ROZDZIAŁ 33

Dwie protokolantki sądowe zjawiły się punktualnie o ósmej. Obie nosiły to samo imię, Linda, tyle że jedna pisała je przez „i”, a druga przez „y”. Wręczyły Sandy’emu swoje wizytówki i ten poprowadził je do salonu, gdzie meble zostały porozstawiane pod ścianami, przyniesiono też dodatkowe krzesła. Lyndę posadził w jednym końcu pokoju, tyłem do okna zaciągniętego ciężkimi kotarami, Lindę zaś obok przejścia do sąsiedniego pomieszczenia, tuż przy barku, skąd także roztaczał się widok na wszystkie przygotowane stanowiska. Obie wyraziły jeszcze chęć wypalenia ostatniego papierosa, toteż zaprowadził je do ostatniej, nie używanej sypialni.

Następnie przybył Jaynes ze swoją świtą: osobistym kierowcą, starszym agentem federalnym pełniącym jednocześnie funkcje ochroniarza i chłopca na posyłki, oraz radcą prawnym FBI. Przyprowadził też ze sobą Cuttera i jego bezpośredniego przełożonego. Biuro prokuratora generalnego reprezentował Sprawling, czarnooki weteran sal sądowych, znany z tego, że jak magnetofon potrafił rejestrować wypowiedzi. Każdy z tej szóstki był w eleganckim garniturze, czarnym bądź granatowym, i każdy wręczył gospodarzowi wizytówkę, ten zaś przekazał je aplikantowi ze swojej kancelarii. Kiedy sekretarka zebrała zamówienia na kawę, cała grupa bez pośpiechu przeszła do salonu.

Jako następny przyszedł Maurice Mast, prokurator federalny zachodniego dystryktu Missisipi, któremu towarzyszył tylko jeden asystent. Tuż za nim zjawił się Parrish, wyjątkowo sam, dopełniając listę uczestników spotkania.

Mniej ważni goście, zapewne wypełniając ścisłe polecenia, zajęli wybrane przez siebie stanowiska. Kierowca Jaynesa oraz asystent Masta zostali w korytarzyku, gdzie czekała już taca z pączkami oraz świeże gazety.

Sandy zamknął drzwi saloniku, rzucił ogólnie: „dzień dobry”, po czym uprzejmie podziękował wszystkim za przybycie. Szybko przystąpił do rozsadzania gości, którzy zachowywali niezwykłą powagę, jakby unieszczęśliwieni koniecznością udziału w tym zebraniu. Wyczuwało się też spore podniecenie.

Następnie Sandy przedstawił obie protokolantki, wyjaśniając jednocześnie, że zapis prowadzonych rozmów pozostanie ścisłą tajemnicą i posłuży wyłącznie do celów archiwalnych. To oświadczenie wyraźnie rozluźniło atmosferę. Nie było jednak ani pytań, ani komentarzy w tej kwestii. Wszyscy byli widać dogłębnie przeświadczeni, że znają temat dyskusji.

Na biurku leżał notatnik, czekało kilkanaście stron rozpisanego szczegółowo planu. Sandy przygotował się tak, jakby miał wystąpić przed ławą przysięgłych. Przekazał zgromadzonym pozdrowienia od swego klienta, informując zarazem, że jego rany stopniowo się goją. Wyliczył następnie wszystkie formalne zarzuty stawiane Laniganowi: ze strony władz stanowych oskarżenie o morderstwo z premedytacją, ze strony władz federalnych o kradzież, defraudację majątku firmy oraz nielegalne opuszczenie kraju. Za pierwsze przestępstwo groziła kara śmierci, za pozostałe można było dostać łącznie trzydzieści lat więzienia.

– Oskarżenia władz federalnych są bardzo poważne – rzekł posępnym tonem – ale wydają się bez znaczenia w porównaniu z zarzutem popełnienia morderstwa. Dlatego też, przy zachowaniu pełnego szacunku dla poszczególnych instytucji, wolałbym najpierw oczyścić mego klienta z zarzutów władz federalnych, by później skoncentrować się na najcięższym oskarżeniu.

