Rozdział 27

Aby zawieźć Chase'a na ranczo, Jessie wynajęła wóz. Wyruszyli następnego poranka. Billy powoził, a Goldenrod szedł uwiązany do dyszla. Doc Meddly twierdził, że Chase może podróżować.

Jessie siedziała z tyłu; Chase leżał obok na brzuchu, z głową na jej kolanach. Nadal nie odzyskał przytomności, lecz doktor twierdził, że na to trzeba czasu – nie tyle z powodu rany, co alkoholu.

Niech to diabli, ależ zrobiła z siebie pośmiewisko! I dla kogo? Dla mężczyzny, który zadawał się z dziwkami! Dla ' hazardzisty! Aroganckiego, wścibskiego natręta! Nie powinna była go szukać. Czy naprawdę chciała, żeby jej dziecko wychowywał ktoś taki? W żadnym wypadku! Potrafiła sobie świetnie wyobrazić te dzisiejsze komentarze: biedna Jessie Blair, taka zakochana w swoim mężczyźnie, że potrafi mu wszystko wybaczyć, nawet to, że oberwał nożem w łóżku dziwki. Z ulgą wyjeżdżała z Cheyenne. Wiedziała, że nigdy nie uda się zatuszować tak ogromnego skandalu!

Z drugiej strony nie powinna się tym przejmować. Nadszedł czas, aby przestała dbać o to, co mówią o niej ludzie, gdyż i tak żadnej kobiecie nie uszło nigdy na sucho dziecko spoza małżeńskiego łoża.

Od samego rana męczyły ją mdłości, jeśli jednak nie jadła, mogła to jakoś wytrzymać. Teraz, na trzęsącym się wozie, żółć znowu podeszła jej do gardła. Słyszała stękanie Chase'a, lecz sama pozieleniała na twarzy i jej własny jęk zagłuszył pijackie pomruki mężczyzny. Chcąc przesunąć się jak najszybciej na bok, zsunęła głowę Summersa z kolan. Ranny upadł twarzą na deski.

Otworzył na chwilę oczy, ale przeraźliwy ból kazał mu je natychmiast zamknąć. Gdyby leżał na plecach, martwiłby się jedynie o zjawy pojawiające się w polu jego widzenia, lecz z jakiegoś niezrozumiałego powodu leżał na brzuchu i coś wytrząsało z niego wnętrzności. Z trudem znów odemknął powieki i zamrugał z niedowierzaniem, sądząc, iż tkwi w drewnianej skrzyni. Ale ta skrzynia najwyraźniej nie miała jednego boku, dzięki czemu ujrzał najjaskrawszy błękit, jaki miał kiedykolwiek okazję oglądać. Światło oślepiło go, więc Chase znów przymknął oczy. Nie odczuł jednak ulgi. Skrzynia, w której go uwięziono, trzęsła się i podskakiwała, więc – chcąc nie chcąc – przechylił się i opróżni! żołądek. Od razu poczuł się lepiej.

Odzyskawszy w niewielkim stopniu zdolność myślenia, nie ryzykując ponownego otwierania oczu, próbował się domyślić, gdzie właściwie się znajduje. Wstrząsy, twarde podłoże, ściany wysokie na pięćdziesiąt centymetrów – to wszystko nie miało najmniejszego sensu. W dodatku dochodziły go odgłosy torsji, mimo że już przecież nie wymiotował.

Musiał rozejrzeć się wokół, jeśli miał cokolwiek zrozumieć. Z wahaniem zerknął w bok, na ruchomą ścianę, która zakręciła, pojechała naprzód i znów zakręciła. Znajdował się w skrzyni, otwartej skrzyni! Potem jednak przeniósł wzrok na drugą stronę i dostrzegł jedwabiste czarne włosy, białą koszulę i kształtny tyłeczek w obcisłych spodniach.

– Jessie…? – jęknął.

Jessie nie odezwała się ani słowem, ledwo zaszczyciła go spojrzeniem. Czuła się tak, jakby miała za chwilę umrzeć. Nudności nie chciały ustąpić, mimo że w żołądku nie zostało już nic. Nadał jednak męczyły ją skurcze, tak bolesne, że dziewczyna z trudem powstrzymywała łzy.

Przesunęła się wreszcie na środek wozu. Chase przymknął oczy.

– Jeśli nie będziesz już wypruwał z siebie flaków, połóż się tutaj.

Chase odemknął powieki. Nie mógł się jednak zdobyć na odpowiedź.

– Nie słyszysz?

– Obawiam się… Obawiam się, że nie jestem najmilszym towarzyszem – wykrztusił mimo kołkowatego języka.

– Towarzystwo, rzeczywiście… – wymamrotała. – Zależy mi na twoim towarzystwie tak samo jak tobie na moim, ale przez głupie pijackie wybryki będę musiała je tolerować.

– Nie rozumiem.

– Boże! Nie możesz po prostu leżeć spokojnie? Musisz odpoczywać, a ja nie mam ochoty na pogaduszki!

Chase pomyślał, że najbardziej przydałby mu się teraz lekarz. Albo butelka whisky. Jedno z dwojga. Sen mógł jednak zwalczyć kaca.

Miejsca nie było wiele, a Jessie okupowała już połowę prowizorycznego posłania.

Przesunęła się na sam skraj legowiska, ale by się tam zmieścić, Chase musiałby położyć głowę na jej kolanach. Nie mogła mu jednak tego zaproponować, nie siadając. Usiąść zaś nie chciała, gdyż znów zrobiłoby się jej niedobrze.

Zwinięta na boku, ugięła nogę.

– Twoja poduszka.

Mimo bólu Chase zdobył się na uśmiech.

– Naprawdę?

Dostrzegła charakterystyczny błysk w jego oczach, ale tym razem jej to nie zdenerwowało. Przeciwnie, omal się nie roześmiała. Oboje mieli torsje, Chase'a, pomijając już ból spowodowany raną, na pewno trawiła gorączka. A jednak nadal miał w głowie seks. Co za typ!

– Proponuję ci tylko oparcie, więc wybij sobie z głowy te brudne myśli, Chasie Summers. – Chciała, by jej słowa zabrzmiały surowo, lecz przebijała w nich żartobliwa nuta. – Gdybym nie musiała tu tkwić, siedziałabym z pewnością na koźle, obok Billy'ego.

– Billy'ego?

– Tak. On powozi.

Chase uniósł głowę, ale znów oślepiło go słońce.

– Połóż się na brzuchu. Tak kazał lekarz – powiedziała ostro.

Zmarszczył brwi.

– Jaki znów lekarz? – spytał z irytacją w głosie. – Nigdy nie sypiam na brzuchu. Na pewno czułbym się o wiele lepiej, gdybym dotąd leżał na plecach.

– Nie mam cierpliwości do twoich fochów! – odparła ze złością. – Leż na brzuchu albo na boku, byle nie na plecach!

– Dlaczego?

– Skoro nie wiesz, to znaczy, że nie wytrzeźwiałeś na tyle, aby było warto z tobą rozmawiać.

Chase ze złością przewrócił się na bok. Uczynił to jednak wolno i ostrożnie.

Jessie umilkła. Awanturę postanowiła zrobić później, po ustąpieniu mdłości. Miała przynajmniej na co czekać.

Загрузка...