ROZDZIAŁ 19

Sekretarka McDermotta wycinała właśnie z gazet zdjęcia i relacje z wystąpienia szefa w nowoorleańskim sądzie, kiedy zadzwonił telefon. Szybko pobiegła do sali konferencyjnej, wyciągnęła Sandy’ego z narady i przełączyła rozmowę do jego gabinetu.

Dzwoniła Leah Pires. Przywitała się pospiesznie i spytała, czy dokładnie sprawdził swój pokój urządzeniem antypodsłuchowym. Tak, robił to poprzedniego dnia. Była w pokoju hotelu przy ulicy Canal, kilkaset metrów od jego kancelarii. Zaproponowała, żeby się tam spotkali. Sandy potraktował tę propozycję niczym stanowcze polecenie sędziego federalnego. Serce zaczęło mu walić jak młotem, zaledwie usłyszał w słuchawce jej głos.

Nie kazała mu się śpieszyć, toteż poszedł spacerowym krokiem ulicą Poydras, skręcił w Magazine, wreszcie dotarł do ulicy Canal. Ani razu nawet nie zerknął za siebie. Doskonale rozumiał obawy Patricka, który ukrywał się przez wiele lat, wypatrując wrogów na każdym kroku. Ale jego nikt nie zdołałby przekonać, że jakieś płatne zbiry mogą go śledzić. Odgrywał teraz ważną rolę w niezwykle głośnej sprawie, zatem ewentualni prześladowcy musieliby stracić rozum, żeby zakładać podsłuch w jego biurze czy łazić za nim po ulicach. Przecież gdyby cokolwiek zauważył i złożył skargę w sądzie, działałoby to jedynie na korzyść Lanigana.

Musiał jednak wynająć agentów firmy ochroniarskiej i zdobyć urządzenie antypodsłuchowe, gdyż bardzo wyraźnie zażądał tego klient.

Leah powitała go delikatnym uściskiem dłoni i przelotnym uśmiechem, lecz dało się zauważyć, że trapi ją wiele spraw. Była boso, w dżinsach i lekkiej bawełnianej bluzce. Brazylijczycy pewnie tak się ubierają na co dzień – pomyślał. Zaciekawiony, rozejrzał się po pokoju. W otwartej szafie wisiało zaledwie parę ubrań. Biedna dziewczyna musiała ciągle podróżować, wręcz żyć na walizkach, podobnie jak Patrick przez ostatnie cztery lata. Nalała kawy do dwóch filiżanek i poprosiła, by usiadł przy stole.

– Jak on się czuje? – zapytała.

– Coraz lepiej. Doktor mówi, że wyjdzie z tego bez szwanku.

– Bardzo cierpiał? – rzekła cicho.

Sandy stwierdził, że nadzwyczaj mu się podoba jej delikatny latynoski akcent.

– Raczej tak. – Sięgnął do aktówki, wyjął albumik ze zdjęciami i położył przed nią. – Proszę.

Zmarszczyła brwi na widok pierwszej kolorowej odbitki. Po chwili mruknęła coś po portugalsku. Kiedy zerknęła na drugą fotografię, łzy napłynęły jej do oczu.

– Biedny Patrick – szepnęła. – Biedactwo.

Powoli przeglądała albumik do końca, odruchowo ocierając łzy wierzchem dłoni, dopóki McDermott się nie zreflektował i nie podał jej chusteczki. Ani trochę się nie wstydziła okazywać przed nim swoje uczucia. Wreszcie doszła do końca, zamknęła album i oddała go adwokatowi.

– Przykro mi – mruknął nieco zakłopotany Sandy. – A tu jest list od Patricka.

Leah osuszyła oczy i dolała sobie kawy.

– Czy zostaną mu po tych ranach jakieś blizny? – spytała.

– Doktor twierdzi, że nie powinny. Początkowo będą widoczne, ale z upływem czasu mają zniknąć.

– A w jakim jest nastroju?

– Trzyma się dzielnie. Narzeka na bezsenność, dokuczają mu koszmary senne, i to zarówno w dzień, jak i w nocy. Ale środki uspokajające przynoszą skutek. Naprawdę nawet nie umiem sobie wyobrazić, przez co on musiał przejść. – Upił łyk kawy i dodał: – Prawdopodobnie tylko o włos uniknął śmierci.

– Zawsze powtarzał, że go nie zabiją.

