Jak to nie możecie znaleźć tych pieniędzy? To cztery miliony dolarów, na litość boską. Tyle nie zmieści się do świnki skarbonki. D.D. ciskała gromy do swojej komórki, którą trzymała blisko ucha.
Opuszczali dom Jonesa i pół tuzina fotografów pstrykało im zdjęcia. W szkole dla detektywów powinny się odbywać zajęcia pod tytułem „Jak zawsze mieć nienaganną fryzurę". Nie, nie chcę angażować w to federalnych. Do tej pory udawało nam się odnajdywać pieniądze, możemy to zrobić po raz kolejny…
Okej, okej, a więc to nie jest zadanie na jeden dzień. Dam wam jeszcze dwie godziny… Wiem, więc bierzcie się do roboty.
D.D. zatrzasnęła telefon, marszcząc brwi.
Złe wieści? zapytał Miller. Niespokojnie muskał wąsy. Wyraźnie nie lubił telewizyjnych reflektorów, tak jak i ona. Zatrzymali się po zejściu ze schodków werandy, nie chcąc, aby usłyszeli ich dziennikarze, którzy wykrzykiwali już swoje pytania.
Cooper natrafił na problem podczas śledzenia mąjtku Jonesów wyjaśniła D.D. Z tego, co zrozumiałam, pieniądze przelano na obecne konto Jonesa z rachunku zagranicznego, a zagraniczne banki mocno niechętnie udzielają informacji. Według Coopera musimy najpierw postawić Jonesa w stan oskarżenia, a wtedy banki mogą się przychylić do naszej prośby. To jasne, że musimy wyśledzić te pieniądze, aby ujawnić prawdziwą tożsamość Jonesa, a potem postawić go w stan oskarżenia. W tej chwili jeden zero dla niego.
No to klops.
Przewróciła oczami i przygryzła dolną wargę.
Mam wrażenie, jakbyśmy grali w kiepskim odcinku Prawa i porządku.
Jak to?
Popatrz na naszą listę podejrzanych: mamy tajemniczego męża, który najprawdopodobniej para się internetową pornografią, sąsiada, który jest zarejestrowanym przestępcą seksualnym, trzynastoletniego ucznia, który kocha się w zaginionej nauczycielce, stanowego technika komputerowego, który jest mocno zaangażowany w nasze dochodzenie, no i jeszcze ojca ofiary, który mógł, ale nie musiał wiedzieć o tym, że w dzieciństwie była dręczona, i któremu bardzo zależy, aby tego nie rozgłaszać.
Może jest tak, jak w tym starym filmie: Morderstwo w Orient Expressie. Wszyscy to zrobili. Fajnie by było.
Spojrzała na niego z ukosa.
Masz dziwne poczucie humoru, Miller.
Hej, to na skutek tej pracy.
Kiedy ma się wątpliwości, lepiej, aby to inni mówili. D.D. chciała ponownie przesłuchać Ree, ale Marianne Jackson jej to odradziła. Trzy przesłuchania podczas trzech kolejnych dni nie tylko okazałyby się dla dziecka nadmiernie obciążające, ale wyglądałyby na wymuszanie zeznań. Nawet gdyby Ree rzeczywiście powiedziała coś przydatnego, dobry adwokat przekonałby ławę przysięgłych, że została do tego zmuszona. Musieli dać dziewczynce jeszcze jeden dzień; a najlepiej, gdyby pojawiły się jakieś nowe dowody uzasadniające trzecie przesłuchanie. Wtedy byliby kryci.
Tak więc D.D. i Miller zajęli się listą podejrzanych. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin przesłuchali Jasona Jonesa, Ethana Hastingsa, Aidana Brewstera i Wayne'a Reynoldsa i został im teraz sędzia Maxwell Black. Stał właśnie po przeciwnej stronie ulicy postępował z dziennikarzami mniej więcej tak, jak polityk z grupą zamożnych ofiarodawców.
