Rozdział 26

D.D. znowu śniła się wołowina. Była w swoim ulubionym barze i nie mogła się zdecydować, czy nałożyć sobie musakę, czy krojoną w plastry krwistą pieczeń. Uznała, że weźmie jedno i drugie, i prawą rękę zanurzyła w tacy z musaką, lewą zaś wybierała cienkie, soczyste plastry wołowiny. Jedną rękę całą miała w roztopionym serze, a po jej brodzie spływał sos.

I co z tego? Podeszła prosto do przykrytego białym obrusem stołu i usiadła pomiędzy porcjami zielonej galaretki a salaterkami budyniu z wiśniami. Nabierała pełne garście galaretki, a ze schłodzonego pucharka z parfait zlizywała kremową tapiokę.

Była głodna. Wręcz wygłodniała. Wtedy jedzenie znikło, a ona znajdowała się na olbrzymim, pokrytym satyną materacu. Leżała na brzuchu, nagie ciało wyginające się i mruczące jak kot, gdy tymczasem nieznajome dłonie wyczyniały cuda z jej wygiętymi w łuk plecami, nad jej drżącymi biodrami, sięgając między uda. Wiedziała, gdzie pragnie poczuć te dłonie. Wiedziała, gdzie należy ją dotykać, należy ją posiąść. Uniosła usłużnie biodra i nagle znalazła się na plecach, szeroko rozkładając nogi, przyjmując mocne, niecierpliwe pchnięcia i wpatrując się w wąsatą twarz Briana Millera.

D.D. obudziła się raptownie w swojej sypialni. Dłonie zaciskała na kołdrze, ciało miała błyszczące od potu i próbowała uspokoić oddech. Przez długą chwilę po prostu wpatrywała się w szare ściany, gdy tymczasem zbliżał się ponury deszczowy poranek.


Puściła kołdrę i siadła na łóżku. Na nieco drżących nogach poszła do łazienki, gdzie przejrzała się w lustrze nad umywalką.

To powiedziała stanowczo do swego odbicia nigdy się nie zdarzyło.

O wpół do szóstej rano umyła zęby i przygotowała się na czekający ją dzień.

D.D. była realistką. Po dwudziestu latach służby miało się świadomość pewnych trudnych prawd, jeśli chodzi o ludzką naturę. W ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin od zaginięcia jakiejś osoby mieli pięćdziesiąt procent szans na odnalezienie jej żywej. Dorośli rzeczywiście uciekali. Pary się kłóciły. Niektóre osoby radziły sobie z tym na spokojnie, inne musiały na dzień czy dwa zniknąć. Tak więc przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny, może nawet trzydzieści sześć, skora była wierzyć w to, że Sandra Jones żyje i że oni, doskonali detektywi z policji bostońskiej, sprowadzą ją z powrotem do domu.

Pięćdziesiąt dwie godziny później D.D. nie myślała o zlokalizowaniu zaginionej matki. Myślała o odnalezieniu ciała i nawet w tym przypadku kluczową rolę odgrywał czas.

Przestępstwa i dochodzenia charakteryzował pewien rytm. Przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny istniała na tylko nadzieja na to, że ofiara żyje, ale że przestępcy podwinie się noga.

Uprowadzenie, napaść, zabójstwo, wszystko to wiązało się z silnymi emocjami. Ludzie uwięzieni w szponach takich emocji zazwyczaj popełniali błędy. Nabuzowany adrenaliną, przytłoczony niepokojem lub nawet wyrzutami sumienia, sprawca był spanikowany. Zrobiłem coś złego. Jak się wywinąć, wywinąć, wywinąć?

Niestety z każdym mijającym dniem osoba ta miała coraz więcej czasu na uspokojenie się. Zaczynała myśleć w sposób bardziej racjonalny o następnych krokach, układała bardziej konkretny plan tuszowania tego, co się wydarzyło. Przestępca umacniał swoją pozycję, pozbywając się dowodów, wygładzając własną wersję wydarzeń, a być może nawet wpływając na kluczowych świadków, takich jak czteroletnia córka. Innymi słowy sprawca przekształcał się z nieudolnego amatora w mistrza przestępstwa.

D.D. nie chciała mieć do czynienia z żadnym takim mistrzem. Pragnęła ciała i aresztowania, na tyle szybko, żeby się wyrobić do wiadomości o siedemnastej. Coś takiego zdecydowanie poprawiało jej nastrój.

Na nieszczęście miała nieco zbyt wielu potencjalnych sprawców. Weźmy Ethana Hastingsa.

