Samochód eksplodował w kuli ognia. Wielkie jęzory płomieni i kawałki metalu prysnęły wysoko w powietrze, w górę i na boki, prosto w stronę Molly, Ramseya i Emmy. Molly chwyciła Emmę i rzuciła ją na ziemię, osłaniając dziewczynkę własnym ciałem. Ramsey padł na kolana i otoczył obie ramionami, przygniatając je do ziemi. Poczuł gorące tchnienie ognia, słyszał trzask płomieni i uderzenia spadających na chodnik i żwir fragmentów samochodu. Nagle poczuł, że na plecy runęło mu coś ciężkiego i gorącego. Ból był intensywny i nieustępliwy, a to, co opadło na plecy, przepalało jego sportową kurtkę i koszulę.
– Nie ruszaj się, Molly! – krzyknął.
Szybko przetoczył się na plecy i wtedy zobaczył tuż obok siebie płonący fragment tapicerki. Ból natychmiast zelżał. Spojrzał na Molly i zobaczył ostry kawałek metalu, sterczący niczym sztylet z jej przedramienia kilka centymetrów nad łokciem.
– Boże! – jęknął. – Spokojnie, Molly, staraj się nie ruszać ręką. Nic ci nie jest, Emmo?
– Nie, Ramsey.
– Dobrze. Nie podnoście się jeszcze, to zbyt niebezpieczne. – Mocnym szarpnięciem oddarł pas materiału z rękawa koszuli, wziął głęboki oddech i błyskawicznym ruchem wyrwał metalowe ostrze z ramienia Molly. – Udało się. Zaraz ci to zabandażuję.
Molly nie wydała najmniejszego dźwięku. Nie wiedział, jak to zrobiła, ale nawet nie drgnęła. Następne minuty wlokły się bez końca. Emma wierciła się, usiłowała podnieść głowę, więc Ramsey mówił jakieś pozbawione wszelkiego znaczenia rzeczy, starając się ją uspokoić.
W końcu płomienie opadły i z wraku zaczął wydobywać się czarny dym, który wkrótce spowił wszystko gęstą chmurą. Zapach palącej się gumy doprowadzał do mdłości. Mercedes był już tylko płonącą skorupą, a to, co pozostało z Loueya, znajdowało się w jego wnętrzu.
Kiedy Ramsey wreszcie się poruszył, Emma przekręciła się na plecy i spojrzała na matkę, która nadal trzymała ją za ramię.
– Co się stało? Dlaczego nasz samochód wybuchnął?
– Wszystko w porządku, Em, jesteśmy cali i zdrowi – uspokoił ją Ramsey. Nie mógł odpowiedzieć na pytanie dziewczynki, w każdym razie jeszcze nie teraz. Ostrożnie pomógł Molly dźwignąć się na nogi. – Trzymasz się jakoś?
– Tak, nie przejmuj się mną. Całe szczęście, że włożyłam sukienkę z długim rękawem. Niewielka to ochrona, ale jednak…
Rękaw jej sukienki był rozdarty, krew z rany przesiąkała przez zaimprowizowany bandaż i dużymi kroplami spływała ku dłoni.
– Musimy wezwać lekarza. Molly rzuciła mu pełne niepokoju spojrzenie.
– Dobrze się czujesz, Ramsey? Wiem, że jesteś ranny.
– To nic poważnego. Chodźmy stąd, Molly. Obejrzała się i jej twarz w jednej chwili stała się kredowo biała.
– O Boże, Louey! – krzyknęła rozpaczliwie i rzuciła się w kierunku płonącego samochodu. – Louey!
Ramsey otoczył ją ramieniem w pasie i zatrzymał.
– Nie, Molly, nie można mu już pomóc. On nie żyje. W tej samej chwili dotarło do niego, że ojciec Emmy zginął na jej oczach.
Ani on, ani Molly, zszokowani, nie byli w stanie myśleć jasno i szybko, więc dopiero teraz spostrzegł, że dziewczynka stoi zupełnie nieruchomo, wpatrując się w buchający dymem wrak. Ukląkł obok Emmy i przytulił ją do siebie.
– Wszystko będzie dobrze, Emmo, wierz mi. Wiem, jak się czujesz, kochanie, i jest mi strasznie przykro… Ktoś podłożył bombę w samochodzie, rozumiesz? Eksplodowała, kiedy przekręcił kluczyk w stacyjce…
Usłyszał dobiegające z tyłu głosy, nie odwrócił się jednak, aby sprawdzić, kto biegnie w ich stronę. Z samochodu nie zostało dosłownie nic i podobnie rzecz się miała z Loueyem Santerą. Rozpoznawalny był tylko firmowy znaczek na masce mercedesa.
