Rozdział 25

W San Francisco był pogodny, piękny dzień. Gałęziami drzew poruszał lekki wiatr, temperatura nie przekraczała dwudziestu paru stopni. Ramsey głęboko odetchnął świeżym powietrzem i uśmiechnął się. Stał przy uchylonym oknie w swoim gabinecie i patrzył na widoczny w oddali most Golden Gate. Uwielbiał Sea Cliff, dzielnicę, którą wiele osób uważało za najpiękniejszą część miasta.

Jego dom znajdował się w pierwszym szeregu budynków, stojących na krawędzi klifu w północno – zachodnim zakątku dzielnicy. Z lewej strony widać było bezustannie przelewającą się wielką masę oceanu, z prawej wejścia do zatoki strzegł most Golden Gate, łączący miasto ze wznoszącymi się po przeciwnej stronie wzgórzami. O tej porze roku skaliste pagórki były jeszcze miejscami pokryte zielenią, lecz Ramsey wiedział, że wkrótce staną się zupełnie brązowe i pozbawione życia. Podnosząca się popołudniami mgła zawsze kłębiła się wokół Manne Headlands, tworząc idealną scenerię dla klasycznego horroru.

Jego dom został dokładnie sfotografowany, sprzątnięty i uporządkowany, a policja zebrała wszystkie odciski palców. Ramsey rozmawiał ze swoją sekretarką i dwójką asystentów, którzy dla niego pracowali, i cała trójka na ochotnika zgłosiła chęć dopilnowania prac remontowych w zniszczonym domu.

Uzgodnił z nimi kolorystykę wnętrz, rodzaj i styl mebli oraz budżet. Przekroczyli limit wydatków, lecz ponieważ z wielkim staraniem wybrali naprawdę piękne tkaniny i meble, nie miał zamiaru się tym przejmować. Zastanawiał się teraz, co jeszcze zamówili. Ciekawie było zobaczyć samego siebie oczyma innych ludzi. Gabinet był teraz surowy, poważny i bardziej męski, pełen skóry i bogatych kolorów ziemi. Jego współpracownicy wydali majątek na skórzaną kanapę i krzesła oraz olbrzymie mahoniowe biurko, lecz Ramsey w pełni aprobował ich wybór. Ściany były nadal nagie. Najwyraźniej obawiali się, że nie utrafią w jego gust i dobrze się stało, bo Ramsey uwielbiał wybierać dobre obrazy.

Biorąc pod uwagę, że dom zniszczono niecały miesiąc temu, musiał przyznać, iż dokonali cudów.

– Ramsey?

– Tak, Emmo?

– Podoba mi się twój dom. Przyjemnie jest mieszkać w pobliżu wody. Uśmiechnął się, schylił i wziął Emmę na ręce. Usiadł z nią w wielkim skórzanym fotelu i oparł stopy na grzesznie miękkim skórzanym pufie, czymś, czego nigdy dotąd nie miał.

– Powyglądajmy trochę razem, dobrze? – zaproponował. – Pozwólmy, aby nasze dusze nawiązały bliski kontakt z przyrodą. Zaraz, a gdzie twoje pianino?

– Na górze, bo nie jest teraz dla mnie ważne – powiedziała z bardzo dorosłym westchnieniem. – Martwię się o mamę.

Upiera się, że nic jej nie jest, ale chyba nie czuje się zbyt dobrze.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Po prostu wiem, że jest chora. Posłała mnie na dół, żebyś się mną zajął i nie przychodził na górę. Poradzisz coś na to, Ramsey?

– O cholera… Przykro mi, Emmo. Więc jak, zostaniesz tutaj i nawiążesz kontakt z przyrodą w moim zastępstwie?

– Dobrze, ale tylko na chwilę. Mama miała zupełnie zieloną buzię, wiesz?

– Zajmę się nią. Nie ruszaj się stąd, dobrze?

– Przecież wiesz, że sama nigdzie nie wyjdę.

– Grzeczna dziewczynka. – Pocałował ją w czoło i pobiegł na górę.

Już z podestu na półpiętrze usłyszał, że Molly wymiotuje. Na piętrze były trzy pokoje – jego sypialnia, gabinet oraz pokój gościnny, w którym spały Molly i Emma. Molly tkwiła w łazience obok swojego pokoju. Ramsey lekko popchnął uchylone drzwi.