Trzynaście lat, przerażająco błyskotliwy i beznadziejnie zakochany w zaginionej nauczycielce. Młody uwodziciel? A może dziwaczny nastoletni potwór?

No i Aidan Brewster. Faktyczny przestępca, mający w przeszłości problem z doborem odpowiednich partnerów seksualnych. Twierdził, że nie zna Sandry Jones, ale mieszka na tej samej ulicy. Były kryminalista czy rzeczywisty sprawca z rosnącym apetytem na przemoc?

Ojciec Sandy, sędzia Maxwell Black, także musiał być brany pod uwagę. Odizolowany od córki mężczyzna w magiczny sposób pojawił się, kiedy kobieta zniknęła. Według funkcjonariusza Hawkesa Black groził Jonesowi i planował zobaczyć się z wnuczką, w taki czy inny sposób. Pogrążony w rozpaczy ojciec czy oportunistyczny dziadek, który zrobi wszystko, byle położyć łapska na Ree? No i w końcu wróciła do Jasona Jonesa, zimnokrwistego męża, który nie zaangażował się w żadne działania mogące pomóc w odnalezieniu zaginionej żony. Twierdził, że nie jest typem zazdrośnika. Tyle że nie istniały papiery dotyczące jego życia z czasów sprzed ślubu z Sandy. Jak nic fałszywa tożsamość.

D.D. krążyła wokół tematu, ale i tak ciągle wracała do Jonesa. Słów jego córki opisujących środowy wieczór braku zaangażowania Jasona w poszukiwania żony, oczywiste używanie fałszywego nazwiska.

Jones coś ukrywał zatem był najbardziej prawdopodobnym podejrzanym w sprawie zaginięcia jego ciężarnej żony.

To wiele wyjaśniało. D.D. zamierzała ponownie przesłuchać małą Ree, tak szybko, jak to możliwe.

Zaangażuje dwóch policjantów do zajęcia się pozostałymi podejrzanymi, sprawdzenia ich alibi itp.

Swoim dwóm najlepszym pracującym za biurkiem oficerom śledczym przydzieliła zadanie prześledzenia kont bankowych Jonesa. Wraz z pieniędzmi pojawi się jego prawdziwe nazwisko, prawdziwa historia, prawdziwa przeszłość.

Złamać fałszywe nazwisko. Złamać tego człowieka.

Usatysfakcjonowana D.D. wyciągnęła notes i zapisała w nim główne zadanie na dzisiaj: Przycisnąć Jasona Jonesa.


Dziesięć minut później zadzwoniła jej komórka. Była dopiero siódma, ale nie wiodła tego rodzaju życia, w którym ludzie dzwonią o normalnych godzinach. Przełknęła kolejny łyk kawy, otworzyła telefon i rzuciła:

Mów.

Sierżant D.D. Warren?

Na to wygląda.

Dzwoniący zawahał się. Napiła się wobec tego cappucino.

Z tej strony, eee, Wayne Reynolds. Pracuję dla policji stanowej stanu Massachusetts. Jestem także wujkiem Ethana na Hastingsa.

D.D. zastanawiała się przez chwilę. Numer na wyświetlaczu wydawał się znajomy. Wtedy ją olśniło.

Czy to nie pan dzwonił do mnie wczoraj rano?

Próbowałem się skontaktować przez pager. Zobaczyłem konferencję prasową i uznałem, że lepiej, abyśmy porozmawiali.

Z powodu Ethana?

Kolejna pauza.

Myślę, że najlepiej będzie, jeśli się spotkamy. Co pani na to? Mógłbym postawić pani śniadanie.

Uważa pan, że zamierzamy aresztować Ethana?

Uważam, że gdybyście to zrobili, byłoby to dużym błędem.

A więc chce pan pomachać odznaką stanową i prosić mnie o wycofanie się? Bo musi pan wiedzieć, że nie reaguję dobrze na tego typu rozmowy, i kupienie mi bajgla z serem raczej niczego nie zmieni.

Co pani na to, żebyśmy najpierw się spotkali, a dopiero potem zachowywała się pani wrogo i obojętnie?

To pański problem odparła D.D. Wyrecytowała nazwę kafejki tuż za rogiem, a potem poszła poszukać parasola.

Mario's było maleńkim lokalem z oryginalnym blatem z laminatu z tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku i olbrzymim słojem świeżych biscotti stojącym obok starodawnej wagi. Obecnie prowadził ją Mario II, syn. Serwował jajka, tosty, pancettę i najlepszą kawę, jaką można kupić poza granicami Włoch.

