Ostatnia konferencja na temat planowanego włączenia do akcji batalionu pancerzy wspomaganych przypominała pospieszne zebranie. Większość jednostek udawała się już do miejsca rozpoczęcia działań. Niewielki pokój został pospiesznie wyposażony w chwiejne sztalugi i stół dostatecznie duży dla wszystkich, którzy uważali, że powinni zabrać głos w dyskusji.
Dowódcy batalionu dali popis elokwencji, zakończony prezentacją oficera sztabowego w pancerzu. Mike znał co do minuty czas, jaki oficer spędził w tym stroju, i zauważył pewne oznaki słabej asymilacji. Mimo to pancerz i multimedialna prezentacja różnych rodzajów broni okazały się dla większości skutecznym argumentem.
Mike wypowiadał się jako ostatni i był starannie przygotowany. Uważnie wysłuchał wszystkich prezentacji i miał wrażenie, że już wie, jaka będzie decyzja. Adiutanci i oficerowie to wchodzili, to wychodzili z pokoju, przynosząc informacje i otrzymując rozkazy. Uczestnicy zebrania byli rozkojarzeni i każdy już z góry podjął decyzję w całej sprawie. Mike czuł się jak Kasandra.
— Mimo że batalion spełnia w wymaganych osiemdziesięciu procentach kryteria dopuszczenia do akcji, pod pozorami dobrego przygotowania i wyszkolenia kryją się poważne braki. Niedostateczna wiedza technologiczna starszych oficerów batalionu i podoficerów i jednocześnie słabe opanowanie systemów komunikacji dają obraz rażącej niekompetencji. Z punktu widzenia powodzenia misji oznacza to, że przedstawiciel zespołu projektującego pancerze nie może obecnie udzielić poparcia projektowi wysłania batalionu w teren. Starsi oficerowie powinni uzupełnić szkolenie o minimum sto pięćdziesiąt godzin ćwiczeń taktycznych bez udziału żołnierzy, zanim można ich będzie uznać za przygotowanych. Dziękuję.
Ukrył wskaźnik laserowy w rękawie jedwabnego uniformu, podszedł do swojego miejsca i usiadł. Ponieważ był przedstawicielem zespołu projektującego, miał przynajmniej miejsce przy stole.
— Dobra — powiedział generał Houseman — przejdźmy prosto do sedna sprawy: wysyłamy czy nie wysyłamy? Oczekuję odpowiedzi od zastępcy szefa sztabu do spraw operacyjno-szkoleniowych, Szefa Sztabu i przedstawiciela zespołu projektującego.
Wyłączenie z decyzji przedstawicieli batalionu było umyślnym policzkiem wymierzonym pułkownikowi wojsk powietrznodesantowych. Dowódca batalionu wiedział, że jeśli jednostki nie zostaną wysłane na akcję, jego kariera jest skończona.
— Generale Stafford, czy Trzeci Oddział Sztabu się zgadza?
— Tak, sir — powiedział chudy generał, bębniąc palcami w blat stołu. — Rozumiem punkt widzenia w kwestii problemów komunikacyjnych i koordynacyjnych, ale, bez urazy, poruczniku, patrzy pan na wszystko oczami niedoświadczonego młodszego oficera. Symulacje są bardzo realistyczne i wystarczająco prawdziwe, żeby ukazać chaos bitwy. W takich sytuacjach mogą powstać problemy z komunikacją i koordynacją. Porucznicy zawsze oczekują, że wszystko będzie całkowicie proste, a nigdy tak nie jest. Myślę, że żołnierze są gotowi, czas rzucić ich na głęboką wodę.
— Dobra. Generale Bridges?
— To trudna decyzja — oznajmił zrzędliwy mały Szef Sztabu. — Uważam, że w sytuacji, w jakiej mają się znaleźć żołnierze, i tak będzie wiele ofiar, niezależnie od stopnia przygotowania. Moim zdaniem pancerze wspomagane i pakiet komunikacyjny zwiększą nasze szanse w walce. Atakowane miasta mają duże znaczenie strategiczne, a pancerze nadają się do użycia w terenie niedostępnym dla innych systemów bojowych. Proponuję ich użycie mimo oczywistych braków przygotowania.
Po tej przemowie dowódca batalionu i oficer operacyjny skrzywili się.
