Ramsey i Molly byli w jego pokoju, on przy oknie, ona przy drzwiach. Był wczesny ranek i w domu panowała jeszcze cisza. Na łóżku leżała otwarta walizka, do połowy wypełniona spakowanymi rzeczami.
– Więc jednak wyjeżdżasz?
Wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na walizkę.
– Tak, chyba tak. Nie mogłem spać i doszedłem do wniosku, że czas zacząć się pakować. – Przerwał, przez chwilę obydwoje milczeli. – Wiesz, że próbowałem napisać powieść? Mam wrażenie, że było to jakiś milion lat temu…
– Nie, nie miałam pojęcia.
– Właśnie dlatego pojechałem do tego domu w Górach Skalistych. Wziąłem bezpłatny urlop na pięć miesięcy. Musiałem uciec przed całym tym szaleństwem, znaleźć schronienie przed dziennikarzami. Któregoś dnia rano jakiś facet wetknął przez okno łeb do mojej łazienki, kiedy się goliłem. O mały włos nie poderżnąłem sobie gardła. Wtedy zdecydowałem, że wyjadę z miasta. Postanowiłem napisać powieść, o której myślałem przez cały ubiegły rok.
– O czym chciałeś pisać?
– Główny wątek dotyczy procesu sądowego, bohaterem książki ma być sędzia federalny. Dość dobrze znam tę dziedzinę i miałbym parę rzeczy do powiedzenia na ten temat.
– Rozumiem. Więc chcesz wrócić do Kolorado i pisać?
– Chyba tak. – Próbował urwać nitkę wystającą z jego jasnoniebieskiego swetra. Ani na chwilę nie opuszczała go myśl o jej pocałunku. – Zastanawiałem się, kiedy wy obie wrócicie do Kolorado.
– Na razie w ogóle o tym nie myślałam. Dopiero zaczynam ogarniać to wszystko, co nam się przydarzyło. Jestem gotowa przyjąć do wiadomości, że odpowiedzialność za to ponosi ten straszny Rule Shaker z Las Vegas, ale nie mogę zapomnieć o istnieniu potwora, który skrzywdził Emmę. Sądzę, że do końca życia nie uwolnię się od strachu przed nim. Mam sporo pieniędzy i chyba część z nich poświęcę na odszukanie tego drania…
Rzuciła Ramseyowi niepewne spojrzenie, zupełnie jakby się obawiała, że zacznie ją do tego zniechęcać.
– Na twoim miejscu zrobiłbym to samo – powiedział. – Kiedy wrócę do domu, spróbuję ci pomóc. Pedofile działają w specyficznych siatkach i zwykle znają się nawzajem, przynajmniej ze słyszenia. Mam kilkoro przyjaciół, którzy spędzają dużo czasu przy komputerze. Zobaczymy, może uda im się coś znaleźć. – Ramsey westchnął. – Savich dopilnuje, aby terenowe biura FBI również nie zapomniały o porywaczu Emmy. On także nie jest zadowolony z tego stanu sprawy.
Molly spuściła głowę, wbijając wzrok w miękki dywan pod stopami.
– Chyba powinnam ci jeszcze raz podziękować, Ramsey. Emma będzie za tobą tęskniła.
Spojrzał na nią, na ciemne cienie pod jej oczami i pasemko piegów na grzbiecie nosa.
– Mówiłem Savichowi, że twoje włosy mają zupełnie inny odcień niż włosy Sherlock – odezwał się. – Większość ludzi uważa, że rude włosy są po prostu rude i koniec, ale ja wiem, że w twoich jest kolor zachodu słońca, który kiedyś widziałem w Irlandii.
Szybko podniosła na niego oczy i zamrugała nerwowo.
– Zachód słońca w Irlandii? Kiedy tam byłeś, Ramsey?
– Dwa lata temu. Mieszkałem w Ballyvaughan i prawie codziennie jeździłem na wybrzeże w Moher. Nie potrafię opisać tamtejszych klifów. Można powiedzieć, że są to poszarpane urwiska, o które rozbijają się fale, wychodzące na spotkanie morzu, ale to tylko banalne zwroty. – Znowu wzruszył ramionami. – Rozumiesz, o co mi chodzi? Trzeba tam po prostu pojechać i spojrzeć na morze, zobaczyć linię horyzontu i zrozumieć, że poza falami nic tam nie ma…
– Zaczynam rozumieć – powiedziała cicho.