D.D. ogarnął niepokój. Facet nie widział córki od pięciu lat, dowiaduje się o jej zaginięciu, więc wsiada w samolot i przylatuje do Bostonu, aby uśmiechać się do aparatów i wymieniać uściski dłoni z miejscowymi dziennikarzami newsowymi?
Sędzia sprawiał wrażenie zrelaksowanego. Miał na sobie wytworny jasnoniebieski garnitur, a do niego pastelowo różowy krawat i jedwabną chusteczkę w identycznym kolorze, wystającą z butonierki.
Wypisz wymaluj dżentelmen z Południa. No i jeszcze to przeciąganie samogłosek, które brzmiało tak gładko i miękko w krainie połykanego „r" i gardłowego „a".
Gdy zbliżyli się do wozów transmisyjnych, Miller pozostał z tyłu, pozwalając jej objąć prowadzenie.
D.D. ruszyła do boju.
Pani detektyw, pani detektyw zaczęły hordy.
Sierżant warknęła D.D. Chociaż tyle mogli zapamiętać.
Jakieś wieści dotyczące miejsca pobytu Sandy?
Zamierzacie aresztować Jasona?
Jak się trzyma mała Ree? Jej wychowawczyni mówi, że od środy nie chodzi do przedszkola.
Czy to prawda, że Jason nie pozwalał Sandy na kontakty z jej ojcem?
D.D. spojrzała na Maxwella Blacka. To dobremu sędziemu mogli podziękować za tę ciekawostkę.
Zignorowała dziennikarzy, stanowczym gestem położyła dłoń na ramieniu Maxwella i odsunęła go od lasu mikrofonów, aparatów i kamer.
Sierżant D.D. Warren, a to detektyw Miller. Chcielibyśmy zamienić z panem kilka słów, jeśli można.
Sędzia nie zaprotestował. Skinął jedynie głową i pomachał na pożegnanie nowym znajomym ze świata mediów. D.D. pomyślała z irytacją, że ten człowiek musi się dobrze bawić na sali sądowej. Jak wielki mistrz cyrku o trzech arenach.
Podeszła z nim do Millera i udali się razem do ich samochodu, a w ślad za nimi dziennikarze próbujący wyłapać choć kilka słów, jakiś smakowity kąsek. Że Sandra nie żyje. Że aresztowano jej męża. A być może policja chciała przesłuchać ojca Sandy jako kolejną osobę podejrzaną.
Maxwell usiadł na tylnej kanapie samochodu D.D. i ruszyli. D.D. naciskała klakson i próbowała się zachować jak Britney Spears, kierując się prosto na nogę najbliższego fotografa. Kamerzyści natychmiast się odsunęli i udało jej się przejechać bez żadnego wypadku. Nawet ją to rozczarowało.
Jesteście detektywami prowadzącymi sprawę zaginięcia mojej córki odezwał się przeciągle Maxwell.
Tak, proszę pana.
Doskonale. Czekałem na to, aby z wami porozmawiać. Mam pewnie informacje dotyczącego mego zięcia. Począwszy od tej, że nie nazywa się Jason Jones.
Zawieźli sędziego na komisariat. Tam właśnie powinno się przeprowadzać przesłuchania, a skoro nie udało się tego załatwić z Jasonem Jonesem, D.D. cieszyła się, że przynajmniej w przypadku jednej osoby postępują zgodnie z protokołem. Pokój przesłuchań był mały, a kawa paskudna, lecz Maxwell Black uśmiechał się czarująco nawet wtedy, gdy usiadł na twardym metalowym krześle wciśniętym między stół a białą ścianę. Równie dobrze mogli go zaprosić do swej podmiejskiej posiadłości.
Sędzia niepokoił D.D. Był zbyt pewny siebie, zbyt spokojny. Jego córka zaginęła. Znajdował się na komisariacie policji w dusznym pokoju. Powinien się trochę pocić. Tak reagowali normalni ludzie, nawet ci niewinni.
D.D. niespiesznie usiadła, wyjęła żółty notes, po czym na środku stołu położyła niewielki dyktafon.
