Po raz pierwszy zdradziłam Jasona, kiedy Ree miała jedenaście miesięcy. Nie mogłam już dłużejwytrzymać. Bezsennych nocy, wyczerpującego rytuału karmienia, doglądania, przewijania,karmienia, doglądania, przewijania. Wcześniej zapisałam się na internetowy kurs w college'u i kiedytylko nie opiekowałam się dzieckiem, pisałam wypracowanie, szukałam materiałów na dany temat,próbowałam sobie przypomnieć matematykę.
Byłam zarówno niesamowicie wycieńczona, jak i niewiarygodnie spięta. Podenerwowana, jakbyskóra głowy uciskała mi mózg. Dostrzegałam wszystko, od jedwabistości różowego kocyka Ree doostrego bólu pod prysznicem, gorących igiełek wody kłujących mi piersi.
Co gorsza miałam uczucie, jakby w mojej głowie panowała coraz większa ciemność. Aż w końcu wkażdym kącie mego własnego domu zaczęłam czuć przesłodzony zapach gnijących róż i bałam sięzasnąć, ponieważ wiedziałam, że obudzę się, słysząc płynący przez korytarz głos matki: „Wiem coś, oczym wy nie wiecie. Wiem coś, o czym wy nie wiecie…"
Pewnego dnia złapałam się na tym, że stoję przy zlewie w kuchni i szoruję dłonie drucianą szczotką.
Próbowałam usunąć własne odciski palców, próbowałam zdrapać ze skóry DNA. I dotarło do mnie,że tym właśnie jest ta ciemność to moja matka, moja własna matka zapuszczająca korzenie w mojejgłowie.
Są tacy ludzie, których nie wystarczy zabić jeden raz. Powiedziałam Jasonowi, że muszę wyjechać.
Na dwadzieścia cztery godziny. Może do hotelu, gdzie mogłabym się porządnie wyspać, zamówićjedzenie do pokoju, złapać oddech. Pokazałam mu broszurkę spa przy hotelu Four Sasons w centrum,wraz z listą zabiegów. Wszystko było absurdalnie drogie, ale wiedziałam, że Jason mi tego nieodmówi. I tak właśnie się stało.
Wziął wolne na piątek i sobotę, żeby zostać z Cłarissą. Nie spiesz się do domu powiedział mi.
Zrelaksuj się. Ja to rozumiem, Sandy, naprawdę.
Pojechałam więc do hotelu kosztującego czterysta dolarów za dobę, a potem na Newbury Street,gdzie za pieniądze przeznaczone na spa kupiłam zamszową mini, czarne szpilki Kate Spade i srebrną,wyszywaną cekinami bluzkę z odkrytymi plecami, do której nie zakładało się stanika. Następnieobrałam sobie za cel Armani Bar i dalej poszło już łatwo.
Pamiętacie, wciąż miałam jedynie dziewiętnaście lat. Przypomniałam sobie wszystkie sztuczki, awierzcie mi, dużo ich znam. Dziewczyna taka jak ja w bluzce bez pleców i szpilkach. Zaczęłamwieczór, przyciągając męską uwagę, i tak też było do drugiej w nocy: wychylałam kolejne kieliszkiwódki Grey Goose i wykonywałam taniec erotyczny dla sprośnych starszych facetów i młodziutkichstudentów z bostońskiego uniwersytetu.
Swędziała mnie skóra. Czułam, że zaczyna płonąć, im więcej tańczyłam, im więcej kręciłambiodrami, gdy dłonie jakiegoś nieznajomego zaciskały się na moich pośladkach, gdy jego kroczeocierało się o moje strategicznie rozchylone nogi. Miałam ochotę całą noc tańczyć.
Miałam ochotę pieprzyć się tak mocno, aż zapomnę własne imię, aż będę krzyczeć z wściekłości ipragnienia.
Miałam ochotę pieprzyć się tak mocno, aż eksploduje mi głowa i ta ciemność w końcu zniknie.
Nie spieszyłam się z ostatecznym wyborem. Na pewno niejeden z tych starszych gości. Oni bylidobrzy do kupowania drinków, ale padliby pewnie na zawał, próbując dotrzymać tempa dziewczynietakiej jak ja. Wyszłam w towarzystwie jednego z młodych studentów. Same mięśnie, rozszalałytestosteron i niemądry uśmiech w stylu „nie mogę uwierzyć, że ona naprawdę wychodzi ze mną".
Pozwoliłam się zabrać do jego akademika, gdzie mu pokazałam, co można zrobić, zwisając z dolnejpryczy piętrowego łóżka. Kiedy skończyłam z nim, bzyknęłam się także z jego współlokatorem.
