– Słyszałem, jak Emma poruszyła się na górze. Mamy tylko parę minut, zanim zejdzie do nas, więc rozmowę o twoim ojcu odłożymy na później. Teraz wróćmy do najważniejszej sprawy – musimy przyjąć do wiadomości, że ścigają nas zawodowcy, którzy z pewnością należą do jakiejś zorganizowanej grupy. Jeżeli chociaż raz użyjemy kart kredytowych, natychmiast nas znajdą, ale jeśli będziemy ostrożni, twoje trzy tysiące i moje dwa powinny wystarczyć nam do czasu, kiedy wreszcie wyplączemy się z tej afery.
Molly pomyślała, że tylko raz w życiu musiała liczyć się z pieniędzmi, dokładnie przez trzynaście miesięcy. Odeszła z bogatego domu i zaczęła radzić sobie sama, ale nie trwało to długo. Potem trafiła do nowego domu. Od bogatego ojca do bogatego męża… Przez ostatnie dwa lata była znowu sama, wzięła się do pracy i była z tego bardzo zadowolona.
Uśmiechnęła się szeroko, chyba pierwszy faz od dawna.
– Pójdę wyszorować toaletę – oświadczyła.
– Mamo, znowu żartujesz!
Emma zbiegła na dół, wypoczęta i pełna energii. Molly przyciągnęła ją do siebie, uściskała i soczyście pocałowała w ucho.
– Nie, kochanie, wcale nie żartuję – powiedziała. – No, może trochę. Jak ogram Ramseya w pokera, wtedy on będzie musiał umyć klozet, co ty na to?
Emma przechyliła głowę na bok.
– Lepiej zagraj z nim w wojnę, może ci się uda. Ostatnim razem to ja ograłam cię w pokera, pamiętasz?
– Dzięki za słowa zachęty, moje dziecko. No dobrze, jeszcze o tym pomyślę. Pewnie dam mu mata?
– Mata daje się w szachach, mamusiu.
– Wiem, ale może wpadnę na pomysł, jak zastosować mata w pokerze. Hej, macie ochotę na hot dogi na kolację?
– Och, tak! Ramsey robi najpyszniejsze hot dogi na świecie. Wtykamy parówki na metalowe wieszaki i trzymamy je nad ogniem w kominku.
Ramsey siedział w dużym fotelu, z rękami założonymi na brzuchu i nogą wspartą na poduszce.
– Będziesz musiała bardzo się postarać, żeby wygrać z moimi hot dogami, Molly.
– Za to ja wiem, jak przyrządza się pyszny piankowy deser. Ten sekret zdradziła mi rodzina babci, która była Włoszką. Mój deser sprawi, że Emma szybko opuści twoje okopy, Ramsey.
– Zobaczymy, zobaczymy. Mam w zanadrzu kilka innych pysznych rzeczy, na przykład pyszną zwykłą musztardę. Skąd wiesz, że mat to pozycja w szachach, Emmo?
– Mój chłopak nauczył mnie grać w szachy.
– Masz chłopaka, Em?
– Ma na imię Jake. Jest głupi, ale to mój chłopak, i już. Ramsey przewrócił oczami.
– A masz też mądrego chłopaka?
– Nie, Ramsey! Mądrzy chłopcy są zwykle ohydni!
– Zaraz, ja byłem kiedyś niegłupim chłopakiem i wcale nie byłem ohydny!
– Czy to było dawno temu?
– Tak, kiedy byłem mały.
– Taki jak ja?
Ramsey z powagą spojrzał w skupioną, zwróconą ku niemu buzię.
– Nie, Em, nigdy nie byłem taki mały jak ty.
Zachichotała. Naprawdę zachichotała! Ramseyowi zrobiło się ciepło wokół serca. Molly spojrzała na nich z uśmiechem.
– Cieszę się, że teraz jesteś starszy – powiedziała Emma i położyła rękę na opatrunku na jego nodze. – Rana nie jest już ciepła Ramsey.
– Nie. Teraz cały jestem w temperaturze pokojowej.
Poklepała go po ramieniu i pobiegła do kuchni, żeby pomóc matce. Był to miły, spokojny wieczór, w czasie którego żadne z nich ani słowem nie wspomniało o wiszącym nad ich głowami mieczu Damoklesa, ani o mocno związanym ze światem przestępczym ojcu Molly. Grali w gry słowne, potem Ramsey zaczął uczyć Emmę czytać, układając wyrazy z plastikowych liter, które kupił jeszcze w Dillinger.
