Przez całą dobę nad bezpieczeństwem Masona Lorda czuwało sześciu ochroniarzy, po dwóch na trzy zmiany. Jeden zawsze siedział w pokoju, a drugi pod drzwiami. Mason nie miał zaufania do policji.
– Jeżeli sam komuś nie płacę, nie mogę być pewien, że rzeczywiście dla mnie pracuje – wyjaśnił O’Connorowi.
– Jak pan chce – odparł detektyw. – Oszczędzimy w ten sposób pieniądze podatników.
Dziennikarze z prasy i telewizji w końcu znudzili się sprawą Masona Lorda i dali spokój, lecz kilku paparazzich ciągle kręciło się pod szpitalem, licząc na kolejny zamach i więcej krwi. Jeden z pracowników szpitala powiedział, że paparazzi są jak szarańcza, tylko znacznie gorsi. Kilku innych rozbiło obóz pod domem Masona.
Jednemu udało się zrobić zdjęcie Emmy, siedzącej pod rododendronem i grającej na pianinie. Było trochę zamazane, ale nie ulegało wątpliwości, że przedstawia Emmę. Fotografia ukazała się z podpisem: „Wnuczka szefa gangu”.
– To dziwne, ale to zdjęcie okazało się ostatnią kroplą – powiedział Mason do Gunthera, obejrzawszy fotografię. – Straciłem cierpliwość. Dowiedz się, jak nazywa się fotoreporter, który je zrobił.
Tuż po lunchu Eve Lord wyszła z salonu do holu, gdzie właśnie rozmawiali Molly i Ramsey.
– Nie ma powodu, żebyśmy siedzieli tu dłużej – mówił Ramsey. – Twój ojciec najgorsze ma już za sobą. Wszyscy wiemy, kto do niego strzelał, a w każdym razie podejrzewamy, ale nie możemy z tym nic zrobić. Jeśli chodzi o bezpośredniego sprawcę, to najprawdopodobniej i tak nigdy nie wpadnie w ręce policji. Znaczy to, że może dojść do eskalacji przemocy. Nie chcę, żebyśmy tu wtedy byli, to bardzo niebezpieczne dla Emmy. Pobierzmy się i jedźmy do domu.
A Molly, szara, przeciętna Molly o zwariowanych rudych włosach i zbyt szczupłym ciele patrzyła na tego wysokiego mężczyznę, z którym Eve w każdej chwili chętnie poszłaby do łóżka, patrzyła takim wzrokiem, jakby miała ochotę go zjeść. Wreszcie się roześmiała i skoczyła mu w ramiona.
Chyba nie spodziewał się tego, ale był szybki, więc zdołał ją chwycić i przygarnąć do piersi. Objęła go w pasie nogami. Wtedy on także się roześmiał i zaczął tańczyć z nią po całym holu.
– Do domu – powiedziała Molly, całując go raz za razem. – Do domu! Podoba mi się to określenie!
Powoli postawił ją na ziemi. Podniosła ku niemu twarz, a on nachylił się i pocałował ją. Molly zacisnęła palce na jego koszuli i wszystko wskazywało na to, że wprost nie może się doczekać, kiedy ją z niego zedrze.
Eve odchrząknęła.
– Widzę, że chodzi tu o coś więcej niż o zwykłą przyjaźń.
– Tak – powiedział Ramsey, podnosząc głowę i ostrożnie wypuszczając Molly z objęć. Czuł jeszcze jej świeży smak i ciepło jej ciała. – Możesz nam pogratulować, Eve.
Nie powiedzieli jej o tym wcześniej, bo wydawało im się, że nie powinni rozmawiać o ślubie z kobietą, która o mały włos nie została wdową.
– Gratuluję – rzekła Eve i obrzuciła brzuch Molly bardzo uważnym spojrzeniem. – Jesteś w ciąży?
– Nie – odparła Molly. – Zajście w ciążę byłoby nieco trudne z Emmą śpiącą w tym samym pokoju, nie sądzisz?
– Z mojego doświadczenia wynika, że mężczyzna zawsze znajdzie jakiś sposób. Mój były narzeczony dopadł mnie kiedyś w szafie na płaszcze, gdy jego rodzina siedziała dwa metry od nas.