Miller rozsiadł się na metalowym krześle i skrzyżował ramiona na piersi. Wyglądał na znudzonego.
Taka strategia zawsze się przydawała w kontaktach z człowiekiem, który lubi być w centrum uwagi, tak jak sędzia Black.
No więc kiedy przyleciał pan do Bostonu? Ton głosu D.D. był neutralny. Zwykłe policyjne pogaduszki.
Wczoraj wczesnym popołudniem. Podczas picia porannej kawy zawsze oglądam wiadomości.
Proszę sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy na ekranie telewizora zobaczyłem zdjęcie Sandy. Od razu wiedziałem, że to jej mąż zrobił coś strasznego. Wypadłem z kancelarii i pojechałem prosto na lotnisko. Zostawiłem na biurku kawę i wszystko inne.
D.D. demonstracyjnie wyjęła kilka długopisów.
To znaczy ma pan na sobie ten sam garnitur co wczoraj? zapytała, dlatego że nie pasował jej do tego, co zapamiętała z telewizyjnych wiadomości.
Zabrałem z domu kilka rzeczy przyznał sędzia. Miałem przeczucie, że to nie będzie krótka podróż.
Rozumiem. Zobaczył więc pan w telewizji zdjęcie córki, następnie wrócił do domu, aby się spakować, może nieco posprzątać…
Mam gosposię, która się tym zajmuje, proszę pani. Zadzwoniłem do niej z samochodu, wszystko dla mnie naszykowała i oto jestem.
Gdzie się pan zatrzymał?
Naturalnie Ritz Carlton. Uwielbiam ich herbatę.
D.D. zamrugała oczami. Może nie była wystarczająco południowa, ponieważ przy wyborze hotelu nigdy dotąd nie kierowała się smakiem serwowanej w nim herbaty.
Jakimi liniami pan przyleciał?
Delta.
Numer lotu? Kiedy wylądował?
Maxwell dziwnie na nią spojrzał, ale podał dane, o które prosiła.
Dlaczego chce pani to wiedzieć?
Podstawowy protokół zapewniła go. Pamięta pan ten stary telewizyjny serial Dragnet?
„Wyłącznie fakty, psze pani".
Uśmiechnął się promiennie.
Uwielbiałem ten serial.
No to proszę. Policja bostońska chętnie sprawia przyjemność.
Porozmawiamy teraz o moim zięciu? Ponieważ istnieją fakty, o których powinniście się dowiedzieć…
Wszystko w swoim czasie wtrąciła D.D., grzecznie, lecz stanowczo.
Siedzący obok niej Miller zaczął obracać między palcami długopis, przyciągając tym uwagę Maxwella.
Kiedy po raz ostatni rozmawiał pan z córką, Sandrą Jones? zapytała D.D.
Maxwell zamrugał oczami, przez moment wyglądał na zaniepokojonego.
Och, lata temu. Sandra nie była skora do podnoszenia słuchawki i wykręcania numeru.
I przez cały ten czas pan do niej nie zadzwonił?
Cóż, jeśli musicie wiedzieć, to przed jej wyjazdem z miasta pokłóciliśmy się. Moja córka miała zaledwie osiemnaście lat i była zbyt młoda na spotykanie się z osobami pokroju Jasona, i to jej właśnie powiedziałem. Black ciężko westchnął. Niestety, Sandra zawsze była krnąbrna. Uciekła w środku nocy. Od tamtego czasu czekam na telefon albo choćby kartkę pocztową.
Po wyjeździe córki zgłosił pan jej zaginięcie?
Nie, proszę pani. Nie uznałem jej za zaginioną. Wiedziałem że uciekła z tamtym chłopcem. To było w stylu Sandy.
Naprawdę? Wcześniej także uciekała?
Black się zarumienił.
Obowiązkiem rodzica jest znać słabe strony swojego dziecka oświadczył sztywno. Moja córka…
cóż, Sandy źle zniosła śmierć matki. Weszła w okres buntu i tak dalej. Piła, nie wracała na noc. Była…
cóż, bardzo aktywną nastolatką.
