Jason szybko otworzył drzwi i wepchnął do środka Pana Smitha. Położył dłoń na ramieniu Ree.
Do domu.
Ale, tatusiu…
Do domu. Natychmiast. Kotu trzeba dać jeść. Oczy Ree rozszerzyły się, ale rozpoznała ton jego głosu i zrobiła to, co kazał. Gdy przekroczyła próg, Jason zamknął za nią drzwi, przekręcił klucz w zamku i odwrócił się w stronę białowłosego mężczyzny.
Wynoś się z mojego terenu.
Nowo przybyły przechylił głowę, wyglądał na skonsternowanego. Jason tylko raz miał okazję widzieć ojca Sandy i zaskoczyły go teraz, tak samo jak wtedy, jego błękitne oczy i szeroki uśmiech.
Jason, czy tak się wita teścia?
Max wyciągnął rękę. Jason zignorował ją i oświadczył stanowczo: Wynoś się z mojego terenu albo każę cię aresztować. Max się nie ruszył. Mina mu jednak zrzedła.
Obracał kapelusz w dłoniach, wyraźnie rozważając możliwości.
Gdzie twoja żona, synu? zapytał w końcu sędzia odpowiednio ponurym głosem.
Policzę do pięciu odparł Jason. Jeden…
Słyszałem, że nie ma jej już ponad dobę. Zobaczyłem ją w wiadomościach i od razu pognałem na lotnisko.
Dwa.
To moja wnuczka? Ma oczy swojej babci. Śliczna dziewuszka. Szkoda, że nikt nie pomyślał o tym, żeby mnie powiadomić o jej narodzinach. Wiem, że między mną a Sandrą były nieporozumienia, ale nie zrobiłem przecież nic, co by zasługiwało na odsunięcie mnie od tak słodkiego dziecka.
Trzy.
Przyjechałem pomóc, synu. Naprawdę. Może i nie jestem już młodzieniaszkiem, ale zostało we mnie jeszcze trochę siły.
Cztery.
Max zmrużył oczy.
Zabiłeś moją jedyną córkę, Jasonie Jones? Bo jeśli się okaże, że skrzywdziłeś moją Sandrę, że przez ciebie spadł z jej głowy choćby jeden włos…
Pięć.
Jason zszedł z werandy. Max nie poszedł za nim. Jasona to nie zaskoczyło. Według słów Sandry jej ojciec żył sobie niczym przysłowiowa duża ryba w małym stawie. Był ogólnie szanowanym sędzią, życzliwym dżentelmenem z Południa. Ludzie odruchowo mu ufali, dlatego też nikt nigdy nie interweniował, aby pomóc jego jedynej córce, nawet wtedy, gdy matka poiła ją wybielaczem.
Dziennikarze zobaczyli, jak się zbliża, i optymistycznie wyciągnęli w jego stronę mikrofony, krzycząc jeszcze głośniej.
Gdzie jest Ree?
Kim jest człowiek na waszej werandzie? Chcesz coś przekazać osobie, która mogła uprowadzić Sandrę?
Jason zatrzymał się obok umundurowanego funkcjonariusza stojącego najdalej od ludzi mediów i kiwnął na niego palcem. Na plakietce z nazwiskiem miał napisane „Hawkes".
Doskonale. Jasonowi przydałby się jastrząb*.
*Hawk ang. jastrząb (przyp. tłum.).
Policjant posłusznie się zbliżył tak jak i Jason nie miał ochoty, aby ich rozmowę słyszało szersze grono.
Ten człowiek na werandzie mruknął Jason nie jest mile widziany na moim terenie. Poprosiłem go, aby się oddalił. Odmówił.
Policjant uniósł brew. W niemym pytaniu przeniósł spojrzenie z Jasona na dziennikarzy, a potem z powrotem na Jasona.
Jeśli on chce urządzić scenę, jego sprawa odpowiedział ściszonym głosem Jason. Uważam go za zagrożenie dla mojej córki i chcę, aby zniknął.
Policjant skinął głową i wyjął kołonotatnik.
