40

Prowincja Andata, Diess IV
13:24 czasu uniwersalnego Greenwich, 24 czerwca 2002

Mike przełknął ślinę.

— Miesiąc?

— Tak — powiedział generał Houseman. — Jesteś w stacji regeneracji od miesiąca i zostaniesz tu jeszcze przez pewien czas. Przez dwa tygodnie badali u ciebie same powikłania popromienne.

— Co się stało z wojskami ekspedycyjnymi na Diess? Z moim plutonem? chciał powiedzieć.

— Cóż, dodekaedr D wybuchł dość spektakularnie i wykręcił niezły numer dużej części miasta. Posleeni nie mogli przejść przez lej po eksplozji, a my wykorzystaliśmy tę przeszkodę terenową do naszych celów. Utrzymaliśmy pozycję i poprosiliśmy Indowy, żeby zbudowali nam rzeźnię — uśmiechnął się ponuro. — I wyrżnęliśmy łajdaków.

— Mógłby pan wyrażać się bardziej precyzyjnie?

— Wiesz, co to są mordercze otwory? — zapytał generał i podtrzymał kubek wody ze słomką, żeby porucznik mógł z niego wypić; jego nowo wyrośnięta ręka była ciągle jeszcze słaba.

— Jak w zamkach? Otwory, przez które wlewało się oliwę u wejścia?

— Płonącą oliwę i wrzucało się włócznie, tak. Od końca epoki zamków aż do dziś używało się zupełnie innych technik. Wewnątrz zamku znajdował się obszar, wokół którego w ścianach były setki otworów strzelniczych. Kiedy wróg wkraczał na ten obszar, stawał się on zabójczym polem; stąd właśnie pochodzi nazwa.

— Oficerowi z pierwszej dywizji udało się nawiązać stosunki z pewnym wysoko postawionym Indowy. Z pomocą tego Indowy zamieniliśmy bulwary przed główną linią obrony w zabójcze pola, po czym wycofaliśmy się tam.

— Posleeni przyszli wzdłuż bulwarów, a Korpus odciął im z każdej strony drogę. Bulwary zostały obstawione przez jednostki pancerzy wspomaganych w betonowych bunkrach. Snajperzy z karabinami kaliber pięćdziesiąt czekali wzdłuż piątej kondygnacji, żeby zaatakować Wszechwładców. Rozpętało się piekło.

— Prawie żaden Posleen nie dotarł do pozycji jednostek pancerzy wspomaganych. Obstawiliśmy w ten sposób dwa bulwary, a pozostałe zablokowaliśmy. Posleeni cały czas przychodzili, i nielicznych pozostałych przy życiu znowu zaatakowaliśmy i zepchnęliśmy z powrotem do lądowników, którymi odlecieli… Zajęliśmy ponad siedem tysięcy lądowników, minogów i dodekaedrów D, które pozostawili Posleeni.

— Czyli wygraliśmy?

— Tak — powiedział smutno generał. — Jak powiedział poeta, to jest smutne zwycięstwo; żeby je odnieść, straciliśmy „tylko” lepszą część siedmiu dywizji — skończył i z gniewem potrząsnął głową.

— Ale wszyscy się zgadzają, że punktem zwrotnym w bitwie było uwolnienie dywizji pancernych i zniszczenie dodekaedru D. Czeka na ciebie kilka metalowych krążków na wstążce. — Otworzył niebieskie pudełko. — To pierwszy, który możesz przyjąć, oprócz Purpurowych Serc. Gratulacje, twoja pierwsza Srebrna Gwiazda, noś ją w dobrym zdrowiu.

— To tylko za zebranie niedobitków batalionu. Wyobrażam już sobie, co dla ciebie szykują za resztę wyczynów. Przy okazji, ocalono resztę żołnierzy pod Qualtren, co było dosyć trudne, i pozdrawia cię kapitan Wright.

Mike uroczyście przyjął pudełko.

— Wiznowski? — zapytał i podniósł wzrok.

Generał skinął głową.

— Zajmę się nim i sierżantem Greenem.

— Dziękuję, sir. Mógłbym dostać nowy przekaźnik? I czy można ściągnąć z komputera osobowość Michelle?

— W szufladzie czeka na ciebie nowy przekaźnik. — Generał urwał i zrobił lekko skwaszoną minę. — Podczas przesyłania informacji po ostrzeżeniu nuklearnym stracono wiele danych. Obawiam się, że większość… cóż, Darhelowie mówią, że nie można było zapisać programów osobowości.

