41

Motorówka boston whaler pędziła ze wzniesionym dziobem przez jezioro. Austin do maksimum żyłował jej dwa przyczepne silniki evinrude 150. Opalona twarz stężała mu w maskę gniewu i rozgoryczenia. Chciał wrócić do laboratorium, ale kiedy winda dowiozła ich do hangaru dla łodzi, przestała chodzić. Tak samo towarowa. Pobiegł do schodów, ale Gamay go przytrzymała.

– To na nic – powiedziała. – Nie ma czasu.

– Kurt – poparł ją Zavala – zostały niecałe cztery minuty.

Austin wiedział, że mają rację. Zginąłby daremnie, próbując uratować Franceskę, i naraziłby ich życie. Pierwszy wyszedł z hangaru na molo. Siedzący tam strażnik, który przysnął na słońcu, zerwał się na nogi i, wystraszony, próbował zdjąć pistolet z ramienia, ale Austin, nie bawiąc się w konwenanse, dopadł go i strącił do wody.

Wsiedli do motorówki. Kluczyk był w stacyjce, zbiorniki z paliwem pełne. Silniki zapaliły od razu. Rzucili cumy, Austin dał pełny gaz i skierował łódź prosto na brzeg Nevady. Na okrzyk Zavali odwrócił głowę. Joe i Gamay patrzyli w stronę mola, gdzie jezioro burzyło się jak wrząca woda w czajniku.

Zaraz potem usłyszeli stłumiony huk i w powietrze na wysokość kilkudziesięciu metrów wystrzelił gejzer krwistoczerwonej wody. Zakryli dłońmi twarze, chroniąc je przed parzącym deszczem i chmurą pary. Kiedy ośmielili się znowu spojrzeć, zobaczyli, że molo znikło i że pędzi w ich stronę wysoka, co najmniej trzymetrowa fala.

– Te łodzie są podobno niezatapialne – powiedział nerwowo Zavala.

– To samo mówiono o “Titanicu” – przypomniała mu Gamay.

Austin zawrócił motorówkę i ustawił ją dziobem do fali, która tylko uniosła ich wysoko w górę i przetoczyła się pod nimi. Austin przypomniał sobie, że nawet tsunami naprawdę groźna staje się dopiero wówczas, gdy uderza w brzeg. Miał nadzieję, że siła tej fali osłabnie, nim dotrze ona do brzegu Tahoe po nevadzkiej stronie.

Na lądzie też działo się niemało. Nad lasem, gdzie wcześniej oglądał z paralotni wieże Walhalii, wyrósł słup dymu, który, zmieniając się na jego oczach, pociemniał i zgęstniał. Austin zmniejszył prędkość i wpatrzył się w wielkie, czarne, przetykane żółtoczerwonymi płomieniami kłęby wzbijające się wysoko ponad drzewa.

Gotterdammerung – mruknął.

– Zmierzch bogów? – spytała Gamay, która to usłyszała.

– Myślałem raczej o bogini – odparł.

Zamilkli. Słychać było jedynie warkot silników i szum prutej dziobem wody. A potem doszedł ich odgłos przypominający pohukiwanie szalonej sowy i ujrzeli, że nadpływa ku nim czerwono-biało-niebieski tort. “Królowa Tahoe” ponownie włączyła syrenę. Z górnego pokładu machała im raka wysoka postać – Paul. Austin pomachał mu w odpowiedzi, dodał gazu i skierował motorówkę w stronę zbliżającego się statku.

Загрузка...