Rozdział 8

Jeb był niezłym gawędziarzem, a znalazł wdzięczne audytorium w osobie Billy'ego Ewinga. Jessie – oparta o poręcz – wpatrywała się z rozbawieniem w twarz swego brata, wsłuchanego w kolejną historyjkę.

Pod koniec sześćdziesiątego trzeciego roku Straż Obywatelska Montany o mało co nie wysłała Jeba do świętego Piotra. Straż powstała w Wirginii, mieście, w którym popełniono dwieście morderstw w ciągu zaledwie sześciu miesięcy. Jeba pomylono po prostu z członkiem dużego gangu. Został oddany pod sąd i skazany na szubienicę. Ocalił życie wyłącznie dzięki temu, że prawdziwego zbrodniarza rozpoznano w tłumie gapiów. Jeb uwielbiał o tym przypominać przy każdej okazji.

Jessie słyszała jednak tę opowieść stanowczo zbyt wiele razy. Wyszła więc ze stajni, a Billy i Jeb, pochłonięci rozmową, nawet tego nie zauważyli.

Dziewczyna pomaszerowała wolno na ganek i rozsiadła się wygodnie na jednej z kanap obitych skórą. Było duszno i niezbyt zimno. Nie chciała wracać do domu mimo późnej pory.

Przymknęła oczy w nadziei, że świeże powietrze rozjaśni jej w głowie, tak by mogła zasnąć. Zaczęła właśnie powoli odzyskiwać spokój, gdy usłyszała pytanie:

– Gdzie jest chłopiec?

Powoli odemknęła powieki. Najpierw nie zauważyła Chase'a i musiała rozejrzeć się dookoła, by dojrzeć go wreszcie na stopniach, opartego o kolumnę.

– Znajdzie go pan w stajni, z Jebem.

– Wcale go nie szukam, byłem tylko ciekaw, gdzie się podział. Sądziłem, że położył się wcześniej spać; tak długo dziś jeździł konno.

Jessie uśmiechnęła się do siebie na myśl o tym, jak bardzo Billy stara się jej dorównać.

– Rano będzie pewnie obolały, ale myślę, że dobrze się bawił.

– Nie mam co do tego wątpliwości. Już od dawna chciał z tobą jechać.

Jessie wyprostowała plecy.

– Skąd pan wie?

– Billy opowiada mi czasem różne rzeczy – odparł z dumą Chase. – Zabierzesz go jeszcze kiedyś?

– Nie myślałam o tym. – Jessie wzruszyła ramionami. – W każdym razie nie jutro. Nie będzie mnie na ranczu.

– Ach tak?

Czuła, że wzbiera w niej gniew, pod którym czaił się ból, jaki zadał jej Chase tego ranka.

– Owszem, i to nie pański interes.

– Może zechciałabyś mówić mi po imieniu? – zaproponował z miłym uśmiechem.

– Nie znamy się na tyle dobrze.

– Można to łatwo naprawić. Co chciałabyś o mnie wiedzieć?

– Nic – odparła z uporem w głosie, przymykając oczy.

– To fatalnie, bo ja byłbym ciekaw bardzo wielu rzeczy. Popatrzyła na niego ostro. Czyżby znowu drwił?

– Dlaczego? – spytała.

– Różnisz się bardzo od innych dziewcząt. Wychowano cię w zaiste fascynujący sposób. Powiedz, czy o tym właśnie marzyłaś? O takim życiu?

– Co za różnica? – odparła. – Już przepadło. Jestem, jaka jestem. – Za wszelką cenę próbowała ukryć gorycz. Nie przyznałaby się nigdy Rachel ani temu mężczyźnie, jak bardzo nienawidzi swego życia. Najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnęła wyglądać i zachowywać się tak jak inne dziewczęta. Zyskała szansę, aby się zmienić, gdy umarł ojciec, szansę, by stać się zwyczajną dziewczyną. Wyjazd tych dwojga natrętów stworzyłby jej znów taką możliwość.

– Tak – odparł Chase. – Z pewnością jesteś unikatem. I nie gniewaj się na mnie za wścibstwo. Ciekawość to ludzka rzecz, prawda?