— Poruczniku O’Neal?
— Podzielam opinię, że pancerze wzmocnią nas w walce, ale stanowczo nie zgadzam się z argumentem „zamętu wojny”. Istotny wydaje się tu mój ulubiony cytat z wypowiedzi dowódcy batalionu w operacji Pustynna Burza: „Bohaterowie zdarzają się, bo ktoś popełnił błąd.” Myślę, że jeżeli wyślemy batalion, będziemy mieli wielu bohaterów. Sztab batalionu i załoga używają systemów komunikacyjnych i wywiadowczych dokładnie na odwrót, niż zostały zaprojektowane, bo nie działają właściwie. Systemy komunikacyjne miały z założenia ułatwić kontakt, ale dowódca i major ukrywają się za szeregami podkomendnych, co powoduje problemy z łącznością.
Mike całkowicie zignorował fakt, że wspomniani oficerowie byli obecni na sali.
— Podczas symulacji dwa razy doszło do porażki przez to, że prowadzący akcję, mimo że wiedzieli, co robić, nie mogli się skutecznie porozumieć. Ponadto dowództwo batalionu i sztab systematycznie pozbawiają dowódców kompanii możliwości wydawania bezpośrednich rozkazów. Gdyby wyeliminować choćby jedną z tych przeszkód, batalion mógłby jeszcze mieć jakieś szanse. W obecnej sytuacji nie ma żadnych. Trenowano dokładnie, jak przebiegałaby walka i co się może podczas walki wydarzyć. Podpułkownik Youngman i major Norton stosują taktykę „lekkiej piechoty”, ale porzucili wszystkie dobre techniki tych formacji, a pozostawili przestarzałe. Jeśli wyślemy batalion w obecnych warunkach, będzie to powtórka z Little Bighorn. Stanowczo namawiam do dalszego szkolenia żołnierzy.
Kiedy skończył, dowódca batalionu był blady z gniewu, a oficer operacyjny zgrzytał zębami.
— Cóż, poruczniku O’Neal — powiedział generał Houseman i spojrzał ukradkiem na wściekłych oficerów polowych, którzy musieli wysłuchać słów druzgocącej krytyki — dwóch generałów za i jeden porucznik przeciw.
Będę jednak musiał uwzględnić zdanie bardziej doświadczonych oficerów. Taka jest moja decyzja. Żołnierze zostaną wysłani na akcję, poruczniku.
Nie wydawał się szczególnie zadowolony ze swojej decyzji, gdyż zasadniczo zgadzał się z porucznikiem.
Batalion wykazywał wprawdzie osiemdziesięcioprocentową gotowość, jednak jednostka powinna jeszcze przećwiczyć symulowane starcia. Informacje na temat taktyki kawalerii i piechoty, które przemawiały za stanowiskiem O’Neala i które wyszczególniono w doktrynie jednostek pancerzy wspomaganych, najwyraźniej wprawiały w zakłopotanie większość dowództwa batalionu i sztabu. Nie była to najlepsza perspektywa.
— Decyzja należy oczywiście do pana, sir. — Z wyrazu twarzy porucznika generał odgadł, że Mike czyta w jego myślach. — Właściwie, sir, myślę, że wstrzymanie wymarszu nie uszłoby panu na sucho. Zważywszy na koszty zakwaterowania żołnierzy i fakt, że spełniają minimalne wymagania, Kongres zjadłby pana na lunch, gdyby ich pan nie wysłał na akcję.
Z rezygnacją wzruszył ramionami. W całej historii ludzkości żołnierze zawsze byli pionkami w politycznych utarczkach.
— Poruczniku, gdybym sądził, że stracimy batalion, przedłużyłbym szkolenie wbrew wszystkim biurokratom w Waszyngtonie.
Po ponurych wnętrzach statku kolonizacyjnego i gołych ścianach megawieżowca Mike był mile zaskoczony bogatą dekoracją pokoju. Mimo że było to pomieszczenie użytkowe, prawdopodobnie odpowiednik Indowy magazynu z częściami do maszyn, ściany, podłogi i sufit pokrywały skomplikowane malowidła, freski i reliefy.
Wszystkie korytarze, które przemierzył, i wszystkie pokoje, do których zajrzał, urządzono z równym przepychem.