– Czyżby miał pan jakiś plan uwolnienia Lanigana od zarzutów stawianych przez instytucje federalne? – zapytał Jaynes.

– Chcę przedstawić pewną propozycję.

– Czy obejmuje ona także kwestię skradzionych pieniędzy?

– Tak, obejmuje.

– Zatem nas to nie zainteresuje. Pieniądze zostały skradzione osobie prywatnej, a nie instytucjom państwowym.

– I tu się pan myli.

– Naprawdę sądzi pan, że Lanigan zdoła się wykupić od odpowiedzialności? – wtrącił szybko Sprawling.

Miało to być ewidentne wyzwanie, rzucone stanowczo, lekko chrapliwym głosem, przez człowieka mającego olbrzymią władzę.

Ale Sandy nie przejął się tym, że ów substytut składu sędziowskiego okazuje mu niechęć. Postanowił ściśle trzymać się planu.

– Jeśli panowie pozwolą, przedstawię swoją propozycję, a później będziemy mogli omówić jej szczegóły. Zakładam, że jest panom znane wystąpienie Benjamina Aricii z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku, w którym, na podstawie przepisów ustawy antymalwersacyjnej, oskarżył on kierownictwo macierzystej firmy. Od strony formalnej wystąpienie przygotował Bogan, tutejszy prawnik z Biloxi, właściciel kancelarii adwokackiej i ówczesny pracodawca Patricka Lanigana. Otóż to wystąpienie zostało oparte na sfałszowanych dokumentach. Mój klient przypadkiem zwietrzył tę aferę, a nieco później, po zatwierdzeniu przez Departament Sprawiedliwości nagrody dla Aricii, ale przed wypłaceniem pieniędzy, dowiedział się również, że wspólnicy chcą się go pozbyć z firmy. W ciągu paru następnych miesięcy skrzętnie gromadził materiały, na podstawie których można dowieść niezbicie, iż Aricia i jego adwokaci uknuli spisek zmierzający do wyłudzenia ze skarbu państwa dziewięćdziesięciu milionów dolarów. Tenże materiał dowodowy jest dostępny w formie kopii różnych dokumentów oraz magnetofonowych zapisów rozmów.

– Gdzie on się znajduje? – zapytał Jaynes.

– Pozostaje pod pieczą mojego klienta.

– Chyba wie pan, że i tak możemy go przejąć. Wystarczy nakaz rewizji, na jego podstawie zdobędziemy materiały w dowolnym momencie.

– A jeśli mój klient zlekceważy nakaz? Równie dobrze może zniszczyć dowody bądź ukryć je gdziekolwiek. Co mu zrobicie? Aresztujecie go? Wystąpicie z kolejnym oskarżeniem? Przecież to jasne, że on się nie boi żadnych oficjalnych nakazów.

– Pana to nie dotyczy – odparł Jaynes. – Jeśli natomiast to pan ma te dowody, możemy zaskarżyć również pana.

– To nic nie da. Dobrze wiecie, panowie, że wszystko, czego się dowiaduję od klienta, jest objęte tajemnicą zawodową. A ja wiele rzeczy mogę zaliczyć do kategorii materiałów związanych z prowadzoną sprawą. Proszę też nie zapominać, że Aricia zaskarżył mojego klienta, więc dokumenty mogą być również powiązane z drugą sprawą. Zatem w żadnych okolicznościach nie mógłbym nikomu udostępnić poufnych materiałów mojego klienta bez jego zgody.

– Nawet na mocy wyroku sądowego? – wtrącił Sprawling.

– Gdyby takowy zapadł, natychmiast bym się od niego odwołał. Zresztą nie sądzę, aby zdołali panowie wygrać tego typu sprawę przed sądem.

Zapadło milczenie. Nikt nawet nie okazał zdziwienia wobec takiego ultimatum, wszyscy zgromadzeni byli prawnikami i doskonale znali stosowne przepisy.

– Ile osób jest wplątanych w tę aferę? – zapytał w końcu Jaynes.