Klęczała na podłodze, z głową nad miską klozetową, i rzygała jak chory kot. Nie powiedział ani słowa, położył tylko ręce na jej ramionach i zaczął je łagodnie masować, potem zaś przykucnął i odgarnął włosy z jej czoła. Oparła się o niego całym ciężarem ciała.

– Lepiej? Jęknęła żałośnie.

– Nie chcę rozmawiać. Chcę umrzeć. Ramsey spuścił wodę.

– Zaczekaj, przyniosę ci wody do wypłukania ust. Znowu jęknęła.

– Nie chciałam, żebyś tu przychodził. Idiotka ze mnie, powinnam była domyślić się, że Emma natychmiast cię tu przyśle. To takie upokarzające…

Podał jej szklankę z wodą. Spojrzała na nią niechętnie i powoli wstała z podłogi.

– Umyję zęby.

– Dam ci tabletki przeciwwrzodowe, dobrze? Tak, Emma bardzo się o ciebie martwiła. I cieszę się, że miała dość zdrowego rozsądku, aby mi o tym powiedzieć. Na pewno więcej niż jej matka…

– Idź sobie! – mruknęła Molly, wypychając go za drzwi.

Słyszał, jak płucze usta i szoruje zęby. Pięć minut później zaprowadził ją do łóżka. Z okien pokoju gościnnego nie roztaczał się szczególnie imponujący widok, ale z jednego można było dostrzec Golden Gate.

– Dobrze, że umierając, będę mogła patrzeć na coś pięknego…

– O nie, ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz, będzie moja paskudna gęba. To powinno wystarczyć, żeby odechciało ci się umierać.

– Musiałam zjeść coś nieświeżego w samolocie.

Jadła makaron z sosem z małży. Ramsey i Emma wybrali kurczaka.

– Możliwe. Ale niewykluczone też, że to stres. – Delikatnie pogładził jej policzek. Skórę miała wilgotną od potu i zimną.

Ramsey zmarszczył brwi.

– Zadzwonię do mojego lekarza. Zobaczymy, co powie.

– Nie wybieram się do żadnego lekarza, nawet o tym nie myśl. Mój żołądek jest teraz zupełnie pusty, więc powinnam poczuć się lepiej.

– Zobaczymy – powiedział tym samym dorosłym tonem, którego Molly używała w rozmowie z Emmą, kiedy chciała uniknąć dyskusji.

Przyniósł jej dwie tabletki i szklankę wody.

– Połknij.

Nawet nie zapytała, co to za lekarstwo. Przełknęła tabletki i z westchnieniem oparła się o poduszki.

– Jak twoje ramię? – zapytał.

– W porządku. A twoje plecy? Uśmiechnął się.

– Doskonale. Widzisz jeszcze szwy, które założył ci lekarz?

– Tylko kilka, bo już się rozpuszczają. Jak noga?

– Już dawno się zagoiła. Pozwolisz, że obejrzę ramię?

Cierpliwie czekała, aż podwinie rękaw jej kremowej bluzki i odchyli bandaż. Skóra wokół rany miała zdrowy, różowy odcień, na którego tle ciemne szwy wyglądały wyjątkowo paskudnie. Rana goiła się zupełnie normalnie. Poprawił opatrunek i spiął bandaż.

– Na pewno nie wymiotujesz z powodu rany.

– Gdzie Emma?

– Siedzi w wielkim skórzanym fotelu i wygląda przez francuskie okno na zatokę i Golden Gate. Zejdę i sprawdzę, czy wszystko u niej w porządku, dobrze?

Po paru minutach wrócił na górę razem z Emmą.

– Zobacz, kogo znalazłem z małym noskiem przylepionym do szyby.

– Moją śliczną małą księżniczkę?

– Nie, moją śliczną małą księżniczkę, ale może się nią z tobą podzielę. Sama widzisz, Emmo – mama czuje się już lepiej.

– Mogę z nią zostać, Ramsey? Spróbuję trochę ją rozśmieszyć. Mama mówi, że śmiech dobrze robi nawet chorym.