Miłość Indowy do rzemiosła najwyraźniej obejmowała też wystrój wnętrz. W odróżnieniu od podobnych dekoracji tworzonych przez Ziemian, nie było tu żadnych scen ani portretów. Wszystkie ornamenty przedstawiały abstrakcje w postaci zawiłych linii i skomplikowanych figur geometrycznych. Były miłe dla ludzkiego oka i zdumiewająco przypominały motywy na celtyckich broszach.
Około sześćdziesięciu osób zebrało się w dużym pomieszczeniu, które miało służyć jako centrum operacji taktycznych. Maszynerię i pojemniki z tajemniczą cieczą przesunięto pod ściany, szereg krzeseł ustawiono przed niskim podium. W pierwszym rzędzie stało krzesło z obiciem. Na oparciu widniał znak srebrnego dębowego liścia i słowa: „2 Sokół 6”. Z jednej strony podium w klatce gdakał kogut. Kiedy Mike przyglądał mu się złowieszczo, kogut zapiał.
Na podium stało kilku młodszych podoficerów i żołnierzy zajętych uaktualnianiem map rozłożonych na sztalugach. Nadzorował ich major batalionu Norton; kojarzył się on Mike’owi z kogutem rządzącym w kurniku.
Porucznik szybko się przekonał, że wysoki, wyróżniający się wyglądem mężczyzna nie był wcale tak inteligentny, na jakiego wyglądał. Mimo że był bardzo energiczny, niezbyt dobrze radził sobie z nowymi sytuacjami i pomysłami.
Między nim a O’Nealem doszło do kilku sprzeczek podczas pracy nad szkoleniem batalionu.
Mike włączył w okularach tryb przybliżania i spojrzał na rysowany na tablicy plan bitwy.
— Chryste — szepnął — czy nikt nie rozmawiał z oficerem wsparcia ogniowego?
Właśnie wtedy kapitan Jackson, oficer wsparcia ogniowego, uważnie przyjrzał się tablicy i podszedł do majora Nortona. Próbował odciągnąć go na bok, ale major spławił go. Był przecież tylko artylerzystą, więc jego zadanie polegało na udzielaniu wsparcia, i do tego tylko kapitanem, więc można go było zignorować.
Mike rozejrzał się po pokoju wypełnionym żołnierzami w strojach kamuflujących. Obecni byli dowódcy pięciu kompanii z drugimi oficerami, członkowie sztabu z asystentami i starszymi podoficerami, dowódcy posiłkowi, inżynierowie, żołnierze wsparcia ogniowego, sanitariusze i artylerzyści. Wszyscy w oczywisty sposób go ignorowali; w przypadku niektórych było mu to nawet na rękę. Zażyłość z dowódcami kompanii mogłaby spowodować, że w razie ich sprzeczki z majorem Mike też miałby kłopoty. Porucznik zaczął liczyć krzesła.
— Michelle — zagadnął swój przekaźnik — ilu wojskowych w stopniu pierwszego porucznika i wyższych rangą znajduje się w pomieszczeniu?
— Pięćdziesięciu trzech.
— A ile jest krzeseł? — zapytał.
— Pięćdziesiąt.
— Michelle, kto kierował ustawianiem krzeseł?
— Sekcja operacyjna batalionu.
— Jasny gwint.
Jego stosunki z dowódcą batalionu i jego sztabem nie tylko nie poprawiły się, ale nawet uległy pogorszeniu.
Jego, jak mniemał, taktowną i konstruktywną krytykę w zakresie komunikacji i systemów kontrolnych odbierano negatywnie jako nie wspartą doświadczeniem, mimo że ograniczył się tylko do spraw bezpośrednio związanych z pancerzami wspomaganymi. Skrytykował na przykład chęć dowódcy do wysyłania batalionu naprzeciw nieprzyjacielskich wojsk. Pomimo groźby ogromnej liczby poległych w walce wręcz, pułkownik najwyraźniej uznał, że broń Posleenów w ogóle nie ima się pancerzy, i wolał spotykać się z nimi mano y monstruo. Scenariusze szkoleniowe były jednak tylko teoretyczne; ziemskie jednostki nie zgromadziły jeszcze żadnych danych na temat zachowania Posleenów podczas walki. Pogarda pułkownika dla badań nad udoskonaleniem scenariuszy zwiększyła się tylko po nieudanej próbie Mike’a niedopuszczenia batalionu do walki.