Dziewczynka była bardzo inteligentna i bystra. Tuż przed dziewiątą wieczorem umiała już napisać jego imię, a także imię matki i swoje własne.
– Wystarczy zetknąć najlepszego nauczyciela na świecie z najmądrzejszym dzieckiem na świecie, i proszę, oto efekty – rzekł Ramsey, nachylając się nad stołem, aby przeczytać ostatnie ułożone przez Emmę słowo – UBIKACJA…
Oboje zapakowali Emmę do łóżka w dużej sypialni.
– Zostawić zapaloną lampkę, Em?
– Nie, mamusiu. Dziś też będziesz spała ze mną?
– Tak – odparła Molly spokojnie. – Jeżeli Ramsey obudzi się w nocy i poczuje się samotny, będzie mógł porozmawiać z nami przez ścianę.
Emma uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Długo stali, wpatrując się w dziecko, które odmieniło życie każdego z nich.
– Ułożyła moje imię – powiedział Ramsey. – Potem użyła go w zdaniu. Zdumiewające.
– Odziedziczyła inteligencję po matce. – Molly roześmiała się cicho. – Widziałam to zdanie: MÓJ RAMSEY JEST MĄDRY. Tak, to nawet nieźle brzmi. Uwierzysz, że napisała też UBIKACJA?
– I to bezbłędnie. Zaśmiewała się przy tym do rozpuku. Skąd ma takie włosy?
– Po ojcu – rzuciła krótko.
Nie powiedziała nic więcej. Dlaczego ojciec Emmy nie wrócił do Stanów, kiedy dowiedział się o porwaniu? Ramsey wiele razy zadarł sobie to pytanie. Po prostu nie wyobrażał sobie, że ojciec może nie szaleć z niepokoju o dziecko. Wydawało mu się to niemożliwe. Rozwód rodziców niczego przecież nie zmieniał, jeśli chodzi o ich uczucia w stosunku do dzieci.
– Chodźmy na dół – powiedział. – Teraz, kiedy Emma zasnęła, musisz opowiedzieć mi o swoim ojcu.
– Powinnam najpierw zadzwonić do Mecklina i Anchora. Kompletnie o nich zapomniałam…
– Wcale nie zapomniałaś, ale to bez znaczenia. Zadzwoń, kto wie, może dowiedzieli się czegoś nowego.
– Wierzysz w to?
Poprosiła o połączenie z detektywem Mecklinem. Po minucie oczekiwania gwałtownym ruchem odłożyła słuchawkę.
– Próbują namierzyć telefon – warknęła. – Znam ich sztuczki. Dranie!
– Chyba masz rację. Zadzwonimy rano. Nie przejmuj się, nie mieli dość czasu, aby sprawdzić centralę.
– Nie wątpię, że wiesz o tym znacznie więcej ode mnie.
– Daj spokój, Molly. Na szczęście nie musimy ukrywać się przed policją.
– Nie chcę, żeby dostali jaw swoje łapy. Mogliby zabrać ją i postawić przed całym oddziałem lekarzy, psychiatrów. Bóg wie, kogo jeszcze. Emma świetnie sobie radzi, powoli wychodzi z szoku. Boję się ryzykować, zresztą ty też się bałeś. Ona musi mieć spokój, to najważniejsze.
– W porządku. Wiesz co? Zadzwonimy do Dillona Savicha, tego mojego przyjaciela z Waszyngtonu. Może on wie, co jest grane.
– Kim właściwie jest ten twój przyjaciel?
– Informatykiem, specem od komputerów, a przy okazji agentem FBI. Zaufaj mi, Molly, Savich pod żadnym względem nie przypomina agenta Anchora. To on razem ze swoją partnerką, teraz żoną, Sherlock, rozwikłał sprawę Opiekacza w Chicago. Pamiętasz to?
– Ten młody facet, który mordował całe rodziny?
– Tak. Russel Bent.
– Kogoś takiego jak on chyba nigdy nie zwolnią z więzienia, co?
– W tym wypadku możesz zaufać systemowi, Molly. Bent do końca życia nie wyjrzy z więziennego szpitala psychiatrycznego.
– Może masz rację… Pamiętam jednak także przypadek zabójcy z Bostonu, który uciekł po tym, jak sędzia kazał przenieść go do szpitala psychiatrycznego na badania. Dziennikarze nazywali go Mordercą z Linką, pamiętasz?