Ramsey przeczesał palcami włosy, które w rezultacie tego zabiegu stanęły dęba.
– Do diabła, miła jesteś, Molly.
– Opowiedz mi o tym zachodzie słońca.
Sprawiał wrażenie zażenowanego. Uśmiechnęła się do niego, a on szybko przygładził sterczące we wszystkie strony włosy. Jeszcze nie zdążył się ogolić. Wyglądał na twardego, zdecydowanego na wszystko mężczyznę, lecz Molly ujrzała go nagle z Emmą na kolanach, głaszczącego jej córkę po głowie. Miał na sobie spodnie i koszulkę, był boso. Pomyślała, że niepotrzebnie mu przeszkadza. Ramsey chce przecież wyjechać…
Miał własne życie. Ona i Emma zetknęły się z nim na krótko, w wyniku dramatycznych wydarzeń, a teraz nadszedł czas rozstania.
Postanowił wyjechać. Nie była tym zachwycona, ale nie mogła tego zmienić.
– Nigdy nie zapomnę, jak pewnego dnia przyjechałem na wybrzeże wieczorem – rzekł. – Powietrze było rześkie i suche, niebo czyste jak łza. Dzień bez deszczu, wielka rzadkość w Irlandii. Siedziałem i patrzyłem, jak czerwona kula słońca powoli tonie w Atlantyku. Wydawało mi się, że kiedy słońce dotknie fal, woda zasyczy i zagotuje się. Ludzie dookoła mnie żartowali i głośno rozmawiali, lecz w chwili, gdy słońce zanurzyło się w oceanie, wszyscy nagle umilkli i bez słowa podziwiali ten wielki spektakl. – Pokręcił głową, mimo woli poruszony wspomnieniami. – Nigdy nie zapomnę tego widoku. – Przerwał na chwilę i spojrzał na Molly. – Następnego dnia tak lało, jakby przyroda zażądała zapłaty za ten niewiarygodnie wspaniały zachód słońca. Wiesz, Molly, przyszło mi do głowy, że może wam także by się to spodobało. Nie mówię o deszczu, chociaż deszcz w Irlandii także jest piękny, ale o zachodach słońca.
– Nam? Emmie i mnie? Miałybyśmy pojechać do Irlandii?
– Tak, ze mną. Wcale nie mam ochoty was zostawiać.
Światło poranka było mgliste i szare. Nie widział wyrazu jej twarzy, bo znowu spuściła głowę. Po bardzo długiej chwili podniosła ją i spojrzała mu w oczy.
– Chętnie z tobą pojadę – powiedziała z uśmiechem. – Założę się, że Emma także.
Ogarnęła go radość i siła tego uczucia bardzo go zaskoczyła. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Savich i Sherlock wybierają się do Paryża. Dziś rano odlatują z lotniska O’Hare.
– Savich i Sherlock to bardzo dobrzy ludzie.
– Kiedy moglibyśmy wyjechać do Irlandii? Sądzę, że Emmie dobrze by to zrobiło.
– Nie mam naszych paszportów. Zostały w domu, w Denver.
– Mój jest w San Francisco. Moglibyśmy pojechać po nie i spotkać się w Nowym Jorku albo tutaj, w Chicago. Zaraz, mam jeszcze lepszy pomysł – pojadę z wami do Denver, a później wszyscy razem wyruszymy do San Francisco. Co ty na to?
Zaczęła się śmiać, szeroko rozkładając ręce.
– Miesiąc temu nawet ciebie znałam!
– To prawda. Z drugiej strony, przez ten miesiąc przeżyliśmy razem więcej niż inni ludzie w ciągu dziesięciu lat lub całego życia.
– Naprawdę uważasz, że moje włosy są koloru zachodzącego słońca? Uśmiechnął się powoli.
– Tak, naprawdę tak uważam.
– I plecy cię nie bolą?
– Nie. A twoje ramię?