– Dobrze. Gdyby znowu poczuła mdłości, tylko zawołaj, a ja zaraz przyślę tu kogoś, kto powtyka w nią mnóstwo igieł.

– Bleee… – powiedziała Emma.

Trzy godziny później Molly żuła kawałek grzanki i popijała gorącą herbatą Earl Grey, oczywiście bez cukru. Nadal wyglądała blado, ale od godziny nie czuła mdłości. Mimo to Ramsey był gotów w każdej chwili zadzwonić do Jima Havershama, internisty pracującego w szpitalu San Francisco General.

– Nie wydaje mi się, żebyśmy jutro mogli wyjechać – rzekł o dziewiątej wieczorem.

Emma i Molly leżały na łóżku w pokoju gościnnym, od czasu do czasu zerkając na ekran nowiutkiego telewizora, który Ramsey przyciszył, aby Molly nie poczuła się zmęczona. Panującą w domu ciszę rozdarł głośny dzwonek.

– To tylko moja znajoma z wydziału kryminalnego policji – wyjaśnił Ramsey. – Dzwoniłem do niej. Ma mi opowiedzieć o wynikach dochodzenia.

– W sprawie zniszczenia twojego domu? – zapytała Molly, przesuwając wilgotny ręcznik na czole nieco w lewo.

– Między innymi. Wy sobie tutaj odpoczywajcie, dobrze? Emmo, zawołaj mnie, jeżeli mama będzie czegokolwiek potrzebowała. Czy mogę na ciebie liczyć? Chodzi mi głównie o to, byś nie słuchała, kiedy powie, że to nic ważnego i sama sobie poradzi.

Emma rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.

– Nie wiem, Ramsey… To przecież moja mama, nie mogę jej nie słuchać. Jest przy mnie od urodzenia…

– Wiem, ale w tej chwili znajduje się w odrobinę żałosnym stanie, prawda? Nie wie, co jest dla niej dobre, rozumiesz? Zawołasz mnie?

Na twarzy Emmy nadal malował się wyraz niepewności. Położyła pianino na kolanach i spuściła głowę. Molly jęknęła. Po chwili jęknęła znowu, bardzo głośno i zabawnie. Emma się uśmiechnęła.

Dobra robota, Molly, pomyślał Ramsey. Zasalutował komicznie i szybko zbiegł na dół. Pod drzwiami czekała Virginia Trolley, jak zwykle ubrana w czarne buty, czarne spodnie, czarny golf i czerwony rozpinany sweter.

– Dobrze, że jesteś w domu, Ramsey. Rozpętało się istne piekło.

Zaprosił ją do gabinetu, gdzie w kominku wesoło trzaskał ogień, a zaciągnięte nowe jasnozłociste zasłony potęgowały wrażenie przytulnego, ciepłego wnętrza.

– Bardzo podoba mi się twój dom – oświadczyła Virginia. – Nowe meble wyglądają wspaniale. Czy remont doprowadził cię do bankructwa?

– Ubezpieczenie pokryje większość kosztów.

– Świetnie. Czy teraz, kiedy wszystko jest tu takie piękne i nowe, moglibyśmy się pobrać, a potem rozwieść, i to na takich warunkach, żebym ja dostała ten dom?

– Nigdy nie dostałabyś domu, chyba że udałoby ci się przekupić sędziego – rzekł Ramsey, nalewając jej filiżankę kawy z termosu.

Westchnęła ciężko.

– Obawiam się, że mój mąż nie wykazałby zrozumienia dla sprawy. A może byś mnie zaadoptował?

– Jesteś starsza ode mnie.

– Ach, więc słyszałeś o dyskryminacji ze względu na wiek!

– Skądże znowu! Dzięki, że wpadłaś, Ginny. Co się dzieje w mieście?

– Wszyscy nadal nazywają cię Sędzią Dreddem. W dodatku teraz, po twoim flircie ze światem przestępczym, jest to szczególnie trafny przydomek. Dziennikarze szaleją. Dziwię się, że jeszcze nie zwiedzieli się o twoim powrocie, ale ta cisza przed burzą na pewno nie potrwa długo.

Ramsey krótko opowiedział Virginii o wydarzeniach w Chicago.

