Melissa Shaker płakała tak rozpaczliwie, że o mały włos nie potknęła się na schodach do garażu. Minęły już dwa dni, ale ona nadal nie mogła w to uwierzyć, nie chciała uwierzyć. Ta jego cholerna była żona zorganizowała jakieś pieprzone nabożeństwo żałobne. Prawdziwego pogrzebu nie było, bo z Loueya nie zostało nic, co dałoby się pogrzebać czy poddać kremacji.
Louey zginął, odszedł, po prostu odszedł na zawsze i nikt się tym nie przejmował. Nikt poza Melissą. Znowu się potknęła i chwyciła za poręcz, aby odzyskać równowagę. Kiedy weszła do podziemnego garażu, jakiś samochód zatrąbił przeraźliwie. Poczuła, jak gorący strumień spalin z rury wydechowej omiótł ją całą. Kierowca samochodu wychylił się przez okno i wrzasnął, żeby uważała.
Otarła oczy. Nic nie mogła na to poradzić. Po prostu nic. Jej ojciec przysiągł, że nie zabił Loueya, ale ona spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich poczucie winy. Nigdy mu tego nie wybaczy, nigdy.
– Panno Shaker…
Nie chciała, żeby Greg plątał się teraz gdzieś w pobliżu, chciała być sama, zupełnie sama. Miała ochotę pojechać na pustynię i pozwolić, żeby słońce spaliło ją na popiół. Nie oglądając się, dalej szła w kierunku samochodu.
– Panno Shaker, proszę poczekać! Wie pani, jak bardzo pani ojciec troszczy się o pani bezpieczeństwo, szczególnie teraz!
Zaczekała na niego, lecz zrobiła to tylko dlatego, że nie chciała, aby Greg stracił pracę. W końcu ten biedak starał się dobrze wykonywać polecenia ojca, nic więcej. Zatrzymała się przy kabriolecie BMW, pokrytym intensywnie niebieskim lakierem. Był to dokładnie taki sam wóz, jakim w ostatnim filmie jeździł James Bond, tyle że samochód Melissy miał potężniejszy silnik. Melissa uwielbiała swoje małe BMW.
– Dziękuję – powiedział Greg, zbliżając się truchtem. – Jest mi naprawdę bardzo przykro, panno Shaker…
– Dziękuję – rzekła, wsiadając do samochodu. Greg otworzył drzwiczki z drugiej strony.
– Niech pani nie próbuje mnie zgubić, panno Shaker. Przez następny tydzień powinienem trzymać się blisko pani, to bardzo ważne.
– Odprawili za niego tylko jakieś marne nabożeństwo – powiedziała Melissa i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Samochód eksplodował, wzbijając w górę falę płomieni.
Wiadomość podano w dzienniku lokalnego kanału telewizyjnego Las Vegas, przekazywanym za pośrednictwem satelity. Była dwunasta dwadzieścia. „Melissa Shaker, lat dwadzieścia trzy, córka Rule’a Shakera, właściciela kasyna w Las Vegas, zginęła dziś rano w wyniku wybuchu bomby, podłożonej w jej samochodzie. Tragedia wydarzyła się o dziesiątej. Wraz z panną Shaker w jej samochodzie, stojącym na podziemnym parkingu pod kasynem Sirocco, znajdował się także jej przyjaciel. Rzecznik policji nie podał na razie, czy zatrzymano jakichś podejrzanych. Dalsze szczegóły w wiadomościach o godzinie siedemnastej”.
Ramsey upuścił widelec, zrzucając na podłogę cienki plasterek szynki. Wiedział, że ktoś włączył telewizor w kuchni i zastanawiał się, dlaczego odbiornik nastawiono tak głośno, i to w dodatku na kanał nadający wiadomości z rejonu Las Vegas. Teraz już wiedział, dlaczego. Najwyraźniej ktoś czekał właśnie na tę informację.
