ROZDZIAŁ 6

Jack Stephano został aresztowany w swoim waszyngtońskim biurze. Spędził za kratkami tylko pół godziny, po czym doprowadzono go na zamknięte przesłuchanie przed komisją federalną w małej sali konferencyjnej magistratu. Sędzia poinformował go, iż może być natychmiast zwolniony, jeśli obieca, że nie wyjedzie z miasta i pozostanie do dyspozycji FBI, którego agenci będą go bez przerwy obserwować. W tym czasie liczny oddział funkcjonariuszy wpadł do biura, zwolnił wszystkich pracowników do domu i spakował całą dokumentację.

Po zwolnieniu z aresztu Stephano został przewieziony do gmachu Hoovera przy Pennsylvania Avenue, gdzie czekał na niego Hamilton Jaynes. Kiedy pozostali sami w gabinecie, wicedyrektor FBI zdawkowo przeprosił detektywa za to zajście. Wyjaśnił przy tym, że nie miał innego wyjścia. Nie mógł przejść do porządku dziennego nad potajemnym uprowadzeniem, szprycowaniem narkotykami i torturowaniem, które prawie doprowadziło do śmierci człowieka od dawna poszukiwanego przez służby federalne.

W gruncie rzeczy chodziło jednak o pieniądze, a krótkotrwały pobyt w areszcie miał stanowić ostrzeżenie dla Stephano. Ale ten przysiągł solennie, że Lanigan niczego im nie powiedział.

W czasie trwania tej rozmowy drzwi i okna biura Stephano zostały zaplombowane. Kiedy zaś pani Stephano wyszła na partię brydża, na linii jego telefonu domowego założono podsłuch.

Po krótkiej, lecz bezowocnej rozmowie z Jaynesem detektywa odwieziono do śródmieścia, w pobliże gmachu sądu najwyższego. A ponieważ zakazano mu wstępu do biura, przywołał taksówkę i polecił się zawieźć do hotelu „Hay-Adams” na rogu ulic H i Szesnastej. Pochylając się nad gazetą, w zamyśleniu muskał palcami nadajnik, który wszyto mu w marynarkę w trakcie pobytu w areszcie. Było to miniaturowe urządzenie stale emitujące sygnał radiowy, pozwalający na śledzenie drogi ludzi, samochodów bądź też wybranych sztuk bagażu. Stephano ukradkiem obmacał swe ubranie podczas rozmowy z Jaynesem, a odkrywszy pluskwę, ledwie się powstrzymał przed tym, żeby ją wyszarpnąć z marynarki i cisnąć na biurko dyrektora FBI.

On sam doskonale znał różne techniki śledzenia ludzi. Toteż upchnął marynarkę pod siedzeniem taksówki i energicznym krokiem wszedł do holu budynku stojącego naprzeciwko parku Lafayette’a. W hotelu nie było wolnych miejsc. Poprosił o spotkanie z menedżerem, swoim byłym klientem, i już po krótkiej rozmowie został odprowadzony do pokoju na trzecim piętrze, z którego rozciągał się malowniczy widok na Biały Dom. Tutaj pospiesznie rozebrał się do bielizny, rozłożył ubranie na łóżku i szczegółowo je przeszukał, dokładnie obmacując każdy centymetr materiału. Zamówił lunch. Później zadzwonił do żony, ale nikt nie podniósł słuchawki.

Skontaktował się z Bennym Aricią, tymże klientem, do którego należało zaginionych dziewięćdziesiąt milionów dolarów. Miał z tej sumy zatrzymać sześćdziesiąt milionów, trzydzieści zaś przekazać na konto kancelarii Bogana i Vitrano w Biloxi. Ale pieniądze zniknęły z banku na Bahamach, zanim Aricia zdążył wydać jakiekolwiek dyspozycje.

Obecnie mieszkał w hotelu „Willarda”, również nieopodal Białego Domu, gdzie niecierpliwie czekał na wieści od Stephano.

Spotkali się godzinę później w hotelu „Four Seasons” w Georgetown, w którym Aricia wynajął apartament na tydzień z góry.

Benny dobiegał sześćdziesiątki, lecz wyglądał o dziesięć lat młodziej. Był szczupły i wysportowany, a jego cera miała odcień opalenizny charakterystyczny dla bogatych emerytowanych przemysłowców z południowej Florydy, spędzających całe dnie na grze w golfa. Aricia mieszkał w rozległym domu, nad samym kanałem Miami, z młodą Szwedką, która mogłaby być jego córką.