Do głowy cisnęły mu się setki pytań, miał wielką ochotę wyrzucić je z siebie jednym tchem: Czy Patrick wiedział, że tamci są na jego tropie? Zdawał sobie sprawę, iż lada dzień mogą go zidentyfikować? Gdzie ona była w tym czasie, kiedy go porwano? Czy mieszkali razem? W jaki sposób zabezpieczyła pieniądze? Gdzie je ulokowała? Czy fortunie nic nie grozi? Gotów był błagać, aby uchyliła mu rąbka tajemnicy. W końcu był adwokatem Lanigana, mogła mu zaufać.

– Porozmawiajmy o sprawie rozwodowej – odezwała się, szybko zmieniając temat.

Zapewne wyczuwała rozpierającą go ciekawość. Wstała od stołu, podeszła do komody, wyjęła z szuflady grubą kartonową teczkę na dokumenty i położyła ją przed nim.

– Widziałeś wczoraj w telewizji wywiad z Trudy?

– Owszem. Usiłowała być bardzo patetyczna, prawda?

– Nie sądziłam, że jest taka ładna.

– Zbyt ładna. Moim zdaniem Patrick popełnił wielki błąd, żeniąc się z nią dla jej wyglądu.

– Nie on pierwszy dał się nabrać.

– Nie. To prawda.

– Patrick nią gardził. To fałszywa kobieta, była niewierna przez cały okres ich małżeństwa.

– Niewierna?

– Tak. Dowody są w tej teczce. W ostatnim roku małżeństwa Patrick zatrudnił prywatnego detektywa, aby ją śledził. Jej kochanek to niejaki Lance Maxa. Spotykała się z nim przy każdej okazji. Detektyw zrobił szereg zdjęć Lance’a wchodzącego i wychodzącego z ich domu, kiedy tylko Patrick wyjeżdżał. Udało mu się nawet sfotografować Trudy z Lance’em opalających się przy basenie na tyłach domu, oczywiście nago.

Sandy pospiesznie otworzył teczkę, przerzucił kilka papierów i trafił na fotografie. Rzeczywiście ukazywały Trudy i Lance’a nagich, jak ich Pan Bóg stworzył. Uśmiechnął się ironicznie.

– To bardzo ciekawe dowody do sprawy rozwodowej.

– Patrick chyba ci już mówił, że chce rozwodu. Nie zamierza prowadzić żadnych kłótni na sali sądowej. Ale na razie trzeba Trudy zamknąć usta. Nieźle się bawi, rozpowiadając na lewo i prawo najgorsze rzeczy o swoim mężu.

– Te zdjęcia powinny odnieść pożądany skutek. A co z córką?

Leah usiadła z powrotem i spojrzała mu w oczy.

– Patrick kocha Ashley Nicole, lecz nie będzie walczył o prawa ojca. Dziewczynka nie jest jego córką.

Sandy przyjął tę wiadomość z zadziwiającym spokojem.

– Więc kto jest ojcem?

– Tego nie wiadomo. Prawdopodobnie Lance. Wygląda na to, że Trudy spotykała się z nim od bardzo dawna, bodajże jeszcze przed maturą.

– Skąd Lanigan może wiedzieć, że nie jest ojcem Ashley Nicole?

– Kiedy mała skończyła czternaście miesięcy, po kryjomu wziął jej z palca próbkę krwi i wysłał wraz z próbką swojej do laboratorium wykonującego testy DNA. Jego podejrzenia się sprawdziły. Wyniki analiz wykluczają ojcostwo. Ich kopia również znajduje się w tej teczce.

Sandy wstał i zaczął chodzić z kąta w kąt, gdyż w ten sposób łatwiej mu było uporządkować myśli. Po chwili stanął przy oknie i wyjrzał na ulicę Canal. Oto kolejny element układanki w tej zagadkowej sprawie wpasował się na miejsce. Kluczowego znaczenia nabierało pytanie: od jak dawna Patrick planował swoje zniknięcie? Żona go zdradzała, musiał wychowywać nie swoje dziecko, wymyślił więc tragiczny wypadek samochodowy, upozorował własną śmierć, w przebiegły sposób skradł pieniądze, po czym przepadł bez śladu. I przez cztery lata wszystko przebiegało po jego myśli.

– Czemu więc nie zamierza stawać przed sądem w sprawie rozwodowej? – zapytał, nie odwracając głowy. – Jeśli to nie jego dziecko, powinien ujawnić fakty i pozbyć się kłopotu.

Sandy znał odpowiedź, ale chciał usłyszeć wyjaśnienia Pires. Po cichu liczył na to, że zyska jakiekolwiek wskazówki, które pozwolą mu rozwikłać dalsze tajemnice.

