Jessie obudziła się w ciepłym kokonie kołder, tuż obok trzeszczał ogień, a w powietrzu unosił się jakiś wspaniały zapach. Poczuła silny głód.
Usiadła na łóżku, Chase stał przy kominku, odwrócony plecami do Jessie i mieszał potrawę, której aromat wzbudził w dziewczynie wilczy apetyt.
– Nie wiedziałam, że potrafisz gotować. Odwrócił się i uśmiechnął.
– Czasami.
– Pachnie wspaniale.
– Dziękuję pani. – Podszedł do łóżka. Gdy popatrzył uważniej na Jessie, natychmiast spoważniał. – Mogę ci teraz przynieść zioła?
– Na razie nie są mi potrzebne, ale skorzystałabym z przyjemnością z tego, co upichciłeś.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
– Naprawdę, Chase. Potrzebowałam jedynie chwili wypoczynku. Umieram z głodu. Chciałabym coś zjeść.
Uśmiechnął się radośnie.
– Nic prostszego, kochanie.
Jessie zmarszczyła brwi. Wolałaby, aby Chase nie nazywał jej w ten sposób, nie okazywał troski. Nie była pewna, co o tym sądzić.
Podchodząc do stołu, nie spuszczała wzroku z Chase'a. Poruszał się zwinnie, więc najwyraźniej nie nadwerężył sobie mięśni. Prześliznęła się wzrokiem po jego szerokich plecach, biodrach i szczupłych pośladkach. Wyglądał tak, jakby stać go było na wszystko. Absolutnie wszystko.
Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Skąd jej przyszły do głowy takie myśli? Nosiła jego dziecko, lecz odkąd zaczął się przechwalać powodzeniem u kobiet, nabrała przekonania, że tak naprawdę wcale o nią nie dba. Dlatego ona postanowiła nie dbać o niego. Pamiętaj o tym, Jessie, napominała się w myślach.
– Czy ci za gorąco? – spytał Chase, stawiając talerz na stole.
Widząc, że zauważył jej wypieki, zarumieniła się jeszcze mocniej.
– Trochę – odparła gniewnie.
Jedli w milczeniu. Chase zmieszany był tą nagłą zmianą nastroju dziewczyny. Obserwował ją całkiem otwarcie, gdy tymczasem ona spuściła skromnie oczy i pochłaniała pożywienie tak, jakby od wielu dni nie miała nic w ustach. Wydawała się zdrowa. Wróciła do dawnej formy, choć jeszcze kilka godzin temu była chora i blada. Najwyraźniej potrzebowała paru godzin snu. Pomyślał, że może nie powinna się przemęczać przez jakiś czas, by nie powróciły kłopoty ze zdrowiem.
Cisza się przeciągała. Może Jessie martwiła się Bowdre'em bardziej, niż się wydawało?
– Wiesz, jeśli zamkniesz się w sobie i nie przestaniesz martwić, rana zacznie ropieć.
– Co takiego? – Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.
– Na pewno rozumiesz, o co mi chodzi – odparł spokojnie.
– Chyba jednak nie – powiedziała buńczucznie.
– O Latona Bowdre'a. O kradzież stada. To przecież jeszcze nie koniec świata.
– Nie. – Westchnęła. – Zabiję po prostu tego drania, jeśli znów wejdzie mi w drogę.
Chase wybuchnął głośnym śmiechem.
– Daj spokój, bądź poważna.
– jestem śmiertelnie poważna.
– Co zamierzasz zrobić? Wyzwiesz go?
– Dlaczego nie?
– Bo on może ci odmówić i nikt nie pomyśli o nim nic złego. Żaden mężczyzna nie stawi czoła kobiecie w pojedynku na rewolwery, nawet taki łajdak jak Bowdre.
– Nie ujdzie mu to na sucho, Chase. Gdybym zdobyła jakiś dowód, zostawiłabym całą sprawę szeryfowi, ale w tej sytuacji sama muszę się tym zająć. No bo cóż innego mi pozostaje?
– Pozwól, że ja załatwię tę sprawę.
– Wyzwiesz Bowdre'a?
– Tak.
– Nie.
Odmowa wprawiła Chase'a w irytację.
– Przecież na pewno podjąłby rękawicę.
– Powiedziałam: ni e. To nie w porządku.
– I tak już jest za późno – odparł Chase. – Bowdre odebrał sobie całą wartość weksla, a nawet więcej, sprzedając twoje bydło. Na pewno czuje się usatysfakcjonowany i już dawno się stąd ulotnił.