D.D. musiała zawalczyć o maleńki okrągły stolik w rogu tuż pod oknem. Zjawiła się przed czasem, głównie po to, aby w spokoju wypić drugą filiżankę kawy, no i zadzwonić. Pomoc wujka uznała za fascynującą. Właśnie myślała, że musi mocniej przycisnąć męża, a tu do boju wkroczyła rodzina nastoletniego niedoszłego kochanka. Byli nadopiekuńczy czy też zżerały ich wyrzuty sumienia?

Interesujące.

D.D. wcisnęła przycisk szybkiego wybierania i przyłożyła maleńki aparat do ucha. Powodem, dla którego dzwoniła do Bobby'ego Dodge'a, wcale nie był jej sen erotyczny zeszłej nocy.

Halo? odezwał się damski głos.

Dzień dobry, Annabelle powiedziała D.D., nie dając po sobie poznać, że natychmiast ogarnął ją niepokój. Inne kobiety jej nie onieśmielały. To była zasada, jaką poznała wiele lat temu, kiedy sobie uświadomiła, że jest ładniejsza od dziewięćdziesięciu procent żeńskiej populacji, a z załadowaną bronią sto procent lepsza. Annabelle stanowiła rzecz jasna wyjątek od tej reguły, no i Annabelle dorwała Bobby'ego Dodge'a. To zmieniło ją w osobistą Nemezis D.D., nawet jeśli obie zachowywały się w stosunku do siebie poprawnie. Bobby już nie śpi?

Nie dzwoniłaś do niego przypadkiem w środku nocy? zapytała Annabelle.

Aha. Hej, rozumiem, że pora na gratulacje. Moje gratulacje.

Dzięki.

Ty, eee, dobrze się czujesz?

Tak, dziękuję.

Na kiedy masz termin?

Sierpień.

Chłopiec czy dziewczynka?

Chcemy mieć niespodziankę.

No to fajnie. Masz gdzieś pod ręką Bobby'ego?

On i tak się znowu rozłączy.


Wiem. To część uroku naszych rozmów.

Słychać było jakieś szelesty, gdy Annabelle podawała telefon mężowi. A potem mruczenie budzonego mężczyzny.

Powiedz mi, że śnię jęknął Bobby do telefonu.

Nie wiem. Jestem naga i udekorowana bitą śmietaną?

D.D., osiem godzin temu rozmawialiśmy.

Cóż, tak to już jest z przestępstwami. Nigdy nie śpią.

Ale detektywi owszem.

Naprawdę? Najwyraźniej w akademii ominęły mnie te zajęcia. No więc chcę cię zapytać o pewnego stanowca. Wayne Reynolds. Mówi ci to coś?

Przez dłuższą chwilę panowała cisza, co było lepsze niż zwyczajowe rozłączanie się.

Wayne Reynolds? powtórzył w końcu. Nie, nie przychodzi mi do głowy żaden detektyw o takim nazwisku.

D.D. kiwnęła głową, nic nie mówiąc. Zarówno policja bostońska, jak i policja stanowa Massachusetts były sporymi organizacjami, mimo to w pewnym sensie tworzyły rodziny. Nawet jeśli nie pracowało się bezpośrednio z każdym funkcjonariuszem, było bardzo prawdopodobne, że usłyszało się jego nazwisko gdzieś na korytarzu, przeczytało w jakimś raporcie czy też pojawiło się ono wśród najświeższych plotek.

Zaraz odezwał się Bobby. Właściwie to znam to nazwisko, ale on nie należy do jednostki detektywistycznej. Jest z pracowni komputerowej. To on przygotowywał ekspertyzę sądową części połączeń telefonicznych w tym zeszłotygodniowym napadzie na bank.

Jest maniakiem komputerowym?

Myślę, że oni wolą określenie „specjalista do spraw ekspertyz sądowych".

D.D. prychnęła lekko.

Rekwirujesz komputery i prosisz o pomoc stanową? Zarekwirowałam komputery i poprosiłam o pomoc Regionalne Centrum Wywiadowcze, dziękuję bardzo.

RBCW mieściło się w siedzibie głównej policji, ponieważ jak wszystkie porządne urzędy, uważała ona, że najlepiej mieć własne zabawki i specjalistów. Nikt tego nie kwestionował.


No to zadzwoń do kogoś z RBCW burknął Bobby. Prawdopodobnie mieli okazję pracować z Wayne'em. Ja nie.