– Czterej wspólnicy z kancelarii adwokackiej i Aricia.

Znów nastała cisza. Wszyscy widocznie się spodziewali, że zostanie ujawnione nazwisko senatora, lecz z jakichś powodów McDermott pominął je milczeniem. Zajrzał do swoich notatek i po chwili mówił dalej:

– Proponowana ugoda jest trywialnie prosta. Przekażemy wam obciążające dokumenty i nagrania, a Patrick zwróci pieniądze, całą kwotę. W zamian panowie wycofają wszystkie oskarżenia instytucji federalnych, żebyśmy mogli się skupić na sprawie kryminalnej. Wnosimy ponadto o zaniechanie postępowania skarbowego wobec Patricka Lanigana oraz natychmiastowe uwolnienie z aresztu Evy Mirandy.

Sandy wyrecytował te warunki niemal jednym tchem, chcąc wykorzystać chwilę skupienia swoich gości. Sprawling pospiesznie sporządzał notatki. Jaynes siedział z kamienną twarzą i wzrokiem utkwionym w podłodze. Pozostali udawali obojętność, ale z pewnością chcieli usłyszeć odpowiedzi na dziesiątki pytań.

– Co najważniejsze, decyzje muszą zapaść już dzisiaj – dodał. – Proszę potraktować tę sprawą jako nadzwyczaj pilną.

– Dlaczego? – zdziwił się Jaynes.

– Ponieważ Eva Miranda jest przerażona pobytem w areszcie, a w tym gronie mogą panowie od razu podjąć stosowne postanowienia. Poza tym mój klient wyznaczył ostateczny termin zawarcia ugody na godzinę siedemnastą. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, on zatrzyma pieniądze, zniszczy dowody i zda się na łaskę przysięgłych, mając głęboką nadzieję, że pewnego dnia odzyska wolność.

Po Patricku można się było wszystkiego spodziewać. Jeszcze nikt do tej pory nie oczekiwał na rozprawę kryminalną w luksusowych warunkach szpitalnej izolatki, z pielęgniarkami gotowymi w lot spełnić każdą prośbę pacjenta.

– W takim razie pomówmy o senatorze – odezwał się Sprawling.

– Doskonały pomysł – podchwycił McDermott.

Uchylił drzwi sąsiedniego pokoju i rzucił aplikantowi krótkie polecenie. Tamten wtoczył do salonu barowy stolik na kółkach, na którym stał duży magnetofon kasetowy z kolumnami, ustawił go na środku pomieszczenia i zaraz się wycofał. Sandy zamknął za nim drzwi, zajrzał do notatek i oznajmił:

– Oto fragmenty nagrania z czternastego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku, czyli na trzy miesiące przed zniknięciem Lanigana. Rozmowa odbyła się w biurze kancelarii, na parterze, w pomieszczeniu służącym do organizowania niewielkich spotkań, z racji swoich rozmiarów nazywanym powszechnie „klozetem”. Pierwszy głos, jaki panowie usłyszą, należy do Charliego Bogana, drugi do Benny’ego Aricii, trzeci do Douga Vitrano. Aricia przyjechał wówczas do kancelarii bez zapowiedzi i, jak się panowie przekonają, nie był w najlepszym nastroju.

Sandy podszedł do stolika i zaczął się przyglądać magnetofonowi, gdyż nie znał tego typu sprzętu. Wszyscy czekali w skupieniu, wychyliwszy się do przodu.

McDermott zlokalizował odpowiednie klawisze i powtórzył:

– Najpierw Bogan, potem Aricia, wreszcie Vitrano.

Włączył odtwarzanie. Przez kilka sekund z głośników wydobywał się jedynie szum, w końcu rozbrzmiały ostre, podniecone głosy.

BOGAN: Uzgodniliśmy przecież, że nasze honorarium, jak zwykle, wyniesie trzydzieści trzy procent. Podpisałeś umowę. Od półtora roku wiedziałeś, ile weźmiemy za swe usługi.

ARICIA: Nie zasłużyliście na trzydzieści milionów.

VITRANO: Podobnie jak ty nie zasłużyłeś na sześćdziesiąt.