To znaczy seksualnie aktywną dopowiedziała D.D.
Tak, psze pani.
Skąd pan to wiedział?
Nie kryła się z tym. Wracała do domu nad ranem śmierdząca papierosami, alkoholem i seksem.
Sam byłem kiedyś nastolatkiem, pani sierżant. Wiem, jak te dzieciaki się zachowują.
Jak długo to trwało?
Jej matka zmarła, kiedy Sandy miała piętnaście lat.
Na co zmarła?
Zawał odparł Black, po czym się zmitygował. Spojrzał na nią, następnie na Millera, który nadal obracał długopis, a potem z powrotem na D.D. Prawdę powiedziawszy, to nie był zawał. To wersja, którą przedstawiamy już tak długo, że niemal stała się prawdą, tak jak to się czasem dzieje w przypadku kłamstw. Moja żona, mama Sandry, popełniła samobójstwo. Zatrucie tlenkiem węgla. To Sandra znalazła jej ciało w naszym garażu.
Pańska żona zabiła się w domu?
We własnym cadillacu.
Pańska żona cierpiała na depresję?
Ponownie niemal niedostrzegalne wahanie.
Moja żona prawdopodobnie piła więcej, niż można uznać za lecznicze, pani sierżant. Wie pani, moja praca jest bardzo wymagająca. Myślę, że to samotność okazała się tragiczna w skutkach.
Pańska żona miała dobre relacje z Sandrą?
Moja żona może i nie była idealną matką, ale bardzo się starała.
A pan?
Jak już mówiłem, prawdopodobnie zbyt często nie było mnie w domu, ale ja także kocham córkę.
Tak bardzo, że przez ostatnie pięć lat nie próbował jej pan odnaleźć?
Och, próbowałem. Oczywiście, że próbowałem.
Jak to?
Wynająłem prywatnego detektywa. Jednego z najlepszych w hrabstwie. I oto zagwozdka.
Mężczyzna, którego Sandra przedstawiła mi jako przyszłego męża, nazywał się Jason Johnson, nie Jason Jones.
D.D. przeprosiła na chwilę i wyszła po szklankę wody. Zahaczyła o biurko detektywa Coopera i zaktualizowała jego zadanie oprócz Jasona Jonesa miał także sprawdzić Jasona Johnsona.
Cooper posłał jej mało przyjazne spojrzenie. Był najlepszy w jednostce w tego rodzaju sprawach, ale bez pierwszej litery drugiego imienia czy innych dodatkowych szczegółów przegrzebywanie się przez tysiące Jasonów Johnsonów na świecie z pewnością nie jest łatwiejsze od przegrzebywania się przez Jasonów Jonesów.
Wiem zapewniła go. Uwielbiasz swoją pracę i każdy dzień okazuje się przyjemniejszy od poprzedniego. Baw się dobrze.
D.D. wróciła do pokoju przesłuchań, ale tym razem zdecydowała się na rolę obserwatora. Sędzia Black zbyt dobrze się czuł w kontaktach z kobietami. Epatował czarem Południowca i raczył gładkimi zdaniami. Uznała więc, że bardziej produktywne może się okazać zajęcie miejsca za szybą obserwacyjną i przekazanie pałeczki Millerowi.
Jak na razie Miller nie zmienił pozycji na krześle i jego brak zainteresowania sprawiał, że Maxwell zaczynał się wiercić. Sędzia bawił się krawatem, wygładzał chustkę, następnie napił się kawy. Lekko drżała mu dłoń, kiedy uniósł kubek. Ze swego miejsca D.D. widziała ciemne plamy starcze na wierzchach jego dłoni. Ale twarz miał względnie gładką i przystojną.
Był atrakcyjnym mężczyzną. Zamożnym, czarującym, ustosunkowanym. Ciekawiło ją, dlaczego do tej pory nie pojawiła się druga pani Black.
Wiedział pan, że Sandra zaciążyła? zapytał nagle Miller. Zanim uciekła?