Jak się nazywa?
Maxwell Black z Atlanty w Georgii.
Relacja?
Technicznie rzecz ujmując, to ojciec mojej żony.
Na twarzy funkcjonariusza pojawiło się zaskoczenie.
Jason wzruszył ramionami.
Moja żona nie życzyła sobie, aby jej ojciec obecny był w życiu naszej córki. Fakt, że Sandry… nie ma, to nie powód, aby ignorować jej polecenia.
Coś powiedział? Zagroził w jakiś sposób panu albo pańskiej córce?
Samą jego obecność uważam za zagrożenie.
To znaczy ma pan nakaz sądowy? zapytał z konsternacją policjant Hacker.
Jutro z samego rana, obiecuję. Było to kłamstwo, dlatego że Jason potrzebowałby dowodu na niebezpieczne zachowanie, a sąd najpewniej wymagałby czegoś bardziej przekonującego od stwierdzenia Sandy, że Max bardziej kochał żonę psycholkę niż gnębioną przez nią córkę.
Nie mogę go aresztować zaczął policjant.
Uważam, że bezprawnie wkroczył na mój teren przerwał mu Jason. Proszę o usunięcie go poza jego granice. To jedyne, o co proszę.
Policjant nie zaprotestował, a jedynie wzruszył ramionami, jakby mówił: „To wasz pogrzeb z pierwszej strony gazet", i odwrócił się, aby pójść na werandę. Max jednak wyczuł pismo nosem. Sam zszedł po schodkach, nadal jowialnie się uśmiechając, choć ruchy miał nerwowe, jak człowiek, który robi to, co musi, a nie to, na co ma ochotę.
Chyba pojadę teraz zameldować się w hotelu powiedział z godnością, skinąwszy głową Jasonowi.
Dziennikarze się uciszyli. Najwyraźniej połączyli obecność umundurowanego funkcjonariusza z czynnościami białowłosego mężczyzny i z uwagą przyglądali się przedstawieniu.
Oczywiście rzekł Max do Jasona już się nie mogę doczekać, jak z samego rana przyjadę odwiedzić wnuczkę.
Możesz o tym zapomnieć odparł spokojnie Jason, po czym ruszył z powrotem w stronę domu, gdzie czekała na niego Ree.
Synu, na twoim miejscu bym tak nie mówił zawołał za nim Max.
Wbrew wcześniejszym zamiarom Jason przystanął, odwrócił się i zmierzył teścia wzrokiem.
Wiem coś powiedział starszy pan na tyle cicho, aby usłyszał go tylko Jason i policjant. Na przykład wiem, kiedy poznałeś moją córkę i znam datę przyjścia na świat mojej wnuczki.
Wcale nie. Sandy nie zadzwoniła do ciebie, kiedy urodziła się Ree.
Państwowe archiwa notarialne, Jasonie Jones. Państwowe archiwa. No dobrze, nie sądzisz więc, że czas, abyśmy puścili w niepamięć urazy?
Możesz o tym zapomnieć powtórzył zdecydowanie Jason, mimo że serce waliło mu jak młotem.
Po raz trzeci tego samego dnia odkrywał niebezpieczeństwo tam, gdzie wcześniej go nie było.
Odwrócił się do Maksa plecami, wszedł po schodkach i wsunął klucz do zamka. Otworzył drzwi i przekonał się, że Ree stoi na środku korytarza, drży jej dolna warga, a w oczach błyszczą łzy.
Zamknął drzwi, a ona rzuciła mu się w ramiona.
Tatusiu, boję się. Tatusiu, boję się!
Ćśś, ćśś, ćśś. Tulił ją mocno. Głaskał po włosach, wdychając kojący zapach szamponu No More Tears. Kocham cię szepnął do czubka jej głowy, zastanawiając się, czy Max mu ją odbierze.
