O jedenastej pięćdziesiąt dziewięć Jason w końcu pozbył się z domu ostatniego stróża prawa.
Najpierw wyszła pani sierżant, za nią detektyw prowadzący, technicy, a na końcu umundurowani funkcjonariusze. Pozostał tylko rzucający się w oczy detektyw w cywilu, w brązowym fordzie taurusie zaparkowanym przed domem. Jason widział go z okna w kuchni: funkcjonariusz siedział ze wzrokiem wbitym przed siebie i ziewał, ewentualnie popijał łykami kawę z Dunkin' Donuts.
Gdy minęła kolejna minuta, Jason odsunął się od okna. Dotarło do niego, że dom ma znowu cały dla siebie, i niemal się zachwiał pod ciężarem tego, co powinien teraz zrobić.
Ree wpatrywała się w niego tymi wielkimi brązowymi oczami, tak bardzo podobnymi do oczu swej matki.Lunch powiedział Jason, lekko zaskoczony chrypliwością swego głosu. Zjedzmy lunch.
Tatusiu, kupiłeś ciasteczka Oreo?
Nie.
Głośno westchnęła, ale i tak odwróciła się w stronę kuchni.
Może powinieneś zadzwonić do mamusi. Może jest gdzieś blisko sklepu, gdy szuka Pana Smitha, i mogłaby przynieść do domu ciasteczka. Może odparł Jason i jakoś udało mu się otworzyć lodówkę, choć mocno zaczęła mu drżeć ręka.
Przygotował lunch na autopilocie. Znalazł razowy chleb wyjął dwie kromki. Rozsmarował na nich masło orzechowe, a na nim dżem. Odliczył cztery marchewki, dorzucił kilka zielonych winogron. Ułożył
wszystko na talerzu w stokrotki, a kanapki starannie przeciął na ukos.
Ree paplała bez końca o wielkiej ucieczce Pana Smitha, o tym, że na pewno się spotkał z Piotrusiem Królikiem i że być może wrócą do domu razem z Alicją z Krainy Czarów. Ree była w tym wieku, kiedy z łatwością mieszały jej się fakty z fikcją. Święty Mikołaj był jak najbardziej prawdziwy, króliczek wielkanocny przyjaźnił się z dobrą wróżką i nie istniał powód, dla którego pies Clifford nie mógł się bawić razem z Panem Smithem.
Była nad wiek rozwiniętym dzieckiem. Pełna energii, wielkich nadziei i wybujałych żądań. Potrafiła dostać czterdziestopięciominutowego napadu złości dlatego, że nie miała skarpetek we właściwym odcieniu różu. A raz przez cały sobotni ranek nie chciała wyjść ze swojego pokoju, ponieważ była wściekła, że Sandra bez wcześniejszej z nią konsultacji kupiła do kuchni nowe zasłonki.
Jednak ani Sandra, ani Jason nie próbowali w niej tego zmieniać.
On patrzył na nią, Sandra patrzyła na nią i oboje widzieli dzieciństwo, którego nie miało żadne z nich. Widzieli niewinność, wiarę i ufność. Upajali się faktem, że ich córka tak często się do nich przytula. Żyli dla jej zaraźliwego śmiechu. I oboje, już na samym początku, zgodzili się co do tego, że Ree zawsze będzie na pierwszym miejscu. Że zrobią dla niej wszystko.
Wszystko.
Jason zerknął na nieoznaczony samochód policyjny zaparkowany przed domem i poczuł, jak jego dłoń zwija się natychmiast w pięść.
Jest ładna.
Pan Smith to chłopiec odparł automatycznie.
Nie Pan Smith. Ta pani z policji. Podobają mi się je włosy.
Jason skierował wzrok na córkę. Pobrudziła sobie buzię masłem orzechowym i dżemem. I ponownie patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami.
Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko rzekł łagodnie.
Ree odłożyła kanapkę na talerz.