Sędzia zamrugał kilkakrotnie oczami, wyraźnie poniewczasie kierując swoją uwagę na detektywa.
Słucham?
Czy Sandy powiedziała panu, że ten Jason Johnson czy Jones czy jeszcze ktoś inny zrobił jej dziecko?
Wiedziałem, że jest w ciąży.
Mnie by to wkurzyło rzekł swobodnym tonem Miller. Jakiś trzydziestoletni gość zapładniający moją osiemnastoletnią córkę. Ja bym wpadł w szał.
Ja, eee… cóż, jak już mówiłem, należy znać własne dziecko. Sandra przechodziła okres lekkomyślności. Zajście w ciążę stanowiło jedynie kwestię czasu. Poza tym nie wierzę, że to Jason jest ojcem dziecka.
Miller przestał obracać długopis.
Nie?
Nie, proszę pana. Pamiętam, jaka była mama Sandy, kiedy spodziewała się dziecka. Przez pierwsze trzy miesiące Missy ledwie była w stanie wstać z łóżka, taka była zmęczona i dręczona nudnościami. Tak samo było z Sandrą. Nagle zrobiła się chora, na tyle, aby siedzieć w domu i na okrągło spać. Sądziłem, że złapała jakiegoś wirusa, ale kiedy trwało to już zbyt długo, zacząłem podejrzewać prawdę. Krótko później zaczęła dochodzić do siebie. Nawet znowu wychodziła wieczorami. I dopiero wtedy po raz pierwszy wspomniała o tym nowym mężczyźnie, którego poznała, Jasonie Johnsonie
Chwileczkę. Twierdzi pan, że Sandy zaciążyła, a potem dorwała zamożnego starszego faceta i nakłoniła go do tego, aby się z nią ożenił?
Można i tak to ująć.
Hej, przepraszam bardzo, ale czy to nie byłby powód do radości? Pańska córka z niezamężnej nastoletniej mamy staje się zamożną panną młodą. Chyba nie można nienawidzić za to Jasona.
Jason Johnson odebrał mi córkę.
Powiedział jej pan, że nie może wyjść za mąż. Mówił pan, że zna swoje dziecko? Gdy tylko jej pan tego zabronił, to oczywiste, że zamierzała uciec.
Była zbyt młoda na ślub!
Proszę powiedzieć to temu facetowi, który ją zapłodnił. Dla mnie wygląda to tak, że miała szczęście, iż Jason posprzątał bałagan po jakimś innym gościu.
Johnson wykorzystał jej bezbronność. Gdyby nie była taka przerażona, nigdy by mnie nie opuściła dla jakiegoś nieznajomego.
Opuściła pana?
Opuściła bezpieczeństwo własnego domu poprawił się Maxwell. Proszę się nad tym zastanowić. Ten trzydziestoletni mężczyzna pojawia się nie wiadomo skąd, zawraca w głowie mojej bezbronnej młodej córce i wywozi ją, nawet nie pytając o moją zgodę.
Jest pan zły, że nie poprosił pana o rękę pańskiej córki?
Tam, gdzie mieszkamy, takie rzeczy mają znaczenie. To swego rodzaju protokół. Nawet więcej…
to dobre maniery.
Miał pan okazję poznać Jasona?
Raz. Nie spałem jeszcze, kiedy pewnego wieczoru moja córka wróciła do domu. Wyszedłem, kiedy usłyszałem na podjeździe samochód. Jason wysiadł z niego i wchodził razem z córką po schodach.
Dla mnie nie wygląda to na złe maniery.
Ściskał jej ramię, mocno, tuż nad łokciem. Uderzyło mnie wtedy to, w jaki sposób jej dotyka. W
sposób zaborczy, jakby do niego należała.
Co pan powiedział?
Zapytałem, czy jest świadomy faktu, iż moja córka ma zaledwie osiemnaście lat.
Był świadomy?
Powiedział, i tu cytuję: „Dobry wieczór panu". Nie odpowiedział na moje pytanie. W ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Minął mnie, odprowadził ją do drzwi, następnie zszedł spokojnie po schodach i wsiadł do samochodu. W ostatniej chwili skinął głową, rzucił: „Dobranoc panu" i to by było na tyle.