Jason zrobił gofry. Śniadanie na kolację stanowiło uświęconą zwyczajem przyjemność, znajomy rytuał ubijania wody i mieszanki do gofrów działał na niego uspokajająco. Wylał rzadkie ciasto na parującą płytę. Ree siedziała na brzegu blatu, niezłomnie obserwując czerwone światełko w gofrownicy. Kiedy zgaśnie, wtedy nadejdzie pora jedzenia. Poważnie traktowała swoje obowiązki.
Jason wyjął syrop. Do dwóch szklanek nalał sok pomarańczowy, po czym wygrzebał z lodówki dwa ostatnie jajka, aby jego dziecko zjadło na kolację coś jeszcze oprócz chleba moczonego w cukrze.
Niemal słyszał teraz Sandy: „Gofry z syropem klonowym są niewiele lepsze od pączków. Naprawdę, Jason, dołóż przynajmniej jajko na twardo albo coś w tym rodzaju".
Ree nigdy jednak za bardzo nie narzekała. Jej ulubionym daniem było spaghetti z różowym sosem, które jadła za każdym razem, kiedy bywali w North End. Różowy makaronik, tak go nazywała. Oboje wciągali go z mlaskaniem, jedząc z zadowoleniem z jednej miski.
Jasonowi lekko zadrżała ręka. Zbyt mocno zamieszał jajko i żółta maź skapnęła na podłogę. Pan Smith zbliżył się, aby wybadać sprawę.
Światełko się wyłączyło zanuciła Ree.
No to fajnie. Bierzemy się za jedzonko! powiedział, naśladując głos Jima Carreya, i Ree zachichotała. Jej śmiech działał na niego kojąco. Nie znał wszystkich odpowiedzi. Bardzo, ale to bardzo niepokoiło go, co wydarzyło się dzisiaj, nie mówiąc o tym, co może się jeszcze wydarzyć. Ale miał tę jedną chwilę. Ree miała tę chwilę.
Chwile były ważne. Inni ludzie nie zawsze zdawali sobie z tego sprawę. Ale Jason owszem.
Usiedli obok siebie przy blacie kuchennym. Zjedli gofry. Wypili sok. Ree przesuwała kawałki jajecznicy po talerzu, maczając je w sosie klonowym, a dopiero potem wkładając do buzi.
Jason poczęstował się jeszcze jednym gofrem. Zastanawiał się, kiedy się zjawi policja, aby zarekwirować rodzinny komputer. Pociął gofra na małe kawałki. Rozważał, jak dużo Ethan Hastings nauczył Sandy, jeśli chodzi o komputery, i dlaczego nigdy nie wspomniała Jasonowi o swoich podejrzeniach. Przełożył kilka kawałków gofra na talerz Ree. Myślał teraz, co okazałoby się trudniejsze czy gdyby policja zabrała jego córkę i oddała pod opiekę zastępczą, a jego aresztowała za zabójstwo Sandy, czy też gdyby opiekę nad dziewczynką uzyskał ojciec Sandy, po oświadczeniu w sądzie rodzinnym, że Jason Jones nie jest biologicznym ojcem Clarissy Jane Jones i dlatego nie powinien być dłużej obecnej życiu.
Ree odłożyła widelec.
Jestem pełna, tatusiu.
Zerknął na talerz w stokrotki.
Jeszcze cztery kawałki gofra, no bo masz cztery lata.
Nie. Zeskoczyła ze stołka barowego. Złapał ją za ramię, marszcząc brwi.
Cztery gryzy, a potem będziesz mogła odejść od stołu.
Nie jesteś moim szefem.
Jason zamrugał oczami i odłożył widelec.
Jestem twoim ojcem, a więc owszem, jestem twoim szefem.
Nie, mamusia nim jest.
Oboje jesteśmy.
Nie, tylko mamusia.
Clarisso Jane Jones, możesz zjeść cztery kawałki gofrów albo możesz usiąść za karę na schodku.
Ree spojrzała na niego wyzywająco.
Chcę do mamusi.
Cztery kawałki.
Dlaczego na nią krzyczałeś? Dlaczego ją zdenerwowałeś?
Wracaj na krzesło, Ree.
Tupnęła nóżką.