Ramsey się roześmiał.
– Zasłużył sobie na to, żeby zostać byłym narzeczonym – rzekł, obejmując Molly. – Czy Emma je czekoladowe ciasteczka w kuchni?
Eve naciągnęła kremowe rękawiczki z miękkiej skórki, idealnie pasujące do jej jedwabnej sukni.
– Nie czekoladowe ciasteczka, tylko masło orzechowe – sprostowała. – Pani Lopez już mi o tym powiedziała. Jadę zobaczyć się z twoim ojcem, Molly. Czy on wie o waszych planach?
– Tak, powiedzieliśmy mu wczoraj wieczorem.
– Rozumiem. Dowiaduję się ostatnia. Będziecie tu jeszcze, kiedy wrócę?
– To zależy – rzekł Ramsey. – Chcesz przynieść coś, czym moglibyśmy uczcić tę okazję?
– Jasne – rzuciła Eve Lord. – Gunther, jestem gotowa!
Na dziesiątej stronie „Chicago Sun – Times”, u dołu kolumny, ukazała się krótka wzmianka o mężczyźnie, którego znaleziono w pobliżu autostrady 88, między Mooseheart i Aurora. Mężczyzna został poważnie pobity, ale lekarze spodziewali się, że wkrótce wróci do zdrowia. Jego aparaty fotograficzne rozbito, zmiażdżono i porzucono obok niego.
Autor wzmianki nazwał ofiarę pobicia działającym na własną rękę fotoreporterem, lecz nikt nie miał wątpliwości, że jest to jeden z paparazzich.
– Myślę, że powinniśmy spakować swoje szmatki, złapać Emmę i wskoczyć do samolotu do Reno. Najpierw przyszło mi do głowy Las Vegas, ale tam jest Rule Shaker, a ja jakoś nie mam ochoty na zawieranie małżeństwa w pobliżu tego zbira. Nie chcę też, aby w brukowcach ukazały się następne zdjęcia Emmy. Emma widziała swoją fotografię w „National Informer”. Zanim zdążyłem jej zabrać tę szmatę, przeczytała podpis. Mam nadzieję, że nie dotarła do tego fragmentu, gdzie jakiś idiota napisał, iż gra na pianinie, podobnie jak jej niedawno zamordowany ojciec, Louey Santera. Wyobrażasz sobie, jakie święto urządziliby sobie dziennikarze, gdybyśmy postanowili pobrać się tutaj albo w domu moich rodziców w Harrisburgu? Oni zawsze potrafią się dowiedzieć, gdzie dzieje się coś ważnego.
– O Boże! – Miles wybiegł z kuchni ze ścierką w ręku. – Dzięki Bogu, że oboje tu jesteście! Nie mogę w to uwierzyć! Przed chwilą ktoś znowu próbował zabić twojego ojca, Molly! Gdzie jest Gunther? Gdzie pani Lord?
– Nic mu się nie stało, Miles?
– Na szczęście nic. To był jeden z ochroniarzy, których wynajęliśmy do pilnowania jego pokoju w szpitalu. Strzelił z budynku po drugiej stronie ulicy, mniej więcej z dwustu metrów, prosto w okno. Zranił pielęgniarkę, która mierzyła twojemu ojcu ciśnienie.
– Dwieście metrów to bardzo duża odległość – odezwał się Ramsey.
– Co z pielęgniarką? – zapytała Molly.
– Zamachowiec odstrzelił jej kawałek ucha. Zakrwawiła całe łóżko i dlatego wszyscy sądzili, że to twój ojciec jest ranny. Na szczęście wyszedł z tego cało.
Ramsey mocno ścisnął rękę Molly.
– Jedźmy do szpitala. Miles, zajmiesz się Emmą? Nie spuszczaj jej z oka, dobrze?
– Oczywiście, Ramsey. – Miles był bardzo zdenerwowany, ale kiedy Ramsey wspomniał o Emmie i konieczności czuwania nad nią, natychmiast się uspokoił.
