Rozdział 16

Chase budził się wolno. Nieprzyjemne pulsowanie z tyłu głowy potęgowało uczucie rozbicia i oszołomienia. Bolały go ramiona, miał zdrętwiałe ręce. Co, u diabła?!

Otworzył oczy. Wokół stały wigwamy, a nieopodal siedziała grupka Indian. Kiedy spróbował poruszyć rękami, twarde rzemienie wbiły mu się w przeguby. Cierpienie rozjaśniło jednak umysł. Chase jęknął, żałując, że w ogóle się obudził.

Jeden z Indian usłyszał jęk. Dwaj wojownicy wstali i podeszli bliżej, spoglądając z góry na swego jeńca, który siedział na ziemi, a ręce miał przywiązane do słupa. Gdy podniósł na nich wzrok, starał się ukryć strach. Indianie wydawali się wprawdzie młodzi, młodsi od niego, ale wcale nie poprawiało mu to samopoczucia.

– Złamałeś warunki traktatu, blada twarzy – rzekł wyższy. – Poniesiesz za to karę, ale najpierw nam powiesz, kto cię tu przysłał na przeszpiegi.

Chase nie rozpoznał w mówiącym mężczyzny, którego widział nad wodą z Jessie. Dostrzegł jednak jego niebieskie oczy, nieindiańskie rysy twarzy i zaryzykował:

– jesteś w połowie biały, prawda?

– Pytania zadaję ja, ty odpowiadasz – odparł szorstko Indianin.

– To absurd! – powiedział niecierpliwie Chase. – Nie wiem, kto mnie zaatakował, ale ten ktoś popełnił błąd. Nie pochodzę z tych stron i nie wiem o żadnym traktacie. Wcale was zresztą nie szpiegowałem.

Czekał, aż dwaj mężczyźni przestaną konferować w swoim rodzimym języku. Wyższy popatrzył na niego ze złością.

– Polujący na Czarnego Niedźwiedzia twierdzi, że kłamiesz. To on cię pojmał. Zobaczył, że chowasz się na brzegu rzeki i obserwujesz naszą wioskę. Sądzi, że przysłała cię tu armia, toteż dowie się prawdy, nawet jeśli będzie ją musiał z ciebie wydusić.

Summers poczuł ściskanie w żołądku.

– To nie ma sensu. Przybyłem do waszej osady, aby odnaleźć Jessicę Blair. Wiem, że tu jest. Zapytajcie ją o mnie.

Indianie znów zaczęli wymieniać uwagi, a po chwili niższy odszedł na bok z gniewną miną. Kiedy Chase spojrzał na odprężoną, uśmiechniętą twarz drugiego, poczuł nadzieję.

– Powinieneś był od tego zacząć – rzekł wojownik z naganą w głosie.

– Rozumiem – odparł Chase. – Twój przyjaciel nie wydawał się jednak zachwycony takim obrotem sprawy.

– Nie. On wolałby cię zabić. Chase zbladł jak ściana.

– Czy tak właśnie karzecie za złamanie traktatu? Przecież armia by wam tego nie darowała.

– Armia opuściła ten teren na nasze żądanie. Zniszczyliśmy forty i zmusiliśmy żołnierzy do odwrotu. Nie zerwaliby porozumienia dla jednego człowieka, nawet gdyby oni sami go tu przysłali. Ten teren należy do Czejenów i Siuksów, a armia przyjęła do wiadomości, że biali nie mają tu wstępu.

– Jessice Blair wolno łamać wszelkie reguły? Indianin zmarszczył czoło.

– Ona jest naszą przyjaciółką. A ty kim? – spytał z poważną miną.

– Jessie dobrze mnie zna. Jeśli tylko jej powiesz, że Chase Summers…

– Chase… – powtórzył Indianin. Oczy zwęziły mu się w szparki. – Myślę, że Podobna odda cię raczej mojemu bratu.

Wygłosiwszy te złowieszcze słowa, odszedł. Chase usiłował go zawrócić, ale nadaremnie.