– Pojutrze wyjeżdżam z Molly i Emmą do Irlandii – zakończył. – Mieliśmy lecieć jutro rano, ale Molly przez całe popołudnie wymiotowała, więc musi mieć trochę czasu, żeby dojść do siebie. Chyba zatruła się sosem z małży, który jadła w samolocie. Mam nadzieję, że to nie zapalenie żołądka albo wrzód, chociaż nie byłoby w tym nic dziwnego po tych wszystkich przeżyciach.

Virginia Trolley wstała z krzesła, podeszła do szerokiego francuskiego okna i odsunęła zasłony. Ciemne chmury wisiały nisko nad ziemią. Na niebie nie widać było ani księżyca, ani gwiazd. Westchnęła głęboko.

– Wszyscy rozmawialiśmy o tym, co wam się przydarzyło – powiedziała. – Ta sprawa z Shakerem wydaje się wyjątkowo mętna i niebezpieczna. Jeżeli to rzeczywiście jego dzieło, szanse na wyrok skazujący są mniej więcej takie jak na zwycięstwo Raidersów w meczu o puchar. – Uśmiechnęła się lekko. – Na pewno nie większe…

Ramsey usiadł w dużym skórzanym fotelu za biurkiem i odchylił się do tyłu, opierając głowę na splecionych ramionach.

– Mam nadzieję, że to Shaker, bo wtedy moglibyśmy uważać się mniej więcej za bezpiecznych. Tak czy inaczej, FBI uważa, że to jego sprawka. Policja z Denver jest tego samego zdania. Nadal szukają zboczeńca, który porwał Emmę. Liczę, że uda nam się wymknąć, zanim zlecą się tu dziennikarze. Chyba będzie dobrze, jeżeli na jakiś czas wyjedziemy z kraju, nie sądzisz? Masz dla mnie coś nowego?

Virginia odwróciła się od okna, pozwalając, aby zasłony opadły swobodnie.

– Ja także uważam, że wasz wyjazd to świetne rozwiązanie – powiedziała. – Jeśli chodzi o dochodzenie w sprawie dewastacji domu, to policja nie wpadła na żaden trop. Sąsiedzi nic nie widzieli, nie ma żadnych odcisków palców. – Przerwała i uważnie rozejrzała się po gabinecie. – Szef firmy, którą wynajęliśmy do sprzątania, powiedział, że są dumni, mogąc zrobić coś dla sędziego Ramseya Hunta, wiesz? A magazyn „Chronicle” chciał zrobić serię zdjęć tego pokoju po remoncie. Wygląda świetnie, prawda? Ta ciemna boazeria, skórzane meble, wywoskowana dębowa podłoga…

– Tak. Nie muszę chyba mówić, że jestem wam bardzo wdzięczny.

– Masz dla mnie jakieś polecenia?

– Nie, na razie wszystko jest w jak największym porządku. Myślę jednak, że po powrocie powinienem załatwić sobie ochronę.

– Słusznie. Dopilnuję, żeby mniej więcej co pół godziny ulicę patrolował wóz policyjny. Ach, muszę ci coś pokazać, chociaż uważamy, że to rzecz bez większego znaczenia. Oczywiście anonim. Ktoś wetknął to świństwo w kopercie pod drzwi twojego gabinetu w gmachu sądu…

Virginia wyjęła z torby kartkę papieru i podała ją Ramseyowi. Wiadomość była krótka i zwięzła.

JESTEŚ MORDERCĄ. ZGINIESZ.

Słowa zostały starannie napisane drukowanymi literami, grubym czarnym flamastrem. Ramsey oddał kartkę Virginii.

– Bardzo oszczędny styl, więc to na pewno nie prawnik. Są jakieś powody, aby przypuszczać, że to coś więcej niż zwykłe bredzenie wariata?

– Raczej nie. Niczym nie różni się to od śmieci, które dostawałeś bezpośrednio po incydencie w sali sądowej. Ostatnio chyba nie pojawiło się nic nowego, prawda?

– Nie. W każdym razie nikt mi o niczym nie wspominał.