Po zniknięciu pieniędzy adwokaci wystąpili o odszkodowanie w ramach polisy ubezpieczającej kancelarię przed defraudacją funduszy przez jej pracowników. Takie wypadki nie należały bowiem do rzadkości w światku prawników. Ale polisa, wystawiona przez towarzystwo ubezpieczeniowe Monarch-Sierra, opiewała zaledwie na cztery miliony dolarów. Toteż Aricia zaskarżył kancelarię do sądu, domagając się zwrotu całej należnej mu sumy, czyli sześćdziesięciu milionów.

Niewiele jednak mógł wskórać, a wobec perspektywy ogłoszenia przez kancelarię bankructwa zgodził się chwilowo zadowolić czteromilionowym odszkodowaniem. Prawie połowę tej kwoty wydał na poszukiwanie Patricka. Domek letniskowy w Boca kosztował go dalsze pół miliona i po rozliczeniu różnych pomniejszych wydatków został mu już tylko milion dolarów.

Stojąc przy oknie i popijając kawę bezkofeinową, zapytał:

– Czy mnie także mogą aresztować?

– Nie sądzę. Postaram się utrzymać twoje nazwisko w tajemnicy.

Benny podszedł do stolika, postawił na nim filiżankę z kawą i usiadł naprzeciwko detektywa.

– Kontaktowałeś się już z towarzystwami ubezpieczeniowymi? – zapytał.

– Jeszcze nie. Dzisiaj do nich zadzwonię. Moim zdaniem nic wam nie grozi.

Northern Case Mutual, firma, dzięki której Trudy zyskała olbrzymi majątek, potajemnie przeznaczyła na poszukiwanie Lanigana pół miliona dolarów. Towarzystwo Monarch-Sierra dorzuciło milion. W sumie agenci Stephano mogli dzięki temu wydać ponad trzy miliony na wykonanie zleconego im zadania.

– Namierzyliście już tę dziewczynę? – spytał Aricia.

– Nie. Moi ludzie przeszukują Rio. Dotarli do jej ojca, ale nic z niego nie wyciągnęli. Rozmawiali też w firmie prawniczej, w której pracuje. Podobno wyjechała z miasta w interesach.

Aricia skrzyżował ręce na piersi i rzekł cicho:

– Zrelacjonuj mi dokładnie, co wam powiedział.

– Nie miałem jeszcze okazji przesłuchać nagrania. Powinno dotrzeć do mego biura dziś po południu, ale sprawy się skomplikowały. Poza tym przesyłka idzie aż z Paragwaju.

– Tyle i ja wiem.

– Według doniesień Guya, Lanigan złamał się po pięciu godzinach wstrząsów elektrycznych. Podobno pieniądze są bezpieczne, rozlokowane w różnych bankach, których nie umiał wymienić z nazwy. Guy omal go nie uśmiercił, próbując poznać konkrety. W końcu doszedł do słusznego wniosku, że Lanigan rzeczywiście nie zna szczegółów, a pieczę nad funduszem sprawuje ktoś inny. Niewiele już mu trzeba było, żeby poznać nazwisko tej prawniczki. Natychmiast zadzwonił do Rio i uzyskał potwierdzenie jej tożsamości. Ale ona wcześniej zdążyła zwiać.

– Chciałbym przesłuchać tę taśmę.

– To nie będzie przyjemne, Benny. Facet miał już rozległe oparzenia i prawdopodobnie błagał głównie o litość.

Benny nie mógł sobie odmówić szerokiego uśmiechu.

– Tak się domyślałem. I dlatego chciałbym przesłuchać nagranie.


Patricka umieszczono w niewielkiej salce na samym końcu bocznego skrzydła szpitala. Pojedyncze okno nie dało się otworzyć, drzwi były zamykane od zewnątrz. Spuszczono żaluzje. W korytarzu przy wejściu na wszelki wypadek stanęło na straży dwóch wartowników.

Lanigan donikąd się nie wybierał. Długotrwałe wstrząsy elektryczne spowodowały przejściowy paraliż wielu mięśni, głównie nóg i klatki piersiowej. Ucierpiały nawet jego stawy i kości. W czterech miejscach silne oparzenia doprowadziły do powstania otwartych ran – dwóch na piersi, na udzie oraz łydce. Cztery inne lekarze zaliczyli do poparzeń drugiego stopnia.