Wiem, tatusiu odparła, ale już na niego nie patrzyła. Bez entuzjazmu zjadła dwa winogrona, po czym porozkładała resztę na talerzu wokół płatków stokrotki. Myślisz, że Panu Smithowi nic nie jest?
Koty mają dziewięć żyć.
Mamusie nie.
Nie wiedział, co powiedzieć. Próbował otworzyć usta, próbował rzec coś ogólnikowego i uspokajającego, jednak z jego ust nie wydostało się żadne słowo. Był boleśnie świadomy tego, że ręce znowu mu się trzęsą i że gdzieś głęboko w środku zrobiło mu się zimno, gdzieś, gdzie prawdopodobnie już nigdy nie będzie ciepło.
Jestem zmęczona, tatusiu oświadczyła Ree. Chcę się przespać.
Dobrze.
Udali się na górę.
Jason patrzył, jak Ree myje zęby. Zastanawiał się, czy tak właśnie robiła Sandy.
Przeczytał Ree dwie bajki, siedząc na skraju jej łóżka. Zastanawiał się, czy tak właśnie robiła Sandy.
Zaśpiewał jedną piosenkę, otulił kołdrą córeczkę i pocalował w policzek. Zastanawiał się, czy tak właśnie robiła Sandy.
Ruszył w stronę drzwi, wtedy jednak odezwała się Ree, zmuszając go do odwrócenia się. Miał ręce skrzyżowane na piersi, a zaciśnięte w pięści dłonie chował pod łokciami, aby Ree nie wiedziała ich drżenia.
Zostaniesz, tatusiu? Dopóki nie zasnę?
Dobrze.
Mamusia śpiewała mi Buchaj ogniem, magiczny smoku. Pamiętam, jak to śpiewała.
Dobrze.
Ree poruszyła się niespokojnie.
Myślisz, że już znalazła Pana Smitha? Myślisz, że wróci do domu?
Mam taką nadzieję.
W końcu znieruchomiała.
Tatusiu wyszeptała. Tatusiu, mam tajemnicę.
Wziął głęboki oddech i zmusił głos do tego, by miał lekkie brzmienie.
Naprawdę? Ponieważ istnieje Klauzula Tatusiowa?
Klauzula Tatusiowa?
Jasne, Klauzula Tatusiowa. Bez względu na to, jaka to tajemnica, wolno ci ją zdradzić tatusiowi.
Wtedy on również będzie to trzymał w tajemnicy.
Jesteś moim tatusiem.
Aha, i zapewniam cię, że w dochowywaniu tajemnic jestem naprawdę dobry.
Uśmiechnęła się do niego. A potem, jak nieodrodna córka swojej matki, przekręciła się na drugi bok i zamknęła oczy, nie mówiąc już ani jednego słowa.
Jason poczekał pięć minut, po czym wyszedł z pokoju i na drżących nogach zszedł na dół.
Trzymał to zdjęcie w kuchni, w szufladzie z różnościami, zaraz obok małej latarki, zielonego śrubokrętu, urodzinowych świeczek i pół tuzina zatyczek do wina, których i tak nigdy nie używali.
Sandra przekomarzała się z nim w kwestii tej małej fotki w taniej pozłacanej ramce.
Na litość boską, to tak, jakbyś ukrywał zdjęcie swojej szkolnej miłości. Postaw tę ramkę razem z innymi, Jason Ona jest dla ciebie jak rodzina. Mnie to nie przeszkadza.
Ale kobieta ze zdjęcia nie była krewną. Była stara miała osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat, nie pamiętał już dokładnie. Siedziała na fotelu bujanym, jej przypominająca ptaka postać niemal ginęła pod luźnymi, znoszonymi ubraniami: męską koszulą z granatowej flaneli, brązowymi sztruksami, prawie schowanymi pod starą wojskową kurtką. Kobieta uśmiechała się radośnie, tak jak to mają w zwyczaju starsi ludzie, jakby ona także skrywała tajemnicę, i ta jej tajemnica była lepsza od jego sekretu.