– Ujawnić je można wyłącznie adwokatowi Trudy – odparła Leah. – Wystarczy mu pokazać zgromadzone materiały. Kiedy pozna prawdę, zapewne zechce pójść na kompromis.

– Chodzi o ugodę w sprawie pieniędzy?

– Zgadza się.

– Jakiego typu?

– Trudy ma zrezygnować z wszelkich roszczeń finansowych.

– A jest o co walczyć?

– To zależy. W innych okolicznościach mogłaby nawet zyskać małą fortunę.

Sandy obrócił się gwałtownie i spojrzał na dziewczynę.

– Nie mogę negocjować żadnych warunków ugody finansowej, jeśli w ogóle nie mam pojęcia, jaką kwotą mój klient dysponuje. Chyba w tej kwestii powinniście mnie oboje nieco bardziej wtajemniczyć.

– Cierpliwości – odrzekła, zachowując powagę. – Z czasem poznasz interesujące cię szczegóły.

– Czy Patrick naprawdę sądzi, że zdoła się wybronić od wszystkich zarzutów?

– W każdym razie będzie próbował.

– Nie widzę większych szans.

– A masz lepszy pomysł?

– Nie.

– Ja także. To jego jedyna szansa.

Sandy pokręcił głową i oparł się ramieniem o ścianę.

– Naprawdę mógłbym więcej zdziałać, gdybyście mi bardziej zaufali.

– Obiecuję, że we właściwym czasie dowiesz się wszystkiego. Na razie trzeba ukręcić łeb sprawie rozwodowej. Trudy odzyska wolność, ale musi zrezygnować z roszczeń finansowych względem Patricka.

– To powinno być proste. Jak również zabawne.

– Więc załatw to. Porozmawiamy w przyszłym tygodniu.

McDermott pojął od razu, że spotkanie dobiegło końca. Leah wstała od stołu i zaczęła zgarniać dokumenty do teczki. Sandy wziął ją od niej i wsunął do aktówki.

– Jak długo zamierzasz tu zostać? – spytał.

– Parę dni – odparła, wyjmując z torebki dużą kopertę. – A tu jest list do Patricka. Przekaż mu, że czuję się dobrze, ciągle jestem w podróży i dotąd nikt mnie nie zidentyfikował.

Sandy schował również kopertę i popatrzył Pires w oczy. W jej spojrzeniu kryło się zdenerwowanie. Chciał jej jakoś ulżyć, przynajmniej zaproponować pomoc, domyślał się jednak, że zostanie odrzucona.

Leah uśmiechnęła się lekko i powiedziała:

– Masz do wypełnienia ważne zadanie. A zatem do dzieła! Ja i Patrick zatroszczymy się o resztę.


Podczas gdy Stephano składał wyjaśnienia w Waszyngtonie, Benny Aricia oraz Guy rozbili obóz w Biloxi. Wynajęli trzypokojowy domek letniskowy w Back Bay, po czym zainstalowali w nim telefon i telefaks.

Wychodzili z założenia, że poszukiwana dziewczyna wcześniej czy później musi się pokazać w rejonie Biloxi. Patrick był pilnie strzeżony i wszystko wskazywało na to, że jego najbliższa przyszłość da się łatwo przewidzieć. Z pewnością nie mógł wychylić nosa poza teren szpitala, a więc to ona powinna teraz szukać z nim kontaktu. Chcieli ją pojmać przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Aricia z ciężkim sercem wyłożył na ten cel kolejne sto tysięcy dolarów, poprzysiągł sobie jednak w duchu, że nie wyda więcej ani centa. Utopił już w poszukiwaniach prawie dwa miliony, musiał się więc opamiętać, póki jeszcze cokolwiek mu zostało. Towarzystwa Northern Case Mutual i Monarch-Sierra, które do tej pory wspomagały jego wysiłki, teraz całkowicie się wycofały. Zostawało jedynie liczyć na to, że agenci federalni, uszczęśliwieni obszernymi zeznaniami Stephano, dadzą im na razie spokój, przez co Guy zyska sposobność pojmania dziewczyny.

Osmar i jego chłopcy wciąż krążyli po ulicach Rio, bez przerwy obserwując wybrane miejsca. Gdyby więc prawniczka wróciła do Brazylii, powinna wpaść im w ręce. Co prawda Osmar musiał w tym celu zatrudnić wielu dodatkowych agentów, ale na szczęście byli oni znacznie mniej kosztowni od swych amerykańskich kolegów.