– Pamiętam. Rzeczywiście tak było. Rzuciła mu długie, zaczepne spojrzenie.
– Dobry system, co?
– Słuchaj, Molly, nasz system prawny zwykle działa zupełnie prawidłowo, ale ponieważ jego wykonawcami są ludzie, zdarzają się pomyłki. Powinnaś być trochę bardziej obiektywna.
Molly westchnęła ciężko i podeszła do wysokiego okna, wychodzącego na łąkę i płynący niżej strumień, wezbrany po wiosennych roztopach. Daleko, na szczytach gór, śnieg lśnił w świetle księżyca.
– To naprawdę piękne miejsce – odezwała się. – Zadzwonisz do Dillona Savicha?
– Tak. Zapomniałem o tym, bo zaczęliśmy rozmawiać na inny temat. Chciałbym powiedzieć mu, kim jesteś, ale oczywiście Dillon nie podejmie żadnych kroków bez twojej wiedzy, w porządku?
Molly skinęła głową.
Ramsey wybrał numer z telefonu stacjonarnego. Po trzech sygnałach ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę i Ramsey się przedstawił.
– Zdajesz sobie sprawę, że jest pierwsza w nocy? – zapytał Savich. – Nie, nic nie szkodzi. Gdzie jesteś? Widzę, że masz włączony mikrofon. Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
– Słyszałeś o przypadku porwania w Denver? Chodzi o dziewczynkę, Emmę Santera.
– Słyszałem. Zaczekaj, nic nie mów – masz z tym coś wspólnego? Ramsey krótko opowiedział mu o wszystkim, co wydarzyło się do chwili ich przyjazdu do Kalifornii.
– Teraz wszystko jest w porządku, mamy bezpieczną kryjówkę – zakończył. – Pani Santera nie chce, aby ktokolwiek wiedział, gdzie jesteśmy.
– Nawet FBI? Nawet policja? Wszystko to razem wydaje mi się bardzo dziwne, Ramsey.
– Wiem, ale wykrzesaj z siebie jeszcze odrobinę cierpliwości. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje w Denver? Czy w jakiś sposób dotarło może do ciebie, co mówi o tej sprawie agent Anchor?
Savich wybuchnął głośnym śmiechem.
– Co mówi Bud? Bud teraz nie mówi, tylko wrzeszczy. Odgraża się, że oskarży panią Santera o utrudnianie śledztwa. Z trudem mi przyjdzie trzymać gębę na kłódkę, Ramsey, ale będę milczał jak Hiob, dopóki nie pozwolisz mi mówić. Wyobrażasz sobie, co działby się w kwaterze głównej FBI, gdyby ktoś się dowiedział, że jestem zamieszany w tę sprawę i że ja przekazuję ci nasze wewnętrzne informacje?
– A co z tą półciężarówką? Podaliśmy policji w Denver i agentowi Anchorowi trzy nazwiska, które od ciebie dostałem.
– Z pierwszej wersji wynikało, że półciężarówką została skradziona w zeszłym miesiącu z farmy mleczarskiej w Loveland w Kolorado. Kradzież zgłosiła żona farmera. Potem mąż oświadczył, że samochód wcale nie został skradziony. Zeznał, że sprzedał go bez wiedzy żony. Kto wie, być może kupili go porywacze. To by grało nie sądzisz?
– Masz rację.
– Zastanówcie się, czy jednak nie lepiej się ujawnić. Były jeszcze jakieś próby porwania dzieciaka?
– Nie. W każdym razie nie odkąd tu jesteśmy.
– Dokładnie rozważ wszystkie za i przeciw, Ramsey. Sprawa wydaje mi się dość śliska. To chyba coś więcej niż zwykłe porwanie. Masz jakieś pomysły?
– Może. Słuchaj, zostaniemy tu przez pewien czas. Zadzwonię w piątek, jeżeli nic się wcześniej nie wydarzy. Dzięki, stary.
– Nie martw się, upomnę się o dług.
– Słyszę Sherlock, czy tylko mi się wydaje? Ucałuj ją ode mnie.
– Nigdy w życiu! Jesteś facetem z jej marzeń, twardym i zdecydowanym na wszystko. Po twoich ostatnich popisach na sali sądowej, mówię o tych w stylu macho, i tak trudno mi będzie utrzymać jaz daleka od ciebie. Nie, żadnych całusów, absolutnie! Uważaj na siebie, Ramsey, i dzwoń bez wahania, gdybym mógł coś dla ciebie zrobić.
