Rozdział 31

Tuż po północy Molly się obudziła, czując, jak Ramsey odsuwa jej włosy za ucho i delikatnie liże różowy płatek.

– Jeżeli chcesz przyłączyć się do zabawy, musisz być gotowa do gry od pierwszej piłki – szepnął.

– Zawsze uwielbiałam futbol, od pierwszej piłki. Gdzie Emma? Oparł się na łokciu i spojrzał na nią z uśmiechem.

– Nasze małe kochanie śpi jak suseł, aż dziwne, że nie chrapie. Zaniosłem ją do drugiej sypialni. Zostawiłem drzwi uchylone, żebyśmy mogli ją usłyszeć, gdyby się obudziła, więc żadnych krzyków, w porządku?

Molly podniosła rękę i czubkami palców musnęła jego policzek. Jej oczy dopiero przyzwyczajały się do ciemności. Dotknęła jego nosa, obrysowała palcem ciemne brwi i wargi.

– Jesteś pięknym mężczyzną, Ramsey. Kiedy zaskoczyłam cię w łazience w Dromoland, z trudem się powstrzymałam, żeby na ciebie nie skoczyć.

Chwycił ją i przyciągnął do siebie.

– Szkoda, że się powstrzymałaś. Sama widziałaś, że miałem wielką ochotę, żebyś na mnie skoczyła. Tak wielką, że aż cały zesztywniałem.

Oparła dłonie na jego ramionach i zsunęła je niżej. W tej chwili uświadomiła sobie, że zdjął szorty.

– Ojej – powiedziała, delikatnie gryząc go w ramię. – Jestem za grubo ubrana…

W niecałe dziesięć sekund zdjął z niej tę wspaniałą jedwabną koszulę nocną. Pocałowała go w podbródek.

– Mam ją powiesić, żeby się nie pogniotła?

Na widok jego przerażonego spojrzenia lekko uderzyła go w pierś i roześmiała się. Przetoczył się na nią, czując ją całym ciałem. Wdychał jej zapach, delektował się miękkością i jędrnością brzucha.

– Myślałem o tym tyle razy, że mózg mi się prawie usmażył. To dla mnie kompletne zaskoczenie. Nigdy nie podejrzewałem, że jestem takim napaleńcem, ale przy tobie tak właśnie jest. Chyba umieram, Molly.

– Spróbujesz dopaść mnie w szafie? Pokręcił głową i zaczął ją całować.

– Nie, to byłoby zachowanie zupełnie bez klasy – mówił między pocałunkami. – Z drugiej strony może szafa nie byłaby taka zła, kiedy Emma będzie w pobliżu…

Wygięła się w łuk, odnalazła jego usta i zaatakowała go bez pardonu.

– Nie masz pojęcia, co to znaczy umierać – wymamrotała prosto w jego usta. – Mam ochotę zjeść cię na surowo.

Gryzła go w szyję, szczypała zębami jego wargi.

– Nie, ja to zrobię – powiedział, przyciskając usta do jej piersi. – To moja specjalność. Ty możesz zrobić całe mnóstwo innych rzeczy, ale później, Molly, znacznie później…

Kiedy rozchyliła nogi, jęknął w odpowiedzi. Całował jej szyję, uszy i usta, raz po raz odbywając wargami tę samą drogę. Na chwilę oparł się na łokciu, pieszcząc jej piersi i brzuch.

– No i co? – mruknął. – Jestem sławnym sędzią, ale i tak nie moglibyśmy nic zrobić, gdyby Emma nie zasnęła…

Molly zaczęła pocierać stopą jego nogę.

– Próbuj dalej – powiedziała. – Jest cudownie.

Podniósł się na kolanach, niechętnie odrywając się od niej, i odsunął jej ręce, kiedy usiłowała go na siebie pociągnąć. Spojrzał na nią, lekko dotknął palcami jej nóg i rozchylił je nieco szerzej. Potem pochylił głowę i zaczął całować brzuch.

– To bardzo dobre miejsce na początek – rzekł.

Schodził coraz niżej, aż w końcu jego wargi i palce wniknęły w nią głęboko, a ona już po krótkiej chwili zaczęła unosić biodra, wyginając plecy w łuk.

