Rozdział 28

Ramsey umył zęby, zakręcił tubkę pasty, wypłukał szczoteczkę i postawił ją w szklance na półeczce nad umywalką. Sięgnął ręką w głąb kabiny prysznicowej, żeby puścić wodę, gdy nagle coś usłyszał. Wyprostował się i odwrócił twarzą do drzwi łazienki. W progu stała Molly. Ubrana była w bawełnianą koszulkę nocną, włosy miała potargane, a oczy zastanawiające bystre i czujne. Wpatrywała się w jego członek.

– Molly?

– Co? Och, przepraszam cię, Ramsey… Nie zdawałam sobie sprawy, że tu jesteś i…

Umilkła, lecz ani na chwilę nie przestała mu się przyglądać. Nawet kiedy się odezwała, nie podniosła oczu na jego twarz, co tam twarz, nawet na jego piersi.

– Lepiej już pójdę – powiedziała, nadal nie patrząc mu w oczy.

– Wezmę tylko prysznic, to potrwa najwyżej parę minut.

– Wytrzymam – odparła i już jej nie było.

Ramsey zerknął w dół. Jego penis nabrzmiewał, i to szybko. Co tam, do diabła, jest przecież mężczyzną, a mężczyźni nie mają władzy nad swoimi członkami. Penis jest jedynym całkowicie niezależnym organem męskiego ciała… Cóż, biorąc pod uwagę, ile czasu spędzili razem, można się tylko dziwić, że coś takiego nie wydarzyło się znacznie wcześniej.

Dokładnie namydlając pierś i brzuch, pomyślał, że chciałby zaskoczyć Molly w podobnej sytuacji. Ciekawe, jak by się zachowała, gdyby stał tak, pochłaniając wzrokiem jej ciało i nie podnosząc oczu powyżej piersi. Ciekawe, co myślała o jego ciele… Widywała już go z erekcją, zwłaszcza rankami, kiedy obydwoje spędzali noc w tym samym pokoju, nigdy jednak nie widziała go nagiego.

W ciągu ostatniego miesiąca nie ćwiczył ani razu, nie licząc sesji z Savichem w imponującej siłowni Masona Lorda. Oczywiście że dużo spacerował i napędzał swój układ krążenia rozmaitymi stresami, ale to nie to samo. Musiał poćwiczyć, organizm domagał się porządnej porcji wysiłku. Napiął mięśnie i przeciągnął się. Ciekawe, czy w Irlandii są jakieś dobrze wyposażone siłownie… Powinien chodzić jeszcze więcej niż dotąd, może, zamiast sztangi, nosząc Emmę na barana.

Zaczął pogwizdywać pod nosem. I co o mnie myślisz, Molly? Spodobało ci się to, co zobaczyłaś? Po paru minutach wyszedł z łazienki, umyty i kompletnie ubrany.

– Łazienka do twojej dyspozycji – powiedział z uśmiechem. Zmusiła się, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.

– Dziękuję – odparła.

Tego samego dnia późnym popołudniem siedzieli na brzegu urwiska w Moher, czekając, aż wielka, błyszcząca słoneczna kula zanurzy się w falach Atlantyku. Ramsey wziął Molly za rękę, podniósł ją do warg i ucałował każdy jej palec z osobna. Natychmiast znieruchomiała z przerażenia, niczym jeleń w świetle samochodowych reflektorów.

– Emma nie patrzy na nas w tej chwili – odezwał się cicho, nie wypuszczając jej dłoni. – Chyba chce, żebyśmy kupili jej jeszcze jeden celtycki pierścionek u tamtego sprzedawcy. Obejrzała całą biżuterię, jaką ma w gablocie. Nie spuszczam z niej lewego oka, nie martw się. Wiesz, Molly, sądzę, że powinniśmy się pobrać. Co ty na to?

Molly zerwała się na równe nogi i zrobiła trzy kroki do tyłu. Ramsey nie ruszył się z miejsca, odwrócił tylko głowę i spojrzał na nią. Potem przeniósł spojrzenie na Emmę, która teraz znajdowała się w odległości trzech metrów od nich, trzymając się w pobliżu młodego małżeństwa z dwiema małymi dziewczynkami.