– Dziękuję, Savich. – Ramsey powoli odłożył słuchawkę. – Słyszałaś wszystko?
Molly skinęła głową.
– A teraz koniec z unikaniem tematu. Opowiedz mi o ojcu. Milczała.
– Molly, twoim ojcem jest Mason Lord. Najwyższy czas, żebyśmy zastanowili się nad rolą, jaką mógł odegrać w tych wydarzeniach. Nie sądzę, aby był w to bezpośrednio zamieszany, ale nie możemy wykluczyć, że któryś z jego wrogów kazał porwać Emmę, żeby wyrównać z nim rachunki. W zamyśleniu gładziła dłonią lekkie lniane zasłony.
– Myślę, że uprzedziłby mnie, gdyby liczył się z takim niebezpieczeństwem.
– Nie wątpię, ale może niczego nie podejrzewał. Nie zaprzeczysz chyba, że Mason Lord ma wrogów, i to takich, którzy chętnie ujrzeliby go na kolanach? Zastanawiałaś się, skąd ci wszyscy ludzie, którzy za nami węszą. Być może to jest właśnie odpowiedź na twoje pytanie.
Nadal stała tyłem do niego. Powoli zasunęła zasłony i spuściła głowę. Milczała. Ramsey zauważył, że jest boso. Paznokcie jej stóp pomalowane były na jasnoróżowy kolor, lakier odprysnął już w kilku miejscach.
– Kiedy ostatnio rozmawiałaś z ojcem?
– W zeszłym tygodniu.
– I powiedziałaś mu, co się stało? Kiwnęła głową.
– Powiedz mi coś, Molly. Kiedy ostatni raz widziałaś się z ojcem?
– Nie twoja sprawa! To nie ma nic wspólnego z porwaniem Emmy! Przestań mnie dręczyć!
– Zależy mi tylko na tym, żebyśmy wyszli z tego cali i zdrowi. Utrudniasz mi to zadanie, bo ciągle coś przede mną ukrywasz. Kiedy to było, Molly? Zasługuję chyba na odrobinę szczerości…
– No dobrze, ale ta informacja jest zupełnie bez znaczenia, sam się o tym przekonasz. Ostatni raz widziałam się z nim trzy lata temu.
Ramsey zerwał się na równe nogi, uderzając fotelem o podłogę.
– Trzy lata temu?! Dlaczego, na miłość boską?! Odwróciła się twarzą do niego, ale nie podeszła bliżej.
– Emma skończyła wtedy trzy lata – powiedziała. – Mój ojciec przyleciał do Denver w dzień jej urodzin, ale to nie był prawdziwy powód jego wizyty. Był wściekły na mojego męża i uznał, że musi z nim porozmawiać.
– I zrobił to?
– Tak. Po tej rozmowie Louey trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, odbitą nerką i siniakami na całym ciele, z wyjątkiem twarzy. Doszedł do siebie dopiero przed Bożym Narodzeniem.
– Co takiego zrobił Louey?
– Nie chcę o tym mówić. To nie ma nic wspólnego ze sprawą. Nie mam zielonego pojęcia, czy może mieć coś wspólnego z tą sprawą, Molly. Wiesz przecież, że Louey jest moim byłym mężem. Rozwiedliśmy się dwa lata temu. Nie kłamałam, mówiąc Emmie, że jej ojciec bardzo się o nią martwi. Louey zadzwonił zaraz po tym, jak dowiedział się o jej zniknięciu. Jeśli mam być szczera, bardzo mnie tym zaskoczył. Zadzwonił pierwszy, zanim zdążyłam się z nim skontaktować. Wydało mi się to o tyle dziwne, że od naszego rozstania w ogóle się nią nie interesował. Dzwonił z Berlina, po koncercie. Pamiętam dokładnie, co powiedział – że ktoś znajomy z Denver zawiadomił go o jej porwaniu. Zapytał, czy już ją odzyskałam. Kiedy zaprzeczyłam, przez chwilę robił wrażenie zaniepokojonego i przygnębionego, zaraz jednak roześmiał się i powiedział, że mój ojciec zapłaci za Emmę każdą sumę, więc nie powinnam się martwić. I zaczął opowiadać, jak układa mu się trasa koncertowa. Pochwalił się, że jakaś dziennikarka z „Berliner Zeitung”, Fraulein reporter, tak ją chyba nazwał, porównała go do Bruce’a Springsteena. Mówił, że Europejczycy mają lepszy gust niż Amerykanie, co znaczy, że on sam cieszy się większą popularnością w Europie, i że może przedłuży trasę do końca roku. Szczegółowo opowiedział o wszystkich swoich europejskich podbojach i ani słowem nie wspomniał więcej o Emmie. Policjantka, która słuchała go razem ze mną, miała oczy okrągłe ze zdziwienia. Uwielbiała Loueya i modliła się, żeby zadzwonił, bo wtedy mogłaby usłyszeć ten jego słynny seksowny głos, ale kiedy usłyszała, co ten seksowny głos mówi, zmieniła zdanie. Gdy odłożyłam słuchawkę, ze współczuciem poklepała mnie po ramieniu. Zaczęłam płakać, a ona klepała mnie dalej. Myślała chyba, że rozpaczam z powodu rozstania z Loueyem i że jego łóżkowe zwierzenia są dla mnie ciosem w samo serce…
– Przypominam sobie teraz, że prasa niewiele pisała o waszym rozwodzie – odezwał się Ramsey. – Nie było żadnych plotek o zdradach, narkotykach czy kłótniach, tylko krótkie oświadczenie o niezgodności charakterów. Dziennikarze bardzo szybko przestali się tym interesować.