Okej. Dobranoc, Bobby.

Kurde, jest już rano. Będę musiał wstać.

No to dzień dobry, Bobby.

D.D. rozłączyła się, nim zdążył ponownie zakląć. Przypięła telefon do paska i spojrzała na pusty kubek. Wayne Reynolds był zawodowym maniakiem komputerowym, który miał siostrzeńca, maniaka komputerowego amatora. Dolała sobie kawy.

Interesujące.

Wayne Reynolds wszedł do Mario's dokładnie o ósmej. D.D. poznała go po rudych włosach, takich jakie miał Ethan. Natym jednak podobieństwa do trzynastoletniego chłopca się kończyły.

Wayne Reynolds był wysoki, miał metr osiemdziesiąt dwa, może nawet osiemdziesiąt pięć. Po płynności ruchów widać było, że jest wysportowany. Z całą pewnością facet, który codziennie biega, pomimo niecierpiących zwłoki zleceń rozkładania na czynniki pierwsze różnych twardych dysków. Miał

na sobie cienką wełnianą marynarkę w kolorze karmelowym, a pod nią zieloną koszulę. Do tego ciemne spodnie. Gdy wszedł, odwróciła się więcej niż jedna głowa i D.D. poczuła lekki dreszczyk, kiedy ruszył w kierunku jej i tylko jej. Jeśli w takiego mężczyznę przemieni się kiedyś Ethan Hastings, to może Sandy Jones jednak coś kombinowała.

Sierżant Warren przywitał ją Wayne, wyciągając dłoń.

D.D. skinęła głową i wyciągnęła swoją. Miał zgrubiałą skórę na dłoniach. Krótkie wypolerowane paznokcie. Całkiem ładne palce bez śladu obrączki.

Prawda była taka, że będzie potrzebować bekonu.

Chce pan jeść? zapytała.

Zamrugał oczami.

Okej.

Super. Zamówię tyle, że starczy dla nas obojga.


D D. wykorzystała czas, kiedy składała przy kasie zamówienie, na uspokojenie oddechu i przypomnienie sobie, że jest wyszkoloną profesjonalistką, na którą żadnego, ale to żadnego wpływu nie ma fakt, że je śniadanie z sobowtórem Davida Caruso. Niestety, sama sobie nie wierzyła; zawsze miała słabość do Davida Caruso.

Wróciła do ich małego stolika z serwetkami i sztućcami dla obojga i filiżanką czarnej kawy dla niego.

Wayne przyjął od niej pięknymi palcami duży biały kubek, a ona przygryzła wewnętrzną część wargi.

No więc zaczęła pracuje pan dla policji stanowej?

Jednostka Ekspertyz Komputerowych w New Braintree. Do naszych obowiązków należy większość analiz elektronicznych, co zresztą można wywnioskować z nazwy.

Od jak dawna pan tam pracuje?

Wzruszył ramionami i napił się kawy.

Pięć albo sześć lat. Wcześniej pracowałem jako detektyw, ale będąc w głębi duszy maniakiem komputerowym, miałem zwyczaj skupiać się na technologicznych aspektach spraw. Zważywszy na to, że wszyscy, począwszy od dilera narkotyków, a skończywszy na królu światka przestępczego, korzystają w dzisiejszych czasach z komputerów, komórek czy notesów elektronicznych, wzrastało zapotrzebowanie na moje umiejętności techniczne. Skończyłem więc osiemdziesięciogodzinny kurs na wykonawcę komputerowych ekspertyz sądowych i przeniosłem się do pracowni komputerowej.

Lubi pan tę pracę?

Lubię. Twarde dyski są jak pinata. Skrywa się w nich każdy skarb, jakiego się kiedykolwiek pragnęło. Trzeba jedynie wiedzieć, jak do niego trafić.

Przyniesiono jedzenie. Jajecznica z grillowaną pancettą dla obojga. Pachniało obłędnie. D.D.

chwyciła widelec.

W jaki sposób bada pan sprzęt komputerowy? zapytała z pełnymi ustami.

Wayne nabrał na widelec porcję jajecznicy; przyglądał się D.D. z namysłem, jakby próbował ocenić szczerość jej zainteresowania. Miał ciemnoorzechowe oczy z zielonymi plamkami, więc zadbała o to, aby wyglądać na zainteresowaną.

Zasada pięćset dwanaście. To magiczna cyfra w analizie komputerowej. Widzi pani, wewnątrz twardego dysku znajdują się okrągłe talerze, które się obracają, odczytując i zapisując dane. Te talerze składają się z sektorów o wielkości pięciuset dwunastu bajtów i nieustannie wirują pod głowicą.