Kochał kiedyś jej uśmiech. Uwielbiał, jak się śmiała.
Nie była krewną, ale to jedyna osoba, która przez długi czas sprawiała, że czuł się bezpiecznie.
Teraz ściskał w dłoni jej zdjęcie. Przycisnął je do piersi niczym talizman i wtedy nogi ugięły się pod nim, i osunął się na podłogę w kuchni. Znowu zaczął się trząść. Najpierw dłonie, potem całe ręce i klatka piersiowa, od której drżenie przesunęło się w stronę ud, kolan, kostek, każdego małego palca u nóg.
Nie płakał. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
Ale trząsł się tak bardzo, jakby jego ciało miało się zaraz rozpaść, oddzielić się do kości, a kości rozlecieć się na tysiąc kawałków.
Niech to szlag, Sandy wyrzucił z siebie, opierając trzęsącą się głowę na drżących kolanach.
Wtedy uświadomił sobie, nieco poniewczasie, że lepiej będzie, jak zrobi coś z komputerem.
Dziesięć minut później zadzwonił telefon. Jason nie miał ochoty z nikim rozmawiać, ale pomyślał, trochę niemądrze, że to może Sandy dzwoni z… skądś… więc odebrał.
To nie była jego żona. W słuchawce rozbrzmiał męski głos:
Jesteś sam w domu?
Kto dzwoni?
Jest tam twoje dziecko?
Jason rozłączył się.
Telefon zadzwonił ponownie. Na wyświetlaczu pokazał się ten sam numer. Tym razem Jason pozwolił, żeby włączyła się automatyczna sekretarka. Ten sam męski głos oświadczył: Uznaję, że odpowiedź jest twierdząca. Ogród za domem, za pięć minut. Będziesz chciał ze mną porozmawiać. A potem się rozłączył.
Pieprz się powiedział Jason pustej kuchni. Może i było to głupie, ale lepiej się poczuł.
Poszedł na górę, zajrzał do Ree. Prawie cała przykryta była kołdrą i smacznie spała. Zerknął
automatycznie na miejsce, gdzie powinien spać skulony rudy Pan Smith. Nie było go tam i Jason znowu poczuł znajome ukłucie.
Niech to szlag, Sandy mruknął zmęczonym głosem, po czym poszedł po kurtkę i wyszedł
tylnymi drzwiami do ogrodu.
Dzwoniący okazał się młodszy, niż Jason się spodziewał. Miał jakieś dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata. Chudy i tyczkowaty młodzik, który jeszcze się nie zaokrąglił i pewnie nie zaokrągli aż do trzydziestki. Chłopak wspinał się akurat na drewniany parkan otaczający ogród Jasona.
Teraz ześlizgnął się z niego i zrobił kilka kroków, poruszając się niczym szczeniak goldena retrievera z oklapłymi jasnymi włosami i długimi kończynami. Zatrzymał się, kiedy tylko dostrzegł Jasona, po czym wytarł dłonie w dżinsy. Na dworze było zimno, a on miał na sobie jedynie biały T shirt z wyblakłym czarnym napisem. Żadnej kurtki. Jeśli marcowy chłód dawał mu się we znaki, nie pokazywał tego po sobie.
Gliniarz przed domem. Pewnie wiesz. Nie chciałem, żeby mnie widział odezwał się chłopak, jakby to wszystko wyjaśniało.
Jason zauważył, że na lewym nadgarstku ma zieloną gumkę recepturkę, którą pstryka tak, jakby to był nerwowy nawyk.
Kim jesteś?
Sąsiadem odparł chłopak. Mieszkam pięć domów dalej. Nazywam się Aidan Brewster. Nie mieliśmy okazji się poznać. Pstryk, pstryk, pstryk.
Jason nie odezwał się ani słowem.
Ja, eee, trzymam się na uboczu dodał chłopak, znowu takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało.
Jason milczał.
Zaginęła twoja żona oświadczył chłopak. Pstryk, pstryk.