Mike uznał za konieczne, jakkolwiek nietaktownie mogło to zabrzmieć, skrytykowanie struktury komunikacji.
Brak wiedzy podpułkownika Youngmana na temat pancerzy i technofobia generała spowodowały, że musiał w sprawach przekazywania informacji polegać na sekcji komunikacyjnej i oficerach łączności, zamiast zaprogramować odpowiednio inteligentne przekaźniki. Oficerów łączności przydzielono do odpowiednich sieci i bezpośredni kontakt z dowódcą mieli tylko niektórzy członkowie sztabu i drugi oficer batalionu, major Pauley.
Ponadto Youngman wyznaczył batalion jako odpowiedzialny za zatwierdzanie wszystkich wniosków o wsparcie, z wyjątkiem dotyczących opieki lekarskiej i logistyki. Dowódcy kompanii musieli na przykład składać u niego wniosek o wsparcie ogniowe, a on określał, czy prośba była zasadna. Musieli praktycznie prosić go o zgodę na wszystko. Pułkownik odkrył, że systemy pancerza umożliwiały mu obserwację pola bitwy z pozycji niemal równej bogom Olimpu i że mógł dowodzić ruchami każdego plutonu, jeśli tylko miał ochotę. A miał ochotę. Kontrolował więc wszystkie aspekty operacji. Wspaniały przykład zarządzania w skali mikro.
Niestety winę za powstałe przeciążenie systemów informacyjno-dowodzących postanowił zrzucić na pancerz wspomagany zamiast na sposób prowadzenia akcji. Utworzył zatem dłuższy łańcuch przekazywania informacji między nim a dowódcami kompanii i systematycznie pozbawiał ich inicjatywy. Dlatego w każdym scenariuszu bojowym, jaki dotąd przećwiczono, nie rozwijano umiejętności przeprowadzania skutecznych manewrów i przekazywania rozkazów. A teraz żołnierzy wysyłano do walki.
Na krótko przed dziewiątą poszczególne grupy zebranych zaczęły zajmować miejsca przed podium. Mike’a ani trochę nie zaskoczyło, że kiedy wszyscy już usiedli, zabrakło krzeseł dla drugiego porucznika Eamonsa, dowódcy plutonu inżynieryjnego, drugiego porucznika Smitha, dowódcy plutonu zwiadowczego — obydwaj byli drugimi oficerami kompanii — dla niego samego oraz podoficerów od starszego sierżanta po szeregowców. Starszy sierżant wyglądał na naprawdę wkurzonego.
Po chwili major Norton polecił powstać z miejsc, do pokoju wkroczył podpułkownik Youngman i przeszedł między rzędami do swojego krzesła. Zajął miejsce oznaczone „2 Sokół 6”, wziął filiżankę kawy od krążącego z tacą szeregowca i pozwolił wszystkim usiąść.
— Witam panów — powiedział major Norton. — Oto nasza misja: Zespół Uderzeniowy drugiego batalionu trzysta dwudziestego piątego pułku piechoty zajmie się obroną skrzydła III Korpusu w regionie megalopolis Deushi u podnóża masywu Nomezdi. Pierwszy porucznik przedstawi szczegóły.
Tym pierwszym porucznikiem był Phil Corley. Miał ciemne włosy i lekką niedowagę, i był niezwykle inteligentny, choć czasem brakowało mu zwykłego zdrowego rozsądku. Podszedł do sztalugi i dramatycznym gestem odrzucił płótno. Mapy na sztalugach zasłonięto przed wejściem pułkownika. Płótno pokrywały gęsto czerwone odciski pieczęci ŚCIŚLE TAJNE. Mike nie był pewien, przed kim chciano utajnić plany, skoro Posleeni, o ile było mu wiadomo, nie mieli systemów wywiadowczych.
