ROZDZIAŁ 8

Następnego ranka, oględnie rzecz biorąc, miejscowa prasa zgotowała Patrickowi jego wielki dzień. Wszystkie gazety na pierwszych stronach nie pisały o niczym innym, jak o ujęciu zbiega. Dominowały złożone tłustym drukiem krzykliwe nagłówki typu:


PATRICK LANIGAN POWRÓCIŁ ZZA GROBU!


W tytułowych kolumnach poupychano po kilka różnych tekstów i co najmniej sześć fotografii, przy czym większość artykułów miała ciąg dalszy na kolejnych stronach. Nie pozostały w tyle gazety z Nowego Orleanu, rodzinnego miasta Patricka, jak też z Jackson i Mobile. Prasa z Memphis, Birmingham, Baton Rouge oraz Atlanty zamieściła skromniejsze notatki, lecz także ze starymi zdjęciami adwokata.

Przez całe przedpołudnie dwie telewizyjne furgonetki czatowały przed domem matki Patricka w Gretnie, podmiejskiej dzielnicy Nowego Orleanu. Kobieta nie chciała jednak rozmawiać z reporterami, a jej spokoju strzegły dwie energiczne sąsiadki, ostentacyjnie przechadzające się wzdłuż ulicy i obrzucające wrogimi spojrzeniami dziennikarskie hieny.

Przedstawiciele prasy zgromadzili się również przed domem Trudy w Point Clear, ale i tu byli trzymani na dystans przez Lance’a, siedzącego w cieniu drzewa z karabinem na kolanach. Osiłek miał na sobie smoliście czarną bawełnianą koszulkę, czarne wojskowe buty i tegoż kolory spodnie, wyglądał więc jak najemnik z doborowego oddziału do zadań specjalnych. Co śmielsi przyjezdni z daleka zadawali mu różne pytania, lecz odpowiadał wrogimi okrzykami. Trudy nie wychylała nosa na zewnątrz, siedziała w domu z sześcioletnią Ashley Nicole, która wyjątkowo tego dnia nie poszła do szkoły.

Inna grupa dziennikarzy w śródmieściu Biloxi usiłowała się dostać do siedziby kancelarii, została jednak zatrzymana przed wejściem przez dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy, naprędce wynajętych specjalnie w tym celu.

W oblężeniu znalazły się też biura szeryfa oraz agenta Cuttera. Dziennikarze próbowali szczęścia wszędzie, gdzie tylko mogli się czegokolwiek dowiedzieć. W pewnej chwili ktoś rozpuścił wiadomość i liczna grupa biegiem udała się do kancelarii sądu okręgowego, dziwnym trafem zdążywszy na moment złożenia przez Vitrano grubego pliku dokumentów. Adwokat, wystrojony w elegancki ciemnoszary garnitur, oznajmił prasie, że czterej wspólnicy wystosowali właśnie pozew sądowy przeciwko Patrickowi Laniganowi. Firma domagała się zwrotu skradzionych pieniędzy, a Vitrano był gotów udzielić dziennikarzom wszelkich możliwych wyjaśnień.

Zapowiadał się dzień niezwykle bogaty w wystąpienia prawników, jako że adwokat Trudy już wcześniej rozgłosił, że dokładnie o dziesiątej złoży w kancelarii sądu okręgowego w Mobile pozew rozwodowy. On również miał wiele do powiedzenia reporterom. Co prawda, dotychczas setki razy występował o rozwód w imieniu swoich klientów, ale jeszcze nigdy nie czynił tego przed obiektywami kamer telewizyjnych. Z udawanym ociąganiem zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Pani Lanigan występowała o rozwód wobec porzucenia jej przez męża, przy czym pozew obejmował długą listę odrażających występków Patricka. Zdecydowanie bardziej ochoczo Riddleton zgodził się pozować do zdjęć w korytarzu gmachu sądu.

Wkrótce też rozeszła się wieść o kolejnym pozwie złożonym dnia poprzedniego, w którym towarzystwo Northern Case Mutual występowało przeciwko Trudy Lanigan o zwrot niesłusznie pobranego odszkodowania w wysokości dwóch i pół miliona dolarów. Zaczęto nagabywać pracowników kancelarii sądu oraz wszystkich zaangażowanych w sprawę adwokatów. I niewiele było trzeba, żeby z wyrywkowych informacji dojść prawdy, iż Trudy Lanigan nie będzie mogła nawet zrobić podstawowych zakupów bez pisemnej zgody sędziego.

Również towarzystwo Monarch-Sierra upomniało się o zwrot czteromilionowego odszkodowania, rzecz jasna powiększonego o należne odsetki oraz honoraria adwokatów, którzy pospiesznie zebrali się w Biloxi, aby sformułować dwa pozwy: przeciwko kancelarii oraz biednemu Patrickowi. I jak należało oczekiwać, przedstawiciele prasy zainteresowali się także tą sprawą. Już parę minut po złożeniu dokumentów w sądzie kserokopie obu pozwów zostały udostępnione dziennikarzom.