* * *

Powrót na południowe wybrzeże wywołał z pamięci Benny’ego Aricii przykre wspomnienia. Przeniósł się tutaj w roku 1985 jako przedstawiciel kierownictwa spółki Platt & Rockland Industries, prawdziwie mamuciego koncernu, w którym przez dwadzieścia lat pełnił rolę fachowca naprawiającego błędy innych. Jednym z najbardziej dochodowych oddziałów firmy była wówczas stocznia New Coastal Shipyards z Pascagoula, mieszcząca się w pół drogi między Biloxi a Mobile. Uzyskała ona właśnie olbrzymi, wart dwanaście miliardów kontrakt z dowództwa marynarki wojennej na budowę czterech nuklearnych okrętów podwodnych klasy „Expedition”. I ktoś z zarządu spółki zadecydował, że Benny’emu przydałoby się stałe miejsce zamieszkania.

Wychował się w New Jersey, studiował w Bostonie, a ponieważ mierzył bardzo wysoko, pracę w najdalszym zakątku stanu Missisipi potraktował jak zesłanie. Nie umiał się tu znaleźć. Po dwóch latach pobytu w Biloxi odeszła od niego żona.

Firma Platt & Rockland była podówczas spółką skarbu państwa, z majątkiem akcyjnym wycenianym na dwadzieścia jeden miliardów dolarów. Zatrudniała osiemdziesiąt tysięcy robotników i podzielona była na trzydzieści sześć oddziałów, mających swoje zakłady w stu trzech krajach świata. Zajmowała się niemal wszystkim, od urządzania pomieszczeń biurowych, poprzez wyrąb lasów, produkcję tysięcy różnych artykułów rynkowych, sprzedaż polis ubezpieczeniowych, wydobycie gazu ziemnego, morski transport kontenerowy, rafinację miedzi, aż po budowę atomowych okrętów podwodnych. W rzeczywistości były to setki bardzo luźno powiązanych ze sobą przedsiębiorstw, gdzie – jak to zazwyczaj bywa – nie wiedziała lewica, czym się zajmuje prawica. Ważne były jedynie gigantyczne zyski, którymi mógł się szczycić zarząd spółki.

Benny zaś marzył o uzyskaniu daleko posuniętej autonomii, wyprzedaniu starego parku maszynowego i poczynieniu rozległych inwestycji. Miał wręcz chorobliwą ambicję i wszyscy, którzy go znali, doskonale wiedzieli, iż marzy mu się najwyższe stanowisko w zarządzie spółki.

Dlatego też przeniesienie do Biloxi uznał za kiepski żart, zepchnięcie na boczny tor wyreżyserowane przez jego wrogów z kierownictwa firmy. Nie w smak mu była realizacja rządowego kontraktu, z pogardą odnosił się do wojskowych tajemnic, waszyngtońskich biurokratów i ważniaków z Pentagonu. Mierziło go żółwie tempo, w jakim powstawały zamówione łodzie podwodne.

W roku 1988 wystąpił o przeniesienie, lecz jego prośba została odrzucona. A rok później pojawiły się plotki o znacznych przekroczeniach kosztów budowy okrętów powstających w ramach projektu „Expedition”. Prace wstrzymano, w stoczni New Coastal Shipyards zaroiło się od różnorodnych komisji rządowych i wojskowych. Benny’emu grunt zaczął się palić pod nogami.

Tymczasem firma Platt & Rockland znana była z zawyżania kosztów, fałszowania rachunków oraz innych machinacji finansowych w ramach kontraktów dla przemysłu zbrojeniowego. Ilekroć tego typu oszustwa wychodziły na jaw, zarząd spółki natychmiast zwalniał winnych, po czym przystępował do negocjacji z Pentagonem na temat nowych warunków umowy.

Benny nawiązał kontakt z miejscowym adwokatem, Charlesem Boganem, najstarszym ze wspólników firmy, w której pracował również Patrick Lanigan. Bliski kuzyn Bogana był natomiast senatorem stanu Missisipi, przewodniczył senackiej podkomisji zatwierdzającej wydatki wojskowe i cieszył się olbrzymim poparciem najwyższego dowództwa sił zbrojnych.

Ponadto promotor pracy dyplomowej Bogana pełnił obecnie stanowisko sędziego federalnego, toteż kancelaria miała powiązania z lokalnymi politykami. Aricia doskonale o tym wiedział i właśnie dlatego wybrał Bogana.