Dlaczego wojownik tak nagle rozgniewał się? Przecież Chase wyjawił mu jedynie swe nazwisko. Ogarnął go niepokój. Widocznie Jessie opowiadała o nim i na pewno nie było to nic miłego.

Słońce zaszło, lecz nadal nikt się przy jeńcu nie pojawił. Indianie siedzący przy ognisku ułożyli się do snu, a Chase'em nikt się nie interesował. Próbował rozluźnić więzy, ale nadaremnie – okazały się mocne.

W końcu nadeszła Jessie w towarzystwie niebieskookiego Indianina. Początkowo Chase jej nie poznał. W indiańskiej spódnicy i mokasynach, z włosami zaplecionymi w warkocze wyglądała jak Indianka. Jej twarz była nieprzenikniona. Czy zjawiła się, aby mu pomóc, czy też szydzić z kłopotliwego położenia, w jakim się znalazł?

– Szkoda, że nie zjawiłaś się nieco "wcześniej – rzekł, siląc się na swobodny ton.

Ani drgnęła.

– Spałam. Biały Grzmot nie chciał mnie budzić tylko po to, aby mi powiedzieć, że tu jesteś. I tak nigdzie się przecież nie wybierasz.

– Dzięki. Przymrużyła oczy.

– Zachowaj dla siebie swój sarkazm, Summers. Sam się wpakowałeś w tę kabałę.

– Niech to diabli! Przyjechałem po ciebie! – krzyknął Chase.

Biały Grzmot postąpił parę kroków w ich stronę, ale Jessie chwyciła go za ramię. Potem odciągnęła Indianina na bok. Zaczęli głośno dyskutować. Wreszcie dziewczyna wróciła do Chase'a.

– Znasz ich język? – spytał ze zdziwieniem.

– Tak.

– O co chodzi?

– Nie podobały mu się twoje wrzaski. Teraz posłuchaj. Rozumiem, że się denerwujesz, ale staraj się zachowywać grzecznie. Po co masz go jeszcze bardziej zirytować, skoro chce cię tu zostawić?

– Dlaczego? – spytał Chase. – Co ty mu, u diabła, o mnie nagadałaś?

– Wyłącznie prawdę. Że mnie wykorzystałeś. Miałeś swoją przyjemność, a potem się przestraszyłeś, że będę chciała cię zaciągnąć do ołtarza. Zaprzeczysz?

– Nie pozwoliłaś mi niczego wytłumaczyć.

– Bo nie było nic do tłumaczenia. Wszystko jest jasne -powiedziała sztywno.

Boże, jak bardzo pragnął strząsnąć z niej to opanowanie!

– Co z tobą, Jessie?! Mógłbym powiedzieć to samo o tobie. Miałaś swoją przyjemność. Wykorzystałaś mnie. Co by było, gdybym zaczął nalegać na ślub?

– Nie bądź śmieszny! – warknęła.

– Dobrze się zastanów: kto by się wtedy wycofał – ty czy ja?

– Nie nalegałbyś na małżeństwo – powiedziała cicho. -Nie dałeś mi też szansy na to, abym mogła się przekonać, co czuję.

Żal w głosie dziewczyny chwycił go za serce.

– Wyznałem ci przecież szczerze, że mi przykro. Nie kłamałem. Może ty nie uznałaś utraty dziewictwa za coś nadzwyczajnego, ale ja byłem tak tym poruszony, że nie wiedziałem, co plotę.

– Nasza dyskusja jest bezcelowa. Chcę o wszystkim zapomnieć.

– Nie podzielam twego punktu widzenia, szczególnie w sytuacji, kiedy twój indiański przyjaciel zamierza poderżnąć mi gardło.

– Skoro już musisz wiedzieć, nie opowiadałam mu wiele. Dostrzegł moje przygnębienie i wyciągnął własne wnioski. Po prostu bardzo się o mnie troszczy.

– Kim on jest dla ciebie, jeśli wolno wiedzieć?