Gdy Molly i Ramsey wychodzili z domu, całkowicie opanowany Miles stał w progu kuchni, trzymając Emmę za rękę. W pokoju Masona Lorda był już detektyw O’Connor i dwóch policjantów z wydziału kryminalnego. Miles miał rację – łóżko i ściana były całe zakrwawione.
– Uszy potwornie krwawią – powiedział jeden z policjantów, pociągając za własne ucho.
Molly dopiero teraz zauważyła, że mężczyzna nie ma dolnej części małżowiny. Nigdy nie będzie mógł nosić kolczyka, pomyślała, z trudem powstrzymując śmiech. Przestraszyła się, że lada chwila wpadnie w histerię. Wsunęła dłoń pod ramię Ramseya. Spojrzał na nią, dostrzegł jej zbyt błyszczące oczy i objął ją mocno.
– Wszystko w porządku – powiedział cicho, muskając wargami czubek jej głowy. – Będzie dobrze, zobaczysz. Oddychaj spokojnie.
Okno w pokoju było roztrzaskane. Dwoje policyjnych techników bardzo ostrożnie wyjmowało kulę ze ściany mniej więcej pięć centymetrów nad podłogą. Kobieta używała do tego celu pincety. Detektyw O’Connor wyglądał na zmęczonego i spiętego, ale to nie zdziwiło Molly.
– Pielęgniarka Thomas stała obok pani ojca, mierząc mu ciśnienie – powiedział zwięźle. – Nagle choremu zrobiło się słabo i osunął się na poduszkę. Pielęgniarka Thomas nachyliła się, aby go podtrzymać i właśnie wtedy snajper strzelił.
Gdyby pani ojciec nie poczuł się gorzej i gdyby pielęgniarka nie zasłoniła go własnym ciałem, najprawdopodobniej już by nie żył, pani Santera. W najlepszym razie byłby ciężko ranny. Kula przeszła przez małżowinę uszną pielęgniarki i poleciała w dół. Utkwiła jakieś dziesięć centymetrów nad podłogą. Molly pochyliła się nad ojcem.
– Tato, jestem przy tobie razem z Ramseyem. Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało.
– Tak – powiedział Mason. – Nic mi nie jest, Molly. Jestem chyba największym szczęściarzem w Chicago. A jeśli chodzi o pielęgniarkę Thomas, to zamierzam wypisać dla niej czek na sporą sumę za odwagę.
Policjantce udało się w końcu wydobyć kulę z muru.
– Jest prawie nienaruszona! – zawołała. – Dobry materiał do identyfikacji.
– Świetnie – rzekł jeden z detektywów. – Porównamy ją z tą pierwszą i zobaczymy, co z tego wyniknie. Sędzia Ramsey Hunt, prawda?
– Tak – odparł Ramsey. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to ten sam kaliber, ale nic nam to nie powie.
– Będziemy przynajmniej pewni, że mamy do czynienia z jednym sprawcą – rzucił O’Connor.
– Facet kompletnie rozwalił okno – odezwała się Molly. – Pamiętam, że wszyscy się zastanawialiśmy, czy ojcu nic z tej strony nie grozi, ale doszliśmy do wniosku, że najbliższy budynek znajduje się zbyt daleko…
– Nie mam pretensji do Gunthera – rzekł Mason Lord. W pokoju tłoczyło się siedem osób i wszystkie głośno rozmawiały, lecz w chwili, gdy się odezwał, zapadło całkowite milczenie. – Przypominam sobie, że kilka razy wyjrzałaś przez to okno, Molly, ale nikt nie spodziewał się zagrożenia właśnie z tej strony. Nie doceniliśmy go. Technologia gna naprzód, a my zostajemy w tyle. Starzejemy się i robimy się nieostrożni, Gunther. Facet bez trudu namierzył mnie przez to cholerne okno. – Mason oparł głowę o poduszkę i zamknął oczy.
– Szczęście, że przynajmniej odsunęliśmy łóżko od okna – powiedział Gunther. Był blady i zdenerwowany, z trudem nad sobą panował. – Wiemy jedno – ten facet to snajper światowej klasy. Znam najwyżej sześciu ludzi, którzy podjęliby się tego zadania.
– Zależałoby nam, by podał nam pan ich nazwiska – rzekł detektyw O’Connor, masując łysą głowę. – Gdyby pan Lord nie osunął się we właściwym momencie na poduszkę…
Gunther skinął głową.