– Więc najprawdopodobniej to nic poważnego. Tak czy inaczej, uważaj na siebie. Sędzio Dredd. Słyszałam, jak jeden z tajniaków opowiadał kolegom, że wykonał manewr Hunta, czyli skopał komuś tyłek. Żałował, że nie miał na sobie czarnej togi, bo to dodałoby smaczku całemu wydarzeniu. Twoje nazwisko weszło do słownika gliniarzy, Ramsey…

Virginia Trolley podniosła wzrok i zobaczyła stojącą w progu małą dziewczynkę, która tuliła do piersi duże przenośne pianino. Instrument sięgał jej do kolan. Dziewczynka miała piękne, gęste włosy w kolorze mahoniu, których pasma wymykały się z grubego francuskiego warkocza.

– Cześć – powiedziała Ginny. – Czy to ty jesteś Emma Santera?

– Tak, proszę pani. Ramsey, mama znowu wymiotuje. Nie chciała, żebym ci o tym mówiła, ale boję się, czy nie jest bardziej chora. Zrobisz coś?

– Tak, Emmo, zaraz się nią zajmę. – Ramsey odwrócił się do Ginny. – Zadzwonię do Jima Havershama. Jest mi winien drobną uprzejmość. Nigdy nie zapomnę, jak Savich powiedział, że dobrze jest pomóc lekarzowi, aby czuł się zobowiązany.

– Savich to twój kumpel z FBI?

– Tak. Słuchaj, Ginny, niedługo zadzwonię. Gdyby pojawiło się coś nowego, możesz przesłać mi to faksem do Irlandii. Na parę dni zatrzymamy się w Dromoland Castle, na północ od lotniska Shannon. Zapomniałem, jak nazywa się to hrabstwo. Dam ci znać, gdzie będziemy później.

– W porządku. Trzymaj się, Ramsey. Do widzenia, Emmo. Opiekuj się mamą i Ramseyem, dobrze?

– Dobrze, proszę pani. – Emma weszła do pokoju i stanęła obok Ramseya, czekając, aż Ginny się z nim pożegna.

Kiedy Virginia zamknęła za sobą drzwi, Ramsey sięgnął po słuchawkę. Rozmawiał krótko, a gdy skończył, wziął Emmę razem z jej pianinem na ręce.

– Chodźmy powiedzieć mamie, że ma szczęście. Nie musimy jechać z nią do szpitala. Niedługo przyjedzie do niej z wizytą prawdziwy, żywy lekarz.

Doktor James Haversham miał czterdzieści dwa lata, był dwukrotnie rozwiedziony i każdą wolną chwilę spędzał na żaglach. Wyprostował się i z namysłem skubał brodę, uważnie przyglądając się Molly.

– Musiałbym zrobić kilka badań – rzekł w końcu.

– Nie ma mowy. Nie pójdę do szpitala. Po moim trupie. Nie dam sobie zrobić żadnych badań.

Haversham westchnął ciężko.

– No dobrze… Spróbujemy poradzić sobie inaczej. Sądzę, że zjadła pani coś nieświeżego. Ramsey mówił mi, że w samolocie zamówiła pani makaron i sos z małży. Bardzo prawdopodobne, że to właśnie ten sos. Na szczęście pozbyła się pani chyba całej trucizny, ale nadal ma pani skurcze i właśnie dlatego znowu zaczęła pani wymiotować. Dam pani zastrzyk i lek w tabletkach.

Mam nadzieję, że to uspokoi układ trawienny i zlikwiduje mdłości. Minie trochę czasu, zanim wróci pani do równowagi. Jest pani nieco odwodniona, dlatego musi pani dużo pić dziś wieczorem i jutro przez cały dzień. Po zastrzyku będzie pani senna, więc powinna pani spokojnie przespać noc. Zastrzyk robimy domięśniowo, proszę się odwrócić na brzuch.

– Ramsey, zabierz Emmę, dobrze? Ale Emma nie zamierzała zostawić matki samej z obcym człowiekiem.

– Nie, mamo, przecież ty mnie teraz potrzebujesz. Potrzymam cię za rękę.

– Mnie też potrzebujesz, Molly. Potrzymam cię za drugą rękę. To twoja godzina próby.

Emma podniosła głowę i zmierzyła Ramseya bacznym spojrzeniem.

– Czy to był żart, Ramsey?