ARICIA: Chcę wiedzieć, jak podzielicie te pieniądze.

BOGAN: Zgodnie z umową. Dwie trzecie dla ciebie, jedna trzecia dla nas.

ARICIA: Nie o to mi chodzi. Jak podzielicie między sobą trzydzieści milionów?

VITRANO: To już nie twój interes.

ARICIA: A to ciekawe! Bierzecie honorarium z moich pieniędzy, więc chyba mam prawo się dowiedzieć, kto ile dostanie.

BOGAN: Nie. Nie masz takiego prawa.

ARICIA: Ile chcecie zapłacić senatorowi?

BOGAN: To także nie twój interes.

ARICIA: (krzyczy) A właśnie że mój! Ten facet przez ostatni rok tylko ściskał w Waszyngtonie ręce i poklepywał po plecach kolesiów z marynarki wojennej, Pentagonu i Departamentu Sprawiedliwości! Do cholery, na pewno więcej czasu poświęcił mojej sprawie niż swoim obowiązkom w Senacie.

VITRANO: Tylko nie wrzeszcz, Benny, dobrze?

ARICIA: Muszę wiedzieć, ile dostanie ten śliski, zakłamany krętacz! Mam do tego prawo, ponieważ wpakujecie mu w kieszeń moje pieniądze!

VITRANO: Wszystko zostanie załatwione po cichu.

ARICIA: Ile?!

BOGAN: Nie martw się, Benny, odpowiednio wynagrodzimy jego wysiłki. Dlaczego tak się przyczepiłeś do tej sprawy? Przecież od dawna znasz szczegóły.

VITRANO: Sądziłem, że specjalnie wybrałeś naszą firmę z uwagi na prywatne powiązania z politykami.

ARICIA: Ile? Pięć milionów? Dziesięć? Jak drogie są takie usługi?

BOGAN: Nigdy się tego nie dowiesz.

ARICIA: Jeszcze zobaczymy. Zadzwonię do tego sukinsyna i zapytam go wprost.

BOGAN: Proszę bardzo.

VITRANO: Co cię ugryzło, Benny? Za parę dni wzbogacisz się o sześćdziesiąt milionów. Doszedłeś nagle do wniosku, że to za mało?

ARICIA: Tylko mnie nie pouczaj, zwłaszcza w kwestii chciwości. Kiedy się do was zgłosiłem, wszyscy pracowaliście pilnie po dwieście dolarów za godzinę. A teraz wszelkimi sposobami próbujecie mnie przekonać, iż należy się wam trzydziestomilionowe honorarium. Rozpoczęliście kosztowny remont, kupujecie sobie nowe samochody. Następne będą pełnomorskie jachty, odrzutowce i cała reszta nowoczesnych zabawek bogaczy. I wszystko za moje pieniądze.

BOGAN: Twoje pieniądze? O niczym nie zapomniałeś, Benny? Jeśli się nie mylę, bez naszej pomocy twoje wystąpienie byłoby tyle warte co zeszłoroczny śnieg.

ARICIA: To prawda, ale w końcu wygraliśmy. A to ja zastawiłem pułapkę na zarząd spółki Platt & Rockland, nie wy.

BOGAN: Więc po co nas wynająłeś?

ARICIA: Też mi pytanie!

VITRANO: Chyba szwankuje ci pamięć, Benny. Przyszedłeś do nas ze wstępną propozycją. Potrzebna ci była pomoc adwokatów. To my przygotowaliśmy całe wystąpienie od strony prawnej, poświęciliśmy na to cztery tysiące godzin. I to my pociągnęliśmy odpowiednie sznurki w Waszyngtonie. Od początku niczego przed tobą nie ukrywaliśmy.

ARICIA: Wyeliminujmy senatora z gry, zaoszczędzimy w ten sposób dziesięć milionów. A gdybyście zmniejszyli honorarium o dalsze dziesięć, to i tak mielibyście dziesięć milionów dla siebie. Moim zdaniem taki podział byłby bardziej sprawiedliwy.