Oczywiście w pierwszej kolejności Benny Aricia zażądał zwrotu swoich dziewięćdziesięciu milionów dolarów. Jego nowy adwokat, gogusiowaty krzykacz, zdecydowanie inaczej potraktował jednak reporterów. Po prostu zwołał konferencję prasową o dziesiątej rano w swoim biurze, żeby przedstawić wszystkim chętnym wszelkie aspekty sprawy jeszcze przed formalnym wystąpieniem na drogę sądową. A po jej zakończeniu wyruszył wraz z tłumem dziennikarzy do kancelarii, aby złożyć pozew. Przez całą drogę gadał jak najęty.

Można było odnieść wrażenie, że ujęcie Patricka Lanigana wywołało znacznie większe poruszenie w środowisku prawników na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej, niż jakiekolwiek inne wcześniejsze wypadki.


Podczas gdy w gmachu sądu okręgu Harrison huczało jak w ulu, siedemnastu członków komisji przysięgłych niepostrzeżenie zebrało się w nie oznakowanej sali narad na pierwszym piętrze. Wszyscy późnym wieczorem zostali zaalarmowani telefonicznie przez prokuratora okręgowego, Parrisha. Wiedzieli zatem, co będzie przedmiotem dyskusji. Poczęstowali się kawą i zajęli swe miejsca wokół stołu konferencyjnego. Fakt, że znaleźli się w samym centrum bulwersujących wydarzeń, wprawiał ich w stan podniecenia.

Parrish powitał wszystkich uprzejmie, przeprosił za ten nagły tryb zwołania posiedzenia, po czym przedstawił gości, szeryfa Sweeneya, jego zastępcę i zarazem szefa grupy dochodzeniowej, Teda Grimshawa, oraz agenta specjalnego Joshuę Cuttera.

– Wygląda na to, że będziemy rozpatrywać sprawę morderstwa – rzekł, rozkładając przed sobą poranną gazetę. – Na pewno wszyscy państwo czytali ten artykuł.

Zebrani pokiwali głowami.

Przechadzając się z wolna wzdłuż ściany, z notatnikiem w rękach, prokurator przedstawił główne fakty: pozycję Patricka w kancelarii, która prowadziła sprawy finansowe Benny’ego Aricii, jego sfingowaną śmierć i pogrzeb. O większości z tych rzeczy można się było dowiedzieć z rozpostartej na stole gazety.

Następnie rozdał zebranym fotografie wraka ze zwęglonymi zwłokami oraz zdjęcia miejsca wypadku po zabraniu auta, ukazujące w zbliżeniach okaleczone pnie młodych drzewek, stratowane krzewy i zrytą ziemię. Wreszcie, po krótkim ostrzeżeniu, rozdał powiększone kolorowe odbitki, przedstawiające z bliska spalone szczątki człowieka wewnątrz samochodu.

– Co zrozumiałe, sądziliśmy dotąd, iż są to zwłoki Patricka Lanigana – rzekł. – Ale teraz już wiemy, że byliśmy w błędzie.

Na podstawie tego zdjęcia trudno było nawet ocenić, czy zwęglona kupka prochów jest szczątkami człowieka. Nie dało się wyróżnić żadnych części ciała. Jedynym odcinającym się elementem był fragment bielejącej kości, biodrowej, jak pośpiesznie wyjaśnił Parrish.

– Z pewnością to miednica szkieletu ludzkiego – rzekł prokurator, jak gdyby przeczuwając, że wśród członków komisji mogą się zrodzić podejrzenia, iż Patrick zamarkował swą śmierć, podpalając zabitą świnię czy jakieś inne zwierzę.

Przysięgli dzielnie znieśli tę prezentację, ale też na zdjęciu nie było niczego szczególnie przykrego dla oka, żadnej krwi, wnętrzności czy zmiażdżonych tkanek. Taki widok nie przyprawiał jeszcze o mdłości. Była to po prostu sterta zwęglonych szczątków wewnątrz auta wypalonego do samych metalowych ram.

– Pożar spowodowało zapalenie się rozlanej benzyny – tłumaczył prokurator. – Wiemy, że Lanigan tankował wóz piętnaście kilometrów wcześniej, zatem w chwili zderzenia eksplodowało sześćdziesiąt litrów paliwa. Niemniej w sprawozdaniu ekipy dochodzeniowej znalazł się zapis, iż zdaniem fachowców pożar był zbyt gwałtowny, a temperatura nazbyt wysoka, jak na takie okoliczności zdarzenia.

– Czy we wraku znaleziono jakiekolwiek pozostałości kanistra bądź dużej butelki? – zapytał jeden z sędziów.

