O szóstej trzydzieści wieczorem przed domem Molly na Shrayder Drive zatrzymała się taksówka. Dom był mały i śliczny, z białymi framugami okien i pomalowanymi na pastelowy błękit skrzynkami na kwiaty oraz parapetami. Za płotem rosły kwitnące krzewy, na ganku stało kilka kwiatów w doniczkach.
Dom znajdował się naprzeciwko parku, z którego porwano Emmę w chwili, gdy Molly robiła zdjęcia. Przed każdym domem na tej uliczce rosły drzewa i krzewy, lecz nigdzie nie było tak pięknych kwiatów.
Emma zachowywała się jak milczący duszek. Mocno przyciskała elektryczne pianino do piersi i patrzyła prosto przed siebie. Ramseyowi przyszło do głowy, że być może mała nie chce w żaden sposób zwracać na siebie uwagi, uważając, iż takie wtopienie się w tło uchroni ją przed niebezpieczeństwem.
Mógł raz jeszcze powiedzieć, że nic jej nie grozi, lecz nie byłaby to zupełna prawda, i Emma także o tym wiedziała. Człowiek, który ją porwał, nadal przebywał na wolności. Możliwe, że ukrywał się gdzieś daleko, ale Emma uważała, że czai się w pobliżu, gotów znowu ją porwać, kiedy tylko nadarzy się okazja. I niewykluczone, że miała rację.
Ramsey spojrzał w stronę parku. Były tam dolinki i wzgórki, kwietniki i krzewy, kępy jesionów oraz sosen. Zastanawiał się, gdzie tamtego dnia ukrył się porywacz, zanim udało mu się zbliżyć do Emmy. Zauważył, że Molly patrzy w kierunku małego zagajnika w zachodnim rogu parku. A więc tam.
Jej twarz była napięta, blada i mizerna, nawet wspaniałe rude włosy sprawiały wrażenie matowych i martwych, ściągnięte do tyłu i spięte bladozieloną spinką, pasującą kolorem do jedwabnej bluzki. Ramsey pomyślał, że gdyby Molly miała swoje własne elektryczne pianino, przyciskałaby je teraz do piersi dokładnie takim samym gestem jak Emma.
– Jesteśmy w domu, Emmo – odezwała się bardzo cicho, nie chcąc przestraszyć córeczki. – Pamiętaj, że mamy tylko spakować rzeczy i zaraz jedziemy z Ramseyem do San Francisco, dobrze?
– A potem Ramsey pojedzie z nami do Irlandii, tak? – zapytała Emma, trzymając się bardzo blisko matki i Ramseya.
Molly zastanawiała się, jak przebiegła ostatnia rozmowa Emmy z doktor Loo. Postanowiła, że następnego dnia rano zadzwoni do lekarki.
– Tak – odparła. – Ramsey chce wrócić do Irlandii i naprawdę bardzo mu zależy, żebyśmy pojechały tam razem z nim. Błagał, żebyśmy się zgodziły, Em. Jestem miłą osobą, więc w końcu ustąpiłam.
– Naprawdę błagałeś, Ramsey? – zaciekawiła się Emma.
– Potrafię błagać najlepiej na świecie – rzekł i przykucnął przed dziewczynką. – Doszedłem do wniosku, że nie chcę stracić was z oczu, że jeśli nie będę cię codziennie widywał, to chyba serce mi pęknie. Nie masz nic przeciwko temu, żebym do jutra został tu z wami?
– Możesz z nami zostać – powiedziała. – Myślę, że to dobry pomysł. – Przeszła przez otwartą furtkę i pomaszerowała w kierunku domu, tuląc pianino. – Doktor Loo pokazała mi Irlandię na mapie w atlasie – rzuciła przez ramię. – Podobno jest tam tak zielono, że trzeba myć zęby co najmniej dwa razy dziennie, żeby także nie zzieleniały.
– Czy to był żart, Emmo?
Ku jego wielkiej uldze i radości uśmiechnęła się szeroko, z wyraźną satysfakcją.
– To tamten park, prawda? – zwrócił się cicho do Molly.
– Tak. Kiedyś bardzo kochałam ten dom. Mieszkaliśmy z Loueyem w zachodniej części Denver, w eleganckiej i modnej dzielnicy. Po rozwodzie sprzedałam tamten dom i kupiłam ten. Sęk w tym, że już go nie lubię. Widzę, że na widok tego miejsca Emma zesztywniała ze strachu. Ja też się boję…
– Spokojnie – powiedział, świadomy, że żadne słowa nie uspokoją Molly. – Możemy po prostu wejść do środka i spakować rzeczy twoje i Emmy, wcale nie musimy zostawać tu na noc.
– Nie musimy – zgodziła się.