W pokoju na chwilę zapadła całkowita cisza, potem wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Ramsey usłyszał, jak Eve szybko wciągnęła powietrze i coś powiedziała, nie udało mu się jednak zrozumieć, co to było. W kuchni rozległ się głośny trzask. To Miles musiał upuścić rondel.
Siedzący u szczytu stołu Mason Lord spokojnie jadł melona. Jego policzki były lekko zaróżowione, ale zachowywał się zupełnie naturalnie, jakby nic nadzwyczajnego się nie stało. Molly przerwała w pół słowa rozmowę z Emmą i przeniosła spojrzenie na ojca.
– Oko za oko, tato? – zapytała cicho.
Mason Lord przełknął kawałek melona, odłożył widelczyk i omiótł twarz córki chłodnym wzrokiem.
– Proponowałbym, żebyś powstrzymała się od takich uwag, Molly, zwłaszcza przy Emmie.
Emma, szczególnie wrażliwa na wszelkie zmiany nastroju osoby, która odgrywała najważniejszą rolę w jej życiu, pociągnęła matkę za rękaw.
– Mamo? Co się stało, mamusiu?
Ramsey zobaczył, jak Molly nadludzkim wysiłkiem woli tłumi gniew i opanowuje się dla dobra córeczki. Jej oczy zmieniły wyraz, na twarzy pojawił się lekki uśmiech, przeznaczony wyłącznie dla Emmy. Odwróciła się do córki i przytuliła ją do swego boku.
– Ta tarta Milesa ma jakiś dziwny smak, nie wydaje ci się? Emma obrzuciła ją uważnym, bardzo dorosłym spojrzeniem.
– Nadzienie tarty to tylko bekon i świeży szpinak, mamo. Przyglądałam się, jak pan Miles ją przygotowywał. Jest świetna, wcale nie ma dziwnego smaku.
Molly wyglądała tak, jakby ktoś zdzielił ją w głowę wielkim młotem. Tym razem z trudem się pozbierała.
– Przepraszam, Em, masz całkowitą rację. Nie wiem, co mi jest, kochanie. Chyba nie czuję się zupełnie dobrze.
Molly zerknęła na Eve Lord, która siedziała po jej prawej ręce, naprzeciwko Masona. Twarz Eve była boleśnie napięta i biała jak obrus. Młoda kobieta wpatrywała się w męża jak zahipnotyzowana. Kiedy po paru sekundach nagle odwróciła się do Emmy, jej twarz była jak zwykle anielsko spokojna i gładka.
– To ja dałam Milesowi przepis na tę tartę – powiedziała. – Dostałam go od mojej matki, która świetnie gotowała. Przykro mi, że twojej mamie nie bardzo smakuje.
– Chyba już czas na kawę – odezwał się Mason. – Miles?
– Chciałbym zamienić z panem kilka słów, Mason – rzekł Ramsey, starając się panować nad głosem. – Możemy wypić kawę w salonie?
Rozległ się dzwonek telefonu. Do jadalni zajrzał Miles.
– Sędzio Hunt, dzwoni agent Savich – powiedział. – Chce z panem rozmawiać.
Ramsey rzucił serwetkę na talerz i szybko przeszedł do kuchni. Miles podał mu słuchawkę.
– Sherlock i ja jesteśmy na lotnisku O’Hare. Właśnie dowiedzieliśmy się o zamachu w Las Vegas. Po prostu nie mogę w to uwierzyć, Ramsey. Nie da się zaprzeczyć, że facet ma jaja. Chcesz, żebyśmy wrócili?
Ramsey dałby wiele, aby wrócili, zdawał sobie jednak sprawę, że nic nie mogą zrobić. Byłby potwornym egoistą, domagając się ich powrotu.
– Nie, Savich. Weź Sherlock na krótkie wakacje i postaraj się, żeby była szczęśliwa. Zadzwońcie z Paryża i powiedzcie, gdzie się zatrzymaliście, żebym w razie czego mógł wezwać kawalerię na pomoc.