Chcę do mamusi! Powiedziała mi, że wróci do domu. Mamusia powiedziała, że mnie nie zostawi.
Ree…
Mamusia chodzi do pracy, a potem wraca do domu. Chodzi do sklepu, a potem wraca do domu.
Mamusia mi mówiła, obiecała mi, że zawsze wróci do domu!
Jason poczuł ucisk w piersi. Ree przechodziła jakiś czas temu etap przywiązania, płacząc za każdym razem, gdy Sandy wychodziła z domu. Więc Sandy rozpoczęła pewną o której przeczytała w podręczniku dla rodziców. Zawsze powiadamiała Ree o wyjściu z domu i zawsze ją przytulała od razu po powrocie. Widzisz, spójrz na mnie, Ree. Wróciłam do domu. Zawsze wracam do domu. Nigdy bym cię nie zostawiła. Nigdy.
Mamusia położy mnie spać oświadczyła teraz Ree, nadal uparcie wysuwając brodę. To jej zadanie. Ty jeździsz do pracy, ona kładzie mnie spać. Jedź do pracy, tatusiu. Jedź. Jedź!
Ree…
Nie chcę cię już tutaj. Musisz jechać. Jeśli wyjedziesz, to mamusia wróci do domu. Jedź do pracy.
Musisz.
Ree…
Idź sobie, idź sobie. Nie chcę cię już widzieć. Jesteś wielkim psujem.
Clarisso Jane Jones.
Przestań, przestań! Zakryła sobie dłońmi uszy. Przestań krzyczeć, nie chcę słuchać, jak krzyczysz.
Nie krzyczę. Ale głos miał coraz głośniejszy.
Jego córka kontynuowała, jakby w ogóle go nie słyszała:
Gniewne kroki, gniewne kroki. Słyszę twoje gniewne kroki na schodach. Odejdź, odejdź, odejdź.
Chcę do mamusi! To niesprawiedliwe, to niesprawiedliwe, chcę do mojej mamusi!
A potem się odwróciła i z płaczem pobiegła na górę. Jason nie poszedł za nią. Słuchał, jak Ree biegnie przez korytarz. A potem zatrzaskuje drzwi do swego pokoju. Został sam w kuchni, z niedojedzonym gofrem i sercem pełnym żalu.
Dzień drugi zaginięcia jego żony, a ich córka już rozpada się na kawałki.
W przypływie goryczy pomyślał, że lepiej dla Sandy, żeby nie żyła, bo inaczej zabije ją za to.
Policja wróciła dokładnie o dwudziestej czterdzieści pięć. Jason stał pośrodku kuchni, wpatrując się w rodzinny komputer, który nie był już rodzinnym komputerem, kiedy rozległy się kroki na schodkach.
Otworzył drzwi. Ekipą kierowała sierżant Warren. Zamachała mu przed oczami nakazem przeszukania, odklepując szybko formułkę w żargonie prawniczym mówiącą o tym, gdzie wolno im zajrzeć i co wolno zająć. Zgodnie z jego wcześniejszymi podejrzeniami zabiorą komputer, a także różnorakie urządzenia elektroniczne, włącznie z narzędziami do gier, iPodami, BlackBerry i Palm Pilotami.
Co to są narzędzia do gier? zapytał ją, kiedy do jego domu wkroczyli umundurowani funkcjonariusze i technicy sądowi. Po przeciwnej stronie ulicy rozbłysły flesze, gdy dziennikarze dostrzegli, że coś się dzieje, i przystąpili do pracy.
Xbox, Gameboy, PlayStation 2, Wii itd., itp.
Ree ma Leapstera podpowiedział. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to gra Auta jest lepsza niż Księżniczka Disneya, ale technicy mogą to, oczywiście, sami ocenić.
D.D. zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
Dzięki temu nakazowi wolno nam zarekwirować wszystkie urządzenia elektroniczne, jakie będziemy chcieli, proszę pana. A więc owszem, sami to ocenimy.
To „proszę pana" go zabodło, ale nie dał się sprowokować.
