Wiecie, czego ludzie pragną najbardziej? Bardziej niż miłości, bardziej niż pieniędzy, bardziej niżpokoju na świecie? Czuć się normalnie. Chcą mieć świadomość, że ich uczucia, ich życie, ichdoświadczenia są takie same jak innych ludzi.
To właśnie kieruje nami wszystkimi. Korporacyjni prawnik, typowy pracoholik, który odwudziestej trzeciej zaczyna wędrówkę po barach, wychyla kolejne cosmopolitany i wyrywabezimienną laskę, wstaje o szóstej rano, zmywa z siebie wszystkie dowody nocnej rozpusty i wbija sięw elegancki garnitur Brooks Brothers. Ogólnie szanowana mama, znana ze swych domowych ciast iwystroju domu w stylu Marthy Stewart, która w tajemnicy łyka ritalin swego syna, aby dać sobie zewszystkim radę. Albo poważany lider polityczny, który w tajemnicy posuwa swego sekretarza, ale itak pojawia się przed wiadomościami o jedenastej, aby powiedzieć reszcie nas, że musimy braćwiększą odpowiedzialność za swoje życie.
Nie chcemy czuć się wynaturzeni, inni czy odosobnieni. Chcemy czuć się normalnie. Chcemy być poprostu tacy jak wszyscy inni, a przynajmniej tacy, jak nakazują telewizyjne reklamy viagry, botoksuczy kredytów konsolidacyjnych. Dążąc do normalności, będziemy ignorować to,co musimyignorować. Będziemy tuszować to, co musimy tuszować. I będziemy lekceważyć wszystko, co musimylekceważyć, abyśmy mogli podtrzymywać iluzję perfekcyjnie wyregulowanego szczęścia.
I może, ogarnięci przemożnym pragnieniem bycia normalnymi na nasz własny sposób, Jason i jatacy się właśnie staliśmy.
Tak więc co sześć do dziewięciu miesięcy robiłam sobie wychodne na jedną albo dwie noce.
Pracującym mamom potrzebna jest chwila oddechu, prawda? Jakież to miłe i taktowne ze stronymojego męża, że pozwala mi na takie wypady do „spa". Tak więc on przesiadywał do późna,nachylony nad komputerem, szaleńczo stukając w klawiaturę. Godziny pracy pisarzy często bywajądługie i nieregularne, prawda? Jakież to z mojej strony miłe i wyrozumiałe, że nigdy nie narzekamna wymagającą pracę mojego męża.
Dawaliśmy sobie nawzajem przestrzeń. Ignorowaliśmy to, co musieliśmy ignorować. A wmiędzyczasie staliśmy ramię w ramię i przyglądaliśmy się, jak Ree jedzie niepewnie po chodniku naswoim pierwszym trójkołowym rowerku. Głośno dopingowaliśmy ją do pierwszego skoku do basenu.
Śmialiśmy się, kiedy po raz pierwszy weszła na paluszkach do lodowatego Oceanu Atlantyckiego i zkrzykiem wybiegła z powrotem na piasek. Wielbiliśmy naszą córkę. Czciliśmy jej każdy chichot,śmiech, beknięcie i słowo, jakie wydostawało się z jej ust. Uwielbialiśmy jej niewinność, wolnegoducha, ikrę. I może kochając ją, nauczyliśmy się także kochać siebie nawzajem. A przynajmniej takmi się wydawało. Pewnego wieczoru pod koniec tego lata, kiedy Ree we wrześniu miała zacząćchodzić do przedszkola, a ja podjąć pierwszą pracę jako nauczyciel stażysta, siedzieliśmy z Jasonemdo późna. Nastawił płytę George'a Winstona. Coś łagodnego i melodyjnego. Ree i ja nieustannietorturowałyśmy go rock and rollem, on jednak zawsze skłaniał się ku muzyce klasycznej. Zamykał
oczy i medytował byłam pewna, że mocno śpi, by po chwili się przekonać, że nuci cicho pod nosem.
Dzisiejszego wieczoru siedzieliśmy na małej sofie. Lewe ramię miał przerzucone przez oparcie,palcami dotykał mojego karku i delikatnie nimi przesuwał. Robił to coraz częściej. Lekki, delikatnydotyk, niemal roztargnione pieszczoty. Na początku zdumiał mnie ten kontakt fizyczny. Od tamtejpory nauczyłam się siedzieć nieruchomo, nie odzywać ani słowem. Im dłużej tak się zachowywałam,tym dłużej mnie dotykał. Och, jakże lubiłam czuć stwardniałe opuszki jego palców muskające mojebarki, przeczesujące włosy. Czasami głaskał mnie po głowie, a ja wyginałam się pod jego dłonią jakmały kociak.