– Ramsey, nie zniosę tego… – wyszeptała. – Nie wytrzymam, czuję, że zaraz będę krzyczeć…

Położył rękę na jej wargach, tłumiąc krzyk, który nadszedł wbrew woli. Zastanawiała się, czy umiera, choć doskonale wiedziała, że dopiero teraz żyje. Nie chciała, aby te niezwykłe, niewiarygodne doznania kiedykolwiek dobiegły końca.

Gdy osunęła się na łóżko, drżąca po wielkiej rozkoszy, którą nadal wibrowało ciało, Ramsey wszedł w nią głęboko, do samego końca. Znieruchomiał i w tej samej chwili zrozumiał, że wreszcie dotarł do swojego miejsca na ziemi, i że Molly jest jego żoną i kochanką na resztę ich dni. Nigdy nie przypuszczał, że może czuć się z kimś tak mocno związany.

Kochał Emmę i pragnął jej bezpieczeństwa, myśl o Molly przemykała, jak sądził, na peryferiach jego umysłu. Teraz wiedział, że wcale tak nie było. Wiedział tylko, że nie myśli teraz o nikim prócz Molly. Zadrżał jak człowiek ogarnięty straszliwą chorobą i dotarł na szczyt rozkoszy w ciele tej kobiety, którą znał zaledwie od dwóch miesięcy, kobiety, która była żoną gwiazdora rocka i córką gangstera. Życie naprawdę umie płatać przedziwne figle…

Molly powoli otworzyła oczy, starając się spokojnie oddychać. Zamrugała. Nic się nie wydarzyło. Mrugnęła jeszcze raz. Znowu nic. Skoncentrowała się na niespiesznym powrocie do życia, takiego, jakie znała. Nie mogła uwierzyć w istnienie tej oszałamiającej rozkoszy, której przed chwilą doznała.

– Spróbuję się odezwać – powiedziała cicho. – Nie chcę się poruszać, jedynie odezwać. O, właśnie, udało mi się sformułować pełne zdanie. Tak, powoli wracam do siebie. To było bardzo przyjemne, Ramsey.

Nadal tkwił głęboko wewnątrz niej. Było to niesamowite uczucie. Znowu zamknęła oczy, myśląc, jak to wspaniale, że się odnaleźli. Lekko uniosła biodra. Ramsey jęknął, kryjąc wargi w jej włosach.

– Jak to, przyjemne, do diabła? – wymamrotał. – Przyjemne to obrzydliwe słowo. Prawie obraźliwe.

– Więc to było przyjemniejsze niż przyjemne. Naprawdę cudowne. Może nawet prawie najcudowniejsze na świecie.

Zrobił się twardszy niż sekundę wcześniej.

– Potrzebujesz skali porównawczej. Jestem już prawie gotowy, ale mój duch musi odzyskać siły. Daj mi jeszcze pięć minut.

Leżał na niej, z głową opartą na poduszce obok jej głowy. Molly spokojnie gładziła go po plecach.

– Zapomniałam sprawdzić, czy oparzone miejsca się zagoiły – powiedziała.

– Tak, zagoiły się.

– A jak noga?

– Jak nowa. Jak twoje ramię? Czy szwy zniknęły?

– Tak jest, została tylko długa blizna. Ramsey, czy miałbyś coś przeciwko temu, gdybym powiedziała, że czuję do ciebie coś więcej niż dużą sympatię?

Ramsey milczał. Molly zaczęła się niespokojnie kręcić.

– Nie – powiedział, nadal nie mogąc się poruszyć. – Szczerze mówiąc, ja także czuję do ciebie coś więcej niż dużą sympatię.

Nachylił się i pocałował ją.

– Od dawna obserwowałem twoje usta i zastanawiałem się, jak smakujesz – rzekł. – Teraz już wiem…

Niecałe pięć minut później duch Ramseya odzyskał siły i kochali się znowu. Tym razem sądził, że umrze z rozkoszy. Był tego naprawdę cudownie bliski.

Koło czwartej rano poczuł dotyk małej dłoni na swoim ramieniu. Pogratulował sobie, że starczyło mu siły i przytomności umysłu, by wciągnąć szorty. Udało mu się także nakłonić Molly do włożenia koszuli nocnej, chociaż wcale nie miała na to ochoty.

Podniósł Emmę i ułożył ją obok matki. Molly przez sen wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć.

– Emma jest tutaj – szepnął.

Natychmiast cofnęła rękę i uśmiechnęła się do siebie w ciemności. Poczuła, jak drobne ramię Emmy obejmuje ją w pasie.

