Jasona obudziły coraz głośniejsze odgłosy z ulicy, a po chwili dostał światłem po oczach. Zerknął
półprzytomnie na zegarek, zobaczył, że jest piąta rano, a potem z konsternacją przyjrzał się oświetlonym od zewnątrz żaluzjom. W marcu słońce nie wschodziło o piątej rano.
Wtedy go olśniło. Lampy studyjne. Po przeciwnej stronie ulicy. Powróciły wozy transmisyjne i szykowały się do porannych sprawozdań z miejsca zbrodni, czyli sprzed jego domu.
Pozwolił, aby głowa opadła mu z powrotem na poduszkę. Zastanawiał się, czy przez ostatnie trzy godziny, kiedy rzeczywiście spał, pojawiły się jakieś ważne wieści, o których powinien wiedzieć. Musi włączyć telewizor. Obejrzeć, co nowego w jego życiu. Zawsze miał wyjątkowo duże poczucie ironii.
Czekał teraz na nie, aby doceniło ten moment. Ale przede wszystkim był zmęczony, szarpany w zbyt wielu kierunkach, gdy starał się chronić córkę, odnaleźć żonę i nie dać się wsadzić do więzienia.
Jason przeciągnął się, badając skutki nocnego pobicia. Przekonał się, że kończyny ogólnie są w porządku, choć nie które bolą bardziej od pozostałych. Położył dłonie pod głową, spojrzał na sufit jednym niezapuchniętym okiem i spróbował poczynić plany na nadchodzący dzień.
Max wróci. Ojciec Sandry nie przyleciał aż do Massachusetts tylko po to, aby siedzieć spokojnie w hotelowym pokoju. Dalej będzie żądał dostępu do Ree, grożąc… wystąpieniem na drogę sądową, ujawnieniem przeszłości Jasona? Nie miał pewności co do tego, jak wiele Max wie o jego poprzednim życiu. Przecież ani razu porządnie ze sobą nie porozmawiali. Jason poznał Sandrę w barze i ona mocno się starała, aby tak pozostało. Tylko grzeczne dziewczynki zabierają chłopców do domu, aby poznali ich ojców, tak powiedziała tamtego pierwszego wieczoru, wyraźnie pragnąc dać mu zrozumienia, że ona nie podpada pod tę kategorię. Jason zabierał ją do wynajmowanej przez siebie kawalerki, gdzie gotował kolację, a potem razem oglądali filmy albo grali w gry planszowe. Robili wszystko oprócz tego, czego wyraźnie oczekiwała, i to sprawiało, że wracała, wieczór po wieczorze, wieczór po wieczorze.
W końcu Jason dostrzegł jej rosnący brzuch. Zaczął zadawać więcej pytań. I kiedy pewnego wieczoru wybuchnęła płaczem, jemu przyszło do głowy rozwiązanie problemów ich obojga. Sandy pragnęła z jakiegoś powodu uciec od ojca. On pragnął po prostu uciec. Uciekli więc razem. Nowe miasto, nowe nazwisko, nowy start. I aż do środowego wieczoru Jason gotów był się założyć, że żadne z nich tego nie żałowało.
Teraz na horyzoncie pojawił się Max. Mężczyzna zamożny, inteligentny i ustosunkowany. Max mógł
skrzywdzić Jasona. Mimo to Jason nie mógł pozwolić temu człowiekowi na kontakty z Ree. Obiecał
Sandy, że jej ojciec nigdy nie tknie Ree. Nie zamierzał lekceważyć tej obietnicy, nie, kiedy jego córka potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.
Tak więc Max zacznie mącić, gdy tymczasem policja będzie mu dalej deptać po piętach. Dobierali się do jego komputera. Prawdopodobnie grzebali w jego finansach. Przesłuchiwali jego przełożonego, być może nawet urządzali sobie wycieczkę po redakcji „Boston Daily". Zauważą komputer, który tam zostawił, i dodadzą dwa do dwóch?