Patrick cierpiał straszliwie, toteż opiekujący się nim doktorzy postanowili jednomyślnie utrzymać go przez pewien czas na silnych dawkach leków przeciwbólowych. Nic ich nie skłaniało do pośpiechu. Nawet jedyna rzecz sporna – kwestia nagrody za ujęcie przestępcy poszukiwanego listem gończym – mogła jeszcze przez parę dni pozostać nie rozstrzygnięta.

Tak więc w zaciemnionym pokoju wypełnionym cichą muzyką, w błogim stanie upojenia środkami narkotycznymi, Lanigan przesypiał kolejne godziny, całkiem nieświadom burzy, jaką zapoczątkowała wiadomość o jego ujęciu.


W sierpniu 1992 roku, pięć miesięcy po zniknięciu pieniędzy, federalna komisja przysięgłych w Biloxi formalnie oskarżyła Patricka o dokonanie kradzieży. Uznano, że istnieją wystarczające dowody jego winy, a nie ma innych podejrzanych. Skoro zaś przestępca ukrywał się prawdopodobnie za granicą, sprawę przekazano służbom federalnym.

Biuro szeryfa okręgu Harrison na polecenie prokuratora okręgowego podjęło śledztwo w sprawie domniemanego morderstwa, szybko utknęło ono jednak w martwym punkcie, a policja z Biloxi musiała się zająć pilniejszymi sprawami. Ale teraz pospiesznie wyciągnięto z archiwum stare akta.

Konferencja prasowa zwołana na dwunastą opóźniła się nieco, gdyż przedstawiciele władz długo dyskutowali w biurze Cuttera na temat sposobu przedstawienia opinii publicznej niektórych szczegółów. Dyskusja była dość burzliwa, ponieważ wyszły na jaw różne sprzeczne interesy. Z jednej strony stołu zasiadł Cutter wraz z kolegami z biura, a więc ludzie bezpośrednio wykonujący polecenia Maurice’a Masta, prokuratora generalnego zachodniego dystryktu stanu Missisipi, który specjalnie w tym celu przyjechał z Jackson, z drugiej natomiast dogłębnie gardzący FBI szeryf okręgu Harrison, Raymond Sweeney, i jego zastępca, Grimshaw. W ich imieniu głos zabierał prokurator okręgowy T. L. Parrish.

Spory wynikły na gruncie zderzenia interesów stanowych i krajowych, niskobudżetowej policji i wszechwładnego biura federalnego, ale przede wszystkim były efektem niezaspokojonych ambicji przedstawicieli władzy, z których każdy pragnął dla siebie uszczknąć jak najwięcej z zapowiadającego się wielkiego przedstawienia z Laniganem w roli gwiazdy.

– Chyba najważniejszą kwestią jest wystąpienie o karę śmierci – zakomunikował Parrish.

– Możemy o nią wystąpić na podstawie przepisów federalnych – odparł Mast, usilnie próbując zachować swobodny ton.

Parrish uśmiechnął się pobłażliwie i pochylił nisko głowę. Dopiero od niedawna przepisy federalnego kodeksu karnego dopuszczały karę śmierci, ale komisja senacka nie ustaliła jeszcze zakresu przewinień, za które można by ją było stosować. Wszystko wyglądało pięknie w wiadomościach telewizyjnych, komentujących podpisanie przez prezydenta uchwalonych poprawek, lecz w praktyce sprawy okazywały się znacznie bardziej skomplikowane.

Natomiast stanowe prawo karne, obowiązujące już od wielu lat, było dobrze sprawdzone i ugruntowane.

– Nie ulega wątpliwości, że łatwiej będzie sformułować oskarżenie na podstawie naszego kodeksu – oznajmił Parrish, który w swej dotychczasowej karierze wysłał już ośmiu ludzi do celi śmierci, podczas gdy Mast dopiero szykował swój pierwszy akt oskarżenia o zabójstwo z premedytacją.

– Należy także rozpatrzyć kwestię ewentualnej kary więzienia – ciągnął prokurator okręgowy. – My będziemy mogli go umieścić w Parchman, gdzie przez dwadzieścia trzy godziny na dobę pozostanie w ciasnej, dusznej i parnej celi, dostanie dwa razy dziennie nędzny posiłek, wykąpie się tylko dwa razy w tygodniu i będzie musiał się opędzać od karaluchów oraz gwałcicieli. Jeśli wpadnie pod waszą kuratelę, wyląduje do końca życia w luksusowym klubie, a federalni strażnicy będą mu zmieniać pieluszki i wynajdować setki sposobów na utrzymanie go w należytej formie.