Ree śpi powiedział. Miała dziś bardzo długi i męczący dzień. Gdyby mogła pani poprosić swoich ludzi o cichą pracę…
Starał się, aby zabrzmiało to grzecznie, ale możliwe, że pod koniec zdania jego głos lekko zadrżał.
Jego dzień także był długi i miał się przekształcić w długą noc.
Jesteśmy profesjonalistami poinformowała go sztywno pani sierżant. Nie zamierzamy splądrować pańskiego domu. Naszym zamiarem jest grzeczne i ciche rozłożenie go na czynniki pierwsze.
D.D. przywołała gestem umundurowanego funkcjonariusza. Wyglądało na to, że to on wylosował
najkrótszą słomkę i podczas tego wieczoru będzie pełnił funkcję niańki Jasona. Policjant zaprowadził
go do pokoju dziennego, gdzie Jason zajął miejsce na sofie, tak jak dzień wcześniej. Tyle że tym razem nie było przy nim Ree. Nie tuliło się do niego małe, ciepłe ciałko potrzebujące go, nie pozwalające mu na głośny krzyk frustracji.
Tak więc zamknął oczy, położył ręce za głową i zasnął. Kiedy czterdzieści pięć minut później otworzył oczy, przekonał się, że z milczącą wściekłością wpatruje się w niego sierżant D.D. Warren.
Co pan, u diabła, robi?
Odpoczywam.
Odpoczywa pan? Tak po prostu? Pańska żona zaginęła więc pan ucina sobie drzemkę?
Nie znajdę jej przecież w czasie, gdy jestem przykuty do sofy, no nie?
Na twarzy D.D. widać było odrazę.
Z panem jest naprawdę coś mocno nie tak. Wzruszył ramionami.
Proszę zapytać o to kiedyś człowieka z brygady antyterrorystycznej. Co się robi, kiedy zostało się już postawionym w stan gotowości, ale nie ma się jeszcze wyznaczonego celu? Śpi się. A kiedy nadejdzie stosowny moment, jest się gotowym.
Tak właśnie pan to postrzega? Jest pan elitarnym żołnierzem, który został postawiony w stan gotowości, ale nie ma wyznaczonego celu? W jej głosie słychać było powątpiewanie.
Moja rodzina jest w stanie kryzysu i jedyne, co mogę zrobić, to być z córką. Postawiony w stan gotowości, ale bez wyznaczonego celu.
Mógłby zostawić ją pan z dziadkiem. Pani sierżant wypowiedziała te słowa tonem neutralnym, ale w jej oku pojawił się błysk. A więc słyszała. To zresztą oczywiste. Wyglądało na to, że przez dwa ostatnie dni wszyscy policjanci zdawali sierżant Warren relacje dotyczące wszystkich szczegółów jego życia. Nie, dziękuję bardzo odparł.
A to czemu?
Nie podobają mi się lniane garnitury.
Ale D.D. nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić. Usiadła na krześle dokładnie naprzeciwko niego, oparła łokcie na kolanach i wyglądała jak uosobienie zwykłej ludzkiej ciekawości. Tymczasem z kuchni dochodziły odgłosy zamykanych i otwieranych szafek, wysuwanych i wsuwanych szuflad. Podejrzewał, że komputer został już zarekwirowany. Podobnie jak iPod z szafki obok łóżka. Może zabrali także radio z budzikiem. W dzisiejszych czasach wszystko było wyposażone w chipy, a każdy taki chip mógł zostać wykorzystany jako magazyn danych. W zeszłym roku głośna była sprawa pewnego dyrektora korporacji, który przechowywał tony obciążających go dokumentów finansowych na Xboksie syna.
Jason doskonale rozumiał warunki nakazu przeszukania. Nie miał jedynie ochoty ułatwiać życia tej ładnej, jasnowłosej pani sierżant.
Powiedział pan, że Sandy i jej ojciec nie utrzymywali ze sobą kontaktów.
Zgadza się.
Dlaczego?
To już musiałaby opowiedzieć Sandy.