Raz próbowałam odwzajemnić pieszczotę i podrapać go po plecach. Jednak w chwili, gdy mojadłoń zaczęła unosić jego koszulę, Jason wstał i wyszedł z pokoju. Już więcej do tego nie wracałam.
Mąż gładzący żonę po szyi, gdy siedzą razem na sofie, z drugiej jednak strony… Witajcie w naszymmałym skrawku normalności.
Wierzysz w niebo? zapytałam lekko. Wcześniej tego wieczoru oglądaliśmy film z HarrisonemFordem, w którym mściwy duch pierwszej żony sial w rodzinie spustoszenie.
Może.
Ja nie.
Jego palce delikatnie muskały moje ucho. Zdecydowany erotyczny dotyk. Przysunęłam sięminimalnie, starając się go nie wystraszyć. Jednak miałam coraz większy problem z siedzeniemnieruchomo. Kto by pomyślał, że uszy mogą być strefą tak bardzo erogenną? Moje były, oj, były.
Dlaczego? zapytał, przesuwając palce od ucha w dół szyi, a potem z powrotem do góry. Mążdotykający żonę. Żona przytulająca się do męża. Normalne. Zachowanie najzupełniej normalne.
Tak normalne, że podczas niektórych nocy, kiedy budziłam się sama w naszym małżeńskim łóżku,miałam wrażenie, jakby moje serce rozpadało się na tysiąc kawałków. A mimo to wstawałamnazajutrz i po raz kolejny robiłam to wszystko. Czasami słyszałam nawet w głowie głos mojej matki:
„Wiem coś czego wy nie wiecie. Wiem coś, czego wy nie wiecie…"
A jednak miała rację. W dojrzałym wieku dwudziestu jeden lat w końcu dostrzegałam wszystkiewielkie życiowe prawdy. Można być zakochanym, a mimo to czuć się niesamowicie samotnie. Możnamieć wszystko, czego się kiedykolwiek pragnęło, by uświadomić sobie, że pragnęło się nie tego, cotrzeba. Można mieć męża tak inteligentnego, seksownego i pełnego współczucia jak mój, ajednocześnie w ogóle go tak naprawdę nie mieć. A czasami można patrzeć na własną śliczną,drogocenną córeczkę i być autentycznie zazdrosną o to, jak bardzo kocha ją zamiast ciebie.
No bo nie odparłam teraz. Nikt nie chce umrzeć i tyle. Więc aby odegnać strach, wymyśla sięhistoryjki o wiecznym życiu po życiu. Jeśli się jednak nad tym zastanowić, to jest pozbawione sensu.
Bez smutku nie może istnieć szczęście, co znaczy, że stan wiecznej szczęśliwości tak naprawdę niebędzie tak błogi. Prawdę powiedziawszy, to byłby irytujący. Nic, czego można pragnąć, nic, czegomożna wyczekiwać, nic do roboty. Zerknęłam na niego.
Nie wytrzymałbyś tam ani minuty.
Jason uśmiechnął się leniwie. Nie golił się dzisiaj. Lubiłam te dni, kiedy trzymał się z dala odmaszynki, zarost pasował do jego ciemnobrązowych oczu i wiecznie zmierzwionych włosów. Podobał
mi się, gdy wyglądał jak niegrzeczny chłopiec.
Żałowałam, że nie mogę dotknąć jego brody, przesunąć palcami po linii żuchwy, aż dotarłabym dopulsu na szyi. Żałowałam, że nie wiem, czy jego serce bije równie szybko jak moje.
Kiedyś widziałem ducha powiedział.
Naprawdę? Gdzie? Nie uwierzyłam mu i on o tym wiedział.
Ponownie się uśmiechnął.
W starym domu w pobliżu miejsca, gdzie kiedyś mieszkałem. Wszyscy mówili, że jestnawiedzony.
A więc zajrzałeś tam, żeby to sprawdzić? Przetestować swoją męską odwagę?
Poszedłem odwiedzić właścicielkę. Niestety, dzień wcześniej zmarła. Znalazłem jej ciało na sofie,a obok siedział jej brat, co było interesujące, jako że zmarł pięćdziesiąt lat przed nią.
Nadal miałam wątpliwości.
Co zrobiłeś?
Podziękowałem.
Dlaczego?
Bo kiedyś, dawno temu, jej brat uratował mi życie.
Skrzywiłam się poruszona lakonicznością jego odpowiedzi i tym, że pobudził do życia dziesięćtysięcy zakończeń nerwowych.