– Przygotowujemy dla pana inny pokój – zwrócił się do Masona. – Zaraz tam pana przeniosą. Nikomu nie podamy numeru, nie ma tam też okna wychodzącego na inny budynek…
Mason roześmiał się i zaczął kasłać. Przez chwilę milczał, starając się opanować ból.
– Dobrze wiesz, że żadnej informacji nie da się utrzymać w tajemnicy, jeżeli zna ją więcej niż jedna osoba, Gunther. Ale nic nie szkodzi, ponieważ i tak wracam do domu.
– Powiedz mi, co odczuwasz, Emmo.
– W związku z czym, doktor Loo?
– Na przykład z tym, że twój dziadek dziś rano wrócił ze szpitala. Jak on się czuje?
– Słyszałam, jak Miles mówił, że jest wyczerpany i słaby. Eve nie chciała, żebym kręciła się w pobliżu, bo jestem dzieckiem i hałasuję, ale ja wcale nie zachowuję się głośno. Widziałam jego twarz, kiedy wnosili go na noszach. Wyglądał jak staruszek, był zupełnie szary. Wcześniej nigdy nie przyszło mi do głowy, że jest stary. Zawsze myślałam, że przypomina tych gwiazdorów ze starych filmów, które lubi mama. – Emma przerwała, opierając pianino na kolanach. – Ale dziś wyglądał staro. Nie odezwałam się do niego, bo dookoła było mnóstwo ludzi i aż trzech lekarzy…
– Jak radzi sobie z tym wszystkim mama?
Emma popadła w zamyślenie. Dotknęła klawiszy, ale nie wydobyła z nich żadnego dźwięku. Jej ciemne włosy, zwykle porządnie splecione, dziś były rozpuszczone. Niektóre kręciły się w taki sam sposób jak włosy Molly. Ciemne pasma prawie zupełnie zasłoniły twarz Emmy.
– Mama jest milcząca. Myślę, że się boi. Boi się od dawna. Boi się zostawić mnie samą, nawet na chwilę. Ramsey także.
Z jej piersi wyrwało się ciche westchnienie.
– Czasami chciałabym pobyć trochę sama, ale wiem, że niepokoją się, kiedy mnie nie widzą. Na szczęście nie zdarza się to często.
Dziewczynka podniosła głowę, odrzuciła włosy do tyłu i zerknęła w kierunku zamkniętych drzwi.
– Naprawdę cieszę się, że wychodzimy za mąż.
Doktor Loo nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Pomyślała, że to dziecko mimo wszystko ma ogromne szczęście. Była pewna, że Molly i Ramsey dadzą Emmie tyle miłości, iż wszystkie jej rany wcześniej czy później się zagoją.
– Kiedy wychodzicie za mąż?
– Mama mówiła, że będziemy mogli wyjechać dopiero za dwa dni. – Emma zniżyła głos. – Chyba spróbujemy uciec…
Tym razem doktor Loo nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym śmiechem. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy Emma znowu westchnęła w ten boleśnie dorosły sposób. Wtedy pomyślała, że bardzo by chciała, aby Emma chociaż raz urządziła awanturę, jak inne dzieci, i przypomniała sobie, że Ramsey miał podobne odczucia.
– Chciałabyś uciec, Emmo?
– Och tak, doktor Loo. Zostałabym drużbą Ramseya i druhną mamy. I dziewczynką od sypania kwiatków.
– Więc co cię niepokoi?
– Dziadek chce, żebyśmy wzięli ślub w jego domu. Miles mówi, że zależy mu, aby poprowadzić mamę do ołtarza. Ale Eve chce, żebyśmy już sobie pojechali. Myślę, że Eve wygra.
– Dlaczego tak uważasz?
– Bo dziadek jest chory. Musiałby wstać, żeby wygrać. – Emma spuściła głowę. – Mama powiedziała tak do Ramseya.
Rozmawiali bardzo cicho, ale podkradłam się bliziutko i wszystko usłyszałam.
– Rozumiem. Jutro opowiesz mi, jak się wszystko układa, dobrze? Miałaś ostatnio złe sny?