VITRANO: (ze śmiechem) Wspaniała propozycja, Benny! Ty weźmiesz osiemdziesiąt, a my dziesięć.

ARICIA: Zgadza się. I nie będziemy płacić żadnym politykom.

BOGAN: Nic z tego, Benny. Wciąż zapominasz o najważniejszym: Bez pomocy naszej i tych pogardzanych polityków nie dostałbyś nawet złamanego centa.

Sandy wyłączył magnetofon. W zapadłej nagle ciszy wydawało się, że ostre głosy rozbrzmiewają głośnym echem jeszcze przez dłuższy czas. Goście wpatrywali się to w sufit, to w podłogę, zapewne odtwarzając w myślach co ciekawsze fragmenty zasłyszanej przed chwilą rozmowy.

– Panowie, to tylko mała próbka – oznajmił McDermott z szerokim uśmiechem.

– Kiedy będziemy mogli się zapoznać z resztą? – zapytał szybko Jaynes.

– Nawet już za kilka godzin.

– Czy pański klient zgodzi się zeznawać przed federalną komisją sędziowską? – zainteresował się Sprawling.

– Tak. Nie obiecuje jednak, że będzie zeznawał podczas rozprawy.

– Dlaczego?

– Nie musi motywować swojego stanowiska. Po prostu taką podjął decyzję. – Sandy podtoczył stolik do drzwi, zapukał i aplikant pospiesznie wciągnął sprzęt do drugiego pokoju. Ten zaś odwrócił się do zgromadzonych i rzekł: – Chyba powinni się panowie naradzić. Zaczekam w sypialni. Proszę się rozgościć.

– Nie będziemy rozmawiali tutaj – odparł Jaynes, podrywając się z fotela. W apartamencie znajdowało się zbyt wiele miejsc dogodnych do ukrycia mikrofonów, a Patrick dowiódł już przecież, że potrafi umiejętnie zakładać instalacje podsłuchowe. – Przejdziemy do innej sali.

– Jak panowie sobie życzą.

Wszyscy wstali i sięgnęli po swoje aktówki. Zaczęli pospiesznie wysypywać się na korytarz, a gdy tylko za ostatnim z mężczyzn zamknęły się drzwi, obie Lindy zniknęły błyskawicznie w drugiej sypialni, gdzie mogły zapalić.

Sandy nalał sobie gorącej kawy i rozsiadł się wygodnie w fotelu.


Zasiedli ponownie w wynajętym uprzednio pokoju gościnnym dwa piętra niżej. Salonik był tu znacznie mniejszy, toteż wszyscy pozdejmowali marynarki i rzucili je na łóżko w sąsiedniej sypialni. Jaynes polecił swemu kierowcy, by wraz z asystentem Masta poczekał w korytarzu. W końcu mieli dyskutować o nadzwyczaj ważnych sprawach.

Najbardziej poszkodowany z tej grupy czuł się Maurice Mast. Skoro w ramach ugody trzeba było wycofać wszelkie zarzuty instytucji federalnych, jemu nie zostałoby nic przeciwko Laniganowi. Odnosił zatem wrażenie, że umyka mu sprzed nosa głośny proces, postanowił więc już na wstępie wyrazić swoje obiekcje, zanim przystąpiono do omawiania poszczególnych aspektów sprawy.

– Wyjdziemy na głupców, jeśli pozwolimy mu się wykupić od jakiejkolwiek odpowiedzialności – mruknął posępnym tonem, z grubsza w kierunku Sprawlinga, który bezskutecznie usiłował zająć wygodną pozycję na zwykłym drewnianym krześle.

Ten znajdował się w hierarchii służbowej zaledwie o stopień niżej od prokuratora generalnego, zatem o parę szczebli ponad Mastem. Mógł wysłuchać w spokoju opinii wszystkich zgromadzonych, lecz ostateczna decyzja zależała wyłącznie od niego oraz Jaynesa.

Wicedyrektor biura federalnego popatrzył uważnie na Parrisha i zapytał:

– Czy jesteś przekonany, że na podstawie zdobytych dowodów zdołasz wsadzić Lanigana za morderstwo?