Zawsze tak będzie między nami? zapytałam nieoczekiwanie.
Jak? odpowiedział pytaniem i jego dłoń zaczęła się cofać, a na twarz wracała maska.
Półodpowiedzi. Półprawdy. Zadaję proste pytanie, ty wydzielasz mi skrawek informacji, aresztę zostawiasz dla siebie.
Nie wiem odparł cicho czy zawsze tak będzie między nami.
Jesteśmy małżeństwem! W moim głosie słychać było zniecierpliwienie. Minęły trzy lata, nalitość boską. Powinniśmy umieć sobie zaufać. Podzielić się najmroczniejszymi sekretami alboprzynajmniej podstawowymi informacjami na temat naszego pochodzenia. Czy małżeństwo niepowinno być rozmową, która trwa całe życie? Nie powinniśmy się o siebie troszczyć, ufać, że ze sobąbędziemy bezpieczni?
Kto tak twierdzi? Zaskoczona pokręciłam głową.
To znaczy?
To znaczy kto tak twierdzi? Kto wymyśla te zasady, ustala te oczekiwania? Mąż i żona powinniczuć się ze sobą bezpieczni. Rodzic powinien opiekować się dzieckiem. Sąsiad powinien opiekować sięsąsiadem. Kto ustala te zasady i co ostatnio dla ciebie zrobił?
Jego głos był łagodny, ale wiedziałam, co ma na myśli, i jego słowa sprawiły, że się wzdrygnęłam.
Opowiedz mi o swojej matce, Sandy powiedział delikatnie.
Przestań.
Twierdzisz, że chcesz poznać wszystkie moje tajemnice, ale swoje zachowujesz dla siebie.
Moja matka zmarła, kiedy miałam piętnaście lat. I tyle.
Na zawał stwierdził, powtarzając moje wcześniejsze wyjaśnienia.
Tak już bywa. Odwróciłam się. Po chwili opuszki palców Jasona omiotły mój policzek, szepcząccoś do opuszczonych rzęs.
Między nami zawsze tak będzie rzekł cicho. Ale w przypadku Ree nie.
Bywają rzeczy, których nie da się odzyskać, gdy raz się je straci szepnęłam.
Wiem.
Nawet jeśli się ich pragnie. Nawet jeśli się szuka i modli, i zaczyna wszystko od początku. To niema znaczenia. Istnieją rzeczy, których nie da się odzyskać. Nie można być nie świadomym tego, co sięmiało okazję poznać.
Rozumiem.
Wstałam z sofy. Byłam wzburzona. Przysięgam, że czułam róże. Wprost nienawidziłam ichzapachu. Dlaczego nie zostawią mnie w spokoju? Opuściłam dom rodziców, opuściłam miastorodziców. Te cholerne róże powinny dać mi w końcu spokój.
Była umysłowo chora wyrzuciłam z siebie. Szalona alkoholiczka. Robiła… szalone, szalonerzeczy, a my ją kryliśmy. Ja i mój ojciec. Pozwalaliśmy jej torturować nas każdego dnia i nigdy nieodezwaliśmy się ani słowem. Życie w małym mieście, no nie? Trzeba zachowywać pozory.
Biła cię.
Zaśmiałam się, ale to nie był przyjemny dźwięk.
Nakarmiła mnie trutką na szczury, żeby móc potem patrzeć, jak lekarze robią mi płukanieżołądka. Byłam dla niej narzędziem. Śliczną laleczką, którą mogła psuć za każdym razem, kiedypragnęła zwrócić na siebie uwagę.
Munchhausen.
Prawdopodobnie. Nigdy nie zasięgnęłam opinii eksperta.
Czemu?
Ona nie żyje. Po co?
Spojrzał na mnie, ale ja nie połknęłam haczyka.
Twój ojciec? zapytał w końcu.
Odnoszący sukcesy prawnik, bardzo dbający o reputację. Nie mógł przecież przyznać, że jegożona co drugi wieczór rozbija mu na głowie butelki po ginie. Mogłoby to zaszkodzić jego interesom.
Godził się z tym?
Czyż nie tak to się dzieje?
Niestety tak. Powiedz mi jeszcze raz, Sandy, jak ona umarła?
Zacisnęłam usta, odmawiając odpowiedzi.
Zatrucie tlenkiem węgla powiedział w końcu. Było to stwierdzenie, nie pytanie. Znaleziona wgarażu w swoim samochodzie. Najpewniej samobójstwo. A może zbyt dużo wypiła i straciłaświadomość? Nie rozumiem jednak, dlaczego władze się tym nie zainteresowały. Zwłaszcza że tomałe miasto i ktoś gdzieś musiał wiedzieć, jak cię traktowała.