Jak długo mogła się ciągnąć ta gra w pokera o wysoką stawkę?
Jason podjął odpowiednie kroki, kiedy założy rodzinę. „Inną" działalność prowadził pod inną tożsamością, z oddzielnym kontem w banku, kartą kredytową i skrytką pocztową. Potwierdzenia płatności i wyciągi z tej jednej karty przychodziły na podmiejską pocztę w Lexington. Jeździł tam raz w miesiącu, by wyjąć ze skrytki korespondencję, przejrzeć ją, a następnie zniszczyć dowody.
Jednakże wszystkie dobre plany miały przynajmniej jedną poważną wadę. W jego przypadku w domowym komputerze mieściło się wystarczająco dowodów obciążających, aby go posłać do więzienia na co najmniej dwadzieścia lat, a może i na zawsze. Jasne, korzystał z porządnego oprogramowania czyszczącego, ale każde wejście na jakąkolwiek stronę internetową generowało znacznie więcej plików tymczasowych, niż była w stanie usunąć jedna niszczarka. Pomyślał, że trzy, góra cztery dni. Potem do analityków dotrze, że coś jest nie tak z zarekwirowanym komputerem, i wtedy policja wróci na poważnie.
Zakładając, że nie znaleźli jeszcze ciała Sandy i już teraz nie stali na werandzie, czekając, żeby go aresztować.
Jason wstał z łóżka, zbyt podenerwowany, aby ponownie zasnąć. Kiedy się poruszył, jego żebra zaprotestowały. Nie widział na lewe oko. Jednak te obrażenia nie miały znaczenia. Nic nie miało znaczenia z wyjątkiem jednego.
Musiał się upewnić, że Ree nadal spokojnie śpi w swoim pokoju, mała kulka z rudym kotem w nogach.
Przeszedł cicho przez korytarz, zmysły mając wyostrzone. Dom pachniał tak samo, wydawał się taki sam. Uchylił drzwi do pokoju Ree i przekonał się, że jego córka leży wyprostowana jak strzała, z dłońmi zaciśniętymi na kocyku, i wpatruje się w niego wielkimi brązowymi oczami. Nie spała i poniewczasie dotarło do niego, że płacze. Policzki miała mokre od łez.
Hej, skarbie odezwał się cicho, wchodząc do pokoju. Wszystko w porządku?
Pan Smith spojrzał na niego, ziewnął, wyciągnął jedną długą, rudą łapę.
Fason przysiadł na skraju łóżka i odsunął z jej wilgotnego czoła pasmo brązowych włosów.
Chcę do mamusi powiedziała cichutko.
Wiem.
Miała wrócić do mnie do domku.
Wiem.
Dlaczego nie wraca, tatusiu? Dlaczego?
Nie znał odpowiedzi. Położył się więc na łóżku obok córki i wziął ją w ramiona. Gładził ją po włosach, gdy tymczasem ona płakała mu w ramię. Uczył się na pamięć zapachu jej skóry, dotyku jej głowy na jego ramieniu, odgłosu cichego, zmęczonego szlochu.
Ree płakała tak długo, aż zabrakło jej łez. Wtedy położyła dłoń na jego dłoni, dopasowując swoje krótkie pulchne paluszki do większych i dłuższych palców ojca.
Jakoś damy sobie radę szepnął Jason.
Powoli pokiwała głową.
Masz ochotę na śniadanie? Kolejne kiwnięcie.
Kocham cię, Ree.
Przygotowanie śniadania okazało się bardziej skomplikowane, niż zakładał. Skończyły się jajka. Tak samo chleb i większość świeżych owoców. Mleka było mało, ale uznał, że jakoś wystarczy na dwie miski płatków. Pudełko z Cheerios okazało się podejrzanie lekkie, więc wyjął Rice Krispies. Ree lubiła gadające płatki, a on zawsze robił wielkie przedstawienie z odszyfrowywania tego, co mówią chrupki: Chcesz, żebym kupił swojej córce kucyka? O nie, chcesz, żebym kupił sobie corvette. Oooch, to rzeczywiście ma sens.