– Wiem, że jesteś piękna, mamusiu – usłyszała. – Nic nie szkodzi, że cię nie widzę…

– Dziękuję, Em. Nie musisz budzić mnie co godzinę, żeby mi to powiedzieć.

Molly ułożyła się wygodnie. Tuż przed zaśnięciem przypomniała sobie scenę ze swego ślubu. Oboje z Ramseyem stali przed sędzią pokoju, słuchając, jak ogłasza ich mężem i żoną, a radośnie uśmiechnięta Emma mówiła żonie sędziego, która sprzedała Molly bukiet za dziesięć dolarów, że teraz już wszyscy troje zawsze będą razem. Czyż to nie wspaniałe? Żona sędziego zgodziła się ochoczo i na moment odwróciła uwagę Emmy, aby Ramsey mógł pocałować Molly.

Molly zapadła w głęboki sen. Była tak szczęśliwa, że zupełnie zapomniała o byłym księdzu Sonnym Dickersonie, który osiągnął już takie stadium obsesji, iż raczej umrze, niż zrezygnuje z Emmy.

– Wiesz, co myślę? – zapytała Molly następnego dnia przy śniadaniu. Mówiła cicho, ponieważ Emma była w pobliżu, siedziała na podłodze, ćwicząc pisanie swego imienia w notesie, który Molly kupiła dla niej w hotelowym sklepie z upominkami.

Ramsey podniósł wzrok znad płatków.

– Wiem, że to nic poważnego, bo pękasz ze śmiechu.

– Nie, mylisz się. Jestem zupełnie poważna.

– No dobrze, no więc o czym myślisz?

– Że było mi z tobą cudownie. Tak cudownie, że może należałoby to opodatkować.

Ramsey z trudem przełknął ślinę. Szybko wypił łyk kawy, parząc sobie usta. Bardzo dokładnie przypomniał sobie, jak czuł się w ramionach Molly, i o mało nie spadł z krzesła. Emma podniosła wzrok znad notesu.

– Jak się teraz nazywam, mamo?

Ramsey spojrzał na Molly. Myśli o seksie w jednej chwili wyparowały mu z głowy.

– Chciałbym, żebyś nazywała się Emma Hunt. Co ty na to?

– Mógłbyś to napisać, Ramsey?

Wziął ołówek i napisał, o co prosiła. Emma zaczęła kopiować litery. Po minucie rzuciła mu uważne spojrzenie.

– Ładnie to wygląda – oznajmiła. – Podoba mi się. Ramsey i Molly obejrzeli rezultat jej wysiłków.

– Dobra robota, bardzo wyraźnie piszesz – powiedział Ramsey. – Emma Hunt… Naprawdę fantastycznie! A jak to brzmi!

Emma uśmiechnęła się i wróciła do pisania.

– Przepraszam cię, Molly – rzekł Ramsey przyciszonym głosem. – Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale bardzo mi na tym zależy. Chcę, żeby Emma prawnie została moją córką.

– Sama nie wiem… – Molly spojrzała na niego z wahaniem i ukroiła następny plaster grejpfruta. – Louey w ogóle nie zajmował się Emmą, ale był jej ojcem. Nie możemy udawać, że nigdy nie istniał.

– Pozwól, że zadam ci pytanie – gdyby Louey żył i gdybyś rozwiodła się z nim, a potem wyszła za mnie, jak byś zdecydowała?

Przełknęła kawałek grejpfruta i sięgnęła po żytnią grzankę.

– Powiedziałabym, że jest draniem i nigdy nie chciał nawet widywać się z Emmą. Może nawet powiedziałabym, że nie zasługuje na to, aby Emmą nosiła jego nazwisko… – Molly potrząsnęła głową. – Ale Louey nie żyje, Ramsey, i właśnie dlatego uważam, że powinna coś po nim mieć. A gdyby nazywała się Emmą Santera Hunt? Możemy jeszcze zapytać doktor Loo, ale wydaje mi się, że to nie najgorszy pomysł. W ten sposób Emmą będzie zawsze wiedziała, że Louey był jej ojcem.

Ramsey zapytał Emmę, co myśli o podwójnym nazwisku. Dziewczynka zastanowiła się i po chwili wyraziła zgodę.

– Zjesz bekon, Ramsey? – zapytała Molly.