– Z pewnością nie będzie to jednak piknik – sparował Mast, ledwie trzymając się w ryzach.

– Ale zawsze przyjemny wypoczynek. Nie upieraj się, Maurice. Wszak chodzi przede wszystkim o wywarcie nacisku. Mamy do czynienia z dwoma tajemniczymi zagadkami, które należy rozwiązać przed postawieniem Lanigana w stan oskarżenia. Po pierwsze: pieniądze. Gdzie są? Co z nimi zrobił? Czy uda się je odzyskać i zwrócić prawowitym właścicielom? A po drugie: kto spoczywa w jego grobie? Mam przeczucie, że tylko Lanigan może to wyjaśnić, a na pewno tego nie zrobi, jeśli go odpowiednio nie postraszymy. Należy obudzić w nim lęk, Maurice. Tylko wizja osadzenia w Parchman odniesie pożądany skutek. Mogę cię zapewnić, że on modli się przez cały czas, byśmy go oskarżyli na podstawie prawa federalnego.

Mast był o tym przeświadczony, lecz nie mógł tak łatwo ustąpić. Dla niego była to zbyt ważna sprawa, aby ją przekazać w ręce władz lokalnych. Liczył na to, iż przyciągnie uwagę opinii publicznej.

– Wiesz jednak, że możemy wystąpić z innymi oskarżeniami – rzekł. – Ostatecznie złodzieja schwytano za granicą, bardzo daleko od rejonu twojej jurysdykcji.

– Owszem, lecz poszkodowani są nadal obywatelami tego okręgu – zripostował Parrish.

– Sprawa wcale nie jest taka prosta.

– Co zatem proponujesz?

– Abyśmy zajęli się nią wspólnie – rzekł Mast takim tonem, jakby zrzucał z barków olbrzymi ciężar.

Takie rozwiązanie dopuszczało możliwość ingerencji władz federalnych w dowolnym momencie, a zarazem złożenie tego rodzaju propozycji przez prokuratora generalnego wyczerpywało chyba limit oczekiwań Parrisha.

Klucz do rozwiązania zagadki stanowiło więzienie Parchman i wszyscy obecni doskonale o tym wiedzieli. Lanigan był w końcu adwokatem i musiał zdawać sobie sprawę z panujących tam warunków. Toteż wizja spędzenia dziesięciu lat na pograniczu życia i śmierci powinna mu rozwiązać język.

Pospiesznie rozplanowano podział tego kawałka tortu, przy którym główne role miały przypaść pospołu Parrishowi i Mastowi. FBI powinno kontynuować śledztwo w sprawie zaginionych pieniędzy, podczas gdy czynniki lokalne musiały się skoncentrować na kwestii domniemanego morderstwa. Parrish obiecał błyskawicznie postawić na nogi całe swoje biuro. Ale wobec opinii publicznej obie strony miały występować wspólnie. Sporne problemy, takie jak szczegóły oskarżenia oraz późniejszy proces, postanowiono na razie odłożyć. Uznano, że w tej chwili najważniejsze jest, aby każda ze stron jak najsumienniej zajęła się przypadającym jej dochodzeniem.

W gmachu służb federalnych trwał właśnie inny proces, toteż dziennikarzy zaproszono do budynku po drugiej stronie ulicy, gdzie na pierwszym piętrze była wolna główna sala obrad sądu okręgowego w Biloxi. Konferencja wzbudziła olbrzymie zainteresowanie. Większość zgromadzonego tłumu stanowili żądni sensacji miejscowi pismacy, lecz przybyli także reporterzy z Jackson, Nowego Orleanu oraz Mobile. Stłoczyli się wszyscy przy barierce niczym dzieci pragnące zobaczyć każdy szczegół interesującego przedstawienia.

Mast i Parrish z posępnymi minami zajęli miejsca przy stole prezydialnym, za wielką baterią mikrofonów, od których biegły grube wiązki kabli. Cutter i pozostali funkcjonariusze stanęli murem za ich plecami. Włączono światła, zamruczały kamery.