Kto ci o tym powiedział? Wzruszył ramionami.
Nikt nie musiał. Gliny pytają w okolicy, szukając zaginionej kobiety. Detektyw biwakuje pod waszym domem, więc to musi być strefa zero. Ty tu jesteś. Twój dzieciak tu jest. A zatem zaginęła twoja żona. Chłopak zaczął ponownie pstrykać gumką, ale tym razem złapał się na tym i opuścił obie ręce.
Czego chcesz? zapytał Jason.
Zabiłeś ją?
Jason spojrzał na chłopaka. Czemu sądzisz, że ona nie żyje? Chłopak wzruszył ramionami. Tak się to dzieje. Zaczyna się od zaginionej białej kobiety, matki jednego, dwójki, trójki dzieci. Do akcji wkraczają media, organizuje się ekipy poszukiwawcze, przeczesuje okolicę. A potem, mniej więcej od tygodnia do trzech miesięcy później, ciało jest wydobywane z jeziora, lasu, wielkiej zamrażarki w garażu. Pewnie nie masz żadnych dużych, niebieskich, plastikowych beczek, co?
Jason pokręcił głową.
Piły łańcuchowe? Dołki pod grilla?
Mam dziecko. Nawet gdybym posiadał takie rzeczy, obecność małego dziecka ograniczyłaby mi pole manewru.
Chłopak ponownie wzruszył ramionami.
To raczej nie powstrzymywało innych facetów.
Wynoś się z mojego ogrodu.
Nie tak szybko. Muszę wiedzieć: zabiłeś żonę?
Dlaczego myślisz, że powiedziałbym ci o tym?
Wzruszył ramionami.
Nie wiem. Nie znamy się, ale pomyślałem, że zapytam. To dla mnie ważne.
Jason przyglądał mu się przez chwilę. A potem powiedział:
Nie zabiłem jej.
Okej. Ja też nie.
Znasz moją żonę?
Blondynka, duże brązowe oczy, taki nieco dziwny uśmiech?
Tak.
Nigdy jej osobiście nie poznałem, ale widziałem w waszym ogrodzie. Chłopak powrócił do pstrykania zieloną gumką.
Po co tu przyszedłeś? zapytał Jason.
Ponieważ nie zabiłem twojej żony powtórzył. Zerknął na zegarek. Ale mniej więcej za jedną do czterech godzin policja założy, że to zrobiłem.
Dlaczego miałaby to założyć?
Byłem już karany.
Zabiłeś kogoś?
Nie, ale to nie będzie miało znaczenia. Byłem karany i jak mówiłem, wiem, jak to działa. Zaginęła kobieta Policja zacznie od ludzi jej najbliższych, robiąc z ciebie pierwszą „osobę podejrzaną". Jednakże w dalszej kolejności sprawdzą wszystkich sąsiadów. Wtedy właśnie pojawię się ja druga „osoba podejrzana". No i czy jestem bardziej interesujący od ciebie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, dlatego uznałem, że lepiej będzie, jak tu wpadnę.
Jason zmarszczył brwi.
Chcesz wiedzieć, czy skrzywdziłem swoją żonę, ponieważ wtedy ty miałbyś święty spokój?
To logiczne pytanie odparł neutralnym tonem. No dobrze, twierdzisz, że jej nie zabiłeś. A ja wiem, że to nie ja ją zabiłem, co prowadzi do kolejnego problemu.
To znaczy?
Nikt nam nie uwierzy. A im bardziej będziemy się zarzekać, że jesteśmy niewinni, tym mocniej się nas uczepią. Marnując cenny czas i środki na to, żeby nas zmusić do przyznania się do winy, zamiast próbując się dowiedzieć, co się naprawdę stało z twoją żoną.
Jason nie mógł nie przyznać mu racji. Dlatego właśnie przez cały ranek trzymał gębę na kłódkę.