— Na dużym schemacie na południowym wschodzie widać „Linię Bordoli”, sformowaną z oddziałów chińskich, rosyjskich, południowoazjatyckich i afrykańskich, które wycofały się na strategiczne pozycje koło masywu Bordoli w megalopolis Aumoro. Stacjonują między masywem a wybrzeżem. To jest drugi odwrót strategiczny od czasu, kiedy jednostki wylądowały na powierzchni. Ponieważ front ma teraz niecałe sześćdziesiąt kilometrów szerokości, a pozycji broni trzy czwarte miliona żołnierzy, nie spodziewamy się dalszych odwrotów. Połączone jednostki Alianckich Sił Ekspedycyjnych NATO i oddziałów Chin i Japonii udają się obecnie na pozycje rozpoczęcia misji.
Z powodu opóźnienia w lądowaniu żołnierze będą zmuszeni działać w dwóch fazach. Główny front oporu ma przebiegać na obszarze podobnym do Bordoli, na terenie megalopolis Deushi. W tym miejscu masyw Deushi rozciąga się na odległość czterdziestu pięciu kilometrów od morza. Zadaniem wojsk NATO jest utworzenie i utrzymanie frontu w tym miejscu. Jednak marsz Posleenów odbywa się tak szybko, że należy go spowolnić, żeby przygotować obronę. Zmechanizowane jednostki pancerzy wspomaganych wojsk alianckich zajmą więc pozycje na obszarze masywu Nomezdi w Alei Qual. Frontu będą bronić trzecia dywizja pancerna, drugi batalion zmotoryzowanej piechoty, dziesiąta dywizja grenadierów pancernych, siódmy pułk kawalerii, Deuxičme Division Blindée, drugi regiment lansjerów i sto dwudziesty szósty pułk pancerny. Niemieccy żołnierze pierwszego i dwudziestego szóstego batalionu pancerzy wspomaganych będą tworzyć ruchomą rezerwę. Plan obrony wymaga utrzymania frontu albo wycofania wojsk na odległość najwyżej sześciu kilometrów w czasie dwudziestu czterech godzin. Oczekuje się, że Posleeni dotrą do Alei Qual za dwanaście godzin. Jakieś pytania?
Kapitan Brandon podniósł rękę.
— Jaka jest liczba i rozmieszczenie posleeńskich oddziałów wzdłuż frontu?
— Na razie nie wiadomo. Wiemy, że broń energetyczna na lądownikach Posleenów skanuje przestrzeń nad nimi aż do głębokiego kosmosu. Nie mamy więc jak dotąd możliwości zrobienia zdjęć satelitarnych. Informacje, jakimi dysponujemy, pochodzą z raportów darhelskich zarządców ewakuowanych megawieżowców i częściowo od himmickich zwiadowców. Dane Darhelów nie mówią o liczebności wroga, a Indowy uciekają, kiedy tylko wyczują Posleenów w pobliżu. Himmici dostarczają wspaniałych raportów, ale ich możliwości obserwacyjne są ograniczone.
Porucznik odpowiedział na kilka innych pytań i zszedł z podium.
Major Norton wstał, wziął wskaźnik i zwrócił uwagę zebranych na mapę na tablicy.
— Misja Zespołu Uderzeniowego drugiego batalionu trzysta dwudziestego piątego pułku polega na zajęciu pozycji obronnych wzdłuż Qual i koordynacji działań z bocznymi jednostkami w celu utrzymania frontu przez co najmniej sześć i najwyżej dwanaście godzin. Nasz batalion został przydzielony do sektora, którego w normalnych okolicznościach broniłby pułk; jest to taki sam obszar, jaki otrzymał cały siódmy pułk kawalerii. Uważamy, że z naszym nowym uzbrojeniem i sprzętem będzie stosunkowo łatwo utrzymać ten sektor. Dlatego Oddziały Specjalne zajmą następujące pozycje: kompania Alfa przy północno-wschodnim rogu megawieżowca Qualtrev, ze strefą ostrzału sięgającą do Bulwaru Sisalav, kompania Charlie przy północno-zachodnim rogu megawieżowca Qualtren, z zadaniem koordynacji strefy ostrzału na Bulwarze z kompanią Alfa. Alfa przejmie odpowiedzialność za integrację wsparcia z oddziałami Bravo, a siódmy pułk kawalerii zajmie pozycje między linią brzegową a megawieżowcami Qualtrek i Saltrek. Charlie udzieli wsparcia ogniowego jednostkom flankowym. Jak widać na mapie, Qualtren opiera się o masyw, co zabezpieczy nasze boczne skrzydła. Jednostki laserów batalionu wesprą kompanie Charlie i Alfa.