– Mam nadzieję, że się mylisz – powiedziała z zawziętością w głosie Jessie.
– Rozlew krwi nigdy niczego nie rozwiązał. Nie zbankrutowałaś. Odżałuj tę stratę. Zapomnij o niej.
– Łatwo ci mówić, Summers. Nie twoje życie legło w gruzach. Moje ranczo jest stanowczo za małe, aby nie odczuć takiego uszczerbku. Thomas Blair nigdy nie zamierzał być królem bydła. Chciał jedynie osiedlić się na ziemi, na której spędził młodość, i praca na ranczu stworzyła mu właśnie taką możliwość. Nasze stado nigdy nie było duże, a jednak każdej zimy traciliśmy jego znaczną część. Zawieja sześćdziesiątego szóstego roku zmiotła z powierzchni ziemi kolejne siedemdziesiąt procent. Właśnie wówczas Thomas, chcąc uzupełnić braki, popadł w ogromne długi. Ledwo jednak wyszedł z tarapatów, wpadł na pomysł budowy większego domu. Zawsze tonęliśmy w długach, bydła sprzedawaliśmy zaledwie tyle, by przetrwać. Nie mogę sobie pozwolić na taką stratę.
Przemowa wywarła na Chasie duże wrażenie. Serdecznie współczuł Jessie.
– Przecież wiesz, że matka chętnie by ci pomogła.
– Daj spokój! – warknęła.
Zrozumiał, że traci tylko czas. Nigdy jednak nic nie wiadomo. Musiał spróbować.
– Może przyjmiesz pożyczkę ode mnie? W Cheyenne wygrałem sporą sumę pieniędzy, więcej, niż mi potrzeba.
Pokręciła głową.
– Co się z tobą dzieje, Chase? Najpierw chcesz się pojedynkować w moim imieniu, a teraz występujesz z propozycją pożyczki? Masz wyrzuty sumienia z powodu mojej utraconej cnoty? Rachel cię napuściła?
Wprawiła go w osłupienie. Nie była wcale zła, tylko zdziwiona. Nie bardziej zresztą niż on sam.
– No więc? – przynagliła.
– W porządku. Powiedzmy, że mamy rachunki do wyrównania.
– Nie. Bądźmy uczciwi i przyznajmy, że wcale tak nie jest.
Znów zdołała go zadziwić.
– Fakty to fakty, Jessie. Byłaś dziewicą, zanim cię dotknąłem.
– No to co?! – krzyknęła ze złością. – Miałbyś powody do zmartwienia, gdybyś mnie do czegoś zmuszał, ale mnie nie zmuszałeś. Przecież ja ciebie też pragnęłam. Nie pamiętasz?
Natychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język.
– Oczywiście, jedynie w sensie fizycznym – dodała.
– Niczego innego się nie spodziewałem.
– Nie musisz być taki sarkastyczny.
– A ty nie musisz bez przerwy powtarzać, że nic do mnie nie czujesz – odparł chłodno. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Pominęłaś jednak istotę problemu. Teraz pewnie ci się wydaje, że utrata dziewictwa w ogóle się nie liczy, lecz kiedy wyjdziesz za mąż i będziesz musiała się z tego tłumaczyć, z pewnością zmienisz zdanie.
Wybuchnęła śmiechem, melodyjnym, serdecznym. Przestraszył się nie na żarty, że postradała zmysły.
– Nie wiem, doprawdy, co cię tak bawi.
– No, myślę – wykrztusiła z trudem.
Próbowała stłumić śmiech. Chętnie wyjaśniłaby Cha-se'owi, co wzbudziło jej wesołość. Gdyby naprawdę stanęła kiedyś przed ołtarzem, małżonek musiałby ją przyjąć razem z dzieckiem. Dziewictwo, czy też raczej jego brak, nie stanowiłoby więc problemu.
– Przepraszam – powiedziała, z trudem dochodząc do równowagi.
– Nie ma za co – odrzekł kwaśno. – Niby dlaczego miałabyś się zachowywać jak inne dziewczęta? Wciąż zapominam, że bardzo się od nich różnisz.
Jessie ochłonęła.
– Nie tak bardzo.
– Naprawdę? – spytał niegrzecznie.
– Po prostu wychowano mnie w taki sposób, że widzę pewne rzeczy w innym świetle. To znaczy… Ilu młodzieńców zachowuje cnotę aż do ślubu? Skoro mężczyzna może mieć kochanki przed zawarciem małżeństwa, dlaczego nie wolno tego kobiecie? Jeśli potem dochowuje wierności, to, co zdarzyło się wcześniej, nie powinno się liczyć.