Cóż, w tej chwili jej nie ma, więc być może pan mógłby mi pomóc.
Musiał się nad tym chwilę zastanowić.
Myślę, że gdyby zapytała pani o to ojca Sandy, odparłby, że jego córka była młoda, uparta i lekkomyślna, kiedy mnie poznała.
Ach tak?
I myślę, że jako wytrawny detektyw mogłaby się pani zastanawiać, co się musiało wydarzyć, że stała się taka lekkomyślna i szalona.
Bił ją?
Nie mam co tego pewności.
Wyzywał? D.D. uniosła brwi.
To raczej mama prała ją na kwaśne jabłko, a on nigdy nie zrobił nic, aby ją powstrzymać. Mama umarła, więc Sandy nie musi jej już nienawidzić. Ojciec, z drugiej strony… Nigdy mu nie wybaczyła?
Wzruszył ramionami.
Jak już mówiłem, to ją musiałaby pani o to zapytać.
Dlaczego macie kołki w oknach?
Spojrzał na nią.
Ponieważ świat pełen jest potworów i nie chcemy, aby dopadły naszą córkę.
Wydaje się to dość ekstremalne.
To, że reagujesz paranoicznie, nie znaczy wcale, że cię nie dopadną.
Uśmiechnęła się lekko. W kącikach oczu pojawiły się zmarszczki, ujawniając jej wiek. Sprawiły, że nagle stała się łagodniejsza. Bardziej przystępna. Jason zdawał sobie sprawę. że D.D. Warren to doświadczony oficer śledczy. A on był zmęczony, przez co powiedzenie jej wszystkiego wydawało mu się coraz lepszym pomysłem. Złożenie problemów u stóp bystrej, ślicznej pani sierżant. I pozwolenie, aby się wszystkim zajęła.
Kiedy Sandy po raz ostatni rozmawiała z ojcem? zapytała D.D.
W dniu, kiedy wyjechała ze mną z rodzinnego miasta.
Nigdy do niego nie zadzwoniła? Ani razu od przeprowadzki do Bostonu?
Nie.
Ani z okazji waszego ślubu czy narodzin córki?
Nie.
D.D. zmrużyła oczy.
Dlaczego więc teraz się tu zjawił?
Twierdzi, że usłyszał w wiadomościach o zaginięciu Sandry i pognał na lotnisko.
Rozumiem. Jego żyjąca z dala od niego córka zaginęła, a więc teraz składa wizytę?
To jego musiałaby pani zapytać.
D.D. przechyliła głowę.
Kłamie pan. A wie pan, skąd to wiem?
Nie odpowiedział.
Patrzy pan w dół i na lewo. Kiedy ludzie próbują sobie coś przypomnieć, patrzą w górę i na prawo. Kiedy jednak unikają mówienia prawdy, patrzą w dół i na lewo. Interesujących drobiazgów uczą nas w szkole dla detektywów.
I ile tygodni zabrało pani jej ukończenie?
Na jej twarzy ponownie pojawił się półuśmiech.
Agent Hawkes zrozumiał to tak kontynuowała. Maxwell Black ma swoje zdanie na temat wnuczki. Uważa na przykład, że nie jest pan jej prawdziwym ojcem.
Jason nie odpowiedział. Chciał to zrobić. Chciał wykrzyczeć, że to oczywiste, iż Ree jest jego córką, że zawsze będzie jego córką, że nigdy nie mogłaby być dla niego kimś innym niż córką, ale dobra pani sierżant nie zadała pytania, a pierwszą zasadą przesłuchania jest nieodpowiadanie na pytania, na które nie musi się odpowiadać.
Kiedy urodziła się Ree? naciskała D.D.
W dniu określonym w jej akcie urodzenia odparł rzeczowo. Który, jestem pewny, już sprawdziliście.
Ponownie się do niego uśmiechnęła.
Z tego, co mi wiadomo, to dwudziestego czerwca dwa tysiące czwartego.
Milczał.
A kiedy poznał pan Sandy?