Głowica następnie musi podzielić wszystkie informacje na kawałki o wielkości pięciuset dwunastu bajtów, aby dane mogły być przechowywane na talerzach.

Okej. D.D. zabrała się za krojenie pancetty.

No więc tak, powiedzmy, że zapisuje się na twardym dysku plik, który nie dzieli się dokładnie na kawałki pięciusetdwunastobajtowe. To nie są tysiąc dwadzieścia cztery bajty danych, ale osiemset bajtów. Komputer wypełni jeden cały sektor danych, następnie pół innego dostępnego sektora. Potem co? Komputer nie zaczyna od nowa tam, gdzie wcześniej skończył, w połowie sektora danych. Zamiast tego utworzy się nowy plik z nową przestrzenią pięciuset dwunastobajtową, co znaczy, że poprzedni plik ma nadwyżkę pojemności, co nazywamy „luzami" w istniejącym sektorze danych. Często zdarza się tak, że stare dane pozostają w tych luzach. Powiedzmy, że wywołało się tamten plik, dokonało jakichś zmian, następnie ponownie zapisało. To nadpisanie może wcale nie znaleźć się na wierzchu dawnych danych, jak to sobie większość ludzi wyobraża. Zamiast tego utkwić gdzieś indziej wewnątrz tego samego sektora. Wtedy ktoś taki jak ja może przeszukać ten sektor. W luzach mogę znaleźć stary dokument, na przykład oryginalny list, w którym prosiło się kochanka o zamordowanie współmałżonka, jak również dokument poprawiony, w którym usunięto ten konkretny akapit. I uoila, oto mamy wyrok skazujący.

Nie mam współmałżonka odezwała się D.D., przełykając kolejną porcję jajecznicy ale i tak odnoszę się teraz podejrzliwie do swojego komputera.

Wayne Reynolds uśmiechnął się szeroko.

I słusznie. Ludzie nie mają pojęcia, ile informacji nieświadomie przechowują na swoich twardych dyskach. Często mówię, że komputer jest jak nieczyste sumienie. Pamięta wszystko i nigdy nie wiadomo, kiedy może zacząć mówić.

Przekazuje pan swoją wiedzę Ethanowi? zapytała D.D.

Nie muszę. Chłopak sam ją wchłania. Jeśli uda mi się nakierować jego umiejętności w odpowiednim kierunku, pewnego dnia będzie z niego fantastyczny śledczy.

Co stanowi ciemną stronę technologii komputerowej?

Wayne wzruszył ramionami.


Hakerstwo, łamanie kodów, niedozwolone wybieranie danych. Ethan to dobry chłopak, ale ma także trzynaście lat, więc pójście w ślady wujka już nie wydaje się takie ekscytujące jak kiedyś.

Dołączyć do policji stanowej czy do internetowego podziemia? Niech pani sama osądzi.

Wygląda na to, że liczy się ze zdaniem Sandy Jones. D.D. skończyła jeść i odsunęła od siebie biały talerz.

Wayne przez chwilę wydawał się zamyślony.

Ethan uważa, że jest zakochany w swojej nauczycielce przyznał w końcu.

Uprawiał z nią seks?

Wątpię.

Dlaczego?

Nie postrzegała go w taki sposób.

A skąd pan może to wiedzieć?

Dlatego, że sam spotykałem się z Sandrą. W każdy czwartkowy wieczór. Podczas meczów koszykówki.

Ethan skontaktował się ze mną w sprawie Sandry wyjaśnił Wayne kilka minut później. Zapłacili rachunek i wyszli z kafejki. Zważywszy na temat, rozmowa w trakcie spaceru wydawała się lepszym pomysłem. Ruszyli bez celu w stronę nabrzeża, podążając za czerwoną linią przedstawiającą trasę pokonaną niegdyś przez Paula Revere'a. Z jego słów wywnioskowałem, że Sandra poprosiła go o pomoc w stworzeniu modułu nauczania związanego z Internetem Nie minęło jednak wiele czasu, a Ethan domyślił się, że jej zainteresowanie zabezpieczeniami online znacznie wykracza poza zwykłe używanie netu w klasie. Był przekonany, że jej mąż coś kombinuje, być może ma to związek z pornografią dziecięcą, i że Sandra desperacko pragnie się do tego dogrzebać.

Nie założył pan nowej sprawy?

Wayne pokręcił głową.