Ramsey zerknął przez ramię i ujrzał wszystkich mieszkańców domu, stojących na schodach i z otwartymi ustami gapiących się na sczerniały metalowy szkielet. Małe języki płomieni nadal lizały tu i ówdzie poskręcany wrak.
Elektryczne pianino Emmy było rozbite, lecz dziewczynka dalej przyciskała je do piersi. Mała powoli przeniosła spojrzenie z matki na Ramseya.
– Nie rozumiem… – szepnęła.
– On nie żyje, Emmo – odezwała się Molly.
– Och… – Z piersi Emmy wyrwało się ciężkie westchnienie. – Nie widzę go, Ramsey…
– Ja też nie – odparł cicho.
Nie mógł przecież powiedzieć Emmie, że prochy jej ojca trzeba będzie zebrać na śmietniczkę i przesypać do jakiegoś naczynia. Zaraz potem wszyscy znaleźli się przy nich, mówiąc jednocześnie i przekrzykując się nawzajem, poklepując ich i pocieszając.
Mason Lord na krótką chwilę objął nawet Molly i przytulił do siebie. Gunther nie wypuszczał pistoletu z ręki, Miles zaś próbował znaleźć się jak najbliżej Emmy. Ochroniarze podbiegli do wraku z bronią gotową do strzału.
Wszyscy byli młodymi, sprawnymi i silnymi ludźmi; uzbrojonymi w automatyczne pistolety, lecz widok kompletnie zniszczonego wozu nawet na nich najwyraźniej zrobił duże wrażenie.
– To wy troje mieliście być w tym samochodzie, nie Louey Santera – powiedziała powoli Eve Lord, nie spuszczając wzroku z Emmy.
– Wiem, że zrobił to ten zły człowiek – przemówiła Emma. – Wrócił, ale zamiast mnie zabił tatę…
Spojrzała na rozbite pianino i delikatnie położyła je na trawie.
– Tylko spójrzcie, prawie wszystkie klawisze popękały – rzekła. Uklękła obok zniszczonego instrumentu i ostrożnie nacisnęła środkowe C.
Ciszę rozdarł ostry, nieco metaliczny dźwięk. Twarz Emmy znieruchomiała. Podniosła pianino i przytrzymując je ramieniem, weszła do domu. Molly pobiegła za córeczką i wzięła ją na ręce.
– Zadzwonię na policję – powiedział Ramsey do Masona Lorda.
– Nie wpuszczę policji na teren mojej posiadłości.
– Wpuści pan, i to bez słowa protestu.
Molly nie wydała nawet jednego jęku, gdy osobisty lekarz Masona Lorda, doktor Theodore Otterly, zszywał jej ramię. Ramsey widział, jak raz po raz napina mięśnie, usiłując powstrzymać drżenie, lecz nie skarżyła się na ból.
Zestawił dwa krzesła i podtrzymywał Molly, obejmując ją ramieniem, ponieważ doktor Otterly poprosił go o pomoc. Molly oparła podbródek na jego obojczyku. Emma trzymała ją za rękę. Doktor Otterly rozłożył cały swój sprzęt na kuchennym stole i tam opatrywał zranione ramię. Molly drgnęła gwałtownie i szybko wciągnęła powietrze. Z ust Emmy wyrwało się ciche, rozpaczliwe zawodzenie.
– Wiem, że to trudne, Em – odezwał się spokojnie Ramsey. – Twoja mama cierpi, ale jakoś się trzyma, widzisz? Jeżeli chcesz coś powiedzieć, zrób to, kochanie.
– Wszystko w porządku, mamo?
Jej głos był cichy i cienki, przerażenie prawie namacalne. Molly nie miała pojęcia, jakim cudem zdobyła się na uśmiech, ale to zrobiła.
– Hej, to nic takiego, Em. Jestem twarda i silna, podobnie jak Ramsey. Bez trudu radzę sobie z takimi drobnymi nieprzyjemnościami. Jestem macho, tyle że w spódnicy, wiesz? Nie martw się, mała. Nic mi nie jest.