– Mój ojciec jest potężnym człowiekiem. W tym wypadku wykorzystał swoje możliwości w dobrej sprawie. Prasa rzeczywiście szybko dała nam spokój, dokładnie po dwóch dniach. Byłam mu za to bardzo wdzięczna…
Spojrzała na swoje paznokcie. Na palcu wskazującym prawej ręki pozostał ślad po musztardzie. Zlizała go szybko.
– Molly?
– Louey, ojciec Emmy, nigdy jej nie chciał. Wydaje mi się, że po naszym rozstaniu poczuł ulgę, między innymi dlatego, że dziecko zupełnie nie pasowało do wizerunku symbolu seksu i gwiazdy rocka. To zabawne, ale Emma jest chyba nie mniej uzdolniona muzycznie od niego. Może nawet bardziej…
– Skąd Louey wiedział o porwaniu Emmy? Powiedziałaś, że zaskoczył cię telefonem.
– Też się nad tym zastanawiałam. Niewykluczone, że rzeczywiście zadzwonił do niego ktoś ze znajomych z Denver, a Louey szybko doszedł do wniosku, że jako troskliwy tatuś lepiej wypadnie w prasie. Zresztą, kto wie, jak to było.
– Ciekawe, kto pofatygował się, żeby się z nim skontaktować…
– Nie wiem, byłam zbyt zdenerwowana, żeby go o to zapytać. Louey zna mnóstwo dziennikarzy, więc może to ktoś z nich.
– Ma jakiegoś bliskiego kumpla z tej branży?
– Tak. Nazywa się James Hicks i pracuje dla „Denver Post”. Dlaczego pytasz?
– Bez specjalnego powodu. Po prostu lubię gromadzić informacje. Więc jak, zadzwonisz do ojca i powiesz mu, że Emma jest bezpieczna?
– Powinnam to zrobić. Bardzo się przejął, kiedy zadzwoniłam do niego zaraz po porwaniu. Wiedziałam, że natychmiast przyśle do imię swoich ludzi i nie pomyliłam się. W sześć godzin po naszej rozmowie zgłosiły się do mnie dwie kobiety i mężczyzna. Gliniarze z Denver dostali kota ze złości, atmosfera była gęsta od podejrzeń i wzajemnych oskarżeń. Zignorowałam ostrzeżenia policji i powiedziałam tamtym wszystko, co wiedziałam. Dlaczego miałabym tego nie zrobić? Chcieli mi pomóc, ojciec zapłacił im za to, żeby szukali Emmy. Widziałam ich jeszcze kilka razy, ale w gruncie rzeczy nie wiem, czy udało im się zdobyć jakieś informacje. Rozmawiali ze mną o różnych tropach i możliwościach, lecz ja zaraz potem wyjechałam.
– Mówiłaś im, że zamierzasz szukać Emmy na własną rękę?
– Nie. Zaczekaj, zaraz do niego zadzwonię. Przynajmniej on nie będzie próbował namierzyć mojego telefonu. – Zamilkła na moment i rzuciła Ramseyowi pytające spojrzenie. – Ciekawe, czy ojciec podejrzewa, że to porwanie może mieć coś wspólnego z nim… Założę się, że tak. I wiem jedno – jeżeli dowie się, kto to zrobił, nie zawaha się nasłać na niego płatnego zabójcę.