– Nie. Zresztą zazwyczaj w podobnych wypadkach używa się pojemników z tworzyw sztucznych. Podpalacze najchętniej korzystają z plastikowych butli po mleku bądź po płynach do chłodnic. Tak przynajmniej wykazują statystyki, chociaż bardzo rzadko dotyczą one podpaleń aut.

– Zwłoki zawsze są w tak kiepskim stanie? – spytał drugi.

– Nie – odparł szybko Parrish. – Mówiąc szczerze, nigdy dotąd nie zetknąłem się z tak doszczętnie zwęglonym ciałem. Oczywiście już dawno zarządzilibyśmy ekshumację, ale jak się państwo domyślają, zwłoki zostały poddane kremacji.

– Czy są jakieś wskazania, kto to mógł być? – odezwał się Ronny Burkes, pracownik portowy.

– Owszem, mamy pewne podejrzenia, ale to jedynie spekulacje.

Padło jeszcze kilka mniej ważnych pytań, w zasadzie jedynie nieśmiałych prób poznania jakichkolwiek szczegółów, o których nie pisała dotąd prasa. Wkrótce zarządzono głosowanie i komisja przysięgłych jednogłośnie zdecydowała, aby oskarżyć Patricka Lanigana o morderstwo z premedytacją, popełnione w ramach przygotowań do innej zbrodni, gigantycznego oszustwa finansowego. Na podstawie tej decyzji można było wystąpić o karę śmierci dla oskarżonego, a jeszcze wcześniej postraszyć go wizją zastrzyku trucizny, gdyż tą właśnie metodą wykonywano najwyższe kary w więzieniu Parchman.

Tak oto, w ciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin, Patrickowi wytoczono zarzut popełnienia morderstwa z premedytacją, żona wystąpiła o rozwód, Aricia zaskarżył go o zwrot dziewięćdziesięciu milionów dolarów, pomijając odszkodowanie za straty moralne, dawni przyjaciele z kancelarii adwokackiej wystąpili o oddanie trzydziestu milionów, także powiększonych o stosowne odszkodowanie, a towarzystwo ubezpieczeniowe Monarch-Sierra wystosowało pozew o zwrot czterech milionów, domagając się jednocześnie dziesięciomilionowej rekompensaty, której głównym celem byłoby przykładne ukaranie oszusta.

O tym wszystkim Lanigan dowiedział się za pośrednictwem sieci telewizyjnej CNN.


* * *

Obaj prokuratorzy, Parrish i Mast, po raz kolejny musieli wystąpić razem na konferencji prasowej. Wyjaśnili szybko, że choć władze federalne nie rozpatrywały w ogóle tej kwestii, to jednak praworządni obywatele okręgu Harrison, wybrani do sądowej komisji przysięgłych, postanowili jednogłośnie oskarżyć Patricka Lanigana o popełnienie morderstwa. Obaj sprytnie zbywali milczeniem kłopotliwe pytania, unikali odpowiedzi na inne, kiedy tylko było to możliwe, podkreślali jednak z naciskiem, że na tym się nie skończy lista zarzutów postawionych byłemu adwokatowi.

Po zakończeniu konferencji prokuratorzy spotkali się prywatnie z mecenasem Karlem Huskeyem, jednym z trzech sędziów sądu okręgowego, a zarazem dawnym bliskim przyjacielem Patricka. W okręgu Harrison przydzielano sędziom sprawy według kolejności ich napływania, ale każdy z nich doskonale wiedział, jak załatwić z pracownikami kancelarii, aby właśnie jemu przypadła w udziale ta, a nie inna sprawa. Huskey zaś bardzo pragnął przewodniczyć rozprawie wytoczonej Laniganowi.


Szykując sobie w kuchni kanapkę z pomidorem, Lance dostrzegł jakieś poruszenie na tylnym podwórku, w zaroślach za basenem kąpielowym. Chwycił strzelbę, po cichu wykradł się z mieszkania, okrążył patio i zauważył fotoreportera czającego się za węgłem szopy z narzędziami, uzbrojonego w trzy wielkie aparaty zawieszone na szyi. Zaszedł go na palcach od tyłu i niepostrzeżenie zajął pozycję dwa metry za plecami intruza. Wyciągnąwszy karabin daleko przed siebie, wypalił w niebo tuż nad jego głową.

Reporter padł twarzą na ziemię i narobił dzikiego wrzasku, natomiast Lance wymierzył mu solidnego kopniaka w jaja, po czym bezceremonialnie obrócił go na plecy i zajrzał w twarz.

Po chwili zerwał mu z szyi aparaty fotograficzne, cisnął je do wody w basenie i krzyknął na przerażoną Trudy, kryjącą się za barierką tarasu, żeby wezwała policję.

Загрузка...