Ramsey poczuł, że całe ciało Molly znowu przeszył dreszcz i objął ją mocniej. Oparła się o niego, pozwalając, by wziął na siebie część cierpienia. Wcześniej doktor Otterly pomógł mu zdjąć kurtkę, obejrzał jego plecy i powiedział, że w pierwszej kolejności zajmie się Molly.
Ramsey odetchnął z ulgą. Miał nadzieję, że rana nie pozbawi go możliwości działania i normalnego funkcjonowania, nawet na krótki czas. Wydarzenia zaczęły wymykać się spod kontroli i nie mógł teraz pozwolić sobie na chorobę. Ale plecy piekły go tak, jakby ktoś stale je przypalał, do cholery…
Mason Lord stał w progu kuchni z założonymi rękami. Nie odzywał się ani słowem, po prostu stał w drzwiach i czekał, aż lekarz skończy zabieg. Miles siedział obok Emmy, trzymając jej drugą łapkę. Ramsey wiedział, że policja już przyjechała, słyszał bowiem wycie syren i tupot wielu biegnących stóp.
– Ramsey, twoje plecy są czarne, to znaczy chodzi mi o koszulę… Mam nadzieję, że skóra jest w lepszym stanie…
– Doktor Otterly już je obejrzał, chrząknął i zabronił mi narzekać. Powiedział, że najpierw opatrzy twoją mamusię, bo mnie nic nie jest. Nie martw się, Emmo.
Ramsey cieszył się, że nie widzi, co zrobił z jego plecami kawał płonącej tapicerki. Doktor Otterly założył ostami szew na ramieniu Molly. Zmoczył tampon alkoholem i starannie przemył ranę. Potem się wyprostował.
– Już po wszystkim – rzekł pogodnie. – Teraz jeszcze tylko dwa zastrzyki, pani Santera. Zabandażuję pani ramię i zajmę się sędzią Huntem.
Po chwili ramię Molly spoczywało już na temblaku.
– Dzięki temu szwy będą mniej bolały – powiedział lekarz. Kiedy przyszła kolej Ramseya, Emma wzięła go za rękę.
– Jestem przy tobie, Ramsey. Wszystko będzie dobrze.
– Dziękuję, skarbie. Dobrze, że tu jesteś.
Bolało bardzo, ale Ramsey zacisnął zęby i jakoś wytrzymał. Zdawało mu się, że zanim doktor Otterly zdjął z jego pleców kawałki materiału i oczyścił skórę, minął co najmniej rok.
– Nie jest tak źle – mruknął Otterly. – Uratowała pana kurtka, nie ma dwóch zdań. Widzę tu kilka drobnych oparzeń i jedno drugiego stopnia, na szczęście niewielkie. Będzie z tego duży bąbel i sporo bólu. Ma pan też kilka siniaków. Posmaruję wszystko maścią z antybiotykiem i założę opatrunek. Proszę nie zdejmować go przez dwa dni. Oparzenia powinny szybko się zagoić, panie sędzio. Jeżeli któreś z was dwojga zauważy jakieś niepokojące objawy, proszę do mnie natychmiast zadzwonić. Zostawiam tabletki przeciwbólowe dla państwa. Będziecie zażywać je przez trzy dni, dobrze? – Doktor Otterly uśmiechnął się do Emmy. – A teraz ty, młoda damo… Mam dla ciebie coś przepysznego.
Emma nie dała się na to nabrać. Cofnęła się o krok, nie spuszczając wzroku z twarzy lekarza. Otterly się roześmiał.
– Nie, nie, nie mam wobec ciebie żadnych niecnych zamiarów. Chcę tylko, żebyś wypiła trochę soku pomarańczowego. – Skinął głową i Miles podał mu wypełnioną do połowy szklankę. – Zrób to dla mnie, Emmo, bardzo cię proszę.
Dziewczynka wyraźnie nie miała ochoty spełnić jego prośby.
– Jeżeli sama nie będziesz w świetnej formie, nie zdołasz dopilnować, byśmy oboje z mamą szybko wrócili do zdrowia – odezwał się Ramsey.
To wystarczyło. Emma bez słowa wypiła sok. Doktor Otterly pogłaskał ją po głowie i znacząco spojrzał na Molly.
– Zaprowadzisz mnie na górę, Em? – zapytała Molly. – Czuję się trochę niepewnie. Nie, nic mi nie jest, ale ramię jednak mnie boli. Chyba powinnam się położyć. Pójdziesz ze mną?