– Nie, ty zjedz. Musisz podbudować siły, a ja po prostu tryskam energią. Im więcej razy na mnie skoczysz, tym będę silniejszy. Wprost nie mogę się doczekać, żeby ci tego dowieść.

– I jak to wygląda, mamo?

Molly odwróciła wzrok od męża, żałując, że nie może, rzucić się na niego i kochać się z nim do upadłego.

– Pokaż, Em… Ach, napisałaś to jeszcze sześć razy, tak? Za każdym razem lepiej. Doskonale, skarbie. Do pierwszej klasy pójdziesz jako Emma Santera Hunt.

– Panna Emma Santera Hunt – uzupełniła Emma. Molly spojrzała na Ramseya, który świetnie wiedział, jakie myśli krążą jej po głowie.

– A ja będę panią Molly Hunt.

– I wszyscy będziemy Huntami – ucieszyła się Emma. – Zanim Ramsey mnie znalazł, nie znałam nikogo, kto by się tak nazywał…

Ramsey zadzwonił do swoich rodziców. Oboje państwo Hunt porozmawiali chwilę z Molly i Emmą. Wszystko poszło znakomicie, chociaż Molly wyczuła, że żałują, iż nie byli na ślubie. Wszyscy razem ustalili, że pod koniec lata rodzice Ramseya wydadzą przyjęcie na cześć syna i synowej.

– Do tego czasu wszystkie problemy powinny już zniknąć – rzekł Ramsey, odkładając słuchawkę na widełki. – Sama zobaczysz, że moja mama traktuje synowe jak istoty absolutnie doskonałe, natomiast chętnie dręczy swoich trzech synów.

– To zrozumiałe – oświadczyła Molly. – Chyba powinnam zadzwonić do mojej mamy…

Do San Francisco wrócili następnego dnia po południu. Okazało się, że wieczory bywają już dosyć chłodne. Wkrótce po ich przyjeździe od strony Golden Gate zaczęły napływać obłoki mgły. Ubrana w sweter Emma spacerowała po nowym podwórku, przyglądając się kwiatom rosnącym w zacisznym miejscu pod płotem. Jej pianino leżało na krześle w kuchni. Po drugiej stronie ulicy stał nieoznaczony samochód policyjny.

– Kupię jej huśtawkę – powiedział Ramsey, podchodząc do Molly od tyłu. Lekko pocałował ją w ucho. – Może zawieszę też oponę na tamtej sosnowej gałęzi…

Odwróciła się twarzą do niego.

– Chcę cię mieć – szepnęła.

I wzięła go, w ubraniu, w gabinecie, w atmosferze napięcia, ponieważ Emma była w pobliżu. Stali przytuleni do siebie, dysząc ciężko, kiedy Emma wpadła do kuchni.

– Mamo, Ramsey ma pokój pełen puszek! – zawołała. Molly przewróciła oczami.

– Puszek? – powtórzyła pytającym tonem. – Założę się, że mają najróżniejsze kształty. Ty zboczeńcu…

– Mamo? – odezwała się z kuchni Emmą. – Słyszę, że się śmiejesz. Powiedziałaś żart?

– O tak – odparła Molly cicho. – Tak jest, powiedziałam żart.

Po kolacji, na którą złożyła się wołowina po syczuańsku, ulubione danie Ramseya, oraz kluseczki z czosnkiem i jajkiem, Molly poprosiła Emmę o chwilę uwagi.

– Najwyższy czas, żebyśmy porozmawiali o tym we troje, Em – powiedziała. – Dość długo to odkładaliśmy. Będę z tobą zupełnie szczera. Ramsey martwi się o ciebie. Niepokoi się, ponieważ ten okropny człowiek nadal jest na wolności. Mieliśmy nadzieję, że do tej pory już go złapią, ale nic z tego. Oznacza to, Em, że musisz być superostrożna. Za każdym razem, kiedy będziemy wychodzić z domu, trzymaj się jak najbliżej mnie albo Ramseya. Jeżeli jedno z nas pójdzie przodem, trzymaj za rękę drugie, rozumiesz? Wiesz, o co mi chodzi, prawda?

Ramsey nigdy nie podjąłby tej rozmowy sam. Czuł się tak, jakby stali na krawędzi aktywnego wulkanu. Z wysiłkiem przełknął łyk mocnej czarnej kawy, którą przed chwilą zaparzył.