Molly zaplotła ramiona za plecami i energicznie potrząsnęła głową. Jej rude włosy natychmiast ułożyły się w dziką aureolę, loki rozsypały się we wszystkich kierunkach. Wyglądała naprawdę pięknie. Słońce chyliło się ku zachodowi za jej plecami, przeobrażając czerwonawe sprężynki włosów w płynny metal.

– Myślisz, że musisz się ze mną ożenić? – zapytała niskim głosem, starannie unikając jego wzroku. – Tylko dlatego, że zobaczyłam cię dziś rano nagiego i że zagapiłam się na ciebie, a moje małe serduszko zapłonęło pożądaniem? Przecież to bez sensu, Ramsey. Przyznaję, że wyglądasz najbardziej atrakcyjnie ze wszystkich mężczyzn, których widziałam w podobnej sytuacji…

– To znaczy ilu?

– Dwóch.

– Umieram z radości.

– Dwóch razem z tobą.

– Cofam to, co przed chwilą powiedziałem.

– Nie wygłupiaj się. Widziałam wiele zdjęć i filmów z nagimi lub prawie nagimi mężczyznami. Wyglądasz lepiej od tych najprzystojniejszych i na pewno dobrze o tym wiesz, przecież nie jesteś ślepy i głupi. – Przerwała nagle, jakby dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, co mówi, i wydęła wargi jak zirytowana nauczycielka. – Nadal pamiętam, jak wyglądałeś dziś rano, ale nie chcę o tym więcej mówić. Tak, mam dosyć rozmowy o twoim ciele.

Dobrze się składa, pomyślał Ramsey, który poczuł, że znowu ma erekcję. Dobrze się składa, bo jesteśmy w miejscu publicznym i na dokładkę bardzo chce mi się śmiać.

– W porządku, wystarczy, przynajmniej na razie. A skoro już o tym mówimy – nie poprosiłem cię o rękę dlatego, że zaskoczyłaś mnie w łazience na golasa. Jeśli mam być szczery, to zastanawiałem się, jak to możliwe, że nie przydarzyło nam się to wcześniej. Czy myślisz, że czułabyś się moralnie zobowiązana do oświadczyn, gdybym to ja ciebie zastał w takim stanie?

– O Boże, zapadłabym się chyba pod ziemię… Nie jestem taka piękna jak ty, Ramsey. Jestem… Jestem strasznie koścista.

Przez chwilę w milczeniu obserwował jej twarz i cudowne włosy.

– Nigdy więcej tak o sobie nie mów – warknął w końcu. – Nie masz pojęcia, jak mnie to wkurza.

Z trudem przełknęła ślinę i spuściła głowę.

– Przecież to prawda…

– Bzdury, nieprawda. – Zerknął na opadające coraz niżej słońce. – Siadaj – powiedział, nie patrząc na nią. – Nie chcę, żebyś to przegapiła.

– Więc nie trzeba było tego mówić właśnie w takiej chwili. To przez ciebie zachód słońca stracił dla mnie cały urok.

– Pomyślałem, że połączenie takich dwóch rzeczy właśnie w tej chwili to doskonały pomysł…

Molly spojrzała na Emmę, która teraz bawiła się z dwiema dziewczynkami pod okiem ich rodziców. Pomachała im. Matka dziewczynek odpowiedziała tym samym gestem. Molly usiadła powoli i ostrożnie, jakby miała na sobie sukienkę z tak przejrzystej tkaniny, że Ramsey mógłby bez trudu zobaczyć przez nią całe ciało. Skrzyżowała nogi i oparła dłonie na kolanach.

Paznokcie miała obcięte krótko, porządnie. Ubrana była w czarne dżinsy i czarne buty do połowy łydki, a jej jaskrawożółtą kurtkę wydymał na plecach wieczorny wiatr. Nie patrzyła na Ramseya, lecz na intensywnie czerwone słońce, które stało już tak nisko nad wodą, że barwiło ją na kolor krwi.

– Byłeś żonaty?

Przechodzimy do konkretów, pomyślał.

– Tak. Ożeniłem się, kiedy miałem dwadzieścia dwa lata i dopiero zaczynałem studia na wydziale prawa.

– Zrobiłeś jej dziecko? – zapytała z wystudiowanym cynizmem.

– Nie. Była żołnierzem oddziału komandosów, właśnie przeszła podstawowe szkolenie i dowództwo wysyłało ją do jakiegoś zapomnianego przez Boga miejsca w Afryce. Zależało nam, żeby pobrać się przed jej wyjazdem.