– Czy mojej córce na pewno nic nie będzie? – przemówił Mason Lord, kiedy Molly i Emma opuściły kuchnię.
– Powiedziałem jej prawdę. Metal nie wbił się zbyt głęboko, więc mięsień nie jest uszkodzony. Zrobiłem jej zastrzyk przeciwtężcowy i podałem antybiotyk. Obrażenia sędziego Hunta nie są tak dotkliwe, jak się obawiałem, ale rana pańskiej córki jest mimo wszystko dość poważna. Szczerze mówiąc, oboje mieli sporo szczęścia. Kiedy pomyślę o tych latających w powietrzu kawałkach płonącego metalu…
– A córka Molly? Co dodał pan do tego soku pomarańczowego? Doktor Otterly powoli skinął głową.
– Och, pyta pan o wnuczkę… Z Emmą wszystko w porządku. Dostała odrobinę syropu uspokajającego i za jakieś pół godziny zrobi się senna.
Lekarz odwrócił się do Ramseya.
– I pan, i pani Santera musicie teraz odpocząć, na pewno dobrze wam to zrobi. W najbliższych dniach powinniście się oszczędzać. – Zerknął na plecy Ramseya i umocował opatrunek jeszcze jednym kawałkiem plastra. – Teraz będzie się trzymał. Mam nadzieję, że znacie dobrego psychologa, który pomoże dziecku?
– Tak. Wybieraliśmy się właśnie z Emmą na wizytę, kiedy to wszystko się wydarzyło. Chciałbym prosić pana o poradę w jeszcze jednej sprawie, doktorze. Dwa tygodnie temu dostałem postrzał w lewe udo. Mógłby pan obejrzeć tę ranę?
– A ja myślałem, że życie sędziego jest spokojne… Proszę zdjąć spodnie i pokazać mi postrzał, sędzio Hunt.
Doktor Otterly przez parę minut uważnie badał ranę w udzie Ramseya.
– Wszystko w porządku – oznajmił wreszcie. – Nie wiem, jak pan to opatrzył, ale z pewnością zrobił pan to prawidłowo. Świetnie się goi, nie będzie nawet dużej blizny. Czy noga jest już w pełni sprawna?
– Niezupełnie.
– Jeszcze z tydzień i będzie pan biegał jak jeleń. Życzę powodzenia, sędzio Hunt. Proszę dzwonić, gdyby wynikły jakieś komplikacje.
Lekarz uśmiechnął się i skinął głową Masonowi. Ramsey jeszcze raz mu podziękował i poczekał, aż Miles pomoże mu włożyć czystą koszulę. Na szczęście plecy przestały go boleć. Dzięki Bogu, że Emmie nic się nie stało, pomyślał. Chociaż nie, przecież to oczywista nieprawda. To dla dziecka kolejny szok, zniosła kolejny cios…
Ramsey powoli przeszedł z Masonem Lordem do salonu, gdzie Eve odpowiadała na pytania policji. Czuł ulgę, że Mason nie stawiał zbyt wielkiego oporu i w końcu nawet zgodził się porozmawiać z detektywami. Cóż, Mason doskonale zdawał sobie sprawę, że tej sprawy nie załatwi przez swoich prawników. Chodziło przecież o zabójstwo.
Ani Ramsey, ani Molly nie rozmawiali jeszcze z policją. Ramsey nie był zaskoczony, że Molly tak szybko poszła na górę. Było oczywiste, że chciała oszczędzić dziecku dodatkowego stresu. Żałował, że i on nie może schronić się w swoim pokoju.
W salonie czekało na niego trzech oficerów w cywilu. Siedzieli na samym brzegu krzeseł i najwyraźniej czuli się bardzo nieswojo. Zupełnie jakby mieli hemoroidy, pomyślał Ramsey. Towarzystwa dotrzymywała policjantom piękna młoda żona Masona Lorda. Kiedy Ramsey i Mason weszli do salonu, wszyscy trzej zerwali się z miejsc.
Mason przedstawił się, chłodno skinął głową i usiadł obok żony. Wbił wzrok w swoje paznokcie i zaczął rytmicznie kołysać nogą. Jeden z detektywów zwrócił się w stronę Ramseya.
– Sędzia Hunt? Nazywam się Riley O’Connor. Jestem zaszczycony, że mogę z panem rozmawiać. – Detektyw O’Connor był co najmniej piętnaście lat starszy od Ramseya, chudy jak wieszak i całkowicie łysy. Ciemne oczy lśniły inteligencją i poczuciem humoru. – Wszyscy bardzo się cieszymy, że wyszedł pan z tego cało – dodał, ściskając dłoń Ramseya.