Ten arogancki sukinsyn odjechał, jakby miał prawo paradować po mieście z uczennicą liceum.
Maxwell poprawił się na krześle. I powiem panu coś jeszcze, detektywie. Wtedy, kiedy Jason się odezwał, brzmiał tak samo jak ja. Może i ma teraz akcent jankeski, ale kiedyś mieszkał na Południu, jestem o tym przekonany. Chcecie się z nim zabawić, to zabierzcie go na kaszę kukurydzianą. Założę się, że poleje ją masłem.
Po drugiej stronie szyby D.D. zanotowała w myślach: Jason Johnson, być może urodzony w Georgii lub którymś z sąsiednich stanów. Interesujące. Ponieważ teraz, kiedy sędzia o tym wspomniał, przypomniało jej się, że od czasu czasu w głosie Jasona pojawiały się naleciałości z Południa. Zawsze się kontrolował i mówił jednostajnie, jednak się czaiło w tle. Najwyraźniej ich główny podejrzany potrafił mówić, przeciągając samogłoski.
Dwa tygodnie później Sandy zniknęła mówił teraz sędzia. Zostawiła po sobie zaścielone łóżko i na wpół opróżnioną szafę. I tyle.
Zostawiła list?
Nic oświadczył z emfazą sędzia, ale mówiąc to, nie patrzył na Millera. Pierwsze oczywiste kłamstwo Maxwella.
No i niech mi pan powie kontynuował szybko sędzia jakiego rodzaju mężczyzna zabiera niepostrzeżenie młodą dziewczynę do zupełnie nowego życia pod zupełnie nowym nazwiskiem? Kto zrobiłby coś takiego? I dlaczego?
Miller wzruszył ramionami.
Pan mi to powie. Dlaczego według pana Jason Johnson stał się Jasonem Jonesem?
Aby odizolować moją córkę! odparł natychmiast Maxwell. Aby ją odciąć od domu, miasta, rodziny. Aby mieć pewność, że nie będzie nikogo, do kogo Sandy mogłaby się zwrócić o pomoc, kiedy już zacznie robić to, co naprawdę chce.
A co Jason naprawdę chce robić?
Jak pan to elokwentnie ujął, detektywie, po cóż jeden mężczyzna miałby „sprzątać" bałagan po innym? Chyba, że pragnąłby dziecka. A raczej dostępu do dziecka, którego matka jest zbyt młoda, zbyt przytłoczona, zbyt strapiona, aby próbować je chronić. Jestem sędzią od ponad dwudziestu lat, wystarczająco długo, aby słyszeć o czymś takim częściej, niż byłbym w stanie zliczyć. Jason Johnson to jak nic zboczeniec. Za cel ataku obrał moją córkę. I z całą pewnością przygotowuje już małą Clarissę do tego, co dalej nastąpi. Musiał jedynie na dobre pozbyć się Sandy.
Kurwa mać, pomyślała D.D. Przysunęła się bliżej szyby. Czy dobry sędzia mówił to, co jej się wydawało?
Jason Jones jest pedofilem? zapytał Miller.
Zdecydowanie. Zna pan charakterystykę równie dobrze jak ja. Wykończona młoda żona, w której przeszłości pojawiała się depresja, aktywność seksualna, alkohol, narkotyki. Izolowana przez starszego partnera o dominującej naturze, który powoli, ale nieuchronnie coraz bardziej ją od siebie uzależnia.
Jason i mała Clarissa spędzają we dwójkę każde popołudnie. Czy nie jeżą się panu włosy na głowie, jak pan o tym myśli?
Zdawało się, że Miller się nad tym zastanawia. Nie odzywał się ani słowem. Tymczasem D.D. miała wrażenie, jakby w jej głowie rozbłysło pół tuzina żarówek. Tą charakterystyką sędzia trafił w dziesiątkę. I wiele elementów układanki wskoczyłoby wtedy na swoje miejsce skłonność Jasona do fałszywych nazwisk, ograniczanie kręgów towarzyskich córki i żony, jego panika, gdy się dowiedział, że Sandy zaczęła grzebać w domowym komputerze.