Nie mogłem. Podczas pierwszego spotkania Sandra dała mi jasno do zrozumienia, że moją pomoc przyjmie tylko wtedy, jeśli to będzie koleżeńska przysługa. Zanim nie dowie się dokładnie, co się dzieje, nie chciała w to angażować policji. Musiała myśleć o córce. Ree przeżyłaby traumę, gdyby jej ojciec bez powodu wylądował w więzieniu.


D.D. uniosła brew.

Skoro Sandra podejrzewała męża o oglądanie pornografii dziecięcej, powinna się była martwić traumą z powodu znacznie gorszego niż aresztowanie tatusia.

Wayne wzruszył ramionami.

Wie pani, jak to bywa w rodzinach. Można pokazać mamie bieliznę siedmioletniej córki, która jest poplamiona spermą, a ona i tak będzie się upierać, że istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie.

D.D. westchnęła ciężko. Miał rację i oboje o tym wiedzieli.

Okej, więc Ethan dzwoni do pana. Potem co?

W ramach przysługi dla Ethana, który wyraźnie się martwił o swoją nauczycielkę, zgodziłem się przyjść na jeden z czwartkowych meczów koszykówki i samemu porozmawiać z Sandrą. Przyznaję, że zamierzałem chwilę z nią pogadać, dać jej namiary na jednego z naszych detektywów, coś w tym rodzaju. Ale… urwał.

Ale?

Wayne ponownie wzruszył ramionami z niemal rozgoryczoną miną.

Wtedy zobaczyłem Sandrę Jones.

Nie jest z niej typowa nauczycielka wiedzy o społeczeństwie stwierdziła D.D.

Nie. Ani trochę. Natychmiast zrozumiałem, dlaczego tak bardzo przypadła do serca Ethanowi.

Okazała się młodsza, niż się spodziewałem. Ładniejsza, niż się spodziewałem. I ta śliczna dziewczynka siedząca na trybunach, przytulona do kolan matki… Nie wiem. Raz spojrzałem i zapragnąłem pomóc.

Miałem wrażenie, jakbym musiał pomóc. Że mnie potrzebuje.

O tak. Mary Kay Letourneau, Debra Lafave, Sandra Beth Geisel. Wszystkie były piękne. Nie wydaje się panu dziwne, że tylko te ładne chcą sypiać z dwunastoletnimi chłopcami? O co w tym chodzi?

Mówię pani, jej relacja z Ethanem nie polegała na tym.

A jej relacja z panem?

Wayne spojrzał na nią beznamiętnie.

Chce pani wiedzieć, co mam do powiedzenia, czy nie?

D.D. uniosła ręce.


Proszę mówić. To w końcu pańska sprawa.

Tamtego pierwszego wieczoru Ethan został z Ree, gdy tymczasem Sandra i ja udaliśmy się na krótki spacer wokół szkoły. Powiedziała mi, że w koszu domowego komputera znalazła niepokojące zdjęcie. Tylko to jedno zdjęcie i tylko raz; od wtedy niczego nie odkryła. Jednak od tamtego czasu sporo się nauczyła o historii wyszukiwarki internetowej i przechowywaniu danych i jasne stało się dla niej, że jej mąż majstruje coś przy komputerze. Zaczęła się więc zastanawiać, co jeszcze ma do ukrycia.

Jak to majstruje?

Ethan pokazał Sandrze, w jaki sposób sprawdzić, które strony internetowe odwiedzano na danym komputerze. Te informacje są przechowywane w pliku historii na twardym dysku i powinno się je dać odzyskać. Wielokrotnie próbowała się dostać do historii przeglądarki domowego komputera, wykorzystując do tego celu różne internetowe narzędzia, o których dowiedziała się od Ethana. Jednak za każdym razem otrzymywała URL e wyłącznie trzech stron: „Drudge Report", „USA Today" i „New York Times".

D.D. zdążyła już się zgubić.

A czemu jest to podejrzane?

Dlatego, że sama Sandra wchodziła na wiele różnych stron internetowych, przygotowując się do lekcji. Wszystkie te strony powinny się były pokazywać w historii przeglądarki, tak się jednak nie działo. To oznaczało, że ktoś czyści plik cache, następnie celowo tworzy fałszywą historię, wchodząc po wszystkim na trzy te same strony. To było czyste lenistwo mruknął Wayne, prawdopodobnie bardziej do siebie niż do D.D. Jak wszyscy przestępcy, nawet komputerowi eksperci prędzej czy później zrobią coś głupiego, co ich zdradzi.