Potem O’Connor przedstawił Ramseyowi pozostałych dwóch policjantów, sierżanta Burnside’a i detektywa Martineza. Mason Lord odchrząknął dyskretnie.
– Macie już wszystkie potrzebne informacje, panowie? Detektyw O’Connor uniósł bardzo ciemne brwi.
– Nie, proszę pana, właściwie dopiero zaczęliśmy je gromadzić. Mamy do czynienia z zabójstwem, i to szczególnie brutalnym. Pani Lord nie miała zbyt wiele czasu, aby zapoznać nas z okolicznościami wydarzeń, a panowie zjawili się zaledwie przed chwilą. Chciałbym najpierw porozmawiać z sędzią Huntem, a potem z panem, jeżeli zgodzi się pan poświęcić nam parę chwil.
Mason Lord krótko i wyniośle skinął głową, i ruszył w stronę baru, aby nalać sobie drinka.
– No dobrze – rzucił Ramsey. – Chodźmy do gabinetu pana Lorda, naturalnie jeśli on nie ma nic przeciwko temu…
Mason nie wyglądał na zadowolonego, ale nie miał wyboru. Jeszcze raz kiwnął przyzwalająco głową i odwrócił się bez słowa. Pozostali dwaj oficerowie wyszli na zewnątrz, aby dokładnie obejrzeć wypalony wrak samochodu, przy którym już pracował zespół pobierających odciski palców.
– Podobno z Santery została tylko garstka popiołu – usłyszał Ramsey uwagę jednego z policjantów.
– Sędzia Hunt, pani Santera i jej córeczka mieli ogromne szczęście – powiedział Martinez do sierżanta Burnside’a. – Ta sprawa wygląda mi dziwnie, Tommy, naprawdę dziwnie. Ten facet, jak mu tam, Gunther, jest wyjątkowo mało rozmowny. Mam wrażenie, że nie dowiemy się zbyt wiele od ludzi, którzy tutaj pracują.
– Ja też tak myślę. Zastanawiam się też, co sędzia Hunt robi w domu kogoś takiego jak Mason Lord. Może wcale nie jest taki bezkompromisowy…
Ramsey nie zdołał usłyszeć nic więcej. A więc zyskał sobie opinię bezkompromisowego sędziego, tak? Bardzo mu się to podobało. Riley O’Connor roześmiał się cicho.
– Ta sprawa to dla nas naprawdę twardy orzech do zgryzienia, sędzio Hunt. Przykro mi, ale teraz wszystko wyjdzie na jaw – porwanie dziecka, wasza ucieczka i jeszcze ten finał. Tak, wszystkie fakty i przypuszczenia ujrzą światło dzienne. Ale dla pana to nie nowina, prawda? Któż może lepiej wiedzieć, co potrafią zrobić dziennikarze… Można zostać szatanem lub świętym, a zależy to wyłącznie od sympatii albo antypatii reporterów. Jeśli zaś chodzi o fotoreporterów, to niewątpliwie nie raz miał pan ochotę udusić co najmniej kilku z nich.
– O tak – przytaknął Ramsey, który natychmiast przypomniał sobie przyczajonego za krzakami w jego ogrodzie paparazzo. Nachalność tamtego fotoreportera była ostatnią kroplą. Właśnie wtedy Ramsey podjął decyzję o wyjeździe z San Francisco w Góry Skaliste, gdzie znalazł Emmę i zrozumiał, jak błahe są jego osobiste problemy.
– Od początku wiedziałem, że cała ta sprawa wcześniej czy później wypłynie na wierzch. Szczerze mówiąc, zależy mi, żeby dziennikarze się nią zajęli. Zrobię wszystko, żeby ich do tego zachęcić.
– Dlaczego? – Detektyw O’Connor przekrzywił głowę, nie spuszczając wzroku z twarzy Ramsey a.
– Żeby chronić Emmę, to zasadniczy powód. Niewykluczone, że ludzie, którzy na nią polują, wycofają się, kiedy dotrze do nich, iż wszyscy wiedzą o tym spisku, a środki masowego przekazu mają zamiar jeszcze bardziej rozdmuchać historię Emmy.
– O spisku?
Ramsey uśmiechnął się lekko.
