ROZDZIAŁ 31

Pani Stephano znów mogła spać spokojnie. Denerwujący młodzi ludzie w identycznych ciemnych garniturach w końcu wynieśli się sprzed ich domu, a sąsiedzi przestali wydzwaniać z kłopotliwymi pytaniami. Plotki zaś łatwo było zlekceważyć. No i powrócił wreszcie mąż.

Chrapała więc sobie smacznie, kiedy o wpół do szóstej obudził ją dzwonek telefonu. Sięgnęła po słuchawkę.

– Halo!

– Czy mógłbym rozmawiać z Jackiem Stephano? – zapytał stanowczy, męski głos.

– A kto mówi?

– Hamilton Jaynes z FBI.

– Och, mój Boże! – jęknęła kobieta i zakrywszy dłonią mikrofon, szepnęła do męża, który właśnie siadał w łóżku: – Jack, to znowu FBI!

Ten zapalił nocną lampkę, spojrzał na zegarek i wziął od niej słuchawkę.

– Kto mówi?

– Witaj, Jack. Tu Hamilton Jaynes. Przykro mi, że dzwonię tak wcześnie.

– To trzeba było tego nie robić.

– Chciałem cię tylko powiadomić, że mamy w areszcie tę dziewczynę, Evę Mirandę. Jest bezpieczna, zatem możesz odwołać swoje psy gończe.

Detektyw szybko odrzucił kołdrę i stanął przy łóżku. Oto przepadła jego ostatnia nadzieja. Poszukiwanie zaginionych pieniędzy można było definitywnie zakończyć.

– Gdzie ją trzymacie? – zapytał, chociaż nie spodziewał się uzyskać konkretnej odpowiedzi.

– Powinno ci wystarczyć, że ją mamy, Jack. Znajduje się pod naszą pieczą.

– Gratulacje.

– Posłuchaj, Jack. Wysłałem już swoich ludzi do Brazylii, żeby zbadali okoliczności porwania jej ojca. Daję ci dwadzieścia cztery godziny. Jeśli do jutra, do piątej trzydzieści, Paulo Miranda nie zostanie uwolniony, będę musiał aresztować i ciebie, i Aricię. Do diabła, mam coraz większą ochotę zgarnąć także Attersona z towarzystwa Monarch-Sierra i Jilla z Northern Case Mutual. Pomijając inne sprawy, chętnie bym z tymi panami porozmawiał na osobności.

– Widzę, że szantaż sprawia ci olbrzymią frajdę.

– Uwielbiam to. Z radością pomógłbym Brazylijczykom wystąpić o waszą ekstradycję, a pewnie wiesz, że formalności zajęłyby kilka miesięcy. W takich wypadkach nie wchodzi w grę zwolnienie za kaucją, zatem wszyscy spędzilibyście Boże Narodzenie za kratkami. Później, kto wie, może sąd by zatwierdził ekstradycję, toteż wylądowalibyście w Rio. Podobno plaże są tam przeurocze. Jesteś tam jeszcze, Jack?

– Owszem.

– Pamiętaj, dwadzieścia cztery godziny.

Połączenie zostało przerwane. Stephano obejrzał się, lecz jego żona była w łazience, zapewne znów roztrzęsiona, jakby nie miała ochoty widzieć go więcej na oczy.

Zszedł do kuchni i nastawił ekspres do kawy. Nie zapalając światła, usiadł przy stole i popatrzył na jaśniejące z wolna niebo za oknem. Był już zmęczony sprawą Aricii.

Otrzymał jednak zadanie odnalezienia Patricka i skradzionych pieniędzy. Nic go nie obchodziło, skąd się one wzięły. Wystąpienie Aricii przeciwko macierzystej firmie Platt & Rockland znał tylko w ogólnych zarysach, lecz od początku podejrzewał, że kryje się za tym jakiś szwindel. Kilka razy próbował nakierować rozmowę na temat wydarzeń poprzedzających tajemnicze zniknięcie Lanigana, lecz Aricia milczał jak grób.

Po cichu żywił również przekonanie, że instalacja podsłuchowa w kancelarii adwokackiej miała służyć dwóm celom: odkryciu brudnych sprawek Bogana i jego klientów, a zwłaszcza Aricii, oraz poznaniu szczegółów dotyczących przelewu gigantycznej nagrody. Z pewnością nikt nie zdawał sobie sprawy, może poza adwokatami i Bennym Aricią, jak wiele obciążających dowodów zdołał zebrać Lanigan za jej pośrednictwem. A Stephano był niemal pewien, że jest tego bardzo dużo.