– Bardzo bliskim przyjacielem. A ty już za długo zwlekasz z wyjaśnieniem, co tu właściwie robisz.

– Jak bardzo bliskim?

– Nieważne! – warknęła Jessie. – Co takiego wydarzyło się na ranczu, że musiałeś przyjechać?

– Nic.

– Nic? – W jej oczach zapłonęły niebezpieczne błyski. – Tylko mi nie mów, że Rachel znowu cię wysłała na przeszpiegi!

– Bardzo się martwiła…

– Niech to diabli! – wybuchnęła Jessie. – Czy ona traktuje cię jak pieska, takiego pieszczoszka, co to przybiega na każde zawołanie? Mogłeś przez nią zginąć!

– Ciszej! – Chase dostrzegł zmarszczone brwi Białego Grzmota i znów ogarnął go niepokój.

– Posłuchaj. – Jessie zniżyła głos. – Nie masz prawa mnie śledzić. Nie potrzebuję stróża, a nawet gdybym go potrzebowała, na pewno nie zostałbyś nim ty. Ta wioska jest dla mnie drugim domem, ale dla ciebie stanowi śmiertelną pułapkę. Masz szczęście. Polujący mógł cię przecież zabić, nie czekając na wyjaśnienia. Lepiej by było, aby szczęście nadal ci sprzyjało, bo wrócisz na ranczo sam, a ja ci nie pomogę. Znów zmarnowałeś masę czasu.

Powiedziała, że on wróci na ranczo. Przynajmniej tyle. Ale nie mógł na tym polegać. Wpatrywał się w Białego Grzmota, siedzącego przy ogniu. Kiedy Jessie zniżyła glos, Indianin odwrócił głowę i Chase zobaczył jego profil. Przypomniał sobie scenę nad potokiem i znów wpadł we wściekłość.

– Kiedy mnie uwolnią?

– Biały Grzmot zaraz rozetnie ci więzy – odparła.

– Zanim go zawołasz, odpowiedz mi na pewne pytanie, dobrze?

Jessie powinna była zachować ostrożność, ale nie dosłyszała lodowatej nuty w jego głosie.

– Jakie, Summers?

– Czy to ja ponoszę odpowiedzialność za to, że stałaś się dziwką, czy też zawsze miałaś takie skłonności? Bardzo chciałbym wiedzieć, czy powinienem czuć się winny z tego powodu.

– Oszalałeś? – wyjąkała.

– Przecież na tym właśnie polega wasza bliska przyjaźń, prawda? – spytał z okrucieństwem. – Czy też po prostu lubisz się przed nim popisywać?

– O co ci chodzi? – szepnęła.

– Widziałem was przy strumieniu – warknął Chase. – Nie obserwowałem obozu, kiedy znalazł mnie tamten Indianin. Obserwowałem ciebie. Nie ja jeden zresztą! -prychnął. – Ciekaw jestem, czy wy już…

Siarczysty policzek nie pozwolił mu dokończyć pytania.

– Ty draniu! – krzyknęła Jessie. – Jak śmiesz insynuować coś podobnego? On jest dla mnie jak brat.

Trzęsła się ze złości. Biały Grzmot stanął za jej plecami i obrócił ją twarzą do siebie. Jessie nie patrzyła mu jednak w oczy.

– Słyszałeś, co on powiedział? – spytała żałośnie.

– Tak. Wstydzisz się?

Nie musiała odpowiadać. Biały Grzmot pociągnął ją na bok.

– Chcesz, żebym go zabił? – spytał.

Chase słyszał pytanie, ale do jego uszu nie dotarła odpowiedź Jessie. Patrzył za nimi, dopóki nie zniknęli wśród namiotów, a potem przymknął oczy. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, zachował spokój. Wcale się nie bał. Przecież w przeciwnym wypadku nie odważyłby się rozgniewać kobiety, od której zależało jego życie. Sam już nic o sobie nie wiedział.

Загрузка...