Jason sprawił, że Ree się uśmiechnęła, następnie zachichotała, i oboje nieco się odprężyli.
Zjadł miskę płatków. Ree zjadła połowę swoich, po czym zaczęła tworzyć wzorki w mleku z pozostałych ryżowych poduszeczek. Dzięki temu ona miała zajęcie, a on czas na zastanowienie się.
Bolało go całe ciało. Kiedy siedział, kiedy chodził, kiedy stał. Zastanawiał się, w jakim stanie są ci trzej faceci. No ale zaatakowali go od tyłu w ogóle nie słyszał, jak się zbliżają więc raczej w całkiem dobrym.
Uznał, że na starość robi się rozlazły. Najpierw dał się podejść trzynastolatkowi, teraz to. Cholera, z tego rodzaju umiejętnościami bojowymi nie przetrwałby w więzieniu nawet tygodnia. Wesoła myśl na początek dnia.
Tatusiu, co ci się stało w twarz? zapytała Ree, kiedy wstał, żeby sprzątnąć miseczki.
Przewróciłem się.
Oj, tatusiu.
Poważnie. Wstawił naczynia do zlewu, po czym otworzył lodówkę, żeby sprawdzić, co mogą zjeść na lunch. Zero mleka, za to sześciopak Dr. Peppera Sandy, cztery jogurty light i parę listków przywiędłej sałaty. Druga wesoła myśl na początek dnia: mimo że jest się wrogiem publicznym numer jeden, i tak trzeba robić zakupy. Jeśli mieli w planach jedzenie, będą musieli wybrać się do sklepu.
Zastanawiał się, czy powinien zakryć twarz bandaną. Albo założyć T shirt z napisem „Niewinny" z przodu i „Winny" z tyłu. To byłoby zabawne.
Hej, Ree powiedział lekkim tonem, zamykając lodówkę. Spojrzał na córkę. Co powiesz na spędzenie trochę czasu w sklepie spożywczym?
Ree natychmiast się rozpromieniła. Uwielbiała robić zakupy. To był oficjalny obowiązek ojca i córki, wykonywany przynajmniej raz w tygodniu, kiedy czekali na powrót Sandry z pracy. Próbował się wtedy trzymać napisanej przez żonę listy zakupów. Ree próbowała go przekonać, że są jeszcze inne niezbędne sprawunki, takie jak batoniki „Pop Tart" czy pączki oblane syropem klonowym.
Na ogół golił się przed takim wyjściem, a Ree przywdziewała elegancką sukienkę i diadem. Nie miało sensu przechadzanie się między regałami z jedzeniem, jeśli nie można było zrobić z tego przedstawienia.
Dzisiejszego ranka pognała na górę, aby umyć zęby, a potem wróciła do kuchni w niebieskiej sukience w kwiatki z tęczowymi skrzydłami i w różowych, wyszywanych cekinami bucikach. Podała mu coś różowego i zwiewnego i poprosiła o kucyka. Uczesał ją najlepiej, jak potrafił.
Jason sporządził listę zakupów, następnie zabrał się za zabiegi higieniczne. Kiedy się ogolił, jego oczom ukazał się paskudny siniak. Zaczesanie do tyłu włosów podkreśliło podbite oko. Wyglądał
koszmarnie. A właściwie to jak morderca, tylko brakowało mu siekiery. Trzecia wesoła myśl na ten dzień.
Dał sobie spokój z szykowaniem się do wyjścia i zszedł na dół, gdzie przy drzwiach czekała niecierpliwie Ree, z żółtą portmonetką w dłoni.
Pamiętasz dziennikarzy? zapytał ją. Tych ludzi z kamerami i mikrofonami, którzy tłoczą się na ulicy?