Kiedy pieniądze zniknęły z banku, on zaś przystąpił do realizacji zlecenia, wspólnicy z kancelarii stanowczo odmówili udziału w powstającym konsorcjum. Stracili trzydzieści milionów dolarów, woleli się jednak wycofać i w zaciszu gabinetów lizać swoje rany. Rzekomo postąpili tak z powodu braku funduszy. To prawda, że byli zrujnowani, a najbliższa przyszłość miała ich doprowadzić do bankructwa, nic więc dziwnego, że nie chcieli partycypować w kosztownych poszukiwaniach. Niemniej w rozmowach z prawnikami Jack wyczuwał, iż wcale nie zależy im na odnalezieniu Lanigana.

Widocznie obawiali się ujawnienia demaskatorskich nagrań. Patrick musiał przyłapać ich na gorącym uczynku. Jeśli więc nawet po zniknięciu pieniędzy ich los stał się marny, to i tak był o wiele lepszy od koszmaru, jakim mogło być schwytanie Lanigana.

To samo dotyczyło Aricii. Toteż odczekawszy godzinę, Stephano zadzwonił do niego.


O wpół do siódmej w gabinecie Hamiltona Jaynesa zrobiło się ciasno. Dwaj agenci rozsiedli się na sofie i zaczęli czytać ostatnie raporty wysłanników z Rio. Trzeci zajął posterunek tuż przy biurku i czekał na meldunek w sprawie miejsca pobytu Benny’ego Aricii. Ten zaś wciąż przebywał w wynajętym domku letniskowym w Biloxi.

Przy drugim końcu biurka kolejny agent wczytywał się w sprawozdanie z zatrzymania Evy Mirandy. Tymczasem sekretarka wnosiła do pokoju kolejne porcje papierów. Jaynes siedział w swoim fotelu, bez marynarki, w poluzowanym krawacie, i rozmawiał przez telefon, starając się nie zwracać uwagi na to, co się wokół niego dzieje.

Taką sytuację zastał Joshua Cutter, który z podkrążonymi i zaczerwienionymi oczyma wkroczył do gabinetu. Przespał jedynie dwie godziny na lotnisku w Atlancie, gdy czekał na samolot do Waszyngtonu. Szef wysłał po niego służbowy samochód, toteż prosto z lotniska agent trafił do gmachu Hoovera. Na jego widok Jaynes natychmiast odłożył słuchawkę i wyprosił wszystkich z pokoju.

– Zrób nam kawy, byle mocnej i dużo – warknął do sekretarki.

Kiedy zostali sami, Cutter opadł ciężko na krzesło przy wielkim biurku. Mimo zmęczenia starał się zachować klarowność umysłu. Jeszcze nigdy przedtem nie został wezwany na spotkanie w cztery oczy z wicedyrektorem biura.

– No więc słucham – rzucił Jaynes.

– Lanigan chce zawrzeć umowę. Twierdzi, że dysponuje dowodami wystarczającymi do oskarżenia Aricii, jego adwokatów i jakiegoś nie wymienionego z nazwiska senatora.

– Co to za dowody?

– Podobno wielkie pudło pełne kopii dokumentów i kaset z nagranymi rozmowami, które starannie gromadził przed upozorowaniem wypadku.

– Widziałeś to pudło?

– Nie, ale McDermott utrzymuje, że wozi je ze sobą w bagażniku.

– A co z pieniędzmi?

– W ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat. Adwokat chce się spotkać z panem oraz z kimś z Departamentu Sprawiedliwości, żeby szerzej omówić warunki proponowanej ugody. Odniosłem wrażenie, że Lanigan będzie chciał się wykupić od wszystkich stawianych mu zarzutów.

– Zawsze istnieje taka możliwość, gdy się dysponuje kupą skradzionej forsy. Gdzie chcą zorganizować to spotkanie?

– Na miejscu, gdzieś w Biloxi.

– Zadzwonię do Sprawlinga z Departamentu Sprawiedliwości – mruknął Jaynes, jak gdyby do siebie, sięgając szybko po słuchawkę telefonu.

Sekretarka przyniosła świeżo zaparzoną kawę.