– W porządku – powiedział doktor Haversham. – Odwróćcie się obydwoje, żeby moja pacjentka nie czuła się zażenowana.

Odwrócili się posłusznie i wbili wzrok w ekran telewizora. Powtarzano kolejny odcinek serialu M*A*S*H*. Usłyszeli krótki okrzyk i zaraz potem głos doktora Havershama.

– Proszę teraz połknąć te dwie tabletki. Jutro ma pani leżeć w łóżku, spać i pić tyle wody, żeby co piętnaście minut musiała pani biegać do toalety. Gdyby wymioty nie ustąpiły, Ramsey ma panią natychmiast przywieźć do szpitala, rozumiemy się? Jeżeli do jutra rana nie poczuje się pani lepiej, będzie to sygnał, że mamy do czynienia z czymś poważniejszym od zatrucia pokarmowego. – Widząc, że Molly energicznie potrząsa głową, Haversham zmarszczył brwi nachylił się nad nią. – Ma pani śliczną małą córeczkę, której jest pani potrzebna, prawda? Więc proszę demonstrować swój upór w inny sposób i na inny temat.

Molly westchnęła.

– Oczywiście ma pan rację. Dziękuję, że zgodził się pan przyjechać, doktorze.

– Nie ma za co.

– Co zrobił dla pana Ramsey? – zapytała Molly, kiedy Haversham był już przy drzwiach. – Powiedział, że jest mu pan winien drobną uprzejmość i dlatego przyjedzie pan mnie obejrzeć.

– Uratował mi życie.

– Jak to?

– Kiedy moja pierwsza była żona wstawiła się i zamierzała wymierzyć sprawiedliwość mojej drugiej byłej żonie, która wtedy była jeszcze moją aktualną małżonką, Ramsey wkroczył do akcji. Rozbawił Melanie i tańczył z nią przez resztę wieczoru.

Molly się roześmiała.

– Rzeczywiście jest pan jego dłużnikiem.

Haversham nie miał zamiaru się przyznać, że przed chwilą zmyślił tę historyjkę. Molly była śliczną kobietą o uroczym uśmiechu i teraz śmiała się dzięki niemu, co było prawdopodobnie równie skutecznym lekarstwem jak tabletki i zastrzyk.

– Tak jest, jestem jego dłużnikiem. Proszę na siebie uważać, pani Santera. Molly uśmiechnęła się sennie. Haversham zamknął za sobą drzwi i uścisnął rękę Ramseya.

– Słyszałem, co powiedziałeś – rzekł Ramsey. – Nie miałem pojęcia, że potrafisz tak szybko zmyślać. Teraz jesteśmy kwita.

– O nie. Nigdy nie spłacę tego długu, Ramsey. Pamiętam, że woda w jeziorze była lodowata. Gdybyś mnie wtedy nie wyciągnął, nie robiłbym już nikomu żadnych uprzejmości.

Schylił się i machinalnie położył dłoń na czole Emmy. Dziewczynka gwałtownie odskoczyła do tyłu, lecz Ramsey natychmiast uśmiechnął się i poklepał ją po ramieniu.

– Wszystko w porządku, kochanie. Doktor Haversham chciał się tylko upewnić, czy nie jesteś chora, tak jak mama. On zawsze sprawdza, czy ktoś nie ma gorączki. To jego specjalność.

Dopiero wtedy Jim Haversham przypomniał sobie, kim jest ta mała dziewczynka. To ona została porwana i zgwałcona. Uśmiechnął się do niej ostrożnie.

– Moim zdaniem jesteś w świetnej formie, Emmo – powiedział. – Masz chłodne, zdrowiutkie czoło. Pilnuj mamy, dobrze?

– Dobrze, proszę pana – odparła Emma, obserwując go czujnymi oczami. Wsunęła rękę w dłoń Ramseya i mocniej przycisnęła do siebie pianino.

Ramsey schylił się i wziął ją na ręce.

– Odprowadzimy doktora Havershama do drzwi, Emmo, a potem zaniesiemy mamie wodę.

– Nie będzie zadowolona, że ciągle musi biegać do łazienki, Ramsey.

– Ja też nie byłbym tym zachwycony, ale trudno, taki los przypadł jej teraz w udziale.

Загрузка...