– Możesz go sprzedać, Molly. Nie ma żadnego powodu, dlaczego nie miałabyś tego zrobić i przeprowadzić się do innego miasta, na przykład do San Francisco.
Ostatnie zdanie samo wyfrunęło mu z ust. Utkwił wzrok w pięknym krzaku róży za plecami Molly.
– Nie miałem na myśli, że… – zaczął.
– Nie, oczywiście że nie – powiedziała, znowu chłodna i opanowana. – Mężczyźni rzadko mają to na myśli.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nic. Przepraszam, mam za sobą długi dzień. Spędziłam w Denver kilka lat z Loueyem. Już idziemy, Emmo!
Emma stała cierpliwie na schodach, czekając, aż matka znajdzie klucz. W końcu Molly przekręciła klucz w zamku i pchnęła drzwi.
– Wszystko wygląda tak porządnie, bo wynajęłam ogrodnika – wyjaśniła. – Jedna z moich sąsiadek miała zaglądać do domu i podlewać kwiatki, ale na pewno meble są mocno zakurzone i…
Molly przerwała. Poczuli ohydny odór, ledwo weszli do niewielkiego holu.
– Mamo, niedobrze mi – powiedziała Emma, cofając się do wyjścia. – Cuchnie tu tak samo jak w domu Ramseya, pamiętasz?
Ramsey chwycił Emmę, nim zdążyła wybiec na zewnątrz.
– Trzymaj się za mną, Em. Twoja mama i ja sprawdzimy tylko, co się dzieje. Idź za mną, kochanie.
– Och, nie! – jęknęła Molly.
Jej kolorowy i przytulny salon, połączony kształtnym, zwieńczonym łukiem przejściem z jadalnią, pełen jedwabnych poduszek, pięknie oprawionych akwarel i fotografii oraz pociągniętych jasnymi, wesołymi farbami starych mebli był zupełnie zdewastowany. Nawet pnące rośliny wyrwano z doniczek i rzucono na drewnianą podłogę.
– Spakujemy te rzeczy, które nadają się do noszenia, zabierzemy wasze paszporty, jeśli są całe, i wynosimy się stąd – powiedział Ramsey energicznym tonem. – Na policję zadzwonimy już z hotelu.
– Muszę też zadzwonić do sąsiadów i do firmy, która zajmuje się sprzątaniem. Kto to zrobił i dlaczego? Czy to wszystko kiedykolwiek się skończy?
– Skończy się. Już się skończyło. Wasz dom został zniszczony wiele dni temu.
Półtorej godziny później policjanci weszli do składającego się z dwóch sypialni apartamentu na dziewiątym piętrze hotelu Brown Palace. Pokoje były duże i wygodne, ale zdecydowanie przegrzane. Ramsey otworzył wszystkie okna i kazał obsłudze włączyć klimatyzację. Emma siedziała na kanapie, oglądając film rysunkowy w telewizji.
Ramsey, Molly oraz detektyw Mecklin z wydziału kryminalnego w Denver zajęli miejsca przy okrągłym stole w drugim końcu salonu. Parę minut temu kelner przyniósł dzbanek świeżej kawy, filiżanki i talerz z ciasteczkami.
Detektyw Mecklin powoli przeżuwał herbatnik z płatkami owsianymi, stanowiący specjalność kuchni Brown Palace.
– Mówiłam już, że moja sąsiadka regularnie zaglądała do domu, aby podlać kwiatki – powiedziała Molly. – Trzy dni temu wszystko było w porządku. Jeden z waszych ludzi teraz z nią rozmawia, prawda?
– Tak – odparł Mecklin. – Wątpię jednak, czy coś widziała, bo już by do mnie zadzwonili. Temu, kto to zrobił, na pewno nie brakowało bezczelności. Przestaliśmy pilnować pani domu pięć dni temu.
Rozległ się dzwonek hotelowego domofonu i po chwili do salonu wszedł towarzyszący Mecklinowi młody policjant, prowadząc specjalnego agenta FBI Anchora, ubranego w ciemny garnitur i białą koszulę z wąskim, ciemnym krawatem.
Molly z trudem stłumiła jęk. Mecklin był do zniesienia, ale agent Anchor?!
– Witam, pani Santera. Nadal się zastanawiam, czy nie powinienem pani aresztować.
– To miło z pana strony – rzuciła Molly, czując, jak jej napięcie ustępuje miejsca złości.
Była wściekła i wcale nie czuła się z tym źle. Wyprostowała się i obdarzyła Anchora chłodnym uśmiechem. Nagle przypomniała sobie, że tak samo zachowuje się jej ojciec. Od pierwszej chwili miała ochotę zgasić tego aroganckiego, zarozumiałego faceta, który zjawił się w jej domu wkrótce po porwaniu Emmy. – Czy już zdecydował się pan, pod jakim zarzutem? Może za to, że sama znalazłam moją córeczkę? Albo że udało mi się uciec przed płatnymi zabójcami? A może oskarży mnie pan, że nie oddałam dziecka w pańskie niekompetentne ręce? Nie, skądże znowu! Już wiem – aresztuje mnie pan za to, że wykonałam pańską robotę!