Wpatrywałam się w niego ze zdumieniem. Nie mogłam się powstrzymać. Wpatrywałam iwpatrywałam, i wpatrywałam.
Wiedziałeś?
Oczywiście. Inaczej bym się z tobą nie ożenił.
Ty mnie sprawdziłeś?
Rozsądnie to zrobić, nim się poprosi dziewczynę o rękę. Dotknął mojej dłoni. Tym razemodskoczyłam. Myślisz, że ożeniłem się z tobą z powodu Ree. Zawsze tak uważałaś. Ale to nieprawda.
A przynajmniej nie cała prawda. Ożeniłem się z tobą z powodu twojej matki, Sandy. Ponieważ ty i jajesteśmy do siebie w tym względzie podobni. Wiemy, że potwory istnieją i że nie wszystkie mieszkająpod łóżkiem.
To nie była moja wina usłyszałam własne słowa.
Milczał.
Ona była niezrównoważona. Samobójstwo najpewniej było jedynie kwestią czasu. Ostatnimsposobem na dokopanie nam i tym podobne paplałam. Nie potrafiłam przestać. Byłam już nieco zaduża na ciąganie mnie po pogotowiu, więc zamiast tego wzięła i się zabiła. Po zaplanowaniunajwiększego pogrzebu, jakie widziało nasze miasto, rzecz jasna. Och, te róże, jakich zażądała naceremonię… Całe mnóstwo pieprzonych róż… Dłonie zacisnęłam w pięści. Wpatrywałam się w męża.
Rzucałam wyzwanie, aby nazwał mnie dziwolągiem, niewdzięczną córką, białym śmieciem. Popatrzna mnie, miałam ochotę zawołać. Moja matka żyła i nienawidziłam jej. Umarła i nienawidziłam jejjeszcze bardziej. Nie jestem normalna.
Rozumiem powiedział.
Po wszystkim sądziłam, że będę szczęśliwa. Sądziłam, że w końcu ojciec i ja będziemy mogli żyćw spokoju.
Jason przyglądał mi się teraz uważnie.
Kiedy się poznaliśmy, powiedziałaś, że chcesz uciec i nie patrzeć za siebie. Nie żartowałaś,prawda? Minęło kilka lat, a ty ani razu nie zadzwoniłaś do ojca, nie powiedziałaś mu, gdziemieszkamy, nie powiedziałaś o Ree.
Nie.
Tak bardzo go nienawidzisz?
Tak bardzo i jeszcze bardziej.
Uważasz, że twoją matkę kochał bardziej niż ciebie stwierdził Jason. Nie chronił cię. Zamiasttego krył ją. I nigdy mu tego nie wybaczyłaś.
Nie od razu odpowiedziałam. Dlatego że w tamtym momencie oczami wyobraźni ponowniezobaczyłam ojca, jego czarujący uśmiech, zmarszczki, jakie pojawiały się w kącikach jego błękitnychoczu, przypomniałam sobie jego dotyk na ramieniu, który sprawiał, że czułam się centrumwszechświata. I ogarnęła mnie taka wściekłość, że ledwie byłam w stanie mówić.
Wiem coś, o czym nie wiecie. Wiem coś, o czym wiecie…
Miała rację. Miała cholerną rację.
Powiedziałeś, że jesteśmy inni szepnęłam ochryple. Powiedziałeś, że wiemy, iż nie wszystkiepotwory mieszkają pod łóżkiem.
Jason kiwnął głową.
No to mi obiecaj: jeśli kiedykolwiek zobaczysz mojego ojca, jeśli kiedykolwiek pojawi się naprogu naszego domu, najpierw go zabijesz, a dopiero potem będziesz zadawać pytania. On nigdy nietknie Ree. Obiecaj mi to, Jason.
Mój mąż spojrzał mi prosto w oczy. I odparł:
Masz to jak w banku.
Ree zasnęła w foteliku, nim Jason zdążył wyjechać z parkingu. Pan Smith leżał teraz skulony na fotelu dla pasażera, liżąc łapkę, pocierając pyszczek, liżąc łapkę, pocierając pyszczek. Jason jechał bez celu w kierunku autostrady, nie wiedział, co robić.
Był zmęczony. Wykończony. Najbardziej na świecie pragnął schronić się w swoim domu i pozwolić, aby świat zniknął. Zasnąłby jak kamień, a kiedy by się obudził, Sandy siedziałaby obok łóżka, uśmiechając się do niego.