– Mamy zarezerwowany pokój w jakimś małym pensjonacie na Lewym Brzegu. Sherlock chce mi go pokazać. Kiedy będziemy na miejscu, podamy ci telefon. Czy Mason coś powiedział? Widziałeś go?
– Tak. Siedzieliśmy przy stole w jadalni, kiedy podano wiadomość. Nawet nie drgnął. Wcale mu nie przeszkadzało, że w chwili, gdy wydawał polecenie zabicia tej dziewczyny, w jego domu znajdował się sędzia federalny i dwoje agentów FBI.
– Posłuchaj mnie, Ramsey, i wynoś się stamtąd jak najszybciej. Zabierz Molly i Emmę i natychmiast wymeldujcie się z tej Czerwonej Oberży. Nie powinieneś mieszać się w porachunki gangsterów. Zresztą i tak nic nie możesz już zrobić.
– Trudno mi uwierzyć, że właśnie ty to mówisz.
– Mówię jako przyjaciel Molly i Emmy. Nie chcesz chyba pakować ich obu w coś, co powoli przeradza się w wojnę na małą skalę. Ci faceci dali już sobie po razie, więc nie czekajcie na następną rundę. Zabierajcie się stamtąd, i to już.
– Oczywiście masz rację – powiedział powoli Ramsey, z zastanowieniem pocierając czoło. – Mam wrażenie, że powinienem zadać parę pytań Masonowi i założyć kajdanki Guntherowi. Ale masz rację, najważniejsze jest bezpieczeństwo Molly i Emmy. Zadzwonię do ciebie za jakieś dwa dni, żebyś wiedział, co się z nami dzieje.
Rozmawiali jeszcze parę chwil, potem Ramsey odłożył słuchawkę na widełki starego aparatu z ebonitu, który Miles specjalnie wybrał do swojej kuchni. Potem powoli odwrócił się do Milesa, który stał przy blacie, drobniutko siekając seler naciowy. Miseczka po prawej stronie pełna była pokrojonego w kostkę jabłka w czerwonej skórce, w drugiej znajdowały się połówki zielonych winogron.
– Robię sałatkę Waldorf – oświadczył Miles.
– Wiedziałeś, że to się stanie, Miles?
– Dobrze wiesz, że nie mogę nic powiedzieć, Ramsey. Powinniście stąd wyjechać, to najlepsza rada, jaką mogę ci dać. Zabierz Molly i Emmę. Skoro za całą sprawą od początku stał ten Shaker, teraz, po śmierci Loueya, jesteście bezpieczni. Po prostu wyjedźcie, i tyle.
– Nic nam nie grozi, jeżeli Shaker nie planuje teraz zemsty i nie dojdzie do eskalacji zbrodni. Jeśli się zdecyduje na to, będziemy bezradni.
Miles potrząsnął głową, nie przestając siekać selera sprawnymi szybki ruchami.
– To nie tak – powiedział. – Tamta sprawa jest naprawdę zakończona. Padło po jednym graczu z każdej drużyny, i to już koniec. Porachunki zostały wyrównane, takie są zasady. Nikt nie ośmieliłby się ich złamać.
Ramsey z całej siły uderzył zaciśniętą pięścią o blat, nie mogąc zapanować nad gniewem.
– To wszystko jest chore i ty doskonale o tym wiesz! – wybuchnął. Miles wzruszył ramionami.
– Nikt nie będzie opłakiwał Loueya Santery ani córki tego Rule’a Shakera. Daj sobie spokój, Ramsey. Zabierz tylko Molly i Emmę.
Ramsey wyszedł z kuchni, mocno zaciskając zęby. Kiedy znalazł się w jadalni, spojrzał tylko na Molly.
– Mogłabyś pójść ze mną na górę? – zapytał.
– Oczywiście.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Emma siedzi bez ruchu, z kawałkiem tarty na uniesionym widelcu, i wpatruje się w nich oboje z przestraszonym wyrazem twarzy. Natychmiast się uspokoił.