– Czasami trochę mnie rwie, ale nie bardzo. Tych szwów nie trzeba zdejmować, same się rozpuszczają, tak powiedział doktor Otterly. Nie mogłam uwierzyć, że poszedłeś na siłownię. Mogłeś sobie przecież zaszkodzić…
– Nie mam już nawet bąbli, a poza tym naprawdę uważałem. Savich porządnie owinął mnie bandażem, więc spokojnie mogłem popływać. – Zerknął na nią z rozbawieniem. – Masz rację, nieźle się wygłupiłem.
Roześmiała się i potrząsnęła głową.
– Ja tego nie powiedziałam.
– Emma śpi?
– Mam nadzieję. Często się budzi, wczoraj w nocy aż trzy razy i nadal ma złe sny. Śnił się jej wybuchający samochód…
– Chyba powinniśmy zapytać doktor Loo, czy wyjazd do Irlandii nie zaszkodzi Emmie.
– Możemy zapytać ją dziś rano. Jestem pewna, że będzie nas zachęcać do wyjazdu.
Ramsey był zdumiony, że myśl o wspólnej podróży do Irlandii budzi w nim tyle radości. Czuł się tak, jakby wszystkie napięte mięśnie w jego ciele nagle się rozluźniły. Nie wiedział, jak to się stało, że zadał Molly takie pytanie. Chyba samo wyfrunęło mu z ust… Chociaż nie, na pewno podświadomie pragnął za wszelką cenę uniknąć rozstania z Molly i Emmą…
– Na którą godzinę umówiłaś się z doktor Loo?
– Na dziesiątą.
– Zobaczymy, co powie, i wtedy się zastanowimy nad dalszymi planami. Molly poprawiła pasek szlafroka, cudownej kreacji z brzoskwiniowego jedwabiu, którą musiała pożyczyć od Eve Lord, swojej macochy. Ramsey pomyślał, jak wyglądałaby bez szlafroka. Molly posłała mu szeroki uśmiech.
– Irlandia, co? – mruknęła. – Czy poprzednim razem byłeś tam sam?
– Nie.
– Jasne. – Kiwnęła głową. – Nie sądzę, byś cokolwiek musiał robić sam, chyba że z wyboru…
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że wiele kobiet uznałoby cię za bardzo atrakcyjnego mężczyznę, nawet z poparzonymi plecami.
– Dziękuję. Wracaj do łóżka, Molly. Jest jeszcze bardzo wcześnie.
– A ty?
– Teraz, kiedy mamy takie plany, ja także spróbuję się zdrzemnąć. Nie jestem już zdenerwowany i spięty. To cud.
Długą chwilę obserwowała go w milczeniu.
– Dziś po południu odbędzie się nabożeństwo żałobne w intencji Loueya – powiedziała w końcu. – Tutaj, w ogrodzie. Znalazłam nawet prezbiteriańskiego duchownego, który je odprawi.
– To dobrze – odparł. – Zwłaszcza ze względu na Emmę.
– Mam nadzieję.
– Emmo, zagrasz dla mnie Świeć, gwiazdeczko?
– Tak, doktor Loo, spróbuję, ale od dawna nie grałam na pianinie, tak na poważnie.
– Nie szkodzi. Chętnie cię posłucham.
Emma ustawiła swoje nowe pianino na stoliku do kawy. Doktor Loo siedziała w fotelu, Ramsey i Molly na dwuosobowej kanapie naprzeciwko niej.
– Nie zapomnij o wariacjach, Emmo – odezwał się Ramsey.
Tym razem Emma już się nie wahała. Wzięła głęboki oddech, co zabrzmiało przeraźliwie dorośle, i palcami jednej ręki zagrała wiodące nuty melodii, zaczynając od F. Potem dołączyła drugą rękę i wydobyła z płaskiej pioseneczki zupełnie klasyczne brzmienie. Za drugim razem zagrała ją jak jazzowy standard, za trzecim w stylu utworu Johna Lennona.
Doktor Loo zamrugała. Wyglądała na mocno poruszoną i zaskoczoną. Kiedy Emma skończyła, ujęła jej drobną dłoń i spojrzała dziewczynce w oczy.
– Dziękuję ci, Emmo. Sprawiłaś mi wielką przyjemność. Mam nadzieję, że pewnego dnia pójdę na twój koncert w Carnegie Hall.