– Cierpliwości, detektywie.
Weszli do gabinetu Masona i Ramsey zamknął drzwi. Plecy znowu zaczęły go boleć i musiał się chyba skrzywić, bo detektyw Riley O’Connor spojrzał na niego ze współczuciem.
– Słyszałem, że nieźle pan oberwał – powiedział.
– Tak, kawałkiem płonącej tapicerki. Na szczęście to nic poważnego, tylko kilka powierzchownych oparzeń. Znacznie gorzej czuje się pani Santera. Lekarz dopiero przed chwilą założył jej kilka sporych szwów na ramieniu, dlatego poszła z córką do swojego pokoju…
Przerwało mu pukanie do drzwi. W progu stanęła Molly, blada, z ręką na temblaku i rudymi lokami, otaczającymi niczym ognista aureola szczupłą twarz. Jej oczy były duże, spokojne i bardzo zielone, bez śladu szarego odcienia.
Ramsey po raz pierwszy zauważył ledwo widoczne cętki piegów na grzbiecie nosa. Uznał, że zdecydowanie dodają jej urody i uśmiechnął się do niej, ale natychmiast poznał, iż Molly jest na skraju załamania.
– Co ty tutaj robisz, Molly? – zapytał, robiąc krok w jej stronę. – Czy z Emmą wszystko w porządku?
Podniosła rękę i delikatnie musnęła jego wargi czubkami palców.
– Tak, Emma zasnęła. Miles siedzi przy niej, inaczej bym jej nie zostawiła. Chciałam porozmawiać z detektywami, powiedzieć im wszystko, co wiem. Nie ma powodu, aby rozmawiali z każdym osobno, poza tym sądzę, że będziemy jedynymi skłonnymi do współpracy świadkami w tym domu. Kiedy zaczniemy odtwarzać całą historię, może ja albo ty przypomnimy sobie coś, o czym zapomnieliśmy. – Podeszła bliżej i wyciągnęła rękę do policjanta. – Molly Santera.
Detektyw O’Connor spojrzał na nią ze zmieszaniem.
– Czy zmarły… To jest, czy Louey Santera, gwiazdor rocka, był pani mężem?
– Moim byłym mężem. Rozwiedliśmy się dwa lata temu.
– Napijesz się koniaku, Molly? – zapytał Ramsey. Potrząsnęła głową, ale po chwili wahania powiedziała: – Dobrze. Może koniak rzeczywiście dobrze mi zrobi…
Ramsey nalał koniaku do trzech kieliszków. Detektyw O’Connor uśmiechnął się i z nieukrywanym żalem odstawił swój kieliszek na brzeg stołu.
– Dziękuję. Może później…
– Nasza rozmowa na pewno trochę potrwa, detektywie.
Riley O’Connor wyjął z kieszeni płaszcza mały magnetofon kasetowy.
– Czy mogę nagrywać? Tak byłoby najlepiej. Molly i Ramsey w milczeniu słuchali, jak detektyw zgodnie z procedurą przedstawia się oraz podaje datę i miejsce nagrania.
– Jak już mówiłem, sędzio Hunt, teraz, po tragicznej śmierci pana Santery, pojawi się tu nie mniej dziennikarzy niż na procesie O. J. Simpsona. Bóg jeden wie, co się stanie, kiedy prasa i telewizja dowiedzą się o porwaniu pani córki, pani Santera.
– Nic na to nie poradzimy – powiedział Ramsey. – Myślę, że ty powinnaś zacząć, Molly. Detektyw O’Connor musi poznać wszystkie szczegóły tej historii. Ten, kto wysadził w powietrze Loueya, w rzeczywistości planował zabić nas troje…
– Tak – potwierdziła bardzo cicho. Wypiła kolejny łyk koniaku i postawiła prawie pusty kieliszek na stole. Odchrząknęła. – Zaczęło się od porwania Emmy. Boże, to było zaledwie trzy i pół tygodnia temu, Ramsey…
– Czy Emma została uprowadzona z domu, pani Santera?
– Nie, z małego parku, który znajduje się tuż za naszym domem. Robiłam tam zdjęcia…
Przerwała i zamilkła. Zacisnęła dłonie tak mocno, że knykcie zupełnie zbielały.
– To nie była twoja wina, Molly – rzekł Ramsey ostro. – Opowiedz detektywowi O’Connorowi, co się wydarzyło i nie staraj się obwiniać, dobrze?