Chwileczkę, cofnijmy się nieco. Dlaczego ktoś miałby tworzyć nieprawdziwą historię przeglądarki?

Dotarli do nabrzeża i szli teraz przez port w stronę akwarium. Nadal mżyło, przez co kręciło się tu znacznie mniej ludzi niż zazwyczaj. Wayne podszedł do barierki, po czym odwrócił się w stronę D.D.

Właśnie. Dlaczego ktoś miałby tworzyć nieprawdziwą historię przeglądarki? Oto pytanie za milion dolarów. Ethan doradził jej komputerowe narzędzie śledcze, jakie można ściągnąć z netu, ale okazało się niewystarczające. Podejrzewał, że podczas zacierania śladów mąż Sandry korzysta z czegoś, na co się mówi niszczarka albo oprogramowanie czyszczące. Tak więc Ethan zadzwonił do mnie, aby sprowadzić ostrą amunicję.

D.D. zamrugała oczami.

Udało się panu pomóc?

Próbowałem. Był grudzień, a więc zaledwie kilka miesięcy temu, a zważywszy na jej podejrzenia względem męża, musieliśmy postępować ostrożnie. Ona i Ethan zdążyli już uruchomić w komputerze Pasco, ale Pasco potrafi odszukać tylko to, co się mu każe znaleźć. Nie ma nawet w przybliżeniu tak dużej mocy jak, powiedzmy, EnCase, oprogramowanie, z którego korzystamy w naszej pracowni.

EnCase potrafi grzebać głęboko w twardym dysku, inwentaryzując luzy, analizując nieprzydzielone klastry, tego rodzaju perełki. Oprócz tego, co miało znaczenie w przypadku Sandry, EnCase posiada narzędzie do obrazów, które wydobędzie z twardego dysku wszystkie obrazy, wypluwając dosłownie setki tysięcy zdjęć. Na koniec potrafi także przywołać historię przeglądarki…

Zainstalował więc pan EnCase na komputerze Sandry?

W żadnym razie. Przewrócił orzechowymi oczami. Po pierwsze, nigdy się nie pracuje na materiale źródłowym. To wbrew protokołowi. Po drugie, Sandra musiała działać dyskretnie, a nie da się nie zauważyć, jeśli przez trzy do czterech dni w komputerze jest zapuszczony EnCase. Przeszukanie i zarekwirowanie komputera jest proste. Jednakże ukradkowe dobranie się do twardego dysku…

Więc co pan zrobił?

Pracowałem z Sandrą nad tym, aby zrobić odpowiednią do naszych celów kopię twardego dysku.

Poinstruowałem ją, jaki pusty dysk ma kupić, a potem jak go podłączyć do domowego komputera i jak przekopiować dane. Na nieszczęście Jason kupił niedawno nowy dysk o pojemności pięciuset gigabajtów i samo kopiowanie zajmowało ponad sześć godzin. Podejmowała wiele prób, ale nigdy nie udawało jej się skończyć przed jego powrotem z pracy.

Ostatnie trzy miesiące Sandra Jones spędziła na spiskowaniu przeciwko mężowi? zapytała D.D.

Wayne wzruszył ramionami.

Ostatnie trzy miesiące Sandra Jones spędziła na próbach wyprowadzania męża w pole. Jako że nie udało jej się skopiować twardego dysku, mnie się nie udało zapuścić w nim EnCase. Nie potrafię więc pani powiedzieć, czy miała rzeczywisty powód, aby obawiać się męża.


D.D. uśmiechnęła się.

Co pan na to, że wczoraj wieczorem bostońska policja stała się dumnym właścicielem komputera rodziny Jones?

Oczy Wayne'a się rozszerzyły.

Bardzo bym chciał…

Błagam, pański siostrzeniec jest powiązany z tą sprawą. Dotknie pan jakiegokolwiek dowodu, a sąd odrzuci go szybciej, niż da się powiedzieć „konflikt interesów".

Mogę otrzymać kopię raportów?

Każę komuś z RBCW się z panem skontaktować.

Dajcie to Keithowi Morganowi. Jeśli chcecie się dobrać do twardego dysku, to właśnie on się do tego nadaje.

Wezmę to pod rozwagę. D.D. przyglądała się przez chwilę Wayne'owi Reynoldsowi. Czy Sandra uważała, że jej mąż domyślił się tego, co się dzieje? Zajmowała się tym od kilku miesięcy. To długo jak na mieszkanie z kimś, o kim myślała, że może być cichym pedofilem. Musiała się coraz bardziej denerwować…

Wayne zawahał się i na jego twarzy po raz pierwszy pojawiło się zakłopotanie.