Emma potrząsnęła głową i wstała, obiema rękami trzymając pianino.
– Nie, ale myślę o nim, doktor Loo.
– I co myślisz?
– Że on wróci. Wiem, że kiedy pojedziemy do San Francisco, będą nas pilnowali policjanci, bo słyszałam, jak wczoraj Ramsey rozmawiał przez telefon z Virginią Trolley. Ramsey powiedział mi, że on nazywa się Sonny Dickerson. I pokazał mi jego zdjęcie. To on, naprawdę dobrze go opisałam.
Doktor Loo także widziała fotografię Dickersona.
– Tak, świetnie go opisałaś. Powiedz mi coś, Emmo. Czy w głębi serca i wyżej, w głowie, wierzysz, że mama i Ramsey nie pozwolą, aby tamten człowiek wyrządził ci krzywdę?
Emma długo zastanawiała się nad tym pytaniem. Stała z wzrokiem wbitym w swoje tenisówki i ulubione skarpetki w kratę, które Ramsey kupił jej w Irlandii. Doktor Loo poklepała ją lekko po ramieniu. Dziewczynka była za chuda, ale i tak wyglądała już lepiej.
– Moje serce wierzy, lecz umysł nie do końca – odpowiedziała w końcu Emma.
Doktor Loo kiwnęła głową.
– Doskonale. Dopóki policja nie złapie tego Sonny’ego Dickersona, musisz być bardzo ostrożna, ty także, nie tylko mama i Ramsey. Skoro policja będzie pilnować domu w San Francisco, powinnaś czuć się bezpieczna.
– Poprosiłam Ramseya, żeby nauczył mnie lepiej czytać. Może przeczytam o tym człowieku w książce.
– To dobry pomysł.
– Mama mówi, że jestem taka bystra, że jeszcze przed pójściem do szkoły będę czytała o zbrodni i karze.
Molly spojrzała na ojca, który leżał wsparty na podniesionym wezgłowiu, z gazetą w ręku i w okularach do czytania na nosie. Nie wyglądał na zadowolonego, ale ona nie miała zamiaru ustąpić. Chciała zabrać stąd Emmę, i to jak najszybciej.
– Weźmiesz ślub tutaj – powiedział tym szczególnie pogardliwym tonem, jakim zwykle się do niej odzywał.
Molly potrząsnęła głową. Nie zamierzała się z nim spierać.
– Już raz widziałeś mój ślub – odparła spokojnie. – Na drugim nie musisz być obecny.
– Chcielibyśmy, żeby Emma była bezpieczna – odezwał się Ramsey.
– I właśnie w San Francisco będzie bezpieczna, tak? – zapytał Mason z gryzącym sarkazmem. – Ten drań zabrał ją tam spod twojego nosa, Ramsey.
– Musimy myśleć także o rodzicach Ramseya – wtrąciła Eve. – Byłoby to nie fair wobec nich, Mason.
Mason Lord nawet na nią nie spojrzał.
– Nie mieszaj się do tego, Eve. To nie twoja sprawa. Eve uśmiechnęła się lekko, z całkowitym spokojem.
– Przyniosę jeszcze herbaty – powiedziała. – Samochód podjedzie po was o trzeciej, jeżeli zdecydujecie się na wyjazd, Ramsey.
Spojrzała na zegarek od Cartiera i uśmiechnęła się jeszcze raz, z wyraźnym rozbawieniem. Wyszli z pokoju Masona za pięć trzecia. Pożegnanie Molly z ojcem było krótkie i dość chłodne. Dziennikarze znali ich plany, prawdopodobnie z przecieku w firmie wynajmującej limuzyny. Ramsey i Molly obserwowali, jak paparazzi ruszają w pogoń za wielkim wozem o szybach z przydymionego szkła. Ramsey się uśmiechnął.
– Jedźmy, Gunther. Dobra robota.
Jestem mężatką, pomyślała Molly, patrząc na swoją bladą twarz w lustrze. Znowu. Ale tym razem jestem dorosłą osobą, nie głupim, niedojrzałym dzieciakiem. Tym razem wyszłam za dobrego człowieka, który jest tak bardzo atrakcyjny i seksowny, że chyba oszaleję. I kocha Emmę z całego serca.