Zwiadowcy batalionu ukryją się w megawieżowcu Naltrev, żeby ostrzec o zbliżającym się wrogu i rozpocząć walkę.
Moździerze batalionu zajmą pozycje na tyłach megawieżowca Qualtren i razem z moździerzami kompanijnymi udzielą wsparcia ogniowego. Po ustaleniu przez zwiadowców batalionu pozycji wroga korpuśne MLRS i artyleria 105 mm baterii zgrupowania ostrzelają w razie potrzeby przestrzeń między Daltren i Daltrev. Tam zacznie się ostateczny ostrzał obronny. Kompania Bravo pozostanie w rezerwie i ruszy do akcji tylko na bezpośredni rozkaz dowódcy batalionu. Dowódca kompanii może nakazać ostrzał, kiedy wróg podejdzie na tysiąc metrów lub pojawi się w zasięgu wzroku. Żadnego bezpośredniego ognia powyżej dystansu tysiąca metrów. Musimy spowodować jak największe straty wroga już przy pierwszej salwie. Kiedy Posleeni znajdą się w zasięgu wzroku batalionu, ostrzałem będą kierować dowódca batalionu i oficer wsparcia ogniowego. Nie będziemy wznosić widocznych fortyfikacji, drutów kolczastych, zasieków ani bunkrów. Mamy uderzyć nagle i wykorzystać element zaskoczenia, a nie zdradzić pozycji naszych wyrzutni rakietowych. Jakieś pytania?
Mike odwrócił się do porucznika Eamonsa i szepnął mu na ucho.
— Na przykład: „Czy mamusia upuściła cię w dzieciństwie na główkę?”
Porucznik Eamons parsknął śmiechem, nie zmieniając wyrazu twarzy. Major Norton spojrzał na niego ze złością, a Mike uspokoił się natychmiast jak skarcone dziecko. Każda symulacja, jaką przeprowadził, i każda informacja o walce z Posleenami, którą słyszał, wskazywały, że bitwa była skazana na porażkę. Pionowe rozstawienie batalionu, które zakładał plan, wystawiało wojska na atak nacierającej masy wroga bez możliwości skutecznego działania batalionu.
Podstawowa technika zalecana w walce z Posleenami była dwustopniowa. Należało zająć bezpieczną pozycję, dosyć dobrze się ścieśnić — jak bardzo, to zależało od zabezpieczenia pozycji przed pociskami hiperszybkimi — i rozpocząć zmasowany atak artyleryjski na Posleenów. Jeden ze szkockich oficerów w GalTechu nazwał to „zalewaniem ich Martini”. Walka z Posleenami była niczym walka z szybko rozprzestrzeniającym się pożarem i wymagała poważnego zaangażowania.
Kapitan Jackson, oficer wsparcia ogniowego, wstał.
— To nie jest pytanie, majorze, to jest stwierdzenie. Tego nie da się zrobić.
— Co to znaczy „nie da się tego zrobić”, kapitanie? — zapytał ze złością major.
— Nasze MLRS w całości przekazaliśmy dziesiątej dywizji pancernej. Wywiad Korpusu uważa, że Posleeni zaatakują przede wszystkim ich pozycje. Możliwe, że udałoby nam się złapać ich w pole siłowe, ale jest pewien kłopot: megawieżowce. Odstęp między nimi wynosi siedemdziesiąt pięć metrów, a mają prawie cholerną milę wysokości. Z takim kątem widzenia artyleria sobie nie poradzi. Oddziały wsparcia ogniowego mogą pomagać tylko kilku jednostkom i strzelać wzdłuż alei. W tym wypadku nie możemy tego zrobić, bo Bulwar Sisalav ostro meandruje po zboczach gór. Więc w zasadzie trzeba by zapomnieć o artylerii.
Major Norton wyglądał przez chwilę na oszołomionego, ale zaraz doszedł do siebie.
— Dobra, zapomnijmy o artylerii. Jeszcze jakieś pytania albo stwierdzenia?
— Nie — szepnął Mike. — „Kto to w ogóle wymyślił?” byłoby nietaktowne.