– Co było dalej?

– Byliśmy szczęśliwi. Moja żona żyła w wiecznych rozjazdach, zawsze w drodze, ale nie narzekaliśmy. Powiedziała, że dzieci wolałaby mieć trochę później. Zgodziłem się. A później… Później było już za późno.

Wszystkie jego mięśnie napięły się nagle, skóra pokryła się cienką warstewką wilgoci, zupełnie jak tamtego dnia, kiedy wyszedł z sali sądowej, szczęśliwy, bo właśnie wygrał ważny proces, i zobaczył czekających na niego mężczyznę i kobietę, oboje w mundurach. O tak, w tamtej chwili zrozumiał wszystko, wiedział, że Susan nie żyje…

– Zginęła. Jej helikopter rozbił się na pustyni w Kuwejcie, pod koniec wojny w Zatoce, w 1991 roku. W następnym tygodniu miała wracać, do domu.

– Przykro mi – szepnęła Molly. – Tak mi przykro…

– Życie bywa cholernie paskudne. Położyła mu rękę na ramieniu.

– Nie, wcale nie musisz zachowywać się jak twardy mężczyzna…

– Dlaczego nie? – zapytał gniewnie, odwracając się do niej. – Teraz mogę przynajmniej mówić o tym spokojnie i po męsku, ale przez bardzo długi czas nie potrafiłem nawet wymówić jej imienia, bo natychmiast łzy napływały mi do oczu i zaczynałem płakać jak bóbr. Poza tym przecież właśnie ty wiesz najlepiej, że życie naprawdę bywa cholernie paskudne…

Nie rozumiała, co czuje, ponieważ jej własne doświadczenia w małżeństwie były zupełnie inne.

– Musiałeś ją bardzo kochać – odezwała się po chwili.

– Tak, ale Susan zginęła wiele lat temu, Molly. Jest też faktem, że nie znaliśmy się zbyt dobrze, bo prawie nigdy nie było jej w domu. Kiedy wracała, każdą chwilę spędzaliśmy w łóżku, aż do jej następnego wyjazdu. Oczywiście także rozmawialiśmy, ale nie pamiętam, o czym, chociaż nie raz usiłowałem to sobie przypomnieć. Trudno uwierzyć, ale więcej wiem o tobie niż o niej. Nie pamiętam na przykład, w jaki sposób wyciskała pastę z tubki, natomiast wiem, że ty robisz to od środka. Nie mam pojęcia, w czym lubiła sypiać, a wiem, że ty uwielbiasz powłóczyste nocne koszule. Widziałem, jak głaskałaś jedną, miałaś ogromną ochotę ją spakować. Oczywiście, w mojej obecności nosisz tylko te bawełniane pokrowce od szyi po palce u nóg. Nie wiedziałem, co Susan lubiła jadać na śniadanie. Ty lubisz płatki Grape’Nuts, chyba że akurat bardzo ci się spieszy, bo wtedy w ogóle nie jesz śniadania. Lubiła moje ciało i mówiła mi o tym wiele razy, ale nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek spojrzała na mnie tak jak ty dziś rano. Miałaś ochotę oblizać się jak kot na widok śmietanki, Molly. Byłaś zbyt zaabsorbowana, żeby chociaż raz spojrzeć mi w oczy. Poczułem się jak bożek seksu, to było wspaniałe… Czy to nie dziwne? Byliśmy małżeństwem przez prawie trzy lata, ale wcale się dobrze nie znaliśmy…

Spojrzał na słońce, potem poszukał wzrokiem Emmy. Śmiała się z czegoś, co powiedziała jedna z dziewczynek. Po tym, jak porywacz usiłował zabrać jaz plaży nieomal na jego oczach, co kilkanaście sekund sprawdzał, czy mała nadal jest w pobliżu.

– Może rzeczywiście dziwne… – mruknęła Molly. – Ale ja także nie znałam dobrze Loueya. Zwykle nie było go w domu, podobnie jak Susan, tylko że on, w przeciwieństwie do niej, po powrocie zawsze zachowywał się jak ostatni idiota. – Westchnęła. – Od śmierci Loueya minął dopiero tydzień, ale mnie się wydaje, że upłynęło znacznie więcej czasu. Boże, mam wrażenie, że znam cię od zawsze.