– Co to jest Carnegie Hall?
– To takie miejsce, gdzie występują wybitni artyści z całego świata. Byłam w Carnegie Hall, kiedy Liam McCallum grał tam na skrzypcach. Nigdy tego nie zapomnę. Ty też mogłabyś tam zagrać, Emmo.
– Tak – powiedziała Molly. – Chyba ma pani rację.
– Mój tata nigdy nie zagrał w Carnegie Hall – szepnęła Emma, nie podnosząc oczu znad klawiatury. – Ale był wielkim artystą. Mama tak mówi.
Molly wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać. Ramsey nachylił się ku Emmie.
– Mam płytę twojego taty, Emmo. Nie zagrał w Carnegie Hall, ale wszyscy na świecie mogą go słuchać. Jego muzyka nadal żyje.
– Mama też tak mówi.
– A czy twoja mama kiedykolwiek się omyliła? – zapytał Ramsey. – Pamiętasz taki przypadek?
Delikatnie pogłaskał jej włosy, które tego ranka sam zaplótł we francuski warkocz. Fryzura była zupełnie udana, a splot gładki i prosty.
Emma podniosła głowę. Chwilę zastanawiała się intensywnie.
– Kiedyś się pomyliła, ale to było dawno – rzekła w końcu. – Dwa miesiące temu.
Ramsey się roześmiał.
– No dobrze – odezwała się doktor Loo. – Powinnyśmy chyba porozmawiać o twoim wyjeździe do Irlandii z mamą i Ramseyem.
– Nie wiem, co to jest ta Irlandia.
– Irlandia to piękny, zielony kraj po drugiej stronie oceanu. Cudowne miejsce, Emmo, gdzie można popatrzeć na różne sprawy z innej perspektywy. Myślę, że tam przestaniesz się bać, będziesz dużo grać na pianinie, biegać rano z Ramseyem, grać w piłkę z mamą i jeździć z nimi na pikniki. Irlandia jest wspaniała. Możesz siedzieć tam na skałach i moczyć nogi w wodzie, tak zimnej, że w pierwszej chwili robi ci się gęsia skórka. Będziesz z dwojgiem ludzi, których kochasz, którzy chcą, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa. Co o tym myślisz?
Emma oparła się o kolana Ramseya.
– Czy ten zły człowiek też tam będzie?
Ramsey lekko potarł dłońmi jej szczuplutkie ramionka.
– Nie, Emmo. Nigdy więcej nie pozwolimy, żeby się do ciebie zbliżył, obiecuję ci to.
Emma odwróciła się twarzą do niego.
– Ale on jest blisko, Ramsey. Teraz jest naprawdę blisko. Zabił mojego tatę i chce złapać mnie…
– Nie, kochanie. Jest bardzo przestraszony i ukrywa się, bo wie, że policja go ściga. Chciałbym, żeby go złapali, bo wtedy zamkną go w więzieniu, do końca życia. Wszyscy stają na głowie, żeby go schwytać. Wierzysz mi, Emmo?
Długo wpatrywała się w niego bez słowa. Molly wstrzymała oddech. Wreszcie Emma westchnęła cicho. Dopiero wtedy Molly zerknęła na doktor Loo, która uśmiechnęła się lekko i powoli pokręciła głową. Po chwili lekarka wstała i wzięła Molly na stronę.
– To musi potrwać – szepnęła. – Nie ponaglajcie jej. Widzę, że obydwoje doskonale sobie ze wszystkim radzicie, a wyjazd do Irlandii to naprawdę świetny pomysł. Wydaje mi się jednak, że powinnam zobaczyć się z Emmą jeszcze jutro. Na kiedy zaplanowaliście wyjazd?