Trafiła w czuły punkt. Anchor zaczerwienił się, zacisnął pięści. Wyglądał tak, jakby lada chwila miał wybuchnąć. Molly uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Mam jeszcze lepszy pomysł! – dorzuciła. – Może zastanowi się pan, czy nie aresztować mnie za to, że zdewastowałam własny dom?
Agent Anchor zdołał się opanować, zdobył się nawet na nieco sztywny uśmiech. Zaskoczony Ramsey pomyślał, że może z czasem Anchor przestanie być takim potwornym bucem.
– Pani żartobliwy stosunek do sprawy nie jest chyba najwłaściwszy – oświadczył. Spojrzał na Ramseya i podniósł ciemne brwi. – Pana twarz jest mi znana – rzekł, nie doczekawszy się odpowiedzi na nieme pytanie.
– Nic dziwnego – włączył się detektyw Mecklin, przełykając kęs następnego herbatnika z płatkami owsianymi. = To sędzia Ramsey Hunt, ten, o którym bez przerwy gadają ludzie z San Francisco i Chicago.
Agent Anchor zesztywniał. Był przyzwyczajony do całkowitej uległości ze strony świadków i osób przesłuchiwanych, tymczasem Molly Santera i ten Hunt traktowali go jak tępego gliniarza z dowcipów.
– Co pan tutaj robi? – zapytał. Ramsey się uśmiechnął.
– Widzi pan, agencie Anchor, mój dom w San Francisco został potraktowany w identyczny sposób jak dom pani Santera, przyszło nam więc do głowy, że może te dwie sprawy coś łączy. Jak pan myśli? Rule Shaker jest chyba bardzo drobiazgowym człowiekiem, prawda?
– Nie podoba mi się pańskie poczucie humoru – burknął Anchor. – Znam wszystkie okoliczności sprawy. Niezależnie od wszystkiego, pani Santera nie powinna była sama wyruszać na poszukiwanie córki i odmawiać powrotu do Denver po jej odnalezieniu. Dołożyła wszelkich starań, żeby utrudnić mi prowadzenie dochodzenia. – Obrzucił Molly spojrzeniem pełnym nieskrywanej antypatii. – Nie powinna była też obrażać mnie, kiedy się tu zjawiłem. Niczym sobie na to nie zasłużyłem. Gdyby posłuchała mojej rady, być może jej mąż nadal by żył. Ale cóż, dzięki tym wszystkim zabiegom zdobyła względy żywego sędziego, prawda?
Molly zerknęła na Emmę, która nie spuszczała wzroku z ekranu telewizora. Potem podniosła się i kopnęła agenta Anchora w kostkę. Anchor jęknął z bólu, chwycił się za nogę, a następnie wyprostował się bardzo powoli i z godnością.
– Aresztuję panią za obrazę agenta federalnego – powiedział, kiedy był już w stanie wydobyć głos z gardła.
– Nic z tego nie będzie – oświadczył Ramsey. – Szczerze mówiąc, Molly zrobiła to, na co sam miałem wielką ochotę. Niech pan przestanie robić z siebie durnia, agencie. – Wziął Anchora pod rękę i zbliżył usta do jego ucha. – Wydaje mi się, że popełnia pan spory błąd – rzekł cicho. – Proszę posłuchać, Molly Santera nie jest swoim ojcem. Niech pan spróbuje to zapamiętać. A teraz, jeżeli zacznie pan zachowywać się jak normalny człowiek, usiądziemy i postaramy się pomóc sobie nawzajem. Jeżeli ta uczciwa propozycja się panu nie podoba, zadzwonię do pańskiego szefa oraz agentów Savicha i Sherlock, i porozmawiamy wszyscy razem, ale już w trochę innym tonie. Decyzja należy do pana, agencie Anchor.
Agent Anchor nie był zadowolony. Na domiar złego wszystko wskazywało na to, że sprawa zabójstwa tego farmera z Loveland nigdy nie zostanie oficjalnie rozwiązana. Dotąd nie udało się też znaleźć zboczeńca, który porwał i molestował dziewczynkę, a wszystkie te niepowodzenia zaczęły się z chwilą, kiedy Molly Santera opuściła Denver i zaczęła szukać córki na własną rękę.
Ramsey Hunt bardzo się co do niej mylił – była dokładnie taka sama jak jej ojciec, Anchor zrozumiał to w chwili, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. To przez nią zawalił sprawę, a teraz ten cholerny sędzia bierze jej stronę. I w dodatku zna Savicha…
Detektyw Mecklin podniósł się zza stołu, strzepując okruszki ciasteczek z szerokiego czerwonego krawata i niedopinającej się na brzuchu białej koszuli.