– To dlatego, że wydarzenia, w których uczestniczyliśmy, były wyjątkowo dramatyczne. Takie przeżycia bardzo zbliżają ludzi.

– Chyba tak… – Przez chwilę w skupieniu wpatrywała się w jego twarz w charakterystyczny dla siebie sposób, jakby zamierzała zrobić mu zdjęcie. – Ty natomiast wyciskasz pastę od samego dna, starannie zwijając tubkę. Czy śpisz nago, kiedy jesteś sam?

– Najczęściej.

– Słuchaj, Ramsey, mój ojciec jest gangsterem, a ty sędzią federalnym…

– Poradzę sobie z twoim ojcem. Wolałbym, co prawda, mieć do czynienia z twoją macochą, ale cóż, obejdę się smakiem.

Molly uśmiechnęła się z rozbawieniem.

– Eve to naprawdę osoba jedyna w swoim rodzaju, co?

– Tak. Przez większość czasu, jaki spędziliśmy w domu twojego ojca, dałbym sobie rękę uciąć, że wyszła za niego dla forsy, ale zdarzały się chwile, kiedy byłbym gotowy przysiąc, że kierowała się zupełnie czym innym. – Wzruszył ramionami. – Może pewnego dnia dowiemy się, na czym jej rzeczywiście zależy.

– Mój ojciec traktuje ją jak kompletne zero.

– Rzeczywiście, ma drobny problem z podejściem do kobiet, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że to się zmieni.

Zerknął na Emmę. Razem z pozostałą dwójką dzieci pod okiem ich ojca rozkładała latawiec. Uśmiechnął się. Emma doskonale wiedziała, jak poradzić sobie z tym zadaniem. Molly okazała się doskonałą nauczycielką. Pamięć natychmiast podsunęła mu obraz Emmy, biegnącej z latawcem przez łąkę przed domkiem w górach. Zaraz potem pojawili się ci mężczyźni z bronią… Wydawało mu się, że to wszystko wydarzyło się w innym życiu, innemu Ramseyowi Huntowi. Otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

– Wróćmy do zasadniczego tematu, Molly. Żadne z nas nic nie poradzi na to, że ma takich, a nie innych rodziców. To nie jest największy problem, wierz mi.

– Opowiedz mi o swoich rodzicach.

– Ojciec jest dentystą. Kiedy spotyka kogoś po raz pierwszy, z zaciekawieniem przygląda się jego zębom, zupełnie jakby miał do czynienia z koniem. Masz wspaniałe uzębienie, więc najprawdopodobniej zakocha się w tobie od pierwszego wejrzenia. Mój staruszek nie jest zbyt skomplikowanym człowiekiem. Wystarczy pokazać mu piękne zęby i już jest w siódmym niebie. Mama jest emerytowaną nauczycielką historii, uczyła w liceum. Kiedy powiedziałem, że idę na prawo, rozpłakała się. Uważa, że wszyscy prawnicy to ostatni dranie. Wybaczyła mi dopiero wtedy, kiedy na kolanach przysiągłem, że będę zawsze bronił porządnych ludzi. Była dosyć zadowolona z mojej pracy prokuratora, ale nadal opowiada mi wszystkie kawały o prawnikach.

– A kiedy pracowałeś jako obrońca z urzędu? Ramsey pochylił głowę.

– Na szczęście to trwało tylko półtora roku. Nienawidziłem tej roboty.

– Więc?

– Nic jej nie powiedziałem. Odkąd jestem sędzią, traktuje mnie tak, jakbym wchodził w skład Sądu Najwyższego i zadaje mi najróżniejsze pytania na temat Sandry Day O’Connor oraz Ruth Bader Ginsburg, które miałem okazję widzieć tylko raz w życiu. Moja mama jest wspaniałą kobietą i w niczym nie przypomina Eve. Mam też dwóch starszych braci. Jeden jest zawodowym wojskowym, w randze generała z dwoma gwiazdkami. Ma troje dzieci. Drugi, Tony, zajmuje się przygotowywaniem przemówień dla polityków, mieszka w Waszyngtonie, ma bardzo miłą żonę i dwoje dzieci. Żadne z nich nie bierze prochów ani nie siedzi w więzieniu.

Spojrzał na Emmę dokładnie w tej samej chwili, kiedy zrobiła to Molly. Ich oczy się spotkały. Uśmiechnęli się do siebie.