Obudź się, śpiochu powiedziałaby, a on wziąłby ją w ramiona i tulił tak, jak powinien był to robić przez pięć ostatnich lat. Tuliłby swoją żonę, i razem z Ree znowu mogliby być szczęśliwi. Byliby rodziną.
Nie mógł jechać do domu. Będą tam czekać wozy transmisyjne. Rozbłysną flesze aparatów, reporterzy będą wykrzykiwać pytania, na zrozumienie których Ree jest za mała. Wystraszą ją, a po tym, co przeszła dzisiejszego ranka, nie mógł na to pozwolić.
Policja uważała go za winnego. Zobaczył to w ich oczach w chwili, gdy zakończyło się przesłuchanie.
Pogrążyła go własna córka, ale nie winił jej za to. Ree zrobiła to, o co ją poproszono; powiedziała to, co uważała za prawdę. Przez cztery lata wbijał córce do głowy, aby nie kłamała. Nie mógł się teraz złościć na nią za to, że postąpiła zgodnie z wartościami, jakich on i Sandra tak starannie jej uczyli.
Dumny był z Ree i to napawało go smutkiem, dlatego że im dłużej się nad wszystkim zastanawiał, tym szybciej dochodził do tego samego wniosku: zostanie aresztowany. Podejrzewał, że może się to stać w każdej chwili. Policja dodawała w tym momencie dwa do dwóch, budowała swoją sprawę, dopinała ją na ostatni guzik. Zabrano jego śmieci. Przesłuchano jego dziecko. Następne w kolejności będzie ponowne przeszukanie domu, a zaraz potem nakaz przeczesania komputera.
Zaczną grzebać coraz głębiej w jego przeszłości, będą próbować się skontaktować z jego współpracownikami czy przyjaciółmi; to ich na trochę przystopuje. Nigdy nie bratał się z kolegami z pracy i nie zawracał sobie głowy przyjaźniami. Poza tym od czasu do czasu sprawdzał swoje
„firewalle"; trzymały się mocno. Jednak wszystko można było w końcu pokonać, zwłaszcza wtedy, gdy do pracy przystąpi prawdziwy ekspert, a ich akurat w bostońskiej policji nie brakowało. Z pewnością nie miał do czynienia ze zwykłymi kmiotkami.
Oczywiście, że przyjrzą się uważnie temu zarejestrowanemu przestępcy seksualnemu. To będzie wymagało dodatkowego czasu i środków. Może ten koleś się przyzna, ale poznawszy go osobiście, Jason nie sądził, by tak się stało. Aidan sprawiał wrażenie gościa, który już to wszystko zna. Policja nieźle się z nim będzie musiała nabiedzić.
Tak więc policję czekało jeszcze całe mnóstwo rutynowych prac, zwłaszcza przy dwóch potencjalnych podejrzanych. Może da mu to jakieś trzy dni, może pięć. Tyle że z każdą mijającą godziną dramatycznie malały szanse na znalezienie żywej Sandy. Wczoraj możliwe jeszcze było szczęśliwe zakończenie. Albo dziś rano…
Jeśli nadejdzie wieczór, a Sandy wciąż się nie pojawi…
Kiedy tylko odnajdą ciało Sandy, będzie po nim. Przyjdą po niego do domu. Odbiorą mu Ree. Jego córka znajdzie się pod kuratelą państwa. Mała dziewczynka, którą kochał nad życie, trafi do rodziny zastępczej.
Ponownie usłyszał Ree w pokoju przesłuchań, jej śpiewny głos recytujący: Proszę, nie rób tego.
Nikomu nie powiem. Możesz mi wierzyć. Nie powiem. Kocham cię. Nadal cię kocham…
Jego dłonie na kierownicy lekko zadrżały. Zmusił się, aby powstrzymać to drżenie. To nie była odpowiednia chwila na coś takiego. Musiał myśleć. Musiał jechać dalej. Przed sobą miał media, za sobą policję, no i musiał mieć na względzie dobro córki. Odsunąć to, umieścić na dnie świadomości. W
tym był najlepszy.
Myśleć, jechać dalej. Dowiedzieć się, co się przytrafiło Sandy, szybko, nim policja odbierze mu córkę.
Wtedy, w następnej sekundzie, ponownie pomyślał o tym, co powiedziała Ree, o wszystkim, co powiedziała, i pojawił się pierwszy przebłysk nadziei. Pogrążony w rozpaczy mąż nakazał sobie.
Pogrążony w rozpaczy mąż.
Ruszył w stronę szkoły Sandy.