Ostatni raz widziałem się z Sandrą dwa tygodnie temu, na meczu koszykówki. Wydawała się zamknięta w sobie, nie chciała rozmawiać. Powiedziała, że nie czuje się dobrze, a potem ona i Ree wyszły. Uznałem, że jest naprawdę chora. Tak wyglądała.

Wie pan, że Sandra była w ciąży?

Co takiego? Wayne lekko zbladł, autentycznie zdumiony. Ja nie… Cóż nic dziwnego, że się denerwowała. Nie ma to jak drugie dziecko z mężczyzną, którego się podejrzewa o bycie zboczeńcem.

Nigdy nie mówiła o przeszłości męża? O tym, gdzie dorastał, w jaki sposób się poznali?

Wayne pokręcił głową.

Nie wspomniała o tym, że „Jones" może być fałszywym nazwiskiem?

Pani żartuje…? Nie, nigdy nic takiego nie mówiła.

D.D. zastanawiała się przez chwilę.

Wygląda na to, że Jason Jones jest łebski, jeśli chodzi o komputery.


Bardzo.

Na tyle łebski, żeby przy pomocy komputera albo ukryć wcześniejszą tożsamość, albo stworzyć nową?

Jedno i drugie zgodził się Wayne. Można otworzyć rachunki bankowe, zapisać się na akcje, stworzyć historię kredytową, wszystko online. Zaawansowany użytkownik komputera mógł zarówno stworzyć, jak i ukryć wiele tożsamości.

D.D. kiwnęła głową.

Czego by potrzebował oprócz komputera?

Hm, adresu albo skrytki pocztowej. Prędzej czy później trzeba podać adres do korespondencji.

Powiedzmy, że to coś, co pożyczył sobie z UPS. I numer telefonu powiązany z tym nazwiskiem, choć w dzisiejszych czasach mógł kupić w tym celu telefon na kartę. Potrzebowałby więc kilku przedmiotów trwałych, aby udowodnić swoją tożsamość, ale nie jest to nic, czego nie dałoby się załatwić.

Skrytka pocztowa. D.D. o tym nie pomyślała. Na nazwisko Jones albo na panieńskie nazwisko Sandry. Zajmie się tym…

Sandy wymieniła choć raz nazwisko Aidan Brewster?

Wayne pokręcił głową.

I czy może mi pan przyrzec, jako oficer śledczy i funkcjonariusz wymiaru sprawiedliwości, że zgodnie z pana wiedzą Sandra Jones nigdy nie przebywała sam na sam z pańskim siostrzeńcem?

Ethan opowiadał jedynie o spotkaniach z Sandrą w pracowni komputerowej podczas jej okienka.

Owszem, często przebywali wtedy sam na sam, ale to było przecież w środku dnia, w środku publicznej szkoły.

Wspominała panu o ucieczce od męża?

Nigdy nie zostawiłaby córki.

Nawet dla pana?

Spiorunował ją wzrokiem, ale D.D. nie wycofała pytania. Wayne Reynolds był przystojnym mężczyzną, a Sandra Jones bardzo samotną młodą kobietą…

Uważam, że Jason Jones ją zabił powiedział spokojnie Wayne. Wrócił w środę wieczorem do domu, przyłapał ją na próbie kopiowania dysku i wpadł w szał. Coś kombinował, jego żona to odkryła, więc ją zabił. Myślałem o tym od wczorajszej konferencji prasowej, więc jeśli pyta mnie pani, czy jestem osobiście zaangażowany w tę sprawę, to owszem, jestem. Próbowałem pomóc młodej przerażonej matce, a robiąc to, możliwe, że doprowadziłem do jej zabójstwa. Jestem z tego powodu zły. Cholera, wkurwiony jak nie powiem co.

Okej. D.D. kiwnęła głową. Rozumie pan, że będę chciała, aby złożył pan oficjalne oświadczenie?

Oczywiście.

Dziś o piętnastej? W naszej centrali?

Zjawę się.

D.D. ponownie pokiwała głowa i zaczęła się odwracać, kiedy przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie.

Ile razy pan i Sandra spotkaliście się?

Wzruszył ramionami.

Czy ja wiem. Osiem, może dziesięć razy. Zawsze podczas meczów koszykówki.

D.D. pomyślała, że to całkiem sporo, zważywszy na to, że Sandra nigdy nie miała przy sobie kopii twardego dysku.

Загрузка...