Ree pokiwała z powagą głową.
No więc nadal tam są, skarbie. I kiedy otworzymy drzwi, prawdopodobnie zaczną wykrzykiwać mnóstwo pytań i robić zdjęcia. Oni jedynie wykonują swoją pracę, okej? Wszyscy będą szaleć. A ty i ja przejdziemy spokojnie do naszego samochodu i pojedziemy do sklepu. Dobrze?
Dobrze, tatusiu. Widziałam ich, kiedy poszłam na górę. Dlatego założyłam skrzydła. I jeśli będą za bardzo krzyczeć, po prostu nad nimi przefrunę.
Jesteś bardzo bystrą dziewczynką powiedział, a potem, dlatego że nie chciał już tego odkładać, otworzył drzwi.
Krzyki rozległy się, gdy tylko zza drzwi wysunął się czubek jego buta.
Jason, Jason, jakieś wieści na temat Sandy?
Kiedy możemy się spodziewać oficjalnego wystąpienia?
Wypuścił Ree i trzymał ją blisko siebie, gdy zamykał drzwi. Trzęsły mu się dłonie. Próbował robić wszystko powoli i w sposób wyważony. Bez pośpiechu, żadnej pełnej poczucia winy ucieczki.
Pogrążony w rozpaczy mąż, zabierający córeczkę do sklepu, aby kupić pilnie potrzebne mleko i chleb.
Będziesz brał udział w poszukiwaniach, Jason? Ilu ochotników zgłosiło się do szukania Sandy?
Śliczne skrzydła, kochanie! Jesteś aniołkiem?
To zwróciło jego uwagę i podniósł wzrok. Skazany był na dziennikarzy krzyczących do niego, ale nie chciał, aby to stado sępów zabrało się za Ree.
Tatusiu? szepnęła Ree i spojrzał na nią. Na jej twarzy malował się niepokój.
Idziemy do samochodu, jedziemy do sklepu powtórzył spokojnie. Wszystko w porządku Ree.
To oni się niegrzecznie zachowują, nie my.
Ujęła jego dłoń, trzymając się bardzo blisko jego nóg, gdy schodzili po schodkach, a następnie szli przez trawnik ku zaparkowanemu na podjeździe samochodowi. Naliczył dziś sześć wozów transmisyjnych, o dwa więcej niż wczoraj. Z tej odległości nie był w stanie odczytać nazw stacji telewizyjnych. Później będzie to musiał sprawdzić, przekonać się, czy już doszli do etapu ogólnokrajowego.
Co ci się stało w twarz, Jason?
To policja podbiła ci oko?
Biłeś się z kimś?
Nie zatrzymał się ani na chwilę, tylko powoli i miarowo szedł razem z Ree w stronę volvo. Wyjął
kluczyki i otworzył pilotem drzwi.
Policyjna brutalność, pomyślał leniwie, gdy w jego stronę pofrunęły kolejne pytania o twarz. Jego żebra zaprotestowały, kiedy otworzył ciężkie drzwi. Po chwili i Ree, i on siedzieli już w środku.
Uruchomił silnik i przenikliwie głośne pytania dziennikarzy natychmiast zniknęły.
Dobra robota powiedział do Ree.
Nie lubię dziennikarzy poinformowała go.
Wiem. Następnym razem ja też założę skrzydła.
W sklepie spożywczym się złamał. Nie potrafił znaleźć w sobie rodzicielskiego hartu ducha, aby odmówić udręczonej córce cukierków, wafli i czekoladowych ciasteczek. Ree szybko wyczuła jego słabość i w stronę kas udali się z wózkiem do połowy wypełnionym niezdrowym jedzeniem. Jason jakoś poradził sobie ze znalezieniem mleka, chleba, makaronu i owoców, ale prawdę powiedziawszy, robił to bez przekonania.