Kawaler numer jeden był zbyt oszołomiony, żeby się skarżyć, a jego kolega, z wyglądu maniakkomputerowy, zupełnie pozbawiony mięśni, okazał się niezwykle wdzięczny i na swój sposóbużyteczny. Wyszłam krótko po nadejściu świtu. Na klamce w ramach małej pamiątki zostawiłamróżowe stringi, po czym poszłam na przystanek i wróciłam metrem do hotelu. Portier niemal wpadł
w szał na mój widok. Pewnie sądził, że jestem dziwką czy też, przepraszam najmocniej, luksusowącall girl, co, gdyby się nad tym dłużej zastanowić, wcale nie byłoby dla mnie taką złą pracą. Aleponieważ dysponowałam kluczem do pokoju, nie miał wyjścia i musiał mnie wpuścić.
Poszłam do swojego pokoju, umyłam zęby, wzięłam prysznic, jeszcze raz umyłam zęby, a potempadłam na łóżko i spałam pięć godzin bez żadnego ruchu. Leżałam jak nieżywa. A kiedy sięobudziłam, po raz pierwszy od miesięcy czułam, że jestem przy zdrowych zmysłach.
A więc zrobiłam coś sensownego. Zawinęłam razem spódniczkę, szpilki i bluzkę i wyrzuciłam je.
Jeszcze raz wzięłam prysznic, szorując dłonie, które czuć było spermą i potem, i wódką z limonką.
Następnie posmarowałam pachnącym pomarańczami balsamem posiniaczone żebra, podrapanemęskim zarostem uda, ugryzione ramię. I założyłam szare sztruksy i lawendowy golf, i wróciłam domęża.
Będę grzeczna, mówiłam sobie przez całą drogę do Southie. Od teraz będę grzeczna. Ale już wtedywiedziałam, że to powtórzę.
Prawda jest taka, że wcale nietrudno żyć w kłamstwie.
Na powitanie pocałowałam męża w policzek. Jason również mnie cmoknął i zapytał uprzejmie, jakmi minął weekend.
Czuję się teraz znacznie lepiej odparłam zgodnie z prawdą.
Cieszę się powiedział.
A ja zrozumiałam, patrząc w jego ciemne oczy, że wie dokładnie, co zrobiłam. Nie dodał jednak nicwięcej, i ja też nie. To właśnie stanowi część życia w kłamstwie człowiek się do niego nie przyznaje.
Pozwala mu pozostać i obchodzi go niczym słonia na środku pokoju.
Poszłam na górę. Rozpakowałam się. Wzięłam na ręce córkę i przytuliłam ją do siebie. I gdy taksiedziałam, czytając jej Uciekającego króliczka i całując delikatnie w czubek głowy, odkryłamdziwka czy nie, cudzołożnica czy nie że moja córka jest dokładnie taka sama jak wcześniej, pachniedokładnie tak samo, kocha mnie dokładnie tak samo.
Z powodu zwykłej grzeczności przez cały następny tydzień ubierałam się i rozbierałam tylko wtedy,gdy byłam sama. Jason z kolei spędził go przy komputerze korzystał z niego praktycznie aż do rana,wyraźnie mnie unikając. Gdzieś w okolicach siódmego czy ósmego wieczoru, kiedy ślady pougryzieniach praktycznie zniknęły, a ja nadal budziłam się w pustym łóżku, uznałam, że to się ciągnieza długo. Kochałam Jasona. Naprawdę go kochałam wierzyłam, że on mnie także kocha. Że mnienaprawdę kocha. Po prostu nie zamierzał nigdy uprawiać ze mną seksu. Cóż za ironia. Ten jedynymężczyzna, który w końcu obdarzył mnie szacunkiem, współczuciem i zrozumieniem, był zarazemtym, który w ogóle nie pragnął mojego ciała. Ale miłość to jednak miłość, no nie? A według Beatlesówto przecież jedyne, czego nam trzeba.
Założyłam szlafrok i zeszłam po cichu na dół. Chciałam poprosić męża, aby wrócił do łóżka.
Znalazłam go jak zwykle pochylonego nad rodzinnym komputerem.
Zauważyłam, że policzki ma zarumienione, a oczy błyszczące. Miał otwarte przed sobą różnegorodzaju dokumenty finansowe, włącznie z internetowym wnioskiem o wydanie karty kredytowej.
Wynoś się stąd oświadczył ostro, a zważywszy na ton jego głosu, zrobiłam dokładnie to, co mikazał.
Cztery godziny później siedzieliśmy obok siebie w kuchni, jedząc na śniadanie płatki. Reegaworzyła w automatycznej huśtawce. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
On gryzł. Ja gryzłam. A potem on wyciągnął rękę i bardzo powoli ujął moją dłoń. I znowu wszystkobyło dobrze, tak po prostu. Pewnie aż do następnego razu, kiedy będę musiała zniknąć w hotelowympokoju. Do następnego razu, kiedy on będzie musiał zniknąć w komputerze.