– Chyba już do końca życia będę co parę sekund sprawdzać, co dzieje się z Emmą. – Westchnęła. – Na pewno nie schowam antenki nawet wtedy, kiedy będzie dorosła.

– Chciałabyś mieć więcej dzieci?

– Kto wie… Dwoje, może nawet troje… Lubię dzieci.

Ramsey uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech. Teraz wypuścił powietrze z płuc i roześmiał się.

– Ja również myślałem o trójce. Mam trzydzieści cztery lata, Molly. Jak na sędziego jestem bardzo młody, ale mój zegar biologiczny tyka. Słyszałem, że mężczyźni powinni mieć dzieci przed czterdziestką, bo w tym wieku ryzyko powikłań genetycznych jest znacznie mniejsze.

Lekko trąciła go w nogę.

– Chodzi ci o to, że po czterdziestce będziesz zbyt brzuchaty i zmęczony życiem, żeby dotrzymać dzieciom kroku?

Nachylił się, ujął jej podbródek i pocałował jaw usta. Potem cofnął głowę i popatrzył na nią uważnie.

– Masz też bardzo piękne oczy. W tej chwili są odrobinę nieprzytomne, ale to także mi się podoba…

Obejrzeli się, słysząc głośne oklaski. Emma biegła w dół zbocza, ciągnąc unoszący się wysoko w powietrzu latawiec. Z wyczuciem rozwijała sznurek, dokładnie tak, jak nauczyła ją Molly. Śmiała się, a wiatr targał jej włosy. Purpurowy cień słońca spłynął na wodę i zniknął.

Ramsey spojrzał na Molly i znowu na Emmę. Na jego twarzy malowała się czułość i spokojna radość.

– Obydwoje jesteśmy dosyć inteligentni – powiedział cicho. – Poradzimy sobie ze wszystkimi trudnościami. Dajmy sobie szansę, Molly.

– Mógłbyś pocałować mnie jeszcze raz, Ramsey?

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Drugi pocałunek trwał nieco dłużej, lecz Ramsey nie pozwolił, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Posmakował jej ślinę, leciutko uszczypnął zębami dolną wargę i zapragnął, aby rozchyliła usta, tylko odrobinę… Z drugiej strony może jednak lepiej, że tego nie zrobiła, bo sam nie był pewien, czy powinien wsuwać język w jej usta właśnie tutaj, na urwisku w Moher, z Emmą oddaloną od nich najwyżej o dziesięć metrów.

Cofnął się. Bardzo jej pragnął, chyba bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety. Jeśli miał być szczery, to nie bardzo potrafił sobie przypomnieć, jak się czuł, kiedy był z Susan. Susan należała do przeszłości, przeszłości, która kryła drogie mu wspomnienia i z każdym dniem spędzonym z Molly i Emmą stawała się coraz mniej wyraźna.

Znalazł nowy cel w życiu, nowe uczucia, których siła czasami zupełnie go zaskakiwała. Pocałował ją znowu, lekko, tylko na próbę i nagle uświadomił sobie, że oni dwoje naprawdę doskonale się znają. Uśmiechnął się, usiłując zgadnąć, o czym teraz myśli. Molly wiedziała, dlaczego on chce się z nią ożenić, wiedziała i akceptowała to. Ramsey kochał Emmę i pragnął zawsze się nią opiekować. Aby spełnić to pragnienie, musiał zostać mężem jej matki. Molly powoli polizała dolną wargę w miejscu, gdzie uszczypnął ją zębami.

– Zależy ci tylko na tym, żeby dalej czuć się jak bożek seksu – zamruczała. Uwielbiał jej poczucie humoru, chociaż tak rzadko dawała mu wyraz. Jej życie było ostatnio bardzo ponure, ale właśnie dlatego żartobliwe uwagi, które czasem od niechcenia rzucała, wydawały mu się tak cenne. Cieszył się, że będzie mógł śmiać się wraz z nią przez resztę życia, jeżeli, oczywiście, zdecyduje się za niego wyjść.

– Jak na to wpadłaś? – zapytał.

Obserwowała go bez słowa, badawczym wzrokiem, z przechyloną na bok głową, znowu tak, jakby chciała go sfotografować.