– Tylko ty tak uważasz, Jessie. Mężczyźni myślą inaczej.
– W takim razie to tylko ilustruje różnicę między punktem widzenia Indianina i białego człowieka. Mały Jastrząb nie przywiązuje wagi do tych spraw.
Chase zesztywniał, oczy mu pociemniały.
– Skąd o nich wiedział, Jessie? Przekonał się osobiście? Jessie wstała i oparła dłonie o stół.
– Nie obrażasz mnie. – Patrzyła na Chase'a płonącym wzrokiem. – Mały jastrząb zachowywał się honorowo, no, wyłączywszy jeden skradziony pocałunek. Nie traktował mnie jak przelotnej fantazji, pragnął ożenić się ze mną.
Summers pojął aluzję, jessie wpatrywała się w niego wciąż płonącym spojrzeniem. Gniew mężczyzny zelżał. Poczuł się winny tego, co mu zarzucano. Nie pragnął żony, co, oczywiście, nie znaczyło, że nie pragnął Jessie.
Wstał wolno i pochylił się, podobnie jak uczyniła to Jessie; ich twarze dzieliła teraz niewielka odległość. Zniżył głos do szeptu.
– Jaka ty jesteś piękna, kiedy się złościsz…
– Bardzo daleko odchodzisz od tematu.
– To prawda, ale kiedy robisz taką minę, myślę wyłącznie o jednym.
Jessie bała się spojrzeć mu w oczy. Ilekroć Chase popadał w taki nastrój, mówił schrypniętym głosem. A przy tym uśmiechał się tak wymownie…
Rzuciła się do drzwi, ale ledwo zdążyła nacisnąć klamkę, Chase przyciągnął je z powrotem.
– Nie chcesz wcale gdzieś iść. Z bydłem wszystko w porządku, a śniegu jest zbyt wiele, by wykonywać jakąkolwiek pracę. Zostaniemy tutaj. – Przytulił Jessie i zaplótł dłonie na jej plecach. – Czy tak nie jest przyjemniej i cieplej? Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko pozwolić mi się kochać.
Zanim zdążyła zebrać myśli, nakrył ustami jej wargi. Postanowiła, że tym razem nie ulegnie namiętności. Chase był do niczego, był… Znów doprowadził ją do wrzenia, tak samo jak zawsze. Mięśnie jej zwiotczały, nogi stały się jak z waty. Wystarczył dotyk jego ciała, pieszczota ust, by znów go zapragnęła. Przyciskał brzuch do jej brzucha, co przyprawiało dziewczynę o dreszcze. W chwili gdy otoczyła jego szyję ramionami, przywarł jeszcze mocniej.
– Pozwolisz mi się kochać, Jessie?
– Tak,
– Cały dzień?
– Tak,
– I całą noc?
– Na miłość boską, przestań mówić! – szepnęła.
Chase zaśmiał się głośno. Kolanem zsunął prycze i położył na nich dziewczynę. Zaczął zrywać z siebie ubranie, a jessie uczyniła to samo. Patrzyła zafascynowana na Chase'a. Już sam widok jego ciała ją podniecał, ręce odmawiały posłuszeństwa. Zanim skończyła się rozbierać, kochanek stał przed nią nagi.
Pochylił się, aby j ej pomóc, a wtedy impulsywnie chwyciła jego twarz w dłonie i pocałowała czule w usta.
Gdy wyswobodziła się wreszcie z jego uścisku, Summers popatrzył na nią dziwnie. Ten pocałunek nie stanowił bowiem wcale odpowiedzi na jego pocałunki; wydawał się czymś zupełnie innym. Mężczyzna patrzył przez chwilę na Jessie, po czym położył się obok. Niezwykłą przyjemność sprawiał Chase'owi dotyk obnażonych ciał.
Dziewczyna nie odrywała od niego wzroku i w cudownie delikatny sposób błądziła dłońmi po jego torsie.
– Zamierzasz się tak zachowywać w stosunku do każdego mężczyzny, który cię zapragnie? – spytał drwiącym tonem, choć zależało mu na poważnej odpowiedzi.
– Do tej pory nic podobnego nie zrobiłam – odparła.
– Co nie znaczy, że nie zrobisz.
– Oczywiście, że nie. Popatrzył na nią uważnie.
– Jessie…
Wbiła mu palce we włosy.
– Zamknij się wreszcie i kochaj mnie, Chase.