu. Obiecałem, że jeśli się zgodzisz, od razu zadzwonię. – Odwrócił się do mnie. – Do widzenia pani.

Spokojnie doszedł do drzwi, ale gdy tylko je zamknął, puścił się biegiem. Spojrzałam na jego dziadków. Uśmiechali się oboje.

– Jak pani widzi – odezwał się Reid Barlowe – trafiła nam się druga szansa. Znowu mamy dziecko. Najlepsze w tym wszystkim, że rodzice tych bliźniaków, Bobby’ego i Petera, są tylko kilka lat od nas młodsi.

Cisnęła mi się na usta pewna uwaga.

– Jack wygląda na szczęśliwego, choć tyle przeszedł. Gratuluję państwu.

– Ma gorsze dni, nie sposób zaprzeczyć – powiedział Reid Barlowe cicho. – Ale czemu tu się dziwić. Był bardzo związany z ojcem. Najgorsza jest niepewność. Mądry z niego chłopiec. Wszędzie dzisiaj pełno zdjęć Nicka i wszelkich komentarzy. W radiu, w prasie, w telewizji… Jednego dnia dziecko boryka się z wiadomością o śmierci ojca, a następnego słyszy, że widziano go w Szwajcarii. Zaczął fantazjować i nic dziwnego. Ma nadzieję, że Nick zdążył przed katastrofą wyskoczyć z samolotu na spadochronie.

Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań i zaczęłam się zbierać do wyjścia.

– Bardzo państwu dziękuję. Obiecuję w niedzielę być po prostu jednym z gości, a nie dziennikarką.

– Cieszę się, że mogliśmy spokojnie porozmawiać – powiedziała Susan Barlowe. – Postanowiliśmy podać nasze stanowisko do publicznej wiadomości. Nicholas Spencer był człowiekiem uczciwym i oddanym sprawie naukowcem. – Zawahała się. – Tak, mogę go nazwać naukowcem, choć nie miał tytułu naukowego z mikrobiologii. Cokolwiek poszło źle w Gen-stone, na pewno stało się to nie z jego winy.

Oboje odprowadzili mnie do drzwi, a Reid Barlowe je przede mną otworzył.

– Właśnie zdałam sobie sprawę – odezwała się wtedy jego żona – że nawet nie spytałam pani o Lynn. Jak ona się czuje? Doszła już do siebie?

– Prawie.

– Powinnam się do niej odezwać. Szczerze mówiąc, czułam do niej niechęć od samego początku, ale też winna jej jestem wdzięczność. Nie wiem, czy pani wspomniała, że Nick zamierzał zabrać ze sobą Jacka do Portoryko i to ona przekonała go do zmiany planów. Jack był wtedy ogromnie rozczarowany, ale gdyby poleciał z Nickiem, on także zginąłby w katastrofie.

Загрузка...