– Seks to część umowy – powiedziała w końcu. – Wiem, że podobają ci się moje włosy, a nawet moje oczy. Ale jestem chuda i koścista, o czym także wiesz. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, żeby się ze mną kochać?

Ani na moment nie przestał patrzeć jej prosto w oczy.

– Zdaję sobie sprawę, że tego właśnie oczekuje się od mężczyzny, więc spróbuję.

Roześmiała: się. Miała ochotę położyć dłoń na jego udzie i powoli przesunąć ją wyżej, ale nie zrobiła tego.

– Co z Emmą? – zapytała trzeźwo.

– Myślę, że na początku będziemy musieli się ukrywać albo trzymać się z daleka od siebie. Mówiłem doktor Loo, że Emma chce spać w tym samym pokoju, a najlepiej w łóżku, co my obydwoje, przynajmniej jedno z nas. Powiedziała, że nie ma się czym martwić, i choć właściwie dzieci nie powinny stale sypiać z rodzicami, ale ta sytuacja jest zupełnie inna. Doktor Loo uważa, że Emma sama zechce to zrozumieć, kiedy będzie na to gotowa. Więc jak, Molly, wyjdziesz za mnie?

Molly wstała i starannie otrzepała siedzenie z piasku.

– Wygląda na to, że tamci ludzie już się zbierają – zauważyła. – Chodźmy powiedzieć Emmie, że będzie miała nowego tatusia. – Ruszyła w stronę córki, lecz rzuciła Ramseyowi szeroki uśmiech przez ramię. – Tak, uwolnię pana od tego straszliwego cierpienia, sędzio Hunt.

– Powiedz to! – zawołał wystarczająco głośno, aby kilka osób odwróciło się i spojrzało na Molly. – Chcę usłyszeć, jak to mówisz!

Wiedziała, że ludzie patrzą na nią i słuchają, więc zaśmiała się głośno, kręcąc głową.

– Wyjdę za ciebie! – odkrzyknęła. – Z radością zostanę twoją żoną! Rozległy się oklaski. Kilku mężczyzn jęknęło głośno, lecz zaraz umilkli, skarceni przez żony.

– Wspaniale – powiedział, podchodząc do niej. – Więcej niż wspaniale. Teraz będziemy prawdziwą rodziną. Tak, bardzo mi się to podoba. – Spojrzał na Emmę i jej nowe koleżanki. – Wydaje mi się, że ojciec dziewczynek chce dać Emmie latawiec. Podziękujmy im za opiekę. – Nagle zatrzymał się i przyciągnął Molly do siebie. – Mówiłem ci już, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam? I że z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza?

– Nie. Mówiłeś mi tylko, że mam piękne włosy.

– Bo to prawda. Przyznaję, że to twój największy urok. – Podniósł rękę i okręcił grube pasmo rudych włosów dookoła palca. Uśmiechnął się. – Są jak sprężysty jedwab. Tak, jesteś piękna, Molly. Każda chuda kosteczka w twoim ciele jest piękna… – Zerknął na Emmę, która biegła ku nim, zdyszana i zadowolona, ciągnąc za sobą latawiec. – Jesteś pewna, że wystarczająco ci się podobam?

– Jestem pewna. – Molly spuściła głowę i dokładnie otrzepała z piasku czubek buta. Potem spojrzała na niego spod rzęs, robiąc zeza. – W szczególny sposób podoba mi się twoje ciało.

Przez sekundę myślała, że Ramsey chwyci ją w objęcia, co bynajmniej nie sprawiłoby jej przykrości, ale nie zrobił tego.

– Doskonale – odparł z uśmiechem. – To dobry początek. Weźmy ślub zaraz po powrocie do domu. Moglibyśmy zatrzymać się w Nevadzie, a teraz zrobić sobie miesiąc miodowy przed ślubem, co ty na to?

Czym właściwie jest miłość, pomyślała Molly i powoli skinęła głową. Nie zdążyli ani nacieszyć się miesiącem miodowym w Irlandii, ani powiedzieć Emmie, że będzie miała nowego tatusia.

W recepcji zamku Dromoland czekał na nich faks od Savicha oraz dwie wiadomości telefoniczne. Polecieli prosto z lotniska Shannon do Chicago klasą business, w środkowej części samolotu, gdzie mieszczą się trzy siedzenia. Emmą, która siedziała między nimi, przespała prawie całą podróż, podparta trzema poduszkami i przykryta kocem. Nie wypuściła z ręki elektrycznego pianina, którego klawisze wystawały spod wełnianego pledu.