– To nie ma znaczenia – odparła Molly, nie spuszczając wzroku z Emmy. – Liczy się tylko dobro Emmy. Wyjedziemy, kiedy pani uzna, że Emma jest gotowa, ani godziny wcześniej…
– Stan Emmy jest bardzo dobry, pani Santera. Nie da się jednak zaprzeczyć, że te przeżycia pozostaną z nią na zawsze. Musicie przyjąć to do wiadomości i nauczyć się z tym żyć. W miarę dorastania emocje Emmy, związane z tą tragedią, będą ulegać zmianie. Wspomnienia się zatrą, co jest pozytywne, ale nigdy nie znikną całkowicie. Na razie Emma jest jednak małą dziewczynką i nie ma pojęcia, co to takiego gwałt. Wie tylko, że zły człowiek zrobił jej krzywdę i że było to okropne, lecz nie ma żadnych dorosłych skojarzeń na ten temat. W tej chwili mamy do czynienia z lękiem i zapamiętanym poczuciem bezradności. Za jakiś czas Emma zrozumie, że nic i nikt nie zmieni tego, co się stało, że zdarzyło się to naprawdę, a ona musi się postarać, by nie zniszczyło to całego jej życia. Nie będzie wam łatwo. Proszę przywyknąć do myśli, że ledwo ugasi pani jeden pożar, a już wybuchnie następny. Emma ma szczęście, że ma taką matkę. Wiem, że sędzia Hunt zna ją od niedawna, ale ufają sobie nawzajem i uczucie, które ich łączy, jest naprawdę głębokie.
– Będzie nam ciężko, kiedy sędzia Hunt wróci do domu. – Molly westchnęła.
Doktor Loo milczała chwilę.
– Cóż, takie sprawy same się zwykle rozwiązują – powiedziała spokojnym, naturalnym tonem. – Jutro porozmawiam z Emmą w cztery oczy. Postaram się uświadomić jej, że ten człowiek nie był normalny, że nie było w tym ani cienia jej winy, że nie spotkało ją to dlatego, iż była niedobra.
– Naprawdę mogłaby tak pomyśleć?
– O tak. Dzieci najczęściej obarczają siebie winą za całe zło tego świata, proszę pani. Poza tym nie mamy pojęcia, co powiedział jej porywacz, w jaki sposób nią manipulował, jak i czym ją terroryzował i jak ją zranił. Tylko dorośli potrafią wyrządzić innym tyle złego. Teraz muszę popracować nad tym, co dzieje się w głowie Emmy. Nie powinniście się martwić, ani pani, ani sędzia Hunt, ale oczywiście nie zdołam was o tym przekonać.
– I chce pani porozmawiać tylko z Emmą, tak?
– Myślę, że tak będzie najlepiej. Tylko Emma i ja.
– Skoro tak pani uważa… Zadzwoni pani do mnie, prawda?
– Oczywiście. – Doktor Loo z uśmiechem odwróciła się do Emmy i poklepała ją po ramieniu. – Zobaczymy się jutro, Emmo. A dzisiaj postaraj się dużo odpoczywać i uśmiechaj się do mamy co najmniej trzy razy dziennie.
– A do mnie? – zaniepokoił się Ramsey.
– Do Ramseya co najmniej sześć razy dziennie. Odkryłam, że chłopcy potrzebują więcej uśmiechów niż dziewczynki. Pamiętaj o tym, Emmo.
Ramsey uśmiechnął się do Emmy. Było wczesne popołudnie, dwie godziny temu zakończyło się nabożeństwo za Loueya Santerę. Ramsey zabrał dziewczynkę na górę, żeby trochę się zdrzemnęła i właśnie otulił ją kocem.
– Bardzo podobały mi się te jazzowe wariacje – powiedział. – Wiesz, że pan Savich gra na gitarze i śpiewa? Tak, głównie piosenki country i westernowe. Czasami występuje w klubie. Nie jest to Carnegie Hall, ale całkiem przyjemne miejsce. I ma przyjaciela, który gra na saksofonie. Savich i Sherlock bardzo chcą, żebyśmy ich odwiedzili.
– Szkoda, że wyjechali – mruknęła Emma. – Sherlock powiedziała mi, że ma nadzieję, iż będzie miała małą dziewczynkę, taką jak ja. Pan Savich też chciałby mieć dziewczynkę. Sherlock uważa, że jestem naprawdę miła, ale powiedziałam jej, że lepiej by było, by ich dziewczynka była zupełnie inna. Ja nie jestem już miła i fajna…
Ramsey nie mógł oderwać oczu od twarzy dziecka, za które chętnie oddałby życie. Przed sekundą pocałował ją w czoło, pochwalił grę na pianinie, a teraz nagle coś takiego… Łagodnie odgarnął włosy z jej policzka.