– Wiem, mamo – odparła Emma. – Doktor Loo powiedziała mi, że on uważał, że mogę go uratować przed piekłem. Wyjaśniła mi, że to nieprawda, ale on wbił to sobie tak mocno do głowy, aż wreszcie w to uwierzył.

Emma mówiła spokojnie i logicznie. Ramsey był zdumiony, że stać ją na taki dystans w stosunku do tego tematu.

– Najprawdopodobniej doktor Loo ma rację – powiedziała Molly.

– Ale dlaczego zrobił mi krzywdę, skoro uważał, że mogę go uratować?

– Pan Savich powtórzył Ramseyowi, co powiedzieli mu lekarze z FBI. Otóż oni uważają, że ten człowiek krzywdził cię, bo uznał, że sprawiając ból tobie, osobie, która ma go zbawić, oczyszcza się z grzechów i przygotowuje na spotkanie z Bogiem.

– Nie rozumiem tego, mamo.

– Tak naprawdę nikt tego nie rozumie – stwierdził Ramsey. – Ten człowiek jest bardzo chory i dlatego bardzo niebezpieczny. Musimy być wyjątkowo ostrożni.

– Wiem, że on jest – rzekła Emma. – I czeka…

– Właśnie – powiedziała Molly. – Chciałabym dostać go w swoje ręce, ale nic nie mogę zrobić. Dopóki go nie złapią, będzie nam trudno. Przykro mi, ale nic na to nie poradzimy. Musisz zawsze rozglądać się dookoła i nie oddalać się od nas. A teraz podejdź do frontowego okna, Em, i spójrz na ten jasnoniebieski samochód po drugiej stronie ulicy. W środku siedzą policjanci, oni też będą wypatrywać tego człowieka.

– Widzę ich, mamo.

Ramsey odchrząknął. Chciał powiedzieć coś mądrego i pocieszającego, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

– Emmo, mogłabyś do mnie na chwilę podejść? – zapytał w końcu. – Chciałbym, żebyś posiedziała obok mnie. Nie czuję się zbyt dobrze.

Emma podbiegła do niego tak szybko, że ledwo miał czas, aby odsunąć krzesło i wziąć ją na kolana. Przytulił ją. Emma poklepała go po ramieniu.

– Wszystko będzie dobrze, Ramsey. Poradzimy sobie z tym, obiecuję ci. Ramsey ukrył twarz w jej warkoczu.

– Kocham cię, Emmo Hunt…

– Ja też cię kocham, Ramseyu. Bardzo cię kocham.

Łagodnie głaskała go po ramieniu i ręce, ze wszystkich sił usiłując go pocieszyć.

Na weekend pojechali do Monterey. Najpierw obejrzeli Akwarium Zatoki Monterey. Emma była zachwycona meduzami. We trójkę usiedli na ławce przed ogromnym pojemnikiem i przez prawie pół godziny obserwowali meduzy. Potem przeszli przez Karmel, bawili się na pięknej plaży w zatoczce, pojechali do Big Sur i wreszcie zjedli piknik na poboczu Seventeen Mile Drive.

Przez całe trzy dni w ogóle nie myśleli o Sonnym Dickersonie, a w każdym razie bardzo się starali. Po dotarciu do hotelu Ramsey zadzwonił do Virginii Trolley, podał ich numer telefonu i opowiedział jej, jak sobie radzą.

Molly zadzwoniła do ojca, który szybko odzyskiwał siły. Miles tęsknił za nimi, a szczególnie za Emma. Eve powiedziała, że Mason śpi i zaproponowała, by zadzwonili w przyszłym tygodniu, może wtedy z nimi porozmawia.

– Suka! – mruknęła Molly, odkładając słuchawkę.

Ramsey spojrzał na nią znad stolika do blackjacka, w którą to grę grał właśnie z Emmą. Nauczył ją grać dwa dni wcześniej. Wygrała z nim, co zaskoczyło go i wpędziło w taką dumę, że mało nie pękł.

– Eve na pewno znacznie lepiej radzi sobie z twoim ojcem, kiedy nikogo nie ma w pobliżu – rzucił z uśmiechem przez ramię. – A zwłaszcza pasierbicy, która jest od niej starsza, oraz córki tejże, czyli przyszywanej wnuczki, która gra we wszystko znacznie lepiej od niej, oraz przystojnego i dowcipnego faceta, który w ogóle nie jest nią zainteresowany. Do diabła, Emmo, nie mogę uwierzyć, że trafiłaś szesnastkę! Trzeba było zaczekać.