Mark Birck nerwowo postukiwał długopisem w blat stołu, czekając w sali odwiedzin aresztu federalnego. Dochodziła dziewiąta, było więc o wiele za wcześnie na spotkania adwokatów z klientami, on jednak skorzystał ze swoich znajomości w administracji więzienia. Wyjaśnił krótko, że chodzi o sprawę nie cierpiącą zwłoki. Przepierzenia po obu stronach oddzielały go od innych stanowisk, tafla zbrojonego szkła rozcinała blat na dwie połowy, rozmawiać można było tylko przez wycięty w niej otwór, zabezpieczony gęstą drucianą siatką.

Zmuszony był czekać aż pół godziny, zanim wreszcie bocznymi drzwiami wprowadzono aresztantkę. Miała na sobie żółty jednoczęściowy kombinezon ze spranym szarawym numerem wydrukowanym na piersi. Strażniczka zdjęła jej kajdanki. Miranda szybko rozmasowała sobie nadgarstki.

Kiedy zostali sami, niepewnie usiadła na krześle i spojrzała na niego. Przez maleńką szczelinę pod szybą podał jej swoją wizytówkę. Chwyciła ją pospiesznie i wpatrywała się długo, jakby chciała dokładnie zapamiętać kształt każdej litery.

– Przysłał mnie Patrick – powiedział.

Brazylijka zamknęła oczy.

– Dobrze się pani czuje? – spytał.

Oparła się łokciami o blat, pochyliła ku szybie i odparła cicho:

– Tak, wszystko w porządku. Dziękuję, że pan przyjechał. Kiedy będę mogła stąd wyjść?

– Dopiero za kilka dni. To zależy od decyzji tych z FBI. Będzie kiepsko, jeśli wysuną oficjalnie zarzut posługiwania się fałszywym paszportem. Na szczęście nie jest to zbyt prawdopodobne, gdyż ma pani obywatelstwo brazylijskie i nie była dotąd notowana. Najpewniej zostanie pani deportowana, przy czym będzie musiała obiecać, że nigdy więcej nie przekroczy granicy Stanów Zjednoczonych. Tak czy inaczej, podjęcie decyzji zajmie kilka dni. Będzie więc pani musiała poczekać w areszcie, gdyż tego rodzaju przestępstwa wykluczają możliwość zwolnienia za kaucją.

– Rozumiem.

– Patrick bardzo się o panią martwi.

– Wiem. Proszę mu przekazać, że nic mi nie jest i także się o niego martwię.

Birck otworzył notatnik i rzekł:

– Proszę mi teraz, na jego prośbę, przedstawić dokładnie okoliczności swego ujęcia.

Eva uśmiechnęła się lekko, sprawiała wrażenie rozluźnionej. To jasne, że Patrick chciał poznać wszystkie szczegóły. Zaczęła więc swoją relację od spotkania z tajemniczym mężczyzną o zielonkawych oczach.


Benny wielokrotnie drwił z wybrzeża zatoki w Biloxi, mawiał, że to parodia prawdziwej plaży, skoro wąziutki pas piasku jest z jednej strony ograniczony przez autostradę, zbyt ruchliwą, by nawet przeskoczyć ją w paru susach, z drugiej zaś przez brunatne, mętne wody, zbyt zdradliwe, by się w nich kąpać. Latem mogła skusić jedynie najuboższych amatorów wypoczynku nad morzem, w czasie weekendów zaś głównie studentów, zapaleńców żeglarstwa oraz nart wodnych. Gwałtowny rozwój kasyn gry przyciągnął w ten rejon liczną rzeszę turystów, ale miłośnicy hazardu rzadko się pojawiali na plaży.

Wbrew swoim poglądom Aricia zaparkował samochód niedaleko przystani, zapalił długie cygaro, zdjął buty i skarpetki, po czym ruszył boso po piasku. Na szczęście, także dzięki rozwojowi kasyn, plaża była ostatnio regularnie sprzątana. Ale o tej porze roku świeciła pustkami. Na wodach zatoki kołysało się tylko parę kutrów rybackich.

Telefoniczna wiadomość od Stephano całkowicie zepsuła mu nastrój. Jeszcze gorsze było to, że miała stać się przyczyną gruntownych zmian w jego życiu. Skoro dziewczyna została ujęta przez FBI, on tracił wszelkie szanse na odzyskanie skradzionych pieniędzy. Ani nie była już w stanie doprowadzić do nich wywiadowców, ani też nie mogła być wykorzystana do szantażowania Lanigana.