Ciekawe, czy w jego głowie rosła ciemność. Ciekawe,czy kiedykolwiek czuł zapach gnijących róż iprzeklinał kolor swoich oczu i gładkość swej skóry. Nie pytałam go o to. Nigdy bym go o to niezapytała.
Pierwsza zasada kłamstwa, pamiętacie? Człowiek nigdy się do niego nie przyznaje.
I uświadomiłam sobie nad miską rozmiękłych płatków, że potrafię tak żyć. Rozczłonkowana. Tutaj,ale osobno. Razem, ale sama. Kochająca, lecz wyizolowana. Bądź co bądź tak właśnie żyłam przezwiększość swoich dni. W domu, gdzie moja matka mogła pojawić się w środku nocy, aby wyczyniaćnieopisane rzeczy ze szczotką do włosów. W którym kilka godzin później siedziałyśmy naprzeciwkosiebie, dzieląc się przy śniadaniu talerzem maślanych ciasteczek.
Moja matka dobrze mnie przygotowała na takie życie. Zerknęłam na mego męża chrupiącegoCheerios. Zastanawiałam się, kto przygotował jego.
Konferencja prasowa bostońskiego wydziału policji zaczęła się trzy minuty po dziewiątej. Jason wiedział, kiedy dokładnie się zakończyła, ponieważ wtedy zadzwoniła jego komórka.
Nie oglądał briefingu. Kiedy już otarł córce łzy i nakarmił mocno wygłodniałego Pana Smitha, zapakował oboje do volvo Sandy. Kot ułożył się w miejscu, gdzie docierało słońce, i natychmiast zasnął to niezwykle rzadkie, ale on rzeczywiście lubi! jazdę samochodem. Dziewczynka z kolei siedziała w swoim foteliku i tuliła do piersi króliczka Lil'Bunny, wpatrując się jednocześnie w Pana Smitha, jakby siła woli zmuszała go do pozostania na miejscu. Jason siadł za kierownicę jedynie dlatego, że musiał się jakoś dostać na miejsce. Miał wrażenie, jakby znajdował się na otwartych równinach Kansas i obserwował zbliżające się tornado, nie mogąc usunąć mu się z drogi. Mógł jedynie patrzeć, jak niebo ciemnieje, czuć pierwsze podmuchy wiatru na twarzy.
Policja zwołała konferencję prasową. Machina medialna powoli, ale nieubłaganie ruszała. Nie mógł
nic na to poradzić. Ani on, ani nikt inny.
Ponownie zadzwonił jego telefon. Zerknął na wyświetlacz ogarnięty coraz większym uczuciem fatalizmu.
Spojrzał na odbicie córki w lusterku wstecznym i zauważył poważny wyraz jej twarzy, gdy próbowała się cieszyć obserwowaniem śpiącego kota, podczas gdy tak naprawdę najbardziej na świecie pragnęła przytulić się do swojej matki.
Otworzył telefon i przyłożył go do ucha.
Witaj, Greg.
Kurwa mać wykrzyknął mu do ucha główny redaktor działu wiadomości w „Boston Daily".
Czemu nam nic nie powiedziałeś, Jason? Kurczę, jesteśmy jak rodzina… Przecież byśmy zrozumieli.
To trudny czas odparł automatycznie Jason, mając wrażenie, jakby te słowa mówił z pamięci, tak jak kiedyś, dawno temu. Chcesz być na pierwszej stronie? Będzie cięto tylko kosztować życie.
Twoje albo może twojego dziecka. Albo twojej żony.
O co tu chodzi, Jason? I nie pytam jak redaktor dziennikarza. Wiesz, że nie zrobiłbym ci tego.
Kolejne kłamstwo. Następne dni będą obfitować w łgarstwa. Mówię jako członek dziennikarskiej rodziny, facet, który widział zdjęcia twojej rodziny, i wie, jak bardzo ją kochasz. Trzymasz się jakoś?
Staram się myśleć tylko o dniu dzisiejszym wyrecytował spokojnie Jason.
Jakieś wieści? Muszę przyznać, że policja mówiła cholernie ogólnikowo.
Mamy nadzieję, że upublicznienie sprawy dostarczy jakichś tropów odparł Jason.
A twoja córka? Clarissa? Jak ona się trzyma? Potrzebna ci pomoc, Jason?
Dzięki za propozycję. Staramy się myśleć tylko o dniu dzisiejszym.
Jason… Jason, chłopie.
Nie będę mógł przyjechać dziś wieczorem do pracy, Greg.