Emma wyglądała na tak całkowicie nieobecną i zamkniętą w sobie, że Molly aż się przeraziła, lecz zaraz zrozumiała, że jej córka po prostu się koncentruje.

– Cały czas dokładnie liczyłam karty, tak jak mnie uczyłeś – powiedziała Emma. – Wiedziałam, że muszą być jeszcze dwie trójki oraz dwa asy. Nie pamiętam tylko, ile jest dwójek…

Ramsey parsknął śmiechem, złapał Emmę na ręce i przewrócił się na plecy, potrząsając nią nad sobą. Dziewczynka zanosiła się śmiechem.

– Molly, czy mogę wrzucić ją do akwarium z meduzami? – krzyknął Ramsey. – Wtedy usiądziemy sobie na tej tu ławeczce i popatrzymy, jak to dziwne stworzenie zaprzyjaźnia się z innymi dziwnymi stworzeniami.

– Już sobie przypomniałam! Jest jeszcze jedna dwójka! Głupio byłoby czekać na szesnastkę!

– Nie, nie ma więcej dwójek. – Ostrożnie postawił Emmę na ziemi. – Chodźmy sprawdzić. Założę się, że nie ma…

Na stole leżało dwanaście kart. Ostatnią była dwójka karo.

Następnego popołudnia wybrali się na spacer wzdłuż zatoki. Ramsey uwielbiał ten zapach, stanowiący połączenie aromatu soli, drewna i kreozotu, którym impregnowano drewno. Mewy podlatywały blisko, głośno krzycząc i domagając się okruchów. Nad zatoką stało mnóstwo straganów, przy których sprzedawano ryby, i kiedy ktoś zbliżał się do nich późnym popołudniem, w nozdrza uderzał go ostry, prawie obezwładniający zapach solanki i ryb.

Nad wyrzuconymi na brzeg, już nieco wyschniętymi wodorostami unosiły się chmury much. Nie był to przyjemny widok. Lwy morskie porykiwały w pobliżu molo, tłuste i bezczelne, jak zwykle obserwowane przez gromadki zafascynowanych dzieci. Były tu też niezliczone sklepiki z pamiątkami. Emma miała na sobie koszulkę z wielkim napisem KARMEL, białe dżinsy, tenisówki Nike oraz ulubione skarpetki w kratkę. Ostatnio sama prała je prawie codziennie.

Ponieważ było lato, w Monterey aż roiło się od turystów. Słońce świeciło jasno, ale nie było upału. Nad oceanem zdarzał się rzadko. Ramsey lubił nosić Emmę, ponieważ wiedział, że na jego rękach jest całkowicie bezpieczna, ale dziewczynka miała niezależny charakter.

– Ramsey, nic mi się nie stanie – oświadczyła, rzucając mu długie spojrzenie. – Nie zamierzam nigdzie uciec.

Szła więc obok niego, albo trzymając go za rękę, albo próbując go wyprzedzi. Nie spuszczała oka z pewnego lwa morskiego, który głośno ryczał na każdą mijającą go osobę. Był olbrzymi. Ramsey bez trudu potrafił sobie wyobrazić, jak osiągnął taki rozmiar. Zapytał jednego z rybaków, od jak dawna zwierzę tu przebywa.

– Od dwóch lat – odparł mężczyzna. – Skurkowaniec nigdy nie przestaje jeść. Nazywa się Stary Chester. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, przecież San Francisco jest bardzo niedaleko stąd. Tych bestii nie wolno karmić, ale oczywiście wszyscy to robią. Tam można kupić tanie sardynki, widzi pan? Wstydu nie mają…

Ramsey nie bardzo wiedział, czy rybak mówi o turystach, czy o lwach morskich.

– Niech będzie – ustąpił w końcu. – Ale sama będziesz rzucała mu sardynki, Emmo. I nie zbliżaj się za bardzo.

Emma pobłażliwie kiwnęła głową, kupiła trzy sardynki, na szczęście martwe, które sprzedawca zawinął w papierowy ręcznik. Ramsey stał tuż za nią, kiedy przyszła jej kolej na karmienie Starego Chestera. Mało brakowało, a pękłaby ze śmiechu, gdy zaczął na nią porykiwać.

W tej samej chwili Ramsey usłyszał, jak Molly głośno go woła.

Загрузка...