Zabijał czas razem z córką, desperacko pragnąc dać im choć odrobinę normalności w świecie, który oszalał. Sandy zniknęła, zjawił się Max. Policja będzie dalej zadawać pytania, ależ był idiotą, że używał
domowego komputera…
Jason nie chciał takiego życia. Pragnął cofnąć czas o sześćdziesiąt godzin, może siedemdziesiąt, i powiedzieć to, co powinien był powiedzieć, zrobić to, co powinien był zrobić, tak by to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Do diabła, gotów był nawet wyrzec się lutowych wakacji.
Kasjerka uśmiechnęła się na widok wyjściowego ubranka Ree. Następnie jej spojrzenie przesunęło się na Jasona, a potem natychmiast w bok. Wzruszył z zażenowaniem ramionami i spojrzał tam gdzie ona. I na stojaku z gazetami zobaczył czarno białego siebie wpatrującego się w niego ze zdjęcia na pierwszej stronie „Boston Daily". Potencjalnie ciemna strona dobrodusznego dziennikarza tak głosił
tytuł.
Wykorzystali zdjęcie z jego oficjalnej przepustki prasowej, które w zasadzie niewiele różniło się od zdjęcia policyjnego. Wyglądał na nim nijako, nawet nieco groźnie.
Tatusiu, to ty! oznajmiła głośno Ree. W podskokach podbiegła do stojaka, żeby przyjrzeć się uważniej "Boston Daily". Inni klienci przyglądali się teraz, jak ta urocza dziewczynka wpatruje się w niepokojące zdjęcie dorosłego mężczyzny. Dlaczego jesteś w gazecie?
To gazeta, dla której pracuję odparł lekko, żałując, że nie mają mniej zakupów, żałując, że nie mogą od razu wyjść ze sklepu.
Co tam jest napisane?
Że jestem dobroduszny.
Kasjerka wybałuszyła oczy. Spojrzał na nią ostro, nie dbając już o to, czy wyda się groźny czy nie.
Na litość boską, to była jego córka.
Powinniśmy ją zabrać do domu oświadczyła Ree. Mamusia będzie chciała to zobaczyć.
Wyjęła gazetę ze stojaka i dorzuciła do zakupów czekających na skasowanie.
Jason dojrzał, że autorem artykułu jest Greg Barr, jego przełożony i redaktor naczelny wiadomości.
Nie miał wątpliwości co do tego, jakie cytaty zawarł w swojej historii; najpewniej wszystko, co usłyszał
od niego wczoraj przez telefon.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, by wyjąć portfel, nim rozgniewa się tak bardzo, że nie będzie w stanie funkcjonować. Kupić jedzenie, iść do samochodu. Kupić jedzenie, iść do samochodu.
Jechać do domu, gdzie znowu zaczną cię dręczyć.
Wyjął kartę kredytową, podał ją kasjerce. Tak bardzo trzęsły jej się dłonie, że dopiero za trzecim razem udało jej się wziąć ją od Jasona. Aż tak się go bała? Miała pewność, że dokonuje transakcji z psychopatycznym zabójcą, który najprawdopodobniej udusił żonę, a następnie poćwiartował jej ciało i pozbył się go w porcie?
Miał ochotę roześmiać się z powodu absurdalności tej całej sytuacji, ale nie zabrzmiałoby to dobrze.
Zbyt chłodno, zbyt smutno. Jego życie oszalało i nie miał pojęcia, jak powrócić do normalności.
Mogę zjeść w samochodzie „Pop Tarts"? zapytała Ree. Mogę, mogę, mogę?
Kobieta w końcu oddała mu kartę oraz paragon.
Tak, tak, tak mruknął, podpisując jego kopię, po czym schował do portfela kartę, desperacko pragnąc wyjść.
Kocham cię, tatusiu! wykrzyknęła triumfująco Ree.
Miał nadzieję, że usłyszał to cały cholerny sklep.