– Zrobisz coś dla mnie, Em?
Widział, że ma ochotę zadać mu parę pytań i znacząco pokręcił głową.
– Pójdziesz na chwilę na górę z mamą i ze mną?
Pięć minut później, kiedy usadzili Emmę w jej pokoju z książeczką o zwierzętach w ręku, przy czym naturalnie wszyscy troje, włącznie z Emmą, doskonale wiedzieli, że jest to najzwyklejszy w świecie wybieg, Molly i Ramsey stanęli naprzeciwko siebie w drugiej sypialni.
– Nie widzę żadnego powodu, aby przedłużać swój pobyt w tym domu – powiedział krótko i bez wstępów. – A ty?
– Ja także nie – odparła, zdejmując srebrny pierścionek z różowego palca i wkładając go z powrotem. – Mój ojciec jest potworem, Ramsey. Właśnie wysadził w powietrze dwudziestotrzyletnią kobietę.
– Gra w takiej lidze, Molly, nic na to nie poradzimy. Lada chwila przed bramą zaroi się od dziennikarzy, a może już tam są. Lećmy dzisiaj do Denver, do twojego domu. Spakujesz trochę rzeczy dla siebie i dla Emmy na wyjazd do Irlandii, a potem polecimy do San Francisco, w porządku?
– Bardzo chciałabym pojechać do Irlandii – powiedziała raczej do siebie niż do niego. – Jest tam naprawdę pięknie, widziałam zdjęcia… – Nagle jej oczy zalśniły. – Mogłabym znowu zacząć pracować… Wystarczy, że zabiorę aparat fotograficzny…
Ramsey uświadomił sobie, że dla Molly ten krok oznacza początek nowego życia, podobnie jak dla niego.
– Zabierzesz wszystko, co będzie ci potrzebne. Zrobisz Emmie zdjęcie? Specjalnie dla mnie?
– Tak, bardzo chętnie. Nie boisz się, że dziennikarze pojadą za nami?
– Wątpię, czy jesteśmy wystarczająco interesujący – odparł z uśmiechem.
– Wiesz, że to nieprawda.
– W porządku, masz rację, ale spróbujemy ich przechytrzyć.
– Wyjeżdżacie? – zapytał Mason bez szczególnego żalu czy zaskoczenia w głosie. – Miles powiedział mi, że zamówiliście taksówkę. – Uśmiechnął się lekko. – Potrafię zrozumieć, dlaczego nie chcecie skorzystać z jednego z moich samochodów…
Był to żart, lecz Ramsey miał nadzieję, że Emma go nie zrozumie. W swojej karierze miał już do czynienia z ludźmi takimi jak Mason Lord, dla których skazanie kogoś na śmierć było po prostu następnym przesunięciem pionka na szachownicy.
– Tak – powiedział. – Wyjeżdżamy. Molly jest gotowa wrócić do Denver. Nie zamierzał zwierzać się Masonowi, dokąd naprawdę się wybierają.
– Eve chciała popływać na jeziorze Michigan, ale odwiodłem ją od tego pomysłu. Wiedziałem, że jeśli opuszczę dom, natychmiast wyjedziecie.
– Więc został pan, ale my i tak wyjeżdżamy. To wszystko nie ma znaczenia, Mason. Dziękuję za pańską gościnność.
Eve Lord wyszła z salonu i stanęła za plecami męża. Powiedziała, że zjawił się detektyw O’Connor. Ramsey zaklął pod nosem. Powinien był to przewidzieć, ale po prostu nie pomyślał. Skoncentrował się na planowaniu wyjazdu. Odwrócił się do Molly.
– Bądź z Emmą w pobliżu – powiedział. – Chcę porozmawiać z O’Connorem.
Spotkał detektywa na progu salonu.
– Właśnie wyjeżdżam. Pani Santera i Emma jadą ze mną.