Parrish należał do ludzi bardzo ostrożnych, w dodatku ciążyła mu świadomość, że jakiekolwiek obietnice złożone w tym gronie pozostaną na długo w pamięci.

– Trudno będzie uzyskać wyrok za morderstwo – odparł – ale nie powinno być problemów ze sprawą o nieumyślne zabójstwo.

– Ile mógłby za nie dostać?

– Dwadzieścia lat.

– A ile musiałby odsiedzieć?

– Co najmniej pięć.

Dziwnym sposobem ta odpowiedź zadowoliła Jaynesa, który zawsze wyznawał tezę, iż urzędnicy państwowi muszą się dostosowywać do wymogów chwili.

– Co ty na to, Cutter? – spytał, drepcząc nerwowo w przejściu do sypialni.

– Materiał dowodowy jest słaby – odrzekł agent. – Nie zdołamy udowodnić, ani kto, ani jak, gdzie lub kiedy został zamordowany. Mniej więcej znamy tylko motyw zbrodni, ale proces wytoczony na tej podstawie stałby się istnym koszmarem. Byłoby znacznie prościej, gdybyśmy zmienili oskarżenie.

– A sędzia? – Jaynes zwrócił się ponownie do Parrisha. – Byłby skłonny zasądzić maksymalny wymiar kary?

– Gdyby został przekonany, że Lanigan ponosi odpowiedzialność za śmierć człowieka, zapewne nie miałby nic przeciwko dwudziestoletniemu wyrokowi. A zwolnienie warunkowe zależy wyłącznie od naczelnego zarządu więziennictwa.

– Czy możemy więc spokojnie założyć, że tak czy inaczej Lanigan spędzi najbliższych pięć lat za kratkami? – Jaynes powiódł wzrokiem po wszystkich zgromadzonych.

– Tak, oczywiście – odparł Parrish. – Zresztą nie chcemy jeszcze wycofywać oskarżenia o morderstwo z premedytacją. Nadal zamierzamy oprzeć rozprawę na poszlace, że Lanigan dopuścił się zbrodni, by w ten sposób umożliwić sobie kradzież pieniędzy z banku. Kara śmierci raczej nie wchodzi w rachubę, ale wyrok dożywocia jest wciąż bardzo prawdopodobny.

– Czy rzeczywiście stanowi to dla nas tak wielką różnicę, gdzie Lanigan zostanie osadzony? W Parchman czy w więzieniu federalnym? – zapytał Jaynes tonem świadczącym o tym, że jemu jest to całkiem obojętne.

– Nie ulega wątpliwości, że dla niego ma to ogromne znaczenie – mruknął Parrish, wywołując ironiczne uśmieszki.

Jemu z kolei bardzo na rękę było zawarcie ugody z oskarżonym, gdyż w takim wypadku, po wycofaniu się Masta oraz FBI, on zostałby jedynym oskarżycielem występującym przeciwko Laniganowi. Wyczuwał jednak, że sprawa wcale nie jest jeszcze przesądzona, toteż chcąc ułatwić decyzję prokuratorowi federalnemu, dodał:

– Nie mam też wątpliwości, że będzie musiał odsiedzieć wyrok w Parchman.

Ale Mast nie zamierzał tak łatwo rezygnować. Zmarszczył brwi, pokręcił głową i rzekł:

– Nadal nie jestem przekonany. Uważam, że opinia publiczna bardzo źle przyjmie wycofanie zarzutów. W końcu nie można dopuścić, żeby facet obrabował bank, a po schwytaniu zaproponował zwrot pieniędzy w zamian za wycofanie oskarżeń. Sprawiedliwość nie jest towarem do kupienia.

– Ale tej sprawy nie można rozpatrywać w tak prostych kategoriach – odparł Sprawling. – Okazuje się nagle, iż możemy ujawnić aferę, w którą zamieszane są grube ryby, a Lanigan trzyma do niej klucz. Z kolei skradzione przez niego pieniądze zostały zdobyte w nieuczciwy sposób, warto więc je odzyskać i zwrócić podatnikom.