Wiosną dwa tysiące trzeciego. Pilnował się, aby patrzeć jej prosto w oczy i pod żadnym pozorem nie opuszczać wzroku.
D.D. ponownie uniosła sceptycznie brwi. Sandy miała wtedy zaledwie siedemnaście lat.
Nigdy nie twierdziłem, że jej ojciec nienawidzi mnie bez powodu.
Dlaczego więc Maxwell uważa, że nie jest pan ojcem Ree?
Proszę spytać o to jego.
No niech mi pan ustąpi. Zna go pan przecież lepiej niż ja.
Nie mogę powiedzieć, abym go znał. Sandy i ja nie przeszliśmy etapu zalotów w stylu „poznaj moich rodziców".
Ale miał już pan okazję poznać jej ojca?
Tylko przelotnie.
Przyglądała mu się uważnie.
A co z pańską rodziną?
Nie mam.
Przyszedł pan na świat dzięki niepokalanemu poczęciu?
Cuda się zdarzają.
Przewróciła oczami.
No dobrze, w takim razie wróćmy do ojca Sandy. Dziadzio Black. Odebrał mu pan córkę oświadczyła. Przeprowadził się razem z nią do zapomnianego przez Boga i ludzi jankeskiego stanu, a potem nie powiadomił o narodzinach wnuczki.
Jason wzruszył ramionami.
Uważam, że sędzia Black ma dobry powód, aby złościć się zarówno na pana, jak i Sandy. Może właśnie dlatego się teraz zjawił. Jego córka zaginęła, a zięć jest głównym podejrzanym. Tragedia jednego człowieka bywa sposobnością dla drugiego.
Nie zezwolę mu na kontakty z Ree.
Ma pan nakaz?
Nie zezwolę mu na kontakty z Ree.
A jeśli zażąda badania na ustalenie ojcostwa?
Nie może. Czytała pani akt urodzenia.
Widnieje pan w nim jako ojciec, a zatem nie dysponuje on uzasadnionym powodem. Linia obrony Howarda K.Sterna.
Kolejne wzruszenie ramion.
D.D. uśmiechnęła się do niego.
O ile sobie przypominam, ten drugi facet wygrał.
Proszę mnie spytać o to, kto umieścił kołki w oknach.
Słucham?
Proszę mnie spytać o to, kto umieścił kołki w oknach. Ciągle pani wokół tego krąży.
No dobrze. Kto umieścił kołki w waszych oknach?
Sandy. Na drugi dzień po przeprowadzce. Była w dziewiątym miesiącu ciąży i mieliśmy do urządzenia cały dom, a pierwsze, co zrobiła, to zabezpieczyła wszystkie okna.
D.D. przez chwilę myślała.
I tyle lat później nadal nie wpuszcza tatusia?
Pani to powiedziała, nie ja.
D.D. w końcu wstała z krzesła.
Cóż, nie udało się, ponieważ tatuś wrócił i ma większe wpływy, niż pan sądzi.
Jak to?
Okazuje się, że studiował razem z jednym z naszych sędziów sądu okręgowego. Zamachała trzymanym w dłoni dokumentem. Jak pan myśli, kto podpisał nakaz?
Jasonowi jakoś udało się nic nie powiedzieć, ale to najprawdopodobniej nie miało znaczenia, jako że zdradziła go nagle pobladła twarz.
Nadal pan nie wie, gdzie się znajduje pańska żona? zapytała D.D., stojąc w drzwiach.
Pokręcił głową.
To niedobrze. Naprawdę najlepiej by było dla wszystkich, gdybyśmy ją znaleźli. Zwłaszcza mając na uwadze jej stan.
Jej stan?
D.D. po raz kolejny tego wieczoru uniosła brew. Tym razem błysk triumfu w jej oczach był nie do pomylenia.
To jeszcze jedna umiejętność, jakiej uczą w szkole dla detektywów. Jak zająć czyjeś śmieci i jak odczytać test ciążowy.
Co? To znaczy, że…
Zgadza się. Sandy jest w ciąży.