Noc była ciemna, gęste chmury wisiały nisko, a powietrze wydawało się ciężkie od zapachu nadchodzącego deszczu i wiosennych kwiatów. Ramsey przewrócił się na bok, pociągając ze sobą koc. Poduszkę zrzucił na podłogę już parę godzin wcześniej.
Znowu ułożył się na plecach, przykrywając czoło lewym ramieniem. I nagle znalazł się w mrocznym pomieszczeniu, pełnym zamazanych, niewyraźnych kształtów i nakładających się na siebie głosów, wciąż się nasilających. Zupełnie niespodziewanie wnętrze pojaśniało, a obrazy nabrały ostrości.
Był na sali sądowej. Przeskakiwał właśnie przez barierkę, unosząc wysoko czarną sędziowską togę. Wyprostował nogi i prawą stopą wytrącił półautomatyczny karabinek z ręki napastnika, odrzucając broń daleko na podłogę. Usłyszał głośny trzask kości barkowej tamtego i wrzask wściekłości, który wyrwał mu się z gardła, zobaczył dziki ból w jego oczach, potem zaś przerażenie i panikę.
Mężczyzna skoczył w kierunku leżącego na podłodze pistoletu, przytrzymując złamaną rękę. Ramsey dopadł go i wymierzył mu mocny cios w żebra, rozciągając go na posadzce. Sala rozbrzmiewała przeraźliwym krzykiem. Drugi napastnik odwrócił się ku niemu z gotową do strzału bronią, więc Ramsey wykonał unik, chwycił mężczyznę za przegub dłoni i pociągnął go za sobą. Palce wolnej ręki zacisnął na gardle tamtego, miażdżąc mu tchawicę.
Widział, jak mężczyźnie oczy wychodzą na wierzch, słyszał, że kolba pistoletu uderza o barierkę. Krzyk wypełniał salę i przenikał do mózgu Ramseya. Kątem oka dojrzał trzeciego mężczyznę, który odwrócił się powolnym, starannie zaplanowanym ruchem. Zobaczył, jak tamten podnosi broń i strzela na oślep, raniąc w ramię jednego z adwokatów, młodego prawnika w śnieżnobiałej koszuli, która w jednej chwili nasiąkła krwią.
Pęd kuli rzucił rannego na trzy kobiety, które skuliły się w pierwszym rzędzie widowni. Ranny adwokat zwrócił głowę w kierunku Ramseya, a w jego oczach malował się nieopisany strach i śmierć. Ramsey poczuł tchnienie gorąca, kiedy kula przeleciała w odległości mniej więcej dwóch centymetrów od jego skroni, i przetoczył się po podłodze, w ciągu ułamka sekundy podnosząc półautomatyczny karabin i biorąc na muszkę ostatniego napastnika.
Pociągnął za spust, tamten runął na ścianę, plamiąc krwią boazerię. Krzyki stawały się coraz głośniejsze…
Ramsey usiadł na łóżku, napięty jak struna i zlany potem. Ukrył twarz w dłoniach. Tyle krwi, ulewny deszcz krwi…
– Wszystko w porządku, Ramsey.
Emma. Siedziała obok niego, małą ręką lekko gładząc go po ramieniu.
– Wszystko w porządku. To tylko zły sen, wiesz, że mnie też się to czasami zdarza. Nie bój się, nie zostawię cię, dopóki się nie uspokoisz.
– Emmo… – powiedział, zaskoczony, że w ogóle udało mu się wydobyć głos z gardła.
Usiadł na krawędzi łóżka, posadził dziewczynkę na kolanach i mocno ją przytulił.
– Usłyszałam cię – szepnęła, nie odrywając głowy od jego piersi. – Przestraszyłam się, że coś ci się stało…
– Dziękuję, że przyszłaś. To był bardzo zły sen. Śniło mi się coś, co wydarzyło się trzy miesiące temu, po raz pierwszy od kilku tygodni. Już myślałem, że ten koszmar przestał mnie dręczyć.
– Przykro mi, że wrócił. Co to było, Ramsey?
– Musiałem kogoś zabić, Emmo.
Odsunęła się od niego i zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Jego oczy przywykły już do mroku, więc widział ją zupełnie wyraźnie. Patrzyła na niego spokojnie, bez cienia zmieszania czy niepewności.
– Na pewno musiałeś to zrobić – oświadczyła. – Czy ci ludzie zasłużyli sobie na to?
Spojrzał w twarz tego dziecka, którego oczy widziały zbyt wiele zła i tak często wyrażały cierpienie. Nie mógł jej okłamywać.
– Tak – powiedział powoli, nie odwracając wzroku. – Zasłużyli sobie na to. Wdarli się do sali sądowej z bronią w ręku. Chcieli uwolnić handlarzy narkotyków, których ława przysięgłych chwilę wcześniej uznała za winnych. Zaczęli strzelać do przysięgłych, więc przerwałem tę rzeź…
– Co to jest „rzeź”?