W apartamencie zamku Dromoland pianino leżało w kącie, pozornie zapomniane, aż do chwili, kiedy zadzwonił telefon, Molly zbladła, Ramsey zaklął pod nosem i zaczęli się pospiesznie pakować.

Molly zobaczyła, że sznurowadło jednej tenisówki Emmy rozwiązało się i zwisa aż do podłogi. Chwilę patrzyła na nie bezmyślnie, a potem zdjęła tenisówkę z małej stopy w skarpetce w kratkę. Uprała tę parę poprzedniego wieczoru.

Nie mówili zbyt wiele, bo życie znowu wymknęło się spod kontroli. Molly była zupełnie odrętwiała, nie czuła nic, jakby jakieś lodowate zimno spowiło jej umysł i ciało. Chwilami przychodziła jej do głowy myśl, że powinna być wdzięczna za to odrętwienie.

– Nie potrafię tak po prostu przyjąć tego do wiadomości – odezwała się cicho, aby nie obudzić Emmy. – Ciągle myślę, że to jakaś pomyłka, że komuś się coś totalnie popieprzyło, albo że ktoś oszukał Eve.

– Wiem.

– Czy teraz aresztują Rule’a Shakera?

– Nie wiem. Na miejscu zorientujemy się, jak to wszystko wygląda. Słuchaj, Molly, twój ojciec jeszcze żyje. Bóg jeden wie, jakim cudem, ale żyje, oddycha. To dobry znak.

– Może już powiedział policji, kto do niego strzelał… – Przerwała, wpatrując się w ciemny ekran naprzeciwko. – A może już umarł…

Ramsey bez słowa sięgnął po leżący na oparciu telefon.

– Nie – rzekła Molly, kładąc rękę na jego ramieniu. – Nie. Nie chcę wiedzieć, jeszcze nie. Na razie chcę myśleć, że masz rację. Powiedział policji, kto strzelał, i kiedy wylądujemy na O’Hare, będzie już po wszystkim.

Lecz Ramsey wiedział, że jest to mało prawdopodobne, a właściwie niemożliwe.

– To był strzał oddany z dużej odległości, z ponad stu metrów, Molly – odezwał się cicho. – Zabójca najprawdopodobniej strzelał z dachu czteropiętrowego budynku po drugiej stronie ulicy. Zdaniem Savicha z analizy balistycznej wynika, że kulę wystrzelono z karabinu snajperskiego, SIG – Sauera SSG2000 lub podobnego. To popularny karabin wojskowy.

Nie powiedział jej, że kula rozdarła pierś Masona Lorda, rzucając go na zaparkowany przy krawężniku samochód. Siła uderzenia była tak wielka, że okno od strony kierowcy w nowym buicku rivierze rozprysło się w drobny mak.

– Gunther szedł o krok przed twoim ojcem. Nic mu się nie stało. Emma jęknęła we śnie. Ramsey wyciągnął rękę i łagodnie pogładził japo plecach i ramionach. Przytuliła się do jego dłoni i natychmiast przestała pojękiwać.

– Musieliśmy jej powiedzieć, nie było innego wyjścia. Emma jest bystra.

– Wiem – szepnął. – I tylko dzięki swojej inteligencji jest w stanie to wszystko przetrwać. Musimy jak najszybciej skontaktować się z doktor Loo.

– Ojciec jeszcze żyje, Ramsey.

Nie odpowiedział. Nadal spokojnie gładził plecy Emmy. Wygodnie oparł głowę i zamknął oczy. Ledwo zdążyli przywyknąć do czasu europejskiego, a już dostali tę straszną wiadomość. Teraz znowu będą musieli odsypiać…

Chciał się ożenić z Molly. Chciał, by Emma wiedziała, że zawsze będzie przy niej, niezależnie od tego, co jeszcze się stanie. Kobieta, która miała zostać jego żoną, siedziała w odległości pół metra od niego. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć. Nie miał pojęcia, co będzie dalej.

– Ramsey?

– Tak, Molly?

– Musimy poczekać ze ślubem do czasu, kiedy to wszystko się wyjaśni. Spojrzał na nią z udawaną beztroską.

– Co tam! Poczekamy.

Загрузка...