Mast nie miał najmniejszej ochoty spierać się ze Sprawlingiem.

Jaynes znowu popatrzył na Parrisha i powiedział:

– Nie obraź się, ale czy mógłbyś na chwilę zostawić nas samych? My ze służb federalnych musimy przedyskutować niektóre aspekty we własnym gronie.

– Oczywiście – rzekł ochoczo prokurator, po czym wstał i wyszedł z pokoju.

W ten sposób dyskusja została zamknięta. Nadszedł czas, aby Sprawling podjął ostateczną decyzję.

– Panowie, moim zdaniem sprawa jest prosta – zaczął. – Pewne osobistości z Białego Domu uważnie śledzą przebieg zdarzeń. Senator Nye nigdy nie należał do ulubieńców prezydenta i jeśli mam być szczery, ujawnienie skandalu wokół jego osoby sprawi naszej administracji wiele radości. Senator zamierza powtórnie kandydować w nadchodzących wyborach, toteż tego rodzaju oskarżenie powinno kazać mu zapomnieć o politycznych zakusach, a jeśli wspomniane powiązania zostaną udowodnione, będzie ostatecznie pogrążony.

– Weźmiemy na siebie dochodzenie – Jaynes zwrócił się do Masta – a tobie przypadłaby rola oskarżyciela.

Dopiero teraz prokurator pojął, że i on może skorzystać na takim załatwieniu sprawy. Zrozumiał także, iż decyzja o zawarciu ugody z Laniganem zapadła wcześniej w gronie ludzi znacznie bardziej wpływowych niż Sprawling i Jaynes. Ci byli jedynie wykonawcami poleceń, lecz mimo to nie zamierzali go całkowicie wyeliminować. W końcu był prokuratorem federalnym zachodniego dystryktu Missisipi.

Już sama myśl o możliwości sformułowania zarzutów przeciwko senatorowi oraz późniejszym firmowaniu aktu oskarżenia wprawiła Masta w podniecenie. Oczyma wyobraźni ujrzał siebie na zatłoczonej sali sądowej, przed widzami i sędziami przysięgłymi z uwagą wsłuchującymi się w każde słowo zarejestrowanych przez Lanigana rozmów.

– Zatem przyjmujemy warunki umowy? – zapytał, wzruszywszy ramionami, jak gdyby takie wyjście nadal mu nie odpowiadało.

– Tak – odparł Sprawling. – Odrzucenie ich byłoby głupotą. Zwrot skradzionych pieniędzy powinien zjednać nam przychylność opinii publicznej, a Lanigan i tak na dłużej wyląduje za kratkami. Ponadto zyskamy sposobność ujawnienia bulwersującego oszustwa.

– No i postąpimy zgodnie z wolą prezydenta – dodał Mast, uśmiechając się szeroko, chociaż pozostali spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

– Niczego takiego nie powiedziałem – zaprotestował Sprawling. – Nie rozmawiałem w tej sprawie z przedstawicielami gabinetu prezydenta. Wiem tylko, że mój szef kontaktował się z kancelarią Białego Domu. To wszystko.

Jaynes zaprosił Parrisha z powrotem do pokoju, po czym przez godzinę trwało omawianie poszczególnych warunków stawianych przez Patricka. Uwolnienie brazylijskiej prawniczki nie nastręczało żadnych trudności. Zdecydowano jednak, że Lanigan będzie musiał dodatkowo zwrócić jakiś procent od sumy, którą bezprawnie obracał przez cztery lata. Pozostawała jeszcze otwarta kwestia jego pozwu skierowanego przeciwko FBI.

Jaynes sporządził listę spraw, które musieli uzgodnić z McDermottem.


* * *

Tymczasem w Miami Mark Birck osobiście dostarczył Mirandzie radosną wiadomość o uwolnieniu przez porywaczy jej ojca. Dodał pospiesznie, że nic mu się nie stało, był traktowany bardzo dobrze.

Szeptem przekazał również, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro lub pojutrze powinna się znaleźć na wolności.

Загрузка...