Mast odchrząknął i oznajmił głośno:

– Mamy zaszczyt powiadomić, że ujęto Patricka Lanigana, poszukiwanego listem gończym byłego mieszkańca Biloxi. Jest żywy i zdrowy, przebywa obecnie w areszcie.

Urwał na chwilę i uśmiechnął się lekko, usłyszawszy głośny szmer zdumienia wśród zgromadzonych dziennikarzy. Następnie przedstawił pokrótce szczegóły aresztowania, które odbyło się przed dwoma dniami w Brazylii, i oznajmił z naciskiem, iż tożsamość więźnia nie pozostawia żadnych wątpliwości. Nawet jednym słowem nie wspomniał, że ani miejscowa policja, ani też agenci FBI nie mieli z tym nic wspólnego. Później już zostało jedynie dodać kilka zdań na temat terminu przetransportowania więźnia do Biloxi, stawianych mu zarzutów oraz sprawności działania służb i sądownictwa federalnego.

Parrish nie mógł mu dorównać w dramaturgii wystąpienia. Obiecał jak najszybsze wystosowanie formalnego oskarżenia o morderstwo z premedytacją, jak również o kilka innych przestępstw, które w ostatniej chwili przyszły mu do głowy.

Posypała się lawina pytań. Mast i Parrish musieli przytaczać swe opinie prawie w każdej kwestii tej skomplikowanej sprawy. Obaj zresztą znosili to dzielnie przez półtorej godziny trwania konferencji.


Trudy uparła się, aby Lance towarzyszył jej podczas rozmowy. Oznajmiła, że go potrzebuje. W obcisłych, dżinsowych szortach robił dość niezwykłe wrażenie, tym bardziej że miał bardzo muskularne i silnie owłosione uda. Adwokat przyjął to z niesmakiem, ale nie takie rzeczy już widywał w życiu.

Ona przyszła wystrojona, jakby miała wystąpić w telewizji – w krótką wąską spódniczkę i gustowną czerwoną bluzkę. Do tego miała starannie zrobiony makijaż i nosiła cenną biżuterię. Usiadłszy na krześle, założyła nogę na nogę, jakby chciała w ten sposób przyciągnąć uwagę prawnika. Delikatnie poklepała Lance’a po ramieniu, kiedy ten położył jej dłoń na kolanie.

Adwokat zignorował jednak te wszystkie zabiegi.

Trudy powtórzyła to, co już wcześniej wyjaśniła przez telefon. Zamierzała złożyć pozew rozwodowy. Była wściekła i rozgoryczona. Jak on mógł jej to uczynić? Jak mógł zrobić coś takiego jedynej córce? Przecież Ashley Nicole tak bardzo go kochała. Żyli zgodnie i szczęśliwie. No i proszę!

– Uzyskanie rozwodu nie powinno stanowić większych trudności – orzekł J. Murray Riddleton, który od wielu lat specjalizował się w sprawach rozwodowych. – Bez trudu można udowodnić porzucenie rodziny. W świetle prawa stanu Alabama powinna pani uzyskać rozwód z orzeczeniem winy męża i zachować cały swój majątek.

– Chciałabym więc złożyć pozew najszybciej, jak tylko to możliwe – powiedziała, omiatając spojrzeniem fotografie i dyplomy porozwieszane na ścianie za jego biurkiem.

– Mogę uczynić to jutro z samego rana.

– Ile czasu to zajmie?

– Trzy miesiące. Nie powinno być żadnych komplikacji.

Ale ta wiadomość w najmniejszym stopniu nie zmniejszyła jej rozgoryczenia.

– Po prostu nie potrafię zrozumieć, jak można zrobić coś takiego ukochanej osobie. Czuję się jak idiotka.

Lance pochylił się nieco w jej stronę, nie zdejmując dłoni z kolana.

W gruncie rzeczy rozwód był najmniejszym zmartwieniem Trudy, o czym adwokat doskonale wiedział. Nie dał się nabrać na teatralną pozę kobiety o złamanym sercu.

– Ile otrzymała pani odszkodowania z męża polisy na życie? – zapytał, sięgając po dokumenty.

Trudy zrobiła taką minę, jakby samo wspomnienie o polisie ubezpieczeniowej wprawiło ją w szok.

– Czy to takie ważne? – syknęła.

– Oczywiście. Towarzystwo z pewnością wystąpi o zwrot pieniędzy. Pani mąż przecież nie umarł, zatem odszkodowanie zostało wypłacone niesłusznie.

– Pan chyba żartuje?