Ponieważ był mężem, a mąż automatycznie stawał się osobą podejrzaną. A to znaczyło, że za każdym razem, kiedy coś mówi, policja nie doszukuje się w tym dowodu jego niewinności, lecz wskazówek mogących potwierdzić winę.
Dużo wiesz o tym, jak działa ten system powiedział do chłopaka.
Mylę się?
Prawdopodobnie nie.
Okej, więc zgodnie ze starym porzekadłem, że wróg twego wroga jest twoim przyjacielem, gliny to nasz wspólny wróg i teraz jesteśmy przyjaciółmi.
Nawet nie wiem, kim jesteś.
Nie ja odparł Jason.
Ale ona kręciła coś na boku? Jason wzruszył ramionami.
A nie jest tak, że to mąż zawsze dowiaduje się ostatni?
Myślisz, że z nim uciekła?
Nigdy nie zostawiłaby Ree.
Miała więc romans i wiedziała, że nigdy byś jej nie pozwolił zabrać ze sobą córki.
Jason zamrugał oczami, ponownie odczuwając wyczerpanie.
Chwileczkę…
Weź się w garść, człowieku, bo jeszcze wieczorem będziesz gnił w pudle. W głosie chłopaka słychać było zniecierpliwienie.
Nie skrzywdziłbym swojej córki i dałbym żonie rozwód.
Czyżby? Zostawiłbyś ten dom, doskonałą inwestycję w Southie?
Pieniądze nie stanowią dla nas problemu.
Więc jesteście nadziani? No to jeszcze więcej kasy do zostawienia.
Pieniądze nie stanowią dla nas problemu.
Bzdura. Pieniądze dla każdego stanowią problem. Teraz rzeczywiście brzmisz tak, jakbyś był
winny.
Moja żona jest matką mojej córki powiedział cierpko Jason. Gdybyśmy się rzeczywiście rozstali, chciałbym, aby miała środki konieczne do sprawowania opieki nad moim dzieckiem.
Żona, dziecko, żona, dziecko. Sprawiasz, że stają się bezosobowe. Twierdzisz, że tak bardzo je kochasz, że nigdy byś ich nie skrzywdził, a z drugiej strony nie używasz nawet ich imion.
Przestań. Nie mam już ochoty na tę rozmowę.
Zabiłeś żonę?
Wynoś się. Daj mi spokój.
Masz rację. Zmywam się stąd. Rozmawiam z tobą dopiero od ośmiu minut, a już uważam, że jesteś winny jak diabli. Ale to oznacza, że ja nie mam się czym martwić. No to narazka.
Chłopak ruszył w stronę ogrodzenia. Zdążył już zacisnąć dłonie na drewnianych sztachetach, szykując się do skoku, kiedy do Jasona w końcu dotarło to, co umykało mu od samego początku.
Zapytałeś, czy moje dziecko jest w domu zawołał za nim. Zapytałeś o moje dziecko.
Chłopak jedną nogę przerzucił już przez płot. Jason zaczął biec w jego kierunku.
Ty sukinsynu! Byłeś wcześniej karany. Powiedz mi, co zrobiłeś, powiedz, co dokładnie zrobiłeś!
Chłopak przez chwilę się zawahał. Nie wyglądał już jak szczeniak goldena retrievera. Coś w jego oczach uległo zmianie, pojawiła się w nich tajemnica i twardość.
Nie muszę, już się tego domyśliłeś.
Upewniałeś się, psiakrew! Jesteś przestępcą seksualnym, prawda? Twoje nazwisko widnieje w tym pieprzonym rejestrze przestępców seksualnych. Nie minie czternasta, a zapukają do twoich drzwi.
Aha. Ale nie minie piętnasta, a zaaresztują ciebie. Ja nie zabiłem twojej żony. Za stara jak na mój gust…Pieprzony kutas!
I wiem coś, o czym nie wiesz ty. Wczoraj wieczorem słyszałem samochód. I tak sobie myślę, że widziałem pojazd, który wywiózł twoją żonę.