– Emmo? Co tutaj robisz, kochanie? Emma odwróciła głowę w kierunku drzwi.
– Mamo, Ramsey miał koszmar. Usłyszałam go i pomyślałam, że na pewno mnie potrzebuje. Śniła mu się rzeź.
Molly zamrugała niepewnie.
– Cześć, Molly – odezwał się Ramsey. – Już wszystko w porządku. Dzięki Emmie spojrzałem na swoje przeżycia z innej perspektywy.
– Chcesz, żebyśmy pomogły ci zasnąć, Ramsey?
– Śmierdzę potem, Emmo. Na pewno nie chciałabyś przytulać się do spoconego faceta.
– Ale ty już wysychasz. I wcale nie śmierdzisz…
Emma ziewnęła i jej głowa sennie opadła na pierś Ramseya. Spojrzał na Molly, która stała w progu, ubrana w białą koszulkę z niebieskim napisem: „Przerwy na seks to moja specjalność”. Molly wzruszyła ramionami.
– Właściwie dlaczego nie? – mruknęła. – Emma i ja możemy się położyć na kocu, bo widzę, że tu leży drugi. Dziwię się, że ja cię nie usłyszałam. Dopiero minutę temu uświadomiłam sobie, że Emmy nie ma w pokoju.
Wdrapała się na łóżko i położyła obok siebie Emmę.
– Następnym razem to ja będę miała zły sen – powiedziała. – Teraz moja kolej.
– Dobrze się czujesz, Ramsey?
– O wiele lepiej, Em, a wszystko dzięki temu, że ty tutaj jesteś.
– Opowiedz mi ten sen – poprosiła Emma, przechylając się nad Molly. – Mama mówi, że to pomaga. Podobno zawsze jest dobrze opowiedzieć na głos o tym, czego się boisz.
Ramsey usłuchał tej rady. Tym razem przyszło mu to znacznie łatwiej.
– W jaki sposób dostali się z bronią do gmachu sądu? – zapytała Molly.
– Przekupili strażnika. Siedzi teraz w więzieniu.
Poczuł, że z każdą chwilą coraz bardziej się odpręża. Powiedział już wszystko, co było do powiedzenia. Śmierć i krew znowu odeszły w głęboki cień.
– Tak, teraz sobie przypominam. Pisali o tym wielokrotnie. To już minęło, Ramsey, staraj się zapomnieć. Czy plecy bardzo cię bolą?
– Nie, Molly. Nie są zbyt poparzone.
– To dobrze. – Westchnęła z ulgą.
Emma zdążyła już zasnąć i teraz oddychała głęboko. Molly delikatnie położyła rękę na ramieniu Ramseya.
– Cieszę się, że cię nie boli…
Jego mięśnie napięły się jak pod wpływem kontaktu z rozgrzanym do czerwoności narzędziem. Odchrząknął.
– Przepraszam, że jestem taki spocony – powiedział.
– Między tobą a nami znajdują się trzy warstwy koca. Nie udało ci się ich przepocić.
Przez chwilę wsłuchiwał się w rytmiczny oddech Emmy. Spała głębokim snem. Nienawidził siebie, ale wiedział, że musi zadać to pytanie.
– Opowiesz mi o swoim młodszym bracie, Molly?
Zesztywniała, a potem z jej piersi wyrwało się jeszcze jedno ciche westchnienie.
– Był kochanym, dobrym chłopcem. Tamtego lata skończył dziesięć lat… Świetnie pływał, więc siedziałam spokojnie w doku, nie zwracając uwagi, co robi. Prawdopodobnie rozmyślałam o jakimś fascynującym trzynastolatku. Właśnie wchodziłam w ten głupi wiek, mój Boże… Nagle zaczął krzyczeć i na moich oczach poszedł pod wodę. Płynęłam do niego tak szybko, że serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Wyciągnęłam go, ale nie odzyskał już przytomności… Potem jakiś dziennikarz napisał, że może to wcale nie był wypadek. Mój ojciec był bezwzględnym przestępcą, więc niby dlaczego jego córka ma być inna? Byłam zrozpaczona. Teddy zginął, a mnie wszyscy zaczęli uważać za złe nasienie…
– Jedyna rzecz, której jestem absolutnie pewien, to jakość twojego nasienia, Molly.
Kiedy się roześmiała, w jej głosie usłyszał smutek i ulgę. Potem nachyliła się i pocałowała go w ramię. Zasnął szczęśliwy, że ma je obie obok siebie.
– Mason Lord.
– Mam człowieka, który zajmuje się moimi sześcioma samochodami i mieszka na terenie posiadłości. Może Gunther faktycznie powiedział coś w jego obecności. Przyślę go do pana.
– Byłbym rad, gdyby pańscy ludzie okazali nieco większą chęć współpracy – mruknął O’Connor.
Mason Lord zmierzył go chłodnym spojrzeniem, unosząc brwi. Potem wstał i bez słowa wyszedł z salonu.