Biuro federalne postawiło Patricka w stan oskarżenia, ten jednak dysponował pieniędzmi oraz dowodami przestępstwa. Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinno dojść do ugody, a wówczas on znalazłby się w bardzo trudnej sytuacji. Gdyby jeszcze Bogan i jego żałosni konspiracyjni wspólnicy zostali poddani presji, z pewnością cała prawda wyszłaby na jaw. Tak czy inaczej wszystko musiało się skupić na nim, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W gruncie rzeczy od dawna to podejrzewał, jedynie łudził się jeszcze, że jakimś cudem zdoła odzyskać pieniądze i zniknąć bez śladu, tak jak Lanigan.

Teraz mógł już o tym zapomnieć. Został mu tylko milion dolarów, ale miał jeszcze wielu przyjaciół i dobrych znajomych na całym świecie. Trzeba było iść w ślady Patricka.


Sandy umówił się na dziesiątą w gabinecie prokuratora okręgowego, Parrisha, miał jednak wielką ochotę odwołać to spotkanie i poświęcić całe przedpołudnie na porządkowanie papierów. Kiedy wychodził z biura o wpół do dziewiątej, wszyscy pracownicy jego kancelarii, nie wyłączając obu wspólników, pochłonięci byli kopiowaniem dokumentów i sporządzaniem notatek.

To Parrish domagał się tego spotkania, Sandy był jednak prawie pewien, że zna jego powód. Śledztwo w sprawie zabójstwa utknęło w martwym punkcie, pierwsze emocje przygasły, toteż prokurator postanowił przystąpić do rozmów. Zawsze działo się tak samo, kiedy dowody były niewystarczające do uzyskania pewnego wyroku i zanosiło się na proces poszlakowy.

Przede wszystkim Parrish chciał go wysondować, ale wpierw musiał oczywiście postraszyć, pohuczeć i odegrać swą rolę. To jasne, iż żaden skład ławy przysięgłych nie mógł patrzeć przychylnie na prawnika, który dopuszcza się zbrodni w celu zdobycia pieniędzy. Ale McDermott nie zabierał głosu, tylko słuchał. A prokurator, co zrozumiałe, zaczął się chełpić swoimi osiągnięciami: zdumiewająco wysokim procentem uzyskanych wyroków skazujących, zwłaszcza w sprawach o morderstwa z premedytacją, z których żadnej nie przegrał, a miał ich na koncie aż osiem.

Na pewnym etapie Sandy doszedł do wniosku, że traci jedynie czas. Miał do omówienia z Parrishem kilka ważnych spraw, lecz musiały one jeszcze zaczekać. Zapytał więc, jak tamten zamierza udowodnić, że do tego morderstwa doszło w okręgu Harrison. Później się zainteresował, czy istnieją jakiekolwiek przesłanki pozwalające określić przyczynę śmierci. Patrick nie miał najmniejszej ochoty udzielać szczegółowych wyjaśnień, zatem te sprawy nadal pozostawały zagadką. A dochodziło przecież najważniejsze pytanie: kim była ofiara? Według przeprowadzonej przez niego wstępnej analizy w całej historii sądownictwa stanu Missisipi nie zdarzył się jeszcze wypadek oskarżenia kogoś o morderstwo, jeśli nie zdołano wcześniej zidentyfikować ofiary.

Parrish ze spokojem wysłuchał tychże pytań, po czym poświęcił sporo energii na sprytne uniknięcie jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi.

– Czy pański klient rozważał możliwość przyznania się do winy, aby uzyskać łagodniejszy wyrok? – zapytał.

– Nie.

– A weźmie to pod uwagę?

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo to pan wystąpił z wnioskiem do komisji przysięgłych, pan wywalczył oskarżenie o morderstwo z premedytacją i także pan podał sprawę do wiadomości publicznej, więc teraz proszę udowodnić swoje zarzuty. Bardzo się panu spieszyło, nie pomyślał pan o skonfrontowaniu dowodów z zeznaniami podejrzanego. Nie może być mowy o przyznaniu się do winy.

– Bez trudu uzyskam wyrok skazujący, jeśli zmienię oskarżenie na nieumyślne zabójstwo – rzucił ze złością Parrish. – A to i tak będzie oznaczało dwadzieścia lat więzienia.

– Niewykluczone – mruknął Sandy znudzonym głosem. – Lecz na razie mój klient jest oskarżony o morderstwo z premedytacją.

– Już jutro mogę złożyć odpowiedni wniosek.

– Doskonale. Proszę to zrobić. Będziemy inaczej rozmawiać, kiedy zmieni pan treść oskarżenia.

Загрузка...