– Kiedy to powiedziałam, Sherlock zrobiła się bardzo czerwona – ciągnęła Emma, nie czekając na jego odpowiedź. – Wytłumaczyła mi, że to ze złości, ale wcale nie na mnie.
– Ty miałabyś nie być miła i dobra? – przemówił w końcu Ramsey. – Ty, moja cudowna Emma? Skąd przyszedł ci do głowy taki dziwaczny pomysł?
Emma odwróciła wzrok. Zapatrzyła się w przeszłość, która nadal miała nad nią władzę, w przeszłość, która wciąż tak boleśnie uwierała.
– Tamten człowiek powiedział, że mogłabym go uratować. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
Ramsey poczuł nagle niepohamowaną żądzę mordu. Wziął głęboki oddech, policzył do dziesięciu i spróbował się opanować. Oto problem dla doktor Loo, pomyślał, ale doktor Loo nie było pod ręką, Emma rozmawiała z nim i jego wściekłość na pewno nie mogła jej pomóc.
– Posłuchaj mnie, Em. Ten człowiek, który cię porwał, był chory na głowę, naprawdę chory. To, co myślał i co zrobił, nie ma nic wspólnego z tobą, Emmo. On skrzywdziłby każdą małą dziewczynkę, jaka wpadłaby mu w ręce, każdą. Dla niego nie byłaś Emmą. Rozumiesz mnie?
– Nie – odpowiedziała po chwili. – Chyba nie. To okropne, Ramsey… Nachylił się nad nią, dotykając czołem jej czoła, i pocałował ją w czubek nosa.
– Słuchaj dalej. Jesteśmy silną drużyną, wiesz? We trójkę poradzimy sobie ze wszystkim, z najokropniejszymi rzeczami, jakie przychodzą ci do głowy. Jesteś bardzo dobrą, kochaną dziewczynką, Emmo. Taką dobrą, że na myśl o tym, iż mógłbym cię nie widzieć, choćby przez jeden dzień, robi mi się duża dziura w sercu. Taka jesteś cudowna.
Uśmiechnęła się szeroko i małą ręką lekko pogłaskała go po policzku.
– Nie wyjedziesz, prawda, Ramsey? Nie wrócisz do swojego domu?
Ujął obie jej dłonie i ucałował każdy palec z osobna. Pachniały piernikiem, który Miles upiekł na deser. Ramsey nie mógł przewidzieć, co przyniesie przyszłość, czuł jednak, że nie może jej tego powiedzieć. Życie Emmy legło w gruzach, jej ojciec został zamordowany…
– Nigdy cię nie zostawię – rzekł bez wahania.
– To dobrze. – Emma ziewnęła od ucha do ucha.
– Emmo?
– Tak, Ramsey?
– Czy mogłabyś raz zachować się jak wstrętny bachor? Tylko raz, dobrze? Może kiedy się obudzisz albo wieczorem? Już wiem, mogłabyś ponarzekać, że musisz wypić mleko, skończyć kolację albo iść spać, co ty na to? Może zrobiłabyś awanturę z tupaniem i rykiem, co?
– Jasne – odrzekła z uśmiechem.
– Chcesz się teraz zdrzemnąć?
– Dobrze. – Zamknęła oczy, lecz zaraz otworzyła jedno i spojrzała na niego spod zmrużonej powieki. – Ale może wieczorem nie zechcę pójść do łóżka…
– Pyszny pomysł – oświadczył Ramsey.
Zależało mu przede wszystkim na tym, aby nie myślała o ojcu. Miał nadzieję, że uda im się w dalszym ciągu chronić ją przed dziennikarzami lokalnej prasy i telewizji oraz fotoreporterami pracującymi dla brukowców. Dziś przed południem ochroniarze Masona Lorda sprawnie pozbyli się jakiegoś reportera, przerzucając go przez mur posiadłości na drogę.
Ramsey modlił się, aby Emma nie zwracała uwagi na impertynenckie pytania, jakie zadawano jemu i Molly, kiedy tylko wychodzili za bramę.