Uśmiechnęła się do siebie, musnęła wargi szminką i bez pośpiechu włożyła cudowną koszulę nocną z brzoskwiniowego jedwabiu. Dostała ją od Ramseya dziesięć minut temu, w obecności Emmy, ponieważ nie było innego wyjścia.
– Koniec z tymi bawełnianymi namiotami – szepnął jej do ucha. – To jest prezent dla nas obojga. I chyba także dla Emmy.
Molly widziała, że był głęboko wzruszony. Wyszła z łazienki, nie gasząc światła, które kusząco oświetlało sylwetkę.
– Mamo, wyglądasz jak księżniczka z bajki! – zawołała Emma z podziwem, co sprawiło Molly prawdziwą przyjemność. – Ramsey i ja strasznie długo na ciebie czekaliśmy. Też chciałabym wyjść za mąż, bo wtedy mogłabym nosić takie koszulki.
Głos Emmy brzmiał bardzo rześko i trzeźwo, zupełnie jakby w ogóle nie chciało jej się spać. Więc co z tego, pomyślała Molly. W gruncie rzeczy nieważne jest, kiedy będzie miała noc poślubną, kiedy wreszcie zostanie sam na sam ze świeżo poślubionym mężem. Wszystko w swoim czasie. Mocno uściskała Emmę.
– Wzięliśmy ślub i jesteśmy wszyscy razem – powiedziała, przeczesując palcami włosy Emmy. – Szczęściary z nas, Em. Nasz pan młody naprawdę mi się podoba.
Ramsey nadal miał na sobie elegancki ciemny garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Natomiast krawat był znacznie mniej konserwatywny. Psychodeliczny collage, utrzymany w fiolecie, różu i intensywnej żółci. Wyglądał wspaniale, a jego uśmiech rzuciłby na kolana nawet najbardziej zimną i trudną do zdobycia kobietę.
– Obiecał mi, że nigdy nie utyje, wiesz, mamo? – pochwaliła się Emma.
– To prawda – przyznał Ramsey. – Sam nie wiem, jak to się stało, ale jeżeli chcecie, żebym dotrzymał tej obietnicy, musicie jak najszybciej zapewnić mi regularne korzystanie z siłowni. No, Emmo, wzięliśmy ślub. Aprobujesz nasz związek?
W jego głosie brzmiał cień napięcia. Molly przekrzywiła głowę na bok i obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Przecież zdawał sobie sprawę, że Emma ma kręćka na jego punkcie, ale tym razem najwyraźniej zabrakło mu pewności. Molly świetnie go rozumiała. Musiał to usłyszeć. Czekał w milczeniu.
Emma podeszła do niego powoli i podniosła ramiona. Ramsey wziął ją na ręce i przytulił, a ona z bliska zajrzała mu w twarz.
– Jesteś najlepszym człowiekiem na świecie, Ramsey – oświadczyła.
– Dziękuję, Emmo. Jesteś najwspanialszą dziewczynką na świecie. Spójrz na mamę – też nie jest zła. Dostałem księżniczkę z bajki. – Mocno uściskał Emmę i trzymając ją w ramionach, odwrócił się do Molly. – Emma i ja zamierzamy budzić cię co godzinę. Będziemy ci mówić, jaka jesteś piękna.
– Podoba mi się to, ale chyba tylko teoretycznie – rzekła Molly, kierując się w stronę wielkiego łoża. – A teraz może zagralibyśmy w wojnę, co?
– Nie, mamo, przecież wiesz, że wolę remika!
– Emmo, w remika zawsze wygrywasz. Dopiero co wyszłam za mąż – nie mogłabyś mi ustąpić?
– W porządku – poddała się Emma. – Zagramy w wojnę.
Ramsey ryknął śmiechem. Emma nie miała powodów do niezadowolenia.
– To małżeństwo niczego nie zmieniło – rzekła, kiedy wygrała po raz pierwszy. – W Irlandii też graliśmy w wojnę. Fajnie! Naprawdę nic się nie zmieniło!
– To bolesna prawda – rzekł Ramsey i potasował karty.