Miał szczery uśmiech, równe, białe zęby, pełne, niezbyt duże usta. A ciemne włosy wiły się na czole jak…

Jessie otrząsnęła się z zamyślenia. Co się z nią działo? Dlaczego tak na niego patrzyła?

– Ludzie w tych stronach, ciekawi czy nie, raczej nie zadają wielu pytań – odparła. – No tak, ale pan nie pochodzi stąd. Jutro wybieram się do Czejenów, jeśli już tak to pana interesuje.

– Pojadę z tobą, dobrze?

– W jakim celu? Aby wypełniać rozkazy Rachel? Przecież uprzedzałam pana, że tylko straci pan czas.

– Czy mógłbym to jednak sam osądzić? Nie ruszę się stąd, dopóki nie spełnię prośby twojej matki. – Starał się mówić najdelikatniej jak potrafił.

– W takim razie proszę mi koniecznie jutro towarzyszyć – powiedziała szybko Jessie.

Chase roześmiał się serdecznie.

– Jakże chętnie pozbyłabyś się mnie, Jessico. Sprawiasz mi przykrość. Inne kobiety uważają mnie za uroczego, dowcipnego mężczyznę. I lubią moje towarzystwo, możesz mi wierzyć.

– Ale ja nie jestem kobietą, tylko zepsutym bachorem -odparła Jessica bardzo spokojnie, nie zmieniając ani na chwilę wyrazu twarzy. – Tak więc to, co ja sądzę, i tak nie ma żadnego znaczenia.

Chase zmarszczył czoło. Nie mogła jednak podsłuchiwać? – przemknęło mu przez myśl. Z pewnością nie. Inaczej w ogóle by z nim przecież nie rozmawiała.

– Gdzie Rachel? – spytała nagle Jessie.

– Już śpi – odparł, mierząc ją wzrokiem. – Nie sądzisz, że powinnaś ją raczej nazywać mamą?

– Nie – odrzekła krótko. – Ja chyba też się położę. -Wstała i przeciągnęła się ostentacyjnie, podkreślając, że jest naprawdę zmęczona, a nie tylko chce zakończyć rozmowę. Otaksował wzrokiem jej ciało – szczególnie miejsce, w którym piersi wypychały gors koszuli.

A więc tyle tylko wystarczyło, aby Chase zauważył, że jednak ma do czynienia z kobietą! Przeciągnęła się raz jeszcze, zachwycona sposobem, w jaki się jej przyglądał. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że gapi się wręcz niegrzecznie.

– Wyruszę przed świtem, jeśli zdecyduje się pan ze mną jechać – powiedziała.

– Tak, cóż…

– Dobranoc, panie Summers.

Chase patrzył, jak Jessie wchodzi do domu. Wiedział, że już za chwilę, w samotni swego pokoju, ta wściekła kotka zdejmie ubranie, męskie ubranie, które tak naprawdę nie kryło wcale kobiecości. W co też przyodziana jest w łóżku? – myślał. – W koszulę nocną? Nic nie ma na sobie? Z łatwością potrafił wyobrazić sobie dziewczynę nago.

Zżerała go ciekawość. Czy obraz, jaki wytworzył sobie w myślach, pasuje do rzeczywistości? Czy piersi są naprawdę tak pełne i krągłe, jak się wydawały, a talia tak cienka? Ręce i twarz nosiły wyraźne ślady pocałunków słońca, lecz reszta była zapewne delikatna jak płatki dzikiej róży. Najgorsze musiały być nogi – fakt, że długie w stosunku do reszty ciała, ale na pewno silnie umięśnione z powodu codziennej jazdy konnej. Mężczyzna schwytany w tak solidny potrzask nie miałby szans się wyrwać. Tak, Jessie uprawiałaby miłość agresywnie.

Boże, co też mu chodziło po głowie?! Mimo kształtnego ciała Jessie nadal pozostała dzieckiem. A Chase nawet w myślach nie powinien zrywać z niej ubrania. Z drugiej strony już dawno zauważył, jaka ona jest ładna, a z uśmiechem na ustach wręcz oszałamiająco piękna.

No, ale jemu się nie podobała. I nie lubił jej.

Загрузка...