– Przychodzi panu do głowy ktoś jeszcze, sędzio Hunt?
– Dokładnie pamiętam moment wybuchu samochodu – powiedział Ramsey powoli. – W takiej chwili umysł działa inaczej, nie przyjmując do wiadomości, że coś takiego dzieje się naprawdę. Rejestruje obrazy niczym efekty specjalne filmu sensacyjnego. Dopiero potem prawda dociera do nas w całej okazałości. Widziałem, jak Louey wybiegł zza krzaków i gwałtownym szarpnięciem otworzył drzwiczki. Miał na sobie niebieską koszulę z krótkim rękawem, był bez marynarki. Wyglądał na śmiertelnie przerażonego.
– Przeszukaliśmy już dokładnie teren wokół tych krzewów – oświadczył O’Connor. – Ale rozejrzymy się tam ponownie. Coś jeszcze?
Ramsey potrząsnął głową.
– Pytałem Masona o Rule’a Shakera, ale nie miał mi o nim wiele do powiedzenia.
– Nie spodziewałabym się niczego innego – odezwała się Molly. Ramsey nagle przypomniał sobie pocałunek, którym w nocy musnęła jego ramię. Szkoda, że nie pocałowała mnie w usta, pomyślał. Powtórzył Savichowi, co Molly powiedziała mu o swoim młodszym bracie, Teddym. Savich zapatrzył się w dal, pogrążony we własnych myślach, i w końcu skinął głową.
– Chodzi o to, że Shaker nigdy by nie pozwolił, aby cokolwiek naprowadziło nas na jego trop, szczególnie w sprawie o morderstwo – oświadczył detektyw O’Connor. – Nawet jeżeli to on odpowiada za śmierć Loueya Santery, nie mamy żadnych szans, aby ustalić związek między nim i tym zabójstwem. Mamy nakazy sądowe, dzięki którym dokładnie przyjrzymy się jego działalności finansowej, sprawdzimy więc, czy coś wskazuje na jego kontakty z Santerą i na rodzaj tych powiązań. Policjanci z Las Vegas informują, że Shaker staje teraz na głowie, by niczym nie narazić się wymiarowi sprawiedliwości. Nawet urząd podatkowy nie ma do niego żadnych zastrzeżeń. – O’Connor podniósł się z krzesła i spojrzał na Molly. – Bardzo mi przykro, ale nadal nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto porwał pani córeczkę. Nie daje mi to spokoju, ale… Molly krótko skinęła głową.
– Jeżeli nasze przypuszczenia są słuszne, to Emmie nic już nie grozi z tego prostego powodu, że Louey nie żyje. Trudno mi będzie żyć z tą świadomością, ale chyba nie mam innego wyjścia. Dzięki Bogu, że Emma jest bezpieczna. Chciałabym tylko dostać w ręce tego potwora, który ją porwał, wykorzystał i bił. Och, dużo bym za to dała… Oby przez całą wieczność smażył się w piekle za to, co jej zrobił…
– Dopiero zaczynamy dochodzenie, pani Santera – powiedział O’Connor, ujmując dłoń Molly. – To naprawdę dopiero początek.
Ton jego głosu nie wydał się Molly pełen nadziei. Po wyjściu O’Connora z roztargnieniem rozejrzała się dookoła.
– Muszę zająć się organizacją nabożeństwa żałobnego w intencji Loueya – rzuciła. – Jestem to winna Emmie, w końcu Louey był jej ojcem.
Obie z Sherlock wyszły z salonu, rozmawiając przyciszonym głosem.
– Zostaliśmy tylko my dwaj – rzekł Ramsey. – Czuję się przygnębiony.
– Miles jeszcze nie przyniósł kawy – zauważył Savich. – Jak twoje plecy?
– Co? A, w porządku. Wczoraj przed snem wziąłem dwie aspiryny.
– Nie chciałem mówić tego przy Molly, ale naprawdę nie dysponujemy bogatą bazą danych – rzekł Savich. – MAXINE zgadza się z detektywem O’Connorem. Także uważa, że najprawdopodobniej za całą sprawą stoi Rule Shaker z Las Vegas. Niestety, MAXINE potrzebuje faktów, a tych nam brakuje.
– Ale jesteście tutaj i nie masz nawet pojęcia, jak mnie to cieszy. Chodźmy wystarać się o kawę.
– Pomyślałem sobie, że w tej sytuacji Sherlock i ja możemy właściwie polecieć do Paryża – powiedział Savich. – Mamy jeszcze pięć dni urlopu. – Roześmiał się. – Założę się, że Mason Lord z radością się nas pozbędzie.
– Mam nadzieję, że uda się wytropić faceta, który porwał Emmę.
– Jestem pewien, że O’Connor nie próbował jedynie pocieszyć Molly. Nikomu nie podoba się, że taki zboczeniec pozostaje na wolności. Nie odpuścimy sobie tej sprawy. Liczę, że najgorsze jest już za nami.