Mike wyglądał na oszołomionego.

— Powiedziałem jej, żeby zrobiła kopię — upierał się.

Oficer, który stracił w bitwie większość swoich ludzi i trzy kończyny, żałował teraz jakiegoś cholernego programu komputerowego. Ogłupieli ci wszyscy wojacy z floty uderzeniowej czy co?

— Darhelski łącznik powiedział mi, że było po prostu za dużo strat podczas przesyłania, żeby wszystko kopiować. Zanim zaczęto kopiować osobowości przekaźników, utracono już wszystkie dane. — Generał urwał. Po zdruzgotanym wyrazie twarzy porucznika poznał, że należało powiedzieć coś jeszcze. — Darhelowie pracowali nad tym ponad tydzień, zanim się poddali. Przykro mi.

Oficer najwyraźniej wziął się w garść.

— W porządku, sir. Niech tam, przecież to tylko program. — Zmrużył oczy i wziął głęboki wdech. — To wszystko, sir?

— Ach, mam jeszcze kilka spraw. Przypominasz sobie tę wiekopomną chwilę, kiedy rozmawialiśmy przez radio?

— Tak, sir — odpowiedział O’Neal z zakłopotanym wyrazem twarzy, który jednak nareszcie był najbliższy uśmiechowi.

— Cóż, po twoich halucynacjach sprawdziliśmy ten wspaniały mały specyfik w waszych pancerzach. Wiesz, że środków pobudzających nie wytwarza się w pancerzach, tylko się je w nich umieszcza?

— Tak, sir — powiedział Mike, zastanawiając się, do czego zmierza generał.

— Więc był mały problem z ładunkiem w twoim pancerzu. I w większości pancerzy twojego plutonu. Cholerne przedsiębiorstwo farmaceutyczne, które wyprodukowało specyfik, zapomniało dodać Provigil, środek przeciwsenny. Był tylko stymulator GalTechu.

— O Boże — jęknął Mike.

Galaksjański specyfik był dziesięć razy silniejszy od metamfetaminy. Nic dziwnego, że czuł się potem jak kocur w maszynowni. Dziwił się tylko, że głowa nie przebiła mu hełmu i nie wyleciała w górę jak rakieta.

— Dodatkowo jeśli środek aplikuje się zgodnie z jednostkami objętości, dostałeś potrójną dawkę.

Mike zasłonił oczy rękami i potrząsnął głową. W końcu roześmiał się.

— Cóż, sir, to mnie chyba usprawiedliwia.

— Tak. Sierżant Duncan też dostanie całkiem niezły medalik. Doprowadził Amerykanów do sojuszniczych linii po wybuchu, kiedy nadszedł pierwszy atak Posleenów. Nie byliśmy na to przygotowani i mógłby być z tego niezły bigos, ale on i major z jedenastego pułku kawalerii zebrali niedobitków i uderzyli w boczne skrzydło Posleenów.

Kiedy sierżant Duncan użył granatów jądrowych, złamaliśmy ich szeregi jak gałązkę. Dało nam to chwilę wytchnienia, której naprawdę potrzebowaliśmy, i podniosło kawalerię na duchu.

— Jest cholernie dobrym podoficerem — powiedział Mike. — Z tego, co słyszałem, nigdy go sprawiedliwie nie traktowano. Powinien dostać awans.

— Zajmę się tym — powiedział generał i kiwnął głową na znak, że zgadza się z porucznikiem. — Wypisują cię pojutrze. Dziękuję za przybycie, poruczniku, to była piekielnie dobra akcja. — Generał nachylił się, żeby uścisnął dłoń porucznika. — Powodzenia i niech ci zawsze będzie jak u Pana Boga za piecem.

— Byłem już za piecem, sir — powiedział uroczyście Mike — i nie polecam tego.

Generał Houseman poklepał go po ramieniu z lekkim uśmiechem i cicho opuścił pokój.

Mike otworzył pudełko, za które tak wielu zapłaciło najwyższą cenę, i z kamienną twarzą popatrzył na swój pierwszy medal za odwagę. Obawiał się, że dostanie ich więcej.


„Bohaterowie zdarzają się, bo ktoś popełnia błąd.

Dziś nie potrzebujemy bohaterów.”

— Dowódca batalionu Armii Stanów Zjednoczonych

„Gdzieś we wschodniej Arabii Saudyjskiej”

15 lutego 1991

Загрузка...