Chase obudził się o świcie. Nie spieszyło mu się na ranczo. Przez całą drogę obmyślał, co właściwie ma powiedzieć Jessie. Zniszczył jej pierwsze doświadczenie miłosne i pragnął za wszelką cenę jakoś jej to wynagrodzić.
Rachel siedziała na ganku. Suknia o barwie wiosennej zieleni, z białymi falbankami zebranymi z tyłu w turniurę podkreślała jej urodę. Jasne włosy uczesała w węzeł na karku, na skroniach wiły się niesforne loczki.
W tej fryzurze i stroju prezentowała się niezwykle elegancko; zawsze zresztą była bardzo elegancka i opanowana, jakby nic nie mogło zakłócić jej spokoju. Właśnie ta cecha Rachel, jej nienaturalna wręcz zdolność do samokontroli, bardzo irytowała Chase'a.
– Dobry Boże, Chase, wyglądasz, jakbyś całą noc spędził poza domem – powiedziała, gdy zbliżył się do werandy.
Uśmiechnął się, pocierając zarośnięty podbródek.
– Bo tak też się stało. Nie mogłem spać i wybrałem się na przejażdżkę. Tylko że potem zgubiłem drogę w ciemnościach i spałem na dworze aż do świtu.
Potrząsnęła głową.
– To zupełnie do ciebie niepodobne.
– Bo odkąd tu przyjechałem zachowuję się zupełnie inaczej niż zwykle – odparował. – Ta twoja córeczka naprawdę zmienia ludzi.
Udała, że nie słyszy.
– Coś mi się obiło o uszy, że miałeś dzisiaj rano rozpocząć pracę.
Chase bardzo się zawstydził. Kompletnie o tym zapomniał.
– Rzeczywiście! Jessie już pojechała?
– Nie wiem – odparła Rachel z westchnieniem. – Ona mi przecież nigdy nic nie mówi.
– Witam szanownych państwa. – Jeb wszedł na ganek i dostrzegł Chase'a. – Zauważyłem, że pański koń nie spał w nocy w swoim boksie. Wrócił pan właśnie z jakiejś wyprawy?
– Mhm – mruknął Chase, nie chcąc udzielać żadnych wyjaśnień.
Jeb mruknął coś pod nosem i, pokazując Chase'owi plecy, zwrócił się do Rachel:
– Powinna pani to chyba obejrzeć, zanim znów się tak pani zdenerwuje jak wtedy – powiedział zrzędliwie.
Wyrwała mu z dłoni kartkę i przeczytała ją szybko.
– Tylko nie to! – jęknęła.
Chase zeskoczył z konia i również przeczytał liścik.
Jeb,
muszę wyjechać. Pilnuj rancza. Powiedz Mitchowi, ażeby rozpoczął spęd beze mnie, jeśli nie zdążę na czas. On na pewno sobie poradni. Wiesz, gdzie mnie szukać, gdybym była potrzebna.
– Dokąd tym razem pojechała? – spytał Chase.
– Tam, gdzie poprzednio – odparł burkliwie stary.
– Znowu ta sama gadka?! – wybuchnął Chase.
– Wiesz, gdzie ona jest. Musisz jej poszukać – powiedziała Rachel.
– Nie mogę. – Pokręcił z uporem głową. – Przynajmniej dopóki nie będzie potrzebna. Tak sobie życzy.
Rachel popatrzyła na niego. W jej ogromnych oczach czaił się niepokój.
– Dobrze – jęknął. – Nie jeździłem tyle na koniu od czasu, gdy szukałem ojca po całej Kalifornii.
Położyła mu rękę na ramieniu.
– Nawet nie wiesz, jaka ci jestem wdzięczna.
– Wiem – odparł. – Ale twoja córeczka wcale się nie ucieszy, kiedy ją znajdę.
Perspektywa powtórnego szukania wiatru w polu nie napawała go radością, tym bardziej że po tym, co zaszło w nocy, czuł się winny zniknięcia dziewczyny. Wiedział, że tym razem uciekła przez niego.