Oczywiście! Kurwa mać, oczywiście, że to rozumiemy. Musisz wziąć tydzień wolnego, może nawet więcej. Powiedz tylko słowo, a możesz na nas liczyć. Tylko o nas nie zapominaj, okey, chłopie? News na pierwszą stronę, wywiad z mężem na pierwszej stronie, okey, chłopie?
Dziękuję za zrozumienie.
Możesz na nas liczyć, Jason. Powiedz tylko słowo, a zrobimy. jak zechcesz. Wierzymy w ciebie, chłopie. No bo przecież myśl, że miałbyś w jakikolwiek sposób skrzywdzić Sandrę…
Dziękuję za zrozumienie. Jason się rozłączył.
Kto to? zapytała Ree.
Były szef tatusia odparł Jason. I naprawdę tak uważał.
Siedziba głównego bostońskiego wydziału policji mieściła się w wielkim szkaradzieństwie ze szkła i granitu, wybudowanym w samym środku dzielnicy mieszkaniowej Roxbury z nadzieją, że przytłaczająca obecność stróżów prawa pomoże procesowi podnoszenia statusu tej podupadłej części śródmieścia. Jednak zarówno pracownicy budynku, jak i jego goście najczęściej obawiali się o własne życie.
Jason z niepokojem przyjrzał się parkingowi. Nie spodziewał się, że po wyjściu z przesłuchania zastanie volvo w stanie nienaruszonym. No i oczywiście martwił się o kota.
W ciągu ostatnich trzydziestu sześciu godzin Pan Smith z całą pewnością wykorzystał co najmniej jedno ze swoich dziewięciu żyć. Kto wie, ile jeszcze mu ich zostało? Nie powinniśmy tu być, tatusiu odezwała się Ree, kiedy wysiadła z samochodu, ściskając w dłoni króliczka. Popękany w wielu miejscach asfalt na parkingu otaczały betonowe bariery.
Wystrój wnętrz był rodem z Bejrutu. Jason zastanawiał się przez chwilę, po czym sięgnął do samochodu po swój notes i czerwony mazak Ree. Wyrwał dwie kartki i napisał na nich dużymi literami: KWARANTANNA: Wściekły kot. Uwaga. Nie dotykać.
Jedną kartkę umieścił z przodu auta, drugą z tyłu. Następnie spojrzał na Pana Smitha, który otworzył
jedno leniwe bursztynowe oko, ziewnął i wrócił do spania.
Bądź grzecznym wściekłym kotem mruknął Jason, po czym zdecydowanie ujął Ree za rękę i poszli razem w stronę przejścia dla pieszych.
Gdy się zbliżali do olbrzymiego szklanego budynku, zwolnił kroku. Nic nie mógł na to poradzić.
Spojrzał na rączkę córki bezpieczną w jego dłoni i pomyślał, że pięć ostatnich lat minęło zbyt szybko i jednocześnie zbyt wolno. Pragnął cofnąć czas. Pragnął cofnąć wszystkie przeżyte chwile i przycisnąć je mocno do siebie, ponieważ zbliżało się tornado. Coraz szybciej. A on nie był w stanie usunąć mu się z drogi.
Przypomniał sobie pierwszy raz, kiedy córka chwyciła jego palec, zaledwie godzinę po przyjściu na świat: jej niemożliwie maleńka rączka zaciskała się z determinacją na jego absurdalnie dużym palcu wskazującym. Przypomniał sobie te same paluszki rok później, doznające pierwszego oparzenia, kiedy Ree chwyciła za świeczkę na swoim urodzinowym torcie, nim on czy Sandy zdążyli ją ostrzec, że jest gorąca. I przypomniał sobie pewne popołudnie, kiedy sądził, że mała śpi i zalogował się do Internetu, przeczytał zbyt wiele smutnych historii o smutnych dzieciach i zaczął płakać pochylony nad stołem w kuchni. Nagle obok niego znalazła się Ree, a jej dwuletnie rączki zaczęły ocierać łzy z jego twarzy.
Nie bądź smutny, tatusiu wyszeptała spokojnie. Nie bądź smutny.
A widok jego łez na malutkich palcach córki niemal znowu doprowadził go do płaczu.
Chciał z nią teraz porozmawiać. Chciał powiedzieć, że ją kocha. Chciał powiedzieć, żeby mu zaufała, że z nim będzie bezpieczna. Jakoś to zrobi. Jakoś sprawi, że świat znowu będzie przyjazny.
Chciał jej podziękować za cztery piękne lata, za to, że najlepszą dziewczynką na świecie. Za to, że była jego słoneczkiem, radością i miłością jego życia. Dotarli do szklanych drzwi. Jej palce drgały nerwowo w jego dłoni.
Jason spojrzał na córkę.
Ostatecznie nie powiedział jej nic z tego, o czym myślał. Zamiast tego dał najlepszą możliwą radę.
Bądź dzielna rzekł i otworzył drzwi.