Ustawa antymalwersacyjna, zwana niekiedy pogardliwie prawem donosicieli, uchwalona została przez Kongres specjalnie w celu zachęty do ujawniania nadużyć w przedsiębiorstwach realizujących zlecenia rządowe. Benny szczegółowo się z nią zapoznał, zasięgnął nawet opinii radcy prawnego, zanim przedstawił swą sprawę Boganowi.

Oznajmił mu, iż może udowodnić, że w ramach wykonywania projektu „Expedition” spółka Platt & Rockland zawyżyła koszty budowy okrętów o jakieś sześćset milionów dolarów. Nie ukrywał też, że sytuacja stała się dla niego nieprzyjemna, a nie zamierza odejść z pracy jako nieudacznik. Doskonale wiedział, iż ujawniając malwersacje zarządu, jednocześnie zamyka sobie furtkę do znalezienia jakiegokolwiek innego równorzędnego stanowiska. Nie miał złudzeń, że kierownictwo spółki wystawi mu wilczy bilet. Skoro więc miał się znaleźć na czarnej liście i zapomnieć o dalszej karierze w przemyśle maszynowym, chciał maksymalnie wykorzystać otwierające się przed nim możliwości.

A w myśl przepisów ustawy człowiek ujawniający aferę finansową mógł uzyskać nawet piętnaście procent sumy, jaką utracił rząd na skutek malwersacji. Aricia dysponował pełną dokumentacją, pomoc adwokata potrzebna mu była jedynie do tego, by wywalczyć owe piętnaście procent sumy.

Bogan bez wahania najął różnorodnych konsultantów, żeby sprawdzili owe setki dokumentów, które Aricia zaczął kopiować w biurach New Coastal Shipyards. Szybko wyszły na jaw mechanizmy gigantycznego oszustwa, które wbrew pozorom wcale nie było tak skomplikowane. Kierownictwo spółki stosowało powszechnie znane metody: wielokrotnie nabywało te same materiały, zawyżało ceny, powielało rachunki. Niemniej o podobnych praktykach wiedzieli wyłącznie przedstawiciele ścisłego kierownictwa. Aricia utrzymywał, że tylko przypadkiem natknął się na trop afery.

Pospiesznie przygotowano dowody i we wrześniu 1990 roku adwokaci wystąpili do sądu z pozwem, oskarżając zarząd spółki Platt & Rockland o defraudację sześciuset milionów dolarów. Benny złożył wymówienie tego samego dnia, kiedy wpłynął pozew.

Adwokaci bardzo starannie przygotowywali się do rozprawy, tymczasem kuzyn Bogana podniósł szum w senackiej podkomisji. Znacznie wcześniej został przygotowany do odegrania właściwej roli, z oczywistych względów nadając bulwersującej sprawie niezwykłą wagę. Wszyscy mieli się na tym nieźle wzbogacić. Kancelaria adwokacka zażądała standardowego honorarium w wysokości trzeciej części wywalczonego odszkodowania, czyli od piętnastu procent z sześciuset milionów dolarów. Nikt nie wiedział, ile z tego miało wpłynąć na konto senatora.

Bogan umyślnie rozpuścił informacje wśród przedstawicieli miejscowej prasy, natomiast jego kuzyn uczynił to samo w Waszyngtonie. Zarząd spółki Platt & Rockland znalazł się niespodziewanie pod ostrzałem. Wycofała się część kontrahentów, zerwano niektóre umowy, akcjonariusze poczuli się zagrożeni. Niemal natychmiast kilkanaście osób z kierownictwa New Coastal Shipyards znalazło się na bruku, zapowiadano dalsze zwolnienia.

Jak można było oczekiwać, prawnicy firmy przystąpili do negocjacji z urzędnikami Departamentu Sprawiedliwości, ale rozmowy nie były łatwe. Po roku przepychanek zarząd spółki postanowił zwrócić sześćset milionów dolarów i obiecał solennie poprawę. A ponieważ dwa okręty podwodne znajdowały się już na ukończeniu, Pentagon zgodził się nie wycofywać z kontraktu. Ostatecznie firma Platt & Rockland została zobligowana do realizacji zamówienia o pierwotnej wartości dwunastu miliardów dolarów, tyle że wskutek inflacji oraz powtórnego skalkulowania kosztów cena czterech okrętów wzrosła do dwudziestu miliardów.

Po zawarciu ugody Benny Aricia zaczął planować, jak spożytkuje swoją fortunę. Dokładnie tym samym zaprzątali sobie głowy adwokaci. Tymczasem Patrick zniknął, zgarniając im sprzed nosa całą sumę.

Загрузка...