Właśnie wtedy drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wkroczyli agenci specjalni FBI Dillon Savich oraz Lacey Sherlock Savich.
– Cześć, Ramsey – powiedział Dillon Savich. – Cieszę się, że cię widzę w jednym kawałku. Sprawa przybrała paskudny obrót, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Słyszeliśmy już o wybuchu bomby. Chyba pamiętasz Sherlock, prawda? Dziwne, ale jakoś nikt nie zapomina jej twarzy…
Savich spojrzał na O’Connora i z uśmiechem wyciągnął do niego rękę.
– Pracujemy dla FBI – wyjaśnił. – Proszę się nie przejmować, nie mamy zamiaru odbierać wam sprawy. Jesteśmy przyjaciółmi sędziego Hunta i postanowiliśmy trochę mu pomóc.
Doktor Loo lekko dotknęła nowego pianina Emmy i nacisnęła kilka klawiszy. Uśmiechnęła się.
– Umiesz grać Twinkle Twinkle Little Star? – zapytała. Ramsey się roześmiał.
– Zagraj podstawowy motyw i kilka swoich własnych interpretacji, dobrze, Emmo?
Emma siedziała ze wzrokiem wbitym w nowe pianino. Obudowa instrumentu była tak błyszcząca, że dziewczynka widziała w niej odbicie swojej twarzy. Z trudem przełknęła ślinę i delikatnie położyła palec na górnym F. Nie nacisnęła go. Potem powoli odwróciła się do doktor Loo.
– Przepraszam, ale nie mogę teraz grać – powiedziała. – To byłoby niewłaściwe. Moje stare pianino dopiero co umarło.
Ramsey zagryzł wargi, starając się zapanować nad wzruszeniem. Wziął Emmę na kolana, zostawiając pianino na małym stole, i przygarnął ją do piersi.
– Masz rację, skarbie, należy mu się odrobina szacunku. Musisz mieć trochę czasu, żeby je spokojnie opłakać. Możesz przecież zagrać dla doktor Loo następnym razem…
Doktor Loo, która dowiedziała się już od Molly, co się stało, ani słowem nie wspomniała o tragicznej śmierci ojca Emmy.
– Mason Lord, twój dziadek, przysłał tu rysownika, Emmo – odezwała się. – Chcielibyśmy, żebyś opisała człowieka, który cię porwał, tego samego, którego twarz zobaczyłaś w oknie sypialni. Myślisz, że mogłabyś to zrobić?
Na twarzy dziewczynki odmalował się niepokój, lecz po chwili skinęła głową.
– Spróbuję, pani doktor.
Recepcjonistka wprowadziła do gabinetu starszego, łysiejącego mężczyznę. Nazywał się Raymond Block i od dwudziestu siedmiu lat pracował w policji. Utrzymywał, że potrafi rozmawiać z dziećmi. Teraz usiadł obok Emmy i otworzył szkicownik.
– Jesteś gotowa, Emmo? – zapytała doktor Loo. – Chwileczkę, panie Block. Muszę podrapać się pod gipsem.
Doktor Loo nie zostawiła ich samych w swoim gabinecie. Raymond Block przez następne czterdzieści pięć minut rysował, poprawiał, poszerzał, wydłużał, wycierał niektóre fragmenty szkicu gumką i znowu rysował.
– To on – rzekła w końcu Emma.
Raymond Block odwrócił rysunek tak, aby doktor Loo, Molly i Ramsey dokładnie go widzieli.
– Ojej… – odezwała się niepewnie Molly, uważnie wpatrując się w doskonały szkic. – Jesteś pewna, że to tego człowieka zobaczyłaś za oknem, Emmo? To on cię porwał?
– Tak, to on mnie ukradł, a potem wrócił i uśmiechał się do mnie przez szybę.
Ramsey pokręcił głową, usiłując opanować gwałtowne pragnienie śmiechu i płaczu równocześnie.
– Cóż, ten facet na pewno nie zajmuje się czyszczeniem basenów w Denver, Molly – powiedział. – Co to, to nie. Wydaje mi się, że bardzo przypomina kogoś, kto mieszka w znacznie bardziej prestiżowej miejscowości…
Z doskonałego szkicu patrzył na nich prezydent Clinton. Jedynym szczegółem, który zdecydowanie różnił twarz urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych od narysowanej przez Raymonda Blocka, były bardzo zaniedbane, zepsute i nierówne zęby.