– Słuchajcie, ta sprzeczka nie prowadzi do niczego dobrego – zauważył. – Agencie Anchor, proszę usiąść, oczywiście jeżeli sędzia Hunt nie ma nic przeciwko temu…
– Jest tutaj moja córka – odezwała się Molly. – Dzieci słyszą. i zapamiętują większość rzeczy, które mówią dorośli. Myślę, że powiedzieliśmy sobie wystarczająco dużo.
Agent Anchor spojrzał na Emmę, która żuła gumę, zdecydowanie za szybko. Miał dwoje dzieci i dobrze wiedział, kiedy uważnie słuchają tego, czego nie powinny nigdy usłyszeć. I jeszcze ten przeklęty sędzia…
– Słusznie – rzekł agent Anchor i usiadł. W pokoju zapadła martwa cisza. Przerwał ją detektyw Mecklin, sięgając po kolejne ciasteczko i wbijając w nie zęby.
– Jeżeli wszystkie te wydarzenia są ze sobą powiązane, wydaje się oczywiste, że stoi za nimi osoba posiadająca władzę i pieniądze – powiedział. – Czyli to, czego nie brakuje Rule’owi Shakerowi.
– Ale dlaczego zniszczyli mój dom? – zapytała Molly. – Dla zabawy?
– Załóżmy, że miało to miejsce dwa lub trzy dni temu – rzekł detektyw Mecklin. – Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zginął pani były mąż. Może jest to fragment tej samej układanki. Podobno Shaker szykował zamach na panią i pani córeczkę, aby zmusić Loueya Santerę do posłuszeństwa.
– I wszystko to dla pieniędzy? Czy po to, żeby wziąć Loueya na smycz? To przecież kompletne szaleństwo!
Agent Anchor nalał sobie kawy, przełknął łyk i uzupełnił zawartość filiżanki śmietanką.
– Ludzie tacy jak Shaker nigdy nie pozwolą, żeby ktoś wydmuchał ich na milion dolców. Muszą pilnować swojej reputacji, której podstawą jest, jak wiadomo, paniczny strach przed nimi. Poza tym nie ulega wątpliwości, że Shaker ma dość pieniędzy, aby wynająć najlepszych zawodowców.
– Jasne, że Shaker to zrobił – przytaknął Mecklin. – Możecie mi wierzyć, jest już po wszystkim.
– Najprawdopodobniej ma pan rację – powiedział Ramsey. – Nie ma innego wyjaśnienia tej sprawy, chyba że panu przychodzi coś do głowy, agencie Anchor?
Agent Anchor potrząsnął głową.
– Nie. Intuicja podpowiada mi właściwe rozwiązanie. Czy Savich odkrył coś interesującego na tym swoim cholernym laptopie?
– Na razie nic konkretnego – odparł Ramsey. Anchor pokręcił głową. Resztkę włosów miał obcięte na bardzo króciutkiego jeża, poza tym był prawie zupełnie łysy.
– Pamiętam, jak kiedyś byłem w Waszyngtonie, na jakimś zebraniu, na które przyszedł również Savich. Osoba protokołująca porządek spotkania zapytała go, jakiej płci jest teraz jego laptop. Nikt się nie roześmiał.
Ramseyowi nie podobało się, że ktoś taki jak Anchor na jego oczach zaczyna demonstrować cechy ludzkie, gdy tymczasem on, Ramsey, zdążył już zdecydować, że Anchor raczej nigdy nie będzie normalnym człowiekiem. Cóż, może facetowi znowu się pogorszy.
Zobaczył, że Emma śpi, zwinięta w kłębuszek na kanapie, z pianinem przyciśniętym do boku. Jedna nogawka jej dżinsów podwinęła się i Ramsey widział brzeg różowej skarpetki, wystającej znad tenisówki Nike. Pomyślał, że zdążył już przywyknąć do silnego wzruszenia, jakim zawsze reagował na widok dziewczynki. Przełknął ślinę. Zauważył, że druga skarpetka jest biała, nie różowa. Nie da się ukryć, że dla nich wszystkich był to ciężki dzień. Wstał, nie spuszczając wzroku z Emmy.
– Widzę, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi – powiedział. – Chyba nie powinniśmy byli do was dzwonić. To tylko strata czasu, dla was i dla nas.
– Nie – odparł detektyw Mecklin, również podnosząc się z fotela. – To po prostu część dochodzenia. Może uda nam się znaleźć jakiś ślad w domu. Wcześniej czy później na pewno dopadniemy tego drania, który skrzywdził Emmę. FBI bardzo zależy, żeby go znaleźć. Hej, agencie Anchor, może moglibyście przyskrzynić go za oszustwa podatkowe, co?