D.D. musiała natychmiast przefaksować zdjęcie Jasona do NCMEC*. Wrzucą je do bazy danych ze zdjęciami pochodzącymi z różnych źródeł i innych spraw o wykorzystywanie seksualne. Gdyby udało im się dopasować Jasona do któregoś z mężczyzn z bazy danych, miałaby podstawy do aresztowania, nie mówiąc o ponownym przesłuchaniu Clarissy Jones. Nagle coś się zaczynało układać.
*National Center for Missing & Exploited Children Krajowe Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci (przyp. tłum
). Tyle że wtedy znowu ogarnął ją niepokój. Przypomniało jej się, jak Ree rzuciła się w ramiona ojca po przesłuchaniu, przypomniała jej się nieskrywana czułość na jego twarzy. W tamtym momencie D.D.
wierzyła, że ich miłość jest prawdziwa, ale może działo się tak tylko dlatego, że Ree nie ujawniła ich tajemnicy?
Czasami ta praca była trochę do dupy, a czasami bardzo.
Miller nadal maglował sędziego Maxwella Blacka.
Myśli pan, że pańska córka nie żyje?
Maxwell obdarzył detektywa spojrzeniem pełnym politowania.
A czy któraś z tych kobiet znaleziono kiedyś żywą? Jason Jones zamordował moją córkę; nie mam co do tego żadnych wątpliwości. I teraz pragnę sprawiedliwości.
Dlatego właśnie złożył pan wniosek o prawo widywania się z wnuczką?
Oczywiście! Rozpytywałem dookoła tak jak i wy i okazuje się, że nie jest dobrze. Moja wnuczka nie ma żadnych przyjaciół, żadnej dalszej rodziny, żadnego innego opiekuna. Jej ojciec prawdopodobnie zamordował matkę. Kiedy, jak nie teraz ta mała dziewczynka będzie potrzebować dziadka?
Zamierza się pan ubiegać o prawa do opieki?
Będę walczyć.
Jason Jones mówi, że Sandy byłaby temu przeciwna.
Błagam, detektywie… Jason Jones to kłamca. Proszę sprawdzić Jasona Johnsona, abyście przynajmniej wiedzieli, z kim macie do czynienia.
Ma pan wypożyczony samochód, panie sędzio?
Słucham?
Z lotniska. Wynajął pan samochód czy korzysta z taksówek?
Ja, eee, oczywiście, że wynająłem samochód. Uznałem, że będę musiał być mobilny.
Poproszę o nazwę wypożyczalni. O której godzinie odebrał pan auto i kiedy ma je pan zwrócić.
Dobrze, dobrze, dobrze. Dlaczego mnie tak męczycie? To nie ja jestem podejrzanym, lecz Jason Johnson.
Jason Jones vel Jason Johnson. Dlaczego więc nie bierze pan udziału w poszukiwaniach córki?
Już to mówiłem: jedynym sposobem na odnalezienie Sandy jest zdemaskowanie jej męża.
To smutne, stracić córkę i żonę, obie w tak młodym wieku.
Skupiam się na wnuczce. Nie mogę się nad sobą użalać z powodu własnych tragedii. Teraz liczy się wyłącznie moja wnuczka.
I zrównanie z ziemią Jasona Jonesa.
Odebrał mi córkę.
Nie zaskoczył pana fakt, że pańska córka dobrze tu sobie radzi? Oddana mama, szanowana nauczycielka, dobra sąsiadka. Z całą pewnością nie odkryliśmy niczego, co by sugerowało depresję, nadużywanie alkoholu czy ogólnie akty autodestrukcji. Może po urodzeniu córki Sandra w końcu wszystko sobie poukładała.
Maxwell jedynie się uśmiechnął.
Widać, detektywie, że nie zna pan mojej córki.