– Ani trochę.

– Nie mogą mi tego zrobić! Nie wierzę.

– Niestety, ale tak. I proszę się przygotować, że wystąpią bardzo szybko.

Lance natychmiast zabrał rękę i przygarbił się wyraźnie. Trudy zastygła z rozdziawionymi ustami, w jej oczach pojawiły się łzy.

– To niemożliwe.

Adwokat przysunął sobie notatnik i sięgnął po długopis.

– Spróbujmy podsumować pani wydatki.

Na pierwszy ogień poszedł rolls-royce za sto trzydzieści tysięcy, którego do tej pory używała. Lance jeździł porschem, Trudy kupiła mu samochód za osiemdziesiąt pięć tysięcy. Dom kosztował ją dziewięćset tysięcy w gotówce, nie był obciążony hipoteką, ale został zapisany na nazwisko Lance’a. Sześćdziesiąt tysięcy pochłonął zakup przemytniczej motorówki. Sto tysięcy poszło na biżuterię. Resztę mogli jedynie szacować, biorąc sumy z powietrza. W przybliżeniu lista wydatków zamknęła się kwotą półtora miliona dolarów. Adwokat nie miał już odwagi powiedzieć, że wszystkie nabyte rzeczy będą musiały zostać zwrócone w pierwszej kolejności.

Czuł się jak dentysta usuwający pacjentowi zęby bez znieczulenia, mimo to wydusił z Trudy szacunkową sumę miesięcznych wydatków na życie: tysiąc dolarów. Ale poza tym oboje kilkakrotnie wyjeżdżali na kosztowne wycieczki, a straconych w ten sposób pieniędzy nie było chyba w stanie odzyskać żadne towarzystwo ubezpieczeniowe.

Trudy nie pracowała, nie miała ani renty, ani emerytury, jak sama wolała określać swój status. Natomiast Lance nie odważył się wspomnieć o dochodach z przemytu narkotyków. Żadne z nich nie miało też zamiaru, nawet przed swoim adwokatem, ujawniać faktu, że potajemnie wpłacili na konto banku na Florydzie trzysta tysięcy dolarów.

– Kiedy, według pana, towarzystwo może wystąpić o zwrot odszkodowania? – spytała na koniec Trudy.

– W ciągu tygodnia – odparł stanowczo.


Stało się to jednak o wiele szybciej. Jeszcze w czasie trwania konferencji prasowej, kiedy tylko została ujawniona informacja o ujęciu Patricka, prawnicy towarzystwa Northern Case Mutual w kancelarii tego samego sądu okręgowego w Biloxi złożyli pozew przeciwko Trudy Lanigan o zwrot odszkodowania w wysokości dwóch i pół miliona dolarów, powiększonego o należne odsetki oraz honoraria adwokatów. Jednocześnie został sformułowany wniosek o natychmiastowe podjęcie przez komornika działań uniemożliwiających pozwanej jakiekolwiek rozporządzanie posiadanym majątkiem.

Prawnicy natychmiast przedłożyli tenże wniosek dyżurującemu sędziemu – któremu wcześniej całą sprawę przedstawiono telefonicznie – i po krótkiej, zwołanej w trybie pilnym naradzie sędzia zgodził się na proponowane środki zabezpieczające, po czym wydał stosowne dyspozycje. Nie było w tym niczego dziwnego, gdyż jako uważny obserwator bieżących wydarzeń doskonale znał sprawę Patricka Lanigana. Co więcej, jego żona została bardzo niegrzecznie potraktowana przez Trudy już kilka dni po zakupie czerwonego rolls-royce’a.

W tym samym czasie, gdy Trudy i Lance naradzali się ze swoim adwokatem, kopię decyzji sędziego z Biloxi dostarczono do kancelarii sądu okręgowego w Mobile. Dwie godziny później, kiedy ta sama para raczyła się drinkami na tarasie domu nad zatoką Mobile Bay, do drzwi zadzwonił goniec, aby doręczyć Trudy kopię pozwu wystosowanego przez towarzystwo Northern Case Mutual, wezwanie do stawienia się przed okręgowym sądem cywilnym w Biloxi oraz poświadczoną kopię decyzji w sprawie komorniczego nadzoru nad jej majątkiem. Na pierwszym miejscu długiej listy rzeczy zabronionych znalazł się zakaz wystawiania czeków bez pisemnej zgody sądu.

Загрузка...