Detektyw O’Connor wyglądał, jakby w nocy ktoś podmienił skórę jego twarzy na inną. Pod oczami miał ciemne worki, szczęki wydawały się dziwnie obwisłe.
– Nie dziwię się panu, Ramsey. Nie będę wam przeszkadzał, chciałbym tylko zapytać, czy wie pan coś o tej nowej sprawie?
– Dowiedziałem się o tym z telewizji. Wszyscy jedliśmy lunch i przypominam sobie, że zacząłem się zastanawiać, po jakiego grzyba ktoś nastawił telewizor w kuchni na lokalną stację telewizyjną w Las Vegas, i to na cały regulator. Zaraz potem wszystko stało się jasne. Oczywiście obaj zdajemy sobie sprawę, że to Mason Lord zaaranżował zabójstwo. Powiedziano mi, że teraz rachunki zostały wyrównane i nie będzie więcej aktów przemocy.
Detektyw O’Connor gwizdnął przez zęby.
– Czuję się jak mucha, która lata w kółko i nie ma na czym wylądować. Nie podejrzewam, aby Mason Lord otwarcie przyznał się panu do tego czynu, prawda?
– Nie, nie powiedział ani słowa, miał jednak w oczach błysk satysfakcji, którego nie potrafił ukryć. Nie mam cienia wątpliwości, że to jego sprawka. W ogóle to miejsce wydaje się istnieć w innym wymiarze rzeczywistości.
– Gliniarze z Las Vegas twierdzą, że na miejscu przestępstwa nie ma żadnych śladów. Wszystko zostało precyzyjnie zaplanowane, zostały tylko dwa trupy.
– Będzie pan sprawdzał, czy któryś z ludzi Lorda nie zrobił sobie krótkiej wycieczki do Vegas? – zapytał Ramsey.
– Tak, chociaż szczerze mówiąc, nie ma to najmniejszego znaczenia. Mason Lord jest zresztą zbyt sprytny, aby naprowadzać nas na swój trop w tak oczywisty sposób. Ci faceci działają na innych zasadach. Tak czy inaczej, muszę przeprowadzić rozmowy ze wszystkimi, także z samym Lordem. Kto wie, może przyjadą tu również ludzie z wydziału zabójstw z Las Vegas?
– Nadal nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości tego, co Miles powiedział mi o zasadach, obowiązujących w świecie Masona Lorda i Rule’a Shakera. – Ramsey westchnął. – Nie wyobrażam sobie, jak Rule Shaker, który właśnie stracił córkę, może teraz uznać, że on i Lord są kwita…
– Kiedy Rule Shaker kazał podłożyć ładunek wybuchowy w samochodzie, do którego na szczęście nie wsiedliście, na pewno zdawał sobie sprawę, że ryzykuje życie własnego dziecka – zauważył policjant. – Nie jest to portret idealnego ojca, prawda? Ale ci faceci nie są tacy jak pan czy ja, Ramsey. Czegoś im brak, może jest to jakaś wada genetyczna, sam nie wiem. Zawsze należy jednak pamiętać, że z pewnością nie są głupi i mało bystrzy, co to, to, nie. Może Shaker sądził, że Lord spróbuje zabić jego, lecz stało się inaczej.
– Załóżmy, że nie spodziewał się, iż Mason Lord posunie się tak daleko. Załóżmy, że teraz wcale nie dojdzie do wniosku, iż są kwita. Co będzie dalej?
– Nie powinien pan się nad tym zastanawiać. Dla was trojga ta sprawa już się zakończyła. Rule Shaker nie popełni kolejnego błędu, bo zwyczajnie nie może sobie na to pozwolić. Ma za dużo do stracenia. Niech pan odeśle dziewczynkę i jej matkę do domu. Policja w Denver zajmie się nimi. Proszę zostawić nam ostateczne załatwienie tego wszystkiego. Zawiadomimy pana, jeżeli wpadniemy na jakiś trop.